Specyficzna choć typowa – kilka uwag o polskiej demokracji

Jacek Kloczkowski

15 lipca 2010

Jeśli ktoś sądzi, że tylko w Polsce (przynajmniej wśród krajów UE) “do wewnętrznej walki politycznej nieustannie wkrada się czynnik zaciekłości i zapamiętania”, który ma “charakter fundamentalny, podważający zawsze wszystko”, powodujący, że “w jej ferworze zapominamy o najwyższym interesie narodu”, to warto by poznał opinię, jaką w 1946 roku wygłosił Charles De Gaulle.

W okresie nie przekraczającym życia dwóch pokoleń Francja była siedmiokrotnie celem najazdu nieprzyjaciela i, jakby tych nieszczęść było jeszcze mało, miała trzynaście różnych systemów politycznych. Wstrząsy te nagromadziły w naszym życiu publicznym truciznę, która jest pożywką dla naszej galijskiej skłonności do podziałów i kłótni. Ostatnie straszliwe wydarzenia, które przeżyliśmy pogorszyły jedynie ten stan rzeczy. Również obecna sytuacja na świecie, w którym pod przykrywką sprzecznych ideologii rywalizują ze sobą mocarstwa, między którymi znajduje się nasz kraj, powoduje, że do naszej wewnętrznej walki politycznej nieustannie wkrada się czynnik zaciekłości i zapamiętania. Innymi słowy walka partii politycznych ma u nas charakter fundamentalny, podważający zawsze wszystko – w jej ferworze zapominamy o najwyższym interesie narodu. Jest to fakt oczywisty, wynikający z naszego narodowego temperamentu, wydarzeń historycznych i niedawnych wstrząsów, którego jednak nasze instytucje powinny stać się świadome i wystrzegać dla przyszłości kraju i demokracji, po to aby zachować zaufanie do prawa, spójność rządów, skuteczne działanie administracji, a także prestiż i autorytet Państwa.

Charles De Gaulle , Przemówienie wygłoszone w Bayeux 16 czerwca 1946 (cytat za: “V Republika. Idee, konstytucja, interpretacje”, antologia pod redakcją K. M. Ujazdowskiego – w przygotowaniu).

Bynajmniej nie jest tak, że po 64 latach owe niedomagania demokracji francuskiej są wspomnieniem. Słowa De Gaulle’a wciąż zachowują aktualność, i naprawdę nie ma tu znaczenia, czy rządzi Chirac albo Sarkozy, względnie ich socjalistyczni oponenci. A że zarazem uwagi De Gaulle’a świetnie nadają się do oddania tego, co dzieje się u nas? Tym większe uznanie dla trzeźwości w ocenie demokratycznych realiów jednego z najważniejszych polityków XX wieku. Bowiem jakkolwiek tzw. charakter narodowy – zwykle zresztą mocno mitologizowany i w opisie bardzo upraszczany – i rodzime tradycje mają duże znaczenie dla kształtu życia politycznego w danym kraju, to przecież również poszczególne rozwiązania ustrojowe robią swoje, dając dość zbliżone skutki w całkiem niekiedy odmiennych realiach kulturowych (aczkolwiek bywa i tak, że te same mechanizmy w jednym państwie się sprawdzają, w innym nie – co jest koronnym argumentem, żeby ich ślepo nie kopiować: oczywistość, o jakiej po 1989 roku często zapominano). Bądź co bądź – taki Platon nie oglądał TVN24, nie czytał Wyborczej, nie wiedział zatem, jak złą rolę mogą w debacie publicznej odgrywać media, a przecież trafnie opisał potencjalne skutki mechanizmów demokratycznych.

Oczywiście, z faktu, że podobne jak Polska problemy z życiem politycznym miały i mają inne państwa – w tym te, których liderzy patrzą na nas z góry (by wspomnieć choćby Chiraca, wcale w tej opinii nie odosobnionego, choć wyjątkowo otwartego w jej głoszeniu) a które my (tj. część z nas, bo na szczęście nie wszyscy) wynosimy na piedestał jako wzór do naśladowania – nie należy wyciągać za daleko idących wniosków, w rodzaju: “skoro gdzie indziej jest źle, to cóż dziwić się, że u nas także”, bądź “bądźmy nieracjonalni i zapamiętali w naszym sporze politycznym, to takie europejskie”. Nie ma jednak też powodu, aby traktować Polskę jako kraj o szczególnie anarchicznym usposobieniu polityków, bądź nadzwyczaj niedojrzałej demokracji, w której jak nigdzie indziej poważne sprawy są zakrzykiwane w imię partykularyzmów i frustracji – jaki to obraz tworzą media, zresztą z pełnym poparciem wielu Polaków, którzy polityków uważają jakby za przybyłych z Marsa, a nie wybranych przez nich samych w wyborach. Z ułomnościami polskiej polityki wpisujemy się raczej w wiele negatywnych trendów, mających dość uniwersalny charakter, związanych choćby z tabloidyzacją życia publicznego, olbrzymim znaczeniem wyjaławiającego politykę marketingu, prymatem partykularyzmów i indywidualizmu nad myśleniem w kategoriach dobra wspólnego, rosnącą rolą polityków-celebrytów, którzy nie mają wiele do zaproponowania poza skutecznym PR.

Jeśli jakaś słabość dotyka szczególnie Polskę – choć może i tu niepotrzebnie odwołujemy się wciąż do BBC, które zbyt wielu odpowiedników nie ma – to nieodpowiedzialne zachowanie mediów aktywnie uczestniczących w rywalizacji partyjnej i zarazem szukających sensacji, do czego świetnie się niestety nadaje promowanie polityków agresywnych, zawsze gotowych uderzyć dosadnie w przeciwników. Do tego dochodzi niedemokratyczny rodowód polskiej demokracji, przy czym nie mówimy o dziedzictwie rządów absolutnych sprzed paruset lat jak to mogą czynić tacy Anglicy, a o całkiem świeżej daty spuściźnie PRL, spotęgowanej sposobem odchodzenia od niej, w którym jedne środowiska zachowywały bądź zdobywały uprzywilejowaną pozycję biznesową i medialną, a inne musiały zmagać się z tym dyktatem – nie bez sukcesów zresztą. Jak na bardzo niedemokratyczny tryb budowy demokracji w Polsce – naprawdę nie jest tak źle. Gdyby bowiem powiodły się zakusy z lat 90., aby konserwatywną i republikańską prawicę (a przy okazji parę innych jej nurtów) zepchnąć na zupełny margines, nie mielibyśmy może tyle agresji w mainstreamowej debacie publicznej, ale tylko dlatego, że liberalno-lewicowe salony zagospodarowałyby rzeczywistość zgodnie ze swymi interesami politycznymi, społecznymi, gospodarczymi i kulturowymi, nie dopuszczając do głosu innych środowisk. Tyle że to już chyba nie byłaby demokracja.

De Gaulle zwrócił wszakże uwagę na jeszcze jedną bardzo istotną kwestię, gdy podkreślił zadania, przed jakimi stoją instytucje państwowe. Mają one „zachować zaufanie do prawa, spójność rządów, skuteczne działanie administracji, a także prestiż i autorytet Państwa”. Powinny więc one być odporne na skutki ostrych, często destruktywnych dla życia politycznego sporów partyjnych. Rzec można – to oczywisty postulat. Czy jednak w Polsce w ostatnich latach udaje się go spełnić? Wiele wskazuje na to, że nie – i to jest problem dużo większy niż jakość debaty publicznej, przynajmniej dopóki ta ostatnia toczy się z udziałem przedstawicieli różnych nurtów, odzwierciedlając rzeczywiste zróżnicowanie poglądów politycznych Polaków.

Tagi:

Komentarze są niedostępne.