Wypisy z Krasińskiego: polska odmienność

omp

13 lutego 2015

Jednym z największych przyjaciół Zygmunta Krasińskiego w młodości był Henry Reeve (1813-1895), który stał się później bardzo popularnym dziennikarzem (znanym m.in. z Timesa), mającym wpływ nie tylko na brytyjską opinię publiczną, ale i rząd w Londynie. Młodzieńcy prowadzili ożywioną korespondencję, która została po latach opublikowana. Wśród listów Krasińskiego jest jeden, dobrze oddający specyfikę stosunku Polaków do polityki międzynarodowej, do zaborców – zwłaszcza do Rosji – tak bardzo różniącą ich od Anglików i przedstawicieli innych narodów Zachodu. Krasiński przywołał ją co prawda w kontekście bardzo osobistym, tłumacząc dlaczego nie może wybaczyć upokorzenia, jakiego zaznał od Leona Łubieńskiego, kolegi z okresu studiów na uniwersytecie w Warszawie, który zainicjował ostentacyjne zerwanie Krasińskiemu oznak akademickich, gdy ten jako jedyny ze swego studenckiego grona nie wziął udziału w patriotycznej demonstracji (nie z powodu braku patriotycznych uczuć, ale ze względu na posłuszeństwo i lojalność wobec ojca, którego sprawa pośrednio dotyczyła).

Rzecz nie była błaha, bowiem spowodowała usunięcie obu z uczelni, a do Krasińskiego (którego ojciec wysłał wtedy do Szwajcarii) przylgnęła opinia kwestionująca jego patriotyzm, z czym nie mógł się on długo pogodzić. Gdy więc Łubieński zjawił się w Szwajcarii, by otrzymać przebaczenie Zygmunta, ten mimo paru wielogodzinnych z nim rozmów, nie był w stanie mu go udzielić, a swe motywy wyłożył w liście do Reeve’a. Ukazuje w nim stan ducha Polaków i dowodzi, dlaczego zarzut braku patriotyzmu tak bardzo jest bolesny. Ten zaś fragment świetnie oddaje, dlaczego nasz stosunek do Rosji jest tak różny od tego, który cechuje w większości Zachód:

Takie moje przeznaczenie, że ssałem nienawiść z mlekiem mamki, żem ją przejął ze spojrzeń matki, z pierwszych słów ojca. A kiedy byłem starszy, ona osiadła w moim sercu, potężna i nieprzełamana, na widok mojej ojczyzny, zdeptanej przez podłego zdobywcę, na odgłos jęku moich braci, i płaczu sióstr i matek. Ty, człowieku wolny, ty, coś się wolnym urodził, ty nie możesz zrozumieć uczuć człowieka, którego ojcowie byli wolni, a on jest niewolnikiem. Tyś nigdy nie słyszał szczęku kajdan na rękach twoich współbraci, w nocy ciebie nie budził turkot kibitek, które ich wywoziły… Nie słyszałeś rozkazów w obcym języku do ludu, który go nie rozumie… Nie uczułeś nigdy tego poniżenia, które niewola ciągnie za sobą, i nie zadrgałeś na całym ciele z wściekłości, jak pies wzięty na łańcuch. Tyś nie widział wybladłych twarzy wyglądających zza krat więzienia. Tyś nie słyszał w wieczornej rozmowie przy kominie, jak ten zniknął, a tamten stracony, a inny wywieziony, a ta wieś spalona, a to miasto zrabowane, a Praga cała zatopiona w krwi mieszkańców… Tobie nikt nie mówił o dawnej chwale, i o zemście, tyś nie widział sztandarów podartych, białych Orłów połamanych… Tyś nie śledził na mapie, jak twoja ojczyzna malała, kurczyła się, aż wreszcie upadła pod ciężarem przemocy. Nic takiego w rzeczywistości, nic nawet w twoich snach. Urodzony w spokoju, wychowany w spokoju, widziałeś tylko spokój, błogość, szczęście.

Słowa te, po ponad 180 latach, w czasie których rachunek krzywd doznanych przez Polaków z rąk ich ciemiężców znacznie się wydłużył i stał jeszcze bardziej dramatyczny, wciąż dobrze oddają, dlaczego tak odmiennie postrzegamy świat wokoło nas niż ci, którzy spoglądają na niego z oddali i analizują w racjonalnych, jak im się zdaje, kategoriach politycznych.

Tagi: , ,

Komentarze są niedostępne.