Po naukę do II RP

omp

14 czerwca 2013

W uproszczeniu dzieje polityczne Polaków ostatniego stulecia można dzielić na czas, gdy narzekają na brak demokracji w Polsce i czas, gdy narzekają na jakość polskiej demokracji. Przerywniki były bardzo krótkie (radość z odzyskanej demokracji), wyjątek też stanowią zawsze aktualnie rządzący i ich zwolennicy, twierdzący przeważnie, że z demokracją w Polsce jest wszystko w porządku (co najwyżej mówią, że to inni nie dorośli do demokracji). Gdy czyta się literaturę polityczną II RP, podobieństwa z ocenami padającymi w III RP są uderzające – tzn. krytyka tych samych wad – marnej jakości elit politycznych, partyjniactwa, defektów ustrojowych, niewyrobienia politycznego bądź politycznej obojętności dużej części społeczeństwa itp. Niekiedy w tej krytyce było i jest sporo przesady a nawet egzaltacji, dużo też w niej interesowności (gdy nie chodzi o to, jak kto rządzi, lecz kto rządzi – my czy oni), niemniej zasadność wielu obserwacji pozostaje bezsprzeczna. Z naszego punktu widzenia jednym z powodów powtarzania się różnych wad (przynajmniej co do ich istoty, bo formy się zmieniają wraz z rewolucyjnymi niekiedy w skali przemianami ustrojowymi czy w kulturze politycznej) jest brak chęci, by skorzystać ze znakomitego intelektualnie materiału, jaki pozostał nam po myśli politycznej II RP.

Władysław Leopold Jaworski, Stanisław Estreicher, Maciej Starzewski, Antoni Peretiatkowicz, Roman Rybarski, Ignacy Czuma, Antoni Szymański, Adam Heydel i wielu innych autorów znakomicie opisało defekty teorii i praktyki polskiej polityki Dwudziestolecia (choć oczywiście również twórcy najbardziej przenikliwych analiz także potrafili brnąć w ślepe zaułki i proponować rozwiązania z różnych powodów ułomne). Jakość współczesnego myślenia politycznego Polaków – tych, którzy deklarują, że refleksję o polityce traktują poważnie – byłaby lepsza, gdyby ten dorobek sobie przyswoili, przemyśleli i wyciągnęli wnioski. A im myślenie polityczne na wyższym poziomie, tym wyższa jakość praktycznej polityki , a przynajmniej większe na to są szanse, bo prostej zależności tu nie ma.

A oto dwa przykłady ‘z brzegu’ na potwierdzenie tezy, że pewne dylematy stale powracają…

Tak Stanisław Estreicher (1869-1939), wybitny konserwatywny prawnik i publicysta, pisał o stopniach degeneracji przywództwa partyjnego w II RP:

Skoro brakuje elity, wykształconej w szkole doświadczenia i realnego życia, wysuwają się na czoło partii doktrynerzy, ludzie z pewnością dobrej wiary i gołębiego serca, ale niezdolni do posunięć taktycznych, do stopniowego urzeczywistniania programu, wyznawcy hasła „wszystko albo nic”, nie liczący się z położeniem, z względami na dobro państwa, skłonni tylko do licytowania się na tle czystości doktryny. I ci nie są jeszcze najgorsi. Gorsi od nich bywają przywódcy innego typu: krzykliwi demagogowie, poparci popularnością zdobytą na wiecach i w gazetach, umiejący przelicytować w razie potrzeby swoim radykalizmem wszystkich. Albo też zjawiają się najgorsi: geszefciarze i spryciarze, szukający w polityce zysku bądź to dla siebie, bądź dla partii, łatwo frymarczący nawet programem partyjnym. Dobrze zorganizowana partia to sito, przepuszczające do elity tylko wyższej miary polityków. Źle zorganizowana partia dostaje się z braku należytej selekcji pod komendę klik nie elit. (Walka z partyjniactwem, Kraków 1929).

I jeszcze raz Stanisław Estreicher, w duchu bliskim przeciwnikom obecnej ordynacji wyborczej, a zarazem jako ilustracja w sumie oczywistej tezy, że w tzw. demokracji liberalnej pewne problemy wiecznie żywe:

[...] ordynacja proporcjonalna, właściwa Polsce, stwarza w obrębie partii dyktaturę elit, względnie klik kierujących wyborami. Oddanie maszyny wyborczej w ręce przywódców stronnictw jest zjawiskiem i gdzie indziej spotykanym – ale przy naszym proporcjonalnym systemie głosowania występuje ono jak najjaskrawiej. Posłów tylko pozornie wybiera ludność, w rzeczywistości ma ona na wybór mały wpływ; ona tylko decyduje o sukcesie pewnego numeru listy i to wedle swojej sympatii do stojącego na jej czele kandydata; lecz o tym, komu przypadnie z tego numeru mandat, decydują elity względnie kliki partyjne. Nie należy zresztą zapominać, że polska konstytucja wprowadziła ten sposób nominacji partyjnej nie tylko przy wyborach do Sejmu, ale i do drugiej Izby – do Senatu! Podczas gdy gdzie indziej jedna tylko Izba jest emanacją partii, a druga może być korekturą tego faktu, u nas obie Izby otrzymują mandaty z rąk klik partyjnych. Tak więc w Polsce dyktatura maszyny partyjnej doprowadza do złożenia obu Izb z reprezentantów i pionków partyjnych. Jest to okoliczność, nadająca pytaniu: elita czy klika? podwójnie doniosłe znaczenie. Wcale nie myślę przeczyć, że wpływ przywódców partyjnych na wybory istnieje wszędzie i że nawet w pewnym zakresie jest pożądany jako gwarancja rozważnego stawiania kandydatów. Tam, gdzie na czele partii stoi elita, ma to z pewnością dodatnie strony – ale tam, gdzie maszyna partyjna znajduje się w ręku kliki, a tak jest wszędzie, gdzie partie nie są w stanie przeprowadzić należytej selekcji swoich przywódców – tam dyktatura wyborcza kliki jest objawem szczególnie niebezpiecznym. (tamże)

Jak widać, spór o rolę partii w demokracji i wpływie na ich pozycję typu ordynacji wyborczej, nie jest “wynalazkiem” ostatnich kilku lat. Niektóre teraz przytaczane argumenty, padały już wiele dziesiątków lat temu w arcyciekawej (stojącej – można zaryzykować tezę – na znacznie wyższym niż obecnie poziomie, a mimo to wcale nie prowadzącej do wprowadzenia znakomitych rozwiązań praktycznych) dyskusji polityczno-ideowo-ustrojowej w II RP. Tak problem związku ordynacji na pozycję partii kwitował Stanisław Estreicher w 1921 r., niedługo po uchwaleniu kontrowersyjnej Konstytucji marcowej, gdy znaczna część wiodących sił politycznych (np. endecy i ludowcy) forsowała rozwiązania czyniące z Sejmu główne ogniwo ustrojowe odbudowanego państwa, ale – jak twierdzili krytycy tej tendencji – nie zapewniając należytej nad nim kontroli a w nim odpowiedniego wyważenia proporcji między jego reprezentatywnością względem preferencji Polaków a sprawnością działania i zdolnością do wyłonienia silnego rządu (stary, nigdy nierozwiązany [?] polski problem):

Jest to powszechnie uznaną cechą wyborów proporcjonalnych, że czynią zależnym cały przebieg i wynik wyborów od organizacji partyjnych – fakt, nad którym jedni ubolewają, drudzy znajdują go pomyślnym; w każdym razie skład naszego Sejmu będzie rezultatem decyzji naczelnych komitetów partyjnych, dyktujących ludności swych kandydatów, niemal nominujących osoby przyszłych posłów. Element partyjny, oceniający każdy fakt, każde sporne pytanie, ze swego punktu widzenia, będzie miał więc i przy wyborach, i przy działaniu Sejmu znaczenie decydujące (Przewodnia myśl konstytucji polskiej w porównaniu do konstytucji obcych)

Więcej tekstów Stanisława Estreichera można przeczytać na stronie http://polskietradycje.pl/authors.php?author=129, a także w wyborze pism Konserwatyzm krakowski - wkrótce dostępnym w księgarni internetowej OMP – http://www.omp.org.pl/ksiegarniaSeria.php?idKsiazkiSerieSpis=8, gdzie już teraz można nabyć tomy z pismami innych wybitnych myślicieli II RP, np. Macieja Starzewskiego (Demokracja i totalizm, http://www.omp.org.pl/ksiazka.php?idKsiazki=235) i Adama Heydla (Liberalizm i etatyzm – http://www.omp.org.pl/ksiazka.php?idKsiazki=236). Polecamy.

Tagi: ,

Komentarze są niedostępne.