Teorie spiskowe czy uprawnione wątpliwości?

Jacek Kloczkowski

12 maja 2010

Na - skądinąd nielicznych – publicystów i polityków rozważających, czy katastrofa pod Smoleńskiem aby na pewno była wypadkiem spowodowanym przez pogodę i/lub błąd polskiej załogi, posypały się gromy. Zwrócenie uwagi, że warto z ostatecznym przesądzaniem przyczyn tego tragicznego wydarzenia poczekać na wyniki śledztwa i że póki ich nie poznamy, nie należy wykluczać z góry także innych scenariuszy (mówiąc wprost: zamachu bądź karygodnych zaniedbań po stronie rosyjskiej), zostało uznane za przejaw co najmniej paranoi.

W Ameryce jest inaczej

Można jednak sobie wyobrazić, co by było, gdyby na przykład w katastrofie lotniczej w Chinach zginął prezydent Stanów Zjednoczonych i to w dodatku będący zwolennikiem ostrego kursu polityki wobec Pekinu. Niechybnie amerykańskie media i eksperci – zanim zakończyłoby się śledztwo i podano przekonujące jego rezultaty – rozpatrywaliby wszelkie scenariusze, łącznie z tymi najgorzej rokującymi dla relacji amerykańsko-chińskich. Z pewnością postawiliby brutalne w obliczu tragedii, ale nasuwające się nieuchronnie pytanie: kto na niej zyskał i czy zatem mógł mieć z nią coś wspólnego. Postawiliby je choćby po to, aby przez twardą analizę faktów i dowodów, w pełni następnie sfalsyfikować – jeżeli taka będzie ich wymowa – teorię o ewentualnym chińskim sprawstwie katastrofy (umyślnym czy niezamierzonym) i rozwiać naturalne w takich okolicznościach wątpliwości. Specyfiką amerykańską (choć nie tylko) jest zresztą również to, że nawet po podaniu oficjalnych przyczyn tak dramatycznego zdarzenia, mnożyłyby się tzw. spiskowe teorie, podważające szczerość intencji administracji rządowej i wietrzące niecne zamiary np. tajnych służb lub wpływowych lobbies, ukrywających – z różnych powodów – prawdę przed opinią publiczną. Jakkolwiek spekulacje tego typu na ogół idą zdecydowanie za daleko (dość wspomnieć pojawiające się – także w Polsce – w uchodzących za poważne stacjach telewizyjnych filmy dokumentalne, kwestionujące oficjalne wersje wydarzeń związanych z atakiem na World Trade Center, czy zamachami w londyńskim metrze), to niekiedy warto je potraktować poważnie.

Trzeba pytać

Wydarzenia o wielkich konsekwencjach dla uwikłanych w nie krajów i różnych grup interesów – i w wymiarze międzynarodowym i wewnętrznym – po prostu nie mogą zostać z góry opakowane w propagandowy przekaz, nawet jeżeli przyświecają mu wyższe (przynajmniej z założenia) racje jak pojednanie między narodami. Teorii spiskowych lepiej nie snuć, trudne pytania o przyczyny zdarzeń warto jednak stawiać, choćby po to, aby nie powstało wrażenie, że być może coś chce się ukryć. Dlatego, mając w tym względzie zapewne mniej wątpliwości niż oni, bronię tych polskich publicystów i polityków, którzy w pierwszych dniach po 10 kwietnia otwarcie mówili, że błąd pilotów i zła pogoda nie są jedynymi wartymi analizy potencjalnymi przyczynami katastrofy, i że należy rozważyć każdy alternatywny scenariusz, choćby jego prawdopodobieństwo zdawało się niewielkie.

(Komentarz z 20 kwietnia 2010)

Komentarze są niedostępne.