Sobieski po włosku, a po polsku raczej nic

omp

28 czerwca 2012

Zbliża się premiera włoskiego filmu o bitwie pod Wiedniem. Naprawdę ciekawe, jak im wyszedł i co z niego dowiedzieć się można o roli Jana III Sobieskiego i wojsk polskich (reżyser zarzeka się, że będzie bardzo pochlebnie). Może lepiej, że kręcą go Włosi, a nie polscy reżyserzy. Filmy historyczne powstają u nas bardzo rzadko, a te nieliczne wyjątki, cóż… Owszem, całkiem sporo zarabiają, ale niestety to efekt raczej różnego typu dotacji i gromadnych wypraw do kina klas szkolnych, a nie poziomu dzieł, rozpatrywanego choćby w kategoriach komercyjnych – np. widowiskowości. Drugi – po względem jakości – “Potop” jakoś nie chce powstać. Zarzyna się nawet takie tematy jak bitwa warszawska.

A szkoda, że talentów niewiele, względnie drogi do kariery często dla nich pozamykane, zaś filmy historyczne nie w modzie. Bo np. skoro można nakręcić dobry serial o Tudorach czy Borgiach (przy wszystkich zastrzeżeniach do (nie)wierności prawdzie historycznej i włączania do tego typu zachodnich produkcji politycznie poprawnych wątków), to dlaczego by nie zrobić tego np. o Jagiellonach? Wszak to fascynujący temat: dyplomacja, romanse, bitwy, zabawa, konflikty religijne i personalne w dawce iście potężnej – nie mniej ciekawie tu się działo niż w Anglii za Henryka VIII (nawet jeśli żony polskich królów kończyły lepiej niż dwie spośród licznych małżonek Tudora). Albo dlaczego na 150. rocznicę powstania styczniowego nie powstanie (przynajmniej nic o tym nie słychać) żaden film na jego temat? To tak, jakby Amerykanie zlekceważyli temat wojny secesyjnej. Czy naprawdę nie możemy pokusić się o film typu “Generałów”czy “Gettysburga”? Dlaczego w formacie mini-serialu jak produkcja HBO o Johnie Adamsie z Paulem Giamattim, nie może powstać podobna o Sejmie Wielkim i Konstytucji 3 maja – tyle było tam fascynujących postaci, zwrotów akcji – wielkie pole do popisu dla dobrego scenarzysty i sprawnego reżysera. Itd., itd.

Cóż, z nadzieją, że to kiedyś się zmieni (niewielką zresztą), pozostaje cieszyć się, że przynajmniej Matejce się chciało. Jak na załączonym przykładzie – obrazu o odsieczy wiedeńskiej. Mogą sobie krytycy sztuki kwestionować walory malarstwa Matejki, ale swoją robotę wykonał. I to mu się chwali, w odróżnieniu od celebryckich bożyszczy współczesnej polskiej kinematografii.

Tagi:

Komentarze są niedostępne.