Dyplomacja jest sztuką cierpliwego budowania. Nie wiemy kto doradził Premierowi Tuskowi nagły wypad do Rzymu i sugerowanie, że oba kraje powinny głębiej współpracować w obszarze integracji europejskiej. Ale moment został źle wybrany, a inicjatywa źle przygotowana. To prawda, że Polaków i Włochów cechuje, mówiąc słowami Premiera, nie tylko historyczna, lecz całkiem świeża przyjaźń zbudowana na sympatii wielu Włochów do Jana Pawła II jako duchowego przywódcy i jako Polaka. To prawda, że odkąd Polacy zniknęli ze skrzyżowań ulic miast włoskich, gdzie monopolizowali mycie szyb samochodowych (obraz ten uwiecznił film włoski z 1998 roku ”La Ballata dei Lavavetri” (Ballada o zmywaczach szyb) z Agatą Buzek w jednej z głównych ról), nie kojarzą się już z biedakami Europy, lecz bardziej z mogącymi zostawić sporo pieniędzy turystami i pielgrzymami.
Prawdą jest jednak, że kolejne rządy po 1989 roku uznawały, że najlepszym ambasadorem Polski we Włoszech jest Jan Paweł II, a obecność fabryki Fiata gwarantuje silne relacje gospodarcze i nic nie robiły, aby owe relacje intensyfikować i poszerzać. Przyznać trzeba, że kolejne rządy Silvio Berlusconiego relacjom tym nie sprzyjały. „Boski Silvio” był zapatrzony w Rosję Putina, a w tle tej personalnej relacji włoskie państwowe koncerny energetyczne ENI i ENEL inwestowały w Rosji. Czy teraz, gdy Włochami rządzi, przejściowy, „techniczny” rząd Mario Montiego można lata zaniedbań odrobić jedną wizytą i chełpliwymi deklaracjami?
Zauważmy, że wizyta Premiera w Rzymie dotyczyła spraw europejskich. Znaczna część społeczeństwa włoskiego jest pro-europejska przesuwając na poziom ponadnarodowy lojalność i zaufanie, którego odmawiają własnemu rządowi i państwu. Owa mityczna Bruksela ma zrekompensować Włochom słabości własnej administracji i państwa. Obecna elita rządowa, z Mario Montim, to integracyjni fundamentaliści. Hasło „więcej Europy” jest ich bojowym zawołaniem. Czy w nim także rozpoznaje swoje credo obecny polski rząd?
Premier Mario Monti i szef europejskiego banku centralnego Mario Draghi to dwaj „superMario”, którzy stali się z różnych powodów ważni dla przyszłości strefy Euro i kształtu współpracy europejskiej. Draghi aktywizuje europejski bank centralny, a Monti stara się zapanować nad spłatą długu publicznego Włoch. Rola obu jest rolą strategiczną, lecz defensywną.
Rozpoczynanie od współpracy Polski i Włoch na polu europejskim to być może emocjonalny impuls. Pomimo słabnącej obecności Fiata w Polsce i niejasnych perspektyw dla Grupy Unicredit gospodarcze relacje polsko-włoskie mogłyby być znacznie lepiej budowane. Gospodarka Włoch to wiele małych i średnich firm, których współpracę z polskimi przedsiębiorstwami można lepiej wspierać. Jednakże polski ambasador w Rzymie Pan Wojciech Ponikiewski w wystąpieniu na konferencji 15 grudnia 2011 roku koncentrował się raczej na polskiej roli w UE niż na nizaniu relacji polsko-włoskich tak, jakby zdawać musiał test z wiary w przyszłość integracji europejskiej. Jest to zresztą dziwna maniera, częsta u wielu polskich dyplomatów podkreślających swoją lojalność europejską i z niej czerpiących poczucie swojej ważności. Polskie służby dyplomatyczne nie wiele robią dla budowania obecności polskich firm we Włoszech. Przedsiębiorcy polscy wysyłają emaile pozostające bez odpowiedzi. Polscy dyplomaci zaś piszą przewodniki turystyczne po Włoszech.
Czy taka powinna być sekwencja? Poprzez wyznanie wiary w Europę do współpracy z włoską pro-integracjonistyczną elitą? To błąd! Relacje między krajami są tym silniejsze im szerzej zakorzenione i im bardziej oddolne. To będzie służyć obu krajom. Na szachownicy europejskiej nie liczy się nikt, kto nie ma silnego oparcia w potędze swojego kraju.