Przy okazji różnych – domniemanych i faktycznie dokonujących się – rozłamów partyjnych, jako koronny argument, że jacyś posłowie (zwykle z tzw. tylnych rzędów) przejdą do nowego ugrupowania, pada często: “skalkulują to sobie i stwierdzą, że większe szanse na wybór do nowego sejmu będą mieć z nowej partii”. Pragmatyczne, owszem. Ale co ideami, co z programem, co ze zwykle deklarowaną – i to jakże chętnie – przy okazji rozłamów nową jakością w polityce?
Ta przypadłość dotyczy tak lewicy, jak prawicy, jak i nieco mitycznego centrum. Oczywiście niektórzy posłowie/senatorowie myślą, że zmiana barw ułatwi albo w ogóle umożliwi im realizację celów, jakie stawiają sobie w polityce, niekoniecznie partykularnych, więc liczenie na poprawę swoich szans wyborczych (albo w ogóle ich stworzenie) nie jest zawsze czymś zdrożnym. Niemniej za często w grę wchodzą jedynie osobiste kalkulacje, które sprowadzają politykę do zwykłego najbardziej przyziemnego interesu – w gruncie rzeczy pracy jak każda inna, choć na ogół zdecydowanie lepiej płatnej niż te, które owi politycy mieli wcześniej albo mieliby, gdyby ich partyjna i wyborcza karuzela wypchnęła znowu poza politykę. A bądź co bądź, nikt nie musi być ani posłem ani senatorem. Choć więc trzeba się pogodzić z tym, że taka jest polityka, to podobać się to wcale nie musi.
Jakkolwiek poruszony tu aspekt krytyki polityków (nie wszystkich) ociera się o populistyczne potępianie ich w czambuł, to jednak wychodzi z bardzo ideowego założenia – że polityka powinna być, owszem, pracą, ale pracą na rzecz dobra wspólnego, a przynajmniej jakiś konkretnych celów programowych i ideowych. Słuchając komentarzy wygłaszanych przy okazji właśnie dokonującego się rozłamu w PiS, owo założenie gdzieś ginie w natłoku spekulacji, kto i kiedy odejdzie, bo uzna, że tak bardziej mu się opłaca. Snują je niektórzy liderzy rozłamowców, wdają się w nie ci, co w PiS zostają, wtórują politycy innych partii, a prym wiodą telewizyjni komentatorzy. Wszyscy realiści, no bo wszak taka jest polityka. Tylko że po raz kolejny to powielenie schematu – deklaratywnie ma być inaczej, a jest tak samo. Miało być o Polsce, a jest o personaliach. Mogło być o ideach, a jest o narracjach. Powinno być o programie a jest o reelekcji.