Lwów 1889
Karol Libelt
Doktor filozofii, podporucznik artylerii polskiej w
r. 1831, więzień stanu, Poseł i prezes Koła polskiego sejmowego w Berlinie,
członek Akademii umiejętności w Krakowie — urodził się w ubogiej izdebce
rzemieślnika w Poznaniu w r. 1807, — umarł 9. czerwca 1875 r. jako
najznakomitszy uczony i najzasłużeńszy patriota polski. — Zwłoki jego
spoczywają w Tczewie, w powiecie "Węgrowieckim, w W. księstwie
poznańskim".
„Święta miłości kochanej ojczyzny!
Czują cię tylko umysły poczciwe;
Dla ciebie zjadłe smakują trucizny,
Dla ciebie więzy, pęta niezelżywe;
Kształcisz kalectwo przez chwalebne blizny,
Gnieździsz w umyśle rozkosze prawdziwe;
Byle cię tylko można wspomoc, wspierać,
Nie żal żyć w nędzy, nie żal i umierać!"
Ksiądz Biskup Ignacy Krasicki.
I.
Od najdawniejszych czasów, jak sio tylko
Judzie na narody podzielili, zajawszy stałe siedziby, budziła się oraz w ich
sercach miłość ojczyzny. O ojcze! o ojczyzno! o progi przodków moich! woła
stary pisarz rzymski, a w tych rzewnych słowach odzywa się równa czułość, jak z
wiersza naszego Krasickiego, poety na północy, bo w Polsce urodzonego, w dwa
tysiące lat później. Zdaje się nawet, że miłość ojczyzny w żadnym może innym
narodzie nie stała się tak górującym uczuciem, które wszystko ogarnia, jak
właśnie u nas. My Polacy słynnymi jesteśmy pomiędzy narodami, z tego, żeśmy
kraj nasz pokochali nad wszystko i dlatego, gdy wygnańcy nasi po upadku
ojczyzny szli przez szerokie krainy Europy, szukając gościnnej ziemi, na której
by dalej pracować mogli dla kraju, przyjmowały ich wtedy ludy Europy z chwała,
współczuciem i szacunkiem jako tych, którzy za ojczyznę swoje wszystko
poświęcili! O tej gorącej miłości ojczyzny u Polaków mówi także bardzo pięknie
największy nasz poeta, Adam Mickiewicz w największym swoim dziele „Pan
Tadeusz" tymi słowy:
„Polak, chociaż stąd między narodami słynny,
Ze bardziej, niźli życie, kocha kraj rodzinny,
Gotów zawsze rzucić go, puścić się w kraj świata,
W nędzy i poniewierce przeżyć długie lata,
Walcząc z ludźmi i z losem, póki mu śród burzy
Przyświeca ta nadzieja, że ojczyźnie służy.”
Miłość ojczyzny jest dla Polaka bóstwem na ziemi, i
ona całą duszę jego przenika; po Bogu kocha ojczyznę najbardziej.
Zasiądź w kole posiwiałych starców i opowiadaj im
dzieje przeszłości, zwycięstwa i klęski nasze, a oko omdlałe blaskiem życia zajaśnieje,
i łza gorąca po zmarszczkach twarzy się stoczy. Na wspomnienie ojczyzny i
niewiasty, uczucie w łzach rzewnych się rozpłynie, a jeżeli tego potrzeba
wymaga, wysyła z błogosławieństwem kochanka lub męża na póle bitwy, by walczył za
świętą sprawę narodu. Całe dzieje nasze świadczą o tym bohaterstwie niewiast
naszych, które nierzadko same nawet brały udział we walkach narodowych.
Słusznie też o polskich niewiastach wyraża się Wincenty Pol:
„Oj nie zginęła jeszcze Ojczyzna,
Póki niewiasty tam czują,
Bo z ich to piersi płynie trucizna,
Którą, wrogowie się trują.”
Idź pośród włościan, pomiędzy lud, a przekonasz
się, że oni ojczyznę jako matkę prawdziwą kochają; bo jeżeli tam między nimi
stanie wojak o szczudle, prawiąc im o bitwach i o ojczyźnie, to oczy wszystkich
dusze utoną niejako w słowach mówiącego, i twarze ich wymownie ci potwierdzą,
co serca ich czują; zaświadczą oni wtedy, jak silnymi węzłami połączyli
nadzieje kraju z swoja myślą i dolą.
Albo, jeżeli rzewne pieśni nasze w kraju ojczystym
śpiewa dziarska młodzież, z jaką lubością chwyta ich dźwięki podrastająca
dziatwa, jak się do męstwa zapalają, młodzieńcy, jaka bohaterska odwaga
wstępuje w czułe serca dziewcząt, a starzy ze łzą w oku przypominają sobie
pamiątki przeszłości, czując się rzeźwiejszymi i odmłodzonymi.
Jakże się to stało, że naród, który tak ukochał
ziemię swoją, który wszystko poświęcił dla ojczyzny, dla którego i dziś jeszcze
sam wyraz ojczyzna ma coś świętego — że naród taki przyszedł do upadku?
Oto dlatego, że miłość tego narodu była gorąca, ognista, szalona, była to
miłość bez granic; że królowie polscy szczerze i otwarcie, zatem bez obłudy
postępowali ze sąsiednimi mocarstwami, ze strony których oczekiwali i
spodziewali się wzajemnej szczerości i otwartości, nie zaś podstępu i zdrady;
że naród nasz ujmował się zawsze za słabszymi i spieszył im z pomocą.
II.
Są ludzie, którzy ojczyznę i wypływające stąd
narodowe stosunki i sprawy nazywają ograniczeniem postępu ku rzeczom większym;
ograniczeniem szkodliwym dla ludzkości, a w szczególności dla narodu, zaślepionego,
jak się wyrażają, miłością ojczyzny, czyli patriotyzmem, który staje w obronie narodowych
swoich spraw. Są to ludzie, dla których ojczyzną jest świat cały; zowią się oni
z grecka kosmopolitami, czyli obywatelami świata, a hasłem ich są słowa: „gdzie
dobrze, tam ojczyzna". Mówią oni, że to, co nazywamy ojczystym, nie ma
żadnej podstawy, że nie jest nim język, bo wiele jest odmian tego języka; że
nie jest religia, bo są między nami wyznawcy różnych wiar; że nie jest
położenie kraju czyli położenie geograficzne, bo to się zmienia coraz innymi
granicami państwa; że nie są tym, co nazywamy ojczystym, ani obyczaje, bo te w
każdej części kraju są inne; że nie jest nim rząd, bo nie wszyscy mają w nim
udział. Więc cóż jest, pytają się, ową ojczystością, dla której odłączamy się
od innych narodów, które stoją wyżej od nas oświatą, w których ręku spoczywają
losy przyszłości? Po co tak bardzo upierać się za językiem narodowym, jeżeli obcy
język więcej wydoskonalony, jeżeli inne narody niektóre wykształceńsze są od
naszego? Dlaczego więc nie mamy łączyć się z tymi narodami, skoro nam taki
stosunek przynieść może korzyści i co do ciała i co do ducha? Tak rozumują
mędrkowie kosmopolici, o których mówiliśmy, a mędrkują fałszywie, bo nie mają
tej świętej i wzniosłej miłości, bo jej nie rozumieją i nie pojmują.
Gdybyśmy się dziwili temu, dlaczego całą duszą i
sercem przylgnęliśmy do jednej ziemi, moglibyśmy się dziwić i temu, dlaczego
para osób tak w sobie zakochana, gdy przecież tyle tysięcy innych osób te same,
a nawet może wyższe ma zalety? moglibyśmy się dziwić i pytać dalej, dlaczego
matka nie odepchnie od łona swego dziecięcia, któro pod sercem nosiła, a nic
przybierze obcego, może ładniejszego i mędrszego? dlaczego ojciec majątek
skrzętnie zebrany rozdziela między dzieci własne, a nie między obcych, którzy by
go może lepiej użyć mogli? Jedna jest na to odpowiedź: bo uczucie także ma
swoje prawa, jak rozum; bo jest pociąg przyrodzony, silny, nieprzeparty, nie
dający się mierzyć stopą rozsądku. Nie jest przeto jednak ten pociąg zły i
naganny, i owszem, święty on jest i niepokalany, bo jest iskrą, którą sam Bóg rozniecił
w sercach naszych, a biada człowiekowi, który tę iskrę zgasił w duszy swojej: A
jako z owych dwu matek spierających się o posiadanie dziecka, tylko
nieprawdziwa, pozwoliła na wyrok Salomona, by rozciąć dziecię na dwoje; tak
tylko nieprawy syn ojczyzny pozwolić może na opuszczenie własnej podupadłej
matki, aby przejść pod opiekę innych matek dlatego tylko, że zamożniejsze i
świetniejsza
Taką jest miłość ojczyzny tych wszystkich, którzy
ją samem tylko uczuciem, czyli sercem pojmują. Uczucie samo jest święte i niepokalane
ale czyny z uczucia tylko płynące są ślepe lub urojone, które bez gwiazdy
przewodniej rozumu, równie do zguby jak do zbawienia zaprowadzić mogą. Poznajmy
więc, co jest ojczyzna.
A czy znasz ty, bracie młody,
Twoje ziemie, twoje wody,
Z czego słyną, kędy giną,
W jakim kraju i Dunaju?
Winc. Pol. Pieśń o ziemi naszej.
Ojczyzna jest najpierw czymś cielesnym; ciałem,
czyli materią, i ma także materialna, czyli cielesną stronę: to znaczy, że
materialne korzyści, które przynosi, oraz przyrodzone jej wpływy, są jedna z
przyczyn i pobudek miłości ku niej. Ojczyzna, jest to najprzód ta ziemia, na
której mieszkamy, z cała rozmaitością okolic, rozlicznością płodów, z całym
osobnym charakterem, czyli właściwością kraju tego; jest to niebo, powietrze i
woda z wszystkimi miejscowymi własnościami; powtóre jest to jeden lud, jeden
ród, jedno plemię, z którego wyszli nasi rodzice, którego sami jesteśmy
cząstką; wreszcie bywa to państwo z wszystkimi swobodami i korzyściami
moralnymi.
Pewną jest rzeczą, że pomiędzy ziemią a
człowiekiem, tę ziemię zamieszkującym, jest bezpośredni związek i cielesne
niejako powinowactwo. Zmiana pokarmu i powietrza wywiera wyraźny wpływ na cały
ustrój człowieka i działa przez ciało na duszę jego. Jak dziecię do matki i
ojca, zostaje w bezpośrednim stosunku cielesności, lak naród do ziemi, na
której osiadłszy, rozrasta się i rozwija Ziemia, dostarczającą pokarmów
ludziom, przemieniająca w ich ciała wszystkie pożywne cząstki swoje, jest
rzeczywistą ich matką.
Nic prawdziwszego nad to, co podanie święte mówi,
że Bóg stworzył człowieka z mułu ziemi. Co ziemia wydaje, to się staje pokarmem
człowieka i zamienia się w jego ciało. Ziemia, woda, powietrze ożywiają
nieustannie ciało nasze. Jeżeli, jak sztuka lekarska uczy, co kilka tygodni
odnawia się i przerabia cała cielesność nasza, to przemianę tę nieustanną ciała
naszego odbywa ziemia, którą ojczyzną nazywamy. Myśmy więc rzeczywiście skibą
tej ojczyzny, i jakże jej nie kochać!
Dlatego to, im bliżej człowiek z naturą złączony,
im mniej oddalił się od pierwotnych praw przyrody, tym silniej odzywa się to
powinowactwo ziemi do człowieka. Jest to owa tęsknota do kraju, na którą
chorują ci, którzy się znajdują zdała od ojczyzny. Między nimi a krajem, jest
jakaś siła niewidzialna, którą ziemia rodzinna przyciąga ich do siebie; a ta
walka pomiędzy niemożnością powrotu i pomiędzy owym pociągiem do kraju, targa
duszę nieszczęśliwych wychodźców i rodzi straszną chorobę duszy — tęsknotę.
Niedowiarku, co nie wierzysz w miłość ziemi
rodzinnej, w miłość matki — ojczyzny, patrz na rodaka swego z okiem prawie
obłąkanym, wytężonym ku stronom rodzinnym, z twarzą zwiędłą i bladą, z sercem,
nieczułym na piękności i rozkosze świata, z duszą spragnioną i łaknącą
chociażby jednego tchnienia ojczystego powietrza: a rodak ten znajduje się
wśród rozkosznego południowego nieba włoskiego, wśród bogactwa przemysłu, nauk
i oświaty, mimo to jednakże tęskni do stokroć uboższej i nie tak pięknej
ojczyzny: jeżeli to widzisz, to przekonasz się, jak sama ziemia domaga się praw
swoich od tych, którzy z niej ulepieni zostali.
Tęsknotę za ziemia ojczysta wyraża najdokładniej
nasz nieśmiertelny poeta-wygnaniec Mickiewicz; Posłuchajmy słów Adama, jakie
wyśpiewał na widok sosny w ogrodzie Chatenai we Francji:
...Masz tu wcześniej i słońce i rosy wiośniane,
Przecież gałązki twoje żółkną poschylane.
Więdniesz... usychasz smutna wśród świetnej
płaszczyzny
Niema dla ciebie bycia, gdzie nie ma ojczyzny!
Drzewo moje, nie zniesiesz wygnańca tęsknoty,
Jeszcze trochę jesiennej i zimowej słoty,
A padniesz martwe, obca cię ziemia pogrzebie
Drzewo moje, czyż będę szczęśliwszym od ciebie ?...
Nie idzie więc wcale zatem, aby ta ziemia, którą
jako ojczyznę ukochałeś, obfitowała w dostatki i piękności przyrody. Pewien
uczony w opisie podróży swojej do Włoch powiada, że gdy go przewodnik po górach
Styrii oprowadzał i pomiędzy szczelinami skał pokazał mu widok na rozległą
równinę, dziką, kamienistą, on, wskazując na ten obszar rozległy, zawołał z
uniesieniem: To ojczyzna moja! a we wzroku jego malowała się taka duma
narodowa, takie zadowolenie, jak gdyby mu był jaki raj pokazał. Tak góral pokochał
obnażone szczyty gór, i duszno mu było w dolinach, ogrodami strojnych!
Ziemia zatem ojczysta jest pierwszą, główną
podstawą miłości ojczyzny, ale nie jedyną. Gdzie bowiem naród nie uczuje
jedności swojej w innych także stosunkach, jako to: w języku, piśmiennictwie, w
rządzie, w wychowaniu, tam się koniecznie rozpaść musi na cząstki ze szkodą
całości; tam miłość ojczyzny niedomaga bardzo i upadek krajowi zagraża.
Człowiek wzmoże w sobie miłość do całej ziemi
ojczystej, gdy tę ziemię pozna na wszystkie strony, wzdłuż i wszersz. Bo czy
miłuje ten ojczyznę swoją, kto obce zwiedził kraje, a swojego własnego nie
poznał? co wróciwszy z dalekiej podróży, prawi z uniesieniem o wszystkim, co
widział, a tego uniesienia nie czuje na widok ziemi ojczystej?
Miłujeż ten ojciec kraj swój rodzinny, co zwidzenie
cudzych krajów uważa za dokończenie wychowania syna i na to majątku nie żałuje,
ani mu zaś przez myśl nie przejdzie, że zwidzić kraj własny, jest religijnym
obowiązkiem obywatela!
Poznanie kraju ojczystego jest więc uczuciową,
religijną stroną miłości ojczyzny.
Drugą rzeczywistą, społeczną stroną jest posiadanie
ziemi czyli własność gruntowa, podnosząca i wzmacniająca miłość ojczyzny, czyli
patriotyzm przez podstawę czysto materialną, korzyść przynoszącą. Źle sądzi,
kto rozumie, iżby się bez tej podstawy w miłości obejść mogło. Stan społeczny
na istotnych potrzebach jest oparty, którym samo uczucie nie wystarczy. Z
drugiej strony własność gruntowa, uważana za wyłączną podstawę patriotyzmu byłaby
najbrudniejszym samolubstwem, lecz w połączeniu z innymi moralnymi pobudkami
miłości ojczyzny, jest nie tylko godziwą, ale nawet potrzebną.
Jest tu podobny zupełnie stosunek, jak w miłości
oblubieńców. Kochać się tylko w widokach na majątek panny, jest to kupczyć
najszlachetniejszym uczuciem serca; kochać się zaś, bez względu na to, z
czego się żyć będzie, jest lekkomyślnością; bo gdy w niedostatku miłość straci
urok, obrócić się musi w obojętność i oziębłość. Kochając, pamiętaj zawsze, by
ci bieda nie zajrzała w oczy!
Miłość więc do ziemi staje się rzeczywistą przez
własność gruntową, bo w każdej własności jestem ja sobą, i na odwrót własność
jest mną samym. We wszystkich ludziach jest zatem popęd do nabycia własności
gruntowej, i nawet nierolników ostatnie Szczęśliwe marzenia są: osiąść przy
końcu życia na wsi, chociażby maluczkiej, ale własnej, tam wypocząć po trudach
życia i być bliskim tej ziemi, do której mają być niezadługo złożone kości
nasze.
To też już od dawna prawodawcy we własności
gruntowej upatrywali jedne z najważniejszych podstaw przywiązania do kraju.
Dlatego i nam tak postępować należy, aby naród wzmógł się w siłę, bo im
mniejsza jest liczba właścicieli gruntowych, tym słabszy jest naród. Nie ma
pewniejszego środka osłabienia narodu i przyprowadzenia go do upadku, jak
wywłaszczenie jego posiadaczy gruntowych i przeniesienie ich własności
gruntowych na obcych. Gdzie się to dzieje przemocą i gwałtem, tam niema kogo
obwiniać, ale gdzie się to dzieje przez niedołęstwo albo chciwość krajowców,
tam ściga ich słusznie przekleństwo ojczyzny. Zdrajcy zaprzedają kraj cały, chciwi
lub nierządni właściciele ziemscy, sprzedają go po kawałku.
Ze posiadanie ziemi jest jedną z głównych podstaw
przywiązania do kraju i że ono podnosi i utrwala miłość ojczyzny, wiedzą o tym
bardzo dobrze nieprzyjaciele narodu polskiego, którzy pracują bez przerwy nad
wyrwaniem tej ziemi z rąk naszych. We formie konfiskaty zabierali i zabierają
majątki ziemskie. Komuż nie jest znany sławny ukaz carski z dnia 27. grudnia
1886 r. zabraniający Polakom nabywać, a nawet dzierżawić majątki ziemskie?
Wszak celem wykupienia ziemi z rąk polskich — rząd niemiecki założył w Poznaniu
„Bank kolonizacyjny" z kapitałem sto milionów marek. Któż nie zna
skutków kilkunastoletniej działalności osławionego "Banku
włościańskiego" w Galicji, który tysiące rodzin wyrzucił z posiadania
ojcowizny? Nawet „Alliance-Israelite universelle” w Paryżu, rozesłała do
wszystkich gmin żydowskich w Galicji, odezwę, w której zachęca swych wyznawców do
wykupienia ziemi z rąk chrześcijańskich. Odezwę tę powtarzamy:
„Bracia i współwiercy! W całym świecie nie ma dziś
zapewne zakątka ziemi, któryby do naszego nim zawładnięcia i wyłącznego na nim
panowania tak dobrze się nadawał, jak właśnie Ziemia galicyjska! Ten kraj musi być
naszym krajem — wszystko nam
sprzyja tam po temu! Starajcież się więc bracia i współwiercy, — starajcież
się wszelkimi siłami zawładnąć w zupełności tą ziemią. Starajcie się wyprzeć
ostatecznie chrześcijan ze wszystkich sfer ich działalności i stać się
jedynymi, niepodzielnymi panami kraju! Starajcie się wszystko to, co dziś
jeszcze do nich należy, zagarnąć i ująć w swoje ręce, a jeżeli nie macie ku
temu sami dostatecznych środków, nasz Związek wam ich dostarczy, ile będzie potrzeba!
Zbieranie ofiar na ten cel juz się rozpoczęto i nadspodziewanie idzie ono
pomyślnie. Na ostateczne wyrwanie Ziemi galicyjskiej z rąk Galicjan, a oddanie
jej w wyłączne i jedyne posiadanie wasze, składają się już bogacze całego
świata. Daje baron Hirsch, dają Botszyldzi, daje Bleichr///óder, dają
Mendelsohny! Wytężcie więc bracia i współwiercy wszystkie swoje siły, aby ten
cel, który wam wskazujemy, co najrychlej osiągniętym został!
Do zdrajców więc chciwych, lub nierządnych
właścicieli ziemskich przemawia ojczyzna, jak macierz troskliwa, głosem miłości
i przestrogi: „Syny moje, opamiętajcie się; ta ziemia, z której się
wywłaszczacie, to ciało moje. Bez niego nie będziecie mnie mieli, i duch mój
uleci z niego w krainę przeszłości, a w to ciało, gdy je obcy posiędą, wstąpi
obcy duch i przemieni je w inną ojczyznę. Jakaż to jest miłość wasza ku mnie,
gdy wydajecie ciało moje i przyspieszacie zgon mój!
IV.
„Powiejcie wiatry od wschodu,
Z wami do mojego rodu
Poślę skargę obciążoną,
Miłością moją skrwawioną".
Karpiński.
Jednak ziemia sama jest martwa; z nią połączeni
jesteśmy samem tylko ciałem naszym. Wyższy duchowy związek jest z ludem na tej
ziemi mieszkającym. Ojczyzna staje się dopiero ożywionym obrazem, gdy sobie na
tej ziemi wyobrazimy roje mnogiego ludu, naszych współplemieńców i tego samego
używających języka. Bez tego wyobrażenia ojczyzna byłaby grobem. Nieprzyjemne
wywiera wrażenie dom opuszczony; smutno, głucho, ponuro w nim; daleko
okropniejsze więzienie czyniłby kraj pustkami stojący. Lud zatem jednoplemienny
stanowi drugą materialną czyli cielesną podstawę miłości ojczyzny.
Kocham nie tylko ziemię, ale i naród na tej ziemi
mieszkający. Jestem skibą tej ziemi, ale jestem oraz kością z kości, krwią z
krwi współplemieńców moich. Ich prochami i ich tchnieniem napełnione to
powietrze, którym i ja oddycham. Ich zwłoki weszły w cząstki tej ziemi
ojczystej, która mnie na odwrót wykarmiła i wykarmią, i tak wiąże się ze sobą
materialnie naród i ziemia nie rozerwaną spójnią jednoczy.
Oderwij część narodu od ziemi i przenieś ją w inne
strony, to tak, jakbyś kilkoro dzieci od łona matki oderwał; i dzieci płaczą i
matka płacze, i rzewny, nieutulony jest ich żal. Jakaż musi być rozpacz tysięcy
ludu, gdy im przychodzi porzucić, może na zawsze, ziemię ojczystą, ziemię
przodków, ziemię, z której wapienia ich kości, i ciała ich z jej cząstek
roślinnych. Z taką 'rozpaczą opuszczali Żydzi Jeruzalem i ziemię Abrahamów i Jakubów.
W tej też myśli woła nasz największy poeta Mickiewicz:
Litwo, ojczyzno moja, ty jesteś jak zdrowie!
Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie,
Kto cię stracił; dziś piękność twą w całej ozdobie
Widzę i opisuję, — bo tęsknie po tobie.
Tu się więc uczmy miłości ojczyzny, upatrując ją w
tej jedności ziemi z narodem; ani się nie dziwmy tej żądzy niepowstrzymanej
każdego, by kości jego złożone były tam, gdzie złożone kości jego braci i
przodków;— w rozpaczy umiera, kto na obcej ziemi umiera.
To pokrewieństwo ziemi z narodem tworzy znowu
pokrewieństwo narodu między sobą i obudzą miłość, jaka się z tego powodu między
współrodakami objawia. Przekonywamy się o tym najoczywiściej, gdy nam na obcej
ziemi, stęsknionym do niej, zdarzy się napotkać rodaka. Pokrewieństwo narodowe
odezwie się wtenczas w całej sile i powitanie będzie jak braci rodzonych. Od
razu wstąpi w nich zaufanie i przyjaźń rzetelna, jeżeli to oczywiście są serca
prawe, a przedmiotem ich najczęstszych rozmów będzie ojczyzna, co ich
spokrewniła, gdyż współrodacy nasi, z tych samych cząstek ziemi ojczystej
złożeni, są jednym rodzeństwem matki wspólnej ojczyzny.
Wynika stąd bezpośrednio, że kto miłuje ojczyznę,
miłować powinien naród swój bez różnicy stanu i urodzenia. Dla miłości każdej,
która jest prawem natury, nie ma różnicy rodu, majątku, znaczenia; nie ma też
tego wszystkiego w miłości ojczyzny.
Jakbyś nazwał tego, który upodobał sobie nadobną
dziewicę, poprzysiągł jej miłość i ona go ukochała, zawierzyła mu, widziała w
nim niebo, zbawienie swoje; — on to wiedział, że go tak kocha, a jednak
wstydził się za nią przed światem, bo była nierówna mu rodem, z inną się
ożenił, a tamte biedną ofiarę porzucił? Nie nazwałżebyś go podłym, który szukał
rozkoszy serca kosztem niewinnej dziewicy, ale nie szukał tego ognia
poświęconego i poświęcającego nas, który miłością nazywamy? Wadą to jest
niektórych rodaków, ogarnionych duchem czy stronnictwa jakiego czy przesądu, że
mimo rzetelnego patriotyzmu, mimo niesłychanych poświęceń, które ponoszą za
sprawę ojczyzny, nie widzą jej w całości narodu, ale opatrują jedynie w
stronnictwie swoim, albo w kaście swojej. Walcząc za nią, podobni są do owych
szermierzy, którzy bijąc się w omacku w obronie miłej sobie osoby, ją sarnę
kaleczą, a nawet nieraz zabijają.
Jednostronne te dążenia i wysilenia w imię
ojczyzny, wypływają z braku pojęcia ojczyzny. Zamiast całe ciało wspierać,
sprowadzają niektórzy wszystkie soki pożywne w jedne tylko część jego, nie
widząc albo też nie chcąc widzieć, że zdrowie całego narodowego ciała polega na
zasadach narodowych i wypływających z nich prawach i urządzeniach kraju. Zasady
te, przyjęte od narodu, zamienione w krew i soki jego, zmienią chorowity stan
społeczny na zdrowy, i będzie głowa zdrowa, ręce zdrowe, i tułów zdrowy.
Pierwszą, podstawną zasadą i prawdziwie
patriotyczną, jest podniesienie imienia narodowego do czci i godności, — do
czci, zdobytej przez zasługi; do godności przez podniesienie godności
człowieka. Obcy nas uszanują, gdy sami nawzajem szanować się będziemy. Jak
podług nauki kościoła chrześcijaninem być powinien, kto zbawienia wygląda; jak
wobec nieba nikną w proch wszystkie ziemskie tytuły i godności, tak, kto
zbawienia kraju wygląda, miano rodaka na pierwszym miejscu kłaść powinien,
przed wszystkimi innymi mianami. A jako tam, tak i tutaj, prócz wiary i dobrych
uczynków potrzeba. Uczciwość i życie nieposzlakowane ma być zaleta
człowieka i z tego przymiotu jest szanowanym każdy, do jakiegokolwiek stanu
należy; podłość zaś chytra, łotrostwo i nikczemność niech będzie obnażona i
zohydzona u ludzi!
Nareszcie zdatności praca zdobyte, poświęcenia
spełnione niech będę miarą zasług obywatelskich, miara szacunku i poszanowania
u współobywateli. Oto zasady główne, na miłości Boga i praw Jego oparte, a gdy
je przeprowadzimy w życie narodu, odmłodzi się i odświeży jego ciało, jak po
skutecznym lekarstwie.
Płeć żeńska, druga połowa narodu, najprędzej by
mogła i najłatwiej zasady te w życie przeprowadzić i pożądana przemianę
społeczną do skutku przywieść mogła. Boś ty matką narodu, ty wychowujesz
przyszłe jego pokolenie, które będzie takim, jakiem je wychowasz.
Najskuteczniejsze te zasady i najgłębiej zakorzenione, które młodzież wyssała z
mlekiem matki. Lecz zanim jeszcze zostaniecie matkami i obywatelkami, już jako
dziewice możecie złożyć dowody uczuć waszych patriotycznych i potężnie wpłynąć
na losy kraju waszego. Pierwsza miłość wasza niech obdarza same tylko zasługę,
która sama jest godnością i wartością męża. Niech to będzie patriotyczną dumą
waszą, być kochaną i kochać tego, który jest odważny i mężny, któremu z ust
płyną słowa miłości ojczyzny, którą serce jego goreje, a którego uczynki są
tych słów dowodem; taki mąż jest nadzieją narodu.
To wasze pole działania, matki i córki narodu, pole
nie krwawe, ale i owszem zasłane różami; pole popisu, godne serc i poświęceń
waszych. Matki i córki narodu! miłość zdobyła świat; Bóg dwie olbrzymie potęgi
złożył w wasze serca: miłość dziewiczą i miłość macierzyńską; wy z nich
korzystajcie we wskazanym kierunku, a w waszych rękach przyszłość kraju. Nie
każdy naród wykazać może tak zacne tak szlachetne niewiasty jak naród polski;
przyznają to nawet najpotężniejsi i najzaciętsi wrogowie naszej narodowości — i
oni to uważają skromną niewiastę naszą za silną zaporę do przeprowadzenia swych
planów. Dowodem tego żelazny książę Bismarck. Posłuchajmy co mówi o polkach
poeta nasz Konstanty Gaszyński:
POLKA.
I któż to w błogiej anioła postaci,
Siedząc nad dziecka lubego kołyską,
Uczy, wraz z pierwszą modlitwą za braci,
Wymawiać drogiej Ojczyzny nazwisko —
I w młodym sercu niewinnej istoty
Obywatelskie rozpłomienia cnoty,
Miłość Ojczyzny, męstwo, stałość do ostatka —
Kto? — Polka matka!
Kto, gdy Ojczyzna wzywa dzieci swoje,
Kiedy wolności uderza godzina,
Drogiego męża sama śląc na boje,
Drżącą mu ręką krwawy miecz przypina,
I swe ozdoby, pierścień nawet luby,
Co w dniach różanych święte spoił śluby,
Na ołtarzu Ojczyzny składa rozczulona —
Kto ? — Polka żona!
Kto na zniszczonej, niegdyś żyznej ziemi,
Co zagonami mogił dziś pokryta,
Tocząc w około oczyma błędnymi,
Wieczornych wiatrów o kochanka pyta —
Z rozwianym włosem, z szatami żałoby,
Budząc łza rzewną męczenników groby
Smutna, powtarza drogie imię bez ustanka,
— Polka kochanka!
Kto, żywiąc w piersiach duszę poświęconą
Dla szczęścia ziomków i ojczystej sprawy,
Porzuca miłe rówienniczek grono
I cichą ustroń i płci swej zabawy,
I do pieszczoty utworzoną dłonią
Wałcząc, gdzie Orzeł łączy się z Pogonią,
Przeraża blaskiem miecza, choć wzrokiem zachwyca?
— Polka dziewica!
Gdy nad Ojczyzną, zdradnie w grób wtrącone,
Słońce wolności zaszło po raz trzeci —
Kto, kryjąc kirem rozżalone łono,
Łzami gaszoną nadzieję w nim nieci —
I wzgardą płacąc uśmiech najezdnika,
Przed nim swe progi i serce zamyka,
W cichych modłach za braci trawiąc dni tęsknoty?
— Polki sieroty!
V.
Prawa i ustawy łączą ziemię z ludem ją
zamieszkującym. Pojęcie narodu jest dopiero zupełne, gdy dołączamy do kraju i
ludu urządzenia państwowe czyli instytucje polityczne. I pojęcie ojczyzny
uzupełni się, gdy ród i ziemię połączymy z ustawami narodowemu
Warunkiem miłości ojczyzny są więc dalej swobody,
jakie przynoszą ustawy państwa Kocham ziemię moje i lud mój, ale kocham oraz
ustawy, bo w nich objawia się duch mego narodu, duch mądrości, swobody, duch
pocieszyciel w krzywdach wszelkiego rodzaju.
Pod opieką ustaw usypiam spokojnie i nie troszczą
mnie namiętności ludzkie, trzymane przez władzę czuwającą na wodzy. Kocham te
prawa i instytucje, bo w nich jest cząstka woli mojej, one chcą dobra mojego i
nieskończone korzyści mi przynoszą przez wychowanie publiczne, przez ustalone bezpieczeństwo
i porządek, przez wymierzanie sprawiedliwości, przez rządne gospodarstwo
narodowe, podniesienie nauk, sztuk, przemysłu i handlu, a z tym wszystkim
dobrego bytu, przez utrzymywane stosunki z innymi narodami, przez bezpieczeństwo
kraju na zewnątrz itd. Wszystkie te swobody dają wyobrażenie osobistej i
politycznej wolności człowieka, a jako posiadającego i wykonywającego tę wolność,
czynią go obywatelem. Miłość ojczyzny przedstawia się tutaj zatem jako
miłość wolności prawami zabezpieczonej, jako miłość najwyższego dobra dla
człowieka, z którego wszystkie inne dobra płyną i prawdziwej dopiero nabierają
wartości.
Są to rzetelne korzyści i pożytki, które
przywiązują potężnie obywatela do kraju i ludu całego, i pomnażają w nim miłość
ojczyzny.
W rządach samowładnych czyli despotycznych, gdzie
nie ma wolności prawem zabezpieczonej, gdzie utrzymują naród w niewoli i
ciemności, gdzie brak sprawiedliwości wyradza przekupstwa, w krajach takich nie
ma mowy o miłości ojczyzny, bo tam panuje nieustanna trwoga, obok której nie ma
miejsca dla miłości.
W monarchiach jednowładnych, ale sprzyjających
oświacie i postępowi, despotyzm czyli niesprawiedliwe samowładztwo żadną miarą
ostać się nie może. Oświata bowiem podnosi godność człowieka i uszlachetnia go;
oświata rozszerza swobody i prawa w narodzie, i dlatego rząd wszelki, na
oświacie narodu oparty, zdoła już wywołać w narodzie miłość mieszkańców dla
siebie i podnieść tym żywiołem miłość ojczyzny.
W monarchiach konstytucyjnych, wolność narodu staje
się czynną. Nie tylko bowiem odbiera dobrodziejstwa z prac i instytucji
pochodzące, ale sama je sobie stanowi. Tutaj, rzeczywista władza jest w
narodzie, i król zaś jest wykonawcą jego woli.
Przez udział czynny narodu w prawodawstwie, wolność
obywatela staje się zupełną i zupełnym staje się jego zamiłowanie ojczyzny.
Rozwinięciem udziału narodu w prawodawstwie są
reprezentacje parlamentarne, czyli sejmy. Radzą one w sprawach dotyczących
całej jednej prowincji, królestwa lub państwa, i wtedy nazywają się parlamentem
czyli sejmem państwa.
Nie ma wątpliwości, że taka instytucja jak sejm
czyli parlament, przyznając obywatelom udział w żywotnych sprawach narodu, musi
podnieść ducha obywatelskiego w narodzie i przywiązać mieszkańców silnie do tej
instytucji. Jeżeli korzyści dla kraju wynikłe z tej instytucji są widoczne, to
podniecają w wyższym stopniu miłość obywateli do niej, bo mu dają rzetelniejsze
o niej pojęcie.
Do dziś w Europie wzorową monarchią konstytucyjną
jest Anglia. Tam konstytucja, czyli ustawa zasadnicza zapewniająca wolność
narodowi nie jest tylko martwą literą, ale jest żywym sumieniem narodu,
ponieważ poczucie praw wszelkich zarówno jak obowiązków ożywia naród cały.
Prawo obrony wolności narodowej umieją tam wykonywać najpraktyczniej, gdyż w
ciągu wieków zdobywał naród stopniowo prawo i poczytuje je za własność
nietykalną, na którą nie wolno targnąć się nikomu. — Korona w Anglii jest
dziedziczną, ale, parlament czyli sejm całego państwa ma prawo zmieniać nawet
te ustawy, które regulują dziedziczenie korony. Jest tam jedna bardzo rozumna i
szanowana zasada, która mówi: "Król nie może dopuścić się
bezprawia". Znaczy to, że za czyny sprzeczne z prawami kraju,
odpowiedzialni są wykonawcy króla, czyli ministrowie. Nie wolno się im nigdy
powoływać na rozkaz monarchy, gdyż nie uwolniłoby to ich od odpowiedzialności.
Naród angielski widzi w królu przedstawiciela
najwyższego swojej godności, swego honoru, swoich praw i swojej wolności i na
równi z prawami otacza monarchów swoich czcią najwyższą, Mimo to bez woli narodu
nic stać się nie może, bo tylko reprezentacja narodu czyli sejm ma prawo
uchwalić i przyzwolić na wydatki, których żądają ministrowie.
Jako uzupełnienie swojej ustawy konstytucyjnej
uważa naród angielski trzy rzeczy jako główne podwaliny wolności, a tymi są: jawne
postępowanie sądowe (sądownictwo), prawo stowarzyszeń i
zgromadzeń, i wolność słowa.
Pod wolnością słowa rozumieją w Anglii nie tylko
wolność przemawiania na Zgromadzeniach, ale i zupełną wolność prasy, czyli
drukowania w dziennikach. Wolność ta słowa w dziennikach jest dlatego bezwarunkową
w Anglii, ponieważ prawa zasadnicze mówią, że każdy rząd powinien być taki,
aby się nie obawiał żadnej krytyki, czyli żadnego sądu ludzkiego. Tak też i
jest, a ponieważ tak jest, nic dziwnego, że Anglicy są bardzo dumni z praw
swoich i że kochają swoją ojczyznę i nie pozwalają, by się kto ośmielił mówić
źle o prawach, zwyczajach i urządzeniach angielskich. Z powyższego jasno
wynika, jak jedno z drugim ściśle jest połączone w Anglii, praktyczne
urządzenia w ojczyźnie dla ich obywateli i miłość tych obywateli dla
wszystkiego, co angielskie czyli swoje, ojczyste.
Oprócz wymienionych powyżej form rządu, jest
jeszcze rzeczpospolita. Tutaj nie tylko ustawodawstwo, ale i władza wykonawcza
w najwyższej instancji rozciąga się na wszystkich obywateli państwa; to też i
miłość ojczyzny musi być tutaj dlatego największa, że tu ojczyzna zlała się z
ludem, tę ojczyznę składającym.
Ustawa więc czyli forma rządu wpływa przeważnie na
podniesienie miłości ojczyzny; a jako własność każda, im jest zupełniejsza, tym
rozciąglejsza i głębsza rodzi w posiadającym przywiązanie; tak i własność
ojczyzny, im będzie zupełniejsza w nadanej formie rządu, tym zupełniejsza
stworzy miłość ojczyzny.
Powiedzieliśmy, że podstawą ciała ojczyzny są
ziemia i lud na niej mieszkający; duszą zaś ojczyzny jest narodowość i język.
Jak prawa i ustawy wiążą lud i ziemię ze sobą i stanowią materialną całość; —
tak i tutaj narodowości i języku jednością jest piśmiennictwo rodzime, będące
całkowitym odblaskiem ducha narodowego. To troje zatem: narodowość albo
obyczaje narodowe, język ojczysty i piśmiennictwo czyli literatura rodzima,
stanowią duchowa ojczyznę, są duszą ojczyzny materialnej.
Co jest narodowość? Narodowość jest to właściwość
ludu, tworzącego jeden ród, zamieniająca go w naród, którą to właściwością
jeden naród od drugiego się wyróżnia..
Właściwość ta przyrodzona jest narodowością w
najściślejszym znaczeniu; są to zatem przyrodzone usposobienia i skłonności
narodu, będące warunkiem jego sposobu życia, jego charakter, następnie to
wszystko, w czym się te skłonności objawiają, urzeczywistniają i ustalają.
Należą tu przede wszystkim obyczaje i zwyczaje narodu, które są
bezpośrednim wpływem tej właściwości narodowej.
Chociaż więc np. obyczaje Litwy, Żmudzi, Polesia,
Wołynia, Podola, Ukrainy, Galicji, Małopolski, Wielkopolski, Śląska, różne są,
to jednak w tej rozmaitości jest jedna myśl narodowa i rodowa, co je łączy w
jedności narodowego uczucia; są to jak gdyby odmiany tonów, przez które
dźwięczy jedna pełna narodowości piosnka, a tę jedność, tę melodia tworzy
wspólność rodu.
Obyczaje codzień tworzą i wyrabiają się między
ludźmi, napływa ich także niemało z obczyzny, jednakże te tylko są narodowe,
które są właściwością narodu. Właściwości te, jak powiedziano, wypływają z
przyrodzonych własności krajowców, a będąc pierwszym objawem narodowego ducha,
te są tym samem pierwszym, początkowym rozwojem narodowego życia, pierwszą
jutrzenką oświaty, praw, religii, porankiem całego duchowego żywota narodu.
Ponieważ więc obyczaje narodowe do samego rodu, do
samej kolebki, do samych początków narodu się odnoszą, dla tego rozumiemy przez
narodowość w tym znaczeniu życie domowe przodków naszych. Życie tegoczesne pod
wpływem nowej oświaty i nowych wyobrażeń tutaj nie należy, bo te się jeszcze w
krew i soki narodu nie zamieniły. Wszelka obczyzna jest zatraceniem narodu, a
gwałtem do kraju wciskająca się) albo naród zatraci, gdy był wątłego,
bezsilnego ducha, albo sama przenarodowi się i w obyczaj narodowy zamieni, gdy
duchowa potęga rodowa jest dość silna do przechowania go.
Lud najtroskliwiej w łonie swoim przechowuje obyczaje
narodowe, gdyż do niego najmniej obcych dochodzi wpływów. W pieśni ludowej,
smutnej czy wesołą, w tańcu narodowym, w ubiorze, w obrzędach, uroczystościach
i w całym zakresie domowego życia przebija się narodowości uczucie; we
wszystkim dopatrzysz jakiejś właściwości narodowej, z którą dziwnie jednoczy
się serce twoje. Ślicznie też pisze o pieśni gminnej nasz wielki Mickiewicz
tymi słowy:
„O pieśni gminna, ty arko przymierza,
Między dawnymi i młodszymi laty;
W tobie lud składa broń swego rycerza,
Swych myśli przędze i swych uczuć kwiaty.
Arko, tyś żadnym nie złamana ciosem,
Póki cię własny twój lud nie znieważy;
O pieśni gminna, ty stoisz na straży
Narodowego pamiątek kościoła,
Z archanielskimi skrzydłami i głosem.”
Narodowość jest zatem potężną podnietą miłości
ojczyzny, a bez narodowych obyczajów nie ma narodowości. Słaba więc jest miłość
ojczyzny, a może nie ma żadnej w człowieku, który wyrósł i wychował się w
obyczajach cudzoziemskich. Podobny on do syna, na łonie i w pieszczotach obcej niewiasty
wychowanego; serce jego nie zadrgnie radością, gdy głosem, choćby serdecznym,
własna matka do niego sio odezwie. Będzie jak obcy między swoimi, i nic mu się
w kraju podobać nie będzie, a zgani wszystko, co mu się nie podoba. A już siary
nasz pisarz z wieku 17, Jędrzej Maksymilian Fredro, powiedział o takich: "Którzy
Polacy Polskę ganią, tacy ją najprędzej zgubią", i tak lego dowodzi:
„Kto co gani, tego nie kocha, — czego nie kocha, o to nie dba." Źle
ci robią i ciężką odpowiedzialność na siebie ściągają, którzy dzieci swoje na
wychowanie do obcych krajów wywożę, albo je otaczają nauczycielami
cudzoziemcami, strzegąc pilnie, aby obyczajów własnego narodu nie poznały. Wiek
młody, jak wosk miękki, najpochopniąjszy do przyjmowania wrażeń; a to, co się w
tym wieku przyjęło w sercu, starczy przez cały żywot na posiłek szlachetnych
uczuć. Tak i narodowość w dzieciach zaraz zaszczepiona, zostaje im na posilny
pokarm serca i ducha aż do późnej siwizny.
Nie ma zatem nic świętszego nad to, aby pierwsze
wychowanie synów i córek rozwijało się na narodowych żywiołach. Rodzice
pierwsze tu kładą podwaliny, a nauczyciele dokonywają moralnej budowy
człowieka. Biada pokoleniu, które nauki pierwsze nie od rodaków odbiera. Jak
kwiat bez słońca rośnie blado bez barwy, tak młodzież bez narodowego żywiołu
wyrasta blado, bez barwy, bez ciepła ojczystego. Przyszłe powodzenie każdego
kraju na tym zależy, aby wzrastające pokolenie" odbierało narodowe
wychowanie, aby więc tym sposobem ukształcało się najszlachetniejsze na
ziemi uczucie, uczucie miłości ojczyzny.
Tej narodowości nikt nadać i też nikt z serca
wyrugować nie zdoła. Jeżeli naród byt polityczny traci nie traci przez to
jeszcze narodowości swojej, bo po tych obyczajach, jak po żagwiach zapala się
ogień miłości ojczyzny, i nadaje ciepło ożywcze miłości ziemi, miłości ludu i
miłości ustaw krajowych; to też szanujmy i kochajmy obyczaje narodowe,
bo przez nie żyjemy jako naród i strzeżemy swej narodowości.
VII.
„Miłą jest obca mowa, lecz milszą sto razy,
W której pierwszym na świecie wymówił wyrazy;
Drogą mi ona będzie, a gdy śmierć w mym progu
Zawita - polską mową polecę się Bogu,”
Z rękopisu X T. B.
Narodowość jest sercem, język jest krwią, ojczyste
ciało narodu opływającą. Jak w ciele człowieka, w sercu odżywia się krew i
rozpływa po żyłach, tak w narodowości wśród narodu odżywia się język i okrąża
olbrzymie ciało narodowe, wciskając się do ostatnich jego kończyn, i wraca z
nich znowu do narodowości. Wytocz z człowieka krew, a uleci z nią i życie jego;
wytocz z narodu język, a ubiegnie z nim żywot jego. Naród żyje, dopóki język
jego żyje, bez języka narodowego nie ma narodu. Mowa jest obrazem myśli i uczuć
człowieka; język jest obrazem myśli i uczuć narodu. Jest to głos ojczyzny z jej
serca i ducha wydobyty. Ojczyzna nim do swych dzieci przemawia, i dziatwa
rodzona między sobą nim przemawia, i rozumieją się dzieci z matką swoją.
Po języku, jak po warstwach ziemi, poznasz wiek i
żywot narodu, poznasz jego charakter, jego stopień oświaty, odgadniesz nawet
jego przeznaczenie, i jego losy przyszłe. Zarody wielkości i nieśmiertelności
narodu już pierwotnie w jego języku złożone być muszą.
„Dwa sławne przykłady Greków i Rzymian nie dadzą
nam rozpaczać o nieśmiertelności naszego imienia. Wymazane są z geograficznej mapy
dwa te najsławniejsze narody, a imię ich błyszczy przed
wszystkimi innymi narodami. Cóż im tę sławę zjednało? — Język”, mówi sławny
nasz ks. Onufry Kopczyński we Wstępie do gramatyki polskiej.
Zaprawdę język nasz może nas uratować od zupełnego
zatracenia. Umiłujmyż ten język, jako świętą krew matki — ojczyzny. Powinna ona nam być tak droga, jak
drogą była pierwszym chrześcijanom krew przelana w męczeństwie za Chrystusa.
Zbierali ją we flaszeczki i dawali męczennikom do grobu z napisem: „Za
Chrystusa". Podobna zasługa jest tych, którzy uprawiają i kształcą język
narodowy, i dzieła ich w tym przedmiocie pisane, powinny im być dawane do
trumny z napisem: „Za ojczyznę". A ci, co obojętni są na język ojczysty,
są jak poganie obojętni na światło ewangeliczne; ci zaś, co pogardzają i
poniewierają go, a nawet zatracają go w dzieciach swoich, są jak okrutni
prześladowcy pierwszych wieków, co w zaślepieniu krew wyznawców prawdziwej
wiary przelewali."
Zdarza się jeszcze nieraz, że obcym językiem
rozmawiamy ze sobą albo z innymi, chociaż jesteśmy przekonani, że ci, z którymi
rozmawiamy, umieją po polsku. Czynimy to z lekkomyślności karygodnej,
jako-byśmy lekceważyli język własny.' Idźmy do innych narodów, czy co podobnego
usłyszymy, aby się rodacy między sobą obcym językiem porozumiewali? I owszem,
największą dumą Francuza i Anglika i Niemca jest jego język, którym się
szczyci, jako najwyższym utworem narodowego ducha.
Umiłujmy więc język nasz ojczysty, a umiłowawszy
go? gdy go kształcić i podnosić będziemy do doskonałości, podniesiemy oraz w
sobie ducha ojczystego, co tym językiem przemawia.
VIII.
„Pociecha ojcu, domowi ozdoba, syn
z nauk w ojczyste powraca progi.”
Hipacy Pociej w Homiliach.
Połączeniem narodowości i języka jest piśmiennictwo
czyli literatura, i w ogóle oświata narodowa Naród narodowość swoją wypisał i
wypowiedział w pismach i dziełach, i wypowiada ją teraźniejszym stanem oświaty
swojej. Środkiem do jednego i drugiego jest język. Całe życie narodowe w
najrozmaitszej barwie obyczajów i zwyczajów złożone jest w piśmiennictwie
narodowym; i wszystek język, taki, jakim był i jakim się ukształcał w kolei czasu,
złożony jest w dziełach pisarzy ojczystych. Piśmiennictwo i oświata — to są
niejako nerwy w ciele ojczyzny, jest to jej mózg, stedlisko wszystkich jej
władz duchowych.
Oświata jest rzeczywistym duchem ojczyzny, który
ożywia za życia jej ciało aż do ostatnich jej kończyn, a który po śmierci, gdy
już ciało nawet w zgniliznę i w skład innych ciał przejdzie, unosi się
nad jej grobem i przeprowadza ją do nieśmiertelności.
To też te narody nie tylko najwięcej mają szacunku
u obcych, które innym w oświacie przewodzą, ale i u siebie godziwą, bo na
rzetelnych zasługach oparta dumę narodową wywołują, i tym uczuciem rozwijają
silną ojczyzny swojej potęgę.
I my Polacy możemy spojrzeć z dumą na czasy
Kazimierza Wielkiego, kiedy ten król chłopków kładł podwaliny akademii
krakowskiej; jedną ręką podnosił mury i bogactwa Polski, a drugą kreślił jej
prawa; — na czasy Jagiellonów, w których polska oświata podbijała rozległe
ziemie Litwy; — na czasy Zygmuntów, owe złote wieki piśmiennictwa naszego, w
których oświata Polski napełniła sławą całą Europę. Wszakże La duma znika,
wstydem rumienią się oblicza nasze i oczy spuszczamy na ziemię, gdy spojrzymy
na późniejsze wieki. Gdzieżto stanęliśmy w oświacie? Jakże nas tu prześcignęły
inne narody i jak daleko pozostawiły za sobą! Wówczas to hasłem ogólnym był byt
materialny, dobre mienie, najzupełniejsze samolubstwo, mające na oku korzyści
tylko własne, a nie dobro kraju. Pod tym nieszczęsnym hasłem każdy, młody czy stary,
rzucając w kąt nauki, oświatę, dobro publiczne i poświęcenie, dąży do celu
samolubnego, nie pytając, jakie drogi do tego obiera,
Szanowne imiona kilkunastu, a choćby
kilkudziesięciu, nie rzucą blasku na ten obraz czarny. — To też odpokutowaliśmy
za to ciężko. Postrzeźmy się więc i ratujmy nieśmiertelnego ducha swojego; a
gdy przekonywamy się, że ten duch w oświacie złożony, całymi siłami, z całą
usilnością rzućmy się do oświaty. Pamiętajmy, że światło wszelkie ciemności
zwycięża i rozprasza! A więc kochając rozsądnie ojczyznę: przyświecajmy
przemysłem, nauką, mądrością narodowi swemu. Prącą zaś niezłamaną i wytrwałą
pracą do tego się sposóbmy, bo tu trzeba dobrej woli i poświęcenia. Wszak
zdolności przyrodzone, bystrość i łatwość pojęcia, rozum jasny, wyobraźnię żywą
przyznają nam Polakom wszyscy cudzoziemcy. Tym gorzej dla nas, że zagrzebujemy
te talenty, które winniśmy Bogu i ojczyźnie. Po nieszczęśliwych i smutnych
kolejach, które naród nasz przeszedł, ten jeden szeroki pozostał nam gościniec
oświaty narodowej.
Chcesz więc poznać i pokochać naród swój, rozpatrz
się w jego literaturze narodowej, poznaj długi szereg jego pisarzy i ich dzieł,
a kto to uczynił, ten ma prawo powiedzieć: jestem kością z kości przodków
moich, i jestem duchem z ducha narodu mego. Kto zaś tego powiedzieć nie
może, cóż wyrzeknie? Oto jestem duchem z obcego ducha, a kością z kości
przodków moich, przydatną chyba na to, by obcy rzucał nią, jak się rzucają
kostki na losy.
IX.
Przechodzimy teraz z kolei do najwyższych objawów
ojczyzny, w których urzeczywistnia się jej myśl, czyli idea, i kroczy jako
osobna, wielka jednostka między narodami w całej pełni życia i działania. Tymi
wielkimi ideami ojczyzny, przez które ona objawia się na zewnątrz, tym
wielkim urzeczywistnieniem się nie już celów ludzkich, lecz Boskich,
jest: państwo, kościół i dzieje, czyli historia, a z państwem łączy się
ściśle byt polityczny narodu, z kościołem religią, z dziejami jego posłannictwo
narodowe, jakie mu Bóg wyznaczył pośród ludzkości.
Cóż to jest państwo? Państwo jest połączeniem się
cielesnej i duchowej ojczyzny w żywot ojczyzny; zlaniem i wykształceniem się
wszystkich czynności ciała i ducha narodowego w jeden żyjący, działający naród.
Żywot narodu, oto pełniejsze określenie państwa. Wynika stąd bezpośrednio, że
pojęcie państwa mieści w sobie wszystkie powyższe podstawy ojczyzny,; o których
już mówiliśmy, ale w uszlachetnionym i wyższym znaczeniu, bo każda z tych
podstaw ożywiona już myślą żywotną państwa. Tak więc ziemia, pierwsza
podstawa cielesna ojczyzny, przedstawia się okryta płodami przemysłu, są to
zagrody, wsie i miasta; lud przedstawia rodziny, społeczne towarzystwa,
stany; człowiek staje się obywatelem; prawa przedstawiają obraz
wewnętrznego i zewnętrznego porządnego ustroju; narodowość staje się
obliczem, niejako wyrazem twarzy całego narodu; język zmienia się w
głośne brzmienie narodu na sejmach, w szkole, urzędzie i kościele; piśmiennictwo
zamienia się w szkoły, w zakłady wychowawcze niższe i wyższe, w ogóle w
wychowanie narodowe.
Każda zatem z wymienionych podstaw ojczyzny, która
dotąd sama w sobie, w oderwaniu uważana, była obumarła, bez życia, bez ruchu: w
pojęciu państwa ożywia, rusza się, rośnie, olbrzymieje w postaci zewnętrzne.
Wszędzie ruch, pełność życia — oto państwo.
I państwo, uważane jako żywot narodu, musi mieć
początek, objawiający się ruchem, ognisko zaś tego ruchu tkwi w miłości
ojczyzny. Każdy żywot jest objawieniem życia, a życie objawia się przez czyny,
do czynów zaś potrzeba woli; żywot też człowieka dopiero się rzeczywiście
poczyna, gdy staje się panem swojej woli. Żywot więc narodu objawiać się musi
czynami narodu, a zatem urzeczywistnieniem się jego woli niezawisłej, i odtąd
dopiero, gdy naród wolę swoje czynem objawić może, poczyna się rzeczywiście
nazywać państwem.
Aby zaś naród mógł wolę swoją objawić, a zatem, aby
mógł zostać państwem, trzeba mu bytu politycznego, gdyż na nim, jako na
podstawie, wznosi się gmach państwa. Bez bytu politycznego nie ma państwa, ale
bez bytu politycznego jest ojczyzna, i ta to ogromna jest różnica między
ojczyzną i państwem.
Ojczyzna przechodząc w państwo, zdobywa sobie
żywot, a żywot wszelki jest ze krwi; stąd wynika, że ojczyzna po swych córach i
synach wymaga poświęceń, a nawet krwi i życia w ofierze, aby sobie zdobyć ten
żywot. Ale i dalszy żywot ojczyzny jest nieustannym poświęceniem się każdego
dla dobra ojczyzny. Jej swą pracę, swój przemysł, swoje zdolności,, jej mienie
swoje w ofierze przynosi. Tylko tym poświęceniem żyje i utrzymuje się ojczyzna;
a kiedy zagrożona jej całość, wtenczas ojczyzna woła wiernych synów swoich do
boju, aby szli walczyć za jej całość, za jej sławę; wtenczas trąba wojenna, jak
trąba archanioła przy zmartwychwstaniu budzi każdego obywatela od najwyższego
do najniższego, i grzmi mu głosem sądu Pańskiego: „ Wszystko, czym jesteś,
jesteś z łaski ojczyzny, bo jesteś jej cząstką. Powstawaj, spiesz na jej
obronę, porzuć wszystko, co ci jest drogim, bo to, co jest najdroższym,
ojczyzna twoja jest w niebezpieczeństwie!
Miłość zatem ojczyzny, pojmująca jej żywot w
państwie, a tym samem w bycie politycznym, przedstawia się tutaj w
poświęceniach dla niej. Na ołtarzu tej ojczyzny składa on nie tylko pierworodne
owoce swoje i dziesięciny, ale gdy trzeba, składa cały majątek swój, zdrowie
swoje, szczęście swoje, życie swoje. Oto najwyższa ofiara, gdzie sam siebie
przynosisz w ofierze.
Poświęcenia tu są dwojakiego rodzaju: w pokoju i
wojnie. Podatki krwi i mienia, które składasz są dziesięciną świecką dla
ojczyzny. One są jej nerwem, jej siłą muszkularną. Każdy wie, że ustrój państwa
w pokoju, i siła zbrojna narodowa, podniesienie przemysłu, zaprowadzenie szkół,
ulepszeń, bez podatku uskutecznić się nie dadzą. Podatki są więc pierwszym
stopniem poświęcenia dla ojczyzny.
Gdzie podatki nie starczą na podniesienie
korzystnych urządzeń kraju, tam je podnoszą stowarzyszenia prywatnych ludzi,
świadczące o zamiłowaniu dobra publicznego, a tym samem o zamiłowaniu ojczyzny.
Stowarzyszenia w Anglii cudów dokazały. Każde z nich jest jak olbrzym o
tysiącach rąk i nóg i o tysiącach głów, i dźwiga na barkach swych w górę byt
dobry i potęgę narodową. — Gdybyśmy zaś u nas chcieli brać miarę miłości
ojczyzny z tego rodzaju żywotnych poświęceń, składek, stowarzyszeń, podjętych w
sprawach dobra ogólnego, musielibyśmy się rumienić ze wstydu nad przechwałką,
będącą w ustach ledwie nie każdego, że kochamy ojczyznę.
Siebie się wyprzeć, oto hasło, w którego imię twoja
miłość ojczyzny prawdą będzie, bo dla niej, nie dla siebie będziesz się
wtenczas poświęcał. Nie ma większego świętokradztwa, w znaczeniu świeckim,
jak, gdy kto sprawę publiczną zniża do środka osobistych swoich widoków i
korzyści. Nie ma też grzechu, któryby się ciężej karał i mścił, bo mści się
klęskami publicznymi. Ale błogie przekonanie tego, kto jej w miłości służył
całe życie swoje; nie siebie, nie majątek swój miał na widoku, ale powszechne
dobro; krajowi niósł zdolności swoje, a i syna do posług krajowych sposobił.
Jak w rzeczach zbawienia, wiara i dobre uczynki nawzajem się dopełniają, i
jedno bez drugiego płonne jest, tak w rzeczach ojczyzny, obowiązki prywatne
dopełniać się muszą obowiązkami publicznymi. Czymkolwiek jesteś, bądź w
zawodzie swoim tęgim i gorliwym, ale bądź oraz umiejętnym i gorliwym
obywatelem. Niech cię w równej mierze sprawy publiczne, jak twoje prywatne
obchodzą, a gdzie trzeba, prywatne nawet poświęcić sprawom publicznym. Bez
prywatnego stanowiska nie ma człowiek podstawy, bez publicznego nie ma
godności. Jedno i drugie trzeba połączyć, aby być obywatelem, to jest żywotnej
ojczyzny synem, czyli po prostu powiedziawszy, nie tylko w głowie, trzeba też
mieć w sercu.
X.
„I kościół jest matką, jako jest ojczyzna.”
Bohomolec
Jak wolność społeczna i polityczna, tak również
religia jest nieodbitą i konieczną potrzebą człowieka. Religia wiąże go z niebem,
społeczeństwo ze ziemią. Społeczeństwo jest potrzebą jego rozumu, religia
potrzebą jego serca. Pierwsza potrzeba wywołuje prawa i ustawy, druga wiarę i
religią. Obiema drogami objawia się na zewnętrz życie narodów, obiema drogami
działa jeden wielki duch Boży i przeprowadza cele Opatrzności, a razem wspiera
rozwój rodzaju ludzkiego, po tych dwóch szerokich gościńcach, jakimi są:
społeczeństwo i religia.
Narody więc powołane są do przeprowadzenia pewnych
celów tak w dziejach świata, jak w dziejach kościoła. Prawo jako prawo, jest
wszędzie to samo, podobnie wiara jest wszędzie ta sama, lecz zewnętrzne objawy
i postać prawa i wiary w rzeczywistych stosunkach życia są różne, i dlatego tak
religie, jak ustawy nie tylko że idą ze sobą w parze, ale są oraz wypływem
pojęć, uczuć i pierwiastku narodowego tego ludu, w którego łonie się rozwinęły:
Jako zaś państwo jest używotnienim wszystkich rzeczywistych stosunków ojczyzny
i na bycie politycznym polega, tak kościół jest używotnieniem wszystkich
uczuciowych stosunków ojczyzny i na religii panującej także polega. Kościół,
jak państwo, jest żywotem narodu, jest wielką, zewnętrzną, rzeczywistą postacią
tej samej rozciągłości, co państwo, i tego samego zewnętrznego ustroju.
Kościół jest obok państwa, drugostronnym żywotem
ojczyzny, jak gdyby system krwiowy, równie jak nerwy, do ostatnich kończyn
ciała społecznego sięga i wszystko ożywia.
W państwie każdym jedna religia powinna być
panującą, bo bez tej podstawy nie wytworzyłby się kościół, jako organiczny
żywot ojczyzny. Chcieć, aby nie było religii panującej, jest to to samo, co
chcieć, aby w państwie nie było formy rządu, czyli, aby nie było jedności w
żywocie narodu. Objawem panowania w państwie jest forma rządu, w kościele forma
wyznania. Obydwie formy są wypływem pojęć i uczuć lego narodu, który sio
uzewnętrznił w państwie i kościele. W tych obydwu rzeczach jest naród panującym
i nadaje więc całości narodowej i formę rządu panującą i formę wyznania
panującą.
Wynika stąd, że jak nie można przypuścić stanu społecznego
w narodzie bez objawionej formy rządu, bo to przypuszczenie chce innymi słowy
istnienia narodu bez rządu; tak przypuszczenie, że naród ostać się może bez
formy religii, jest zupełnie fałszywe. Atoli obok religii panującej są w
państwach inne religie, które nie powinny doznawać prześladowania, jak to się
dzieje często w państwach despotycznych, barbarzyńskich.
To też wolność religijna, czyli tolerancja, jest ubezpieczona w państwach
oświeconych i postępowych, jak to było w Polsce. Ta też tolerancja religijna ochroniła
Polskę od wojen religijnych, które krwią i ogniem zaznaczyły się w innych
krajach, co nie uznawały innej wiary.
Wiara więc i wolność, to dwa potężne ognie w
narodzie, jego wnętrznościach, jak w łonie góry ogniem ziejącej ukryte; gdy one
buchną płomieniami drży ziemia, która wśród pokoju ogniami dymi się, rozgrzewa
i najurodzajniejszymi zakwita plonami. Bez tych ogni narody są jak wulkany
wypalone, światu, ludzkości na nic nieprzydatne.
Wolność i wiara, to są dwa ogniska, dwa słońca w
żywocie narodowym; oba zlewają się w jedno życie narodu, i dla tego muszą być
ze sobą w jedności.
W religii ojczyzna objawia na zewnątrz byt swój,
choć byt polityczny utraciła. W niej ona znajduje ogromną warownię dla przechowania
uczuć narodowych, w niej ma ostatnią ucieczkę nadziei swoich. Ojczyzna
ta, wygnana z domów i pałaców, zgromadza się i skupia w świątyniach Pańskich; postradawszy
urzędników swoich cywilnych, zatrzymuje swoich urzędników duchownych; ogołocona
z języka i narodowego wychowania, tu na łonie religii w języku ojczystym je
odbiera. Kiedy więc postęp ludzkości tymi dwiema drogami rozwijać się musi, tj.
tą, w której ludzkość społecznych ulepszeń dopina, w państwie; i tą, w której
moralność swoje, tj. pojęcie Boga i obowiązków swoich doskonali w religii; kiedy
narody żywotem swoim tego rozwoju dopełniają: widoczną jest rzeczą, że ukształtowanie
się tego rozwoju w państwie i w kościele dwojaki żywot ojczyzny stanowić musi.
Byt polityczny, jako na zewnętrznych stosunkach oparty, jest jednością ziemi i
narodowości; religia, więcej uczuciowa, do wewnętrznego życia narodu odnosząca
się, jest jednością ludu i języka. W ludzie i w języku najsilniej przechowuje
się wiara, lud i język, to podwaliny kościoła, Lud z językiem ojców przenosi
religią ze sobą na tułactwo, ale nie przenosi bytu politycznego.
Ale jak w państwie występują i żyją wszystkie
podstawy ojczyzny, tak i w kościele wystąpić wszystkie muszą i nabrać żywota. Ziemia, okrywa się świątyniami; krzyże
znamiona wiary, rozstawione po wsiach i drogach, a obok każdej osady żywych,
położona osada umarłych, cmentarze, święte miejsca spoczynku wiernych. Lud stawa urządzony w parafie i decyzje,
kupiące się w nabożeństwie około pasterzy swoich. Prawa zamieniają się w sakramenty i obrzędy. Narodowość, to uroczystości wszelakie,
zwyczajem narodowym przesiąkłe, jako to: kolendy, gwiazdki, święcone, wianki święto-Jańskie
itp. Język, to głos brzmiący z
kazalnic, to śpiew- ludu głośny, to szept szczerej modlitwy jego. Piśmiennictwo, to pismo święte i nauki
kościoła, przyjmowane z poszanowaniem. Widzimy zatem i tutaj pełnię życia, i
nie tak bezpośrednio byt polityczny ogarnia wszystkie jednostki narodowo, jak
to czyni religia. Ona każdemu od kolebki do grobu towarzyszy, ona przesiąka
wszystkie kierunki życia, z nią wstajesz, z nią się kładziesz. Całe życie
moralne narodu i poszczególnego człowieka z niej płynie. Ona rodzinne zawiązuje
i uświęca związki, społeczne stosunki utwierdza, najwyższą nawet władzę
przysięgą powściąga, a namaszczaniem w oczach ludu szanowną czyni.
Przy takiej jedności religii i narodowego życia
niepodobna w niej nie widzieć rzeczywistego żywota ojczyzny. Miłość ojczyzny
czepia się tych wszystkich wspomnień, tych wszystkich obrazów narodowego
kościoła, i dla ludu mianowicie, któremu religia jedynym pokarmem ducha, wiara
ojców jego, wyssana z piersi pobożnej matki, jest nieledwie jedynym ojczyzny
pojęciem. Nie na próżno zastępy naszego zbrojnego ludu Wiarą nazywano. U ludu jest to wyraz najpełniejszego znaczenia,
jednoczący mu to wszystko, co my ojczyzną nazywamy i uświęcający zarazem jego
znaczenie. Nie ma wyrazu, którego by pojęcie było przystępniejsze, zrozumialsze
bardziej zagrzewające i święte dla ludu, nad wyraz wiara. W jego rozumieniu
innowierca jest to samo, co cudzoziemiec, a może to samo, co wróg
ojczyzny jego. Skoro religia tak ważne miejsce w życiu narodu zajmuje, — jak
wielkie i ciężkie obowiązki wobec Boga i Ojczyzny ciężą na nauczycielach tej
religii. Oni pierwsi winni być nieustraszeni, głuchymi na wszelkie podszepty
wrogów narodu, którzy wiedząc, że podstawą bytu moralnego i narodowego naszego
ludu jest wiara,— dążą do tego usilnie, aby duchowieństwo polskie obok wiary i
religii, wszczepiało w lud jego własne — narodowi naszemu zgubne zasady.
Kapłanie polski! słuchaj głosu sumienia swego, a w chwilach pokus szatańskich ,
niech ci stanie za wzór taki Skarga, Kordecki, ks. Marek i w. in.
Religia ludu powinna zatem być przedmiotem miłości
naszej. Nie pogardzaj religijnością prostaczka, nie mędrkuj, nie wyśmiewaj się
i nie szydź z tego, co w oczach tego ludu jest świętem. Wiedz, że nic tak
prędko i tak stanowczo nie rozerwie przywiązania i zaufania między ludem a
tobą, jak, gdy mu zgorszeniem będziesz w rzeczach wiary.
Ale miłość ta nie ma znowu być ślepą i pobłażać
widocznemu złemu. Oświecaj rozsądnie, gdzie zamiast religii widzisz gusła,
zabobony, przesądy. Zwracaj uwagę ludu na to, że nie słowami tylko, ale czynami
Boga chwalić należy, wszelka wiara bowiem bez uczynków martwa jest; nade wszystko
zaś tam kieruj miłość ojczyzny twojej, gdzie złe tego rodzaju z góry się
szerzy. Religia na koniec, równie jak państwo, ofiar wymaga. Krwią tysięcy
męczenników była podlaną religia Chrystusa, zanim się stała kościołem panującym.
Męczeństwem apostołów i wyznawców szerzyła się w każdym narodzie. Są czasy, w
których kościół jest wojujący, jako państwo jest wojujące. Są to czasy
naprężonych sił ducha narodowego, natężenia wszystkich członków kościoła; czasy
wielkiej cnoty i wielkiego upodlenia. Bo kto prześladowania i męczeństwo
poniesie dla sprawy kościoła, w którym czuje ojczyznę swoją, bohaterem jest; ale
kto się tu przeniewierzy, zdradza Boga i ojczyznę, bo Bóg jest Bogiem ojców
jego, Bogiem narodu jego. Zmieniając religią z bojaźni przed prześladowaniem,
albo z czasowych widoków, podłym zdrajcą stałeś się, i wyprą się ciebie, jakoś
ty się ich wyparł, bracia twoi, i ojczyzna twoja, i Bóg ojców twoich.
XI.
Jak człowiek, gdy się nad sobą zastanowi, pyta się,
co po mnie na tym świecie, po co te koleje życia, które przebiegam, czy do
przypadku, czy do celów pewnych życie moje i działania moje należą? Tak naród pytać
siebie może, po co mu ta narodowość, z którą się wyłonił z ludzkości i od
innych narodów odróżnił; po co tyle krwi przelewu, po co okupiona nią wolność
i wiara; czy nic nie znaczy to państwo, ten kościół, co się żywotem jego
ojczyzny rozwinął? — Odpowiedź na te pytania daje przeszłość ubiegła i myśl ludzka
w tej przeszłości, pojmująca rozwijającego się ducha. Nic przypadkiem się nie
dzieje; włosy głowy twojej są policzone. A jeżeli w naturze wypadki są
następstwem praw niecofnionych, koniecznych, to w życiu człowieka i narodów,
ten sam duch do postępu się rozwija, który owe prawa konieczne przyrodzie
zakreślił.
Narody nie są igraszka losu; każdy ma pewne
powołanie, pewne posłannictwo, które od Boga odebrał i które spełnić, jest
celem jego żywota.
Że historią każdego narodu jest spełnienie pewnego
posłannictwa, łatwo każdy odgadnie, gdy dzieje jakiego bądź narodu rozważy, w
wydatniejszych epokach jego się rozpatrzy. Dopatrzeć tam będzie można jednej
głównej myśli, jednego głównego celu, około którego całe ubiegłe życie narodu
się obracało, choć w najrozmaitszych kierunkach. Ta myśl jedna dopatrzona jest
to rozkaz wyższy, palcem Boga narodowi już wtenczas nakreślony, kiedy go z
ciemni wieków do osobnego narodowego bytu powoływał. Badaj bliżej, a
dociekniesz, jak ta myśl zgodna jest z naturalnym nawet usposobieniem narodu, w
życie ją wprowadzającego; jak najprzód mimo woli prze go coś ku jej
znalezieniu; jak znalazłszy ją, od razu rośnie w potęgę, jak tej myśli nadaje
żywot i objawia ją na zewnątrz w religii, w rządzie, w sztukach, w
umiejętnościach; jak tą myślą potężny, z nią i przez nią chwyta berło dziejów i
przoduje ludzkości: — aż wreszcie przeszedłszy poza punkt najwyższy, o tyle
słabnie, o ile myśl owa ożywcza go opuszcza, i schyla się wreszcie ku
zachodowi, ku śmierci. Ale tymczasem już inna wyższa myśl Boża wypłynęła na
wierzch, i skoro myśl tę naród zrozumie, znajdzie drogę do odrodzenia.
Bardzo to pięknie i jasno, jakby proroczym głosem wskazał
nasz poeta Zygmunt Krasiński, który w utworze swoim pod tytułem Przedświt
powiedział:
„...Wiecznie, wszędzie
Przez rozwarte dziejów pole,
Los nas pędził w wyższą dolę,
Ku tej Polsce, która będzie!
I przez ojców waszych życie
Porywani dotąd skrycie,
Mimo wiedzy — wy myślicie
Ku królestwu iść bożemu,
Co ma jaśnieć na tym świecie:
My szli tamże po staremu,
Wy dziś z młoda tam idziecie!
„Jedną spójnią, w jednym duchu,
Jak ogniwa na łańcuchu
Pan powiązał ojców z syny,
Ni ten łańcuch kiedy pęknie —
Wszystkim razem dobrze, pięknie!
I z krwi naszej, z naszej winy,
Nim ten jeszcze wiek przeminie.
Wyjdzie ludów lud jedyny!Błogosławcie ojców
winie!”
Ta idea, ta myśl Boża, unosi się w całym majestacie
i blasku nad ludzkością, i od wieku do wieku coraz jaśniej, coraz szerzej
rozpłomienia się wiedza, wolnością i szczęśliwością narodów. Posłannictwo
to, to wielki sąd ostateczny. Wszystko, co złe i nieprawe, co nie było z Boga,
co nie uznawało posłannictwa narodu, co bunt przeciwko niemu podnosiło,
zbrodnią publiczną, się kalało, poszło na wieczne potępienie, na ogień wieczny
zgotowany czartu i aniołom jego; a co było z Boga, co się poświęciło Jego
myśli, to siedzi na prawicy Boga Ojca i króluje w niebie.
W poświęceniu się za byt polityczny, i w
poświęceniu się za religia, przelewają pojedynczy obywatele krew swoje; w
posłannictwie zaś cały naród się poświęca, całego siebie daje na ofiarę. Nie ma
nic nieśmiertelnego, oprócz ducha Na ołtarzu wieczności giną cale pokolenia,
jedne po drugich, ale nie jako ofiary przypadku, lecz jako ofiary rozwijającego
się ducha światłości i postępu.
Skoro żywotem zupełnym, i ostatecznym celem narodu
jest myśl Boża, którą za powołanie swoje odebrał, a Bóg jest Bogiem prawdy,
wolności i postępu, miłość też najzupełniejsza ojczyzny będzie miłością prawdy,
wolności i postępu. Światła! światła! wołaj, jak konający, którego już
ciemności wieczne ogarniają. Wolności! wołaj, jak powietrza do odetchnienia.
Naprzód! wołaj, bo żywot jest postępem, a zastój śmiercią. W kościele i w
państwie zatknij chorągwie ż napisem prawdy, wolności i postępu, i pod te
chorągwie gromadź oświatę narodu twojego. Giń, gdy trzeba, za prawdę, za
wolność, za postęp, bo zginiesz w spełnieniu posłannictwa od Boga wziętego, a
zatem zginiesz za Boga. Wspomniany już nasz poeta, Zygmunt Krasiński tak pisze
o tej myśli posłanniczej, wcielić się mającej w naród: „A po długiem
męczeństwie zorzę rozwiodę nad wami — odczuję was, czym aniołów moich
obdarzyłem przed wiekami, szczęściem, i tym, co obiecałem na szczycie Golgoty —
wolnością!"
„Idź i czyń, choć serce twoje wyschnie w piersiach
twoich, choć zwątpisz o braci twojej, choćbyś miał. o mnie samym rozpaczać,
czyń ciągle i bez wytchnienia, a przeżyjesz marnych, szczęśliwych i świetnych,
a zmartwychwstaniesz nie ze snu, ale z pracy wieków i staniesz się wolnym synem
niebios!" (Irydyon).
Posłannictwem narodu są dzieje jego, stanowiące jedność urządzeń narodowych i
piśmiennictwa narodowego. Dzieje, to najświętsza księga narodu obok pisma
świętego, to opis boskiego żywota ojczyzny. Czym są księgi pisma świętego
jakiego bądź narodu w słowie, tym są księgi dziejów jego w czynie, równie
ogłaszające mądrość Bożą, równie pełne głębokiej moralności i nauki.
Dziejopisarze są jak natchnieni ewangeliści i prorocy; jak ci odgadywali słowo
Boże i przyszłość, tak tamci odgadują urzeczywistnione w ludzkości myśli Boże i
przeszłość. Do jednego i do drugiego wyższego usposobienia potrzeba. Trzeba
stanąć ponad dziejami duszą nieskażoną, mądrość zatlić w mądrości Boga, a serce
natchnąć wielkością sprawiedliwości Jego, ażeby się oku naszemu otworzyły
tajniki przeszłości, i zajaśniała w tych ciemnościach czasu myśl Boża, jak
droga mleczna na niebie.
Kiedy taka jest wartość, takie znaczenie dziejów
narodowych, niech każdy się garnie do nich, komu ojczyzna jest droga. Bez
poznania dziejów nie znasz ojczyzny twojej, bo nie znasz jej żywota; a zatem
miłość twoja do niej jest jak miłość owego obłąkanego, który się do szaleństwa
zakochał w osobie, w samej tylko wyobraźni wymierzonej. W dziejach narodu twego
dopiero pojmujesz godność jego ujrzysz jego losy, odgadniesz jego
przeznaczenie. Bo przeszłość każda jest nauką przyszłości, a teraźniejszość
bezpośrednio z przeszłości się rozwinęła. Ojczyzna czym jest, jest tym
wszystkim, czym wskutek poprzednich wypadków zostać koniecznie musiała, a
przyszłość jej tym będzie, czym się od dzisiaj zawiązuje i od wieków
zawiązywała. W tych zaś wypadkach i zawiązkach, niekiedy drobnych nawet i
niepozornych, dopatrzysz się złotej nici posłannictwa narodowego, która się
wije przez te wypadki.
Mądra to nauka, dzieje, bo mądrość boska z niej
świeci pracami całego narodu i wielu wieków. U tego źródła mądrości karmmy
ducha wszyscy, i młodzi i starzy, bo niewyczerpana to księga nauki. A"
jeżeli nasza miłość ojczyzny ma mieć znaczenie i towarzyszyć nam aż do grobu:
tu, u jej dziejów, napawajmy się jej żywotem, poznajmy ją wskroś, z wszystkimi
jej cnotami i ułomnościami; poznajmy ją we wszystkich porach wieku, gdyby
można, w każdym dniu jej życia, które pędziła na tych. miejscach, po których sami
stąpamy. Poznawszy w ten sposób dzieje, z całą pełnością wiedzy powiemy o
sobie: Jesteśmy nie tylko ciałem z ciała ojczyzny naszej, nie tylko duchem z
jej ducha, ale oraz jesteśmy żywotem z jej żywota.
Wychowanie narodowe na poznaniu dokładnym dziejów
ojczystych najgłówniej polega; bez nich jest jak wychowanie chrześcijańskie bez
poznania pisma świętego. Nie tylko do uczonych i oświeconych rości ojczyzna to prawo,
aby poznali jej żywot przeszłości, ale i do mieszczan, i do ludu, których
równie jest matką. Każdy i mało oświecony, przynajmniej tyle, co pacierz, z
dziejów narodowych wiedzieć powinien. Powinien wiedzieć o Piaście, co Bogu miły
i od ludu kochany, z rolnika wyniesiony został na tron; i o Kazimierzu Wielkim,
ostatnim z rodu Piastów, którego królem chłopów nazwano; powinien wiedzieć, że
Mieczysław ochrzcił tę ziemię, a Bolesław rozszerzył jej granice od rzeki Łaby
(Elby) do Dniepru. Powinien wiedzieć o Jagiellonach, i o połączeniu się dwu
wielkich narodów, Litwy i Polski; o Janie III, pod Wiedniem; o Konstytucji 3.
maja, o ostatnich bohaterach: o Pułaskim w Częstochowie, Kościuszce pod
Racławicami, Dąbrowskim we Włoszech, Poniatowskim pod Lipskiem; powinien znać dokładnie
historię powstania narodu polskiego w roku 1831; powinien poznać historię
ostatniego powstania narodowego w r. 1863. Tymi wspomnieniami odżyje jego dusza
i promień myśli Bożej, co w ojczyźnie świeci, rozświeci i jego umysł.
Jako więc w posłannictwie narodu objawia się nam
najwyższa myśl ojczyzny i najzupełniejszy jej żywot, tak w dziejach, będących
odbiciem tego posłannictwa, świeci najwyższa myśl narodowa i najzupełniejszy
obszar ojczyzny.
XII.
„Ze wszystkich związków, żaden nie jest ważniejszy,
żaden droższy, nad ten, który łączy każdego z nas z ojczyzną. Drodzy są
rodzice, drogie dzieci, krewni, przyjaciele,
lecz wszystkie miłości odnoszą się do Jednej ojczyzny. Któryż więc dobry
obywatel będzie się wahał ponieść śmierć za ojczyznę, jeżeli jej ma przynieść
korzyść?"
Tymi słowy mówi o miłości ojczyzny sławny filozof i
mówca rzymski Cycero, w dziele: „O obowiązkach”; tymi też słowy zbieramy raz
jeszcze w krótkości wszystko, cośmy dotąd o ojczyźnie i o miłości ku niej
mówili.
Ziemia jest pierwsza podwaliną materialną, do tej
ziemi wraca naród, spełniający posłannictwo swoje. Te liczne mogiły braci naszych,
te pola krwią ich otłuszczone, te groby wreszcie pomarłych pokoleń, wszystko to
w tę ziemię zstąpiło, która była miejscem spełniającego się posłannictwa narodowego.
Ta sama ziemia nas i nasze dzieci, i późne jeszcze pokolenia zagarnie, i będzie
jedność narodu i ziemi, a nad tą ziemią w dziejach ludzkości świecić kiedyś
będzie nieśmiertelnością gwiazda tego narodu, który spełnił posłannictwo swoje
na ziemi. A posłannictwem tym nie jest nic innego, jak dążenie do postępu, do
światła, do wolności. Ogromna jest praca ducha, szczeblami wieków pnie się
naprzód, cały naród trudami tysiąca lat czyni zaledwie krok jeden postępu.
Miłość jak wszędzie, tak i tutaj, łamie zapory i trudności. Bóg wlał w duszę
narodów miłość, tak wielką i tak potężną, że tę olbrzymią pracę wieków z chęcią
i poświęceniem podejmują. Tej miłości na imię miłość ojczyzny. Chociaż i
byt polityczny utraciła ojczyzna, to zostaje jeszcze ziemia i silna narodowość,
zostaje lud, język, religia, dzieje, piśmiennictwo narodowe, których nikt
narodowi odebrać nie potrafi i które nie zatracają się, dopóki ich naród sam
nie porzuci. Naród nasz; da Bóg, nie porzuci ich nigdy, owszem coraz więcej
wzmagać będzie i powinien miłość ku nim, a tym samem miłość ku drogiej
ojczyźnie.
XIII.
„Byle cię tylko można wspomóc, wspierać.
Nie żal żyć w nędzy, nie żal i umierać.”
Krasicki.
Tymi słowy wypowiedział nasz poeta bezgraniczne
poświęcenia dla dobra ojczyzny, których pełne są karty dziejów naszych od
czasów najdawniejszych aż do najnowszych. To też na zakończenie przytoczymy
niektóre wybitniejsze czyny, poświęcenia Polaków dla ojczyzny, byśmy na żywych
niejako przykładach nauczyli się miłości ku ojczyźnie, i tym sposobem
uzasadnili to, cośmy w poprzednich rozdziałach powiedzieli.
Już
w czasach bajecznych dziejów naszych czytamy o takim poświęceniu się Polki dla
ojczyzny, która skoczyła do Wisły i poświęciła życie swoje dla narodu dla tego,
aby biedny naród nasz marnie nie ginął we wojnie dla pięknych jej oczu, gdy
książę niemiecki Rytygier gwałtem nalegał, aby Wanda za niego poszła; ale ona
nie chcąc Niemca, odmówiła mu, wskutek czego Niemiec wydał wojnę. Polsce. Dotąd
jeszcze świadczy o tym czynie mogiła Wandy koło Krakowa przy Wiśle, i dotąd
śpiewają o tej dzielnej córce Krakusa, którą Polacy wybrali sobie byli za
królowę:
„Wanda leży w naszej ziemi,
Co nie chciała Niemca,
Lepiej zawsze mieć rodaka,
Niźli cudzoziemca”.
W r. 1109 cesarz niemiecki, Henryk V. przybył z
ogromnym wojskiem pod Głogów, miasto na Śląsku i obiegł go. Polacy bronią się
jak mogą; na koniec mieszkańcy widząc, że mury stare i słabe, proszą cesarza,
by im dał pokój, i w zakład, że się spokojnie przez ten czas zachowają, dali
synów swoich cesarzowi, a oraz posłali dowiedzieć się u Bolesława Krzywoustego,
czy mają się poddać czy bronić? Bolesław rozkazał, aby się bronili do upadłego,
póki sam nie nadejdzie im z pomocą. Gdy się skończył dzień piąty, cesarz przysyła,
aby się poddali, ale oni zamiast odpowiedzi, zaczęli strzelać z murów, które
byli przez ten czas cokolwiek naprawili. Rozgniewani Niemcy zaraz rzucili się
tłumem do szturmu, wiodąc przed sobą synów mieszczan głogowskich. Lecz ojcowie,
którym milsza była ojczyzna, niż własne dzieci, zaczęli z wież i z murów rzucać
na Niemców kamienie, kłody gwoździami nabite, lać gorącą wodę i wrzącą smołę, tak,
że dumni Niemcy musieli w końcu od Głogowa odstąpić.
Za czasów króla Łokietka znalazł się pewien
zdrajca, Wincenty z Szamotuł, wojewoda poznański, który rozgniewany na
Łokietka, że go ze starostwa złożył, a syna swego Kazimierza na nim osadził,
przeszedł do Krzyżaków, najzaciętszych wrogów Polski, i zaczął ich namawiać,
aby uderzyli na Polskę On to właśnie, znając wszystkie drogi i miejsca, a przy tym
wojownik, prowadził Krzyżaków na swoich braci. Łokietek wiedząc, że dobrocią
więcej sprawi niż groźbą, posłał tajemnie do Wincentego, powiadając, że mu
daruje wszystkie winy, byle przestał szkodzić ojczyźnie. Choć w zdrajcy,
przecież wzruszyło się serce na wspomnienie ojczyzny; zapłakał, żałował złych
postępków i przyrzekł wszystko naprawić, to też, kiedy się wojska polskie
zbliżyły, Wincenty pewnej nocy wymknął się z obozu krzyżackiego, i przyszedł do
króla z przeprosinami i z tym doniesieniem, iż Krzyżacy, choć duże mają wojsko,
ale nic nie warte, bo najwięcej w nim włóczęgów i pijaków.
Jadwiga, królowa polska i żona Władysława Jagiełły,
nim wyszła za Władysława, kochała księcia austriackiego, Wilhelma, a nawet była
z nim zaręczona. Mimo to oddała jednakże rękę litewskiemu księciu Jagielle,
czyniąc ze serca swego ofiarę dla dobra narodu, gdyż Polska przez połączenie
się z Litwą, stawała się tym małżeństwem jednym z najpotężniejszych i
największych państw w Europie.
Kiedy Jagiełło był zatrudniony na Litwie, Jadwiga
zebrała wojsko i wkroczyła do Rusi halickiej, wypędzając z niej Węgrów, a
przyłączając ją na zawsze do Polski. Taż Jadwiga, część majątku swego
przeznaczyła na utrzymanie Akademii, którą Kazimierz Wielki w Krakowie był
założył, a którą Jagiełło na nowo z funduszów przez Jadwigę zapisanych podźwignął
1400 r. Nadto zbudowała w Pradze szkołę dla narodu litewskiego, gdzie się po
kilkunastu Litwinów na księży sposobiło, których był wówczas brak.
Było to w r. 1580 za Stefana Batorego. Pod Wielkimi
Łukami w czasie szturmu, gdy wał jeden rozkopywali Polacy, trafili na okno, z
którego Moskale okropnie naszych razili, tak, że jak który przystąpił, zaraz tu
śmierć znalazł. Otóż, aby stamtąd wykurzyć Moskali, nasi podłożyli pod to okno
słomy, chrustu i łuczywa, ale nikt nie chciał iść z ogniem, aby ten stos
zapalić. Na chwałę narodu naszego znalazł się przecie jeden chłopek Mazur,
nazwiskiem Wieloch, a choć już był raniony, przecież porwał za ogień,
przyskoczył i zapalił, nie zważając na to, że kule jak grad koło niego
świstały. Król za ten czyn zrobił go szlachcicem i odtąd zwał się Wielkołuckim.
Kiedy Maksymilian, książę austriacki, który po
śmierci Batorego chciał zostać, królem polskim, uwijał się z wojskiem koło
Krakowa, kusił się także o zdobycie Olsztyna. W zamku tym zamknął się Kasper Karliński,
który w różnych wojnach siedmiu synów już był stracił; został mu tylko
najmłodszy, cała jego na starość pociecha. Otóż gdy Karliński przeciw Niemcom
się z murów broni, ci nie wiedząc jak zamku dostać, dowiadują się, że w
pobliskiej wiosce jest synek Karlińskiego razem z mamką, która go karmiła. —
Porywają więc mamkę z dzieckiem, i pędząc przed sobą te niewinne istoty, pchają
się na mury, myśląc, że Karliński na widok jedynego dziecka nie będzie
strzelał. Ale on, że był prawym Polakiem i kochał Ojczyznę nad wszystko, sam
zapalił armatę. Niemcy uciekają, dziecko jednakże ginie. Otóż to wspaniała
cnota, gdyż powinność względem ojczyzny i Boga przewyższa wszelkie inne
powinności, choćby dla własnych dzieci!
Jakie były cnoty i jaka miłość ojczyzny w naszym narodzie
za czasów Zygmuntowskich, niech poświadczą między innymi te przykłady. Biskup
Rozrażewski darował wielkie pieniądze w gotówce i dużo broni rozmaitej, jak
strzelb i armat, na rzecz Rzeczpospolitej, aby miasto Kamieniec obwarować
przeciw Turkom. Książę Korecki ośm rot pięknie ubranych i uzbrojonych własnym
kosztem, posłał pod Chocim Chodkiewiczowi, sam iść nie mogąc dla choroby. —
Wiesiołowski darował wieś na Podlasiu, dla żołnierzy, którzy kalekami
zostali na wojnie. — Targowski oddał Nową wieś w Poznańskiem na okup
niewolników naszych u Turka. — Lipski, biskup krakowski, dał 10 tysięcy złotych
także na okup niewolnika. — Jan Lipski w powiecie sandomierskim zapisał sumę, z
której miano płacić podatki za ubogich kmiotków. Wiele jeszcze innych oddawało
majątki swoje na potrzebę kraju; wielu na utrzymanie ubogich wdów i na szkoły.
Za Jana Kazimierza, gdy Szwedzi wpadli do Polski,
nie zapomnieli także o sławnej Częstochowie, dowiedziawszy się, że tam są
wielkie skarby w srebrach kościelnych, ornatach, i w gotowych pieniądzach.
Wypra wili więc tamże generała Millera w 17 tysięcy wojska i z 20 armatami. W
wojsku tym byli Szwedzi, byli i rodowici Polacy, co do nieprzyjaciela jako
zdrajcy przystali. Oni to zaczęli księżom Paulinom częstochowskim przedstawiać,
aby się poddali królowi szwedzkiemu, bo już cała Polska jest za nim. Księża, a
mianowicie ich przełożony ksiądz Augustyn Kordecki odpowiedzieli, iż bojąc się
Boga, nie lękają się Szwedów, i gotowi są umrzeć w obronie religii i ojczyzny.
A przecież siły ich były maleńkie, ale wiara wielka. Mieli bowiem wszystkiego
do obrony murów 160 żołnierzy, 68 mnichów i 50 szlachty, która tu schroniła się przed
nieprzyjacielem z żonami i dziećmi. Szwedzi odebrawszy taka odpowiedź, zaraz
zaczęli ogniste kule rzucać, którymi zapalili gumna klasztorne z różnym zbożem.
Z klasztoru także zaczynali celnie do Szwedów strzelać, tak, że we trzy godziny
musiał nieprzyjaciel zaprzestać zdobywania. Za kilka dni sprowadzili sobie
Szwedzi jeszcze większe armaty, i w dzień Ofiarowania. Najśw. Panny taki szturm
przypuścili, że kościół i wszystkie budynki zdawały się gorzeć od tego ognia.
Ale Najśw. Panna cud pokazała: kulę odskakiwały, albo przelatywały za klasztor,
nikomu nie szkodząc. Szwedzi widząc, to, strwożyli się wielce. Sam Miller, choć
heretyk powiedział, że widział Najśw. Pannę w niebieskiej sukni, zasłaniającą
swój klasztor. Sześciu żołnierzy szwedzkich, co zapalali działa, oślepło, gdy
proch, ku nim się obrócił, a działa roztrzaskały się.
A tymczasem, kiedy ksiądz Kordecki przy opiece
Najśw. Panny broni Jasnej Góry, między tymi, co się w załodze znajdowali, byli
i słabi na duchu, którzy nalegali, aby się poddać Szwedom. Ks. Kordecki jednak, pełen wiary i
miłości Ojczyzny odpowiedział, że ma nadzieję wszystkich obronić. Co więcej,
sami księża j osobliwie młodsi, poczęli wątpić i szemrać. Wszystko to wytrzymał
Kordecki, a każdego zachęcał, wszystkiego doglądał, o wszystkim myślał; on sam
jeden stał za tysiąc. Opatrzność wybrała go widocznie na zbawcę naszej
utrapionej ojczyzny. Szwedzi kilkakrotnie zostali porażeni i odpędzeni od
kołnierzy klasztornych, którzy zabili im wielu dowódców. Oblężenie to
trwało przez dni 40. Szwedzi przypuściwszy jeszcze ostatni szturm na Boże
Narodzenie, widząc, że nie mogą nic wskórać, ustąpili, zostawiwszy pod
Częstochową wiele trupów — a ks. Kordecki został zwycięzcą.
Podczas oblężenia Slawiszcz przez Czarneckiego w r.
1664, pewien Polak Zgłobicki wskoczył na wał, i zatknął chorągiew polską; wtedy
kozak uciął mu jedną rękę, Zgłobicki drugą ręką wziął chorągiew, a gdy mu i tę
ucięto, położył się na niej, aż go w kawałki rozsiekano.
Obrona zamku Trembowli na Podolu za Jana
Sobieskiego godna jest, abyśmy o niej wspomnieli, jako o przykładzie męstwa i
miłości ojczyzny kobiety. W tej Trembowli dowodził garstką Polaków Samuel
Chrzanowski. Basza turecki podstąpił pod zamek i kazał powiedzieć
Chrzanowskiemu, żeby się poddał, bo już się wszystko Turkom poddaje.
Chrzanowski odpowiedział, że się będzie bronił i prawda, choć Turków była
niezliczona moc, przecież nasi ich bili i strącali z murów. Jednakże wielu
szlachty tam będącej widząc, że jeśli nie dziś, to jutro pewnie Turek dobędzie twierdzy
i wszystkich wyrżnie, zaczęli radzić o poddaniu zamku. Sam nawet Chrzanowski
już zwątpił o obronią gdyż Turcy wyłamali mur kulami działowymi, i już na
prawdę każdy zaczął rozpaczać i ręce łamać, gdy pani Chrzanowska, żona Samuela,
stanęła z nożem przed mężem i pogroziła mu, że jego i siebie tym nożem
przebije, jeżeli do upadłego bronić się nie będzie. Wtedy zawstydzeni, rzucili
się wszyscy na wroga, a tymczasem nadszedł król. Jan z wojskiem bronił
Trembowlę.
Za króla Augusta II., gdy basza turecki oddający
twierdzę Kamieniec w r. 1699 oprowadzał generała Kąckiego, który odbierał tę
fortecę w imieniu króla polskiego, i przyszedł z nim do piwnicy, gdzie był
proch, bomby i granaty, a chcąc się zemścić, rzucił siarczysty knot zapalony na
beczkę prochu i byłby niechybnie całe miasto w powietrze wysadził i tysiące
ludzi zgubił, gdyby nie przytomność generała Kąckiego, który porwał palący się
knot, i dopóty trzymał go na dłoni, póki całkiem nie zgorzał. Zawstydził się
Turek, że mu się ta haniebna sztuka nie udała, i niemniej zadziwił się widząc,
jak na dłoni generała kipiała paląca się siarka, a on ani brwi nie zmarszczył,
choć nie mały ból cierpiał. Na ziemię nie mógł knota rzucić, i zadeptać go
nogą, bo wszędzie było pełno rozsypanego prochu.
W czasie konfederacji Barskiej, zawiązanej w r.
1768 przeciw Moskalom, mieli Polacy wielu zacnych i tęgich ludzi, jak Pułascy,
Joachim Potocki, Krasiński Adam, biskup kamieniecki, którzy majątki swoje i
osoby poświęcali na obronę wolności Ale większy nad wszystkich, bo słynący ze
świątobliwości swojej był między nimi ksiądz Marek z zakonu Karmelitów w
miasteczku Berdyczowie. On to wzruszony niedolą swojego narodu, patrząc na
gwałty Moskali, jak uważano biskupów i senatorów, przemówił z zapałem i
wiarą do ludu, który się zebrał około niego, przyrzekając wylać ostatnią kroplę
krwi za wiarę i ojczyznę; i tak wziąwszy krzyż w ręce, wyszedł z klasztoru i
procesją obiegał wsie i miasta, wołając, że wybiła ostatnia godzina, że jeżeli
teraz nie wyłamią się z niewoli, to długie lata będą musieli pokutować. Pobożny
ten kapłan przepowiedział jeszcze inne rzeczy, które miały dotknąć naszą
ojczyznę. Wielu się znalazło wierzących jego natchnionemu słowu i gotowych
skoczyć za nim w ogień, ale daleko więcej było takich, którzy mieli go za
szaleńca i szydzili z jego religijnego zapału. Dlatego, kiedy ksiądz Marek
złączył się z konfederatami w mieście Barze na Podolu, i z rozwiniętymi
chorągwiami przy biciu dzwonów, z Przenajświętszym Sakramentem w ręku wyszedł
na ich czele, aby uderzyć na Moskali; wtenczas, gdyby wszyscy byli tak jak on wierzyli
w świętość naszej sprawy, Moskal zostałby na głowę pobity, ale Pan Bóg
dopuścił, że Moskal wziął górę. Wtedy ksiądz Marek sam jeden prawie, bo wojsko
poszło w rozsypkę, bronił murów zamku barskiego, aż na koniec nieprzyjaciel
wpadł na mury i wziął go w niewolę. Generał moskiewski kazał go żołnierzom
swoim zamordować, ale ci słysząc, że to człowiek święty, że ma moc czynienia
cudów, zamiast go zabić, upadli przed nim na kolana i prosili, aby ich
błogosławił. Generał zmieszany, że go żołnierze nie chcą słuchać, zamknął
księdza Marka w wiezieniu, ale to również nie uspokoiło żołnierzy, gdyż ciągle
powtarzali, że wszyscy wyginą za to, że dręczą świętobliwego męża, nie było
więc innej rady, jak wypuścić go na wolność potajemnie.
W czasie Konfederacji Barskiej również dzielnym
rycerzem, jak np. Pułaski, był Sawa, syn dowódcy kozaków nadwornych, którego
hajdamacy zamordowali. Kiedy ojca zabijali, maleńkiego Sawę przechowała
piastunka w dzieży chlebowej. Podrósłszy na dziarskiego młodzieńca, zaciągnął
się Sawa do konfederatów i zaczął naprzód dokazywać w Wielkopolsce. Zrazu nie wiele
zebrał ludzi, lecz i tak potrafił srodze trapić Moskali. Przedzierał się pod
rozmaitymi postaciami do obozów moskiewskich, a skoro zobaczył, że nie mają się
na baczności, że śpią albo się popili, zaraz na nich napadał, zabierając im
kasy i żywność. Jeden pułkownik moskiewski aż umarł ze zgryzoty, że nie mógł
nigdy Sawy zwyciężyć. Długo powodziło mu się szczęśliwie, jednakże w końcu
przemagająca siła nieprzyjaciół dopędziła go pod Szreńskiem, skąd zapewne byłby
się także szczęśliwie wykręcił, ale dostał postrzał w nogę kulą armatnią.
Zmieszani konfederaci poszli w rozsypkę, unosząc swego wodza, a gdy
spostrzegli, że ich Moskale przestali gonić, złożyli go w jednej chałupce w
lesie.
Zdarzyło się raz, iż dla opatrzenia rannego Sawy
sprowadzono z pobliskiego miasta cyrulika. Moskale spotkali go w lesie i
dorozumieli się, że go jakiś konfederat potrzebuje, więc poszli z nim, ujęli
Sawę i zaprowadzili do swego dowódcy pułkownika Szlomona, który się bardzo z
tej zdobyczy ucieszył. Jednakże, gdy ten pułkownik, ożeniony był z Polką, tedy
na prośbę swej żony zaczął się bardzo dobrze z Sawą obchodzić, dogadzając mu we
wszystkim i dodając mu najlepszych lekarzy. Mimo tego Sawa nie mógł znieść
pożałowania moskiewskiego, ani żadnej łaski od wroga, i chcących mu opatrywać,
odpychał rękami a pokarmu nie przyjmował do ust. W kilka dni umarł ten wielki
rycerz, który z prostego kozaka, z pod strzechy wieśniaczej wyniósł się
dzielnością swoją, męstwem i miłością ojczyzny na dowódcę najzacniejszych
obrońców ojczyzny, nie mających sobie za wstyd lub poniżenie, zostawać pod jego
rozkazami. Sawa Caliński, był jednym z marszałków wojskowych w konfederacji, głównie
czynny był na Litwie.
W Wielkopolsce, mianowicie koło Poznania i Gniezna,
wsławił się w tym czasie Antoni Morawski, rzeźnik z Gniezna. Przystąpiwszy do
konfederacji, dobrał sobie kilkunastu zuchów, i z tymi zaczął napadać na
Moskali. Takim sposobem wojował blisko rok. Gdy się to doniosło do naczelników
konfederacji, zaraz Morawskiemu posłano patent na rotmistrza, a to dla tego, że
inne oddziały konfederatów wielkopolskich potrzebowały takiego zucha, jak
Morawski. Na ich tedy wezwanie złączył się z resztą konfederatów, ale po jednej
bitwie, gdy ich wszystkich przepłoszono, znowu Morawski odłączył się i na
własną rękę wojował, nie mając więcej, jak 90 ludzi. Najczęściej obozował sobie
w Gnieźnie, a Moskale stojący w Poznaniu dowiedziawszy się, że tam przebywa, na
całą noc zwykle lecieli, aby go pojmać, nigdy jednakże nic nie wskórali, bo
Morawski nigdy nie stracił głowy, zawsze swoich zebrał i przerżnął się przez
szeregi nieprzyjacielskie. Żołnierze moskiewscy tak go się bali, że jeżeli
groźnie krzyknął na nich, to mu sami ustępowali z drogi i kryli sio, po
domach.
Raz napadli go byli, jak sobie jadł obiad u jednego
księdza w Gnieźnie. Nie miał on wtenczas ani konia, tylko za całą obronę szablę
przy boku i parę pistoletów. Gdy usłyszał strzelanie, wypadł na ulicę, patrzy,
aż tu pędzi nań kozak i chce go przebić włócznią. Morawski strzela, zabija
kozaka i sam dosiadłszy jego konia, przebija się przez Moskali i ze swoimi łączy.
Innym razem po takiej utarczce dziennej tejże samej
nocy wrócił do Gniezna z kilkoma ludźmi, i podszedłszy znienacka, pod
moskiewskiego szyldwacha, pilnującego armat, rozpłatał mu szablą głowę, armaty
zaś powrzucał do pustej piwnicy, poczym wyszedł z miasta tędy, którędy był
przyszedł.
Takie sztuczki dowcipne gniewały i wstydziły
moskali, dlatego przepłacili szpiegów, aby schwytali Morawskiego. Zuchwała
śmiałość Morawskiego sprawiła, że sam wpadł im w łapkę, a to w ten sposób.
Przybywszy do jednej wsi o milę od. Poznania,
napadł na dziada, który mu się przyznał, że szuka Morawskiego. Morawski troszkę
podochocony, rzekł dziadowi: "Wróć do Poznania i powiedz im, że ich tu
czekam w karczmie”. Dziad poszedł, a on zmorzony snem, położył się spać,
kazawszy czuwać swym ludziom. Moskale dowiedziawszy się o tym; zaraz wypadli w
300 koni, otoczyli karczmę, ubili kilku konfederatów, a Morawski śpiący, jak
zabity w izbie, dopiero przez karcz-markę zbudzony, wyskoczył na dwór, wołając,
aby mu podano konia. Na ten krzyk otoczyli go w ciemnej nocy kozacy, związali i
do Poznania zawieźli. Tam osadzony w więzieniu, ciężko był bity żelaznymi
lasztokami, że dało odpadało od kości. Jednakże kobiety Polki, pamiętając o
jego zasługach dla ojczyzny, wstawiły się u generała moskiewskiego, aby go tak okrutnie
nie katował. Generał zmiękczył się, kazał mu dać wygodniejsze więzienie i
lepsze jadło.
Z tego więzienia udało mu się kanałem do rzeki
umknąć, przy pomocy wiernego mu chłopca. Moskale cały Poznań przetrzęśli, szukając
zbiega, a on tymczasem zmykał do swoich i znowu zbierał siły. Szczęście
jednakże opuściło Morawskiego, a to, że za wiele sobie pozwalał, hulał i
zbytkował, to też powtórnie wpadł w ręce generała moskiewskiego Drewicza, który
go kazał okuć w kajdany i na Ruś pędzić z innymi konfederatami. Kiedy go jak
niewolnika pędzono, udało mu się podmówić innych towarzyszów niewoli i za danym
przez niego hasłem, broń wydrzeć Moskalom, zostającym przy nich na straży. Ale
i ta sztuka nie wyszła mu na dobre, bo wkrótce puściła się za nimi wielka siła
kozaków i mimo zajadłej obrony musiał się poddać. Morawski natychmiast posłany
został na Sybir, gdzie zostawał aż do końca konfederacji.
W tym czasie zasłynął także Szczygieł, szewczyk z Pyzdr,
który czując nieszczęście ojczyzny, dobrał sobie kilkanaście koni i. z tymi
napadł na pikiety moskiewskie. Ten Szczygieł zarobił sobie niebawem na sławę
walecznego i poczciwego żołnierza, tak dalece, że mu starsi dali rozkaz, aby
łapał włóczęgów i rabusiów konfederackich i tych do głównej komendy odstawiał. Raz
tedy złapał jednego szlachcica Bentkowskiego, wielkiego hultaja i miał go
odstawić, gdy ten zdradą zabił poczciwego Szczygła.
Gdy w r. 1773, zebrał się sejm w Warszawie, po
pierwszym podziale Polski, znalazł się na nim jeden wyrodny polak, nazwiskiem
Adam Poniński, który przekupiony przez Rosję, chciał koniecznie tak nakręcić, aby
sejm nie opierał się zaborowi. Wtenczas to oburzony takim bezprawiem, wystąpił Tadeusz
Rejtan poseł nowogrodzki, i zaklinał na rany ukrzyżowanego Chrystusa, aby nikt
dobrowolnie nie przystawał na uszczerbek kraju. Ale darmo! zaprzedani posłowie
zaczęli go lżyć, obalili na ziemię i deptali nogami. Gdy to nie pomagało, a on
położywszy się na progu izby, wołał, że zrywa sejm, zdrajcy wynieśli się do
mieszkania Ponińskiego i tam podpisali rozbiór kraju. Ten sam Poniński myśląc,
że pieniędzmi potrafi Rejtana przyciągnąć na swoją stronę, ofiarował mu znaczną
sumę, aby się tylko uspokoił, ale mu Rejtan odpowiedział: „Przywiozłem ze
sobą 3 tysiące czerwonych złotych, oddam je tobie, tylko przestań być wyrodnym
synem ojczyzny!" Poniński oczywiście trzech tysięcy nie przyjął, bo
od Moskali wziął już był 50.000 dukatów właśnie za to, ażeby zdradzał ojczyznę
i innych do zdrady zachęcał.
W końcu, gdy ci spodleni Polacy przemogli, wywieziono
z Warszawy Rejtana i innych poczciwych posłów, a to dla tego, aby im do niecnej
roboty nie zawadzali. Szlachetny ten mąż pojechał do siebie na wieś, i tam z
rozpaczy i żalu dostał pomieszania zmysłów; i gdy pewnego dnia zobaczył, że
jakiś generał moskiewski przyjechał do jego domu, stłukł szybę i szkłem brzuch
sobie przeciął, poczym zaraz bohaterskiego ducha wyzionął.
Podczas powstania Kościuszkowskiego przeciw Moskwie
w r. 1794, odznaczył się szewc warszawski, Jan Kiliński. Było w Warszawie wówczas
do 8 tysięcy Moskali, którym dowodził Igelstrom. Widząc on, że się zanosi na
powstanie, zamyślał uprzedzić patriotów polskich, i nakazał, aby rezurekcja
odbyła się o 8 godzinie w wieczór, by tym sposobem zgromadzony lud mógł być
wyrżnięty albo też pozamykany w kościołach. Ale Polacy dowiedziawszy się o tym,
nie czekali soboty, tylko w Wielki Czwartek zaraz rzucili się na nieprzyjaciół.
Najraźniej ze wszystkich zwinął się Jan Kiliński. On to mając wielką wziętość i
miłość u rzemieślników warszawskich, skoro krzyknął, aby się rzucili do broni,
natychmiast go usłuchały wszystkie cechy. Wojsko polskie regularne, stojące w
Warszawie, złączyło się z ludem i dalejże rąbać i siec nieprzyjaciela. Najprzód
leciało wszystko do zbrojowni, gdzie była broń, odbito bramy i zaczęto się
uzbrajać.
Nieprzyjaciele zajadle się bronili. Igelstrom
zatarasował się w swoim pałacu i obstawił działami, ale jak nasi zaczną parzyć,
aż Igelstrom zwątpiwszy o wszystkim, uszedł tylną furtką z garstką niedobitków
do obozu pruskiego.
Kiedy Polska do szczętu rozebraną została w r.
1796, wtedy wielu wojskowych i prawych obywateli, chcąc ujść prześladowania i
więzienia w rozerwanej ojczyźnie za to, że walczyli za wolność narodu, udało
się za granicę do Francji, do Włoch, i do innych krajów, by tam pracować dla
Polski. Takich nazywamy wychodźcami, czyli z łacińska emigrantami albo
emigracją. Kiedy zaś w r. 1831, powstanie listopadowe niepomyślnie dla Polaków
się zakończyło, wtedy znowu tysiące Polaków obawiając się zemsty cesarza
rosyjskiego Mikołaja, rozbiegły sio po świecie szukać przytułku i wzywać pomocy
życzliwych narodów. Największa liczba uszła do Francji, gdzie znalazła miłość i
gościnność ludu francuskiego; także do wolnej Szwajcarii, ale pomocy nikt dać
nie chciał. W Polsce tymczasem zaczęły się srogie prześladowaniu; jednych
posyłano na Sybir drugich oddawano do wojska i kazano się bić z Czerkiesami;
należącym do powstania zabierano majątki, osadzano po więzieniach; dzieci małe
nawet zabierano i wywożono w głąb Moskwy, aby tam zapomniały języka i religii
swych ojców. Szkoły także zamieniono na moskiewskie, odebrano dawne prawa, a
natomiast wprowadzono rząd wojskowy; zgoła prześladowano i prześladują bez
odpoczynku, jednakże nie zdołano ani zmoskwicić narodu, ani zmusić do
odstąpienia wiary ojców naszych, a to dlatego, ponieważ w piersi narodu goreje
jeszcze święty ogień miłości Boga, wiary i ojczyzny..
W tym okresie dziejów naszych liczyła Polska wielu
synów, pałających niezwykłą miłością ojczyzny; przytoczymy w tym miejscu choć jeden
przykład bohaterskiego poświęcenia się dla ojczyzny z powstania listopadowego.
Dnia 6. września 1831 r., przypuścił moskiewski
marszałek polny Paszkiewicz na czele 100.000 żołnierzy i 400 armat ogólny
szturm do Warszawy, bronionej przez niespełna 30.000 ludzi i około 200 dział. —
Bez jedności i z małą zręcznością bronione przez niezgodnych i zazdroszczących sobie
nawzajem generałów wpadły wkrótce główne szańce w ręce nieprzyjaciela. Z
niezrównaną walecznością biło się wojsko polskie pod szańcami Woli. Generał
Sowiński i sławny z 19. listopada Piotr Wysocki bronili tu okopów na czele 1660
ludzi i 10 armat. Sto piętnaście dział ciężkiego kalibru zionęło piekielnym
ogniem na tę garstkę walecznych. Szańce Woli rozbito i nieprzejrzana czerń
żołdaków moskiewskich rzuciła się z bagnetami
w ręku na bohaterskich obrońców. Poległ Sowiński śmiercią walecznych, a Wysocki
okryty ranami, krwią i kurzem, walcząc jak lew, wpadł w ręce wroga. W południe
byli Moskale panami Woli, a 8. września wkroczyli do stolicy.
W 31 lat po powstaniu listopadowym, gdy pastwienia
się zaborców nad niewinnym narodem nie ustawały, owszem z dniem każdym się
wzmagały, wystąpił ponownie naród 22. stycznia 1863 r. z krwawym protestem
przeciw gwałtom Moskwy. Przez osiemnaście miesięcy opierały się garstki źle
uzbrojonych rodaków naszych możnemu i potężnemu caratowi północy. Bohaterstwo i
dzielność, jakimi odznaczali się rodacy nasi, nie znajduje w całych dziejach
ludzkości nic sobie podobnego. To też słusznie lud nasz wiejski potworzył
liczne legendy o naszych powstańcach i otaczał ich nieraz aureolą świętości.
W tym ruchu zasłynął najwięcej Marian Langiewicz,
który przez kilka dni był dyktatorem.
Pomiędzy wielu innymi, którzy w powstaniu tym
odznaczyli się bohaterstwem i bezgranicznym poświęceniem dla sprawy ojczystej,
pozostanie w wiecznej pamięci imię dzielnej niewiasty Henryki Pustowojtów,
która walczyła na polu bitwy z nieprzyjaciółmi. Pewien kapitan wojsk polskich z
r. 1863 tak opisuje poświęcenie się tej bohaterki: "Widziałem, jak dzielna
Henryka Pustowojtów na kasztanowatym koniku, ubrana w krótką czamarkę ciemną,
podbitą futrem, z szalikiem jasno niebieskim na szyi, z konfederatką na głowie,
z trójkolorową kokardką, uganiała śród gradu kul, z największym
niebezpieczeństwem życia, od szeregów do szeregów, dodając krótkimi a
dziarskimi wykrzyknikami odwagi żołnierzom. Widziałem ja także, jak z dobytym
pałaszem latała śród gradu kul za uciekającymi, płazując i krzycząc: a tchórze!
a do boju! zwyciężyć, lub zginąć! wstydźcie się! Dzielna ta bohaterka, godna
następczyni Emili Plater, Tomaszewskiej i innych, które zasłynęły męstwem i
poświęceniem w powstaniu z r. 1831.
I to powstanie nie oswobodziło jeszcze Polski, i
znowu rozpoczęły się nowe prześladowania i męczarnie, i znowu dzielni obrońcy ojczyzny
musieli uchodzić na tułactwo. Gwiazdą ich, jak mówi Mickiewicz, jest wiara
niebieska, a iglicą magnesową jest miłość ojczyzny, więc z wiarą i miłością
wypłynie statek pielgrzymski polski. Ta wiara ich i miłość ku ojczyźnie, której
świadectwo głoszą śród narodów obcych; która żadnym męczeństwem nie została
umorzona, żadnym mędrkowaniem osłabiona, ani pokonana, stwierdza, że byt tej
ojczyzny jest nieodzowny, światu potrzebny — i oto wielkie zadanie emigracji
polskiej, być żywym świadectwem żywotności ojczyzny naszej śród obcych, i myśl
polską podtrzymywać i przechowywać, jako skarb najdroższy i przekazywać ją w
spadku młodszym pokoleniom tułaczym. Czyni też to emigracja z chlubą dla
siebie, a z pożytkiem dla kraju w rozmaitych kierunkach, popierając według sił
i możności każde usiłowanie narodowe, za co uznanie i cześć się jej należy od
tych, którzy wpomyślniejszych warunkach pracę swoją poświęcać mogą dla sprawy
ojczystej. Jednym z wielkiej liczby zasłużonych tułaczy naszych na obczyźnie,
jest zmarły przed rokiem w Szwajcarii śp. Ludwik Michalski, który poświęcając
się przez całe życie dla dobra Ojczyzny, złożył — z pominięciem bliższej
rodziny — całe swe mienie na ołtarzu Ojczyzny, w sumie 30.000 franków na rzecz
skarbu narodowego polskiego.
Na całym obszarze ziem polskich, o ile na to
pozwalają ustawy rządów, pod którymi naród polski żyje — rodacy nasi odznaczają
się wielka ofiarnością. Tworzyli i tworzą zakłady naukowe i zakłady z celami
humanitarnymi dla polskiej narodowości. Niepodobna wszystkich wyliczać. Przytaczamy
następujące. Stanisław hrabia Skarbek założył w Drohowyżu, w Galicji, zakład
zaopatrzenia dla starców, którzy położyli pewne usługi dla kraju, lub którzy
przez poświęcenie się dla sprawy narodowej — utracili mienie i zdrowie. W
zakładzie tym kilkaset sierót płci obojga znajduje utrzymanie, wychowanie,
oświatę ludową, i sposobi się na rękodzielników. Maria z hrabiów Golejewskich
Czarkowska, mieszkająca od dawna w Paryżu — nie zapomniała o spełnieniu
obowiązku patriotycznego względem narodu, do którego należy. Obywatelka
ta utworzyła we Lwowie fundację z kapitałem 300.000 złr., od którego odsetki w
połowie przeznaczyła na wsparcia dla ubogich rękodzielników — w połowie na kształcenie
młodzieży rękodzielniczej i przemysłowej. Aleksander książę Lubomirski kosztem
milionów, dwa w Krakowie tworzy za dni naszych zakłady wychowawcze dla
opuszczonych sierót i zaniedbanej dziatwy: jeden dla chłopców, drugi dla
dziewcząt.
Są to nowe dowody, jak wielkie zasoby miłości
ojczyzny spoczywają w piersi szlachetnej narodu polskiego, jak wielką jest tego
narodu żywotność i jak mocno wierzy ten naród w lepszą i niezawodną
przyszłość. — Dobrowolnie za granica mieszkające jej dzieci spieszą do kraju,
odgadują potrzeby społeczeństwa, i hojną ofiarnością tworzą zakłady, w których
narodowość polska znajduje schronienie, opiekę, i środki do dalszego
cywilizacyjnego rozwoju, posłannictwa i do obrony przeciw swym nieprzyjaciołom.
Inne tej ojczyzny dzieci z woli Opatrzności w kraju dla Ojczyzny nie mogąc
pracować, pracują dla niej częstokroć o głodzie i w chłodzie na wygnaniu z
tęsknym wzrokiem zwróconym ku ojczyźnie!
Bierzmy sobie na wzór tych wszystkich, którzy w
rozmaitych czasach dziejów naszych, od najdawniejszych do najnowszych,
zasłynęli miłością, ofiarnością i poświęceniem się dla ojczyzny, a doczekamy
się lepszej przyszłości — tylko pracujmy dla niej i wytrwajmy w pracy, a wtedy
jak mówi natchniony nasz poeta, Wincenty Pol:
"O! wszystkim ludom pójdziesz Polsko przodem,
Bo wielkie czucie łono twe rozgrzeje,
A twa się cnota po świecie rozleje,
Jak się krew twoja po świecie rozlała.
Wytrwaj — a staniesz potężna i cała!
Wytrwaj, a staniesz, staniesz ludu dzielny
Z młodzieńczą siłą i w szacie weselnej,
W ziemi ojców od morza do morza!
A duchem Bożym jak słońce płonący,
Między narody jak morze grający,
I płodny, płodny jako ziemia Boża!
Wiecznym pomnikiem twojej polskiej chwały
Będą te Tatry, gdzie twe orły wzrosły;
A polskie wody będą cześć twą grały,
A twą koroną nieba sklep wyniosły!
Świat się urządzi twoimi prawami —
Ty sam się zdziwisz nad władzą twych cudów,
Bo twoi wieszcze będą prorokami,
A twoja księga ewangelią ludów!
I krew się twoja sakramentem stanie
Ludom ginącym z niewoli i głodu,
I wzniosą one po ziemi błaganie:
"Przez święte rany polskiego narodu
Wybaw nas Panie!”