Czytanie książek a sprawa polska

omp

31 stycznia 2013

Książki sprzedają się w Polsce coraz gorzej i coraz mniej Polaków je czyta. Owszem, zdarzają się hity, także wśród dzieł o dużych walorach intelektualnych, ale sporadycznie i głównie za sprawą różnych środowiskowych skandali, bądź ataków ze strony przeciwników ideowych lub politycznych (wtedy wokół atakowanego autora zwierają się szeregi obrońców – niestety, czasem nadmiernie go gloryfikujące). Szanse na szersze zaistnienie mają też dzieła autorów dobrze osadzonych w przestrzeni medialnej – tzn. gdy ich koledzy-publicyści zechcą je zarekomendować np. w poczytnym tygodniku. Jednak zdecydowana większość dobrych książek po prostu przepada bez echa. Mało kto je kupuje, jeszcze gorzej jest z recenzjami i omówieniami. Polemiki inne niż spod znaku personalnej napaści niemal nie istnieją. Co prawda, można mówić, że mamy kryzys i książki przegrywają z bardziej podstawowymi dobrami na listach zakupów skrojonych w ryzach kurczących się domowych budżetów. Ponadto rynek wydawniczy mimo wszystko wciąż oferuje dość pokaźną ilość nowości i tym mocniej trzeba się zastanawiać, które z nich wybrać. Coraz więcej także ma do zaoferowania Internet. Czy jednak faktycznie można ową pogłębiającą się zapaść na rynku księgarskim tłumaczyć przede wszystkim kondycją finansową Polaków i wybieraniem przez nich Internetu? Z pewnością nie.

Książki przestają być kupowane – i w konsekwencji czytane – także dlatego, że są uważane za … zbyt wymagające – bo są (za) długie w porównaniu z tym, co można przeczytać w Internecie i jakby przeważnie trudniejsze w odbiorze. Zmieniają się także trendy społeczne i kulturowe związane z postrzeganiem tego, co w życiu ważne i co człowieka uszlachetnia. Im większe stają się ega, tym mniejsze są ich właścicieli względem siebie samych wymagania… Co z tego, że przybywa nam ludzi o wyższym wykształceniu, skoro ono nic w zasadzie nie znaczy wobec degrengolady poziomu studiów (czyli mówiąc wprost studentów, co dość zgodnie przyznają wykładowcy bardzo różnych uczelni), a już na pewno nie to, że wiąże się z nim rzeczywista aspiracja intelektualna (jej zaś tradycyjnym wyrazem była chęć bycia oczytanym), a nie ledwie prosta chęć posiadania dyplomu, bo wypada bądź się opłaci.

Można się oczywiście spierać, czy to wszystko stanowi poważny problem. Nam się wydaje, że jednak tak, że bez pokaźnej (oczywiście w rozsądnych proporcjach) warstwy ludzi czytających książki poważne, dyskutujących o nich a przynajmniej o nich myślących, będziemy jako naród, jako wspólnota polityczna, marnieć. W trudnych dla Polaków czasach naszą siłą było również to, że mieliśmy oczytane elity – dzięki m.in. temu właśnie myślące samodzielnie i sprawnie analizujące rzeczywistość. Teraz także mamy wielkie aspiracje, chcemy odgrywać – przynajmniej taka opinia dominuje po ‘prawej’ stronie – znaczącą rolę w Europie. Przykro to powiedzieć, ale jeśli intelektualnie się rozbroimy – a nieczytanie książek to jedna z najprostszych do tego dróg – to nasze pragnienia podmiotowości, niepoddawania się presji politycznej czy kulturowej ze Wschodu czy Zachodu, okażą się ledwie rojeniami.

Oczywiście, z samych lektur dobrej polityki się nie stworzy. Ale bez lektur także nie da się jej wypracować. Nie będzie też należytej oddolnej presji by ją prowadzić, jeśli nasze elity lokalne będą wątłe, a takowe na pewno się staną (o ile już nie są), jeśli nie wzrosną na tradycyjnym podglebiu: ogólnej życiowej mądrości wyniesionej z tak tu zachwalanej lektury różnych dzieł. Więc skończmy nieco górnolotnie i może z pewną dozą przesady, acz przynajmniej z jasnym komunikatem: chcesz wielkiej Polski – czytaj dobre książki!

Komentarze są niedostępne.