Europejski Bank Centralny ogłosił nowy plan skupu obligacji krajów strefy euro pogrążonych w kryzysie finansowym. Rynki zareagowały optymistycznie, politycy otworzyli szampana. Tylko jeden prezes Bundesbanku nie podziela tej radości. Okazuje się, że stanowisko Niemca jest jednym z ostatnich głosów rozsądku w eurolandzie. Entuzjazm rynków z powodu dopływu gotówki jest zrozumiały. Płynność w krajach grupy PIGS zostanie przywrócona. Już teraz nastąpił spadek rentowności obligacji hiszpańskich i włoskich, a tym samym wzrosło względem nich zaufanie. Szczególnie ucieszyli się politycy, na czele z przewodniczącym PE Martinem Schultzem, którzy ze spokojem mogą powrócić do realizacji koncepcji państwa opiekuńczego z nowymi pieniędzmi na dalszą realizację programów socjalnych. Reformy i plany dotkliwych cięć znów można odłożyć do lamusa. Czyżby?
Premier Włoch Mario Draghi dał do zrozumienia, że jedyny głos odrębny, który pojawił się w toku podejmowania decyzji przez Radę Prezesów EBC, należał do prezesa niemieckiego Banku Centralnego Jensa Weidemanna. Rada składa się z prezesów Banków Centralnych strefy i Zarządu EBC (prezes, zastępca i czterech członków). RPEBC podejmuje decyzje większością zwykłą a w sytuacjach nierozstrzygniętych decyduje głos Prezesa EBC. Według Draghiego niemiecki prezes nie zgodził się z decyzją pozostałych uczestników głosowania. Wcześniej Weidemann wyrażał się bardzo krytycznie o planie skupu nierentownych akcji. Ocenił on, że skup jest niezgodny z artykułem 131 traktatu TFUE, zakazującym wspierania rządów przez EBC. Stwierdził, że pompowanie pieniędzy w niewydolne gospodarki jest jak aplikacja narkotyku, od którego krajom objętym tą wątpliwą pomocą będzie bardzo trudno uniezależnić się. Jego głos w tej sprawie przypomina apele o spokój kierowane przez właściciela w domu, w którym szalona impreza właśnie wymyka się spod kontroli. Zwykle to gospodarz jest osobą prezentującą najbardziej trzeźwe spojrzenie na takich prywatkach. Czując za sobą kapitał, który reprezentuje gospodarka RFN i skalę pomocy, której udzieliła już krajom peryferyjnym strefy, Weidemann może czuć się analogicznie.
Oczywiście Weidemanna mało kto słucha. Dużo łatwiej zadowolić się krótkofalowym efektem i kontynuować populistyczną politykę welfare state. O bolesnych reformach i cięciach rozmawia się dużo mniej przyjemnie. W mediach ogłoszono już sukces. Zabawa w drukarnię może być kontynuowana.