Krzysztof Kawalec o największych błędach politycznych Polaków

omp

13 sierpnia 2011

Pytanie o fatalne decyzje jest trudne, gdyż znaczna ich część była pochodną rozmaitych ułomności strukturalnych, a decyzyjne przyczyny tych ostatnich nie zawsze można jednoznacznie wskazać. Dotyczy to w szczególności: 1) niewykształcenia się silnego ośrodka władzy centralnej (dworu lub parlamentu) w miejsce paraliżujących  się nawzajem struktur. Tymczasem u nas trwały okazał się właśnie stan swego rodzaju pata; z czasem wzmocnionego gwarancją instytucjonalną w postaci liberum veto. 2) Fatalnej w skutkach przewagi politycznej jednej warstwy – szlachty, potem ziemiaństwa. Niezdolna do wyłonienia stabilnego przywództwa, potrafiła zapewnić sobie hegemonię społeczną, święty spokój (chwalebna skądinąd tolerancja religijna i nietykalność osobista) oraz praktycznie zwolnienie od podatków – co skutkowało niewykształceniem się silnego mieszczaństwa oraz słabością gospodarki opartej na ekstensywnym rolnictwie.

Woluntarystyczną, usprawiedliwioną okolicznościami, ale fatalną w skutkach decyzją był testament Bolesława Krzywoustego, jakkolwiek do rozbicia dzielnicowego doszłoby tak czy owak. Straty terytorialne, dokonane w obrębie pnia etnicznego. okazały się trudne do odwrócenia, a konsekwencje zapoczątkowanych  wówczas różnic na tle kulturowym, dają o sobie znać także i dziś.

To samo odnosi się i do decyzji Konrada Mazowieckiego z 1226, skutkującej zainstalowaniem się zakonu krzyżackiego, a w konsekwencji wytworzeniem się trwałej enklawy niemieckiej u ujścia Wisły. Możliwości jej likwidacji przed 1945 r. były iluzoryczne – wytykane w podręcznikach  błędy i zaniechania wynikały jednak ze stosunku sił.

Przywilej koszycki

Przywilej koszycki

Fatalne w perspektywie kolejnych stuleci skutki miał przywilej koszycki Ludwika Węgierskiego (1374) – przesądzając o słabości podatkowej państwa. W trudny do przecenienia sposób zdeformowało to późniejszą jego ewolucję, przesądzając o braku środków na prowadzenie – gdziekolwiek – długofalowej, aktywniejszej polityki zagranicznej. Pozostawało reagowanie na pojawiające się to tu, to tam zagrożenia – do czasu skuteczne, później nie. Słabość podatkowa rzutowała na szanse wytworzenia się silnego ośrodka władzy – z kolei brak takowego prowadził do utrwalenia stanu, w którym rozległość obszaru Rzeczypospolitej nie przekładała się na jej możliwości polityczne oraz siłę. Konsekwencją słabości podatkowej państwa było niewykształcenie nowoczesnej i sprawnej administracji ze wszystkimi konsekwencjami dla stosunków wewnętrznych. Brak wydajnych służb dyplomatycznych uniemożliwiał pełniejsze rozeznanie sytuacji międzynarodowej, czego skutki okazały się szczególnie fatalne w XVIII wieku. Pytanie, czy przy braku środków – stałych, nie zaś doraźnie uchwalanych w przypadku „potrzeby” – możliwe były skuteczne i wytrwałe działania militarne – staje się w gruncie rzeczy bezprzedmiotowe.

Zapewne błędem był brak zaangażowania w wojnę trzydziestoletnią w Niemczech, wszakże przy strukturalnej słabości wojska i państwa może nie było innego wyjścia. Już obrona stanu posiadania nad Bałtykiem przed Szwecja była wystarczającym problemem. Dotyczy  to i dymitriad: gdyby państwo było silniejsze, ryzyko wikłania się przez nie dla wspierania prywatnych awantur poszczególnych rodzin byłoby mniejsze, a jednocześnie większe byłyby możliwości doprowadzenia sprawy do końca.

Błędem było nierozwiązanie problemu kozackiego: ściślej mówiąc tolerowanie Kozaczyzny jako surogatu wojska, cóż że tańszego, skoro niesterowalnego, destabilizującego stosunki społeczne na ówczesnych kresach południowo-wschodnich, a przy okazji komplikującego stosunki z Turcją.

Unia brzeska 1596. Jeden z wielu racjonalnych pomysłów zwichniętych w realizacji: nie dość przygotowany, realizowany połowicznie i niekonsekwentnie, gdy jeszcze były po temu możliwości.

Resztki zamku w Lanckoronie - jednego z najsłynniejszych punktów oporu konfederatów barskich

Konfederacja barska – za słaba, by przywrócić suwerenność, dostatecznie uporczywa i kłopotliwa dla Rosji, by pogodzić się już z perspektywą dzielenia się łupem. Innymi słowy, uruchomić scenariusz rozbiorowy.

XIX wiek: ogólnie błędem była polityka irredentystyczna wobec stabilnej sytuacji międzynarodowej, nie rokującej szans na odbudowę państwa. Póki państwa zaborcze działały zgodnie, nie można się było wybić na niepodległość, ani nawet myśleć o wytworzeniu się zewnętrznej koalicji zdolnej do podjęcia sprawy polskiej. Zachód nie tylko był nie dość zainteresowany, ale także zwyczajnie za słaby. Krytyczne uwagi odnoszą się w szczególności do powstania listopadowego oraz krakowskiego 1846 r., podjętych lekkomyślnie, prowadzonych nieudolnie, zakończonych zaś katastrofą. Problem powstania styczniowego jest bardziej złożony, a jego krytyka bywa często wysoce przesadna.

Poczynania lat 1914-1921 stanowią przykład poczynań, które, prowadzone w wielu ośrodkach, de facto składały się na strategię bliską optymalnej. W rezultacie z dosłownie niczego powstało państwo o aspiracjach lokalnego mocarstwa, zdolne do przetrwania i radzące sobie w coraz bardziej niekorzystnej koniunkturze politycznej. Wrzesień 1939 r. był katastrofą, której skutki okazały się trwałe. Polska została zdegradowana do roli państwa drugorzędnego o nikłej dynamice społecznej, bardzo ograniczonym potencjale rozwojowym i niewielkiej atrakcyjności (także w wymiarze kulturalnym). Fascynujące pytanie, jakie się pojawia, brzmi: czy mamy do czynienia z długofalowymi skutkami katastrofy państwa w XVIII stuleciu? Innymi słowy, czy po straconym XIX stuleciu w rzeczywistości nie było korzystniejszego scenariusza dla odbudowy państwa polskiego niż ustabilizowanie się państwowości uwikłanej w krępujący możliwości rozwojowe układ zależności? Oceniana z takiej perspektywy II Rzeczypospolita jawiłaby się jako swego rodzaju pomyłka historii, skorygowana po 20 latach.

Jeśli jednak nawet przyjąć bardziej optymistyczną wykładnię, to trudno wskazać na błędy, które w stopniu decydującym przyczyniły się do katastrofy 1939 roku. Jeśli próbować tworzyć alternatywne scenariusze działań, uwzględniające jednak realia, to nie bardzo widać korzyści polityki innej niż realizowana wiosną-latem 1939 r. Potencjał państwa był zbyt niewielki, by ważyć na wynikach globalnej konfrontacji. A to oznacza, że ewentualny sojusz z III Rzeszą nie zaowocowałby zwycięską defiladą w Moskwie, ale trwale plasowałby Polskę w gronie państw współodpowiedzialnych za wojnę, ze wszystkimi konsekwencjami takiej sytuacji. Jeśli uwzględniać inne, niż tylko militarne aspekty podobnego wyboru, bilans wypadłby jeszcze bardziej ponuro. Oczywiście wiosną 1939 r., mogliśmy odrzucić brytyjskie gwarancje (co było jak najbardziej możliwe) – osiągając tyle, że napaść niemiecka dokonałaby się w warunkach zupełnej izolacji Polski, nie prowadząc do wybuchu wojny światowej. Nie jest to kusząca  alternatywa. Bardzo być może, że spekulacji na temat alternatywnej polityki w 1939 r. byłoby mniej, gdyby nie ciśnienie interpretacji odziedziczonych po PRL (dotyczy to także współczesnych ujęć podręcznikowych) – wedle których polityczne konsekwencje wypowiedzenia wojny 3 września przez zachodnich sojuszników Polski są lekceważone, akcentuje się natomiast militarną niewydolność sojuszu.

Nie sądzę, żeby do katastrofy państwa w r. 1939 przyczyniły sie błędy poczynione na etapie jego tworzenia. Wbrew legendzie, w roku 1920 stosunek sił Polski i Rosji sowieckiej nie rokował zbyt dobrze perspektywom konfliktu przedłużonego na kolejny, 1921 rok; wcześniej zaś nie było szans ani na efektywną współpracę polityczno-wojskową z „białą” Rosją, ani na zorganizowanie spójnej antyrosyjskiej koalicji narodowości wchodzących w skład rosyjskiego imperium. Błędu zatem nie popełniono, natomiast na zorganizowanie silnego niezależnego podmiotu między Niemcami a Rosją nie było szans w realiach lat 30. XX wieku. Korzystna dla Polski koniunktura pierwszych lat po Wielkiej Wojnie szybko wygasła.

Na marginesie medialnego zamętu wokół powstania warszawskiego: niewątpliwie nie zrealizowało celów politycznych, a danina krwi była straszna. Pytanie, czy można było uniknąć zapłacenia tej daniny przy istniejących nastrojach oraz w obliczu zachęt do wystąpienia zbrojnego ze strony komunistycznego podziemia. Bardzo być może, że powstanie zorganizowane przez kogoś innego zyskałoby wydajniejszą  pomoc militarną ze strony Rosjan, w konsekwencji zaś instalowane przez nich władze spotykałyby się z o wiele cieplejszym przyjęciem. Czy taka perspektywa upoważnia do krytyki politycznych celów powstania? No cóż, to rzecz wyboru i gustu. Trudno nawet spekulować, ile istnień ludzkich dzięki alternatywnemu biegowi wydarzeń by ocalało – wedle wszelkiego prawdopodobieństwa wielu poległych powstańców czekałaby przecież potem śmierć w katowniach NKWD lub UB. Odroczenie wyroku to nie ocalenie.

Sporządzenie bilansu błędów dla okresu po 1945 r. stanowiłoby odrębne zagadnienie – dla PRL-u problematyczne wobec braku suwerenności. Nie decydowaliśmy, a priorytety polityczne określały potrzeby innego kraju niż ten nad Wisłą i Odrą. Niemniej dla kondycji współczesnego społeczeństwa decydujące znaczenie mają zdarzenia i procesy zachodzące właśnie wówczas.

Na stronie Polskie Tradycje Intelektualne prezentujemy obszerny wybór tekstów prof. Krzysztofa Kawalca (Uniwersytet Wrocławski), na temat polskiej historii i myśli politycznej: http://polskietradycje.pl/sourceTextAlphabetical.php?l=K

Tagi: , ,

Komentarze są niedostępne.