Nato-Rosja. Wokół sprawy gruzińskiej (komentarz)

omp

4 października 2010

W dniach 30.09 – 1.10 sekretarz generalny NATO Anders Fogh Rasmussen gościł w Gruzji. Spotkanie przywódcy najpotężniejszego sojuszu wojskowego na świecie z czołowymi gruzińskimi politykami można ocenić jako przełomowe dzięki deklaracji, jaka padła z ust Rasmussena: „Relacje NATO – Gruzja pozostają w zgodzie z decyzjami zapadłymi na szczycie w Bukareszcie co oznacza, że Gruzja zostanie członkiem NATO… To tylko kwestia czasu”. Szef NATO zaznaczył jednak, że przystąpienie Gruzji do sojuszu nastąpi dopiero, gdy spełni ona wszystkie wymagania, jakie zostały jej postawione na wspomnianym już szczycie w stolicy Rumunii.

Jednakże tak otwarta i stanowcza deklaracja zaskakuje, biorąc pod uwagę politykę NATO wobec Rosji w latach 2009-2010, zmierzającą do ocieplenia wzajemnych stosunków i nawiązania współpracy w wielu aspektach. Polski rząd gorliwie przyłączył się do tej polityki, stając się niejako jej motorem, o czym najlepiej świadczy kuriozalna wypowiedź Radosława Sikorskiego z marca ubiegłego roku o potrzebie przyjęcia Rosji do NATO. W grudniu 2009 w kwaterze głównej sojuszu przedstawiciele obu stron podpisali 3 dokumenty zobowiązujące do współpracy w nadchodzącym roku, zwłaszcza w walce z terroryzmem.

Sytuacja zaczęła zmieniać się w lipcu 2010, kiedy sekretarz stanu USA Hillary Clinton podczas wizyty w Gruzji potępiła w ostrych słowach politykę Rosji prowadzoną w Abchazji i Osetii Południowej, nazywając ją „inwazją i okupacją”. Hilary Clinton przestrzegła także wtedy Gruzję przed prowokowaniem większego sąsiada. Dzień po tym wydarzeniu Władimir Putin skrytykował Gruzję za szukanie zagranicznej pomocy w rozwiązywaniu problemów, które powinny być załatwione pomiędzy Moskwą, a Tbilisi. Od tamtej pory żaden z polityków państw członkowskich NATO nie powiedział ani słowa na temat włączenia Federacji Rosyjskiej w struktury Sojuszu Północnoatlantyckiego.

Przyjęcie Gruzji do NATO może spowodować o wiele większe napięcie na linii z Moskwą, niż to, jakie miało miejsce w sierpniu 2008 roku, tuż po wybuchu wojny rosyjsko-gruzińskiej. Wydaje się jednak, że dowódcy NATO są na to przygotowani, a decyzja o rozszerzeniu wpływów sojuszu na Kaukazie jest nieodwracalna. Potwierdza to, oprócz słów sekretarza generalnego, także otwarcie biura NATO w stolicy Gruzji, Tbilisi. Warto jednak przypomnieć, że wkrótce po zamrożeniu stosunków NATO-Rosja przed dwoma laty rozpoczął się czas „miękkiej polityki” wobec Rosji. 
Zastanawiające jest, czy po przyjęciu Gruzji w skład sojuszu NATO podobnie będzie starało się „ugłaskać” rosyjskiego niedźwiedzia. Słowa Rasmussena oraz ostatnie posunięcia Rosji w separatystycznych gruzińskich republikach (rozmieszczenie rakiet przeciwlotniczych s-300 na terytorium Abchazji) stwarzają wrażenie, że obecnie odbywa się swego rodzaju próba sił pomiędzy stronami.

Sytuacja na Kaukazie od dwóch lat stanowi kość niezgody pomiędzy NATO, a Rosją. W skali globalnej ucierpiały na tym głównie stosunki rosyjsko-amerykańskie, mimo iż Barack Obama od początku swej prezydentury wykonał wobec Rosji wiele przyjaznych gestów i decyzji, jak np. ta o wycofaniu się z budowy tarczy antyrakietowej w Polsce. Dodatkowo, 1 października tego roku amerykański prezydent w rozmowie telefonicznej z Dmitrijem Miedwiediewem zapewniał Rosję, że dzień jej członkostwa w Międzynarodowej Organizacja Handlu zbliża się coraz szybciej. Bez wątpienia wyżej wymienione działania Amerykanów są dla Rosji bardzo korzystne, wskazują na realną chęć ocieplenia stosunków, dlaczegoż więc Stany Zjednoczone i NATO zdecydowały się tak stanowczo poprzeć Gruzję? Czyżby i Amerykanie postanowili powrócić do polityki zdobywania wpływów?

 Bartosz Marcinkowski

 Źródła:

  • http://www.rp.pl/artykul/102661,543576.html
  • http://www.psz.pl/index.php?option=content&task=view&id=34272

http://www.nato.int/cps/en/SID-2E62AF30-33AD44FD/natolive/news_66583.htm?

Komentarze są niedostępne.