Dokonana przez prof. Władysława Konopczyńskiego analiza tego, jak sobie w ‘kwestii bałtyckiej’ poczynała Polska, nie jest budującą ilustracją przenikliwości i jakości jej polityki. Dużo się mówi – bo Rosja wciąż ‘u bram’ – o zawaleniu polityki wschodniej RP w XVII w. Ale też skupienie na niej pogrążyło ostatecznie RP nad Bałtykiem. Nawet jednak gdy się na wschodzie Rzeczypospolitej lepiej wiodło, w polityce bałtyckiej więcej popełniała błędów niż odnosiła sukcesów, a przede wszystkim za mało w ogóle się nią zajmowała. Nie była w stanie porządnie się nad Bałtykiem osadzić, zadbać o – jak się to dziś mówi – infrastrukturę swojej nad nim obecności, czego monopol Gdańska i związane z tym ciągle problemy – świetną ilustracją. Paru królów to rozumiało i próbowało zmienić. Ale wiadomo, że król w Polsce nie dawał gwarancji odpowiedniej mocy sprawczej dla realizacji jakieś strategii, zwłaszcza długofalowej. (więcej…)
Ozanczone wpisy ‘kwestia bałtycka’
Wpisy :
Bałtyk – małe morze wielkiej polityki
1 sierpnia 2014Władysław Konopczyński i kwestia bałtycka
12 lipca 2014Zagadnienia bałtyckie pozostawały ważnym wątkiem prac badawczych prof. Władysława Konopczyńskiego przez całą jego karierę naukową. W swych studiach nad tą problematyką daleko wykraczał poza jej wyłącznie polskie konteksty – na których zwykle poprzestawali inni polscy historycy. Ujmował ją bowiem także jako ważny aspekt historii politycznej całej Europy, nie rezygnując z wyróżniania w owych dziejach odrębności związanego z Morzem Bałtyckim regionu, wartego odrębnych analiz i monografii. Znakomite rozeznanie w „kwestii bałtyckiej” umożliwiły Konopczyńskiemu wybitne zdolności lingwistyczne – imponująca znajomość języków obcych, dzięki której – jak sam pisał – „mógł uwzględnić literaturę szwedzką, duńską, norweską, rosyjską, niemiecką, anglosaską, francuską, holenderską, poniekąd finlandzką, łotewską, estońską”.
Kwestia bałtycka – po raz pierwszy w całości
24 kwietnia 2014“Norwegii, jak się okazało, grozi nie bliska Wielka Brytania, ale daleka Rzesza Niemiecka; Duńczykom od dawna grożą Niemcy; Szwedom Rosjanie, ale poniekąd także Niemcy; Finom – Rosja. Wszystko to są ich a zarazem nasi wrogowie. Nic naturalniejszego, jak w takim położeniu podawać rękę sąsiadce wrogów, również zagrożonej Polsce. Zachodzi jednak fatalna okoliczność, która taką pobudkę może zmrozić w zarodku. Polska jedyna bodaj na świecie ma nad sobą nawet po zmartwychwstaniu i po okresie odbudowy, 1919-1939, groźbę zupełnego zniszczenia jako państwo i jako naród. Może się ona utrzymywać przy życiu ciągłym bohaterstwem, ale czy z tak nieszczęśliwie sytuowanym krajem warto łączyć swe losy? I jeżeli zawierać z nią przymierza, to przeciw wszystkim, czy przeciw niektórym tylko nieprzyjaciołom? Czy Polacy wydaliby wojnę Niemcom, gdyby szło Duńczykom o Flensberg, albo wojnę Sowietom, gdyby szło o kawałek tundry lapońskiej? I na odwrót. Czy wiele pomogłaby nam dywersja kilku duńskich dywizji w Holsztynie, albo nawet kilkunastu szwedzkich w Finlandii?”