Za wysługiwanie się czerwonej Moskwie, niewinne ofiary, tłamszenie Polaków na różne sposoby symboliczne napiętnowanie degradacją to bardzo niewielka odpłata. A komunały o dobrowolnym oddaniu władzy przez komunistów jako uzasadnieniu gwarancji nietykalności to absurd. To tzw. oddanie władzy było bardzo korzystną dla środowiska prominentów pezepeerowskich operacją ulokowania się w czasach, w których za dekady tyranii nikt nie odpowiedział, a konta pęczniały. Zaś władzę i tak odzyskali już w 1993 r. Komuniści stali się szybko postkomunistami (bywało, że i ludźmi honoru), a potem poszło już gładko: socjaldemokraci, euroentuzjaści, nauczyciele i obrońcy demokracji. Oczywiście z pełnym pakietem dobrodziejstw wynikających z uprzywilejowanej pozycji startowej w gospodarce, mediach itd. Taką to mieliśmy III RP. Owszem, symboliczne gesty niewiele już w praktyce zmienią – ważniejsze jest usuwanie praktycznych pozostałości po tych patologicznych układach i (nie)porządkach, czyli poprawianie państwa w różnych sferach (różnie z tym bywa) – niemniej wobec skali zła, jakim był komunizm w Polsce, choćby takie napiętnowanie jego przywódców ma sens.