Trudne wybory torysów

Jacek Kloczkowski

21 listopada 2014

Partia Nigela Farage’a odniosła ważne symbolicznie zwycięstwo nad torysami, „przejmując” w wyborach ich miejsce w Izbie Gmin z Rochester. To wydarzenie jest ciekawe z paru powodów. Po pierwsze – stanowi sygnał, że nawet przy dużej mobilizacji torysów, zaangażowaniu nie tylko lokalnych struktur, ale i głośnych nazwisk z centrali, z szefem partii i rządu na czele, mają oni problem w bezpośrednich starciach z Partią Niepodległości. Starciach z uwagi na angielski model wyborczy nieuchronnych. Po drugie – kurs na pozbycie się problemu w postaci partii Farage’a poprzez przejmowanie niektórych elementów jej retoryki (nawet jeśli łagodniej podawanych), może torysów wpędzić w jeszcze większe tarapaty. Jak to często bywa – po co wyborcom poniekąd podróbka, skoro jest oryginał, dla wielu bardziej wiarygodny na polu, na którym jest od dawna. Polu, które ponadto część tradycyjnego elektoratu torysowskiego mimo całej niechęci do UE, nie uznaje jednak za swoje.

Po trzecie, wybory w Rochester były potrzebne po tym, jak tamtejszy deputowany z partii Konserwatywnej Mark Reckless porzucił jej szeregi i przeszedł do Partii Niepodległości – uwaga! – zrzekając się zarazem mandatu (bo zdobył go jako torys). Teraz powraca do Izby Gmin już w nowych barwach – z silną legitymacją jako triumfator ponownych wyborów. Kilka tygodni temu taki sam manewr (zmiana torysów na „Faragowców” – rezygnacja z mandatu – start w wyborach – ponowne zwycięstwo) przeprowadził Douglas Carswell. Wizerunkowo wygląda to naprawdę źle dla torysów, zaś Partia Niepodległości zyskała poważne argumenty dla swej propagandowej kampanii.

Na sześć miesięcy przed regularnymi wyborami David Cameron ma więc problem. Może brnąć w licytowanie się z Faragem & ską, co wydaje się bardzo prawdopodobne zważywszy, że nie zdradza się na razie z innym pomysłem. Tyle że na tej drodze grozi mu zabrnięcie w rejony, z których nie będzie już odwrotu. A gdy zrazi tą część własnego elektoratu, której obecny zwrot strategii nie podoba się, nie zdoła powstrzymać migracji innej jego części do Partii Niepodległości, wreszcie zapędzi się w ślepy zaułek w polityce zagranicznej – zwłaszcza w kwestiach UE – nie zostawiając sobie niezbędnego pola manewru, to wówczas z odnowiciela torysów może stać się ich największym problemem. Wtedy go pewnie wymienią, jak niegdyś Johna Majora, ale czy od tego zaczną szybkie odrabianie strat?

Jest też prawdopodobne, że Cameron mimo wszystko utrzyma władzę – ale wtedy zmierzy się z wielkim wyzwaniem dotyczącym relacji Anglii z UE. Obiecuje w tej kwestii dużo i śmiało. Wywiązanie się z tego bez silnych turbulencji wewnętrznych i międzynarodowych byłoby nie lada wyczynem. Wyjście Wielkiej Brytanii z Unii po referendum oznaczałoby gigantyczną przebudowę całej angielskiej polityki i gospodarki – z niepewnym skutkiem (co zresztą także może położyć kres rządom torysów). Ale bardzo trudnym wyzwaniem jest również dalsze funkcjonowanie kraju w UE na zasadach akceptowalnych dla rządu Zjednoczonego Królestwa i większości Brytyjczyków – zważywszy zwłaszcza na to, że kontynentalna część „wspólnoty” w swej dużej części ma zasadniczo odmienne zapatrywania względem tego, co Unia powinna robić w paru kluczowych kwestiach i nie tylko nie jest skłonna „pomóc” Cameronowi poprzez preferencyjne potraktowanie Wielkiej Brytanii w ważnych dla niej dziedzinach (np. imigracja czy budżet), ale ma jeszcze w zanadrzu parę pomysłów, mogących dodatkowo nadwątlić i tak już osłabione ideologiczne i polityczne więzy UK z resztą UE. Niedawne upomnienie się o wpłatę dodatkowych środków do budżetu unijnego jest tego dobrym przykładem.

Owszem, wybitny mąż stanu, gdy do tego ma szczęście (czyli niezależne od niego problemy nie piętrzą się ponad miarę), poradzi sobie i z takim wyzwaniem. Czy jednak Cameron nim jest? Na razie z tej strony jeszcze się nie pokazał. A odrębną kwestią pozostaje, co jest lepsze dla samej Anglii. Rewolucyjna w istocie terapia(?) szokowa, czyli wyjście z UE, czy trwanie w obecnym stanie, radzenie sobie w nim najlepiej jak to możliwe i stopniowe modyfikowanie strategii w zależności od okoliczności. Bardziej konserwatywne wydaje się to drugie rozwiązanie, ale być może torysowskie jest to pierwsze. Bądź co bądź to za rządów torysów w Anglii przeprowadzono wiele gruntownych zmian – czy to w XIX w., czy to za Margaret Thatcher. Cameron pewnie chciałby dołączyć do grona wielkich torysowskich przywódców. Może mieć z tym wszakże problem.

Tagi: , , , ,

Komentarze są niedostępne.