Blaski i cienie promowania polityki energetycznej w UE


Blaski i cienie promowania polityki energetycznej w UE

Tekst powstał w ramach projektu “Sympozium: Unia Europejska, euro i ekonomiczny kryzys: wspólne interesy Polski i Czech w kontekście polskiej prezydencji w UE”, wspartego przez Forum Czesko-Polskie, a organizowanego przez Centrum pro studium demokracie a kultury  z Brna (www.cdk.cz, www.revuepolitika.cz) przy współpracy Ośrodka Myśli Politycznej.

 

Mimo trudności z ujednoliceniem lokalnej i europejskiej perspektywy istnieje problematyka, która rozpala Pragę i Brukselę na tyle, że przedstawiciele obu stron potrafią usiąść przy jednym stole i przez godziny prowadzić zaangażowane i namiętne dyskusje. Chodzi o bezpieczeństwo energetyczne. W tej kwestii Republika Czeska ma wyrobione zdanie i nie boi się go bronić w Brukseli. W odróżnieniu od innych krajów regionu, może się ponadto, w największym stopniu, pochwalić krajowymi sukcesami.

Kiedy w październiku 2010 roku ówczesny minister środowiska Pavel Drobil wybierał się, na ogólnoeuropejskie spotkanie swoich ministerialnych kolegów, z projektem włączenie energii atomowej w poczet źródeł odnawialnych, musiał stawiać czoła niebywałej krytyce. W większości uzasadnionej, ponieważ jego projekt posiadał wszystkie cechy pochopnego rozwiązania przygotowanego bez elementarnej znajomości unijnego kontekstu i wiedzy o politycznych decyzjach zapadających poza granicami Republiki Czeskiej. Z pewnego punktu widzenia cała inicjatywa przyniosła jednak pozytywny skutek: posłużyła jako manifestacja skuteczności. Udowodniła,  że chociaż w niektórych obszarach Republika Czeska, ma jasną świadomość, tego, co jest jej priorytetem i narodowym interesem, a elita polityczna dysponuje wolą, aby ten interes bronić i forsować. Co oczywiście, jest miłą odmianą w porównaniu z tradycyjną, bierną postawą kraju wobec decyzji zapadających w Brukseli, bez względu na to, czy są to ustalenie dotyczące specjalistycznego problemu połowu morskich ryb, czy też podstawowych kwestii związanych ze stworzeniem stałych mechanizmów pomocy finansowej w UE (ESM ).

Ze względu na to, że polityka energetyczna oraz bezpieczeństwo energetyczne będą głównymi tematami poruszanymi przez Polskę przy okazji jej prezydencji w Radzie UE w drugiej połowie 2011 roku, zwięzła refleksja nad tym, w jaki sposób te zagadnienia są postrzegane w Republice Czeskiej – i jak udaje się dopasować ustalenia unijne do krajowych potrzeb  – może okazać się interesującą inspiracją.

 

Bezsensownie niezależna krajowa polityka energetyczna

 

Aby zrozumieć relacje między sytuacją energetyczną któregokolwiek z państw członkowskich, a polityką energetyczną Unii, trzeba rozważyć  to zagadnienie na trzech poziomach. Po pierwsze, należy sobie uświadomić, jaki rodzaj źródeł energetycznych jest dla danego kraju kluczowy, jakie są nieprzekraczalne bariery w polityce energetycznej i z czego one wynikają. Położenie geograficzne, lokalne zasoby surowców, rozwój historyczny i technologiczny, to wszystko w znacznym stopniu, determinuje narodowe zainteresowanie kwestią energetyki i przekłada się na oczekiwania w stosunku do Unii. Nie bez powodu, Austria  poprzetykana gęstą siecią rwących rzek, akcentuje źródła odnawialne, szczególnie wodne, Francja zdeterminowana historycznym pragnieniem dorównania dwóm niegdysiejszym supermocarstwom, zbudowała swoją politykę energetyczną na energii atomowej, natomiast Włochy, które mają na wyciągnięcie ręki bogate złoża północnej Afryki, preferują gaz ziemny.  

Jednak krajowe energetyki  już od dawna nie funkcjonują w pustce. Rzeczywistość Unii Europejskiej w znacznym stopniu wpływa na lokalne warunki, zarówno jeśli chodzi o mocarstwa typu Wielka Brytania czy Niemcy, jak i małe i średnie państwa, takie jak Czechy i Polska. Sztywne ramy  podstawowych energetycznych priorytetów Unii Europejskiej realizowanych  poprzez działanie aktów legislacyjnych oraz pakietu klimatyczno – energetycznego pokazują, że Unia jest mało elastycznym partnerem dla poszczególnych państw. Właśnie dlatego, muszą one dostosowywać swoją politykę energetyczną do stanowiska Brukseli.

Trzecim kluczowym obszarem jest już sama efektywność egzekwowaniu narodowych interesów energetycznych.  Mówiąc wprost, chodzi o umiejętność przeprowadzenie analizy sytuacji lokalnej i warunków panujących w UE, a następnie skuteczne wypracowanie wspólnego kompromisu, który byłby jak najbliższy postawie korzystnej dla własnego kraju.

Jak zatem prezentuje się Republika Czeska w tych trzech obszarach? I co z tego wynika dla innych krajów regionu, przede wszystkim Polski, w przededniu zbliżającej się prezydencji?

 

Raz zimno, raz gorąco?

 

Energetyka Republiki Czeskiej wspiera się na kilku podstawowych filarach. Po pierwsze, charakteryzuje się dużą różnorodnością lokalnych zasobów surowców. Czechy należą do węglowych mocarstw europejskich, mogą się również pochwalić zwiększającym się wydobyciem uranu, czy też marginalnymi, choć wysokiej jakości, zasobami ropy i gazu ziemnego. Z punktu widzenie historycznego rozwoju przemysłu, zawsze kładziono również szczególny nacisk na wypracowywanie skomplikowanej technologii ściśle związanej z lokalną tradycją energetyki jądrowej. Klimat umożliwia korzystne wykorzystanie odnawialnych zasobów energetycznych, z kolei brak dostępu do morza, przeciwnie, ogranicza krajowe możliwości dywersyfikacji dróg transportu i dostaw surowców. Istotnym czynnikiem jest także, wyraźnie konserwatywne wykształcenie, kwalifikacje i środowisko, w jakim obracają się  decydenci, zarówno w ministerstwie Przemysłu i Handlu, jak i w rządzie, czy w kierownictwach państwowych i częściowo upaństwowionych spółek energetycznych.

Taka właśnie podstawowa i topornie naszkicowana charakterystyka czeskiej polityki energetycznej układa się w dość jasną listę priorytetów. Wykorzystanie krajowych zasobów, z węglem na czele, wsparcie atomu, sceptycyzm wobec źródeł odnawialnych, dbałość o dywersyfikację szlaków transportowych surowców i uniezależnienie od rosyjskich źródeł. To wszystko wzbogacone o dodatkową świadomość faktu, że w każdym z powyższych obszarów trzeba brać pod uwagę Unię Europejską jako kluczowego gracza. 

Oczywiście, w wielu punktach, stanowisko to pozostaje w sprzeczności z projektowaną unijną polityką europejskiego sektora energetycznego. Pierwszym krytycznym punktem jest kwestia atomu,  bardzo aktualna w ostatnich tygodniach w związku z awarią elektrowni w Fukuszimie. Podczas, gdy postawa UE jest raczej sceptyczna lub też wręcz negatywna, polityczni przedstawiciele czeskiego społeczeństwa przekazują obraz energii jądrowej, jako nieodłącznego i bezdyskusyjnego elementu energetycznej mikstury. Obecne odroczenie rozbudowy Temelina o dwa kolejne reaktory nie jest spowodowane wątpliwościami związanymi z japońskim scenariuszem, ale raczej sytuacją finansową ČEZ-u oraz menadżerskimi i ekonomicznymi aspektami projektu.

Podobnie, zdania Pragi i Brukseli, rozmijają się w kwestii węgla, który ze względu na wpływ na środowisko, należy do szczególnie krytykowanych źródeł, a którego wykorzystanie zostanie znacząco ograniczone, kiedy w 2013 roku wejdą w życie nowe poprawki w ustawodawstwo dotyczącym kwot emisyjnych w ramach UE. Stały sprzeciw Czech w obszarze ochrony środowiska wynika po części z czeskiej tradycji myślenia (na przykład funkcje ministra przemysłu i handlu zajmuje osoba o zdecydowanie konserwatywnych poglądach, związana w przeszłości z przemysłem bazującym na lokalnych źródłach i centralizacji energetyki (wręcz) sowieckiego typu).

Przeciwnie, Republika Czeska zajmuje neutralną pozycję w kwestii liberalizacji krajowego rynku energetycznego: ČEZ zmuszony do przeprowadzenia unbundlingu, czyli rozdzielenia działalności dystrybucyjnej od działalności wytwórczej, bardziej na tej operacji zyskał niż stracił. Spore inwestycje na Bałkanach, rosnące znaczenie na środkowoeuropejskim rynku, stale silniejsza pozycja w UE, to wszystko stało się nagle możliwe dzięki osłabieniu jego głównych, większych rywali typu  E.ON czy EdF. Tym niemniej, unijna metoda liberalizacji oznacza komplikacje dla gazowego giganta RWE. Ten, w odróżnieniu od wcześniej rozdzielonego ČEZ- u, musiał przejść wyraźną restrukturyzację.

Tym, w czym jednak Czechy wybitnie zgadzają się z Unią, jest temat bezpieczeństwa energetycznego i dywersyfikacji dróg surowców. Republika Czeska, podobnie jak Bruksela, cały problem postrzega raczej w kategoriach ekonomicznych niż bezpieczeństwa, dlatego debata krąży zazwyczaj wokół intencji zdobycia nowych, kolejnych źródeł i dróg transportowych, niż apriorycznego koncentrowania się na osłabieniu Rosji. W znacznym stopniu, wynika to z tego, że Czechy już w latach dziewięćdziesiątych inwestowały w dywersyfikację, zarówno dostaw gazu ziemnego (połączenie z norweskimi złożami), jak ropy (rurociąg IKL) i dlatego nie odczuwają teraz potrzeby, aby w typowo polskim stylu podnosić alarm w UE przeciwko Moskwie. Obszar zainteresowania Czech koncentruje się zatem raczej na konkretnych projektach, typu pozyskiwanie funduszy na podziemne zbiorniki gazu w ramach unijnego planu odbudowy (EU Recovery Plan), niż na politycznie obliczonych gestach, takich jak wytworzenie jednorodnego mechanizmu solidarności energetycznej obecnego w traktacie lizbońskim.

Do tego momentu, sytuacja jest stosunkowo przejrzysta: z jednej strony pozostaje wyraźnie określona czeska polityka energetyczna ze zidentyfikowanymi obszarami zainteresowania i wizjami swojego dalszego funkcjonowania, z drugiej zaś strony, masywny gigant unijnej energetyki zbudowany na trójkącie: bezpieczeństwa energetycznego,  dbałości o środowisko i wewnętrznego rynku energetycznego. To oczywiste, że z własnej woli oba te podmioty nie będą funkcjonować wspólnie. Z jakimi zatem kartami przetargowymi i z jaką strategią Republika Czeska forsuje swoją wizję na europejskiej niwie?

 

UE vs. Czechy: jeden do jednego

 

Kluczowym odkryciem, mówiąc wprost, jest uświadomienie sobie, że Republika Czeska w tym obszarze występuje na zasadach równego partnera UE, a nie jej klienta. Mimo wszystkich zastrzeżeń, w stosunku do krajowej energetyki, takich jak fakt, że z punktu widzenia uzależnienia od importu znacznie przewyższamy średnią wśród państw EU, to jednak kraj jest z jednym z ostatnich, dwóch europejskich eksporterów czystej energii, ma niezawodny i stabilny rynek energetyczny, bardzo dobrą dywersyfikację dostaw ropy i gazu ziemnego, największy procent zbiorników gazu na obywatela w EU, to tutaj powstała środkowoeuropejska giełda akcji energią, odbył się czesko- słowacki market coupling i tak dalej.      

Odrobienie całej tej „pracy domowej” umożliwiło potem Czechom występowanie na arenie europejskiej z pozycji małego, ale wiarygodnego gracza posiadającego wizję i jasno określone priorytety, nawet jeżeli nie mogącego się poszczycić wyważoną kulturą polityczną. Było to szczególnie widoczne, w okresie czeskiej prezydencji w 2009 roku, kiedy przy całościowej negatywnej ocenie związanej z upadkiem rządu, w obszarze polityki energetycznej kraj został bardzo pozytywnie oceniony przez wszystkie strony.

Osiągnięte krajowe sukcesy Republiki Czeskiej podważają częste twierdzenia państw starej piętnastki, że nowi członkowie UE, przede wszystkim, krzykliwie dopominają się gwarancji bezpieczeństwa energetycznego wszystkich możliwych surowców, sami zaś nie są skłonni inwestować własnego wysiłku i kapitału.    

Biorąc pod uwagę powyższy kontekst i mając w świadomości relatywnie małą rolę Czech, jaką odgrywają w mechanizmach UE, można obrać bardzo pragmatyczny kurs wobec polityki energetycznej w Unii. Wykorzystać szanse i udogodnienia, które z niej wynikają (jednorodne prawo w obszarze wspólnego rynku), a zminimalizować potencjalne szkody, przede wszystkim związane z wymogami ochrony środowiska. Typowym przykładem takiego stanowiska były negocjacje dotyczące pozwoleń na emisję, podczas których Czechy skorzystały z polskich działań w celu ułatwienia ustawienia systemy EU ETS po roku 2013 i tym samym zmniejszyły presję na przemysł krajowy, nie stawiając się równocześnie w problematycznej pozycji malkontenta.

Otwartą konstatację takiej strategii możne odnaleźć w najnowszej wersji narodowej strategii energetycznej ze stycznia 2010 roku, w której z jednej strony podkreślono dążenie do wykorzystania wszelkich udogodnień związanych z Unią, aby kilka stron dalej przyznać, że nie ma możliwości spełnienia wymogów ochrony środowiska.

 

Brutalna siła zamiast dyplomacji?

 

Możliwości i ograniczenie czeskiego stanowiska w sprawie polityki energetycznej UE najlepiej podkreślają obszary wspólne z naszymi sąsiadami spod znaku orła na fladze. Polska, podobnie jak Czechy, opiera swoją energetykę na węglu, z którego pozyskuje dziewięćdziesiąt procent produkcji energii, podobnie (mimo znacznej produkcji krajowej) jest uzależniona od dostaw gazu ziemnego i ropy. Otwarte obietnice rezygnacji z programu nuklearnego zostały zawieszone w związku z rozpadem bloku sowieckiego, ale mimo to Polska nadal planuje budowę reaktora (z bardzo optymistycznym terminem zakończenia prac w latach 2020-2022).

Na pierwszy rzut oka, widać wyraźny potencjał współpracy Polski i Czech w ich podobnym podejściu do unijnego stanowiska: wspólnym problemem jest wysokie zużycie węgla, oba kraje podkreślają wagę bezpieczeństwa energetycznego i dywersyfikacji dostaw surowców energetycznych, oba odczuwają wyraźny sceptycyzm w stosunku do ekologicznych fascynacji Brukseli i wyraźnie interesują się wykorzystaniem (przede wszystkim finansowym) potencjału obecnych i przyszłych nastrojów społecznych wokół polityki energetycznej. Tym, w  czym jednak zdecydowanie się różnią, jest sposób forsowania swoich stanowisk w EU.

Warszawa przede wszystkim (niejednokrotnie w sposób absolutnie niezrozumiały) w maksymalny sposób próbuje wykorzystać swój potencjał, który posiada dzięki wielkości i bezkonkurencyjnemu położeniu w regionie, w stosunku do innych krajów Grupy Wyszehradzkiej (bez względu na deklarowaną przeciwną strategię). Dla Polski zdecydowanie bardziej charakterystyczna jest postawa raczej nieustępliwie stanowcza niż dyplomatycznie elastyczna; kraj częściej podejmuje decyzje biorąc pod uwagę położenie geostrategiczne i gwarantowane zabezpieczenia, niż chłodną ekonomiczną kalkulację za i przeciw. Generalnie, Polska jest w stanie raczej wykrwawić się na linii frontu, niż ustąpić, nawet w sytuacji, kiedy nie wiążę się to już z żadnymi taktycznymi posunięciami. Przykładem mogą być pertraktacje dotyczące rurociągu Nord Stream. Warszawa otrzymała na początku ofertę wzięcia udziału w jego realizacji, aby następnie  z niej zrezygnować ze względu na swoje interesy na Ukrainie i stracić ogromny dyplomatyczny kapitał usilnie starając się zablokować inwestycję – długo po tym, jak decyzja o budowie została już podjęta.

Można dyskutować o tym, w jakim stopniu ta asertywność wynika ze swoistego stylu dyplomatycznego, a w jakim wiąże się z wewnętrzną słabością i niespójnością polskiej energetyki. Dwudziestolecie po przewrocie zostało wykorzystane raczej po to, aby umocnić konserwatywny stan rzeczy, a nie zainwestować w ryzykowne przemiany koniecznie do przeżycia w nowym tysiącleciu. Polska ma zdecydowanie przestarzałe źródła energetyczne, pozostające daleko w tyle za silnym rozwojem ekonomicznym, podobnie jak niedoinwestowaną sieć przesyłową, przez którą Polska jest energetyczną wyspą z możliwościami importowania zaledwie 20% swojego zapotrzebowania na energię. Obietnica dojścia do 15 % udziału odnawialnych źródeł energii w całkowitej produkcji, pozostaje absolutnie mglista, a już na pewno nikt nie jest w stanie powiedzieć, jak zareaguje rynek energetyczny na sprzedaż uprawnień do emisji  EU ETS. Ze względu na preferowaną przez państwo polityką bezpieczeństwa, widoczny potencjał inwestycyjny, który tkwi w lokalnym rynku energetycznym zostaje przekazane albo w ręce lokalnych inwestorów, lub też spółek państwa, co ogranicza przypływ korzystnego kapitału. Innymi słowy, Polska choć na arenie unijnej występuje z serią interesujących i spektakularnych inicjatyw w zakresie polityki energetycznej, nie ma zaplecza w postaci dobrze funkcjonującego krajowego rynku energetycznego. 

Niezrozumiałe jest również stanowisko Warszawy w stosunku do Rosji. Polska ze względu na doświadczenie historyczne jest jednym z najbardziej zagorzałych przeciwników wpływu Moskwy w UE i zależności Unii od tamtejszych surowców. W praktyce jednak, uczyniła bardzo niewiele, aby  uwolnić się od wschodniego rurociągu. Budowa terminalu LPG w Świnoujściu i wiara w potencjał gazu łupkowego to raczej tylko małe kroczki, kiedy porzebny jest radykalny, systemowy krok w kierunku dywersyfikacji.

 

Po obu stronach jest nad czym popracować

 

Celem artykułu nie była oczywiście chęć „pouczenia“ polskich sąsiadów o tym, w jaki sposób decydować o swojej politykę energetycznej i jak forsować swoje propozycje na arenie europejskiej; same Czechy mają sporo do nadrobienia w tej dziedzinie. Z drugiej strony, porównanie warunków wyjściowych obu państw i proba wskazania w jaki sposób warunki te wywierają wpływ na np. styl w jakim forsowane są potrzeby krajowej energetyki w stosunku do Europy, może być dla obu krajów pouczające. Zarówno dla Czech, które chętnie zapominają o tym, że dla osiągnięcia sukcesu czasami trzeba także aktywnie zadziałać, a nie jedynie debatować w Pradze, jak i dla Polski, której nacisk na maksymalistyczne rozwiązania na poziomie ogolnoeuropejskim często przeszkadza w rozwiązywaniu mniejszych, ale kluczowych problemów we własnych ogródku.

 

Autor jest wykładowcą Uniwersytetu Masaryka w Brnie.

Wyświetl PDF