Przyczynek do dyskusji o polskiej tradycji wolnorynkowej

omp

18 lutego 2013

Czy powinniśmy być skonfundowani własną otwartością? Niebawem przedstawimy kolejne tomy z serii Biblioteka Klasyki Polskiej Myśli Politycznej – a wśród nich a to wybór pism syndykalisty Kazimierza Zakrzewskiego, a to wybór pism solidarysty Leopolda Caro, a to wybór pism socjalisty Edwarda Abramowskiego. Całe szczęście, że niedawno opublikowaliśmy anty-etatystę Adama Heydla (polecamy tom pt. “Liberalizm i etatyzm” - http://omp.org.pl/ksiazka.php?idKsiazki=236). Generalnie wolnorynkowa tradycja w polskim myśleniu nie jest zbyt mocno zakorzeniona – co przekłada się na niezbyt dużą reprezentację wiernych jej myślicieli w panteonie klasyków polskiej myśli (a będąc tej tradycji przychylni, chętnie ich przecież przypominamy i popularyzujemy). Można to tłumaczyć w bardzo prozaiczny sposób – w XIX i XX wieku, gdy w paru krajach wolnorynkowe tradycje (nie wdając się tu w rozliczne kłopoty z ich precyzyjnym zdefiniowaniem) rozwijały się nie tylko w wymiarze intelektualnym, ale i praktyki funkcjonowania państw (przynajmniej w pewnych długich okresach czasu), w Polsce (zwykle wówczas zniewolonej) szanse na budowanie instytucji wolnorynkowych (znów bez wchodzenia w spór, jakie konkretnie miałyby one być) były oględnie mówiąc ograniczone. A że polscy myśliciele generalnie rzecz biorąc – wbrew upartemu wrzucaniu ich do wora mało refleksyjnego choć ekspresywnego romantyzmu – raczej twardo stąpali po ziemi, to i szukali rozwiązań pośród realnie istniejących możliwości.

Adam Heydel (1893-1941)

Całkiem sporo wolnorynkowców było w II RP, ale i oni dalecy byli od uwikłanej w abstrakcyjne idee wolnorynkowej ortodoksji, zdawali bowiem sobie sprawę, że społeczeństwo jest jakie jest (jeśli chodzi o jego przyzwyczajenia/strukturę etc.), hierarchia celów narodowych także szczególna i niesprzyjająca ryzykownym eksperymentom – trzeba było scalić ziemie przez ponad 100 lat funkcjonujące w trzech kompletnie odmiennych organizmach politycznych, gospodarczych i administracyjnych (!) – i nie dało się tego procesu pozostawić samemu sobie; a ponadto i przede wszystkim, trzeba było cały czas mieć na uwadze realne zagrożenie utraty ledwo co odzyskanej niepodległości. Dlatego Heydel, Krzyżanowski, Rybarski, czy Zweig promowali liberalizm gospodarczy, krytykowali etatyzm, ale nie chcieli konstruktywizmu etatystycznego zastąpić konstruktywizmem wolnorynkowym (kolejny raz zastrzeżenie: operujemy tu celowo uproszczonymi kategoriami), czyli aplikacją mechanizmów wolnego rynku bez baczenia na grunt, gdzie chciano by je zaszczepić. Ich rozważania nie były zatem efekciarskie, ale to tylko czyni polską tradycję wolnorynkową jeszcze bardziej interesującą i ciągle intelektualnie inspirującą. To była bowiem sztuka, odnaleźć się z nią w takich, jak w Polsce okresu międzywojennego, realiach. Wolnorynkowcom angielskim czy amerykańskim na pewno było dużo łatwiej…

Tagi: , , , ,

Komentarze są niedostępne.