Geopolityka po szczycie NATO – z dr. Stanisławem Górką rozmawia Wojciech Jakóbik

omp

1 grudnia 2010

Przedstawiamy rozmowę o skutkach szczytu NATO w Lizbonie i sytuacji geopolitycznej w Europie, przeprowadzoną z dr Stanisławem Górką z Instytutu Europeistyki UJ. Więcej informacji o szczycie i stosunkach transatlantyckich przedstawiamy na stronie www.usa-ue.pl.

Wojciech Jakóbik: Pierwsze pytanie, jakie chciałem zadać, to zapytanie o konkretne owoce szczytu NATO w Lizbonie (o ile takie są)? Chciałem też spytać o to, kto najbardziej zyskał a kto najwięcej stracił dzięki ustaleniom tego spotkania?

Dr Stanisław Górka: To jest dobre pytanie. Szczyt lizboński należy rozpatrywać przede wszystkim w kontekście nowej koncepcji strategicznej NATO, która w końcu została przyjęta. Dokument w niewielkim stopniu dotyczy Rosji czy państw Europy Wschodniej – to jest sprawa wewnętrzna Sojuszu, która ciągnęła się przez ostatnie kilka lat. To była kwestia najważniejsza i na tym ten szczyt był skoncentrowany.

Drugą co do ważności kwestą był problem Afganistanu, w tej sprawie odbyło się spotkanie na szczycie obejmujące wszystkie państwa i organizacje zaangażowane w misję w tym kraju.

Dla NATO od końca zimnej wojny ważne jest partnerstwo, jako pewna forma otwarcia się i budowania mostów z byłym blokiem wschodnim. W tej materii od początku duże znaczenie miał ZSRR, a potem Rosja. Powiedziałbym, że szczyt lizboński był mniej poświęcony współpracy z partnerami, a bardziej innym kwestiom, o czym postaram się powiedzieć.

Zazwyczaj formuła szczytu była taka, że odbywającemu się podczas niego posiedzeniu Rady Północnoatlantyckiej na szczeblu szefów państw i rządów, towarzyszą inne szczyty. Tak było rok temu, dwa lata temu. Jak sięgam pamięcią od kiedy NATO ma zinstytucjonalizowaną współpracę, takie dodatkowe spotkania się odbywały. Zazwyczaj podstawowym szczytem towarzyszącym posiedzeniu Rady Pólnocnoatlantyckiej jest Szczyt Rady Partnerstwa Euroatlantyckiego (Euro-Atlantic Partnership Council), do którego należą kraje objęte procesem OBWE, w tym Rosja, Ukraina, Gruzja. Co ciekawe, w tym roku tego szczytu nie było, natomiast odbył się szczyt Rady NATO-Rosja, który odbywa się stosunkowo rzadko. Do tej pory takie spotkania odbywały się rzadko ze względu na postawę Rosji, która wymuszała na Sojuszu wstrzemięźliwość w relacjach z tym krajem, tak jak to miało miejsce w przypadku wojny rosyjsko-gruzińskiej w 2008 roku. Zarówno NATO i Rosja ogłosiły dwustronny szczyt (trzeci w historii) jako wielki sukces.

Z jednej strony widzimy tu przewartościowanie: inni poza Rosją partnerzy NATO w ramach EAPC, w tym ci interesujący najbardziej Polskę, zostali pominięci. Natomiast Sojusz skoncentrował się na szczycie z Rosjanami. To pokazuje, że na tym etapie Rosja jest bardzo ważnym (tuż po koncepcji strategicznej i problemie afgańskim) celem szczytu w Lizbonie. Szczyt Rady Partnerstwa Euroatlantyckiego nie był tak istotny dla interesów Sojuszu, dlatego też się nie odbył, pomimo utrwalonej tradycji regularnego przeprowadzania takich spotkań.

Od pewnego czasu, od 1997 roku w przypadku Ukrainy i od niedawna w przypadku Gruzji (wrzesień 2008 r.), odbywały się również szczyty Komisji NATO-Ukraina(NATO-Ukraine Comission) i Komisji NATO-Gruzja (NATO-Georgia Comission). Na szczycie w Lizbonie tych spotkań również nie było. W tym kontekście, możemy obserwować wzmocnienie pozycji Rosji, ponieważ stała się dla NATO ewidentnie ważniejsza, gdyż Sojuszowi zależało na szczycie z tym krajem, a niekoniecznie na spotkaniach z Ukrainą i Gruzją.

WJ: W takim razie jak przedstawia się sytuacja krajów do tej pory pretendujących do członkowstwa w Sojuszu? W tym momencie wygląda na to, że drzwi zostały przed nimi zamknięte.

SG: Rzeczywiście, z wyjątkiem państw Bałkanów Zachodnich, tak to wygląda. W tym momencie drzwi przed państwami postsowieckimi są de facto zamknięte. Sytuacja wygląda inaczej w przypadku Ukrainy, inaczej w przypadku Gruzji. W przypadku pierwszego kraju, można powiedzieć, że problemu nie ma. W tym sensie, że ani NATO się nie spieszy do przyjęcia Ukrainy, ani Ukraina nie chce zmieniać statusu swoich stosunków z Sojuszem. Ukraina pod rządami prezydenta Janukowicza jest zadowolona z obecnego status quo, czyli z formuły partnerstwa, powiedziałbym, zintensyfikowanego. Ukraina współpracuje z NATO bliżej, niż szereg innych państw partnerskich. Natomiast nie chce obecnie stać się członkiem Sojuszu. I na tym polega polityka Janukowicza. Kiedy został po raz drugi premierem (w 2006 roku), spowolnił wtedy proces zbliżania się Ukrainy do NATO. W zasadzie nie pozwał sobie wówczas na gesty antynatowskie, natomiast stwierdził we wrześniu 2006 roku, że jego kraj nie jest zainteresowany ubieganiem się o Membership Action Plan (MAP), czyli Plan Działań na rzecz Członkowstwa. I w tym sensie ta polityka się nie zmieniła. Ukraina od roku, kiedy to Janukowicz zyskał większą swobodę, prowadzi politykę polegającą na rezygnacji z ubiegania się o członkowstwo w Sojuszu. Ponieważ sam Kijów zrezygnował z tych aspiracji, to samo NATO przestało się starać o przyjęcie Ukrainy.

Sytuacja Ukrainy i Gruzji jest różna w tym właśnie sensie, że Gruzja chce zostać członkiem NATO i jest to dla niej jeden z priorytetów. Nie tylko współpraca (tak jak w przypadku Ukrainy) ale i członkowstwo. NATO marginalnie zajęło się tym problemem. Pod koniec koncepcji strategicznej znalazły się zapisy bardzo krótkie i zdawkowe dotyczące omawianych państw. W jednym z podpunktów dotyczących współpracy w ramach Rady Partnerstwa Euroatlantyckiego i Partnerstwa dla Pokoju mówi się o tym, że partnerstwo z Ukrainą oraz Gruzją będzie kontynuowane i rozwijane w ramach Komisji NATO-Ukraina i NATO-Gruzja w oparciu o decyzje szczytu w Bukareszcie z 2008 roku. Wtedy to przyjęto ogólną deklarację, że oba państwa będą członkami NATO, natomiast wstępną decyzję odroczono wówczas do grudnia 2008 roku. Ukraina przepadła wtedy z innych powodów, Gruzja z innych, związanych z wojną z Rosją. Zatem powtarza się ową formułę bukaresztańską oraz mówi o wzięciu pod uwagę „orientacji lub aspiracjach euroatlantyckich każdego z tych państw”, nie wyjaśniając, które określenie dotyczy którego państwa. Oczywiście, my dzisiaj wiemy, że w przypadku Ukrainy mamy do czynienia tylko z orientacją euroatlantycką, czyli ten kraj chce współpracować z NATO, ale na razie, za rządów Janukowicza, nie chce być członkiem. W przypadku Gruzji mamy też do czynienia z aspiracjami euroatlantyckimi. NATO przyjmuje do wiadomości te aspiracje, odwołując się do decyzji szczytu bukaresztańskiego, mówiących o przyszłym członkostwie Gruzji w Sojuszu, natomiast nie mówi nic więcej na jej temat. Jestem zdziwiony pojawieniem się takich zapisów w koncepcji strategicznej, która ma przecież obowiązywać przez dziesięć lat.

Zatem Gruzja przegrała, ale już przed szczytem wiadomo było, że nic dla siebie nie ugra. Myślę, że Gruzja oraz jej potencjalni sojusznicy w obrębie NATO, wobec tego nawet się specjalnie nie starali. Decyzyjność Sojuszu opiera się na jednomyślności, czyli wystarczy protest jednego państwa do zablokowania dowolnej decyzji. Nawet najsilniejszy sojusznik, czyli USA, nie jest w stanie zmusić do zgody najsłabszego, czyli Islandii, jeśli ta będzie chciała inaczej. Jest to zarazem duży plus Sojuszu, ale i wielki minus przy podejmowaniu decyzji – one zawsze są efektem kompromisu. Ponieważ w przypadku Ukrainy i Gruzji między sojusznikami tej zgody nie ma, to kwestia jest zablokowana w tym momencie.

WJ: Chciałbym się zatrzymać właśnie na tej kwestii, bo jak wiadomo Polska prowadziła politykę bycia adwokatem Ukrainy na Zachodzie, nie tylko w NATO, ale i w Unii Europejskiej. Czy w świetle ustaleń Szczytu Lizbońskiego polska polityka względem Ukrainy może się zmienić?

SG: Trudno tu mówić z pełną pewnością. Wydaje mi się właściwsze inne postawienie sprawy. Relacje polsko-ukraińskie już się zmieniły, jeszcze przed dojściem Janukowicza do władzy. Na ile jest to związane tylko ze zmianą polityki rządu premiera Tuska, a na ile jest to związane z czynnikami ukraińskimi, to jest dłuższa, skomplikowana kwestia. Faktem jest, że relacje się zmieniły. Powiedziałbym tak, iż dla Polski jednym z priorytetów obecnie jest posiadanie możliwie jak najlepszych stosunków z Rosją i pokazywanie Zachodowi, że się staramy w tej sprawie, bo o to też chodzi – nie tylko żebyśmy mieli dobre stosunki, ale też żeby ktoś zauważył, że chcemy je mieć. Dla polskiego rządu zmiana stanowiska Ukrainy za Janukowicza jest wygodna. Nasz rząd może nadal pozostawać adwokatem sprawy ukraińskiej tam, gdzie jest ona mniej kosztowna politycznie, czyli w kwestii wstąpienia Ukrainy do Unii Europejskiej, co przecież nie jest kwestią ani na dzisiaj ani na najbliższe lata. To jest proces na kiedyś tam. Tu można głosić, że popieramy ambicje ukraińskie, jednocześnie możemy temu poświęcać dużo mniej energii i czasu. A kwestia członkowstwa tego kraju w NATO, która teoretycznie byłaby kwestią na ,,tu i teraz’’, spadła z porządku obrad za sprawą decyzji Janukowicza. Dla obecnych władz polskich, jest to bardzo wygodna sytuacja. Już nie trzeba walczyć o Ukrainę w Sojuszu, bo sam Kijów tego nie chce. Nie walcząc o tę sprawę na forum NATO, nie antagonizują się relacje z Rosją, czyli spełnia się jeden z celów strategicznych obecnej ekipy rządzącej.

Można by przy tej okazji powiedzieć więcej o tym, co Rosja „dostała” na lizbońskim szczycie. Otóż, ten kraj otrzymał, to co go interesuje, czyli zmarginalizowanie Ukrainy (również na jej życzenie) i Gruzji (wbrew jej woli) na czas bliżej nieokreślony. Rosja otrzymała również pewien propagandowy sukces w postaci zbliżenia z NATO. Pytanie, czy Moskwa zechce to wykorzystać, czy nie, to jest zupełnie inna kwestia, bo dotychczas przez niekonsekwentną politykę takich możliwości nie wykorzystywała. Rosja już dawno mogła mieć lepsze stosunki z NATO i Zachodem, ale za każdym razem coś zawalała swoim postępowaniem, zaniedbaniem albo różnymi posunięciami wewnętrznymi lub na arenie międzynarodowej. Mówiąc inaczej, w zdobyciu mocniejszej pozycji Rosji najbardziej przeszkadzała jej postsowiecka, mocarstwowa mentalność.

Zarówno w nowej koncepcji strategicznej, jak i we Wspólnym oświadczeniu Rady NATO-Rosja z 20 listopada br. jest mowa o szeregu obszarów współpracy. Nasze media najbardziej nagłośniły kwestię tarczy antyrakietowej do której Rosja ma się przyłączyć. Wiadomo, że jest to już zmodyfikowana wersja tarczy, nie taka jak wcześniej, zatem w tym sensie nie jest to też wielkie ustępstwo ze strony Zachodu. Trudno powiedzieć, czy to będzie ustępstwo w ogóle, ponieważ Rosja może nigdy nie przejść przez etap technicznej współpracy, blokując go czy spowalniając. Zachód może wtedy wybudować swoją część bez udziału Rosji. W tych dokumentach sporo mówi się o oczekiwaniach Zachodu względem Rosji. Sojusz oczekuje od Rosji większej otwartości w dziedzinie antyrakietowej, większej przejrzystości, zwłaszcza, jeśli chodzi o taktyczną broń jądrową (Rosja ma większe zapasy broni jądrowej krótkiego zasięgu), czyli tej, której i my się obawiamy. Nie wiemy ile głowic jest w Kaliningradzie i Rosja nie bardzo chce nam to powiedzieć. NATO oczekuje większej przejrzystości i odsunięcia tej broni od granic swych państw członkowskich. Dobrym sygnałem jest to, że w nowej koncepcji strategicznej ten problem się pojawia. Generalnie, nowa koncepcja strategiczna prezentuje bardziej wyważone stanowisko względem Rosji. W strategii jest też mowa o wzmocnieniu reżimu kontroli broni konwencjonalnej w Europie w oparciu o standardy wzajemności, przejrzystości, zgody państwa, na którego terytorium są rozmieszczone obce wojska (problem dla Rosji, która taką zgodą się nie przejmuje). Mówi się też o znaczeniu obrony Sojuszu przed cyberatakami (choć tu nie wymienia się Rosji z nazwy).

Kolejna kwestia to współpraca w sprawie Afganistanu. Po pierwsze, tranzyt przez terytorium Rosji na potrzeby misji ISAF. Rosja stosunkowo niewiele nowego daje Zachodowi (zgoda na powrotny transport, ale nie broni). Ponadto w 2011 roku ma powstać NRC Helicopter Maintenance Trust Fund (helikoptery dla Sił Zbrojnych Afganistanu). Szerszy, bo dotyczący całej Azji Środkowej, charakter ma NRC Project on Counter-Narcotics Training. Rosja prowadzi antynarkotykowe szkolenia dla Afganistanu, Kazachstanu, Kirgistanu, Tadżykistanu, Turkmenistanu, Uzbekistanu. Obecnie dołączy Pakistan. Jednak, podsumowując kwestię afgańską, Rosja nadal nie zdecydowała się na pełne wsparcie misji ISAF, odbywającej się przecież na mocy mandatu ONZ. W zakresie walki z terroryzmem mówi się o pogłębianiu współpracy na praktycznym poziomie (m.in. wymiana informacji, STANDEX, CAI, powrót Rosji do operacji Active Endeavour). Podobnie rozszerzana ma być współpraca antypiracka.

Co może budzić niepokój, mówi się również o zwiększeniu konsultacji i współpracy w obszarach wspólnych interesów. W sensie tematycznym jest to dobrze opisane i mówiłem o tym wcześniej. Jednak może to też mieć sens geograficzny, zupełnie niedookreślony. Może dotyczyć Afganistanu, Iranu i Bliskiego Wschodu, jednak może też dotyczyć Europy Środkowej i Wschodniej, Południowego Kaukazu. W tym wypadku może wpływać na suwerenność państw takich, jak Ukraina czy Gruzja, ale może też wpływać na Polskę, czy Litwę. To może, ale nie musi, być bardzo groźne. Trudno przewidzieć czym się to skończy.

Podsumowując, znając Rosję, ten kraj większości tych szans nie wykorzysta przez własne zaniedbania. Rosji dużo lepiej wychodzi polityka negatywna, niż budowanie czegoś, więc ja bym się bardzo nie obawiał. Rzeczywiście z punktu widzenia zwłaszcza Gruzji ten szczyt jest problemem. Z punktu widzenia Ukrainy jest to problem mniejszy, ponieważ Ukraina sama już się wcześniej przestawiła. Gdyby w Polsce nadal rządziła poprzednia koalicja, to szczyt w Lizbonie byłby wielką klęską lub skandalem. Ale polityka zagraniczna zdążyła się tak bardzo zmienić, że ustalenia z Lizbony żadną klęską nie były. Dla ministra Sikorskiego, czy prezydenta Komorowskiego to jest sukces, głównie z uwagi na potwierdzenie ważności zapisów Sojuszu, mówiących o wspólnej obronie.

WJ: Dziękuję za rozmowę.

SG: Dziękuję.

Dr Stanisław Górka, adiunkt w Instytucie Europeistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego

Tagi: , ,

Komentarze są niedostępne.