Wojciech Jakóbik, “Iran: jeśli nie interwencja, to co?”

omp

25 września 2012

Komentatorzy głowią się nad zagadnieniem irańskiego programu atomowego. Pewne jest, że bomby atomowe w dyspozycji irracjonalnej dyktatury w Teheranie to poważne zagrożenie dla porządku międzynarodowego. Jak jednak pozbawić Iran perspektyw posiadania takiego oręża bez rozpętania krwawego konfliktu, który wymknie się spod kontroli?

Amerykanie po raz kolejny grożą Iranowi. Prezydent USA Barack Obama stwierdził, że „jest jeszcze pole i czas na manewry dyplomatyczne, ale to nie jest przestrzeń nieograniczona”. Dodał, że Stany Zjednoczone „zrobią wszystko co konieczne” by powstrzymać Teheran przed pozyskaniem broni atomowej. Polityk przemawiał podczas otwarcia Zgromadzenia Ogólnego ONZ[1].

Tymczasem wysoki oficjel irańskiej Straży Rewolucyjnej Generał Amir Ali Hajizadeh zagroził, że atak na instalacje atomowe może zakończyć się uderzeniem jego kraju na bazy USA w Bahrajnie, Katarze i Afganistanie. „Nie będzie krajów neutralnych w regionie” – dodał. Według „Washington Times” takie groźby są próbą odsunięcia groźby ataku Izraela na irańskie obiekty atomowe. Groźba wielostronnego a przez to wymykającego się spod kontroli konfliktu w regionie może zadziałać na wyobraźnię planistów spod znaku Gwiazdy Dawida i Orła Bielika. Co istotne, deklaracja ma miejsce w obliczu poważnych ćwiczeń wojskowych zorganizowanych przez USA i sojuszników w Zatoce Perskiej. Wobec tych działań Iran tradycyjnie już grozi zablokowaniem transportu ropy przez Cieśninę Ormuz oraz uaktywnieniem Hezbollahu i Hamasu. Izrael stoi na stanowisku, że interwencja jest niezbędna dla zmniejszenia napięcia w regionie. Obama utrzymuje jednak, że jest jeszcze miejsce na porozumienie dyplomatyczne[2].

Negocjacje w ramach grupy P5+1 (członkowie Rady Bezpieczeństwa ONZ i Niemcy) stanęły w miejscu. Zdaniem Rezy Sanati z „The National Interest” powodem zastoju jest usztywnienie amerykańskiego stanowiska. Publicysta twierdzi, że USA nastawiają się na zmianę reżimu – w tym też celu wymusiły na Unii Europejskiej wprowadzenie embarga na ropę z Iranu. Presja może sprowokować Teheran do agresywnych działań, które dadzą Stanom legitymację do interwencji. Być może na to liczą jastrzębie z Waszyngtonu. Iran ma jednak ostatnią kartę w rękawie – może wystąpić z paktu o nierozprzestrzenianiu broni masowego rażenia. Może dzięki niej grać ofiarę zmuszoną do kontynuacji programu atomowego w obawie przed agresją izraelsko-amerykańską. Opuszczenie paktu oznaczałoby jednocześnie zniesienie kontroli Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej w instalacjach irańskich. Amerykanie muszą to wziąć pod uwagę, nim popchną Iran w tym kierunku[3]. Sayed Hossein Mousavian obawia się jednak, że izraelski lobbing w Białym Domu uniemożliwi złagodzenie stanowiska amerykańskiego i nie pozwoli na przełamanie impasu w negocjacjach[4].

Z kolei analitycy Terry Miller, Brett Schaefer, Lisa Curtis, James Phillips i Helle Dale przygotowali pięć oświadczeń, które ich zdaniem powinien wygłosić Barack Obama podczas posiedzenia Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Poza wsparciem wolności słowa i wolnego rynku oraz potępieniem Palestyńczyków w ich dążeniach do uzyskania statusu permanentnego obserwatora w ONZ, autorzy tekstu namawiają Obamę do twardego obejścia się z Iranem.

Ich zdaniem obecna administracja jest zbyt łagodna wobec reżimu w Teheranie, a prezydent musi pokazać „prawdziwe przywództwo” w obliczu zagrożenia irańskiego. Według nich sankcje to za mało, ponieważ Iran nadal nie współpracuje w wystarczającym stopniu z MAEA. Są przekonani, że USA powinna zażądać mandatu RB ONZ do przeprowadzenia interwencji zbrojnej w Iranie[5].

Kto z komentatorów ma rację?

Po pierwsze, w obecnej sytuacji ekonomicznej na świecie wojna z państwem naftowym nie opłaci się żadnej ze stron. Na dłuższy konflikt nikogo nie stać, a w tym przypadku krótszy raczej nie wchodzi w grę. To drugi argument. Należy uznać, że Iran nie zwyciężyłby w takim konflikcie, ale Zachód także. Stałoby się tak, ponieważ obecność zachodnich wojsk na terenie Iranu, podobnie a może i na większą skalę niż w Afganistanie, mogłaby się przeciągać w nieskończoność. Dałoby to szansę na uzyskanie przewagi psychologicznej przez znajdujące się w defensywie siły reżimu i ostateczne wypchnięcie wojsk zachodnich z terytorium kraju. Podobny scenariusz obserwujemy obecnie w Afganistanie, został on przećwiczony w azjatyckich dżunglach przez Wietkong, a opracował go wieki temu Sun Zi. Jaki kraj zachodni stać dzisiaj na drugi Wietnam?

Problem z konwencjonalną interwencją zbrojną nie oznacza jednak, że alternatywą jest wyłącznie appeasement. Taktyka stosowana w Pakistanie i Libii, która pozwoliła USA na kontrolowanie konfliktu „z zewnątrz”, mogłaby znaleźć zastosowanie i w Iranie. Drony, narzędzia cybernetyczne i wpływ propagandy w sieci otwiera nowe możliwości przed Amerykanami i ich sojusznikami. Stuxnet i inne robaki stworzone w zachodnich laboratoriach to zapewne czubek góry lodowej ich potencjału. Kto wie, czy w Pentagonie nie powstaje już plan zwyciężenia Iranu bez konieczności wypowiedzenia wojny. Mistrz Sun Zi byłby pod wrażeniem takiego rozwiązania.


[1] http://www.washingtontimes.com/news/2012/sep/25/obama-us-will-stop-iran-developing-nukes/

[2] http://www.washingtontimes.com/news/2012/sep/23/iran-threatens-attacks-us-bases-event-war/

[3] http://nationalinterest.org/commentary/what-if-iran-leaves-the-npt-7497

[4] http://nationalinterest.org/commentary/iran-us-hostilities-must-stop-7493

[5] http://www.heritage.org/research/reports/2012/09/top-5-statements-obama-should-make-to-the-united-nations

Tagi: ,

Komentarze są niedostępne.