Tytuł
mojego szkicu jest bardzo pojemny. Ograniczę się jednak do głównych myśli i
skłonności ideowych, które można odczytać w najważniejszych utworach i
artykułach publicystycznych Conrada; pominę jego wypowiedzi w prywatnej
korespondencji.
Znany
przed stu laty pisarz angielski Norman Douglas, z którym się Conrad przyjaźnił,
wspominając go wiele lat po śmierci stwierdził, że Conrad „jak większość
Polaków był ... politykiem i moralistą”. Z upływem czasu pogląd ten zyskał
wielu zwolenników. Za życia Conrada treści polityczne, zawarte w jego utworach,
na ogół tylko marginalnie przyciągały uwagę krytyków. Natomiast od lat co
najmniej sześćdziesięciu, od czasu znakomitego szkicu Roberta Penna Warrena o Nostromo
(1946) a potem książki Irvinga Howe’a Politics and the Novel
(1957) właśnie problematyka polityczna znajduje się trwale w centrum
zainteresowania czytelników i badaczy. Tendencja ta umocniła się wyraźnie od
czasu rozpowszechnienia się w ostatnich kilku latach zjawiska międzynarodowego
terroru politycznego: nie ma obecnie tygodnia, by któryś z amerykańskich,
francuskich czy hiszpańskich publicystów, omawiając aktualne wydarzenia, nie
wspomniał o Tajnym agencie (1907). Niedawne „wykrycie” przez policję
amerykańską „komórki terrorystycznej” na Florydzie (która była inspirowana
przez agenta tejże policji) brzmi jak parafraza tej powieści.
Conrad
pasjonował się działaniami policji politycznej i zdumiewająco wiele o niej
wiedział, albo domyślał się; świadczą o tym zarówno W oczach Zachodu
(1911, powieść o walce carskiej ochrany z rewolucyjną opozycją) jak i nowela
„Pojedynek” (1907, ze znakomitą winietą Josepha Fouche’a). Natomiast ogólne
zainteresowanie sprawami polityki a także widzenie ich przede wszystkim w
kategoriach moralnych – odziedziczył po ojcu. Apollonie Korzeniowskim
(1820-1869), poecie i wybitnym działaczu niepodległościowym, przywódcy
warszawskich Czerwonych i twórcy idei Rządu Narodowego 1863. Wrogość wobec
autokracji rosyjskiej i zdecydowany protest przeciw rozbiorowi Polski – to
również poglądy, które Conrad przejął bezpośrednio od ojca.
Pierwsza
trudność, którą napotykają badacze poglądów politycznych Conrada, to ułożenie
ich w jakiś system, albo też włączenie do ogólnego nurtu, takiego jak
konserwatyzm czy socjalizm. Spowiadał się z tej trudności Avrom Fleishman,
autor pierwszej obszerniejszej pracy na ten temat (Conrad’s Politics,
1967) – ale i on skutecznie jej nie przezwyciężył, chociaż wykazał, że obiegowa
opinia o Conradzie jako zdecydowanym konserwatyście jest nieporozumieniem.
Conrad - dobrze wykształcony samouk, który nie ukończył przecież nawet szkoły
średniej – nie był myślicielem systematycznym; w dodatku odnosił się bardzo
podejrzliwie do wszystkich teorii, programów i generalnych haseł politycznych.
Sądził, że zwykle kryje się za nimi dążność do manipulacji: albo naiwnym
idealizmem jednostek, albo też zazdrością i chciwością mas. Nie był też
powieściopisarzem, analizującym treść idei – jak Thomas Mann w Czarodziejskiej
górze, albo Fiodor Dostojewski w Biesach i Braciach Karamazow.
Pokazywał sens idei politycznych poprzez dramatyczne wizerunki ich
funkcjonowania. A takie obrazy z konieczności bywają wykrzywione, bo muszą być
cząstkowe. Odnosi się to zwłaszcza do Tajnego agenta, gdzie ideologie
lewicowych rewolucjonistów są sprowadzone do formy bezlitosnych karykatur; ale
Gustaw Herling-Grudziński wyrzucał też Conradowi jednostronność w ukazywaniu
środowiska rosyjskich przeciwników caratu we W oczach Zachodu.
Dodatkowym
utrudnieniem dla badaczy myśli politycznych Conrada jest fakt, że chociaż
połowę życia – i główną część życia dorosłego – spędził w Anglii i pisał po
angielsku, jego poglądy ukształtowały się wcześniej, na podstawie przeżyć i
lektur polskich, uzupełnionych potem francuskimi. Symboliczne jest to, że choć
przez 38 lat był poddanym Korony Brytyjskiej, nigdy nie głosował w wyborach.
Poczucie lojalności nie pozwalało mu na frontalną krytykę przybranej ojczyzny,
ale nie aprobował ani kolonializmu, ani imperializmu, mimo, że właśnie Imperium
Brytyjskie było wówczas największą potęgą kolonialną globu.
Zdaniem
Bertranda Russella Conrad nie był zainteresowany systemami politycznymi, ale
miał silne polityczne uczucia. To dodatkowy argument, by przedstawiać
myśli polityczne Conrada nie przez układanie ich w uporządkowaną całość, ale
omawiając typowe pojęcia i motywy. W ten sposób udać się może ukazanie zarówno
ogólnych sympatii ideowych jak i sprzeczności, występujących w poglądach
pisarza.
Zwłaszcza
na tle współczesnej mu literatury brytyjskiej uderza przywiązanie Conrada do
pojęcia narodu i jego częste powoływanie się na „ducha narodowego”. Nieufny
wobec wszelkich ogólniejszych programów politycznych i wobec zawodowych
polityków wszystkich maści, naród uważał za podstawową jednostkę życia
zbiorowego. Narody jego zdaniem mają prawo do niepodległości: odnosi się to
zarówno do Polaków czy Włochów, jak do Latynosów czy Bugisów (w dzisiejszej
Indonezji). Jednak – z niejasnych powodów - niechętnie odnosił się do
wyzwoleńczych aspiracji Irlandczyków; być może sądził, że, podobnie jak Szkoci
czy Walijczycy, powinni się zadowolić zachowaniem w ramach Korony Brytyjskiej
tylko odrębności kulturowej.
Potępiał
imperialne podboje, podejmowane zwykle pod wzniosłymi hasłami „wyższości” cywilizacyjnej.
Demaskował przemoc kolonizatorską, uzasadnianą teoriami rasowymi i ideologią
„misji białego człowieka” a opartą jego zdaniem na zwykłej żądzy zysku. Pisarz
nigeryjski Chinua Achebe miał do Conrada pretensję, że w „Jądrze ciemności”
przedstawił Murzynów milczących, jakby nie posiadali własnego języka, jakby
byli przedmiotami. No ale tak właśnie widziani byli wówczas przez Europejczyków
czarni i brązowi mieszkańcy kolonii afrykańskich czy azjatyckich; a główna myśl
Conrada brzmi: oni są inni, ale są ludźmi tak samo jak i my. Ukazując różnice
między przedstawicielami różnych ras, narodów, grup etnicznych i środowisk –
nalegał na ich podstawową równość i prawo do zachowania odmienności.
Na
imperializm gospodarczy patrzył równie trzeźwo i niechętnie, jak na polityczny.
Widać to wyraźnie w jego najważniejszej powieści politycznej, Nostromie,
w której południowo-amerykańska republika Costaguany jest obszarem penetracji
kapitału europejskiego i amerykańskiego. Kalifornijski milioner-„idealista”
Holroyd zwierza się tam: „My będziemy kierować interesami świata. Niezależnie
od tego, czy się to światu spodoba, czy nie.” Nostromo (1904) pozostaje
nadal powieścią kultową w Ameryce Łacińskiej...
Dostrzegał
ówczesne konflikty społeczne. Jego bohater pan Verloc, działacz anarchistyczny
a zarazem agent ambasady rosyjskiej i współpracownik policji, tak rozmyśla idąc
przez zamożną dzielnicę Londynu: „Wszyscy ci ludzie musieli być chronieni.
Ochrona jest pierwszą potrzebą zamożności i luksusu. Musieli być chronieni ...
cały porządek społeczny ... musiał być chroniony przez płytką zawiścią
niehigienicznych robotników.” Ale Conrad uważał zarazem podziały klasowe za
sztuczne, absolutyzowane przez agitatorów i polityków, wykorzystujących hasła
walki klasowej dla własnego celu zdobycia władzy (nic dziwnego, że tak wysoko
cenił Szkołę uczuć, wielką powieść Gustave’a Flauberta o politycznych
rozczarowaniach).
Widział
ludzkie życie zbiorowe w kategoriach przede wszystkim moralnych. Skuteczność i
sukces, zwykłe mierniki ocen politycznych, były dla niego podejrzane: łatwo to
zrozumieć, kiedy się pamięta, że wyrósł wśród narodu, który stał się ofiarą
„zbrodni rozbiorów” (to tytuł jednego z jego szkiców na temat Polski). Nie miał
idealistycznych złudzeń; nie wierzył, że dobro zawsze czy przeważnie zwycięża;
ale odmawiał uznania tego, co jest, za równoznaczne z tym, co być powinno i do
czego należy dążyć – nawet bez nadziei praktycznego powodzenia.
Conrad
nie lubił kapitalizmu i w ogóle społeczeństwa, opartego na wyraźnym podziale
funkcji gospodarczych, rozwarstwionego zgodnie z poziomem majątkowym; wolał
ludzkie wspólnoty, zakorzenione w tradycji, oparte na wzajemnych
zobowiązaniach. Z podejrzliwą niechęcią odnosił się do społecznej i politycznej
roli pieniądza. Współczesną demokrację obwiniał o podporządkowanie się
„interesom materialnym”, przejmując terminologię francuskiego politologa
Antoine’a Leroy-Beaulieu. Ostrą krytykę dominacji kapitału we współczesnym
społeczeństwie (niektórzy badacze widzą tu nawet analogię z poglądami Lwa
Trockiego!) łączył z wrogością wobec rewolucji. Nie dlatego, by bunty społeczne
uważał za bezpodstawne. Uważał jednak, że rewolucje wyzwalają w ludziach
najgorsze instynkty okrucieństwa i żądzy władzy – i grożą chaosem; że niszczą
stary ład bez mocy utworzenia nowego; że są przejawem ludzkiej pychy,
złudzenia, iż można aktem przemocy naprawić zło, które jest wytworem historii i
naturalnych skłonności człowieka. Zacytuję znów Bertranda Russella, z którym
Conrad rozmawiał i korespondował na tematy polityczne: Conrad „uważał
cywilizowane i moralnie znośne życie za niebezpieczną przechadzkę po cienkiej
skorupie ledwo zastygłej lawy, która może się w każdej chwili załamać,
wciągając nieostrożnego w ognistą głębinę.” Rewolucja była w jego oczach czymś
w rodzaju celowego rozbijania tej cienkiej skorupy.
Ale
Conrad rozumiał chęć siłowego protestu przeciwko duszącej tyranii. Bohaterka
moralna W oczach Zachodu, Natalia Haldin, siostra zdradzonego i
zamordowanego przez carską policję narodowolca-terrorysty, mówi: „Wolność
przyjęłabym z każdej ręki, jak człowiek głodny chwyta kawałek chleba.” To
zdanie jest mottem powieści o śmiertelnym konflikcie między carskim despotyzmem
a zwolennikami rewolucji. Demokracja może być zmaterializowana i nudna, ale
tyrania, carska czy populistyczna (jak podczas dyktatury Guzmana Bento w Nostromo)
znacznie bardziej unieszczęśliwia i znieprawia tak jednostki jak i całe
społeczeństwa.
Czasami
przylepia się Conradowi etykietkę konserwatysty. Jeżeli ma ona oznaczać, że
uważał dawne stosunki społeczno-gospodarcze za lepsze od współczesnych albo, że
z zasady pragnął zachowania stanu obecnego – taka klasyfikacja jest błędna. Nie
uważał żadnego systemu politycznego za zbliżony do ideału. Natomiast cenił
tradycję i zakorzenienie, z szacunkiem odnosił się do wiekowego dorobku
moralnego ludzkości, do takich „konserwatywnych”, nie opartych na skuteczności
ideałach, jak honor i wierność. Wizję budowy idealnego społeczeństwa czy
państwa uważał za groźne złudzenie, wypływające z wiary w rzekomą fundamentalną
dobroć „czystej”, wrodzonej natury człowieka. Był filozoficznym (i literackim)
wrogiem Jean-Jacquesa Rousseau. Na słowa autora Umowy społecznej
„człowiek rodzi się wolnym” odpowiadał szyderczo ustami jednego ze swoich
francuskich bohaterów: „Człowiek rodzi się tchórzem”. Wytworzone przez
człowieka instytucje są, jak wszystko co ludzkie, ułomne – ale niezbędne.
Jakikolwiek ład zbiorowy nie wynurzy się jako dzieło przyrody albo przypadku;
musi być świadomie budowany i świadomie przeciwstawiany „naturalnym” stanom
chaosu i anarchii.
Conrad
nie wierzył też, jak większość jego współczesnych, w „pokojową naturę
współzawodnictwa przemysłowego i handlowego”. Przeciwnie, dziewięć lat przed
wybuchem I Wojny Światowej ostrzegał, że „industrializm i komercjalizm ...
stoją gotowe, ochocze prawie, by sięgnąć po miecz”.
Pisze
się również o „arystokratyzmie” Conrada; robią to nagminnie krytycy
amerykańscy, dla których zwykłe szlachectwo Konrada Korzeniowskiego łączy się z
wyobrażeniami o hrabiach i książętach. Prawda, bohaterowie z warstwy
szlacheckiej są u Conrada traktowani zwykle z sympatią (i zazwyczaj z domieszką
dobrotliwej ironii) – ale łączy się to przede wszystkim z jego niechęcią do
takiej hierarchii społecznej, która oparta jest po prostu na pieniądzach.
Postulat
wolności człowieka rozumie Conrada nie jako uprawnienie, ale jako zadanie i
zobowiązanie. Na swoją wolność człowiek powinien zasłużyć. Zasłużyć przede
wszystkim wykonywaniem obowiązków. Conrad odnosi się z niezmiennym szacunkiem
do ludzkiej pracy – jakiejkolwiek sumiennie wykonywanej pracy (natomiast
aktywność handlowa jest u niego niemal zawsze traktowana nieufnie). Pod tym
względem jest zdecydowanym egalitarystą. Zarazem jednak podejrzliwie a nawet
złośliwie odnosi się do działaczy związków zawodowych, traktując ich jak
demagogicznych i chytrych obiboków.
Podobną
postawę zajmował wobec trzeciego hasła Rewolucji Francuskiej, braterstwa.
Uważał je nie tyle za fałszywe (bo pięknych przejawów ludzkiej solidarności –
to jego ulubione słowo! – nie brak na stronach książek Conrada), co za
skompromitowane częstą propagandową obłudą i jeszcze częstsza naiwnością.
Jakie
wyniki dawało stosowanie przez Conrada tych pojęć i poglądów do oceny
aktualnych wydarzeń? Szkic „Autokracja i wojna”, ogłoszony w roku 1905,
przepowiada trafnie wybuch wojny między mocarstwami europejskimi (spośród
których szczególnie groźne są Prusy). Przyszłe konflikty, prorokuje, „będą
mniej częste, ale bardziej zażarte i dzikie w upartej walce na zęby i pazury o
przetrwanie”. Przewiduje rychły wybuch kolejnej rewolucji w Rosji. Zawiera też
ostrzeżenie, że Europa nie znajdzie spokoju, póki swojego ładu nie „zbuduje
fundamentach mniej kruchych, niż interesy materialne” i nie zniesie granic –
ale na to nie otwierały się jeszcze perspektywy.
W
roku 1918, na zgliszczach starej Europy i w obliczu szaleństw i okrucieństw
Rewolucji Październikowej, Conrad musiał odczuwać gorycz słusznych i daremnych
przestróg. Ale odczuwał też wielką radość z powodu wskrzeszenia Niepodległej
Polski (radość zamąconą poczuciem własnej winy, że tyle lat wątpił o możliwości
takiego rozwoju wydarzeń). Radość łączyła się z jawnym poczuciem dumy. Conrad
wstydził się natomiast polskich narzekań na zły los, cierpiętnictwa i apeli o
współczucie; uważał je za naiwne – jak za naiwną uważał wiarę w „sprawiedliwość
historyczną” – i niegodne narodu o wielkiej przeszłości.
Jak
to podsumować? Uważam, że wszelkie podsumowanie syntetyzujące byłoby
uproszczeniem i zubożeniem myśli i uczuć Conrada. Warto natomiast zastanowić
się nad źródłami niezwykłego bogactwa i oryginalności zarówno spostrzeżeń i
odczuć, jak i form ujęcia problematyki politycznej u autora Nostroma.
Krytycy anglosascy określają go niekiedy jako „cosmopolitan”. Jeśli ma to
oznaczać odrzucenie powiązań regionalnych czy tożsamości narodowych –
określenie jest mylne; pisałem powyżej o Conradowym podkreślaniu roli „ducha
narodowego”. Jest natomiast trafne, jeżeli sugeruje zdolność do korzystania z
więcej niż jednej tradycji kulturowej, bez zacierania różnic między nimi. Ze
spuścizny polskiej wziął Conrad swój uporczywy moralizm oraz protest przeciw
obcej dominacji. Od Francuzów przejął głębokie zrozumienie dla roli historii
oraz wiedzę o podstawach i formach konfliktów i buntów społecznych. Na to
nałożyła się angielska empiryczna rzeczowość i niechęć do abstrakcyjnych
ideologii. Te trzy zaplecza były najważniejsze, ale Conrad znał też zarówno
losy dążeń do utworzenia Italia Una, jak i krwawe dzieje rosyjskiego
samodzierżawia. Jego świadomość polityczna była wytworem doświadczeń całej
Europy.
|