Geopolityczny akt oskarżenia wobec elit I RP

omp

14 sierpnia 2014

W narodowej księdze politycznych skarg i zażaleń utyskiwania na geopolitykę możemy śmiało kierować pod adresem elit Rzeczypospolitej z XVI-XVII wieku. Miały geopolityczny złoty róg w garści, wchodząc w ten okres z wieloma atutami (choć i poważnymi wyzwaniami), zasadnie aspirując do miana jednego z głównych graczy europejskich. Zawaliły właściwie wszystko, co istotne – a skutki tego ciągną się do dziś.

Pozwoliły wyemancypować się Prusom i wyrosnąć na potęgę Rosji – choć los pierwszych zależał długo głównie od nich, a i druga zaznała co to polska siła zbrojna w jej rozkwicie. Zaniedbały kwestię bałtycką i kompleks spraw na ‘zachodzie’ (choćby przez chwiejną i niekonsekwentną politykę względem Francji i Austrii), skupiając się na polityce wschodniej. Tę ostatnią też źle w efekcie – a w każdym razie nieskutecznie – prowadząc. W krótkiej perspektywie (dana bitwa, wojna czy rokowania dyplomatyczne) odnosiły wiele spektakularnych sukcesów – by długofalowo nie rozwiązać żadnych głównych problemów, albo uczynić to z korzyścią głównie dla innych (jak w przypadku sprawy tureckiej i profitów z niej płynących dla Austrii). Dobrym przykładem, jak sobie niefortunnie poczynały, było wzięcie Wazów na tron polski. Miała z tego wyrosnąć świetna kombinacja – polsko-szwedzka obręcz nad Bałtykiem. Wynikły: kilka dekad wyniszczających wojen ze Szwecją.

Do tej listy oskarżeń nie sposób nie dodać: rosnącego z czasem prymatu prywaty nad interesem publicznym (choć tu nic nie przebije wieku XVIII), oraz nieumiejętności takiego urządzenia się wewnętrznego, które wobec rozlicznych problemów zewnętrznych, pozwoliłoby z nimi skutecznie sobie radzić. Do tego owe elity gnębiły mieszczaństwo i chłopów, a nawet skrępowały skutecznie królów, nie tyle chroniąc kraj przed ich domniemanym despotyzmem, co paraliżując często ich plany wyprowadzenia Rzeczypospolitej na prostą. Wydały z siebie co prawda wielu wybitnych statystów, ale im także nie oddały na dłużej steru spraw państwowych. Owszem, nie były tak brutalne i zaborcze w stosunkach z zagranicą, jak sfery rządzące w wielu innych ówczesnych monarchiach, nie wdawały się także w krwawe wewnętrzne walki, w paru krajach będące na porządku dziennym, ale to tylko okoliczności łagodzące ogólną ocenę, a nie usprawiedliwiające tego, co źle o losie Rzeczpospolitej decydujący zrobili. Słowem – bilans błędów i zaniechań jest zatrważający, z przewagą tych z XVII wieku, ale przecież niektórych nie byłoby wówczas, gdyby w poprzednim stuleciu uporano się z pewnymi problemami, nim one nabrzmiały.

Czyta się o tym wszystkim w książkach i artykułach historycznych z wypiekami na twarzy, bo rozgrywka toczyła się na wielu polach i z ciągłymi zwrotami akcji. Ale trudno się przy tym nie złościć – co zapewne pobrzmiewa w powyższych, owszem, celowo wyostrzonych uwagach. Bynajmniej niekoniecznie tylko z powodu urażonej narodowej dumy, czy  poczucia, jak wielka przeszła nam koło nosa dziejowa szansa stania się potęgą i jak wielkie w związku z tym utraciliśmy profity, które Polacy mogliby czerpać – także a może zwłaszcza teraz – gdyby mogli rozwijać się na własnych warunkach. I nie tylko za sprawą świadomości, jak wiele polskiej krwi przelano później, gdy próbowano – bardziej lub mniej roztropnie – wyrwać się z geopolitycznej matni, w jaką zepchnęły nas błędy sprzed paru stuleci…

Zżymać się na naszych przodków można również i dlatego, że po prostu świat, w którym I RP nie dałaby się ograć znacznie od niej brutalniejszym (czy przez to skuteczniejszym?) graczom, byłby po prostu światem lepszym, bo mniej narażonym na niemiecką i rosyjską ekspansję, za sprawą której Europa (a głównie jej środkowa i wschodnia część) cierpiała przez parę wieków wielkie katusze – i której groźba, wcielona w politykę Rosji – ciągle zatruwa nam życie.

Z całą pewnością warto o historii tych czasów dyskutować – i wyciągać wnioski.

Tagi: ,

Komentarze są niedostępne.