Uwaga – warto baczyć: bo tu mowa o gender. Pisane przez Juliana Klaczkę w 1867 r. a propos panslawizmu i konstruktywizmu spod znaku carskiej Rosji, ale aktualne ponadczasowo, a nawet bardzo na czasie przy niemal literalnym odczytaniu: “W ślicznej powiastce [...], pewien utalentowany romansopisarz skreślił jeden z typów rosyjskiego ducha, którego głęboką i filozoficzną prawdę ten tylko należycie ocenić potrafi, kto przeszedł twardą szkołę niewoli moskiewskiej. Hrabia Kostia jest to człowiek dobrze wychowany, miły, dowcipny, uczony nawet; ale ma córkę, której rysy przywodzą mu na pamięć niemiłe wspomnienie. Chce więc zmienić te rysy, obcina włosy tej pięknej dziewczynce, daje jej suknie, wychowanie i zatrudnienia chłopięce; sili się na to, żeby w niej zabić uśmiech, wdzięki, uczucia dziewicze: nie pozwala jej być kobietą; wobec świata, wobec ojca, wobec siebie samej, dziewczyna ta musi być mężczyzną! Przerobić dzieło Boże, przetopić duszę, zmusić istotę ludzką do zmiany jestestwa, osobistości, płci nawet – oto idea rosyjska!” (więcej…)
Ozanczone wpisy ‘postęp’
Wpisy :
Gender, czyli nowe oblicze starego szaleństwa
31 grudnia 2013Awangarda czyli jednak są granice
25 listopada 2013
Zwolennicy ‘awangardy’ w teatrze (i innych dziedzinach sztuki) dowodzą, że ta walka – wsteczników a przynajmniej zachowawców i postępowców – zawsze w sztuce się toczyła. Przełamywano kolejne tabu, padały kolejne granice – a choć oponenci tego postępu (zwykle zapewne nierozumni dewoci) głośno się przeciwstawiali zmianom, to historia dowodziła potem, że kompletnie nie mieli racji, ich zarzuty z perspektywy czasu jawiły się jako anachroniczne a w zasadzie niedorzeczne, zaś sama awangarda stawała się wreszcie klasyką, otwierając zarazem pole dla kolejnych reformatorów skostniałej formy. Więc to naturalne, że i teraz trzeba prowokować, przełamywać, nie zważać na świętości, przyzwyczajenia, normy – ba! wręcz należy w nie godzić, a im bardziej, tym lepiej.
Szkopuł w tym, że “sztuka” w takim wydaniu doszła już do ściany – nie da się już bowiem bardziej biegać nago po scenie niż już się biega, bardziej naturalistycznie pokazać w filmie jak ktoś ginie czy kopuluje niż już się pokazuje, etc., etc. a i wszystkie świętości – rzeczywiste i wyimaginowane – zostały już wyśmiane, wyszydzone, obrzydzone. Za tą ścianą: przyzwoitości i rozumności, zostaje tylko głupota i obscena. Jeśli ktoś w nich nurzać się lubuje, to w zasadzie jego sprawa. Ale – doprawdy! – nie za publiczne pieniądze!
I pomyśleć, że niegdyś uchodzącym za reformatora sceny krakowskiej dyrektorem teatru był konserwatywny politycznie stańczyk – Stanisław Koźmian… Cóż, nawet nowatorstwo kiedyś było inne…