Filip Musiał

Wypełniony kontrakt – stracona szansa

Filip Musiał

1 czerwca 2010

Po sierpniu 1980 r. w „Solidarności” miało działać, lub ją wspierać, niemal 10 mln osób. Ten ruch zrzeszający jedną trzecią dorosłych Polaków nie zdołał wówczas złamać reżimu, a sam został zdławiony wprowadzonym przez Wojciecha Jaruzelskiego stanem wojennym. Osiem lat później liczebność opozycji szacowano na 55 tys. osób. To nie ich bała się władza komunistyczna najbardziej. Sen z powiek włodarzy Kremla i ich namiestników w bloku wschodnim spędzała zapaść gospodarcza sowieckiego imperium. Groziła erupcją społecznego niezadowolenia tak wielką, że mogłaby ona zmieść czerwony reżim.

Pierestrojka – wbrew dzisiejszemu przekonaniu – nie była drogą do demokracji, ale ucieczką do przodu. Socjotechnicznym zestawem sztuczek, pozwalającym na częściową liberalizację gospodarki, przy utrzymaniu przez komunistów władzy politycznej. Od połowy lat 80. w ZSRS, a od końca w pozostałych krajach bloku wschodniego realizowano plan dopuszczania do władzy wybranych środowisk opozycyjnych, na które komuniści planowali zrzucić odpowiedzialność polityczną za niezbędne, a społecznie kosztowne, reformy gospodarcze. Takie były motywacje wychwalanego dziś „reformatorskiego” skrzydła PZPR. Plan ten realizowali w czasie „okrągłego stołu”. Porozumienie zakładało, że komuniści mieli zagwarantowane 65% miejsc w Sejmie, a o pozostałe 35% walczyli z opozycją. Walczyli też o 100 miejsc w Senacie. Wybory z 4 czerwca 1989 r. były więc kontraktowe – a komuniści mieli gwarancję przewagi pozwalającej na sprawowanie władzy.

                Wbrew temu, co sądzi się obecnie, część opozycji skupiona wokół Lecha Wałęsy w czasie obrad „okrągłego stołu” nie mogła liczyć na masowe poparcie. Strajkowały zakłady, manifestowali liczni – i zróżnicowani ideowo – przeciwnicy ugody, a zdecydowana większość społeczeństwa pozostawała bierna. Odrodzenie antykomunistycznych nastrojów, nieporównywalnych, ale jednak zbliżonych do ducha „Solidarności” z okresu jej legalnej działalności nastąpiło, dopiero w czasie kampanii wyborczej. Opozycja już w pierwszej turze wyborczej zdobyła niemal wszystkie możliwe do wywalczenia w wolnym głosowaniu miejsca w Sejmie i Senacie, natomiast mandaty dla przedstawicieli reżimu pozostały nie obsadzone. Niespodziewany triumf opozycji – faktycznie przekreślający okrągłostołowy kontrakt – stał się kolejnym powodem społecznej mobilizacji, choć zgodnie z żądaniami ekipy Jaruzelskiego, skupiony wokół Wałęsy Komitet Obywatelski łagodził nastroje, by nie dopuścić do „postaw triumfalistycznych”. Wyniki wyborów kontraktowych z czerwca dawały negocjacyjnemu nurtowi opozycji społeczną zgodę na przyspieszenie zmian, szansa ta została zaprzepaszczona. Mnożono argumenty mające uzasadniać niemożność podjęcia zdecydowanych kroków w celu skutecznego demontażu reżimu. Wbrew przykładowi sąsiednich państw, które poradziły sobie z tym problemem znacznie szybciej. Pod presją wydarzeń we wschodniej Europie w Polsce pod koniec 1990 r. przeprowadzono wolne wybory prezydenckie, w efekcie których, w grudniu t.r., na fotelu głowy państwa Jaruzelskiego zastąpił Lech Wałęsa. Jednak władza ustawodawcza pozostawała wciąż w rękach posłów i senatorów „z kontraktu”. Wolne wybory do Sejmu i Senatu przeprowadzono dopiero jesienią 1991 r. – Polska była wówczas ostatnim krajem byłego bloku wschodniego, w którym wyłoniono parlament w wolnym głosowaniu.

Zdjęcie: Piotr Życieński

Tagi: ,

Wpisz odpowiedź