Unia Europejska w opałach (odsłona II: imigranci) – rozmowa z red. Markiem Magierowskim

omp

6 lipca 2015

Przedstawiamy drugą część rozmowy z red. Markiem Magierowskim (Do Rzeczy). Jej tematem jest problem imigrantów – jeden z najpoważniejszych spośród tych, z którymi boryka się Unia Europejska – i jeden z tych, z którymi radzi sobie najgorzej, gdyż w nim jak w soczewce skupiają się jej podstawowe błędy i słabości.

Mateusz Ciołkowski: Podczas niedawnego szczytu UE w Brukseli odbyła się dyskusja dotycząca sposobu rozwiązania problemu nielegalnych emigrantów przybywających z rejonów pogrążonych w wojnie do Europy. Zastanawiano się, czy ich przyjmowanie ma być obligatoryjne czy dobrowolne. Ostatecznie kwestia pozostaje otwarta. Chciałbym zapytać, jak ocenia Pan metody i skalę działań zaproponowane przez liderów UE?

Marek Magierowski („Do Rzeczy”): Dostrzegam duży błąd w tym, co robi Unia, a także w tym, na co się nie decyduje. Tak jak w przypadku Grecji problem narasta od wielu lat. Dopiero w momencie, gdy na Morzu Śródziemnym doszło do kilku wypadków, w których zginęło kilkuset emigrantów, desperacko próbujących dostać się na teren Europy, przywódcy unijni zaczęli się zastanawiać nad tym problemem. Jak często bywa w przypadku tej instytucji, eksperci zabrali się za algorytmy, przeliczenia, bilans zysków i strat, by wreszcie ustalić co do jednej osoby, ile dany kraj ma ich przyjąć. Jednocześnie było oczywiste, że większość państw na takie rozwiązanie się nie zgodzi. Zresztą na tę operację przeznaczono około 20 milionów euro. A więc środki, które miały pomóc w stworzeniu odpowiednich warunków dla przybyszów, z założenia były po prostu mizerne. Od początku sprawa została postawiona tak, że to poszczególne kraje w ramach swoich budżetów muszą wygospodarować dodatkowe fundusze. Oczywiście w sytuacji mocnych ograniczeń budżetowych dla części państw członkowskich nie była to przyjemna perspektywa.

Problem polega na tym, mówiąc ogólnie, że dopóki do uchodźców czy potencjalnych uchodźców będzie docierać taki oto sygnał, że Europa jest otwarta, że wystarczy postawić stopę na plaży Lampedusy lub pokonać cieśninę dzielącą Maroko od Hiszpanii, dopóty ta fala się nie zmniejszy. To jest niestety bardzo brutalna prawda. Przy całym moim zrozumieniu, przy dramatycznej sytuacji, w której się znaleźli, cierpieniu, jakiego doznali, Unia musi odpowiedzieć na trudne pytanie, czy chcemy mówić potencjalnym uchodźcom, że w poszczególnych krajach Europy będziemy dla nich tworzyć ośrodki, obozy, przytułki? Na przykład w polskich mediach dość pobieżnie opisywano sytuację w Calais, gdzie tworzyły się ogromne kolejki tirów, zmierzających przez kanał La Manche, do których wdzierały się setki emigrantów, dochodziło do bójek, starć. Rządy Francji i Wielkiej Brytanii współpracowały, by zapobiec dosłownie rozlewowi krwi, choć miały przed sobą bardzo trudne zadanie. Czy jesteśmy gotowi?

Oczywiście nie możemy deportować już przybyłych do nas ludzi, ale co zrobić, by tę falę zatrzymać? Powiem coś jeszcze brutalniejszego. Europa musi stwierdzić: jesteśmy już na skraju naszych możliwości, jeśli chodzi o przyjmowanie nowych emigrantów. Tym, którzy już są na miejscu, będziemy starali się pomóc, próbować zapewnić im godnie życie. To sprawia, że następne kroki musiałyby być bardzo drastyczne. Na przykład, poprzez zwiększenie liczby uzbrojonych patroli wodnych, które powstrzymywałyby statki przemytników. Nie jest to zupełnie humanitarne, ale zupełnie nie wierzę w to, że Europa będzie w stanie zapanować i zorganizować pomoc dla kolejnych tysięcy emigrantów. Jak inaczej rozwiązać ten problem? Wysyłając dyplomatów, urzędników?

Problem emigrantów otwiera przed nami dyskusję o Państwie Islamskim i o tym, co głoszą jego główni ideolodzy. Ostrzegają, że na łodziach płynących do Europy wraz z ofiarami wojny przybywają bojownicy zdolni do przeprowadzania zamachów. Czy opór przed solidarnym rozwiązaniem tego problemu nie czerpie swojego źródła w tej groźbie? A jeśli tak, czy to nie oznacza kapitulacji przed ideologią Państwa Islamskiego?

Nie demonizowałbym problemu przybywających terrorystów. Proszę zwrócić uwagę, że ostatnie zamachy zorganizowane na terenie Europy, związane z islamskim fundamentalizmem, były planowane i przeprowadzane przez ludzi urodzonych we Francji czy Wielkiej Brytanii. Zostali w tych krajach wychowani, często mają przestępczą przeszłość, spędzili jakiś czas w więzieniu, jak choćby Amedy Coulibaly, który wziął zakładników w sklepie koszernym w Paryżu. Słowem, są to ludzie ulegający indoktrynacji już na miejscu, nie musieli brać udziału w wojnie w Syrii czy Iraku. Państwo Islamskie ma dużo lepszych narzędzi, by siać chaos na naszym kontynencie niż szmuglowanie wyszkolonych terrorystów. Oczywiście pewnie do takich prób dochodzi, ale pamiętajmy, że jest to obarczone bardzo dużym ryzykiem. Mówiąc brutalnie, mają lepszą armię na miejscu. Dlatego powinniśmy mówić, że zagrożenie, niezależnie od napływu emigrantów, istnieje. Mam wrażenie, że służby mają ogromny kłopot z śledzeniem tego typu ludzi i ugrupowań.

Ostatnie pytanie, jakie chciałem zadać, dotyczy przemówienia głównego ideologa Państwa Islamskiego al Adnaniego, przygotowanego z okazji ramadanu. Zarysowuje on bowiem bardzo jasny podział w świecie muzułmańskim na organizację, którą reprezentuje, oraz na państwa, wspólnoty współpracujące z Zachodem lub konkurujące o przywództwo. Chciałbym zapytać, czy tego rodzaju odezwy powinniśmy traktować jako wskazówkę przy ewentualnej odbudowie porządku w tamtym regionie? Innymi słowy, czy ustanawianie nowego porządku należy oprzeć na państwach takich jak Egipt, Iran, Turcja czy nawet Tunezja, bez próby powtarzania wariantu neokonserwatywnej doktryny interwencji?

Rzeczywiście interwencje podjęte przez Stany Zjednoczone, a później Arabska Wiosna doprowadziły do wybuchu wielkiego kotła. To spowodowało refleksję, czy było to potrzebne, korzystne i skuteczne? Przypomnę, że Jeb Bush, młodszy brat George’a, jeden z głównych kandydatów do startu w wyborach prezydenckich z ramienia republikanów, był bardzo zakłopotany, kiedy ostatnio usłyszał pytanie, czy poparłby decyzje swojego brata w sprawie interwencji w Iraku.

Kiedy pyta Pan o to, czy Zachód powinien współpracować z krajami takimi jak Iran, Turcja czy Egipt, to rzeczywiście byłoby to rozwiązanie rozsądne, jednak przypomnę, że relacje pomiędzy tymi państwami są wyjątkowo niejasne i skomplikowane – nie tylko na tle politycznym, ale także etnicznym i religijnym. W tym kontekście prowadzenie skutecznej, ale jednocześnie delikatnej polityki, to wyjątkowa sztuka i tak naprawdę żaden zachodni polityk jej nie opanował. Popatrzmy na Turcję: członek NATO, posiadający w tym sojuszu drugą co do wielkości armię, zaraz po Stanach Zjednoczonych, leżący w bardzo wrażliwym regionie, z którym to trzeba dogadywać się choćby w kontekście konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Do tego kontakty z Rosją, Iranem. A z drugiej strony mamy do czynienia z krajem w 90% muzułmańskim, rządzonym wiele lat przez Partię Sprawiedliwości i Rozwoju, która przeszła transformację od umiarkowanej światopoglądowo i liberalnej gospodarczo do proislamistycznej. Coraz trudniej Zachodowi znaleźć z nią wspólny język. Także dlatego, że Erdoğan coraz częściej depcze elementarne zasady demokracji, wolność słowa jest stopniowo ograniczana. W tym kontekście rola Turcji w kreowaniu nowego porządku w regionie, łagodzenia fundamentalistycznych nastrojów, jest co najmniej wątpliwa.

O Tunezji rzeczywiście można powiedzieć, że z Arabskiej Wiosny wyszła jako kraj najbardziej demokratyczny spośród wszystkich z rejonu Maghrebu. Ale znowu: ostatnie zamachy każą nam wątpić w jej pozycję i zdolności. Bo zdobywając uznanie z naszej strony, stała się jednocześnie celem dla Państwa Islamskiego. A to ze względu na to, by udaremnić potencjalne możliwości przekształcania się krajów tamtego regionu, patrząc pod kątem ustrojowym, w kierunku demokratycznym, budowania kultury politycznej i tak dalej. Jedno jest pewne: epoka interwencji militarnych, ze względu na konsekwencje, które spowodowała, o czym dowiadujemy się tak naprawdę dopiero w ostatnich miesiącach, dobiegła końca.

- pierwsza część rozmowy: http://www.omp.org.pl/blog/?p=1809

Tagi: , , ,

Komentarze są niedostępne.