Polecamy świetny tekst Adolfa Bocheńskiego o sprawie niezmiennie aktualnej w Polsce: krótkiej pamięci historycznej w obrębie polskich rodzin. I nie – nie chodzi tu np. o niepamiętanie o byciu w ZSL w latach 80-tych, czy o resortowych przodkach, ani o wyparcie ze świadomości „młodych, wykształconych”, że “z dużych miast” są raptem od krótkiej chwili, gdy zważyć całe ich dzieje rodzinne. Generalnie pamięć rodzinna Polaków kończy się zwykle gdzieś w początkach (+/-) XX w. (często istnieje ścisły tego związek z najstarszymi grobami rodzinnymi, czy pierwszymi fotografiami np. ślubnymi, które się zachowały w domowych zbiorach). Owszem, bywają, jak zawsze, wyjątki, ale niezbyt liczne, jak można śmiało, nawet bez wielkich badań, założyć. Bocheński dostrzegał to zjawisko w II RP – i ciekawie pisze o jego skutkach.
Teraz też można by się było pokusić o ich analizę – nieco karykaturalnym, ale przecież nie wydumanym przykładem mogą być „słynne” lemingi – jak to słabe w gruncie rzeczy zakorzenienie w tradycji rodzinnej wpływa np. na podatność na (często bezrefleksyjne) powielanie mód kulturowych czy obyczajowych, na rachityczność wspólnot lokalnych, na niski poziom partycypacji obywatelskiej w sprawach publicznych etc. Zwłaszcza że w PRL i w III RP mieliśmy istne tornado tożsamościowe – kotłujące się, radykalne przemiany polityczne, społeczne, technologiczne, kulturowe, wielką migrację ze wsi do miast, w ostatnich latach zewsząd do nielicznych dużych miast i za granicę etc. Brak zakorzenienia w dłuższej tradycji rodzinnej łatwiej się w takich realiach przejawia – i zarazem ułatwia te wszystkie procesy. Być może są poważne książki na ten temat – oby były. Politologicznie nie jest to w każdym razie zjawisko często opisywane. A oto, jak je diagnozował Bocheński:
Nie ulega najmniejszej wątpliwości, iż w Polsce nie docenia się znaczenia tradycji rodzinnej w strukturze społeczeństw zachodnioeuropejskich. Dokładna znajomość dziejów własnej rodziny stanowi tam, wraz z płynącym z niej uszanowaniem dla samego siebie, wydatną zaporę przeciw proletaryzacji duchowej. Każdy kto długo przebywał we Francji, musiał często spotkać się z zadziwiającą znajomością dziejów własnej rodziny, jej stanu majątkowego, miejsca zamieszkania etc. i to w okresie całego szeregu wieków. Znajomość ta istnieje też w równej mierze u szlachty i wśród innych stanów, często u rodzin zupełnie skromnego pochodzenia. Dzieje narodowe nie są wówczas czymś martwym i bezbarwnym. Konkretyzują się one w związku z dziejami rodziny [...]. W Niemczech sytuacja jest identyczna.
W Polsce natomiast sprawa przedstawia się zgoła odmiennie. Nie ulega wątpliwości, iż przeciętny nasz inteligent nie wie dokładnie co robił i gdzie mieszkał dziad jego ojca, nie mówiąc o dalszych generacjach. Stąd pochodzi słabe poczucie organicznego związku z tradycją narodową, a może i łatwe uleganie skrajnej radykalizacji społecznej.
- całość: http://polskietradycje.pl/article.php?artykul=546, a także w niedawno wydanym wyborze pism Bocheńskiego pt. Imperializm państwowy (http://omp.org.pl/ksiazka.php?idKsiazki=280).