Wybrane fragmenty pochodzą
z Kazań Świętokrzyskich, Rzym 1974, s. 48-61.
Jeżeli ludzie sprawujący władzę
lubią słuchać o tym, że wszelka władza pochodzi od Boga, to powinni
też wyciągnąć z tego odpowiednie wnioski. A więc - jeżeli władza pochodzi od Boga, to władzy nie można używać przeciwko
Bogu, gdyż podcinać się będzie gałąź, na której się siedzi, naruszając
fundament, na którym opiera się społeczność. W rzeczywistości tak
bywa, że ilekroć władza jest sprawowana przeciwko Bogu, traci ona
podstawę i tytuł do rozkazywania obywatelom i do zobowiązywania
ich. Bo w imię czego mają oni być jej posłuszni? Jeżeli władza jest pochodzenia
Bożego, jeśli wynika z natury życia społecznego, w którym żyje człowiek,
mający prawa nadane od Boga
- to taka władza musi odwołać się do sumienia, którym rządzi
Bóg. Jeżeli natomiast władza nie będzie uznawała tej prawdy, że
jej moc nakazywania pochodzi od Stwórcy, który tak właśnie ukształtował
osobę ludzką i współżycie społeczne - to w takim razie nie ma motywu do rozkazywania
innym. [...]
Przyjąwszy, że istota
władzy w swej mocy nakazywania i oczekiwania posłuszeństwa zależy
od Boga, trzeba też przyjąć, że musi być ona sprawowana po Bożemu,
a przynajmniej nie może być zwrócona przeciwko Temu, z którego się
wywodzi - przeciwko Bogu. Nauka ta w Kościele katolickim, w katolickiej etyce
i polityce społecznej, oraz w prawie publicznym, ma swoją ciągłość
historyczną.
W takim razie anachronizmem będzie jakikolwiek
ateizm państwowy
czy polityczny! Anachronizmem
również będzie montowanie aparatu ateizującego społeczeństwo, aby usposabiał obywateli przeciwko Bogu, od którego wszelka
władza w swej istocie pochodzi. Doprowadza to do dziwnego zjawiska,
jakie świat kulturalny przeżył już w okresie Reformacji, gdy poszczególni
władcy protestanccy, walcząc z Kościołem i zajmując majątki kościelne,
w imię swojej władzy zobowiązywali poddanych do przyjęcia protestantyzmu
czy kalwinizmu, głosząc zasadę cuius regio eius religio - do kogo należy władza, ten też dyktuje
religię.
Dzisiaj uważamy to
za anachronizm. Według badań historycznych postęp społeczny w zakresie
prawa publicznego odżegnał się od tej tezy i uznał, że jest ona
nie do przyjęcia. Wiemy również z polskiej literatury politycznej,
że na polecenie Jagiełły, już po bitwie grunwaldzkiej, na Soborze
Konstancjańskim, polska racja stanu broniła się przeciwko narzucaniu
religii mieczem. Czynił to wybitny przedstawiciel polskiej myśli
politycznej - Paweł Włodkowic z Brudzewa (właść. Brudzenia -
przyp. red.), którego pisma zostały niedawno krytycznie opracowane
i wydane w Anglii.
Jeżeli przyjmie się,
że anachronizmem jest ateizm państwowy, polityczny, to również anachronizmem będzie finansowanie ateizacji przez państwo. Anachronizmem będą oświadczenia, jakie niekiedy
słyszymy w urzędach: "jestem
człowiekiem niewierzącym". Można to przyjąć jako smutną wiadomość,
ale nie może to mieć żadnego wpływu na urzędowanie, które musi być
uszanowaniem podstawowych praw osoby obywatela.
Anachronizmem również
będzie próba
montowania wychowania ateistycznego - posłużenia się ustawodawstwem państwowym dla wprowadzenia
systemu monopolu wychowawczego i wychowania młodzieży chrześcijańskiej
w duchu ateistycznym. Będzie to także nadużycie władzy. Odpowiedź
na to jest jedna: "Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi".
Jeżeli stoimy na stanowisku,
że władza jako taka w istocie swojej pochodzi od Boga i potrzebna
jest dla zachowania ładu społecznego, to rzecz oczywista, że taka
władza nie może być używana przeciwko Temu, który jest jej Mocodawcą,
a więc przeciwko Bogu, od którego pochodzi.
Podobnie ma się rzecz
z próbami laicyzacji społeczeństwa
- to znaczy odczyszczania wierzących obywateli z elementów religijnych,
katolickich. Bo cóż to znaczy "laicyzacja"? Jest to prąd,
który wyrósł na schyłku XVIII wieku i zapanował na przełomie wieku
XIX. Dążył on do tego, aby z pomocą władzy państwowej tworzyć laicką
szkołę i moralność i zlaicyzować wszystkie urządzenia państwowe,
społeczne i polityczne. Są to terminy zawleczone z literatury francuskiej.
Mają one wprawdzie swoje anteriora w polityce
starogreckiej, jak sam wyraz wskazuje - laicos
"laik", jednak wyrażenia école laique, morale laique pochodzą
z okresu, gdy masoneria i liberalizm polityczno-ekonomiczny, nie
licząc się z żadnymi zasadami moralnymi, umacniał taką właśnie dążność
głównie we Francji.
Jeżeli więc dzisiaj
tyle się słyszy, czyta i pisze o państwie laickim i wychowaniu laickim,
to jest to odgrzewanie starych, zadawnionych potraw, które współczesnemu
człowiekowi absolutnie przez gardło przejść nie mogą. Są to pojęcia
przestarzałe. Władza państwowa nie ma takiego prawa, aby siłą - z pomocą urządzeń społecznych i publicznych
- propagować tak zwaną moralność laicką czy też obrzędowość
laicką, zwłaszcza w społeczeństwie na wskroś katolickim. [...] Postęp
nie jest i nie może być przywilejem niewiary - jak nieraz się głosi. Nadużyto tego
wyrazu, określając wszystko, co łączy się z niewiarą, jako postępowe,
natomiast wierność Bogu, Chrystusowi i Kościołowi
- ma być przejawem uwstecznienia.
Przeżyliśmy już raz
szaloną pychę niewierzących ignorantów, którzy uważali, że mają
monopol na postęp i postępowość. Trzeba jasno powiedzieć, że niewiara nie daje patentu kwalifikacji do mądrości i władzy. Oczekujemy więc, aby zaniechano wreszcie wszelkiej formy dyskryminacji
w imię niewiary wobec
ludzi, których wiarę rozpoznano, aby nie
ośmieszano ludzi wierzących,
nie zamykano im drogi do awansu społecznego, zawodowego i politycznego.
Byłoby to niezgodne z kierunkami rozwojowymi współczesnego życia
- i to na całym świecie.
Niestety, w Ojczyźnie
naszej do ostatniej niemal chwili nie brak oznak nadużywania władzy przeciwko
człowiekowi wierzącemu, tylko z tego tytułu, że on, pełniąc obowiązki zawodowe,
kulturalne czy społeczne, został gdzieś, kiedyś, przez kogoś rozpoznany
jako wierzący i praktykujący katolik. Rosną u nas akta, świadczące
o wielkiej liczbie ludzi zalęknionych, zastraszonych, którzy mimo
wszystko upominają się o swoje prawa, o to, aby mogli bez przeszkód
przyjąć sakrament małżeństwa, ochrzcić swoje dziecko, towarzyszyć
mu przy I Komunii świętej, brać udział w pogrzebach chrześcijańskich,
podać Biskupowi kwiaty, gdy przyjeżdża do parafii; aby mogli w pełni
uczestniczyć w życiu religijnym - jeśli im to dyktuje sumienie i nakazy religii. Pragnęlibyśmy,
aby z tego powodu nikt w Ojczyźnie naszej nie cierpiał.
Osiągnięciem pozytywnym
byłoby utrzymanie równości praw i awansu
społecznego czy zawodowego, uszanowanie wszystkich ludzi jednakowo.
Wierzący, wdzięczni Bogu za dar wiary, prędzej wtedy uchronią się
wobec tych, którzy uważają się za niewierzących, od wyniosłości,
od jakichkolwiek wyrażeń i zwrotów, którymi mogliby pomniejszyć
w swojej opinii ludzi wyznających swoją niewiarę.
Stojąc na stanowisku
uszanowania ludzkiego sumienia, choćby błędnego, obywatele wierzący
mają prawo oczekiwać dla siebie poszanowania ich przekonań, ich
wiary i Kościoła, którego dziesięciowiekowe zasługi w Ojczyźnie
są faktycznie i historycznie
- bezsporne. Mają prawo do spokojnego życia religijnego w Ojczyźnie
na wszystkich stopniach, w rodzinie, w społeczności zawodowej, kulturalnej
i politycznej. [...]
Najmilsi! Na wstępie
dzisiejszej konferencji ukazaliśmy Chrystusa, który uklęknąwszy
przy nogach Apostoła umywa je, choć Piotr się broni. Wytłumaczył
mu Chrystus: "Tego, co Ja czynię, ty teraz nie rozumiesz, ale
później będziesz wiedział..." - "Jeżeli więc Ja, Pan i
Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wyście powinni sobie nawzajem
umywać nogi" (J 13,7.14). Pan Jezus chciał przez to pouczyć,
że gdy Piotr Apostoł stanie kiedyś na czele Kościoła Powszechnego
jako zastępca Chrystusa na ziemi, ma być servus servorum Dei - "sługą
sług Bożych".
Tak pojmowana władza oznacza miłość, a nie
postrach. Dlatego też
pozyskiwanie obywatela do posłuszeństwa winno się odbywać przez
apelowanie do jego sumienia, a nie do władzy karania. Każda forma
kary staje się niepopularna, a często zbędna. Właściwie dziś trzeba
myśleć o takim klimacie społecznym, który byłby wolny od strachu
przed karą. Klimat zastraszania powinien wreszcie zniknąć, aby władza państwowa zyskiwała sobie miłość
obywateli przez poszanowanie ich praw.
Im bardziej uszanowane będą podstawowe prawa obywateli, a szczególnie
prawo do wolności osoby ludzkiej, prawo do prawdy, miłości i sprawiedliwości,
prawo do równego startu społecznego, zawodowego czy kulturalnego,
prawo do wolności wierzenia
i wyznania - tym bardziej
okaże się zbędny klimat zastraszania
i tym szybciej można będzie ograniczyć fantastycznie rozbudowany
aparat bezpieczeństwa, który dla wielu obywateli jest prawdziwym
niebezpieczeństwem.
Pragniemy, aby cała
atmosfera społeczna - nawet
w sądownictwie, wśród prokuratorów Rzeczypospolitej, wśród tych,
do których należy wymierzać słuszną karę dla zapewnienia ładu społecznego - była wolna od terroru; aby kary były proporcjonalne do
win i przekroczeń, aby nie stosowano najwyższego wymiaru kar, zwłaszcza
za praktyki religijne. Pragniemy, aby władza państwowa zdobywała
sobie miłość w społeczeństwie nie przez postrach i kary, ale przez
poszanowanie praw obywateli
i aby pamiętała, że władać to znaczy służyć. [...]
Dziś, gdy tyle mówi
się o normalizacji stosunków między Kościołem i Państwem, pragniemy
to w szczególny sposób podkreślić. [...] jak właściwie należy pojmować normalizację. Jest to nie tylko zagadnienie Kościół-Państwo, zagadnienie uznania szeregu
uprawnień instytucjonalno-administracyjnych Kościoła - jak to zostało uczynione na Ziemiach
Zachodnich. [...] Jest to jednak normalizacja natury administracyjnej,
instytucjonalnej. A nam idzie
o coś więcej, (bowiem) najważniejszą
rzeczą jest uznanie obecności Kościoła w społeczeństwie polskim
i uznanie właściwych mu zadań: przepowiadania Dobrej
Nowiny wszelkiemu stworzeniu, dawania świadectwa prawdzie Chrystusowej,
uświęcania ludzi, umacniania ładu moralnego z pomocą wartości nadprzyrodzonych
i etyki chrześcijańskiej.
Dlatego też Biskupi
polscy, mówiąc o normalizacji, pragną uwydatnić właściwe jej elementy.
Należy do nich: podstawowa
wolność obywatelska, wolność korzystania z praw,
wolność sumienia i religii
- wolność dla środowiska kultury katolickiej.
Chodzi nam o możność tworzenia kultury katolickiej w naszej Ojczyźnie - nie tylko kultury materialnej, o której
świadczą bogate "Katalogi Zabytków" - ale kultury duchowej, moralnej,
etycznej, światopoglądowej; aby w społeczeństwie katolickim istniały
właściwe luzy dla kultury katolickiej.
Podstawowym elementem
normalizacji jest także wolność wychowania obywateli, a więc dzieci i młodzieży katolickiej,
w duchu moralności chrześcijańskiej i etyki katolickiej. Uważamy
wreszcie za niezbędne stworzenie
katolickiego środowiska społeczno-etycznego,
aby wyeliminować rozkładowe siły amoralne, działające na szkodę
młodego pokolenia. Dopiero wtedy, gdy te problemy będą rozważane,
uznane i uszanowane, wówczas można będzie mówić o zasadniczej, obiektywnej,
konstruktywnej normalizacji, od której zależy pokój Boży w Królestwie
Chrystusowym.
Oto, Dzieci Boże, właściwe pojmowanie
normalizacji4. Dążymy do niej, bo chcemy Ojczyznę naszą
uchronić od niebezpieczeństw, które mogą jej grozić, jeśli społeczeństwo,
przebudowane politycznie, będzie się rządzić starym duchem niemoralności,
jeśli utrzyma się u nas tradycja marnowania grosza publicznego na
uczty i biesiady, których tak dużo. Marnotrawstwo czasu, sił i energii
duchowych, marnotrawstwo materiałów i urządzeń publicznych, środków
wytwarzania i produkcji często wypływa z nieładu spożycia, z nieładu
w dziedzinie sprawiedliwości społecznej i sprawiedliwej płacy. Jednym
daje się zbyt niskie środki do życia, a innym - nadmierne. Są one niekiedy używane na życie rozrzutne, rozwiązłe,
którego niestety nie brak i u nas; przejawy jego notujemy w tylu
miejscach. [...].
W drugim czytaniu
liturgicznym, zaczerpniętym z 1 Listu do Koryntian, usłyszeliśmy
dzisiaj bardzo trafne porównanie społeczeństwa do organizmu ludzkiego.
Święty Paweł między innymi pisze tak: "Wprawdzie liczne są
członki, ale jedno ciało. Nie może więc oko powiedzieć ręce: ťNie jesteś mi potrzebnaŤ, albo
głowa nogom: ťNie potrzebuję wasŤ. Raczej nawet niezbędne są dla
ciała te członki, które uchodzą za słabsze; a te, które uważamy
za mało godne szacunku, tym większym obdarzamy poszanowaniem"
(1 Kor 12,20-23).
Jeżeli wczytamy się dokładnie
w wykład świętego Pawła, zawarty w 12 i 13 rozdziale Pierwszego
Listu do Koryntian, dostrzeżemy, że w oczach Apostoła społeczność
jest jednością, która powstaje z dobrze złożonej wielości. Podobnie
jak organizm fizyczny człowieka składa się z różnych członków, a
żadnego z nich nie chcemy się pozbyć, bo każdy ma swoje przeznaczenie
i swą wartość dla normalnego funkcjonowania całości, tak też każda
społeczność narodowa, polityczna i kościelna powstaje z wielu członków.
Aby zaś organizm narodowy i polityczny rozwijał się normalnie, muszą
być uszanowane różnorodne formy życia społecznego. Dlatego Biskupi
polscy z bólem przyjęli próbę
wciągnięcia całej młodzieży polskiej do jednej
monopolistycznej organizacji i
dali wyraz swej postawie. Dążenia te bowiem
zubażają i zmniejszają możliwość wyrobienia społecznego młodzieży,
zwłaszcza akademickiej. Będzie to niewątpliwie szkodą dla kultury
narodowej, a nawet dla kultury życia społecznego i politycznego.
Mądra organizacja
społeczeństwa nie polega na tym, aby stosować wszędzie ten sam wąski
schemat, tylko na tym, aby stworzyć możliwości wolnej i swobodnej
pracy różnych warstw i grup społecznych, według ich rozumnych i
zdrowych upodobań. Łączy się z tym konieczność odważnej obrony wolności prawa koalicji, czyli zrzeszenia się dla swoich celów, jak również
prawa do wolności prasy, opinii publicznej, wydawnictw, dyskusji,
rozważań i badań naukowych. Oto elementy, które tworzą bogactwo
życia kulturalnego, społecznego, narodowego i politycznego. Nie
można upraszczać Narodu o tak bogatej przeszłości kulturalnej i
sprowadzać go do rzędu zacieśnionych, ubożuchnych w swych wymiarach
instytucji społecznych.
|