Strona główna | Czytelnia | Publikacje | Informator | Zarejestruj się | Zaloguj | Odzyskiwanie hasła | English Version
OMP

Główne Menu

Nasi autorzy

Strony tematyczne

Sklep z książkami OMP

Darowizny na rzecz OMP

Księgarnie z książkami OMP
Lista księgarń - kliknij

Zdzisław Najder - Przyszłość więzi kulturowych między narodami w Europie Środkowo-Wschodniej
.: Data publikacji 04-Paź-2005 :: Odsłon: 2451 :: Recenzja :: Drukuj aktualną stronę :: Drukuj wszystko:.

 

Zadając w tytule konferencji pytanie o przyszłość więzi kulturowych między narodami EuropyŚrodkowo-Wschodniej zaczynamy już od drugiego etapu analizy problemu. Aby bowiem istniały między narodami "więzi kulturowe", musi w obrębie tych narodów występować wyraźna świadomość własnej kulturowej tożsamości. Inaczej bowiem mamy do czynienia nie tyle z więziami, co z bezładnym przenikaniem się wpływów, z zatracaniem treści własnych na rzecz cudzych. Nie jest to wówczas wzbogacanie przez dodawanie, ale ubożenie przez zacieranie rozmaitości. Tak na przykład samorzutna auto-germanizacja tysięcy polskich emigrantów wyjeżdżających masowo do Niemiec w latach 1980tych na zasadzie "łączenia rodzin" nie miała nic wspólnego z odtwarzaniem polsko-niemieckich więzi kulturowych!

Zacząć tedy musimy od przypomnienia, że w naszej części Europy, w krajach, poddanych przez czterdzieści parę albo więcej lat władzy sowieckiego komunizmu, poczucie kulturowej tożsamości przechodzi poważny kryzys. W Polsce zatrata świadomej ciągłości wywołana jest między innymi właśnie brutalnym zerwaniem wielowiekowych więzi kulturowych z Litwą, Białorusią, Ukrainą; a także (choć świadomość tego jest minimalna) z wytępionymi Żydami, po których została wstydliwa dziura. Są oczywiście i inne nawet ważniejsze przyczyny: wyniszczenie liczbowe i nadkręcenie moralnego karku inteligencji, przesunięcie geograficzne ze wschodu na zachód, zagłada ziemiaństwa, wieloletnie odcięcie od Zachodu, długotrwałe narzucanie kłamstw historycznych w szkole i życiu publicznym, brak swobodnej wymiany myśli, itd. Rezultatem jest odnotowywana w licznych badaniach niska samoocena i niewyraźność wizerunku Polaka w oczach Polaka, częstość postaw niepewności i zagrożenia, brak szerzej uznawanych wzorców osobowych, nikłe poczucie ciągłości kulturowej.

U naszych wschodnich sąsiadów (aby uprościć nieco problematykę, do nich ograniczę swoje przykłady) jest jeszcze znacznie gorzej. Na Białorusi, na Ukrainie - i zresztą w samej Rosji, tam może najbardziej - nastąpiło zniszczenie wszystkich tradycyjnych więzi zbiorowych, całej naturalnej tkanki łącznej społeczeństwa. (Stosunkowo najmniej źle jest u Litwinów, którzy krócej poddani, i dla których osłonę stanowiły nie-słowiański język i wiara katolicka.) Wszystkie zaś osłabione tożsamości stają się tym łatwiejszym polem grasowania globalnej, wypranej z tradycji, rynkowej kultury masowej (ubranej zwykle w amerykańskie szaty językowe i obrazowe, ale z kulturą Stanów Zjednoczonych też mającej związek tylko powierzchowny).

Zgadzam się z Janem Kieniewiczem, że poczucie wspólnoty narodowej jest dla tych krajów jedyną możliwą płaszczyzną odtworzenia więzi zbiorowych. Nie ma bowiem żądnych innych tradycyjnych płaszczyzn łączących: zawodowych, religijnych, gospodarczych. Bliższe przyjrzenie się sytuacji społeczeństw białoruskiego i ukraińskiego ukazuje, jak trudno jest dokonać przekształceń politycznych i gospodarczych, kiedy zanikły więzi, których dostarczały tradycja materialna i zawodowa (przede wszystkim rolnictwo indywidualne) i lokalne autorytety. Bez takich więzi nie jest możliwa budowa społeczeństwa obywatelskiego.

Nie widzę w takim odtwarzaniu poczucia więzi narodowych zagrożenia dla stosunków z

członkami innych zbiorowości. Groźba katastrofalnych konfliktów etnicznych, które rzekomo muszą wywoływać uczucia narodowe, jest w odniesieniu do naszej części Europy ogromnie przesadzona. Straszyli nią typowo Anglosasi; jednakże w wielkonakładowej, popularnej prasie angielskiej spotyka się znacznie więcej wyrazów szowinizmu, niż w prasie polskiej, słowackiej czy ukraińskiej. Wybitna publicystka angielska Anne Applebaum, polemizując ze stereotypem wschodnioeuropejskiego szowinisty, zwróciła uwagę, że w Anglii, Francji czy Niemczech ekscesy na tle etnicznym są znacznie częstsze, niż na wschód od Odry.

Ponury przypadek byłej Jugosławii okazał się szczególny i nie jest powtarzany. Zgadzam się z tymi, którzy sądzą, że problem krwawych konfliktów etnicznych na Bałkanach to w ogromnej mierze problem Slobodana Miłoszewicia (w mniejszej - Franjo Tudjmana). Tam, gdzie nie ma rządów autorytarnych, świadomie podgrzewających nienawiści etniczne - tam istnieją konflikty (jak w byłej Czechosłowacji, czy w Estonii), ale są rozwiązywane pokojowo.

W Europie Środkowo-Wschodniej będziemy więc mieli do czynienia z nałożeniem

się na siebie dwu równoległych procesów. Z jednej strony procesu odtwarzania więzi wewnętrznych, spajających na nowo poszczególne narody, a nawet - w przypadku wschodniej Białorusi i wschodniej Ukrainy - kreujących te narody drogą dokonywania wyboru określonej tożsamości, świadomego identyfikowania się ludzi ze wspólnotą białoruską i ukraińską. Z drugiej strony procesu kształtowania więzi pomiędzy sąsiadującymi kulturami narodowymi. Może tu i powinno występować sprzężenie zwrotne między obu procesami. Niewątpliwie bowiem fakt stykania się np. z Litwinami, Polakami, Rumunami i Słowakami, których poczucie przynależności etnicznej jest znacznie bardziej wyraźne, będzie skłaniał Białorusinów i Ukraińców do większej jednoznaczności w określaniu własnego dziedzictwa kulturowego oraz celów zbiorowych.

Oba nakładające się wzajem procesy będą przebiegać w konkretnym i bynajmniej dla nich nie obojętnym kontekście politycznym, zarówno wewnętrznym jak międzynarodowym. Kontekst wewnętrzny, to wytwarzanie się i umacnianie demokratycznych form życia politycznego (a na Białorusi - dążenia do ich wytworzenia w obliczu autokratycznego centralizmu Łukaszenki) oraz elementów gospodarki rynkowej, która niesie ze sobą upodmiotowienie ekonomiczne obywateli. Kontekst międzynarodowy - to z jednej strony ponowne umacnianie się rosyjskich aspiracji mocarstwowych rosyjskich a z drugiej postępująca integracja europejska. Większość państw obszaru, którym się zajmujemy, jest już w gronie kandydatów, negocjujących warunki i termin wejścia do Unii Europejskiej. Obecny rząd Ukrainy ogłosił wejście do Unii państwowym celem strategicznym. Perspektywy Białorusi są niemożliwe do określenia.

Właśnie ów kontekst międzynarodowy stanowi źródło szczególnych dylematów. Będą one zupełnie inne dla Polski - i dla jej wschodnich sąsiadów. Polacy bowiem stoją dzisiaj przed podwójnym zadaniem: rozwoju więzi ze wschodnimi sąsiadami - oraz możliwie szybkiego wejścia, jako świadomy swoich celów podmiot, do awangardy politycznej Unii Europejskiej. Trzeba zdać sobie sprawę, że tylko osiągnięcie drugiego celu umożliwi realizację pierwszego.

Natomiast Białorusini i Ukraińcy stoją przed zadaniem także podwójnym, ale w pewnym sensie odwrotnym: odbudowy więzi zbiorowych a równocześnie zbudowania poczucia tożsamości kulturowej, które będzie stanowiło podstawę ich państwowej odrębności względem Rosji. Tylko w ten sposób - poprzez własną narodowość - będą mogli zrealizować swoje europejskie aspiracje.

Przechodząc od ogólnego kontekstu międzynarodowego do bezpośrednich stosunków kulturowych między narodami Europy Środkowo-Wschodniej, możemy powiedzieć, że w interesie Polaków leży odtwarzanie i umacnianie własnej tożsamości przez odbudowę więzi z Litwą,

Białorusią i Ukrainą. Natomiast w interesie, także politycznym, Ukraińców, Litwinów, i pragnących uzyskać autonomię Białorusinów leży umacnianie własnej tożsamości przez odbudowę więzi kulturowych z Polską. Zarówno w wymiarze historycznym jak i treściowym stanowią one dla nich legitymację europejskości. Wieloetniczna I Rzeczpospolita była państwem, włączonym ściśle w europejskie związki i układy zarówno polityczne jak gospodarcze. Występowały na jej obszarze typowe dla Europy (i tylko dla niej) formy organizacji życia zbiorowego, przede wszystkim samorząd lokalny. Europejska była również tradycja państwowo-prawna, łącznie z takimi normami, jak zasada neminem captivabimus nisi iure dictum, obejmująca szlachtę na całym obszarze państwa. Także zasięg wielkich europejskich prądów kulturowych, jak renesans i barok, pokrywa się z granicami Rzeczypospolitej. Odwołanie się do jej spuścizny może więc pozwolić na określanie różnicy względem Rosji nie na zasadzie antagonizmu i odrzucania, ale na zasadzie istotnej różnicy treści i form cywilizacyjnych.

Jest to więc sytuacja otwierająca przed żyjącymi obok siebie narodami olbrzymie możliwości, bodaj największe w ich historii. Ale jest to zarazem tak dla Polaków jak dla ich sąsiadów sytuacja wyjątkowej, zapewne krótkotrwałej i chyba ostatniej szansy. Jakie będą największe trudności w jej wykorzystaniu? Po pierwsze, starania o odtworzenie (a niekiedy wytworzenie) świadomości historycznej będą się zderzać ze wszechobecnymi dzisiaj na świecie i wspieranymi przez globalizację gospodarki tendencjami do ahistoryzmu. Tendencje te są wzmacniane przez fakt, że polityka poszczególnych państw, zwłaszcza zacofanych cywilizacyjnie, jest w znacznym stopniu podporządkowana wskaźnikom ekonomicznym. Po drugie, utrudnienie stanowi sama konieczność równoczesnego podejmowania dwu równoległych działań: pracy nad tożsamością własną - i wymiany z innymi. Natomiast wielkim ułatwieniem powinno być to, że wzajemna otwartość kulturowa jest nie zagrożeniem, ale praktyczną pomocą w osiąganiu narodowych i państwowych celów.

Wybór Zachodu a nie Wschodu przez Ukraińców czy Białorusinów nie powinien być pojmowany jako gest nieprzyjazny wobec Rosji, tradycyjnego hegemona. Chodzi tu bowiem nie o anty-rosyjskość, lecz po prostu o nie-rosyjskość. Podobnie jeżeli belgijscy Wallonowie nie mają ochoty dołączać się do Francji a Flamandowie - do Holandii, nie oznacza to przecież żądnej wrogości, bo Belgowie są zwolennikami ścisłej integracji w ramach Unii Europejskiej, a granica z Holandią jest już od ponad czterdziestu lat tylko linią podziału administracyjnego. Trzeba jednak uświadamiać sobie, że Polska - i Czechy, i Słowacja, a także Estonia, Litwa i Łotwa - wybierając integrację europejską, wybierają między przystąpieniem do szerokiego rodzinnego związku a pozostawaniem na boku. Ich wybór ma więc cechy oczywistości, bo alternatywa jest niejasna, nie określona. Natomiast Ukraina i Białoruś (w dodatku położone na granicy chrześcijaństwa zachodniego i wschodniego) wybierają między dwoma wielkimi ofertami. Rosyjska jest spośród nich bliższa, bardziej znana, i znacznie silniej forsowana środkami tak politycznymi jak gospodarczymi. Europejsko-polska zaś, chociaż bardziej odległa w czasie jest zarazem głębiej zakorzeniona w historii, pozwala na znacznie pełniejsze rozwinięcie tożsamości kulturowej - i stwarza inne perspektywy tak cywilizacyjne jak i ustrojowe.

Tak więc wybory, przed którymi stają nasze sąsiadujące narody, różnią się jakościowo. Łączy za to wszystkie ludy Europy Środkowo-Wschodniej świadomość, że poczucie ciągłości i tożsamości kulturowej nie jest czymś danym raz na zawsze, jest narażone na zagrożenia zarówno ze strony zewnętrznych agresorów jak i ze strony wewnętrznego zobojętnienia i praktycznego wygodnictwa, że wymaga ponawianego wyboru, wysiłków, oraz wielkich nakładów na odtwarzanie wielokrotnie niszczonego dziedzictwa materialnego. Ta świadomość potrzeby czynnego stosunku do własnej tradycji, stale poddawanej próbom i wystawionej na zniszczenie lub wyjałowienie, może się przydać jako nasze szczególne doświadczenie w stosunkach z społeczeństwami europejskimi, które - używając słów Josepha Conrada - już dawno podpisały swój "pakt z historią" i zatraciły poczucie, iż kultura przestaje być kulturą jeżeli zatracamy zdolność do poświęcania się dla niej.

Europa oczekuje od nas, narodów z jej wschodniego krańca, nie kulturowej jednakowości, ale właśnie odmienności. W swojej nowej książce l'Ingratitude (Niewdzięczność) znany filozof francuski Alain Finkielkraut pisze o potrzebie zachowania, także w obecnym okresie żywiołowego rozwoju sposobów przenoszenia informacji oraz nie dającego się skrępować porozumiewania się ludzi między sobą przez Internet, szacunku do własnej, konkretnej, narodowej przeszłości. Wygłasza przy tym pochwałę wewnętrznej europejskiej różnorodności a Europie Zachodniej ukazuje jako wzór przykłady właśnie z Europy Środkowo-Wschodniej, przywiązanej nie tylko do ogólnej "europejskości" czy (w terminologii Samuela P. Huntingtona) cywilizacyjnej "zachodniości", ale również, i bez żadnej sprzeczności, do odrębnych, tak często zagrożonych, kultur "małych narodów", jak czeski czy węgierski. To jest dla nas wskazówka, żeby nie mieć kompleksów.

.: Powrót do działu Pozostałe artykuły oraz wystąpienia z konferencji :: Powrót do spisu działów :.

 
Wygląd strony oparty systemie tematów AutoTheme
Strona wygenerowana w czasie 0,079821 sekund(y)