Złożoność i szybkość,
z jaką świat polityki ulega zmianie powoduje oczywiste problemy z jego opisem.
Celem niniejszego tekstu jest zaprezentowanie najnowszych tendencji i osiągnięć
w dziedzinie analizy politologicznej
oraz kluczowych zagadnień związanych z procesem opisu i badania polityki. W niniejszym
opracowaniu zaprezentowane zostaną trzy główne nurty opisywania rzeczywistości
politycznej
(behawioralizm, teoria racjonalnego wyboru oraz instytucjonalizm). Nurtów tych
nie należy utożsamiać, li tylko, ze stosowaniem odmiennych metod badawczych, prezentują
one natomiast odmienną filozofię rozumienia materii politycznej.
WSTĘP
Czym jest analiza polityczna
(politologiczna).
Zamknięcie treści pojęcia
analiza
w odniesieniu do polityki, w sztywnych ramach jest kłopotliwe.
Definicji pojęcia analiza polityczna, co prawda stosowanego na niwie stosunków
międzynarodowych, dostarcza Ryszard Stemplowski: „Analiza polityczna [podkreślenie
w tekście – przyp. mój B.S.] polega na (a) rozstrzygnięciu problemu związanego
z działalnością decydenta prowadzącego (kształtującego) politykę i (b)
wskazaniu kierunku dalszego postępowania, przybierając formę opracowania
przedkładanego decydentowi. Innego typu analizy są prowadzone w celu
wyjaśnienia przyczyn i treści już podjętych (i zrealizowanych) decyzji,
szczególnie, jeżeli są prowadzone w celach stricte badawczych lub szkoleniowych.”.
Definicja ta wskazuje na dwa, pozostające z sobą w relacji, cele procesu analitycznego,
są to po pierwsze ułatwianie podjęcia decyzji oraz badanie genezy i konsekwencji
danych faktów i procesów w celu pogłębienia i poszerzenia rezerwuaru wiedzy dla
przyszłych analiz. Tym samym rysują się dwa typy podmiotów zainteresowanych
profesjonalną analizą polityczną są to decydenci i sami analitycy. Właśnie ta
druga grupa stanowi głównego adresata niniejszego tekstu.
Powyższe
stwierdzenia należy uzupełnić kolejnymi uwagami. Analizę polityczną można
prowadzić różnymi narzędziami, w obrębie różnych podejść bazujących na różnych
tradycjach wyrastających z różnych stanowisk filozoficznych. Andrew Heywood w
popularnym podręczniku do politologii posługuje się terminem analiza polityczna
w rozległym znaczeniu. Przeprowadzona przez niego systematyka stanowi dobrą
ilustrację platform, na jakich pogłębiona refleksja politologiczna była i może
być prowadzona. Autor Politologii wyróżnia w obrębie szeroko rozumianych
nauk politycznych cztery tradycje analityczne: tradycję filozoficzną (cechuje ją
silny normatywizm, koncentruje swą uwagę na tym, co powinno być); tradycję
empiryczną (jej cechą jest silna deskryptywność); tradycję naukową (ma ona być gwarantem
obiektywnej i uniwersalnej wiedzy – wiedzy naukowej, w obrębie tej tradycji narodziła
się tzw. rewolucja behawioralna lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych) oraz
najnowsze osiągnięcia (zalicza do nich teorię racjonalnego wyboru oraz nowy
instytucjonalizm).
Tradycje te wyrastają z pierwotnego wobec nich podglebia
filozoficzno-ideologicznego. W części drugiej niniejszego tekstu zostaną zaprezentowane:
behawioralizm, teoria racjonalnego wyboru oraz nowy instytucjonalizm, podejścia
wyodrębnione w ostatnich dwóch wspomnianych powyżej tradycjach.
Omawiane w tekście podejścia
inaczej rozkładają akcenty. Ich założenia ontologiczne i epistemologiczne są
różne. Pierwsze z omawianych podejść – behawioralizm można ulokować blisko
modelu analityczno-empirycznego nauki.
Teorię racjonalnego wyboru można traktować jako kontynuację i pomysłowe
rozwinięcie niektórych założeń behawioralizmu. Instytucjonalizm koncentruje się
w swoich wyjaśnieniach na koncepcji instytucji. Ich zadaniem jest
prześwietlenie rzeczywistości politycznej pod różnymi kątami i zaprezentowanie
zróżnicowanego opisu, dopiero na takiej podstawie możliwe staje się podjęcie
świadomej wielowymiarowości procesu politycznego decyzji. Celem analizy politycznej
są próby formułowania i dostarczenie zestawu „pytań”, które powinny zostać postawione
rzeczywistości politycznej.
Na wstępnie musi
jednak zostać postawione pytanie: czy naukowe badanie polityki jest w ogóle
potrzebne? Wydaje się, że w tej materii jest jeszcze wiele do zrobienia. Jak zauważa
Rafał Matyja: „We współczesnym polskim życiu publicznym istnieje znikomy popyt
na rzetelną wiedzę o polityce. Środowiska akademickie zajmujące się tą
dziedziną – poza dydaktyką i obliczoną na potrzeby dydaktyki działalnością
wydawniczą – nie posiadają istotnych sposobów uczestnictwa w życiu publicznym.
Z mediów wyparli ich socjologowie, z komisji sejmowych – prawnicy, w
największych instytucjach analitycznych łatwiej spotkać historyka niż
politologa.”.
Ograniczony udział politologów-analityków w sferze publicznej ma wiele przyczyn,
warto wskazać na najistotniejsze: brak usystematyzowanego instrumentarium metodologicznego
i ich znikome zainteresowanie kwestiami strice wewnętrznymi kraju.
Objawy tego stanu rzeczy muszą być rozważone na dwóch płaszczyznach. Po
pierwsze fachowe analizy i raporty pojawiają się rzadko i w niedużych
ilościach. Kolejną z przyczyn tego stanu rzeczy jest fakt, iż polskie
think-tanki
cierpią na chroniczny brak środków finansowych. Nie bez wpływu pozostaje
impregnacja większości polityków oraz nikłe zainteresowanie ze strony świata
mediów na rzetelną wiedzę o polityce. W tym kontekście warto przywołać uwagę
Robera Dahla na temat funkcji, jaką może pełnić analiza polityczna: „Umiejętność
analizowania polityki nie jest tym samym, co umiejętność jej prowadzenia” i
dalej czytamy: „Celem analizy politycznej jest, zatem wykraczać poza to, co każdemu
mogłoby się wydawać jako możliwe do nauczenia z bezpośredniego doświadczenia.”.
Celem analizowania rzeczywistości politycznej powinno być dostarczanie
przekonywujących eksplantacji oraz podejmowanie prób sformułowania jakichś
predykcji. Po drugie analizy, które pojawiają się w sferze publicznej często
wydają się być ułomne nie tylko ze względu na ogólnikową formułę prasy
codziennej. W Polsce nie doszło jeszcze do przetrawienia i selektywnej
asymilacji zachodniego dorobku intelektualnego, owszem tradycja oralna stoi na
wysokim poziomie, niestety nie ma to bezpośredniego przełożenia na ilość i
jakość publikacji. Na przekład jednej z najważniejszych dla nauk politycznych
publikacji ostatnich dwudziestu lat – książki autorstwa J. G. Marcha i J. P.
Olsena: Rediscover Institutions: The Organizational Basis of Politics,
wydanej w roku 1989 polski czytelnik musiał czekać 16 lat (sic!). Zagrożeniem
dla analizy politycznej są próby jej trywializacji. Barbara Krauz-Mozer
zauważa: „(…) wiedza politologiczna zaczyna się dzisiaj niepostrzeżenie mieszać
z potocznym zdrowym rozsądkiem.”.
Przeciwdziałać temu zjawisku próbuje współczesna analiza politologiczna. Powszechne
jest obecnie przeświadczenie, iż z powodu wszechogarniającej obecności polityki
w życiu każdego człowieka, jej rozumienie stało się proste i nieproblematyczne.
Dwa zjawiska – brak metodologicznej klarowności oraz przekonanie o banalności polityki
powodują, że przed analitykami polityki stoi trudne wzywanie – próba
profesjonalizacji dyskursu publicznego.
Analizowanie
polityki utrudnia jeszcze to, co dosadnie i bezkompromisowo stwierdził
brytyjski politolog Jack Hayward: „politolodzy mogą zaoferować: przyzwoite wyjaśnienia,
ale już po fakcie, zrozumienie teraźniejszości oraz niemal żadnych przewidywań.”.
Taka, być może, smutna konstatacja nie zachęca do optymizmu. Przedmiot badania
jest krańcowo różny od tego, który umieszczają w centrum swojego zainteresowania
przedstawiciele nauk ścisłych. Nauki ścisłe mogą podejmować wysiłek
formułowania praw i teorii, ponieważ pozwala im na to specyficzny świat, w
którym funkcjonują. Choć i na tą płaszczyznę nauki wkrada się względność i
losowość, a tym samym ograniczeniu ulega możliwości „ujarzmiania”
rzeczywistości przez zamykanie jej w matematyczne wzory. Wszelkie próby
upraszczania rzeczywistości społecznej należy traktować jako niebezpieczne i
potencjalnie wnoszące więcej zamętu niż cokolwiek wyjaśniające. Stwierdzenie
Heywarda nie pozostawia złudzeń. Ponieważ przedmiotem dociekań analizy
politycznej jest, pewna część życia człowieka wraz z całym swoim skomplikowaniem,
jasne pozostaje, że tworzenie jakichkolwiek praw jest niemożliwe. Nie oznacza
to, że obecnie takie próby nie są podejmowane. Upraszczać rzeczywistość starali
się behawioraliści, a teoretycy racjonalnego wyboru nadal próbują. Złożoność
ludzkiego życia nie zwalnia nauk politycznych z zadania coraz lepszego
rozumienia rzeczywistości politycznej. Celem analizy politycznej powinno być
stopniowe tworzenie „kwestionariusza politycznego”, ponieważ tylko ten, kto
potrafi postawić pytania ma szansę uświadomić sobie problemy. Jednak zanim zacznie
się stawiać pytania polityce należy najpierw zapoznać się z głównymi nurtami,
wyznaczającymi punkty początkowe, dogodne do prowadzenia analizy.
GŁÓWNE NURTY
Jak zostało
powiedziane powyżej, analiza polityczna może być przeprowadzana w obrębie
trzech głównych nurtów. Każdy z nich zostanie zaprezentowany czytelnikowi. Omówione
zostaną: geneza, główne założenia teoretyczne oraz wady i słabości każdego z
podejść. Ponieważ dużą popularnością cieszy się podejście opierające się o
koncepcję racjonalnego wyboru zostanie mu poświęcone relatywnie najwięcej
uwagi.
Opisane poniżej
nurty tworzą pewne kontinuum obrazujące ewolucję myślenia o polityce i
sposobach jej analizowania. Refleksja ta rozwijała się od behawioralizmu, poprzez
teorię racjonalnego wyboru aż po nowy instytucjonalizm, na końcu lokuje się postmodernizm.
Ze względu na swój kontestatorski charakter występujący właściwie poza głównym
nurtem. W naukach społecznych obserwujemy obecnie dużą aktywność i tendencję do
rozwoju. W naukach o stosunkach międzynarodowych w XX w. można wyróżnić cztery
główne debaty o charakterze teoretycznym.
Podobnie ma się rzecz z naukami politycznymi, prezentowane poniżej podejścia
przedstawiają teoretyczną ewolucję, która miała miejsce w politologii. Obiecująco
zapowiadają się stanowiska hybrydalne – łączące w sobie dotychczasowe nurty,
szczególnie te uwzględniające postpozywtywistyczne założenia np. z zakładającym
ciągłą zmianę i fluktuację postmodernizmem. Za przykład takiej hybrydyzacji
mogą posłużyć: dyskursywny instytucjonalizm (postinstytucjonalizm) lub próby
reinterpretacji koncepcji racjonalności w obrębie teorii racjonalnego wyboru.
Behawioralizm
Behawioralizm jest
mniej radykalnym „kuzynem” behawioryzmu
– kierunku w psychologii skupiającego swoją uwagę na ludzkim zachowaniu.
Podejście to nie występuje obecnie w krystalicznie czystej postaci. Dzisiejsi
spadkobiercy tego nurtu, kierujący się zmodyfikowanym, w porównaniu do
prekursorów, zbiorem zasad są nazwani postbehawioralistami. Nurt ten
zdominował, głównie anglosaskie, nauki społeczne w latach 50-tych i 60-tych minionego
wieku, czas ten określa się mianem tzw. „rewolucji behawioralnej” w obrębie nauk
społecznych. Do jej wybuchu przyczyniły się między innymi zarzuty o: czysto
deskryptywne i niewystarczające objaśnienia procesu politycznego udzielane
przez tradycyjny instytucjonalizm – np. błędna diagnoza nazizmu i przyszłości
Republiki Weimarskiej oraz nadmierny psychologizm. „W swym pierwotnym
sformułowaniu, behawioryzm zalecał całkowite odrzucenie introspekcji jako
metody badań psychologicznych i wysuwał hasło, ażeby badać ludzkie zachowania
tak jak się bada procesy chemiczne lub zachowania zwierząt, nie odwołując się
do treści świadomości.”.
Innymi słowy, jest to pozytywistycznie motywowana próba „unaukowienia” badań społecznych.
Behawioraliści przyjmowali, wizję ludzkiego działania, w której jednostki
poddane działaniu bodźca podejmowały konkretne reakcje. Gwarantem pełnej mocy
predykcyjnej teorii miało być uwzględnianie tylko empirycznie dostępnych
zjawisk. Wykluczone miało zostać wszystko, co wzbudza wątpliwości.
„Behawioralistów różni od innych przedstawicieli nauk społecznych przekonanie,
że (…) w centrum analizy powinny się znajdować dające się obserwować
zachowania, czy to na poziomie jednostkowym, czy to na poziomie agregatów społecznych;
i (…) wszelkie wyjaśnienia tych zachowań powinny się poddawać weryfikacji
empirycznej [podkreślenie w oryginale – B.S.].”.
Behawioralizm koncentrował swoją uwagę tylko na dających się zaobserwować przejawach
działania, starając się wychwycić regularności pozwalające się uogólnić w
uniwersalne prawa. W postępowaniu badawczym kierował się zasadą indukcyjną w
najczystszej postaci – najpierw bezstronna, neutralna obserwacja i na takiej,
„twardej” podstawie budowanie teorii. Niewątpliwym wkładem behawioralizmu jest
upowszechnienie w naukach politycznych licznych metod badawczych w tym statystyki.
Główne założenia
Politykę starano
się zamknąć w modelu systemowym, koncentrując się na wejściach i wyjściach –
analogicznie, do behawiorystów badających reakcję na bodziec. To, co znajdowało
się pomiędzy wejściem i wyjściem, nie wydawało się istotne, ponieważ
wątpliwości wzbudzała możliwość skwantyfikowania zawartości systemu.
Instytucjonalna zawartość systemu była redukowana do zakrzepłych struktur zbudowanych
z ról odgrywanych przez jednostki.
Dobra teoria powinna być: wewnętrznie spójna, zgodna z innymi teoriami, wyjaśniającymi
podobne zjawiska, zdolna do tworzenia empirycznych prognoz.
Ze zdolności do tworzenia prognoz wynika bezpośrednio nakaz by teoria nie była
tautologią, prawdziwa teoria musi być falsyfikowalna. Wszystkie te restrykcyjne
założenia miały sprawić, by teorie formułowane przez nauki społeczne były
pełnowartościowymi teoriami naukowymi.
Inaczej mówiąc: „Behawioraliści akcentują zatem dwie nierozerwalnie związane ze
sobą właściwości, które powinny posiadać teorie: powinny one (…) starać się coś
wyjaśnić; i (…) nadawać się zasadniczo do przetestowania w świetle obserwacji.”.
Wyraźnie widać tu wpływ pozytywizmu. Behawioraliści pragnęli tworzyć możliwie
uniwersalne teorie o dużej sile predykcyjnej. Doniosłym celem, jaki sobie postawili
miało być udzielenie odpowiedzi na pytanie; dlaczego aktorzy zachowują się w
taki a nie inny sposób. Powyższy postulat miał być osiągnięty dzięki zastosowaniu
specjalnie w tym celu przystosowanych metod badawczych, w większości zaadaptowanych
w duchu pozytywistycznym, z nauk przyrodniczych. Dzięki temu wierzono w
możliwość osiągnięcia teoretycznej uniwersalizacji zaobserwowanych
regularności. Owe regularności musiały dać się zaobserwować zmysłami, w teorii
nie mogło znaleźć się nic, co nie byłoby w sposób empiryczny odnotowany,
początkowo wykluczano możliwość uwzględniania doświadczeń introspekcyjnych.
Behawioralizm zwykło się łączyć z pluralistyczną koncepcją władzy w jej
pierwszym wymiarze. Innymi słowy, postawiono znak równości pomiędzy tym, co
badacz mógł zaobserwować a tym to istnieje realnie. Jest to skrajny empiryzm,
aczkolwiek nie materializm w redukcyjnej odmianie. Neutralność badacza miała
być gwarantem „czystości” zaobserwowanych regularności, co z kolei miało
przyczynić się do przesunięcia behawioralnych teorii bliżej pewności dostępnej
prawom przyrodniczym (takim, jakimi posługują się nauki ścisłe). Analityk
kierujący się takim zespołem poglądów stara się dokonać jak największej ilości
obserwacji w celu ich skwantyfikowania.
W swoich badaniach
behawioraliści koncentrowali uwagę na badaniu procesu decyzyjnego. Jeśli
przyjąć systemowy obraz procesu politycznego, zbudowanego z trzech części, tzn.
wejść – wnętrza systemu – wyjść, behawioralizm starał się opisywać wejścia np.
głosowania, analiza strajków, działanie grup nacisku, itp. Działania na
wejściach do systemu miały ich zdaniem w sposób, niezapośredniczony dawać
rezultaty na wyjściu. Ponieważ wzorowali się na modelu behawioralnym: bodziec –
reakcja, starali się wyjaśniać rezultaty pojawiające się na wyjściach z systemu
tylko poprzez koncentrowanie obserwacji na wejściach to, co było wewnątrz systemu
było mało istotne – podobnie jak dla behawiorystów nieistotne było to, co
dzieje się w „przestrzeni” pomiędzy bodźcem a reakcją. Dla behawioralistów
teoria jest tak naprawdę językiem, w którym rejestruje się obserwacje.
Twierdzenia budujące teorię muszą wynikać bezpośrednio z obserwacji – musi
istnieć bezpośredni związek między tym, co obserwowalne a tym, co zostaje zawarte
w teorii. Innymi słowy, w składnikami teorii nie może być nic, czego nie dałoby
się zaobserwować, każdy jej element i regularności, których wystąpienie jest
obserwowane pod wpływem działania bodźców, muszą dać się empirycznie zweryfikować.
Teorie powinny być formułowane na możliwie niskim poziomie abstrakcji. Wszystko
po to by zredukować dystans dzielący teorie nauk społecznych od praw nauk ścisłych.
Dla behawioralisty istnieje tylko, to co może zaobserwować, wszystko inne może
co najwyżej pretendować do miana hipotezy. Dla zoptymalizowania mocy
predykcyjnej teoria musi być spójna wewnętrznie – opisanie każdej zmiennej musi
być uzasadnione wystąpieniem konkretnego fenomenu; nowa teoria nie powinna
pozostawać w sprzeczności z już istniejącymi – nacisk położny jest tu nie na
konfirmację a falsyfikację – w przypadku konkurujących propozycji należy wybrać
najlepszą; każdą przewidywaną przez teorię prognozę musi się dać powtórzyć.
Stanowisko behawioralne zakłada, że jeżeli jakieś zjawisko, czy tendencja ma rzeczywiście
miejsce to musi się dać zaobserwować jakieś zmiany w świecie rzeczywistym np. w
ludzkim zachowaniu. Bez dających się zaobserwować skutków można tylko mówić o
przypuszczeniach, nie o teorii. Oceniając teorię behawioralista zwraca uwagę na
jej empiryczną zawartość, ponieważ cała reszta stanowi nieistotne ozdobniki.
Schemat badania powinien był przyjąć
następującą kolejność: obserwacja i korelowanie ze sobą zjawisk (wpisując je w
schemat bodziec – reakcja); generalizowanie otrzymanych wyników; tworzenie
uniwersalnej teorii. Opisując ludzkie działanie w neutralnych terminach należy
agregować fakty, miało to doprowadzić do stworzenia teorii abstrahujących od
konkretu i kontekstu. Innymi słowy, raz zaobserwowane regularności są zdaniem behawioralistów
uniwersalne i będą występować niezależnie od miejsca i czasu. W generalizowaniu
nieodzowne staje się wykorzystanie narzędzi statystycznych. To one dają
możliwość uwzględnienia najistotniejszych zmiennych.
Założenia
teoretyczne tego podejścia można zaprezentować w postaci wyliczenia: nauki
polityczne są w stanie budować wyjaśnienia o sile eksplanacyjnej porównywalnej
z naukami ścisłymi; rzeczywistość polityczna jest bezpośrednio dostępna naszym
zmysłom; wyjaśnienia powinny zawierać w sobie jedynie elementy obserwowalne;
wszelkie stosowane w teoriach dane powinny dać się zmierzyć i skwantyfikować; w
rzeczywistości politycznej występują powtarzające się wzorce zachowań; każda
behawioralna teoria musi być testowalna; wszelkie stwierdzenia normatywne są
niedopuszczalne; cechą charakterystyczną jest pietyzm metodologiczny;
politologia powinna stać się bardziej interdyscyplinarną nauką.
Wady i słabości
Behawioralne
podejście do analizy polityki koncentrując się na tym, co empirycznie dostępne,
oskarżane było o „ślizganie się” tylko po powierzchni zjawisk. To, co może być
istotne dla teorii jest wypierane przez to, co jest łatwo dostępne. Raz
zaobserwowana regularność powinna trwać w czasie i przestrzeni. Pod wpływem
konkretnych bodźców jednostki powinny reagować w ustalony, uniwersalny sposób.
Oczywiście metodą zdobywania wiedzy była w tym podejściu indukcja. Ponieważ
teorie behawioralne miały legitymować się maksymalnie dużą skrupulatnością
metodologiczną i mocą predykcyjną wykluczano z nich np. wpływ czynnika ideologicznego.
Badacz powinien w sposób bezstronny obserwować rzeczywistość a związki przyczynowo-skutkowe
same mu się objawią. Uprzedzenie do teoretyzowania było spowodowane m.in. obawą
przed zideologizowaniem nauki. Słabością jest fakt, iż chęć kwantyfikacji może
doprowadzić do wypaczania opisu, poprzez skupianie się na najłatwiej dostępnych
zmiennych, zamiast na tych najistotniejszych. Behawioralistów oskarżało się o
to, iż tak naprawdę nie analizowali świata polityki a jedynie sporządzali
olbrzymie i bardzo precyzyjne raporty na temat ludzkiego zachowania. Skupiali
się na samym procesie, a nie na jego zawartości. W swoich analizach nie
uwzględniali wpływu czynnika czasowego ich, opisy były wiernymi relacjami
sporządzonymi z jednego punktu w czasie. Taki stan rzeczy był spowodowany
przyjęciem naturalistycznej ontologii i epistemologii. Znajdując powtarzającą
się relację między zmiennymi uznawali ją za ponadczasową. Powodowało to wykluczenie
wpływu czasu i idei na ludzkie działanie. Aby predykcje behawioralistów były
prawdziwe konieczne było przyjęcie założenia o nieprzemijającej stabilności w społeczeństwie,
tak by zaobserwowane regularności mogły trwać. Powodowało to oczywistą słabość
tego podejścia w opisywaniu zmiany – właściwie niemożliwość jej przewidzenia.
Przywiązanie do obserwowalnych zmiennych powoduje, jednak i pozytywne efekty,
bowiem, kierując się logiką behawioralnego badania – jeśli np. w społeczeństwie
zachodzi zmiana rewolucyjnego typu to muszą istnieć jakieś obserwowalne zmiany
w ludzkim zachowaniu, z których da się wywnioskować, że zmiana zachodzi.
Innymi słowy, należy „wyłowić” zmienne, które współwystępują z danym procesem
społecznym i na tej podstawie sformułować teorię. Kolejną słabością w opisywaniu
zmiany społecznej jest oczywisty fakt, iż wiele zmian zachodzi w niedający się
przewidzieć przypadkowy sposób, tym samym poszukiwanie tylko regularności jest
pozbawione sensu. Neutralność, stanowiąca obok naturalizmu, drugi filar
behawioryzmu, została ostatecznie odrzucona – badacz nigdy nie może być
całkowicie wyzuty z odniesień teoretycznych, dokonując obserwacji jest się
świadomym, co się chce zaobserwować. Behawioryzm postulował wykluczenie metody
introspekcyjnej z metod stosowanych w naukach społecznych. Ta propozycja
powstała z troski o jakość metodologii stosowanej do badania przejawów
ludzkiego działania. Psychologizowanie miało zostać zastąpione „twardą”,
naukową wiedzą. Poglądy wywodzące się z behawioralnego rdzenia nie pozostały
impregnowane na silną krytykę. Ostatecznie odrzucono aksjomat o neutralności
badawczej na rzecz bardziej realistycznego poglądu zakładającego, że nie istnieje
doskonała, przed-teoretyczna neutralność badawcza. Pierwotnie założenie o
neutralności badacza miało być zaporą przed ideologizowaniem nauki lub
przekształcaniem jej w ideologię jak próbował czynić to marksizm. Postbehawioraliści
dopuszczają wpływ czynnika normatywnego na teorię, obecnie badacze stosujący tą
metodę analityczną przesunęli się z pozycji zakładających pełną neutralność bliżej
bieguna relatywistycznego.
Podsumowując; Behawioralizm pomimo
szczytnych założeń zawiódł. Jego największym wkładem było wprowadzenie do nauk
społecznych narzędzi statystycznych oraz sprowadzenie nauk politycznych „na
ziemię” i zwrócenie uwagi na konieczność metodologicznej precyzji.
Teoria racjonalnego wyboru
Naszkicowanie
perspektywy historyczno-gospodarczej ułatwi właściwe ulokowanie koncepcji tego
podejścia w szerszym kontekście.
Po drugiej wojnie światowej w rozwiązaniach ekonomicznych krajów zachodnioeuropejskich
stopniowo zaczął dominować wariant opiekuńczego państwa dobrobytu. Nawiedzające
gospodarkę kapitalistyczną kryzysy stały się przyczyną rozbudowania
teoretycznych modeli niesprawności rynkowej. Zaczęto szukać regulatora
stojącego na straży prawidłowej alokacji dóbr. Oczywistym rozwiązaniem wydawało
się być państwo. Miało ono reagować i interweniować w celu ochrony stabilności.
Opis działania aparatu państwowego zdominował język z zakresu socjologii oraz
klasycznych nauk politycznych. Teoretycy niesprawności rynku przyjmowali, że państwo
jest naturalnym i najlepszym strażnikiem równowagi. Zakładano, że funkcjonuje
ono na zasadach altruistycznych reaguje, gdy tylko zajdzie taka potrzeba, do
tego funkcjonuje całkowicie za darmo – nie podnosi kosztów transakcji.
Wyobrażenia te dopełniało przekonanie, iż biurokraci i politycy w swoich
działaniach nie są egoistami, a ich działania motywowane są dobrem wspólnym.
Opór wobec takiej wizji rzeczywistości stał się zalążkiem teorii racjonalnego
wyboru – dominującego w literaturze anglosaskiej (głównie amerykańskiej) sposobu
pisania o polityce. Zaczęto m.in.: stosować metody ekonomiczne do opisu
demokracji, badać sprawność mechanizmów demokratycznych w procesie formułowania
dobra wspólnego, zastanawiać się nad funkcjami konstytucji. Główną cechą teorii
racjonalnego wyboru jest matematyzacja opisu połączona z przyswojeniem modeli
ekonomicznych. Wszystkie te zabiegi miały przywrócić równowagę teoretyczną w
relacjach państwo-rynek. Innymi słowy: „Jeżeli traktujemy ekonomię dobrobytu
jako teorię niesprawności rynku, to public choice możemy określić mianem
teorii niesprawności państwa.”.
Rozbudowanej analizie mankamentów mechanizmu rynkowego próbowano przeciwstawiać
opisy zawodności państwa. Np. założenie, że człowiek poruszając się w sferze
gospodarczej ekonomizuje swoje poczynania rozszerzono na inne sfery ludzkiej
działalności. Okazało się, że urzędnicy a tym bardziej politycy przenoszą z
życia prywatnego logikę optymalizowania zysków i redukowania nakładów do
działań w sferze publicznej. Pełnienie funkcji publicznych nie było
wystarczającym bodźcem by zmienić sposób i zasady funkcjonowania jednostek.
Dobra materialne są lokowane nie tylko przez mechanizm rynkowy, znaczna część
środków finansowych (i nie tylko) jest dystrybuowana w skutek działania
mechanizmu politycznego. Ponadto w polityce występują zbiorowości („grupy
nacisku”), które dzięki istnieniu państwowej redystrybucji, w sposób poza
rynkowy generują zyski („poszukiwanie renty”). Teorię tą można traktować, jako
rezultat „rewolucji behawioralnej”. Wpływ teorii racjonalnego wyboru na nauki
społeczne zaczął stopniowo narastać od lat sześćdziesiątych.
Jeden z
paradygmatów teorii racjonalnego wyboru głosi, iż ludzie są w swoich działaniach
racjonalni. Na tej podstawie skonstruowano dużą ilość przykładów, w których
racjonalne działania poszczególnych jednostek (tzw. „jazda na gapę”) powodują
efekty całkowicie nieracjonalne, z punktu widzenia wspólnoty (generując tzw.
„dramat wspólnoty”). W związku z tym, opisowi zawodności rynku zaczął
towarzyszyć opis zawodności państwa. Winą za złe rozpoznanie realnych mechanizmów
funkcjonowania państwa obarczono głównie politologów poruszających się w
świecie idei politycznej, myślących na dodatek w sposób postulatywny. Teoria
racjonalnego wyboru, pomimo iż czasem jest łączona z tzw. reaganomiką i polityką
Margaret Tacher, jednak: „(…) nie musi się łączyć z konserwatywną orientacją jednego
z jej wariantów – teorii publicznego wyboru, choć takie nastawienie dominuje
wśród amerykańskich teoretyków racjonalnego wyboru (…).”.
Warto w tym miejscu nadmienić, iż dorobek teoretyczny teorii racjonalnego
wyboru wpłynął silnie na restytucję pojęcia umowy społecznej, zaproponowaną
przez Johna Rawlsa. Teoretykami racjonalnego wyboru są zazwyczaj ekonomiści
zajmujący się polityką, przez co ich wywody nasączone są dużą ilością
matematycznych równań. Teoria racjonalnego wyboru jest łączona z teorią gier,
która stanowi jeden z głównych instrumentów analitycznych. Zastosowanie ekonomiczno-matematycznych
paradygmatów miało spowodować przesunięcie rozwiązań proponowanych przez nauki
polityczne bliżej bieguna pewności dostępnej naukom ścisłym. Taki zamiar zdają
się potwierdzać słowa Jerzego Wilkina, autora jednej z nielicznych polskich
publikacji na ten temat: „Dotychczasowe osiągnięcia ekonomistów starających się
wykorzystać dorobek teorii ekonomii w sferze wyboru publicznego zarówno
znacznie poszerzyły granice ekonomii jako nauki, jak i przyczyniły się do
wzbogacenia analizy procesów politycznych. To właśnie ekonomiści w znacznym
stopniu sprawili, że teoria polityki jest obecnie bardziej ‘naukowa’ niż kilkadziesiąt
lat temu.”.
Dzięki fuzji ekonomii i polityki miała powstać synteza dająca początek nowemu
rozumieniu nauk społecznych. Badaczy stosujących teorię racjonalnego wyboru,
jednak często oskarża się o swoiste „sekciarstwo”. Krytykowani są głównie za posługiwanie
się nieprzystępnym żargonem i specyficzną metodologią, która dzięki swojej jednoznaczności
cementuje całe środowisko. Teoretycy wyboru społecznego – jednej z odmian
teorii racjonalnego wyboru, wysoką matematyzację uzasadniają koniecznością
precyzji, jak stwierdza Grzegorz Lissowski: „(…) przeprowadzanie wnioskowania
dedukcyjnego w języku naturalnym okazuje się niezmiernie trudne i narażone na
niebezpieczeństwa. Właśnie dlatego, pożądane własności metod wyboru społecznego
są przedstawiane w postaci postulatów matematycznych.”.
Główne założenia
Rdzeń teorii
racjonalnego wyboru pochodzi z założeń neoklasycznej ekonomii, zaadaptowanych
do realiów życia społecznego. Jej celem, zbieżnym z zamierzeniami omawianego
wyżej behawioralizmu, jest zwiększenie mocy predykcyjnej teorii. Miało temu
służyć wprowadzenie kilku założeń teoretycznych: indywidualizmu
metodologicznego, antropologicznej wizji człowieka jako homo oeconomicus
oraz koncepcji racjonalności aktora „zarządzającej” hierarchicznie uporządkowanymi
preferencjami. Wszystko to jest zazwyczaj zamykane w matryce teorii gier oraz
język matematyki.
Podstawowym
przedmiotem analizy jest ludzka jednostka.
Przy czym człowiek w tej wizji świata w swoich działaniach stara się optymalizować
własne nakłady w stosunku do oczekiwanych zysków. Stosując ekonomiczny algorytm
planuje swoje działania tak, by jak najkorzystniej pomnożyć to, co uważa za
wartościowe. Taki obraz jednostki ludzkiej konstytuuje wizerunek człowieka jako
człowieka ekonomicznego – minimalizującego np. swoją pracę i maksymalizującego
swoje zyski. Warto w tym miejscu wspomnieć, że zachowania zbiorowe w tym
podejściu do analizy politycznej są sprowadzane do poziomu zachowań jednostek.
Teoretycy racjonalnego wyboru zakładają istnienie uniwersalnej racjonalności. Takiej
cechy ludzkiego charakteru, która jest stała, niezmienna w czasie i przestrzeni,
pozwala na dokonanie najkorzystniejszego wyboru. Racjonalność aktora jest
niejako impregnowana na wpływ jego stanów emocjonalnych, jest ponadto niezależna
od stopnia skomplikowania problemu – człowiek zawsze jest w stanie wybrać
optymalne rozwiązanie, bez względu, w jakiej materii dokonuje wyboru. By móc go
dokonać aktor musi posiadać rozpoznane i uszeregowane możliwe preferowane
rozwiązania. Innymi słowy, teoria ta zakłada, iż człowiek niezależnie od
miejsca i czasu zawsze będzie dążył do obrania takiej drogi by racjonalnie
wybrać najdogodniejsze dla siebie rozwiązanie.
Podmiotowość i kontekst a teoria
racjonalnego wyboru
Na pierwszy rzut
oka mogłoby się wydawać, że teoria racjonalnego wyboru na piedestale umiejscawia
niezależną, niczym nieograniczoną jednostkę. W związku z powyższym naturalne
wydawałoby się uznawanie jej za zwieńczenie woluntarystycznego modelu teorii
polityki. W tym miejscu konieczna jest uwaga dotycząca problemu pierwotnego dla
wszystkich nauk społecznych, w tym najbardziej dla analizy politycznej. Chodzi
o sposób, w jaki można wyjaśniać ludzkie działanie oraz proces polityczny. Od jakich
czynników uzależnione są stabilność i zmiana w polityce? Szczególnie pouczające
wydaje się uwzględnianie tych kwestii przy analizowaniu procesu politycznego. W
jakiej mierze jest on funkcją działania podmiotowości/aktora czy wpływu
struktur/kontekstu? Np. analityk starając się zrozumieć rezultat wyborów
powinien stawiać sobie pytanie, od czego uzależniony był wynik, od kontekstu –
sytuacji gospodarczej, społecznej, itp. czy od indywidualnych predyspozycji
aktora – jego umiejętności, charyzmy, itp. Kwestie te szczególnie często
goszczą w socjologii, jednak i (a może przede wszystkim) nauki polityczne nie
mogą jej bagatelizować. Ponieważ problem ten stanowi wątek poboczny niniejszego
wywodu, poniżej naszkicowane zostaną jedynie zasadnicze koncepcje. Kontekst
(struktura) to zespół czynników stanowiących możliwie szeroko rozumiane
otoczenie aktora, to one wyznaczają sposób interpretacji i sens jego działań.
Struktura nadaje kontekst, w którym pojawiają się znaczenia i są interpretowane
polityczne zjawiska. Podmiotowość (działanie) to wszystko, na co aktor ma
świadomy i bezpośredni wpływ. Te dychotomicznie różne założenia tworzą
kontinuum. Wokół jego przeciwnych biegunów wykrystalizowały się dwa zespoły
poglądów, opowiadające się jednoznacznie po jednej ze stron sporu.
Strukturalizm to pogląd wedle, którego wpływ kontekstu/struktury na ludzkie
działania jest oczywisty. Intencjonalizm przyjmuje, że jednostki są
autonomiczne i wyposażone w możliwość podejmowania wolnych i niczym nie
skrępowanych decyzji. Należy w tym miejscu przypomnieć, że strukturalizm, zasadniczo
jest określeniem nacechowanym pejoratywnie i w swej krańcowej formie może
przyjmować postać determinizmu. Obecnie żadne z omawianych stanowisk nie
występuje już w czystej formie.
Teoriom
wyrastającym z założenia o racjonalnym postępowaniu i wyborze dokonywanym przez
aktorów, paradoksalnie sama obecność aktora wydaje się być zbyteczna. Jest to
wynikiem silnie strukturalistycznych implikacji tej teorii. Dla wyjaśniania
ludzkich działań nie jest bowiem istotna wiedza na temat podmiotu, do predykcji
wystarczy znajomość kontekstu, bo to od niego zależy postępowanie (racjonalne)
aktora. Innymi słowy, znając kontekst wiemy jak powinien zachować się aktor –
musi działać racjonalnie. To właśnie dzięki temu uproszczeniu możliwe jest
prognozowanie przyszłych scenariuszy.
Jednostki dysponują wyborem w obrębie zachowań zarówno racjonalnych jak i nieracjonalnych,
dysponują alternatywą, jednak będąc racjonalnymi zawsze będą dokonywać
racjonalnych wyborów.
Należy pamiętać, że aby móc dokonać takiej
selekcji konieczna jest wiedza na temat potencjalnych alternatyw i rozpoznanie
konsekwencji płynących z ich wybrania. Teoria racjonalnego wyboru przyczyniła
się do sformułowania szczególnie interesujących wniosków wypływających z badań
nad zachowaniem jednostek, kierujących się własną racjonalnością, wykazując,
jak skutki zachowania pojedynczych aktorów, wiedzionych indywidualną
racjonalnością tworzą, już na poziomie zagregowanym, zbiorową irracjonalność.
Korzystając z matryc teorii gier podejmowane są próby prześledzenia np.: jak
polityczni aktorzy, kierujący się własnym interesem, będą się zachowywać? Jak
będzie skonstruowany kompromis – punkt homeostazy, w którym wszyscy będą
usatysfakcjonowani swoją pozycją? Jak będzie wyglądała droga wiodąca do tego equilibrium?
Należy podkreślić ze szczególnym naciskiem, to właśnie dzięki koncepcji uniwersalnej
ludzkiej racjonalności wszystkie modele proponowane przez teorię racjonalnego
wyboru zyskują jakąkolwiek predykcyjną zdolność.
Racjonalność
Powszechnie występującym czynnikiem
utrudniającym tworzenie każdego rodzaju predykcji jest wolna ludzka wola. To
właśnie ona zakłóca relację przyczynową oraz ekstrapolację. Wiedza na temat już
dokonanych przez aktora w przeszłości wyborów nie pozwala na generowanie alternatywnych
scenariuszy przyszłości. Tą niepewność można próbować ograniczyć. Jedną z
propozycji jest koncepcja racjonalności.
Ludzką racjonalność
(rozumianą instrumentalnie)
można pojmować dwutorowo, po pierwsze można ją definiować aksjomatycznie (the
axiomatic approach) lub jako zasadę optymalizującą ludzkie działanie (the
optimizing approach).
Zakłada się, że jednostka ludzka całe życie zmuszona jest dokonywać wyborów.
Ludzkie preferencje nie tylko są motywem podjętych decyzji, ale są
współkonstytuowane przez te ostanie w trakcie dokonywana wyborów. Na podstawie
podjętych decyzji można odtworzyć jednostkowy zestaw preferencji. Koncepcja ta
zakłada, że uporządkowane preferencje
są realizowane wedle reguły maxi-minowej użyteczności. Ma to stwarzać możliwość
przewidywania ludzkich działań, bez konieczności introspekcji. Nie ma miejsca
na badanie genezy preferencji – nie jest to konieczne w procesie tworzenia
modeli predykcyjnych. Racjonalności utożsamianej z regułą optymalizującą
najbliżej do codziennego i „zdroworozsądkowego” pojmowania tego terminu, czyli
założeniu, że ludzie mają powody by robić to, co robią. Teoretycy racjonalnego
wyboru zakładają, że jednostki aktualizując swoje zamierzenia, czynią to z premedytacją,
zdając sobie sprawę, co jest dla nich najdogodniejsze. Z drugiej strony pojawia
się dobrze znany z ekonomii paradoks – ważkość niektórych z podejmowanych przez
jednostki wyborów nie uzasadnia poświęcania im znacznych nakładów czasu.
Jednostka chcąc pozostać racjonalna musi racjonalnie kalkulować czas na racjonalizowanie
swojego postępowania. Czas jest bytem ograniczonym, homo oeconomicus musi
(racjonalnie) zarządzać ograniczonymi zasobami, okazuje się, że owo
(racjonalne) zarządzanie jest nieodzowne również na metapoziomie i może doprowadzić
do paradoksalnego wniosku. W danej sytuacji optymalne będzie postępowanie nieuwzględniające
(racjonalnej) kalkulacji. Po prostu szkoda na nie np. czasu i lepiej jest odwołać
się do emocji. Otwarte pozostaje pytanie, co powoduje ludźmi w ich decyzjach,
czy i kiedy odwoływać się do racjonalnej kalkulacji. Tym samym, wspierając się
pojęciem racjonalności podważa się ją samą – zakładając, że jednostki
funkcjonują racjonalnie automatycznie implicite przyjmuje się założenie,
że jednostki będą funkcjonować w sposób zadowalający a nie optymalny. Na
szczęście istnieją sytuacje, w których waga wyboru zachęca do „inwestowania”
czasu i właśnie w takich sytuacjach należy szukać miejsca dla wyjaśnień teorii
racjonalnego wyboru. Przekonanie, że ludzie kierują się w swojej aktywności
własnymi korzyściami (self-interest) wzbudza nie mniejsze kontrowersje
co sama koncepcja racjonalności, jednak odrzucenie tego fragmentu teorii racjonalnego
wyboru miałoby ogromne konsekwencje. Warto w tym miejscu przytoczyć słowa,
cytowanego wcześniej Hugh Warda: „Jednak gdy zwolennicy teorii racjonalnego
wyboru zrezygnują z założenia o egoizmie jednostek (…) istnieje ryzyko, że
twierdzenia badaczy staną się nietestowalne i jałowo tautologiczne (…)”.
Polityka jest sferą, w której strumienie decyzji przenikają się nawzajem
błyskawicznie, na dodatek często ze sobą kolidując. Aktorzy rzadko znajdują
czas na usystematyzowaną, racjonalną refleksję, wydaje się, że chcąc działać
racjonalnie dużo częściej podejmują decyzje rutynowe, oparte o logikę stosowności.
Gapowicze oraz zbiorowa nieracjonalność
Koncepcja „Jazdy na
gapę” jest ściśle powiązana z hipotezą o tzw. „zbiorowej nieracjonalności”.
Obie koncepcje bazują na fundamencie indywidualnej racjonalności. Do „jazdy”
konieczne jest rozpoznanie przez aktorów celu zbiorowego działania oraz, nieodłączna
w tym podejściu, indywidualna racjonalność. Np. jeśli ludzie wiedzą, że autobus
jedzie do danego miejsca i w tym celu wymagana jest opłata od pasażerów,
pojawia się silna pokusa, aby uniknąć uciążliwej opłaty. Jednostka racjonalnie
kalkuluje, że jeśli tylko ona nie zapłaci, nic złego się nie stanie, a autobus
i tak dojedzie na miejsce tyle, że cena biletu zostanie w jej kieszeni, nie u
właściciela linii przewozowej, do tego koszt transportu pokryją inni. Jednak,
gdy w ten sam sposób pomyśli większość pasażerów oczywiste staje się zagrożenie
dla rentowności linii autobusowej. Dlatego tak istotne jest zbudowanie
mechanizmów ograniczających możliwość „jazd na gapę”. W praktyce najczęściej
zbiorowości radzą sobie z tym problemem tworząc odpowiednie instytucje (np.
powołują państwo, odpowiednie urzędy, tworzą prawo i powołują egzekwujących je
urzędników). Mają one dopilnować, by wszyscy partycypujący w przedsięwzięciu
czerpali zyski oraz stać na straży by gapowicze byli z nich skutecznie
wyłączani. Mechanizm ten doskonale ilustruje przykład łąki przedstawiony przez
Davida Hume.
Owa łąka wymagała nawodnienia, wstępny problem stanowiła ilość działek, na
które teren był podzielony. Gdyby całość należała do jednego czy dwóch
właścicieli przeprowadzenie sprawnej irygacji nie stanowiłoby problemu. Jednak
w sytuacji, gdy właścicieli jest kilkudziesięciu pojawia się pytanie, jak
zapewnić prawidłowe nawodnienie łąki, tak by w całym przedsięwzięciu
partycypowali wszyscy właściciele? Bowiem jeśli tylko ich część zainwestuje
swoje środki użyźniony i tak zostanie cały teren. Koszty poniesione zostaną
tylko przez nielicznych a zyski spłyną na wszystkich. Rodzi się tu dramatyczne
pytanie, czy warto podejmować jakiekolwiek działania, skoro każdej ludzkiej
aktywności będzie towarzyszyła obawa przed gapowiczami wyzyskującymi
pracowitość innych? Wyjściem może być włączenie w całe przedsięwzięcie rządu –
interwencjonizm, albo rozwiązaniem może też być stworzenie instytucji
kontrolującej cały proces irygacji. Jednak pojawia się tu pewien paradoks –
częściowo sprowadzający się do kwestii: jak może powstać i trwać jakakolwiek
instytucja, jeśli jednostki kierujące się tylko swoim prywatnym interesem nie
są zainteresowane tworzeniem takiej struktury z tych samych względów, dla
których chcą ją powoływać? – zawsze i wszędzie istnieje ryzyko pojawienia się
gapowiczów. Samo funkcjonowanie instytucji jest podatne na zjawisko gapowiczów.
Dzięki teoretycznym koncepcjom „racjonalnej ignorancji” oraz „jazdy na gapę”
wykazano, iż indywidualna racjonalność może spowodować działania niekorzystne z
punktu widzenia kolektywnych działań.
Rywalizacja
wyborcza jest podobna do gry rynkowej – partie motywowane wizją przejęcia
władzy, tak konstruują programy i tak się zachowują by skupić wokół siebie możliwie
duży elektorat. Powoduje to rosnący stopień konwergencji programowej – partie
unikają promowania skrajnych opinii i w zawiązku z tym swoje starania o elekcję
koncentrują na tzw. medianowym (środkowym) wyborcy,
czyli zespole takich poglądów, który będzie podzielany przez największy
odsetek, zazwyczaj centrowego elektoratu. Wyborcy szukają na „rynku”
politycznym najbardziej korzystnych ofert. Problem takiej (Downsowskiej) wizji
polityki polega na tym, iż z doświadczenia wiadomo, że np. partie polityczne
nie dysponują pełnym rozeznaniem preferencji swoich wyborców i nie kierują się
tylko chęcią objęcia urzędów.
Z kolei wyborcy podczas głosowania nie kierują się wyłącznie egoistycznie
motywowaną racjonalnością. Kierując się swoją indywidualną racjonalnością
wyborca nie ma wystarczająco silnych bodźców by wziąć aktywny udział w
wyborach, a co dopiero by dokładniej zaznajamiać się z programami ubiegających
się o (re-)elekcję. Niska frekwencja przy urnach jest w obrębie teorii racjonalnego
wyboru wyjaśniana przez ujemny bilans nakładów, jakie trzeba ponieść z tytułu
uczestnictwa w wyborach w stosunku do relatywnie małych korzyści płynących z
oddania jednego z bardzo wielu głosu. Na szczęście część wyborców nie jest aż
tak „racjonalna” i pod wpływem tzw. „czynników psychosocjologicznych” nadal
partycypuje w wyborach. We współczesnych poliarchiach szereg działań, jest
podejmowanych na poziomie zbiorowości np. w trakcie wyborów do ciał
przedstawicielskich. Od dłuższego czasu politycy i teoretycy demokracji są
zaniepokojeni alarmująco niskim wskaźnikiem partycypacji. Jednego ze sposobów
wyjaśnienia tego zjawiska stara się udzielić teoria racjonalnego wyboru w swoim
twierdzeniu o racjonalnej ignorancji. Teoria racjonalnego wyboru z trudem torowała
sobie drogę do tzw. main streamu w europejskich naukach politycznych.
Np. Giovanni Sartori
po mimo, iż nie uwzględnił wprost dorobku Anthony Downsa
czyni kilka uwag dotyczących racjonalnego zachowania wyborców. Rozważając kwestię
partycypacji wyborczej odwołuje się do koncepcji ludzkiej racjonalności.
Pomimo, iż nie jest to publikacja, którą można by łączyć z omawianym tu nurtem
doskonale obrazuje jedną z jego podstawowych obserwacji. Próbując wytłumaczyć
niezadowalający udział obywateli z czynnym prawem wyborczym w wyborach Sartori
rekonstruuje następujący tok rozumowania. Winne deformacji wyników są:
„Lekceważenie, brak zainteresowania, zniekształcony obraz i wreszcie zwykła ignorancja
przeciętnego obywatela (…)”.
Ludzie nie mając opinii, a musząc podejmować decyzje polityczne kierują się
uczuciami. Jednym ze środków zaradczych na taką sytuację miało być rozszerzenie
i poprawienie poziomu powszechnej edukacji. Intuicyjnie ufano, iż wyższy poziom
wykształcenia pozostaje w korzystnej korelacji z aktywnością wyborczą i tzw.
zorientowaniem politycznym. Sartori przekonywująco wykazuje, że taka wiara wydaje
się być naiwna, wręcz można wyobrazić sobie sytuacje odwrotną. Ponieważ, „zorientowanie
jest ‘kosztem’ obciążającym niewielkie zasoby czasu i uwagi jednostek. Toteż zorientowanie
w jednej dziedzinie wymaga zaniedbania innych”.
Każdy członek zbiorowości, zdając sobie sprawę z olbrzymiej liczby uprawnionych
do głosowania, podejmuje racjonalną decyzję, albo o niekompetentnym udziale w
wyborach albo w ogóle o nie partycypowaniu. W toku racjonalnej kalkulacji może
dojść do kilku wniosków m.in.: jeden głos nic nie zmieni, więc nie ma sensu
brać udział, w tym przypadku, w wyborach, ponieważ nic to nie zmieni; pod
drugie, aby być wstanie podjąć w pełni racjonalną decyzję, na kogo zagłosować
konieczne jest zgromadzenie niezbędnej w tym celu ilości informacji, na co
konieczne byłoby poświęcenie nieproporcjonalnie dużej ilości czasu w stosunku
do i tak „nic” nieznaczącego jednego głosu. Te dwie drogi rozumowania wzajemnie
się wzmacniają i uzupełniają, powodując, że z rzekomo racjonalnej decyzji
jednostki powstaje całkowicie nieracjonalna konsekwencja na poziomie
zbiorowości. W omawianym tu przykładzie wyborów, może ona mieć dwojaki
charakter; liczba obywateli ignorujących wybory wzrośnie deformując kształt
sceny politycznej, albo deformacja będzie spowodowana innym, mieszczącym się w
opisanym powyżej schemacie myślenia. Wyborca może zagłosować na partię
powszechnie uchodzącą za nieodpowiedzialną i populistyczną, mając nadzieję, że
będzie mógł „pojechać na gapę” gdyż inni, rozważniejsi dokonają lepszego wyboru.
Możliwe jest jeszcze inne rozwiązanie, mogące stanowić wyjaśnienie deformacji
sceny politycznej. Wyborcy racjonalnie kalkulując nakłady, koszty i korzyści
płynące z oddawania „nic niezmieniającego” głosu, powodując się tzw.
„racjonalną ignorancją”, zaczynają podejmować decyzje odwołując się do swoich
emocji. Oto kolejny przykład jak pełna racjonalność może doprowadzać do
irracjonalnych efektów. Obserwację tą łatwo połączyć z różnymi hipotezami
tłumaczącymi sukcesy populistycznych partii politycznych. Tym samym otwiera się
szeroko drzwi dla tzw. marketingu politycznego.
Po za niezwykle
rozbudowaną interpretacją zjawiska gapowiczów oraz tragedii wspólnoty teoria
racjonalnego wyboru dostarcza również interesujących obserwacji związanych z
tzw. „poszukiwaniem renty”
(rent seeking activity) zwykło się określać wszelką działalność
zmierzającą do uzyskania korzyści w sposób wymykający się mechanizmowi rynkowemu.
Będą to różnego rodzaju działania wpisujące się w spektrum od lobbingu aż po
korupcję. Najkrócej rzecz ujmując, niektóre grupy interesu, dzięki swojemu
zorganizowaniu i wysokiemu stopniowi determinacji są wstanie pomnażać swoje
korzyści dzięki wykorzystywaniu politycznego, a nie rynkowego, mechanizmu dystrybucji
dóbr.
Do budowania prognoz teoria
racjonalnego wyboru modeluje potencjalne scenariusze – tworzy modele rozwoju
hipotetycznych scenariuszy. Analitycy starają się przewidywać przyszłe
hierarchie preferencji – zmiany, jakie zajdą w układach preferowanych
rozwiązań, czyli de facto przewidzieć przyszłe wybory aktorów. W
kreowaniu tych przyszłych planów działania analityków wspierać ma teoria gier.
Teoria gier
Głównym narzędziem
analitycznym jest „teoria gier”.
Teoria gier bywa postrzegana nie jako metoda, lecz jako autonomiczna względem
teorii racjonalnego wyboru teoria. Zadaniem matryc jest porządkowanie i
systematyzowanie materiału empirycznego w celu sformułowania prognoz
dotyczących możliwego rozwoju sytuacji. Gry są to uproszczone modele sytuacji,
w których próbuje się zrekonstruować możliwe działania racjonalnych aktorów.
Każda gra składa się z kilku elementów: zasad gry (rules of the game),
graczy (players), wyborów (choices), preferencji (preferences).
Zasady są stałe i niezmienne, ich impregnacji sprzyja założenie na temat
istnienia ludzkiej racjonalności – to właśnie ona stanowi modus operandi
każdej gry. Graczami są najczęściej jednostki, państwa, komitety wyborcze lub
różnego rodzaju organizacje. Wybory dokonywane przez graczy układają się w
sekwencje, oparte na przewidywaniach potencjalnych zachowań innych graczy, co
jest możliwe dzięki istnieniu (rozpoznanych) preferencji. Siłę predykcyjną ma
zapewnić założenie, iż każda gra powinna posiadać, co najmniej jeden punkt
równowagi/punkt siodłowy (equilibrium), czyli położenie, w którym nie
występują bodźce mogące zachęcić graczy do dokonania kolejnych wyborów. Dla
stworzenia możliwego scenariusza zachowań najistotniejsze jest przyjęcie, iż
aktorzy będą kierować się w swoich działaniach racjonalną kalkulacją, która
doprowadzi ich do punktu równowagi. Predykcję utrudnia fakt, iż bardzo często w
grach występuje kilka punktów równowagi, albo może ich nie być w cale. Analityk
oczekuje, że każdy z aktorów będzie zachowywał się racjonalnie z myślą o swoim
interesie, tzn. że będzie optymalizował swoje zyski wybierając rozwiązania dla
siebie najkorzystniejsze. Teoretyków racjonalnego wyboru interesuje np. w jaki
sposób zostanie przez racjonalnie egoistyczne jednostki zawarty ewentualny
kompromis
oraz rekonstrukcja możliwych ścieżek, jakimi będą przebiegały ludzkie działania.
Jak jest możliwe by aktorzy „wyzwolili” się ze swoich egoistycznych racjonalności,
przekroczyli je i zaczęli działać współpracując?
Teoria gier bywa postrzegana nie
wyłącznie jako zwykła metoda analityczna, ale jako swoiste panaceum dla nauk
społecznych. Ma ona dawać nieograniczony wgląd w ludzkie działanie. W tym kontekście
Gerardo Munk wyróżnia, dwa modele idealne, dwa podejścia do tej kwestii.
Pierwsze to podejście purystów (purist). Jest ono impregnowane na zarzuty
stawiane teorii gier. Puryści nie zwracają uwagi na ograniczenia płynące z
nierealności samej teorii. Zarzuty formułowane wobec teorii gier są bliźniacze
względem zarzutów formułowanych względem samej teorii racjonalnego wyboru.
Bezkrytyczni zwolennicy teorii gier starają się zachować wiarygodność własnych
przewidywań poprzez przekształcanie matryc i modeli gier. W sytuacji, gdy dla
gry nie można ustalić punktu równowagi, należy tak przeformułować grę tak by
jakieś equilibrium było możliwe do osiągnięcia. Wyjściem jest zamykanie
w matrycy teorii gier tylko wybranych sytuacji decyzyjnych lub stanów, jednak
stałoby to w sprzeczności z próbami uniwersalizacji teorii gier. Można nawet spotkać
argumenty, iż najważniejsze jest, czy teoria pozwala na tworzenie predykcji, a
nie czy wiernie odwzorowuje rzeczywistość.
Drugi sposób postrzegania roli, jaką może pełnić teoria gier to stanowisko
pragmatyków (pragmatist). Uznaje ono silne ograniczenia teorii gier,
akceptując tylko częściową uniwersalność tej teorii i możliwość jej
ograniczonego zastosowania. Problemem jest niebezpieczeństwo nadmiernej
delimitacji i ograniczenia analizy jedynie do sytuacji, w której istnieją łatwo
wychwytywane punkty siodłowe. Pragmatycy nie żywią obaw przed inkorporacją do
rdzenia teorii wyjaśnień udzielanych przez inne, konkurencyjne stanowiska.
Jednak ma to swoje konsekwencje – teoria gier przestaje być teorią stricte naukową
a zaczyna przypominać „łataną” na bieżąco narrację. Pragmatycy są również bardziej
elastyczny w kwestii egzogenności zasad gry, przyjmą, że owe zasady mogą nie
być stałe. Tym samym heurystyka teorii zostaje mocno zachwiana.
Najbardziej znaną
grą (niekooperacyjną o sumie niezerowej) jest tzw. dylemat więźnia.
W hipotetycznej sytuacji, dwóch przestępców (A
i B) zostaje zatrzymanych
przez policję w obławie zorganizowanej po dokonaniu napadu na bank. Obaj
jechali skradzionym samochodem, w bagażniku auta policja znalazła worek z
pieniędzmi. Zatrzymani po przetransportowaniu do aresztu, zostają osadzeni w
osobnych celach, bez możliwości wzajemnego komunikowania się. Doświadczony
prokurator wzywa pojedynczo każdego z przestępców składając każdorazowo
propozycję współpracy połączoną z wydaniem swojego kolegi w zamian za co ów
przestępca zamiast na 10 lat trafiłby do więzienia na rok. Całą sytuację można
przedstawić za pomocą matrycy (patrz ryc. 1). Graczami są przestępcy – A i B,
celem gry jest uniknięcie odpowiedzialności albo, chociaż zredukowanie jej do
minimum. Informacja od prokuratora o możliwości zmniejszenia wyroku można traktować
punkt wyjściowy dla powstania strategii, jak zoptymalizować położenie.
Hierarchia preferencji A i B układa się tak by zminimalizować ilość lat
spędzonych za kratami, nawet kosztem kompana.
ryc. 1
Jasno widać, że w
powyższej sytuacji najkorzystniejszym rozwiązaniem byłoby dla obu
graczy-przestępców (A i B) nie przyznawać się – pójdą wtedy do więzienia na
rok. Jednak powodowani własną racjonalnie motywowaną nieufnością oraz brakiem
informacji, każdy osobno stara się, w trosce o własny interes wydać kompana.
Jest to racjonalne zachowanie w perspektywie jednostkowej (odpowiednio: 0,-10
oraz -10,0), jednak konsekwencja (czyli w tym modelu przejście na pole najmniej
korzystne dla obydwu przestępców: -5,-5) na poziomie ogólnym jest bardzo
niekorzystna – obaj powędrują do więzienia, każdy na 5 lat. Tak właśnie
jednostki wiedzione indywidualną racjonalnością generują irracjonalne z
szerszego punktu widzenia rezultaty. Cechą charakterystyczną tej gry jest punkt
równowagi usytuowany na najmniej korzystnym położeniu, właśnie to powoduje, że
jest ona tak dramatyczna. Racjonalny egoizm jednostek powoduje uznanie zachowania
racjonalnego, z punktu widzenia A i B, za nieracjonalne, bowiem każda jednostka
w grze kieruje się własnym interesem i racjonalnym przewidywaniem, że inni
również będą zachowywać się egoistycznie-racjonalnie. Na poziomie
międzynarodowym w podobną formułę często zamyka się rywalizację między państwami,
które z powodu braku przepływu informacji i wzajemnej („racjonalnej”)
nieufności mogą rozpocząć wyścig zbrojeń. Na uwagę zasługuje fakt, iż każdy z
osobna aktor nie posiadał pełnej informacji na temat posunięć drugiej strony.
Było to powodem powstania nieufności, właśnie ta obserwacja wydaje się być szczególnie
cenna. Powoduje ona konieczność tworzenia w rzeczywistym świecie mechanizmów
ułatwiających komunikację między aktorami, tak by wyeliminować z życia sytuacje
typu dylemat więźnia. W tym celu np. po doświadczeniu kubańskiego kryzysu
rakietowego powstała w 1963 roku tzw. gorąca linia Waszyngton – Kreml. Powyższe
uwagi należy uzupełnić stwierdzeniem, iż w przypadku gdyby grę rozgrywać
kilkukrotnie aktorzy najprawdopodobniej nauczyliby się optymalizować swoje decyzje.
Wady i słabości
Teoretycy
racjonalnego wyboru nie przywiązują większej wagi do czynnika ideologicznego,
swoją uwagę koncentrując na dających się zaobserwować zjawiskach. Najważniejsze
nie jest dla nich, jak i co kreuje preferencje, lecz jakie one są i która z
nich – najkorzystniejsza – zostanie wybrana przez aktora. Brak tu akcentów
normatywnych. Teorie racjonalnego wyboru najczęściej krytykuje się za zbyt duże
uproszczenia. Koncepcja racjonalności „napędzająca” kolejne modele konstruowane
w duchu tego nurtu analizy politycznej wydaje się, że zbyt mocno przykrawa
świat do swoich ontologicznych, epistemologicznych i metodologicznych potrzeb.
Rzeczywistości nie da się zamknąć w formę matematycznych reguł. Sposób, w jaki
koncepcja racjonalności strukturuje rzeczywistość zbliża teorię racjonalnego wyboru
niebezpiecznie blisko determinizmu – ludzkie działania dają się niemal
całkowicie przewidzieć. Aktor dysponuje bliską pewności wiedzą, a wędzidłami
dla jego zachowania jest racjonalność, inaczej mówiąc; teoretycznie może wybrać
zachowanie racjonalne albo nieracjonalne. Właśnie to ostatnie założenie pozwala
na tworzenie predykcyjnych modeli, jednak wybór pozostaje niejako odgórnie
zdeterminowany. Interesujący jest tu sposób, w jaki silny woluntaryzm, w wyniku
interpretacji zawierającej mechanizm organizujący ludzkie działanie –
racjonalność, zbliżył się blisko przeciwnego bieguna strukturalizmu. Powyższe stwierdzenia
mogą skłonić do podważenia stosowności użycia słowa wybór w nazwie tego
nurtu analizy. Można ironicznie stwierdzić; że aktor w teorii racjonalnego ma
wolny wybór o ile jest to wybór racjonalny (w końcu jest to teoria racjonalnego
a nie nieracjonalnego wyboru). Rola czynnika ideowego jest postrzegana przez
pryzmat logiki homo oeconomicus – jeśli jednostka stwierdzi, że dany
zespół poglądów przestaje jej odpowiadać po prostu odrzuca go. Ze względu na
swój skrajny indywidualizm czynnik ideowy musi być wtórny względem jednostki.
Innymi słowy, nie może wpłynąć na poczynania jednostki, gdyż to racjonalnie
kalkulująca jednostka dokonuje selekcji ideologii bardziej „opłacalnej”.
Indywidualizm wymusza pierwotność jednostki przed wszystkim innym w tym również
czynnikiem ideologicznym. Ideologia może istnieć tylko poprzez indywidua, liczą
się ich zachowania nie idee sama w sobie. Po za tym, jeśli posiada się niemal
pełną wiedzę o otoczeniu, co zakłada teoria racjonalnego wyboru to, po co
jednostkom ideologia? Problematyczne jest również założenie o bliskiej
kompletności, wiedzy aktorów na temat otaczającego ich środowiska oraz
konsekwencji podjętych przez nich działań. Ludzkie działania wystarczająco
często wystawione są na działanie czynnika losowego, by skutecznie uniemożliwić
podjęcie w pełni racjonalnej decyzji. Często teorię racjonalnego wyboru
krytykuje się za to, iż całość analizy w jej wykonaniu koncentruje się na
aspekcie metodologicznym, zaniedbując samą istotę badanych zjawisk.
Najważniejsze staje się to, w jaki sposób wpasować zjawiska ze świata realnego
w proponowane przez teorię metody analityczne. Można tu zaobserwować pewną zbieżność
z behawioralizmem – redukowanie podejścia do samej metody. Głównej metodzie
analitycznej teorii racjonalnego wyboru, czyli teorii gier, zarzuca się
atemporalność. Większość modeli odnosi się do konkretnej, silnie ograniczonej
czasowo sytuacji, do punktu w czasie. Tym samym jej moc predykcyjna jest mocno
ograniczona.
Teoria Racjonalnego wyboru ma
problemy z inkorporowaniem do swojego rdzenia teoretycznego koncepcji
instytucji oraz czynnika ideacyjnego.
Kolejnym problemem było założenie wynikające z teorii gier na temat punktów
równowagi. Teoria racjonalnego wyboru zakładała łatwość w przeprowadzaniu
zmian, w tym zmian instytucjonalnych. Tym samym zakładano, że rzeczywiste
procesy charakteryzują się dynamicznością. Tym, czego brakowało „teorii” była
koncepcja wyjaśniania stabilności w polityce. Tą koncepcją miały być
instytucje, ich zdaniem: „Instytucje są konstruowane przez ludzi: są strukturami
wybranymi, a nie historycznymi konsekwencjami wcześniejszych ustrukturyzowanych
decyzji (…)”.
To jednostki, będąc pierwotne względem instytucji stwarzały według własnych
potrzeb te ostatnie. Wynika z tego, że ilekroć jakaś instytucja przestanie spełniać
swoje zadanie zostaje poddana transformacji lub jest rozwiązywana. Jednak rzeczywistość
nie potwierdzała takich założeń. W ontologii tego podejścia nie było miejsca na
koncepcje autonomicznych instytucji równie pierwotnych co jednostki. Instytucje
generowały ten sam, wspomniany powyżej problem zbiorowego działania, który
miały rozwiązać. Podobnie wygląda kwestia włączenia idei w proces wyjaśniania
stabilności, potraktowano je tak samo jak wcześniej instytucje. „W istocie rozpowszechnianie
idei stanowi problem działania zbiorowego w tej samej mierze, co ich wytwarzanie.
W rezultacie odwoływanie się do idei jest dla zwolenników teorii racjonalnego
wyboru źródłem tych samych problemów, co odwoływanie się do instytucji.”.
Do wspomnianych
powyżej paradoksów dochodzi jeszcze problem z falsyfikacją owej teorii. W
sytuacji, której aktor podejmuje jakąś sekwencję czynności, której analityk nie
jest w stanie zrozumieć, możne pojawić się pokusa sformułowania twierdzenia, iż
aktor podejmuje decyzje racjonalne, jedynie analityk-obserwator nie rozumie zasad
owej racjonalności. Z tą potencjalną niefalsyfikacyjnością łączy się inny
pokrewny i równie silny zarzut. Bardzo często ludzkie działania nabierają sensu
dla obserwatora dopiero post hoc, tym samym analizy sporządzane w duchu
teorii racjonalnego wyboru często mogą przybrać postać racjonalizacji post
factum. Jeśli racjonalność będzie traktowana jako termin wchłaniający bez
ograniczeń każdy zestaw zachowań stanie się bezużyteczny. Z drugiej, jednak
strony rzeczywistość polityczna jest bardzo złożona i tylko dzięki budowie
uproszczonych modeli możliwe jest jej opisywanie.
Pewnym, praktycznym
mankamentem tej teorii może być jej podatność na wulgaryzację, na wzmocnienie
przekonania, że polityka (i w ogóle cała ludzka egzystencja) to jedynie kwestia,
„kto kogo i za ile”. Niewątpliwie szeroko rozumiani politycy i urzędnicy, jak
większość ludzi dbają o swoje partykularne interesy, jednak podsumowywanie każdego
działania stwierdzeniem, że ktoś coś zrobił tylko dlatego, że mu się to
opłacało może doprowadzić do całkowitego zaniku dialogu oraz wydatnie utrudnić
jakąkolwiek analizę polityczną.
Reasumując teoria
racjonalnego wyboru krytykowana jest głównie za silnie determinujący wpływ
koncepcji racjonalności wymuszającej na aktorach rozwiązania maksymalnie
korzystne, tymczasem jednostki bardzo często podejmują działania wyłącznie w
celu uzyskania wyników satysfakcjonujących nie optymalnych, nie wspominając o
zachowaniach czysto altruistycznych. Czynnikowi ideowemu przypisuje się rolę,
co najwyżej drugorzędną.
Warto jeszcze, na
zakończenie wspomnieć o argumencie postmodernistów, którzy krytykują to
podejście w kontekście tzw. „samospełniającego się proroctwa” – ludzie, którzy
zaznajomili się już teorią racjonalnego wyboru zaczynają działać pod jej
wpływem racjonalnie. Dzięki czemu teoria, która początkowo nie opisywała
realnych mechanizmów z biegiem czasu coraz bardziej zaczyna pasować do rzeczywistości
– ponieważ to ona się dostosowała do teorii a nie odwrotnie.
Instytucjonalizm
Behawioralizm
(pośrednio również teorie bazujące na koncepcji racjonalności) powstał w
opozycji do tzw. klasycznego lub tradycyjnego instytucjonalizmu. Z kolei nowy instytucjonalizm
pojawił się jako reakcja na opisywane wyżej podejścia. Miał stanowić przeciwwagę
dla „behawioralnej rewolucji” lat 50-tych i 60-tych oraz zaczynającej stawiać
coraz śmielsze kroki teorii racjonalnego wyboru. Nazwa – nowy instytucjonalizm
pochodzi od tytułów: artykułu autorstwa Jamesa G. Marcha i Johana P. Olsena The
New Institutionalism: Organizational Factors in Political Life
oraz ich klasycznej już pozycji Rediscover Institutions: The
Organizational Basis of Politic.
Asumptem do wykrystalizowania się nowego nurtu był sposób, w jaki traktowano do
tej pory instytucje, postrzegano je albo, jako niemal rzeczywiste statyczne
byty – tak czynił klasyczny instytucjonalizm, albo jako powtarzające się
regularnie wzorce zachowań – specyficzne reakcje na bodźce znajdujące swoje
odbicie w rolach społecznych, tak postrzegane były instytucje przez część
behawioralistów; dla teoretyków racjonalnego wyboru stanowiły zagregowane
indywidualne preferencje oraz wybory podjęte przez racjonalnie egoistyczne
jednostki. Na to wszystko nie godziło się nowe pokolenie instytucjonalistów.
Warto teraz
przypomnieć, czym był klasyczny/tradycyjny instytucjonalizm i czym różni się od
nowego wcielenia.
Klasyczny instytucjonalizm
Początki
tradycyjnego instytucjonalizmu sięgają głęboko w przeszłość, choć okres
świetności tego prądu to wiek XIX. Można go łączyć z koncepcjami: Maxa Webera,
Wodorowa Wilsona czy Carla Fredricha. W warstwie teoretycznej – w tradycyjnym
instytucjonalizmie pojęcie instytucji stanowiło synonim formalnego
zorganizowania zbiorowości politycznej. Instytucjami były: ustawa zasadnicza,
legislatura, cały aparat państwowy itd. Podejście to cechują: deskryptywność
(koncentrowanie się na zrozumieniu), indukcja (prymat obserwacji nad teorią),
formalistyczna-legalność (studiowanie formalnego zorganizowania rządu, badanie
aktów prawnych) oraz silna skłonność do komparatystyki (porównywanie zmian w
historycznym kontekście).
Do tego katalogu można dodać również: legalizm (centralna rola prawa),
strukturalizm (znikomy wpływ aktorów), holizm (porównywanie całych systemów
państwowych), historycyzm (studiowanie historycznych stadiów rozwoju),
normatywność (poszukiwanie „dobrego rządu”).
Starano się stworzyć koncepcję „dobrego rządu”, część badaczy za wzorcowy
uznawała model demokracji westminsterskiej (ogólnie rzecz biorąc – model demokracji
liberalnej). Instytucjonaliści traktując systemy polityczne jako całość swoją uwagę
koncentrowali na ich odmianach: czy był to system prezydencki, jedno czy dwu
izbowy itd. Powodowało to pewne kłopoty np. przy próbach opisu krajów bez (ugruntowanej)
tradycji konstytucyjnej. Kurczowe trzymanie się aspektu formalnego (połączone z
niedocenianiem nieformalnego wymiaru) powodowało silne strukturalistyczne
konsekwencje – zakładano, że normy prawne w sposób deterministyczny ograniczały
możliwe sposoby postępowania aktorów. Z tych objęć strukturalizmu mogły się
wyswobodzić jedynie tzw. „wielkie jednostki”. Kluczowe założenia trafnie
podsumowuje R. A. W. Rhodes przypisując podejściu instytucjonalnemu koncentrowanie
się na: zasadach, procedurach oraz formalnej strukturze zorganizowania rządu.
Ponadto zauważa, że podejście to łączy w sobie cechy warsztatu prawnika i historyka.
O istnieniu instytucji można się było przekonać namacalnie, gdyż to instytucje
posługiwały się prawem, i jego egzekwowaniem. Ponieważ teoretyczność nie była w
cenie, liczyły się fakty, większość wysiłku badawczego szła w deskrypcję. Nie
formułowano żadnych praw, starano się zrozumieć. Naukowiec był świadomym
obserwatorem, który spisywał swoje wyabstrahowane i pozbawione teoretycznej podbudowy
spostrzeżenia. Inaczej mówiąc metodologia tego podejścia sprowadzała się w
dużej mierze do świadomej obserwacji, przeradzającej się następnie w wyzuty z
wszelkiej abstrakcyjnej terminologii opis. Wyboru istotnych dla komentatora
faktów dokonywano w sposób intuicyjny i zdroworozsądkowy. Opisowo przedstawiono
ustrój danego państwa, precyzyjnie badano relacje, jakie łączyły poszczególne
poziomy władzy. Różnic i podobieństw szukano na poziomie całych państw. Drugim
filarem tradycyjnego instytucjonalizmu, obok śledzenia formalnych rozwiązań był
legalizm, badacze koncentrowali się na prawie i procesie rządzenia. Badano, jak
ustawodawstwo wpływa na sposób sprawowania władzy, co za tym idzie przedmiot
zainteresowania był ograniczony do rządzącej elity. Dzięki przywiązywaniu dużej
wagi do kontekstu historycznego, co jest cechą wspólną obu instytucjonalizmów
(klasycznego i nowego szczególnie w wydaniu historycznym), próbowano zrozumieć,
w jaki sposób instytucje wpływają na działania aktorów. Należy nadmienić, iż sposób,
w jaki klasyczni instytucjonaliści opisywali świat polityki jest nadal
dominujący w publikacjach jurystów opisujących polityczną rzeczywistość.
Nowy instytucjonalizm – główne założenia
W przeciwieństwie
do swojego poprzednika nowy instytucjonalizm zmienił diametralnie podejście do
instytucji. Oprócz formalnej „skorupy” rozszerzył swoje zainteresowanie o
„życie wewnętrzne” instytucji dodając do katalogu swoich zainteresowań także
wymiar nieformalny ich funkcjonowania. Dostrzeżono również, że interakcje
istnieją nie tylko pomiędzy instytucjami, ale i pomiędzy jednostkami a instytucjami
– dodano nowy, idący „w głąb”, poziom zainteresowania. Instytucje zaczęto
postrzegać jako procesy i zestawy zasad ograniczających poczynania aktorów, to
już nie tylko skostniałe formalne struktury, jak przyjmowano wcześniej. Normatywność
wcześniejszego podejścia została zatarta przez stwierdzenie, że to ludzie są
twórcami instytucji mogąc je modelować i dostosowywać do swoich potrzeb.
Różnice pomiędzy tradycyjnym i nowym podejściem do instytucji dobrze opisuje
Vivien Lowndes. Autorka stosuje sześć kontinuów: od koncentracji na
organizacjach do koncentracji na regułach (instytucje postrzegane są raczej
jako zestawy zasad, nie jako organizacja), od formalnego do nieformalnego
pojęcia instytucji (nowe podejście skupia swoją uwagę zarówno na formalnym jak
i nie formalnym wymiarze działania instytucji), od statycznego do dynamicznego
pojęcia instytucji (instytucje to procesy, nie „rzeczy”), od ukrytych
wartościowań do stanowiska krytycznego wobec wartości (odejście od jednoznacznego,
normatywnego stanowiska), od holistycznego do zdezagregowanego pojęcia
instytucji (odejście od całościowego ujmowania instytucji, na rzecz badania
mniejszych jednostek i zachodzących w nich procesów różnicujących), od niezależności
do zakorzenienia (instytucje „zakorzeniają się” tworząc ścieżki zależności
sekwencyjnej).
Tę nową odsłonę klasycznej wersji instytucjonalizmu należy traktować jako
wieloaspektowe i wielopoziomowe podejście do procesu politycznego. Nie jest to
scementowana konstrukcja metodologiczna.
Nowy instytucjonalizm można postrzegać jako nowe oblicze strukturalizmu,
oblicze o bardzo stępionych i rozmytych rysach. Propozycja powiązania ludzkiego
działania z formującym je wpływem struktury/kontekstu jest dużo bardziej
elastyczna niż koncepcja racjonalności obecna w modelach teorii racjonalnego
wyboru. Należy w tym miejscu nadmienić, iż „ (…) instytucjonaliści historyczni
uznają, iż instytucje raczej ograniczają niż umożliwiają działania polityczne.”.
Wyraźnie widać tutaj różnicę w sposobie pojmowania instytucji przez nowych
instytucjonalistów i teoretyków racjonalnego wyboru. Przywrócenie instytucji
naukom politycznym wynikało z głębokiego przekonania, iż ludzkiego działania
nie da się wyjaśnić bez odniesienia go do kontekstu instytucjonalnego.
Wspomniani wyżej
March i Olsen – twórcy nazwy „nowy instytucjonalizm”, w latach
osiemdziesiątych, oskarżali współczesne nauki polityczne o: kontekstualizm
(przedstawianie polityki jako stałego elementu życia społecznego.
Koncentrowanie się na społeczeństwie kosztem analizy państwa), redukcjonizm (redukowanie
całego procesu politycznego do poziomu jednostek połączone z ignorowaniem wpływu,
jaki wywiera sposób zorganizowania życia społecznego), utylitaryzm (nadużywanie
koncepcji egoistycznej genezy ludzkich działań), instrumentalizm (niedocenianie
sposobu organizacji życia politycznego i wpływu nań symboli, rytuałów i
ceremonii) oraz za funkcjonalizm (– wizja czasu, jako drogi dochodzenia
do optymalnych stanów równowagi).
Autorzy ci stwierdzili jednoznacznie, że „organizacja życia politycznego ma
znaczenie”.
Kluczowym,
teoretycznym założeniem dla tej teorii jest koncepcja instytucji. Instytucja
to: stabilny, powtarzający się wzór zachowania.
Dookreślając: „Instytucje określają tożsamość jednostkową, grupową oraz
społeczną, sens przynależności do pewnej zbiorowości. (…) Wewnętrzne procesy
instytucjonalne wywierają wpływ na takie kwestie, jak dystrybucja władzy. (…)
analiza instytucjonalna zakłada, że instytucje polityczne odgrywają bardziej niezależną
rolę. Nie tylko społeczeństwo wpływa na państwo, lecz także państwo wywiera
wpływ na społeczeństwo. Demokracja polityczna uzależniona jest zarówno od
warunków ekonomicznych i społecznych, jak i od projektu instytucji politycznych.
(…) Instytucje polityczne wyznaczają zatem ramy polityki.”.
Podstawową kwestią jest zrozumienie, czym dla nowego instytucjonalizmu są
instytucje. Najkrócej można powiedzieć, że są mediatorami, ukontekstowiają
ludzkie działanie. Nie można ich utożsamiać jedynie ze sposobem zorganizowania
życia politycznego, tak jak czynili tradycyjni instytucjonaliści, raczej należy
je postrzegać jako procesy, zestawy reguł ograniczających, a tym samym dookreślających
sposób, w jaki zachowują się aktorzy. Należy podkreślić: instytucje to nie
rzeczy, instytucje to procesy. Inaczej mówiąc politykę można przyrównać do gry
toczącej się wedle zasad, czyli w sposób ograniczany przez instytucje,
przedstawiając sprawę jeszcze bardziej obrazowo, instytucja to naczynie a
polityka to wlewana weń ciecz. Jak powszechnie wiadomo ciecz najprawdopodobniej
dostosuje się do kształtów naczynia – w podobny sposób można opisywać funkcję
jaką pełnią instytucje w życiu politycznym. Instytucja: wykracza poza poziom
jednostek – obejmuje (tym samym łączy) grupy opierające się w swoim
funkcjonowaniu o jakiś wzorzec interakcji, ponadto instytucja musi trwać w
czasie – powinna istnieć we w miarę stabilnej formie,
instytucja musi wywierać wpływ na zachowania aktorów, do tego katalogu niektórzy
instytucjonaliści (normatywni) dodają jeszcze twierdzenie, iż jednostki powinny
być połączone wspólnotą wartości. Funkcją instytucji jest upraszczanie
ludzkiego życia. Tym samym nie wyklucza to racjonalności. Zazwyczaj jednostki
działają w zgodzie z duchem instytucji by optymalizować swoje zyski. To
ostatnie stwierdzenie otwiera perspektywę dla hybrydyzacji.
W śród badaczy nie
ma konsensu, co do ilości odmian instytucjonalizmów. R. A. W. Rhodes wymienia
trzy: consitutional studies, public administration, ‘new
institutionalism’.
P.
A. Hall i R. C. R. Taylor jako nowe zaklasyfikowali trzy podejścia: historical
institutionalism, rational choice institutionalism, sociological
institutionalism. B. G.
Peters, poza old institutionalism wylicza aż siedem, koncentrujących się
na różnych aspektach, odmian nowego podejścia: normative institutionalism,
rational choice theory institutionalism, historical institutionalism,
empirical institutionalism, sociological institutionalism, institutions
of interest representation, international institutionalism. V. Lowndes wymienia
jako najistotniejsze dwie odmiany nowego instytucjinalizmu: normative
institutionalism oraz rational choice institutionalism.
V. Schmidt wylicza cztery odmiany, do trzech już wcześniej wymienianych:
rational choice institutionalism, historical institutionalism, sociological
institutionalism dodaje jeszcze dopiero krystalizujący się discursive
institutionalism.
Wyraźnie widać, że nie ma jednomyślności w klasyfikowaniu różnych nurtów nowego
instytucjonalizmu.
Zazwyczaj
przedstawiciele nowego instytucjonalizmu przy formułowaniu teorii korzystają
zarówno z metody indukcyjnej jak i dedukcyjnej. Teoria ma upraszczać rzeczywistość
w taki sposób by badacz był w stanie przewidywać możliwe scenariusze, ma
wspomóc w selekcji istotnych faktów, rolą teorii nie jest kształtowanie
rzeczywistości.
Dzięki teoretycznym modelom możliwe staje się odtworzenie sieci powiązań,
jakimi instytucje wpływają na aktorów. W przeciwieństwie do behawioralistów i
tradycyjnych, nowi instytucjonaliści nie mają problemów z wychodzeniem w swoich
badaniach od teorii. Ich celem jest obserwowanie wszystkich przejawów
rzeczywistości – zarówno zjawisk, koincydencji zachodzących regularnie, jak i
nie regularnie. Tym samym łamią naczelną zasadę behawioralizmu mówiącą o poszukiwaniu
regularności w ludzkim działaniu. Polemika z behawioralizmem idzie jeszcze
dalej, nowi instytucjonaliści swoją analityczną uwagę koncentrują na wnętrzu
systemu. Ich zainteresowanie procesami na wejściach i wyjściach jest dużo
mniejsze niż w przypadku behawioralistów. Przy próbach wyjaśniania zmian nowi
instytucjonaliści chętnie odwołują się do czynników ideowego i materialnego,
idee mogą funkcjonować w polityce w oderwaniu od materii. Jednym z najbardziej fascynujących
problemów, jakie niesie za sobą nowy instytucjonalizm jest problem wyjaśniania
zmiany i trwania instytucji. Teoretycy racjonalnego wyboru (w swojej skrajnej
odmianie) w obawie o stan mocy eksplanacyjnej teorii utrzymują, iż preferencje
jednostek są pierwotne względem instytucji. W ich świecie zlikwidowanie instytucji
to nic trudnego, wystarczy jedna racjonalnie skalkulowana decyzja i instytucja,
bez śladu zniknie. Reszta nowych instytucjonalistów, niepodzielająca tego
woluntarystycznego optymizmu uważa, że instytucje „zakorzeniają się”. Trwając,
zaczynają być częścią ludzkiego życia i przez to nie da się ich tak łatwo
wymazać – stają się ważnym czynnikiem kształtującym ludzkie preferencje.
Ludzkie działanie wyjaśniane jest przez założenie, iż ludzie funkcjonujący w ramach
danej instytucji, zaczynają postępować rutynowo. Instytucje stopniowo zakorzeniają
się, zaczynają być trwałym elementem „pejzażu politycznego”. Aktorzy poddani
permanentnemu oddziaływaniu instytucji po pewnym okresie zaczynają przestrzegać
zasad rządzących instytucją, nie z powodu swojej i/lub jej racjonalności, ale
dlatego, że przyzwyczaili się w taki sposób funkcjonować. Reguły instytucji
zostały przez nich zinternalizowane i stały się częścią kanonu ich działania.
Instytucje postrzegane są jako pierwotne względem aktora. To one nadają jego
działaniom sens. Normatywni instytucjonaliści, czyli ta grupa badaczy, która
szczególną rolę przypisuje wartościom i szeroko rozumianej sferze aksjologii,
uważają, że zmiany w instytucjach mogę zajść za przyczyną włączenia w ich krwioobieg
nowych idei pochodzących od dokooptowanych aktorów. W opisach sporządzanych
przez nowych instytucjonalistów szczególne miejsce zajmują normy i wartości,
wokół których koncentrują się polityczne spory. Równocześnie są oni sceptyczni,
co do możliwości pełnego rozeznania własnych preferencji przez aktorów. Jest to
spowodowane przez jedno z głównych założeń teoretycznych – aktorzy zachowują
się w dany sposób, ponieważ przyzwyczaili się tak funkcjonować, nie ma tu
miejsca na wyrachowaną kalkulację, przyjmuje się, że to właśnie instytucje
nadają kształt preferencjom. Ostatnie uwagi odnoszą się do krytycznego
nastawienia nowych instytucjonalistów do teorii racjonalnego wyboru
(przynajmniej w jej klasycznym wydaniu) uznając przedstawiany przez nią obraz
za nazbyt uproszczony. Zdaniem prekursorów nowego instytucjonalizmu ludzie w
swoim działaniu kierują się logiką stosowności (logic of apporiateness).
Jednostki nie są w stu procentach wyrachowane i nie zawsze dążą do optymalnych
wyników, często wystarczą im wyniki zadowalające. March i Olsen twierdzą, że
aktor postępujący stosownie, tzn. w zgodzie z logiką stosowności, będzie
„działał obowiązkowo”. W sytuacji podejmowania decyzji będzie stawiał sobie następujące
pytania: „Jakiego rodzaju to sytuacja? Kim jestem? Na ile stosowne są dla mnie
różne działania w tej sytuacji?”.
Celem „działania obowiązkowego” będzie dostosowanie swojego postępowania do
modelowego wyobrażenia o nim. Np. lekarz będzie zadawał sobie pytanie: „co w
takiej sytuacji robi lekarz?”. Podobną sytuację będą przeżywać: politycy,
urzędnicy, policjanci, itp. Natomiast jednostka działająca antycypacyjnie,
kierująca się logiką konsekwencji zadaje sobie następującą sekwencję pytań:
„Jakie mam warianty wyboru? Jakie są moje wartości? Jakie są konsekwencje moich
wariantów wyboru dla moich wartości?”.
Celem działania będzie osiągnięcie optymalnego zestawu konsekwencji. Wyraźnie
widać, że jest to opis sytuacji wyboru prezentowany przez teorię racjonalnego
wyboru. Oba opisy stanowią konceptualizację dwóch odmiennych logik ludzkiego
postępowania. Zmiany w funkcjonowaniu procesu, jakim jest instytucja mogą zajść
w różny sposób np. przez włączenie w ramy instytucji nowych aktorów. Analizując
relacje na linii aktor – instytucja należy mieć na uwadze, że jest to proces o
charakterze interakcyjnym. Analityk polityki musi być świadomy faktu, że nie
tylko instytucje wywierają wpływ na aktorów, ale i vice versa, aktorzy
mogą formować postać instytucji. Instytucje potrafią się również bronić np.
wykluczając pewne kategorie aktorów. Tym samym nowy instytucjonalizm, w przeciwieństwie
do teorii racjonalnego wyboru, może rozpatrywać instytucje jako „autonomicznych”
aktorów.
W przeciwieństwie do swojego antenata nowy instytucjonalizm stara się analizować
systemy polityczna skupiając uwagę na poszczególnych częściach składowych np. badając
administrację publiczną. Instytucje postrzegane są jako postać stosunku władzy,
są również jego emanacją, są tworami niedomkniętymi, będąc procesem, ciągle
„się dzieją” i ewoluują (choć zdarza się, że zmiany zachodzą w sposób nagły i
przybierają charakter rewolucyjny).
Nie jest jasne,
dlaczego instytucje powstały i jak można dokonywać w nich efektywnych zmian. W
tym kontekście można mówić o czterech sposobach wyjaśnienia tych problemów. Po
pierwsze historyczny instytucjonalizm twierdzi, w swojej wersji operującej
koncepcją „wyrachowanej jednostki”, że instytucje trwają, ponieważ są emanacją
stanu (optimum w sensie Pareto), w którym zmiana spowodowałaby pogorszenie
stanu innych jednostek. Po drugie historyczny instytucjonalizm o kulturowym obliczu
(‘cultural approach’) przyjmuje, że instytucje są po prostu szablonami
zestawów zachowań, często motywowanymi przez światopogląd. Równocześnie owe
szablony umykają precyzyjnemu badaniu i są tym samym impregnowane na większość,
zamiarów reformatorskich. Trzecią próbą wyjaśnienia, dlaczego instytucje
istnieją jest propozycja instytucjonalizmu racjonalnego wyboru. Instytucje są
racjonalnie zaplanowanym ludzkim konstruktami. Trwają, ponieważ minimalizują
ryzyko przeprowadzania „transakcji”, zwiększając przewidywalność zachowania
innych aktorów. Socjologiczny instytucjonalizm, będący ostatnią, czwartą próbą
wyjaśnienia problemów związanych z egzystencją instytucji twierdzi, że funkcją
instytucji jest strukturyzowanie kontekstu, w taki sposób, że nadają one
interpretacje zachowania aktorów. Co ważniejsze instytucje wpływają na
preferencje aktorów. Zmiana ma miejsce, ponieważ aktorzy zmieniają swój stosunek
do danej instytucji. Zarówno historyczny, jaki i socjologiczny instytucjonalizm
przyjmują, że wszelkie działania związane z tworzeniem bądź transformacją
instytucji mają miejsce w świecie już pełnym instytucji.
Inną hipotezą na powstawanie instytucji w czasie może być ich trojaki rodowód:
instytucje powstały w drodze celowego działania, przez przypadek lub w drodze
ewolucji.
Wady i słabości
Nowy
instytucjonalizm poszerzając zainteresowane analityków polityki o wymiar nieformalny
przyczynił się z jednej strony do formułowania bardziej przekonywających i pełniejszych
diagnoz, jednak z drugiej strony może zbliżyć się niebezpiecznie w stronę
czystej deskrypcji, – zatem musi poradzić sobie z dylematem: zawartość czy
złożoność teoretyczna. Zbytnie rozszerzenie dziedziny polityki i naniesienie
jej na sferę prywatną może doprowadzić do utraty z pola widzenia tego, co
istotne w polityce. Analityk opisujący politykę językiem procesów-instytucji,
reguł i norm musi być zdolny do wskazania tych najistotniejszych cech, które
konstytuują istnieje danej instytucji. Inaczej mówiąc istnieje ryzyko zamazania
różnic pomiędzy normami a regułami postępowania wyznaczanymi przez instytucje.
Zagrożenie takie jest efektem hojnego i zbyt łatwego włączania kolejnych
zjawisk do katalogu „instytucji”. Jeśli coś jest wszystkim, to w efekcie staje
się niczym. Nowi instytucjonaliści muszą radzić sobie z problemem zbytniej
elastyczności ich teorii. Problematyczność koncepcji instytucji wynika z
trudności określenia granic tego pojęcia. Jeśli będą one zbyt elastyczne.
Będzie to równoznaczne z niemożliwością falsyfikacji oraz uniemożliwi naukowe
stosowanie tego pojęcia – opisując wszystko nie będzie ono wstanie opisać czegokolwiek.
Podobny problem pojawia się w momencie, w którym próbuje się wyjaśnić jakieś
zachowanie. Można sformułować dwa wykluczające się rodzaje odpowiedzi: po
pierwsze można stwierdzić, że dane zachowanie jest wynikiem istnienia
instytucji, a fakt, że nie możemy owej instytucji ustalić, jest tylko efektem
naszej niewiedzy. Inaczej mówiąc instytucja istnieje, tylko, że my nie jesteśmy
w stanie jej wskazać. Druga, równoprawna odpowiedź lokalizowałaby powiązanie
między danym zestawem zachowań a wpływem instytucji. Tym samym rodzi się
klasyczny popperowski paradoks. Ograniczeniem tego podejścia jest to, iż z
jednej strony, baza epistemologiczna i metodologiczna jest szczególnie
skuteczna w opisywaniu stanów stabilności instytucjonalnej, jednak z drugiej
strony, zacznie gorzej radzi sobie z odnotowywaniem i wyjaśnianiem zmian.
ZAKOŃCZENIE
Na wstępie został
przytoczony podział ujęć rzeczywistości politycznej, zaproponowany przez A.
Heywooda. Klasyfikacja ta pozwala w przejrzysty sposób zaprezentować płaszczyzny
rzeczywistości politycznej, które można poddać badaniu. Wyraźnie widać, że
badanie jest utrudniane przez wielowymiarowość przedmiotu analizy. Na to
nakładają się jeszcze problemy z intersubiektywnym przekazywaniem wiedzy wynikające
m. in. z silnej interpretacyjności całego procesu badawczego. Powyższą klasyfikację
należy uzupełnić, jeszcze uwagą o charakterze ogólnym odnośnie do rodzaju metod
badawczych. Analityk polityki korzystając z różnych podejść analitycznych
korzysta równocześnie z całego wachlarza metod wypracowanych przez nauki
społeczne. Należą do nich stosowane w różnych odmianach m. in. metody
jakościowe, ilościowe oraz metody porównawcze.
Henryk Przybylski wylicza: metodę analizy systemowej, metodę porównawczą,
metodę behawiorystyczną, metodę modelowo-sytuacyjną oraz politologiczną analizę
faktów jako główne metody badań politologicznych.
Należy w tym miejscu zaznaczyć, iż nie wszystkie metody współgrają ze
wszystkimi podejściami, stąd też konieczna jest dobra znajomość założeń
ontologicznych i epistemologicznych każdego z nich.
Zaprezentowane
powyżej trzy główne nurty w analizie politycznej nie tylko ilustrują wieloaspektowy
wymiar procesu politycznego, ale również udzielają wskazówek, na jakie jego elementy
należy zwracać uwagę. Tym samym powiększa się katalog kwestii, o które musi
zapytać analityk. Polityka wymaga systematycznego opisywania i badania. W tym
celu konieczna jest znajomość różnych ujęć, ponieważ tylko krytyczna debata
jest w stanie uprawdopodobnić rozwój nauk politycznych. Słusznie i bezkompromisowo
problem ten opisuje wspominany już w tekście Mark Blyth: „Niektóre ujęcia mogą
być w istocie [podkreślenie w tekście – przyp. mój B.S.] lepsze niż
inne. Chodzi o to, by przyznać, że jedyny sposób, który umożliwia ustalenie,
czy dane podejście jest lepsze niż inne, to prowadzenie badań w ramach tych
odrębnych tradycji i uczestnictwo w dyskusjach na temat uzyskiwanych wyników. Zakładanie
a priori, że jedno ujęcie jest z konieczności lepsze niż inne, stanowi
przejaw intelektualnego imperializmu, który ogranicza wiedzę zamiast ją
pomnażać. Tak więc porównywanie i kwestionowanie różnych podejść (…) pozwala na
osiągnięcie celu wszystkich naszych wysiłków – możemy lepiej zrozumieć politykę
niż ci, którzy poprzestali na lekturze gazety.”.
mgr Błażej Sajduk (ur. 1981 r.) –
absolwent politologii na UJ. Doktorant na Wydziale Studiów Międzynarodowych i
Politycznych UJ. Asystent w Wyższej Szkole Europejskiej im. ks. Józefa
Tischnera.
Więcej na temat
think-tanków zob. J. K l o c z k o w s k i, Ślepe państwo, “Nowe Państwo”
nr 4/2006; W. P r z y b y l s k i, Think tanki Starej i Nowej Europy.
Studium przypadku: sytuacja w Austrii na tle Polski, „Międzynarodowy
Przegląd Polityczny” 11/2005, s. 192–271; P. B u r d z y, Think-tank, czyli
o skutecznym przekuwaniu idei w czyn, „Międzynarodowy Przegląd Polityczny”
3/2003, s. 204–210; szereg cennych artykułów można znaleźć w: The Role Of
Think Tanks In U.S. Foreign Policy, „An Electronic Journal of the U.S. Department
of State”, Vol. 7, No. 3, November 2002, http://usinfo.state.gov/journals/itps/1102/ijpe/pj73toc.htm
“Political
scientists have the capacity to offer some hindsight, a little insight and
almost no foresight’. J. H a y w a r d, British Approaches to Politics: The
dawn of a Self-Deprecating Discipline [w:] ed. J. H a y w a r d, B. B a r r
y, A. B r o w n, The British Study of Politics in the Twentieth Century,
Oxford 1999 za: C. H a y, Political Analysis…, p. 54.
Kwestią otwarta
jest bliżej jakiego modelu naukowego wyjaśnienia będzie się pozycjonowała
teorię racjonalnego wyboru. Obecnie podejmowane są próby łączenia jej dorobku
nie tylko z modelem pozytywistycznym ale również z realizmem (założenie wpływu
nieobserwowalnych struktur Zob. D. M a r s h, P. F u r l o n g, Skóra, a nie
sweter: ontologia i epistemologia w politologii, [w:] red. D. Marsh, G. Stoker,
Teorie i metody…, s. 30–32.) oraz koncepcjami interpretacjonistycznymi. Zob. A. H i n
d m o o r, Rational Choice…, p. 200–218. Warto w tym
kontekście zauważyć pewne podobieństwa i różnice pomiędzy beahawioralizmem a
teorią racjonalnego wyboru. Pojawienie się behawioralizmu i teorii racjonalnego
wyboru można łączyć ze sprzeciwem wobec pewnego wzorca uprawiania nauki. W
założeniu tych dwóch nurtów w badaniach powinny dominować „twarde”, możliwie
obiektywne zmienne. Jednak nie brak między tymi podejściami fundamentalnych
różnic. Dla teoretyków racjonalnego wyboru zebranie materiału do badań nie jest
problemem, następuje intuicyjnie – takie ujęcie sprawy ułatwia dedukcyjny sposób
tworzenia teorii. Jak widać obecny jest tu mechanizm odwrotny niż w przypadku behawioralizmu,
gdzie cały nacisk położony był na prowadzenie obserwacji i zdobywanie danych
empirycznych – zagadnienie to stanowiło jądro podejścia behawioralnego. W behawioralizmie
oczywista jest relacja pomiędzy zebranym już materiałem i teorią, w teorii
racjonalnego wyboru natomiast jest odwrotnie, kluczowe i najbardziej
problematyczne jest sformułowanie teorii. Różnice te są wynikiem różnego
sposobu uprawiania nauki – albo według zasad wzorca indukcyjnego albo
dedukcyjnego. Podobnie jak behawioraliści teoretycy racjonalnego wyboru niedoceniają
czynników subiektywnych. W początkowej fazie rozwoju teoria racjonalnego wyboru
nie doceniała w ogóle wpływu instytucji na kształtowanie ludzkich preferencji.
Obecnie istnieje kilka hybryd tego podejścia najbardziej popularną jest
instytucjonalizm racjonalnego wyboru.
Powyższą matrycę
można opisać w następujący sposób:
- Pierwsze pole (-5,-5), zwane
polem nagrody, opisuje sytuację, w której, zarówno A wyda policji B, jak i
B wyda A. Obaj pójdą do więzienia na pięć lat.
- Sąsiednie pole (0,-10), zwane
polem zagrożenia, opisuje sytuację, w której B nie wydaje policji A, ale A
na niego donosi – B idzie do więzienia na aż 10 lat, A jest puszczony
wolno.
- Pole zwane polem pokusy (-10,0)
– sytuacja jest lustrzanym odbiciem tej opisanej powyżej, jeśli B wyda A,
a A go nie wyda A idzie do więzienia na 10 lat a B jest wolny.
- W sytuacji, w której obaj nie
przyznają się do napadu na bank (-1,-1), pole zwane polem kary,
zostają osądzeni tylko na podstawie dowodów z włamań do samochodów – obaj
idą na 1 rok do więzienia.
Więcej na temat
“patologii” teorii racjonalnego wyboru piszą Donald Greek i Ian Shapiro. Zob.: D.
G r e e n, I. S h a p I r o Pathologies of Rational Choice Theory: A
Critique of Applications in Political Science, Yale University Press. New Haven 1994.
J. G. M
a r c h i J. P. O l s e n, Rediscover Institutions: The Organizational Basis
of Politics, New York: Free Press 1989 (wydanie polskie: J. G. M a r c h, J.
P. O l s e n, Instytucje. Organizacyjne podstawy…op. cit.).
Zob.: J. K a r p i
ń s k i, Wprowadzenie do metodologii nauk społecznych, Warszawa 2006; P.
B u r n h a m, K. G i l l a n d, W. G r a n t, Z. L a y t o n - H e n t y, Research
in Methods…; Część II. Metody, [w:] red. D. M a r s h, G. S t
o k e r, Teorie i metody…; Część 4. Analiza danych, [w:] E. B a b
b i e, Badania społeczne w praktyce, przeł. W. Betkiewicz, Warszawa 2004, A. G i d d e n s, Socjologia…, s. 658–681; W. P h i l i p s S h i v e l y, Sztuka
prowadzenia badań politycznych, przekł. E. Hornowska, Poznań 2001.
|