Strona główna | Czytelnia | Publikacje | Informator | Zarejestruj się | Zaloguj | Odzyskiwanie hasła | English Version
OMP

Główne Menu

Nasi autorzy

Strony tematyczne

Sklep z książkami OMP

Darowizny na rzecz OMP

Księgarnie z książkami OMP
Lista księgarń - kliknij

Strona poświęcona Włodzimierzowi Bączkowskiemu
Włodzimierz Bączkowski - Znajomość przedmiotu
.: Data publikacji 30-Lis-1999 :: Odsłon: 1171 :: Recenzja :: Drukuj aktualną stronę :: Drukuj wszystko:.

W świadomości przeciętnego inteligenta polskiego, zwłaszcza z Rusi Czerwonej, utrwaliło się swoiste, niepoddawane na ogół rewizji przekonanie, że sąsiadując od zarania swych dziejów ojczystych z narodem ukraińskim zna go dobrze i głęboko, że całkowicie w duszę mu zajrzał.

Podpatrzył Polak u Ukraińca "siłą złego" przysłowia ludowe złe, żołnierskie, z lamusa historii wydobył fakty świadczące o dzikości obyczajowej Kozaków (anarchizm, rizuny), a z codzienności - wyczyny szowinistów, objawy przerostu krytycyzmu, tchórzostwa politycznego.

I na tym się zatrzymał. Miał rację. Po co zgłębiać zło? Paprać się w błocie ukraińskiego życia?

***

Przychodzi mi na pamięć wiele spostrzeżeń. Przez lat parę mieszkałem w Warszawie w okolicy zamku, w sąsiedztwie Muzeum Narodowego i tu stwierdziłem, ze wszyscy prawie znajomi moi przygodni i nieprzygodni, codziennie przechodzący obok Muzeum Narodowego i Zamku Królewskiego - nigdy nie widzieli nagromadzonych skarbów muzealnych ani nie oglądali przebogatych i pięknych wnętrz zamkowych.

Przed trzema laty będąc przejazdem w Krakowie w gronie świeżo zapoznanych kolegów uniwersyteckich zwiedzałem miasto. Wśród pięciu mych "cicerone'ów" znalazł się tylko jeden kolega, który nie był "w narodowych pamiątek kościele" ignorantem. Znał i kochał Kraków. A reszta? Reszta "okazyjnie" ze mną zwiedziła groby królewskie na Wawelu, podziwiała piękno komnat zamkowych, po raz pierwszy trafiła do szeregu kościołów.

Powiedziałby pochopny w wyciąganiu wniosków, że przykłady przytoczone są wyrazem znużenia po latach muzeomanii z okresu niewoli. Ale oto przykład z innego świata.

Przez pięć lat przebywałem na Dalekim Wschodzie i poznałem kolonię polską w Charbinie. Zaobserwowałem, że przeważająca część, może dziewięćdziesiąt kilka procent inteligencji polskiej, mieszkającej od czasów wojny japońsko-rosyjskiej w tym odległym i pięknym kraju - Chinach, prawie całkowicie nie zna Chińczyków, ich języka, historii, dążeń kulturalnych i politycznych. Drobne fakciki z obyczajowości chińskiej, przypadkowe spostrzeżenia optyczne i spory zasób przekleństw chińskich zamyka sferę ich znajomości życia największego liczebnie narodu świata.

To samo prawie powiedzieć można o znajomości świata żydowskiego wśród chrześcijańskiej części inteligencji polskiej. Kto i co wie o Bundzie, Poalej-Sjonie, Bialiku, Tel-Awiwie lub jidish-deutsch'u?

Wydaje mi się, że przykładów tego rodzaju wyszukać można wiele i wszędzie.

Na tle tych spostrzeżeń uprzedzająca długie wnioskowanie intuicja narzuca już gotową hipotezę, którą można sformułować jak następuje: długotrwała bliskość fizyczna i łatwość poznania rzeczy działa hamująco na wolę poznania; obserwacja i poznawanie (nienaukowe i niesystematyczne) rzeczy od dzieciństwa powoduje jej zniekształcenie w świadomości, wywołane niekorygowanym obserwowaniem w okresie przemian psychicznych, zachodzących równolegle z rozwojem i dojrzewaniem duszy ludzkiej.

Dużo uzupełniających poza tym uwag nasunąć może kwestia przypadkowej cechy atrakcyjności i egzotyczności rzeczy poznawanej, problem zbanalizowania największych nawet arcydzieł literatury pięknej przez drobny fakt zamieszczenia ich w antologiach i podręcznikach szkolnych.

Ciekawym i pożytecznym byłoby wykorzystać na terenie życia polityczno-społecznego zdobycze psychologii pedagogiki, w granicach których, z lekka i niefachowo dotknięte zagadnienia poznawania leżą i są prawdopodobnie szeroko rozwinięte i opracowane.

***

Gdy przed paru laty po raz pierwszy porozumiewałem się ze społecznikami polskimi we Lwowie na tematy polsko-ukraińskie i operując danymi z prasy ukraińskiej prosiłem o wyjaśnienie niezrozumiałych szczegółów życia galicyjskiego, to przypomniało mi się zwiedzanie starego Krakowa i podświadomie odczuwałem, że odbywamy wspólne wycieczki w labiryncie spraw polsko-ukraińskich. Innym znowu razem cierpliwie wysłuchiwałem mniej lub więcej fantastycznych, zawsze jednak "ekskatedralistycznych" programów, planów i charakterystyk sytuacji kreślonych przez "ludzi z terenu".

Później, po paru latach, gdy sumieniami i opinią społeczeństwa polskiego wstrząsnęło morderstwo śp. T. Hołówki i jeszcze później, gdy już echa strzałów truskawieckich zatarły się w pamięci, a mijający czas umożliwił rodzenie się nowych nastrojów i wybitną ruchliwość polskiej elity galicyjskiej na odcinku spraw polsko-ukraińskich, wówczas właśnie stwierdziłem, że znaczna część, może większość patrycjatu lwowskiego całymi godzinami przerzucająca u George'a wielkie płachty "The Times'a", "Le Mafin'a" lub innego Tageblattu - języka ukraińskiego nie zna, prasy ukraińskiej nie czytuje, o życiu większości ludności czterech województw wschodnio-południowych dowiaduje się z kroniki "ruskiej" "Kuriera Lwowskiego" i innych organów politycznego chassydyzmu polskiego.

Dzisiaj, po 15 latach niepodległości polskiej, po 10 latach nieustannego krwawienia rany polsko-ukraińskiej, w dobie szybkiego rozwoju ruchów narodowościowych i rozlewającej się fali nacjonalizmu w Europie i Azji musimy sporządzić bilans swej znajomości zagadnienia polsko-ukraińskiego i rzetelnie, z wiarą w pożyteczność tego wyznania - powiedzieć prawdę w oczy: nasza młoda myśl polityczna (poza nikłymi wysepkami) problemu ukraińskiego nie rozumie i częstokroć nie dostrzega. Nie rozumie go myśl polityczna Wielkopolski, nie rozumieją go Polacy "Małopolscy", wbrew wygórowanym ambicjom w tym kierunku.

Wypadki toczą się szybko w naszych gorączkowych czasach. Toczą się szybciej niżeli je myśl polityczna, zaabsorbowana tysiącem spraw odbudowy i rozbudowy państwowości polskiej, zaobserwować i przetrawić potrafi.

Umieliśmy w dobie encyklopedystów wydawać i czytywać Ateneum ks. Chmielowskiego, w czasach Fryderyka i po zwycięstwie Piotra I pod Połtawą obywać się pospolitym ruszeniem, umieliśmy składać dowody wielkiego zacofaństwa i wstecznictwa.

Umiejmy dziś sprawę polsko-ukraińską odnieść do lepszej, również tradycyjnej połowy dziejów przeszłości i współczesności naszej, do której zaliczamy okresy nieznanej w świecie zachodnim tolerancji religijnej i narodowościowej, Konstytucję 3 Maja i stare, postrzępione sztandary z nadpisami w dwu językach - "For our and your liberty" - "Za naszą i waszą wolność".

Jedyna ku temu prowadzi droga. Wskazywali ją Piramowicz i Staszyc, Szkoła Rycerska i jej wielki uczeń Tadeusz Kościuszko. Na imię jej rzetelne, z trudem i mozołem, zdobywanie wiedzy o problemie podlegającym rozstrzygnięciu.

.: Powrót do działu Strony tematyczne :: Powrót do spisu działów :.

 
Wygląd strony oparty systemie tematów AutoTheme
Strona wygenerowana w czasie 0,237022 sekund(y)