Część postępowców zatrwożyła się stanem (nie)wiedzy historycznej młodzieży dopiero gdy okazało się, że licealiści nie wiedzą kim był Tadeusz Mazowiecki. Cóż, dowodów, że z tą wiedzą i świadomością historyczną jest bardzo źle było wcześniej bez liku – ale dotąd te środowiska lekceważyły je, traktując historię jako przedmiot nieprzydatny do produkcji absolwentów zdolnych poradzić sobie na rynku pracy, a w dodatku niebezpiecznie omotany przez mających na jego punkcie obsesję konserwatystów czy po prostu prawicowców. Teraz światli edukatorzy być może się zreflektują i dostrzegą, że okazjonalne obrazki historyczne w wiadomościach wieczornych przy okazji rocznic 4 VI itp. to za mało, by ów minimalny poziom wiedzy historycznej w młode głowy wtłoczyć. Czego zatem teraz można się spodziewać? Nacisku na to, by jednak o tzw. transformacji w szkołach skuteczniej nauczać. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że zapewne owo nauczanie pod obecną władzą oświatową obejmie tylko ‘mainstreamową’, politycznie i ideologicznie motywowaną wykładnię tego, co się w Polsce działo, bez ukazania związanych z tym kontrowersji. Choć oczywiście, chcielibyśmy się mylić.