Tymczasem na szczytach władzy w UE…

omp

7 listopada 2013

To już oficjalne. Martin Schulz aspiruje do ważnego stanowiska. Będziemy nasłuchiwać w tramwajach i na przystankach Krakowa (metodą tradycyjną, nie zaś wypracowanymi przez NSA), co o tej kandydaturze mówią Europejczycy i Europejki (niegdyś znani jako Krakowianie albo nawet Polacy). Wszak wybór Przewodniczącego Komisji Europejskiej jest wydarzeniem, wobec którego trudno pozostać obojętnym i tematem dysput stać się powinien…

Nasza ironia jest w tej uwadze oczywiście podwójna.

Raz, że sprawy polityczne niezwiązane ściśle z polityką wewnątrzpolską, nawet jeżeli Polski bardzo dotyczą, mało kogo tu ekscytują – i jakkolwiek trudno masowego zainteresowania nimi się spodziewać, to jednak jego aż tak powszechny brak nie jest zjawiskiem pozytywnym.

Dwa – ów brak, jakże dla większości państw UE typowy, jaskrawo dowodzi, jak wybujałe są ega eurokratów, przekonanych, że znajdują się w centrum uwagi, a przynajmniej sądzących, że w serca i umysły mieszkańców Unii dojrzały do tego, aby scalać ich w coraz bardziej scentralizowaną polityczną strukturę. Choć oczywiście są i tacy, którzy trzeźwo oceniają sytuację i zdają sobie sprawę, iż swe konstruktywistyczne zakusy muszą realizować wbrew zdaniu “Europejczyków”, najlepiej nie dopuszczając by jakieś ‘zdanie’ w ogóle mieli.

W takim ideowym i politycznym planie, brak powszechnego zainteresowania tym, co dzieje się w “Brukseli”, jest w sumie dobrą wiadomością dla tamtejszych centralistów. Pewne swoje zamierzenia mogą przeprowadzać krok po kroku, nie konfrontując ich realnie z opinią publiczną. Tu się zwiększy kompetencje centrali, tam zmniejszy je państwom narodowym (wśród których rzecz jasna i tak są równi i równiejsi…). I tak krok po kroku na drodze do zbudowania jednego państwa(?)-monstrum.

Oczywiście budowanego ponoć dla naszego dobra, nawet jeśli tego wciąż nie pojmujemy.

Tagi: ,

Komentarze są niedostępne.