Wojciech Jakóbik, “Obama a Polska: wartości i interesy”

omp

7 listopada 2012

Z punktu widzenia aksjologicznego zwycięstwo Baracka Obamy w wyborach prezydenckich to klęska konserwatystów i kolejny sukces środowisk postępowych. Patrząc z punktu widzenia geopolitycznego nie należy spodziewać się szoku w postaci „drugiej Jałty”. Źródła zmiany geopolitycznej sięgają dalej, niż do początku prezydentury pierwszego czarnoskórego mieszkańca Białego Domu.

Podczas Amerykańskiej Nocy Wyborczej na kampusie Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie zorganizowanej przez Klub Jagielloński starałem się przekonywać, że jeśli chodzi o wizję polityki zagranicznej różnica między Mittem Romneyem (republikanie) a Barackiem Obamą (demokraci) polega przede wszystkim na innych koncepcjach współpracy międzynarodowej. Romney jest unilateralistą a Obama multilateralistą. To rzutuje na ich pogląd co do tego, jak rozwiązywać problemy globalne. Poza tym geopolityka w dużym stopniu determinuje politykę Stanów Zjednoczonych i będzie ją determinować w nadchodzących latach. To dotyczy Rosji, którą Amerykanie muszą przeciwstawiać Chinom, a także Europy, która słabnie i traci na znaczeniu. Uważam, że USA muszą stanąć mocniej na pacyficznej nodze. Nie oznacza to jednak, że w razie potrzeby nie tąpną mocniej nogą atlantycką. Nie amputowały sobie jej przecież.

W centrum sporu między kandydatami tegorocznych wyborów prezydenckich w USA znalazła się jednak gospodarka. Jest tak, ponieważ kryzys ekonomiczny na świecie nie mija, pojawiają się nowe potęgi gospodarcze a stare słabną. Amerykanie przekonani o swej wyjątkowości chcieli znać wizję ekonomicznej przyszłości ich kraju. Dziś wiemy, że poparli europejski model ekonomiczny firmowany przez wybranego na drugą kadencję Baracka Obamę. Z punktu widzenia geopolitycznego stało się źle, ponieważ socjalistyczne projekty Obamy mogą zaszkodzić budżetowi Stanów. Jeśli spojrzeć przez pryzmat imponderabiliów to katastrofa. Szczególnie jeśli chodzi o drogą i szkodliwą inżynierię społeczną, silnie wspieraną przez obecną administrację.

Patrząc na mapę nie musimy się obawiać szoku geopolitycznego. Jeżeli możemy mówić o jakimś przewartościowaniu, to jest ono prostą wypadkową rozrostu welfare state kosztem sektora bezpieczeństwa w Europie z jednej strony oraz słabnięciem gospodarczym tego kontynentu przy jednoczesnym wzroście znaczenia ekonomicznego Azji i Pacyfiku z drugiej. Dodając do tego kryzys tożsamościowy Zachodu, mamy rozwiązanie. Po upadku Związku Radzieckiego musiało dojść do przetasowania. Być może zahamował je 11 września 2001 r.? Tak czy inaczej – ono w końcu następuje. Zamiast tandemu USA-Chiny przeciwko ZSRR powoli wytworzy się tandem USA-Rosja kontra Chiny. To nie prezydentura Obamy spowodowała tę zmianę, podobnie jak zwycięstwo Romneya by jej nie odwróciło. Przed Barackiem Obamą stoi zadanie wyjścia naprzeciw długofalowym trendom i dobrym początkiem jego realizacji jest stworzenie nowej koncepcji obronnej Air-Sea Battle Concept oraz zakomenderowanie zwrotu do Azji w polityce zagranicznej.

Z punktu widzenia polskiego interesu nie możemy się spodziewać rewolucji i „drugiej Jałty”. To nie Obama sprzeda Polskę Rosji. To rozluźnienie więzi transatlantyckiej i dezintegracja Unii Europejskiej, mające korzenie głębiej, niż w ostatnich czterech latach amerykańskiej polityki zagranicznej, powodują, że Rzeczpospolita traci oparcie w tych dwóch kluczowych dla naszego bezpieczeństwa instytucjach i wystawia na pastwę sąsiednich potęg. Pauzę strategiczną gwarantowały Polsce silne NATO i UE a nie konserwatywny polityk w Białym Domu. Odpowiedzi na te zmiany nie należy zatem szukać w Waszyngtonie, a w Warszawie i stolicach naszego regionu.

Pomimo wielu głosów sceptycznych podczas spotkania na UEK-u w Krakowie, podtrzymuję przekonanie, że „klucz do przyszłości Polski leży na Wschodzie”. Dodałbym, że także na południu. Pomimo trudnej sytuacji w regionie Europy Środkowo-Wschodniej mamy szerokie pole do współpracy z krajami Grupy Wyszehradzkiej i szerzej – pasa od Szwecji po Chorwację – szczególnie w dziedzinie energetyki i polityki klimatycznej Unii Europejskiej. Odrzućmy kije na dyskusję na ten temat w rodzaju problemu romskiego i mniejszości węgierskiej na Słowacji. Należy spojrzeć szerzej i dalej. Jest pewna baza do współpracy, którą możemy stopniowo rozszerzać. W dobie słabnącego NATO i UE musimy to robić. To nasz priorytet. Potem przyjdzie czas myśleć o efektywnej współpracy z Waszyngtonem. Problem w tym, że jest to program wykraczający poza jedną kadencję, a takie raczej nie cieszą się dużą popularnością nad Wisłą.

Tagi: , , , ,

Komentarze są niedostępne.