Wojciech Jakóbik, “Gołębie robią bałagan w Białym Domu”

omp

9 stycznia 2013

Druga kadencja prezydenta Baracka Obamy będzie inna. O ile w czasie trwania poprzedniej w jego administracji znalazło się miejsce dla jastrzębi pamiętających czasy George’a W. Busha, o tyle teraz mają ich zastąpić gołębie o poglądach zbieżnych z Obamą. Tymczasem nad amerykańskim budżetem wisi groźba sekwestracji, która ma potencjał poważnie zaszkodzić budżetowi obronnemu USA.

Obecnie urząd Sekretarza Obrony zajmuje Leon Panetta, który zastąpił na tym miejscu Roberta Gatesa. Chociaż ten pierwszy prezentuje mniej jastrzębie stanowisko, niż Gates, to jednak obaj solidarnie obstawali przeciwko cięciom w budżecie obronnym. Teraz prezydent nominował na to stanowisko Chucka Hagela. Konserwatywne media w USA analizują jego przeszłość. Z analizy wynika, że był on przeciwnikiem interwencji konwencjonalnej, obrońcą dobrych relacji z Iranem i promotorem ugodowego podejścia do krajów muzułmańskich. Tylko w tej pierwszej sprawie jego poglądy sprawdziły się w praktyce a i to może być kwestią długiej dyskusji. Jeżeli przejmie urząd, następna kadencja upłynie pod znakiem zmniejszenia zaangażowania Amerykanów w Afganistanie i Iraku, które to kraje Demokraci chcą jak najszybciej opuścić. Nie będzie on również bronił zbrojeniówki tak stanowczo jak Panetta, czy Gates. Może się okazać zwolennikiem tzw. „racjonalizacji” wydatków czyli przeniesienia ich z sektora konwencjonalnego na mniejsze, innowacyjne projekty. Pytanie, czy Ameryka obecnie właśnie tego potrzebuje?

W przeszłości Hagel pomylił się w ocenie sytuacji na Bliskim Wschodzie. Uważał, że dialog z muzułmanami jest nieunikniony i potrzebny. Krytykował Busha za nieprzejednane stanowisko wobec krajów islamskich. Dzisiaj można jednak zauważyć, że ręka wyciągnięta przez Obamę na kairskiej uczelni podczas słynnego przemówienia z 2009 roku została niezauważona, by nie powiedzieć odtrącona. Liczący na to, że Iran stanie się w przyszłości państwem wnoszącym wkład w światową stabilizację, kandydat na Sekretarza Obrony USA również może się mylić. Faktem jest, że według ankiet Pew Research Center przychylność dla Stanów Zjednoczonych w krajach muzułmańskich jest dziś niższa, niż w okresie, gdy Obama wchodził do Białego Domu. Jeżeli Hagel nie zreflektuje się w tej sprawie, błędna polityka względem muzułmanów może go, a razem z nim USA, wiele kosztować.

Zmniejszenie zaangażowania w misje stabilizacyjne pozwoli na większą aktywność w ramach walki z terroryzmem. Tutaj okaże się pomocny, nominowany na nowego szefa CIA, John O. Brennan. To weteran wojny w Wietnamie, zapewne przez własne doświadczenie szalenie sceptyczny wobec interwencji konwencjonalnych. Pełnił on za to kluczową rolę w programie namierzanej eliminacji za pomocą dronów prowadzonym przez Agencję. Pomimo faktu, że miał rzekomo być stanowczym przeciwnikiem niedokładnego obierania celów ataków bezzałogowych maszyn, to jednak liczba tego rodzaju operacji w okresie jego urzędowania prawie zrównała się z ich ilością z ostatniej dekady. Brennan zastąpi skompromitowanego romansem generała Davida H. Petraeusa. Za jego kadencji Amerykanie skoncentrują się na realizacji zadań antyterrorystycznych w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie. To ostatnia przeszkoda na drodze do realizacji pełnego zwrotu do Azji zakomenderowanego w najnowszym amerykańskim dokumencie strategicznym. W tle nominacji krążą plotki jakoby Brennan był zamieszany w skandaliczne naruszenia standardów podczas przesłuchań podejrzanych o terroryzm. Podczas przesłuchania w Senacie na pewno zostanie zapytany o tę sprawę.

Największą ofiarą trio Obama-Hagel-Brennan może się okazać budżet zbrojeniowy, który w obliczu braku porozumienia budżetowego między partiami Senatu stoi obecnie w obliczu automatycznych cięć w wysokości 500 miliardów dolarów w ciągu 10 lat. Pisałem wielokrotnie o tej sprawie. Dziś w Pentagonie nie ma już rozmów o tym, „czy” sekwestracja nastąpi, tylko „jak” ją przetrwać. Automatyczne redukcje budżetowe zaczną wchodzić w życie w marcu. W ich wyniku do 800 tysięcy cywilnych pracowników Pięciokąta może zostać natychmiastowo zwolnionych. Ratunkiem byłby kompromis w Senacie, ale Republikanie nie chcą się zgodzić na podwyżkę podatku, a Demokraci na uszczuplenie wydatków socjalnych. Te ostatnie to prawdziwe pole do popisu dla krojczych Obamy, ale prezydent woli utrzymywać rozrośnięty sektor pomocy społecznej, który jest kluczowy dla utrzymania poparcia jego elektoratu. A zatem, już kanonicznie, zapłaci zbrojeniówka. Spadnie gotowość bojowa jednostek przygotowanych do rozmieszenia na froncie w Afganistanie, zmniejszy się morale.

Oficjel cytowany przez „Washington Times” określa to jednym słowem – bałagan. Czy Amerykanie mogą sobie na niego pozwolić w obliczu stojących przed nimi wyzwań? Stany Zjednoczone potrzebują reorganizacji, jeżeli chcą stawić czoła rosnącym Chinom i terrorystom. Jednak tego, co dzieje się na początku drugiej kadencji Baracka Obamy, nie można nazwać w ten sposób. To nie reorganizacja a chaotyczna redukcja, która może w przyszłości doprowadzić do prawdziwego nieszczęścia. Wobec tego faktu, zwykłym Amerykanom pozostaje nadzieja na to, że nie spotka ich nowe Pearl Harbor, przed którym przestrzegał odchodzący z Departamentu Obrony Leon Panetta.

Tagi: ,

Komentarze są niedostępne.