I
Antykomunizm emigracji powojennej nie jest zjawiskiem łatwym do opisu i
rekonstrukcji. Powodem, co zakrawa na paradoks, jest jej polityczny
charakter. Przejawem niepodległościowej postawy emigracji, którą można
utożsamiać z antykomunizmem był bowiem zarówno formalno-prawny kształt
jej instytucji politycznych, jak i działalność partii politycznych
oraz będące tego konsekwencją zróżnicowanie ideowe. Antykomunistyczna
w istocie rzeczy była także jej - szeroko rozumiana - kultura, zarówno
w sensie instytucjonalnym, jak i aksjologicznym. Krótko mówiąc antykomunizm
poza krajem to emigracja we wszystkich swoich objawach i formach działania.
W życiu politycznym, umysłowym, sferze wartości
i tradycji.
Taka teza zobowiązuje do przynajmniej
pobieżnego przedstawienia poszczególnych przejawów aktywności emigracji,
co z kolei prowadzić musi do opisu zjawiska w szerszym spektrum. Ponieważ
z powodów nie wymagających wyjaśnień jest to niemożliwe, niezbędne
wydaje się zwrócenie uwagi przynajmniej na takie sposoby myślenia,
które można uznać za charakterystyczne i swoiste. Nieuniknione jest
także wspomnienie
o różnicach, bowiem antykomunizm emigracji nie oznaczał, że myślała
ona i mówiła w tej materii jednym głosem.
Nie ulega wątpliwości, że o charakterze emigracji przesądziła
jej geneza. W niej odkryć można w zasadzie wszystko to, co złożyło
się na sposób działania i myślenia po zakończeniu wojny. Nie od rzeczy
będzie zatem postawienie kilku pytań: co było bezpośrednim i najważniejszym
powodem tego, że emigracja zdecydowała się być emigracją, to znaczy
działać po 1945 roku? Czy to, że w Polsce władzę objęli komuniści?
Czy może to, że władzę objęli działający w obcym interesie uzurpatorzy?
Spytać także trzeba o to, jaką rolę odegrały przekształcenia terytorialne
jakim poddana została Polska oraz o kwestię natury geopolitycznej,
to znaczy uzależnienia jej od ZSRR. Mnożąc wątpliwości można zapytać
także o to, czy wszystkich wspomnianych wyżej spraw nie należy rozpatrywać
łącznie, i czy w związku z tym wszystkie one nie wpływały na postawę
i sposoby myślenia poza krajem. Jakiekolwiek by było, żadne z tych
pytań nie jest retoryczne, gdyż tylko odpowiedź na wszystkie z nich
pozwala w pełni dostrzec i zrozumieć zjawisko.
To, że do organizowania państwa na wygnaniu, składającego
się nie tylko z instytucji politycznych, ale także społecznych i kulturalnych
przystąpiono w lecie 1945 roku wydaje się sugerować, że czynnikiem
sprawczym tych działań była przede wszystkim nielegalność władz krajowych.
Tę konstatację wzmacniało także i to, że w roku 1945 Polska była,
co prawda, krajem rządzonym przez komunistów, jednak jeszcze nie komunistycznym,
o działającej jawnie opozycji, której przywódca pełnił funkcję wicepremiera.
Argumenty na rzecz powyższego można, nawiasem mówiąc, odnaleźć w wypowiedziach
polityków emigracyjnych. Liderzy PPS na obczyźnie uznawali wchłonięcie
PPS przez PPR (co nastąpiło w grudniu 1948) za początek "jarzma
komunistycznego" i budowy ustroju totalitarnego, odnosząc te
spostrzeżenie tak do Polski, jak i innych państw uzależnionych od
Moskwy. A więc, wedle tej interpretacji, Polska stała
się "komunistyczna" nie w roku 1945, a dopiero po objęciu
przez komunistów pełni władzy. W pewnym stopniu przeczy temu treść
Odezwy rządu Tomasza Arciszewskiego z 26
czerwca 1945 roku, w którym mowa jest
o narzuceniu Polsce "ustroju społecznego, obcego jej pojęciom
wolności, ładu prawnego i tradycji moralnych".
Bez względu jednak na to, od kiedy datowano początek komunizmu
w Polsce, a w związku z tym jaki był sprawczy powód kontynuowania
działalności władz na obczyźnie (legalistyczny czy polityczno-doktrynalny)
można bronić takiej oto tezy: czynnikiem mającym zasadniczy wpływ
na program emigracji i jej myśl polityczną była praktyka rządów komunistycznych
w kraju, wynikająca z politycznego zakończenia wojny (Jałta) oraz międzynarodowe położenie Polski. Ponieważ
sprawcą tego położenia była sowiecka Rosja, emigracja kierowała się
w swoich działaniach również przeciw niej. Nie ulega wątpliwości,
że jej antykomunizm był w jakimś sensie także antysowiecki.
To o czym była mowa do tej pory uprawnia do postawienia
takiego oto wniosku: antykomunizm emigracji objawiał się przez przeciwstawienie
się (nie zawsze bezpośrednie) temu, co składało się na szeroko rozumianą
politykę komunistycznej władzy. Przybierał wobec tego formę poszukiwania
rozwiązań, które w wymiarze wewnętrznych i międzynarodowym zmierzały
do przywrócenia Polsce i Polakom niepodległości i wolności. W istocie
był zatem programem politycznym zawierającym cele i zadania, które
ulegały zmianie, jednak w wymiarze nadrzędnym pozostały niezmienne
od czasów bezpośrednio powojennych aż do momentu rozpadu systemu komunistycznego
w Polsce w końcu lat 80-tych. W postawach antykomunistycznych poza
krajem dostrzec można w związku z tym różne wątki: zarówno doktrynalno-ideologiczny,
jak legalistyczny, geopolityczny a nawet historyczny. Ujawniały się
one w miarę upływu czasu ze zmiennym natężeniem, na co wpływ miała
sytuacja na emigracji a także wydarzenia w Polsce.
II
Postulat przywrócenia Polsce niepodległości był podstawowym
imperatywem zarówno instytucji legalizmu, jak partii politycznych
i większości Polaków, którzy w 1945 roku znaleźli się poza krajem.
Zgadzano się co do tego, że w sytuacji w jakiej Polska znalazła się
po zakończeniu wojny niepodległość oznacza wolność społeczeństwa oraz
suwerenność państwa w wymiarze zewnętrznym. We wskazaniach programowych
Stronnictwa Narodowego przeczytać można: "Pojęcie niepodległości
obejmuje pojęcie suwerenności i prawa do rządzenia sobą".
Wedle stanowiska przyjętego w 1945 roku kraj i emigracja
podzielić się miały między sobą rolami politycznymi. Społeczeństwo
w kraju miało pozostać wierne wartościom i w miarę możliwości, nie
narażając się na represje, opierać się próbom zmieniania jego tożsamości.
Emigracja natomiast miała w aktywny sposób działać na rzecz odzyskania
niepodległości i reprezentować wobec świata zewnętrznego te aspiracje
narodu, których nie mógł on wyrażać w sposób bezpośredni. W cytowanej
już Odezwie rządu Arciszewskiego
wystosowanej po ukonstytuowaniu się Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej,
zwracano się z apelem o zachowanie godności narodowej, solidarność
i "nieskazitelność postępowania w życiu osobistym i zbiorowym".
Bezpośrednio po zakończeniu wojny zwieńczeniem zadań stawianych
sobie przez emigrację był z pewnością legalizm, pojmowany jako instytucjonalny
wyraz woli, niepodległości i suwerenności a zarazem ciągłości państwa
polskiego. Prawnym fundamentem tej konstrukcji była konstytucja z
1935 roku, co nie oznaczało, że stronnictwa emigracyjne, z wyjątkiem
piłsudczyków, miały do ustawy stosunek jednoznacznie aprobujący. Decydując się jednak na utrzymanie formy państwowej
poza krajem, nie sposób było ani zmieniać, ani nawet kwestionować
jej podstaw formalno-prawnych.
W przekonaniu londyńskich środowisk politycznych legalizm
spełniał kilka funkcji na tyle ważnych, że stanowiących wystarczający
powód jego utrzymywania. Przede wszystkim dowodził nieprawomocności
rozwiązania sprawy polskiej w 1945 roku, a więc nielegalności władz
krajowych, stanowił przedłużenie tradycji państwowej II Rzeczpospolitej,
zaświadczał wreszcie polityczny charakter emigracji. Był więc równoznaczny z racją stanu, czyli z niepodległością.
Wraz z upływem czasu legalizm, traktowany jako instrument
polityki emigracji, zaczął nieco tracić na znaczeniu. Powodem była
międzynarodowa legitymizacja rządów komunistów oraz dająca o sobie
znać, jeśli można tak powiedzieć, jego nieefektywność. Już w kilka
lat po wojnie rozwiązanie to okazało się bardziej formalne niż faktyczne.
Do deprecjacji legalizmu przyczynił się także poważny konflikt polityczny
wywołany sprawą sukcesji po zmarłym w 1947 roku prezydencie Raczkiewiczu.
Efektem kryzysu było istnienie (od 1954 roku) dwóch konkurujących
ze sobą ośrodków legalistycznych, uznających się za przywódcze i uosabiające
idee suwerenności państwowej w warunkach wychodźczych. Jeśli dodać do tego wydarzenia, do jakich doszło
w kraju w Październiku 1956, od połowy lat 50-tych można mówić o jedynie
symbolicznej roli legalizmu, w wymiarze tak formalno-prawnym, jak
i jego rzeczywistego znaczenia politycznego. Sytuacji tej nie zmienił
koniec konfliktu prezydenckiego, który zażegnany został w 1972 roku.
Zarazem jednak legalizm, pojmowany jako podstawa prawna działania
poza krajem, nie był poddawany w Londynie poważniejszej krytyce, pozostając
dla sporej części emigracji widomym znakiem niezgody wobec krajowego
ładu politycznego.
Nie dla wszystkich jednak ośrodek prezydencki pozostawał
rozwiązaniem pozbawionym alternatywy. Swego krytycyzmu od początku
lat 50-tych nie kryła "Kultura" Jerzego Giedroycia, która
w rezultacie kryzysu prezydenckiego odmówiła wspierania idei legalizmu.
Zdaniem zespołu miesięcznika, na obczyźnie nie było warunków do kontynuowania
form państwowych opartych o konstytucję 1935 roku tym bardziej, że
od momentu wybuchu wojny ustawa była obiektem dowolnych zabiegów interpretacyjnych.
Prolongata sprzyjała - zdaniem miesięcznika - fikcji, wobec czego
"Kultura" zaproponowała reorganizację struktur politycznych,
polegającą na oparciu wszystkich instytucji emigracyjnych o zasady
demokratyczne. Miała być to zmiana formalna, nie oznaczająca rezygnacji
z celów politycznych, identyfikowanych z legalizmem.
III
Stanowisko "Kultury" oznaczało, że emigracja przestała
mówić jednym głosem w sprawach metod działania. Już niebawem rozbieżności
te pogłębiły się, jednak początkowo w podobny sposób postrzegano sytuację
w kraju. Trudno jest sporządzić nawet najkrótszy rejestr oskarżeń
formułowanych pod adresem władzy komunistycznej, gdyż obejmowały one
zarówno genezę, jak i w zasadzie wszystkie jej aspekty. Emigracyjna
opinia w zdecydowanej większości traktowała komunizm w kategorii wroga,
a nie przeciwnika politycznego, czego efektem była negacja i odrzucenie.
Taki stosunek do sytuacji w kraju widoczny była zarówno po wojnie,
jak
i w latach późniejszych (np. w 1956 roku). Krótko mówiąc, zmiany zachodzące
w Polsce i kolejne fazy polityki partii komunistycznej, nie były uznawane
za wystarczający powód do tego, by przestać uznawać komunistów za
rządzących terrorem uzurpatorów, nie dysponujących społeczną legitymacją,
operujących ideologią sprzeczną z polską tradycją duchową, świadomie
niszczących więzi społeczne oraz kulturę poddawaną presji ideologicznej.
Nie znaczy to jednak, że stosunek do polityki komunistów
pozostawał niezmienny. W okresie stalinowskim zwracano uwagę na zabiegi
sowietyzacyjne mające na celu upodobnienie Polski do ZSRR. Przejawem
takich praktyk była zwłaszcza konstytucja z 1952 roku, która przez
środowisko piłsudczykowskie oceniona została jako rozwiązanie prowadzące
do zespolenia Polski ze Związkiem Sowieckim. Podobnie na sytuację w kraju zapatrywali się narodowcy
w połowie lat 50-tych zwracający uwagę, że ustrój państwowy Polski
został "niemal całkowicie" upodobniony do sowieckiego.
Różnice zdań przyniosły wydarzenia roku 1956. Dla Londynu Październik nie okazał się wydarzeniem
na tyle doniosłym by powodować zmianę celów, a więc także metod działania.
Destalinizacja dość powszechnie postrzegana była jako zmiana dekoracji,
a polityka Gomułki traktowana jako poszerzenie okrojonej autonomii.
Opinia londyńska nie negowała tego, że z punktu widzenia społeczeństwa
w kraju zmiany są pożyteczne, zarazem jednak była jak najdalsza od
myśli o zakończeniu misji jaką emigracja wzięła na siebie w chwili
zakończenia wojny. To co się stało nie zmieniło przyczyn, dla których
zdecydowała się na bycie emigracją polityczną. Polacy w kraju nadal
pozbawieni byli szans mówienia własnym głosem i we własnym imieniu,
a Polska (okrojona terytorialnie) nadal pozostawała w orbicie Moskwy.
Odmienne stanowisko wobec wydarzeń w kraju zajęła "Kultura",
która już wcześniej nie kryła krytycyzmu wobec sposobu myślenia Londynu
nie tylko w kwestii legalizmu. Uznała przemiany w kraju za znaczące,
kładąc nacisk na poszerzenie sfery wolności społecznych. Zdecydowała
się zatem udzielić poparcia Gomułce, uzależniając je jednak od prowadzenia
przezeń polityki demokratyzacji i uniezależniania Polski od ZSRR.
Różnice w ocenie Października oraz metod działania na obczyźnie
(o czym niżej) oznaczały wykształcenie się dwutorowego stosunku emigracji
wobec kraju, a zatem koniec jej politycznej jednolitości.
IV
Praktyka rządów komunistycznych w kraju powodowała, że już
w okresie bezpośrednio powojennym demokracja poczęła być, po części
świadomie, po części zaś mimowolnie, wartością przeciwstawianą komunizmowi.
Traktowana była jako narzędzie krytyki władzy komunistycznej, a zarazem
projekt ustrojowy wolnej Polski. Ład demokratyczny stanowił kościec
programu ośrodka legalizmu oraz największych ugrupowań politycznych
poza krajem, stając się spoiwem myślenia i programu emigracji. Nie
inaczej wypowiadała się na ten temat "Kultura", czego bodaj
najdonioślejszym przejawem był Manifest demokratyczny, który w imieniu zespołu miesięcznika przygotował
o. Innocenty M. Bocheński.
Do obowiązku reprezentowania
interesów polskiej demokracji poza krajem szczególnie powołana czuła
się PPS. Socjaliści uznawali za swój pierwszy obowiązek walkę z mistyfikacyjnymi
zabiegami partii komunistycznej, a więc definiowanie albo raczej redefiniowanie
takich pojęć jak wolność, demokracja i socjalizm oraz uporczywie przypominanie,
że socjalizm jest tożsamy z demokracją, czyli z antykomunizmem. PPS uważała demokrację za powszechnie przyjęty
"wyraz życia państwowego
i narodowego Polski niepodległej", a w związku z tym za niezbywalne prawo odebrane
społeczeństwu przez partię komunistyczną. W większości swoich enuncjacji
odnoszących się do sytuacji w kraju socjaliści zwracali uwagę, że
ustrój Polski powojennej nie jest socjalistyczny gdyż stoi
w sprzeczności z programem i celami socjalizmu. Dla PPS idea socjalistyczna
była tożsama z parlamentarną formą władzy zbudowaną w oparciu o wolne
wybory i kontrolującą instytucje wykonawcze oraz pełnymi wolnościami
obywatelskimi.
Ważną rolę w programie PPS odgrywały
zagadnienia gospodarcze. Socjaliści dopominali się rzeczywistego uspołecznienia
kluczowych gałęzi przemysłu, zreformowania ustroju rolnego oraz rozwoju
inicjatywy prywatnej w przemyśle i rolnictwie.
PPS odrzucała nie tylko praktykę
władzy komunistycznej, ale także doktrynalne założenia polityki komunistów.
Zdaniem Adama Ciołkosza, głównego ideologa partii, komunizm leninowski
był sprzeniewierzeniem się tradycji marksowskiej oraz zaprzeczeniem
"ideału wolności obywatelskiej i swobód demokratycznych".
Komunizm nie był, wedle Ciołkosza, radykalną wersją socjalizmu a jakością
zupełnie osobną, nurtem totalitarnym posługującym się retoryką i symbolami
socjalizmu.
Koncepcje ustrojowe PPS, w których
rozwiązania demokratyczne odgrywały podstawowe znaczenie, nie były
odległe od programów innych partii lewicy. W Deklaracji Porozumienia ugrupowań demokratycznych, wspólnej platformy
politycznej PPS oraz PSL i SP, powołanej w 1948 roku, (w początkowym
stadium kryzysu prezydenckiego) za podstawowy cel działania uznano
"odzyskanie pełnej niepodległości" oraz wprowadzenie "ustroju
rzetelnej demokracji". Demokracji pojmowanej jako porządek oparty
na praworządności, gwarantujący równe szanse rozwoju, wolny od dominacji
jednej klasy. Rozwiązaniem umożliwiającym jego wprowadzenie w życie
były wolne, pięcioprzymiotnikowe wybory, w efekcie których wyłoniony
miał być sejm ustawodawczy. Jego zadaniem było uchwalenie demokratycznej
konstytucji. Jeszcze przed jej wejściem w życie sygnatariusze Porozumienia gwarantowali szeroki katalog
swobód obywatelskich w wymiarze politycznym, społecznym i gospodarczym.
Treść Deklaracji była
dowodem znaczenia, jakie ugrupowania lewicy i centrum przywiązywały
do rozwiązań demokratycznych traktowanych na równi z postulatem niepodległości
w sensie państwowym. Dopełnieniem tych celów były wartości, które
do myśli politycznej emigracji wniósł powstały w końcu wojny w warunkach
wychodźczych Polski Ruch Wolnościowy, "Niepodległość i Demokracja".
Ugrupowanie to uczyniło z szeroko rozumianych praw człowieka podstawę
swego programu, w znaczący sposób uzupełniając tym refleksję partii
"historycznych".
Jednym z podstawowych założeń NiD-u było przekonanie, że
demokracja polityczna musi być uzupełniona ideą sprawiedliwości społecznej.
Tylko wówczas państwo jest w stanie zaspokoić ambicje życiowe nowoczesnego
człowieka. Już bezpośrednio po wojnie wśród zasad programowych
NiD-u znalazła się Karta Wolnego Polaka, stanowiąca w istocie
szeroki katalog swobód obywatelskich i ich gwarancji. Nie tylko wolności
politycznej i sprawiedliwości społecznej, ale również prawa do godnych
warunków życia, rozwoju i samorealizacji. Pełna demokracja była -
zdaniem ugrupowania - demokracją polityczno-gospodarczą, wynikającą
ze współzależności zachodzących pomiędzy wolnością polityczną a sprawiedliwością
społeczną. Postulat wprowadzenia tak rozumianej demokracji
uważał NiD za podstawowy i wynikający z polskiej racji stanu, uznając
przy tym jakość życia człowieka za metodę trwałego zabezpieczenia
egzystencji narodu.
Ugrupowania lewicowe, choć uczyniły z demokracji fundament
swych programów, nie były jedynymi, które traktowały ją jako koncept
o pierwszoplanowym znaczeniu. Przykładem służyć może program Stronnictwa
Narodowego, które stało na stanowisku, że kwestia wewnętrznego urządzenia
Polski może być rozstrzygnięta wyłącznie przez naród w wolnym kraju.
Nie oznaczało to jednak, że narodowcy nie wypowiadali się na ten temat.
Władza w państwie należąca do narodu, demokratyczne procedury wyborcze,
poddanie władzy wykonawczej kontroli legislatywy, poszanowanie praw
człowieka, to zasady, obecne w myśli narodowej, zakończeniu wojny,
które uznać można za priorytetowe.
Narodowcy opowiadali się za moralną koncepcją społeczeństwa,
prawem i obowiązkiem głoszenia poglądów, wychowywania dzieci i rozporządzania
własnością. Przyrodzone prawa człowieka, rodziny i narodu przeciwstawiali
walce klas, dyktaturze proletariatu i permanencji rozwoju komunizmu.
Odrzucali mechanistyczne pojmowanie społeczeństwa, "kolektywizm"
myślenia, wychowania i własności oraz przedmiotowe traktowanie człowieka, uznając
godność jego osoby i prawo do życia
w sprawiedliwej rzeczywistości społecznej. Za doniosłe uważali zapewnienie
równości startu życiowego i wyrównywanie dysproporcji materialnych,
traktując - zresztą nie jako jedyni - sprawiedliwość społeczną jako
niezbywalny element ładu społecznego.
V
Nie ulega wątpliwości, że dbałość o zachowanie duchowej
tożsamości była kwestią mieszczącą się w podstawowym obszarze celów,
stawianych sobie przez emigrację. Chrześcijaństwo i katolicyzm były
utożsamiane z polskością oraz uważane za przejaw przynależności Polski
do kręgu kultury zachodniej. Stosunki państwo-Kościół, a mówiąc precyzyjniej
- polityka komunistycznej władzy wobec Kościoła, była uznawana za
miernik stopnia represyjności systemu oraz napięcia oporu społecznego.
Obie te sprawy były znacząco obecne w programach partii politycznych
prawicy i centrum, przede wszystkim Stronnictwa Narodowego, ale także
w myśleniu potocznym.
Chrześcijaństwo pojmowane jako
zaprzeczenie materializmu było przez sporą część emigracji uznawane
za klucz do świata i społeczeństwa opartego na zasadach etyki. Niektóre środowiska polityczne, np. chadecja,
postulowały przyjęcie chrześcijaństwa za podstawę wszystkich sfer
życia publicznego - społecznego, politycznego i międzynarodowego. Po zakończeniu wojny w Stronnictwie Pracy rozpowszechniona
była koncepcja tzw. maksymalizmu chrześcijańskiego uznającego, że
zasady nauki Chrystusa nie powinny być traktowane jedynie jako normy
regulujące życie jednostek, a obejmować wszystkie aspekty życia indywidualnego
i zbiorowego. Służyć eliminacji zła, niesprawiedliwości, wyzysku i
krzywdy oraz być czynnikiem mobilizującym moralnie i fizycznie. Takie rozumienie obecności chrześcijaństwa w przestrzeni
społecznej uzupełnione było wynikającą z niej koncepcją człowieka
rozumianego jako harmonijny związek ciała i ducha. Pełna realizacja
osobowości człowieka nastąpić mogła w związku z tym jedynie przez
jego równomierny i wszechstronny rozwój, zarówno w dziedzinie kulturalnej,
jak materialnej.
Nieodległe od tego stanowiska
były poglądy narodowców. Etyka katolicka, traktowana jako norma obyczajowa,
powinna być obecna zarówno w społecznej i gospodarczej aktywności
człowieka, jak i w jego życiu osobistym. Winna być także, jak wolno wnosić z oświadczeń
programowych, etycznym regulatorem życia politycznego.
Chrześcijaństwo traktowane było
jako widomy przejaw historycznej łączności Polski z cywilizacją zachodnią.
Wpłynęło na swoistość polskiej kultury a także indywidualność narodową,
na którą, co wielokrotnie podkreślano, składały się tolerancja, godność
jednostki oraz gotowość do ponoszenia ofiar w walce o wolność. Przyjęcie chrześcijaństwa, i to przyjęcie go z
Rzymu, było postrzegane jako akt wynikający z konieczności państwowej,
który przesądził o losach Polski w następnym tysiącleciu, zarówno
w wymiarze politycznym, jak kulturowym. Było także czynnikiem mającym wpływ na swoistość
polityki narodowej. Wedle Wojciecha Wasiutyńskiego, chrześcijaństwo
działało ograniczająco na nacjonalizm,
a po doświadczeniach II wojny etyka chrześcijańska stała się normą
regulującą narodowy egoizm.
Nierozerwalność polskości i katolicyzmu
oraz korzyści jakie odniosła Polska z tego związku, wiodły do optymistycznego
na ogół pojmowania przeszłości. Nie tylko publicyści ale i historycy
(Oskar Halecki) zwracali uwagę, że sukcesy jakie stały się w przeszłości
udziałem Polski, jej zdolność przetrwania niepowodzeń i wkład jaki
wniosła do kultury świata chrześcijańskiego były zasługą Kościoła.
Odrębne stanowisko w tej sprawie,
zajęła "Kultura". Dla zespołu miesięcznika milenium nie
stało się okazją do aprobatywnej oceny historycznej roli Kościoła
lecz krytycznej refleksji o przeszłości. Zdaniem Juliusza Mieroszewskiego,
bilans tysiąclecia wypadał jednoznacznie negatywnie. Polska straciła
bowiem wszystko to, co miała do stracenia. Nic nie pozostało z Rzeczpospolitej
Obojga Narodów, idei jagiellońskiej i misji przedmurza. Erozji uległo
także poczucie historycznego sensu państwowości polskiej. "Kultura" nie przyłączyła się więc do chóru apologetów
roli Kościoła w dziejach Polski, nie znaczyło to jednak, ze kwestionowała
jego rolę. "Kultura zachodnia i rzymskie chrześcijaństwo - pisał
w 1975 roku Juliusz Mieroszewski - stanowić muszą fundament wizji
autentycznej Polski, która wyzuta z tych dwu elementów przekształcić
by się musiała
w bezpostaciową miazgę etniczną rozlaną na szerokim przedpolu (...)
równin rosyjskich".
Uderzające podobieństwa w ocenie
mijającego tysiąclecia, aczkolwiek godne uwagi, nie były najważniejszym
spoiwem myślenia Londynu. Od czasów bezpośrednio powojennych tamtejsze
środowiska polityczne
i opinia stały na stanowisku, że jakiekolwiek próby walki z Kościołem
i religią oraz osłabiania chrześcijańskich korzeni polskiej kultury
oznaczają świadome godzenie w polską tożsamość. Stronnictwo Narodowe
zwracało uwagę, że Polacy są "dziedzicami i współtwórcami cywilizacji,
której podstawą jest chrześcijaństwo".W uchwałach zjazdu delegatów Stronnictwa, który
odbył się w Londynie w 1955 roku czytamy, że jednym
z podstawowych celów komunizmu jest zerwanie więzów Polski z cywilizacją
zachodnią i narzucenia jej form ustrojowych o proweniencji sowieckiej. Wierność religii, a także postawa Kościoła broniącego
swych praw były, wedle rozpowszechnionej opinii, najskuteczniejszymi
środkami oporu i walki z komunizmem.
Przekonania te, dostrzegalne
w myśleniu i wyrażane w protestach wywoływanych represjami wobec Kościoła
i religii, zostały podkreślone
w czasie uroczystości milenijnych zorganizowanych w 1966 roku we wszystkich
głównych skupiskach emigracyjnych. Obchody tysiąclecia chrztu Polski
okazały się nie tylko manifestacją poparcia dla Kościoła
w kraju. Były także wyrazem jedności duchowej emigracji. Opublikowane wówczas książki, drobniejsza literatura
okolicznościowa oraz publicystyka złożyły się na odrębny nurt w piśmiennictwie
emigracyjnym.
VI
Charakterystycznym
elementem myślenia politycznego poza krajem była geopolityka. Obszerność
terytorium oraz przebieg granic z dwoma wielkimi sąsiadami dość zgodnie
uznawano za czynniki w znaczący sposób wpływające na bezpieczeństwo
Polski oraz określające jej pozycję
w regionie.
Już
po klęsce wrześniowej zarówno rząd, jak i partie polityczne były zgodne
co do tego, że Polska nie może wyjść z wojny pomniejszona terytorialnie. Przeciw zmianom na wschodzie protestowano po ogłoszeniu
wyników konferencji jałtańskiej, a ówczesne dyskusje w tej sprawie
w jednoznaczny sposób wykazały, że emigracja opowiada się za przebiegiem
granicy wschodniej wedle linii ryskiej. Oceny nie uległy w tym wypadku zmianie także w
okresie późniejszym.
Kresy
Wschodnie stanowiły dla ośrodka legalistycznego, stronnictw politycznych
oraz opinii (pamiętać trzeba, że duży odsetek emigrantów pochodził
z ziem wschodnich) obszar o wielowymiarowym znaczeniu. Politycznym,
strategicznym, kulturalnym a także psychologicznym. Linia traktatu
ryskiego pojmowana była jako sprawiedliwy i kompromisowy wyraz podziału
spornego obszaru pomiędzy Polskę a ZSRR po wojnie 1920 roku. Gwarantowała przynależność do Polski ziem związanych
z nią historycznie, kulturowo i cywilizacyjnie, na których, dostrzegano
atrybut niepodległości, zażegnujący niebezpieczeństwo ze strony Rosji.
Można w tym myśleniu, stawiającym znak równości pomiędzy rozległością
terytorialną a niepodległością, dostrzec kontynuację rozwiązań zaaprobowanych
w dwudziestoleciu międzywojennym, a więc dowód traktowania przeszłości
jako skarbnicy wzorów zachowań politycznych.
W
Londynie granica ryska uważana była za aksjomat nie podlegający dyskusji.
Liczne dowody w tej sprawie przynosiły polemiki wokół kwestii porozumienia
z Ukraińcami toczone między innymi z "Kulturą". W początku
lat 50. Jerzy Giedroyc zaczął zwracać uwagę na konieczność przeorientowania
polityki wschodniej emigracji, w imię pojednania z Ukraińcami. Za
warunek jej powodzenia uznał konieczność pogodzenia się
z utratą Kresów, traktowanych jako cena, którą warto zapłacić za utrzymanie
niezależności wobec Rosji krajów regionu. Ceną tym atrakcyjniejszą,
że silna pozycja Polski na Wschodzie wzmacniała jej pozycję wobec
Zachodu. Polityka wschodnia "Kultury", zwana
także programem ULB (od Ukraina, Litwa, Białoruś) okazała się wstępem
do projektu nowej polityki wobec Rosji, kluczowego problemu Polski
nie tylko po II wojnie światowej.
VII
Rozważania o poszukiwaniu poza krajem dróg wiodących do niepodległości
będzie nie od rzeczy uzupełnić refleksją o metodach realizowania stawianych
sobie celów.
W okresie bezpośrednio powojennym dość powszechnie uważano, że zmiana sytuacji
wewnętrznej oraz położenia geopolitycznego Polski możliwa jest na
skutek rewizji układu międzynarodowego wytworzonego przez porozumienia
jałtańskie. Temu przekonaniu emigracja pozostała wierna także
w okresie późniejszym, co nie oznacza, że rozumiała je tak, jak po
1945 roku. Wiele wskazuje na to, że po wojnie niemal powszechnie liczono
się z wybuchem konfliktu zbrojnego między Stanami Zjednoczonymi a
ZSRR. Wojny, której rezultat miał być równoznaczny z
kresem dominacji Moskwy w Środkowej Europie a tym samym końcem władzy
komunistów w Polsce. Nie znaczy to jednak, że emigracja była jednomyślna
co do stopnia zaangażowania Polski w ewentualny konflikt. Wolno sądzić,
że poważna część opinii uznawała swego rodzaju neutralność za najlepsze
rozwiązanie. Motywowano je stratami poniesionymi w II wojnie, ale
także celami, którymi kierowały się mocarstwa zachodnie tylko pośrednio
zbieżnymi z interesami Polski. Stanowisko takie Juliusz Mieroszewski uznał za
tożsame z brakiem postawy oraz za sprzeczne z interesem Polski. Wedle publicysty "Kultury", w konfrontacji
zimno-wojennej miejsce Polski było po stronie Zachodu, bez względu
na to co Zachód ma Polsce do zaoferowania, bądź chce jej zaoferować.
Również jednak Mieroszewski z biegiem czasu począł wstrzemięźliwie
podchodzić do dyskutowanych w Londynie pomysłów restytucji polskich
sił zbrojnych na Zachodzie (wcześniej sam był ich orędownikiem) mających
prowadzić do poważniejszego zaangażowania się w ewentualną wojnę.
Rozwiązaniem, które proponował była składająca się z emigrantów środkowoeuropejskich
Brygada Międzynarodowa, symbolizująca ambicje i nadzieje narodów regionu.
Dyskusje wokół stanowiska jakie
zajmować winna Polska wobec rywalizacji między Stanami Zjednoczonymi
a ZSRR, i różnice zdań w tej sprawie, nie zmieniły jednomyślności
emigracji co do konieczności stworzenia nowego ładu w Europie Środkowej.
Podobnie jak problem granicy wschodniej, sprawa ta zaczęła być dyskutowana
w czasie wojny i była kontynuowana po jej zakończeniu. Emigracja w
swojej większości była zgodna, że państwa środkowoeuropejskie muszą
dążyć do budowy federacji. Taki związek, mówiąc w największym skrócie traktowany
był jako gwarancja bezpieczeństwa, zarówno ze strony Rosji, jak i
Niemiec. Pogląd taki wyznawała również "Kultura", a w osobie
Mieroszewskiego emigracja zyskała jednego z najgorętszych orędowników
federalizowania środka Europy.
Warto przy okazji zwrócić uwagę,
że koncepcja federacyjna nie była dla Mieroszewskiego wyłącznie godnym
poparcia rozwiązaniem natury geopolitycznej. Napominał emigrację,
by zaniechała myślenia o świecie zewnętrznym kategoriami interesu
jednostkowego, to znaczy w sposób partykularny. Tak zwana "sprawa
polska" powinna być traktowana jako element szerszego problemu,
to znaczy wyzwolenia regionu. Izolowanie polskich aspiracji od sytuacji
w Europie, a zwłaszcza w jej środku, pomijanie "interesu zbiorowego",
ideologizowanie i nacjonalizowanie polityki zagranicznej uznawał Mieroszewski
za prostą drogę do braku sukcesu, zarówno przed, jak i po oczekiwanym
odejściu Rosji na wschód.
Pomysłem, który w drugiej połowie
lat 50. cieszył się sporą popularnością, zarówno Londynu jak i "Kultury"
była koncepcja neutralizmu, którą publicystyka i niektóre ugrupowania
podjęły za forsującą ją wówczas brytyjską Partią Pracy. Wycofanie
się ZSRR z Europy Środkowej i wyjście tych krajów z Układu Warszawskiego,
zaś Stanów Zjednoczonych z Niemiec i opuszczenie przez nie NATO, traktowano
jako znaczące nadwerężenie powojennego status
quo w Europie. W dobie odchodzenia Gomułki od polityki październikowej,
neutralizm uznano za rozwiązanie mogące prowadzić do niepodległości
i suwerenności a także stabilizacji międzynarodowego położenia Polski. Nie bez znaczenia było i to, że pas neutralny w
Europie, wydawał się rozwiązywać stary polski dylemat geopolityczny:
z Niemcami, czy z Rosją? Zwracał na to uwagę Mieroszewski pisząc,
że sytuacja taka pozwalałaby polskiej polityce niepodległościowej
przestać być bajką o kanarku, który chce pożreć dwa czyhające na niego
koty (czyli Niemcy i Rosję) a stawała przed kwestiami dużo bardziej
realnymi, to znaczy poszerzeniem zakresu demokracji i poprawą warunków
życia w kraju.
Nie
wszyscy jednak chcieli wybiegać w przyszłość po to, by uwolnić się
od problemów przeszłości. Niechęć do rozstawania się z koncepcjami
przedwrześniowymi, a nawet tymi pochodzącymi sprzed I wojny, była
widocznie obecna w myśli piłsudczyków i części środowiska narodowego.
Ci pierwsi uznawali za nadal godną pamięci ideę prometejską, w pomyśle
rozbijania Rosji widząc wybawienie dla Polski oraz innych państw regionu. Natomiast część środowiska narodowego (grupa paryskich
"Horyzontów" Witolda Olszewskiego i Jędrzeja Giertycha)
stawiała na odnowienie koncepcji orientacyjnej Dmowskiego z okresu
poprzedzającego wybuch I wojny. Uznając Niemcy za największe niebezpieczeństwo
Giertych deklarował traktowanie Rosji jako naturalnego sojusznika
oraz "lojalne i szczere" pozostawanie w "systemie sowieckim". Rozwinięciem tej koncepcji był list otwarty do
Nikity Chruszczowa, w którym ponowiono wolę współpracy z Rosją bez
względu na różnice polityczne
i ideologiczne.
Rok 1956 był nie tylko początkiem końca jednomyślności emigracji ale także
wyraźnego ograniczenia aktywności Londynu. Bez obawy uchybienia prawdzie
można powiedzieć, że ośrodek legalistyczny ograniczał się odtąd w
zasadzie do prezentowania swego stanowiska. Postulatywność szła tu
w parze z pogodzeniem się z faktem, że Londyn nie ma wpływu na to
co dzieje się w Polsce, zarówno w odniesieniu do polityki władz, jak
i (po 1976 roku) samowyzwalającego się społeczeństwa.
Zupełnie inaczej miała się rzecz z "Kulturą". Przyjęta przez
miesięcznik polityka ilustrowała programową odmienność wobec Londynu,
była także dowodem zupełnie różnego pojmowania roli jaką pełnić ma
emigracja polityczna, a także tego czym jest polityka. Jednym z najistotniejszych
składników myślenia "Kultury" było przekonanie o konieczności
pozostawania w kontakcie z rzeczywistością międzynarodową, utrzymywanie
związku z krajem oraz traktowania sytuacji w nim jako kierunkowskazu
wszystkich działań podejmowanych na obczyźnie. Zasadę tę uzupełniała
pewność, że interesów narodowych nie wolno oceniać kryteriami ideologicznymi
oraz przekonaniem, że w działaniu politycznym trzeba umieć zachowywać
zasady, zmieniając poglądy.
W przekonaniu Mieroszewskiego polska emigracja powojenna zawiodła, gdyż
nie potrafiła idei niepodległości przełożyć na język drugiej połowy
XX wieku. Zdawała się także zapominać, że gliną, jak pisał
publicysta "Kultury", z której można lepić obraz przyszłej,
to znaczy wolnej Polski, jest "Polska Ludowa, komunizm i sytuacja
geopolityczna". Ten sposób myślenia "Kultury" w dużej
mierze przyczynił się do zakwestionowania polityki "legalistycznej".
Nie wynikało to tylko ze skonfliktowania ośrodka londyńskiego i jego
bierności. Bardziej z tego, że punktem wyjścia myślenia Londynu było
utożsamianie legalizmu z niepodległościową racją stanu. Dla "Kultury"
natomiast, czynnikiem nadrzędnym, będącym nawiasem mówiąc wyrazem
jej antykomunizmu, był zakres wolności w kraju. Najprecyzyjniej stanowisko
to wyłożył Juliusz Mieroszewski, w liście do Giedroycia w grudniu
1950 roku: "W końcu nie jest naszym celem przywrócenie uznania
rządowi w Londynie, tylko przywrócenie wolności w Polsce, do czego
jedyną drogą jest współdziałanie ze wszystkimi, którzy z Rosją walczą,
bez względu na to, czy walka toczy się w Korei, na biegunie czy w
Europie".
Zarysowana została tu zasada, które co prawda ulegnie zmianie
w okresie późniejszym, tym niemniej pozostanie podstawą polityki "Kultury".
Dla Giedroycia i jego współpracowników akcja niepodległościowa oznaczała
przede wszystkim wpływanie na sytuację w kraju
w kierunku uznawanym za aktualnie pożądany i możliwy. W latach 50-tych
było to równoznaczne, zgodnie z racjami wyłożonymi w liście Mieroszewskiego,
z popieraniem wszystkich inicjatyw antysowieckich. Stąd wziął się
pomysł sformowania Brygady Międzynarodowej, walczącej z komunistami
w Korei.
W przeciwieństwie do londyńskich maksymalistów, zespół "Kultury"
uważał, co wielokrotnie przypomniał Mieroszewski, że na drabinę trzeba
wchodzić od szczebla najniższego, a nie najwyższego. Tym najniższym
szczeblem było odpowiedzenie na - z pozoru oczywiste- pytanie: dlaczego
trzeba być antykomunistą? Dlatego - odpowiadał Mieroszewski, że komunizm
jest totalizmem, czyli, że jest niedemokratyczny, jest więc tym samym
nie do pogodzenia z niepodległością. Trzeba zatem robić wszystko,
żeby poszerzać zakres swobód. Taki cel przyświecał koncepcji ewolucjonizmu
formułowanej przez Mieroszewskiego na przełomie lat pięćdziesiątych
i sześćdziesiątych, wywodzonej z następujących przesłanek: po pierwsze,
że rachuby na wyzwolenie od zewnątrz są mrzonką; po drugie, że obalenie
komunizmu frontalnym atakiem od wewnątrz, było - czego dowodził przykład
węgierski - zbyt kosztowne i w efekcie nie efektywne. Po rozczarowaniu polityką Gomułki "Kultura"
zdecydowała się na popieranie opozycji wewnątrzsystemowej, czyli rewizjonistów, a także stymulowanie rewindykacyjnych postaw społeczeństwa.
W zmaganiach pomiędzy upominającymi się o swoje prawa a aparatem władzy
"Kultura" dostrzegała możliwość sukcesu oponentów systemu
choćby dlatego, że strona społeczna mogła zwiększać nacisk, władzy
zaś trudno było (po 1956 roku) powrócić do polityki terroru. Warunkiem niezbędnym do realizacji takiego założenia
była społeczna aktywność, a więc przezwyciężenie istoty sowietyzacji,
czyli bierności, która brała się nie tyle z akceptacji komunizmu,
ile z poczucia własnej niemocy. Drogą wiodącą do sukcesu było zatem
odzyskanie poczucia podmiotowości.
Wzmocnieniem i korektą koncepcji Mieroszewskiego była interpretacja rzeczywistości
krajowej Leszka Kołakowskiego. Dowodził on, że system pozostawiony
samemu sobie, będzie stawał się nie mniej, a bardziej represyjny.
"Rozrost policyjnych metod rządzenia - pisał filozof - nie jest
wynikiem zwiększonego oporu, lecz, przeciwnie, wynikiem jego braku".
Zatem "plastyczność" systemu, gdyż tak oceniał go Kołakowski,
i jego reformowalność może oznaczać zmiany zgodne z oczekiwaniami,
tylko wówczas, gdy poddany on zostanie społecznej presji. Dowodem pozytywnych rezultatów koncepcji ewolucjonizmu
Mieroszewskiego i Kołakowskiego były wypadki na Wybrzeżu w grudniu
1970 roku. Zdaniem "Kultury" przyniosły one wymierne korzyści.
Robotnicy udowodnili bowiem sobie samym, że są zdolni do zorganizowania
protestu mającego wpływ na sytuację w kraju.
Ewolucjonizm nie był koncepcją wolną od odniesień międzynarodowych. "Kultura"
zdecydowanie krytycznie odnosiła się do amerykańskiej polityki wobec
Europy Środkowej, zarzucając jej traktowanie sytuacji
w regionie jako trwałej i w związku z tym dystansowanie się od wspierania
pomysłów demokratyzacyjnych. Ewolucja potrzebowała natomiast wsparcia
z zewnątrz, pośrednich i bezpośrednich działań wzmacniających opór.
Założenia polityki ewolucjonizmu nie spotkały się z uznaniem
w Londynie i zostały całkowicie zakwestionowane. Maksymaliści uważali,
że podstawowym celem emigracji jest dążenie do obalenia komunizmu
a nie jego poprawiania, wszelako i w tym względzie nie proponowali
rozwiązań będących czymś więcej niż ponawianymi od lat postulatami. Nie sposób nie wspomnieć tu choćby koncepcji Józefa
Mackiewicza, jednoosobowej instytucji antykomunizmu poza krajem.
Nie było również zgody w sprawie polityki wobec Rosji, choć wszyscy poza
krajem byli zgodni, że wolność Polski, to wolność od niej właśnie.
"Kultura" i tutaj wyszła od przesłanki oczywistej. Jeśli
nie możemy Rosji pobić, to musimy się z nią ułożyć, przy czym przeświadczenie,
że Moskwa sama zrezygnuje z obecności w Europie Środkowej, uznane
zostało za nonsensowne. Giedroyc przyjął więc założenie, że w interesie
Polski leżą działania prowadzące do przebudowy ustroju ZSRR, to znaczy
jego zdemokratyzowania. Najkrócej mówiąc - droga do niepodległości
Polski wiodła, zdaniem "Kultury", przez demokratyczną Rosję. Ten plan łączył się z polityką ewolucjonizmu.
W efekcie zmian zachodzących
w Polsce rodzimy model ustrojowy mógłby być efektywniejszy gospodarczo
i ogólnie sprawniejszy od modelu sowieckiego. W tym "Kultura"
widziała szansę wpływania na przemiany w ZSRR. Przemiany, które oznaczać
miały koniec imperium a początek "wspólnoty, wolnych i niepodległych
narodów". A zatem również początek końca komunizmu w Polsce.
Juliusz Mieroszewski jeszcze przed listem 34 intelektualistów, przed Marcem
i Grudniem przekonywał, że zmiany w Polsce wywalczyć mogą inteligenci
współdziałający z robotnikami. Wierzył w sukces "solidarności najemników".
W końcu lat 80. "Kultura" mogła mieć zatem powody do satysfakcji,
biorąc pod uwagę sytuację w kraju i wyraźnie chylący się ku upadkowi
Związek Radziecki. Satysfakcję, choć innej natury, wyrażaną w związku
z tym w inny sposób, miał także Londyn, kończący swoją działalność
z przekonaniem wywiązania się z obowiązków, których podjął się z chwilą
zakończenia wojny.
|