Strona główna | Czytelnia | Publikacje | Informator | Zarejestruj się | Zaloguj | Odzyskiwanie hasła | English Version
OMP

Główne Menu

Nasi autorzy

Strony tematyczne

Sklep z książkami OMP

Darowizny na rzecz OMP

Księgarnie z książkami OMP
Lista księgarń - kliknij

Strona poświęcona Michałowi Bobrzyńskiemu
Michał Bobrzyński - Kazania sejmowe Skargi

Strona poświęcona Michałowi Bobrzyńskiemu
.: Data publikacji 05-Maj-2006 :: Odsłon: 2233 :: Recenzja :: Drukuj aktualną stronę :: Drukuj wszystko:.

Wykład publiczny, miany w d. 29 marca 1876 r. w Krakowie

Najświetniejsze karty nowszych dziejów Rzeczypospolitej polskiej przypadają niewątpliwie na wiek siedemnasty. Widok narodu, który zespoliwszy się wewnętrznie, podnosi się wobec Europy jako groźna na całej północy i wschodzie militarna potęga, który zgromiwszy kilkakrotnie Szwedów i chwilowo znowu przez nich zawojowany, wielkim patriotycznym wysileniem wydobywa się z ich mocy, obce zastępy z kraju wyrzuca i za morze je ściga, który stutysięcznym tłumom bisurmańskim staje jako przedmurze chrześcijaństwa, a pod Wiedniem siłę półksiężyca ostatecznie łamie, - widok ten, imponujący każdemu, sprawiedliwą nas napełnia radością i dumą. A jednak wszystkie te wspomnienia Kircholmu, Kłuszyna, Chocima i Wiednia nie są w stanie uwagi naszej dłużej przy sobie utrzymać, bo myśl nasza i serce nasze ciągnie nas nieprzeparcie w wiek XVI, w Zygmuntowskie czasy. Im bliżej się im przypatrujemy, im je dokładniej badamy, tym czasy te większy na nas wywierają urok. Dlaczego? Zwykle w to nie wchodzimy, dość, że jesteśmy pod urokiem, że czujemy się ogrzani i oświetleni tym słońcem, któremu w obrazie naszego mistrza, na Zygmuntowskim dzwonie, nie mogliśmy się niedawno do syta napatrzyć. Pytanie „dlaczego?” powraca jednak dla historyka, który w wieku szesnastym nie może odnaleźć ani tej siły i rozmaitości charakteru w panujących, ani tych triumfów narodu, które tak tłumnie występują na tle XVII stulecia. Historyk sięga więc głębiej, w stosunki wewnętrzne, myśląc, że odkrył z łatwością zagadkę, skoro w wieku chwały orężnej znalazł smutne rokosze, znalazł wojny kozackie, znalazł najwyższy wyraz anarchii: — liberum veto. Ale wkrótce przychodzi mu na myśl, że zło wewnętrzne, które tak jaskrawo wystąpiło za Jana Kazimierza, istniało już za czasów Zygmuntów, że swawola szlachty, wojna kokosza, rozterki religijne, pierwsze elekcje, niepohamowana buta panów — dość wspomnieć gniazdo Zborowskich — wszystko to trawiło sam rdzeń Rzeczypospolitej już w XVI stuleciu. Odpowiedź na pytanie nie jest więc łatwą, a po głębokim namyśle w tym ją dopiero znajdziemy, że naród polski w wieku XVII patrzy się już na swój rozstrój i upadek wewnętrzny obojętnie, bezmyślnie, kiedy przeciwnie w wieku XVI czuje złe, które go trawi, i zrywa się nieustannie, aby się z niego otrząsnąć. Ta samowiedza w narodzie, to nieustanne kuszenie się o rozwiązanie najwyższych zagadnień ludzkości, te wspaniałe kolejne usiłowania naprawy wyciskają na czasach Zygmuntowskich niezatarte piętno wyższości, czynią je pełnymi treści, budzą najwyższy, najszczytniejszy interes.

1

Spojrzyjmy, o ile czas na to pozwala, na te wielkie usiłowania XVI stulecia.

Rozpoczyna je Zygmunt Stary ze szczupłym gronem mężów, których bystre jego oko umiało wśród ciżby dworaków dopatrzyć i którzy podniesieni na najwyższe dostojeństwa umieli dzielić z królem jego niezachwianą powagę, głębsze zrozumienie rzeczy i usilną pracę. Wszystkie atoli reformy, podjęte przez Zygmunta Starego na Polu ustawodawstwa, wojskowości i skarbowości, rozbiły się o opór szlachty, która, powołana świeżo do udziału w politycznym życiu, nie była jeszcze do życia tego dojrzałą, a wodzona na pasku przez możnych, udaremniała najmądrzejsze usiłowania króla na swoją widoczna, szkodę, a na rzecz urażonej ambicji panów lub zagrożonego ich stanowiska. Wojna kokosza z r. 1536 jest już świadectwem tak smutnym ogólnego rozstroju, wróżbą tak nieszczęśliwa że należało zwątpić, czy społeczeństwo, które się do tego stopni rozprzęgło, zdoła się jeszcze pod jakimkolwiek hasłem do pracy organicznej skupić, do jednolitego silnego występu nakłonić. Po trzeba było jakiejś nowej, nieznanej idei, która by mogła wszystkiemu umysłami gwałtownie wstrząsnąć i w jednym je popchnąć kierunku. Tylko idea religijna posiadała tę siłę.

Widzimy też rzeczywiście, że reformacja w pierwszym swoimi gwałtownym występie takim się objawiła skutkiem. Nie wchodzimy tu w jej wewnętrzną wartość, nie zapuszczamy się w rozbiór ważnego pytania, czy myśl kościoła narodowego miała rzeczywistą podstawę w charakterze i usposobieniu narodu; zaznaczamy jedynie fakt, że w pierwszej chwili, kiedy myśl ta wydobyła się na jaw, w pierwszej połowie panowania Zygmunta Augusta, szlachta, która niedawno przedstawiła obraz takiego rozprzężenia pod Lwowem, która jeszcze na sejmie z r. 1548 w sprawie małżeństwa królewskiego z Barbarą obcym dała się powodować wpływom, zmieniła się nie do poznania. Terroryzm religijny skupia jej wszystkie dążenia, izba poselska staje na czele i występuje z polityczno-kościelnym programem wewnętrznej reformy, do którego należy także naprawa szkół i unia wszystkich krajów, wchodzących w skład Rzeczypospolitej. Modrzewski, Przyłuski, Marycki program ten uzasadniają w swych dziełach; Siennicki, Leszczyński, Przyjemski, Niemojewski kierują jego przeprowadzeniem na polu sejmowym. Duchowieństwo wyższe, które nader podówczas upadło (dość wspomnieć takich Uchańskich, Zebrzydowskich, Drohojewskich), zapomina o swym powołaniu, kokietuje z ruchem reformacyjnym, byleby za tę cenę uratować swe dziesięcinne snopy. Ludzie, którzy by zdolni; byli z przeciwnym programem wystąpić, jak Hozjusz i Kromer, nie znalazłszy poparcia, ustępują z pola walki i gotują się na późniejsze czasy. Szlachta tak jest do reformy kościelnej sfanatyzowaną, że chwilami zdaje się być gotową do ustępstw na rzecz władzy królewskiej, byleby Zygmunt August myśl jej pieszczoną kościół narodowy, urzeczywistnił. Atoli Zygmunt August nie odziedziczył po swoim rodzicu jego stałości przekonania i zasad. Prawdziwy Hamlet naszych dziejów, nie zdobył się na to, ażeby jako monarcha katolicki otwarcie przeciw reformacji wystąpić, nie odważył się na to, ażeby zerwać z Rzymem i reformację poprzeć. Wahanie to ustawiczne podkopało powagę tronu, stało się otuchą dla żywiołów anarchicznych, reprezentowanych podówczas przeważnie w senacie, udaremniło projekt reformy szlacheckiej w istotnych jej punktach. Zamiast jedności religijnej i panującego kościoła otrzymała Polska tolerancję, rozdział kościoła od państwa wątpliwej wartości; z projektowanej reformy politycznej utrzymało się tylko wojsko kwarciane, na rewindykacji roztrwonionych dóbr królewskich oparte; z zamierzonej unii ścisłej, centralistycznej tylko unia lubelska ze zgubnym dualizmem w rządzie, uświęcająca prawo wolnej elekcji bez ujęcia go w pewne określone karby. Zupełnym rozstrojem wewnętrznym kończyło się też panowanie ostatniego Jagiellona, a nowa gwiazda, jaka weszła na widnokręgu polskim, wielki doktryner Jan Zamojski, ujął na polach elekcyjnych wszech-władztwo czyli anarchię szlachecką w dogmaty ściśle sformułowane, najzgubniej uzasadnione.

W rozpaczliwym tym położeniu nie opuściła jednak kraju naszego Opatrzność. Na dane przez nią hasło rozbitki gromadzą się w nieliczny wprawdzie, ale silny przekonaniem zastęp, na którego czele staje osiwiały w zapasach religijnych Hozjusz i żarliwy Stanisław Karnkowski. Pod sztandarem katolicyzmu skupiają się wszystkie siły żywotne, Zamojski zmienia swe przekonania, na tronie zasiada dzielny Stefan Batory, a król ten, wychowany w arianizmie, ocenia przecież bystrym wzrokiem, że reformacja po stanowczej przegranej nie jest już żywiołem politycznym dodatnim; uznaje w idei katolickiej jedyną siłę zdolną do zwalczenia anarchii i w tym jawnym celu łączy się z tą świeżo powstającą potęgą. Rozpoczyna się epopeja wojenna, która rozgorączkowane sporami religijnymi umysły narodu na inna pole zwraca, — a na wewnątrz dzieło politycznego odrodzenia, zjednoczenia kościoła i wzmocnienia tronu. Padają pod toporem kata głowy Ościka i Samuela, sąd sejmowy na Krzysztofa Zborowskiego ogłasza infamię. Nagły zgon Batorego na chwilę tylko przerywa tę pracę, bo chwyta ją wkrótce, z nie takim może talentem, ale z równym przekonaniem i z nie małym charakterem Zygmunt III. Wówczas to jako niezrównany szermierz odrodzenia politycznego w duchu katolickim występ ksiądz Skarga Pawęski. Już w pierwszej jego próbie, w piśmie przeciw konfederacji z r. 1573, zapewniającej wolność wszystkim religijnym wyznaniom, widzimy zapowiedź jego późniejszej działalności i pracy. Długo jednak musiał się słowem i pismem zaprawiać Skarga do boju, zanim w r. 1588 zdobył sobie kazalnicę sejmową, stanowisko, na którym dopiero talent jego niepospolity w pełnym mógł zabłysnąć świetle. Było uświęcone zwyczajem, że sejm w pełnym swym składzie, to jest król, senat i izba poselska, uczestniczyli przed otwarciem i po zamknięciu obrad oraz każdej niedzieli, wśród sejmu przypadającej, w uroczystym nabożeństwie, którego najwyższym niemal punktem było kazanie do okoliczności zastosowane politycznej treści. Kaznodzieja królewski, który z prawa i obowiązku dzierżył kazalnicę sejmową, miał tu wielkie zadanie, ażeby narodowi zgromadzonemu przez swoich reprezentantów skreślić stanowisko kościoła katolickiego wobec państwa i społeczeństwa polskiego i ze stanowiska tego prace sejmowe oświecić, miał sposobność do skupienia w jednym obrazie całej działalności kościoła w tym kierunku podjętej i nakreślenia jej dalszego programu. Nie było zaś w kościele polskim nikogo, kto by z zadania tego umiał wywiązać się tak świetnie, tak porywająco, jak to właśnie uczynił Skarga. Szczęściem dla nas nie poprzestał Skarga na wygłoszeniu kazań wobec sejmujących stanów. Pragnąc bowiem, ażeby zasady i poglądy, jakie z kazalnicy sejmowej rozwijał, stały się udziałem całego narodu, streścił je jako całość ściśle w sobie zamkniętą i wydał pod tytułem powszechnie znanym Kazań sejmowych.

W ten sposób powstał jeden z najpiękniejszych pomników literatury naszej politycznej piętnastego i szesnastego stulecia. Literatura ta, zaiste olbrzymia, rysując się na ogólnym tle wymowy parlamentarnej, rozpoczęła od traktatów czyli uczonych rozpraw, w których, jak np. w głośnym traktacie Zaborowskiego, zdrowe poglądy i myśli wydobywały się z mozołem z pod scholastycznej formy, a błysnęła nagle w genialnym, wyższym nad swój wiek memoriale Ostroroga. Za Zygmunta Starego, w czasie odrodzenia klasycyzmu, ubrała się ona w poważne, z wielką siłą i misternym wygładzeniem stylu napisane mowy, a tuż obok otworzyła nieprzejrzane szeregi ulotnych pism, zjadliwych wierszy, paszkwilów zaprawnych attycką solą, a przypominających satyry rzymskie lub komedie Arystofanesa. Przytaczamy mowy Modrzewskiego za karą śmierci, wiersze Krzyckiego, Sejm niewieści Bielskiego. Za Zygmunta Augusta powstały pod hasłem przedsięwziętej przez naród naprawy Rzeczpospolitej wielkie dzieła Przyłuskiego i Modrzewskiego politycznej treści, zdumiewające niepospolitą erudycją, ogromem pracy i otwartym poglądem. Spory religijne rozkiełznały jednak ruchliwy umysł narodu do polemiki politycznej, w której na tle mnóstwa drobnych, zajadliwie namiętnych pisemek wydobywały się przede wszystkim dziełka pisane w postaci dialogów platońskich z niezrównaną werwą i życiem. Celowali w tym rodzaju Stanisław Orzechowski i Łukasz Górnicki. Odradzający się wreszcie z końcem tego wieku katolicyzm, przyswoiwszy literaturze swej politycznej wszystkie formy poprzednio wynalezione, stworzył rzecz nową, pierwej nieznaną: kazania sejmowe. Powiedzmy lepiej, rzecz tę stworzył oryginalnie Skarga. Kaznodzieje bowiem królewscy miewali wprawdzie i przedtem wśród sejmów kazania, atoli pierwszy Skarga pojął potęgę swego stanowiska, on pierwszy, wstąpiwszy na kazalnicę sejmową, ogłosił się „posłem. ale nie z jednego powiatu”. on też pierwszy odezwał się w kościele z mową na wskroś politycznej treści i z tego wzniosłego miejsca wygłosił narodowi w wielkich rysach program odrodzenia Rzeczpospolitej. Odtąd więc kazania sejmowe, rozpowszechnione drukiem, nabrały nowego znaczenia, stały się jedną z tych dróg i postaci, jakie obierała literatura polityczna ówczesna, aby do umysłów narodu trafić, ażeby do jego przekonania przemówić. Co więcej, kiedy wszystkie poprzednie polityczne dzieła i pisma przemawiały do rozumu, do wykształcenia, do ambicji i dumy narodu, kazania Skargi odezwały się niemal pierwsze do jego uczuć, i poruszeniem tej najtkliwszej struny zdobyły sobie najgłębszy wpływ, najsilniejszy rozgłos. Przypatrzmy się ich wzniosłej a tak przeźroczystej, tak jasnej wewnętrznej budowie.

2

Zjechaliście się w imię Pańskie — od tego rozpoczyna Skarga[1] - na opatrowanie niebezpieczności koronnych, abyście to, co się do upadku nachyliło, podparli; co się skaziło, naprawili; co się zraniło, zaleczyli; co się rozwiązało, spoili, i — jako głowy ludu, braci i członków waszych jako stróżowie śpiących i wodzowie nieumiejętnych i świece ciemnych i ojcowie dzieci prostych — o ich dobrem i spokojnym rozmyślali. Co iż jest rzecz niełacna i wielkich darów Bożych potrzebująca, uciekacie się do kościoła i ołtarza, do szukania łaski Ducha Św., z którejby wam był dany rozum i mądrość na dobrą i szczęśliwą takich potrzeb odprawę.

Myśl tę rozwija Skarga szerzej w całym kazaniu pierwszym, wskazuje na niebezpieczeństwa Polsce grożące i uzasadnia nimi potrzebę odezwania się do Boga[2]:

Na naprawę tedy rzeczy tak skażonych i trudnych i zabieganie tym i inszym, które się nie mienią, niebezpiecznościom — wielkiej mądrości potrzebujecie. A nie tylko tej przyrodzonej, której ludzie nabywają dowcipem, wychowaniem dobrem, czytaniem zwłaszcza historii i innych około rzeczpospolitej nauk, radą, towarzystwem mądrych, ćwiczeniem i rzeczy samych dotykaniem i doświadczeniem, laty i starością — ale też i onej z nieba mądrości sięgać wam potrzeba.

Jakżeż atoli można mądrości tej z nieba, do rządów ludzkich niezbędnej, dostąpić? Odpowiada nasz kaznodzieja: Modlitwą dl Boga i miłością ku braci[3].

Jeśli nam na wielkiej i nabytej nauce do spraw Rzeczpospolitej schodzi, wtedy na modlitwie do Pana Boga i na miłości ku złotej ojczyźnie i na miłości ku braci — którzy się wam wszystkiego zwierzyli — i na gorącości przeciw złej i fałszywej braci — którzy mieszają a swoich pożytków szukają — niechaj nie schodzi.

Kończy się też wzniosłą modlitwą pierwsze to kazanie sejmowe, które nam za wstęp do całego dzieła uważać należy. Nie otwarł w nim Skarga od razu wszystkich darów swojego ducha, powstrzymał swój polot myśli i zapał, ale uderzył ogromną powagą i namaszczeniem, skupił uwagę słuchaczów, przygotował ich do wielkiego dzieła, którego plan na początku następnego kazania takimi słowy kreśli[4]:

Nie masz nic pod słońcem trwałego; nie tylko domy i familie. ale i królestwa i monarchie wielkie ustają i upadają — i naród się po narodzie na ziemi odmienia. Lecz nic nie jest bez przyczyny, zwłaszcza w ludzkich sprawach, które z rozumu i wolnej woli pochodzą. Co rozumem i pilnością i cnotą stanęło, to się nie rozumem i niedbałością i złością ludzką obala. Jako ciała nasze albo wewnętrznymi chorobami albo powierzchnymi przypadkami umierają, tak i królestwa mają swoje domowe choroby, od których upadać muszą. Mają i nieprzyjacioły postronne, którzy je wojnami i rozbojem gubią. Obojej niebezpieczności zabiegać mądrzy z pomocą Bożą umieją i lud swój dobrzy sprawce wybawiają. Na choroby domowe mają lekarstwa, a na wojny i miecz mają rozmaite obrony. Żaden z was, przezacni panowie! nie jest tak prosty, aby nie baczył ciężkiej i wielkiej niemocy tego naszego królestwa i wewnętrznego a domowego jego zachwiania; albo żeby nie czuł mocnego nieprzyjaciela, który na głowy nasze następuje i rozbojem straszliwym nam grozi. Byście domowe niemocy tego królestwa zleczyli, łacniejszaby na przychodnia obrona znaleźć się mogła. A jako się chory bronić ma, który sam na nogach swoich nie stoi? Leczcież pierwej tę chorą swą matkę, tę miłą ojczyznę i rzeczpospolitę swoję. A jeśliście ostrożni i mądrzy lekarze, najdziecie wiele szkodliwych chorób jej, które jej bliską śmierć (obroń Boże!) ukazują, a jako złe pulsy źle jej tuszą. Pierwsza jest nieżyczliwość ludzka ku rzeczpospolitej i chciwość domowego łakomstwa. Druga niezgody i rozterki sąsiedzkie. Trzecia naruszenie religii katolickiej i przysada heretyckiej zarazy. Czwarta dostojności królewskiej i władzy osłabienie. Piąta prawa niesprawiedliwe. Szósta grzechy i złości jawne, które się przeciw Panu Bogu podniosły i pomsty od niego wołają. Mówmy za pomocą Bożą o tej pierwszej chorobie tego królestwa.

Myliłby się atoli, kto by w kazaniu, w ostatnich słowach zapowiedzianym, szukał szczegółowego, jaskrawego rozbioru prywaty. Dopiero na końcu kazania wspomina Skarga krótko o główniejszych objawach tej smutnej niemocy. Głęboka znajomość serc ludzkich wskazała mu bowiem, że daleko lepiej osiągnie tu cel zamierzony, jeżeli zamiast odkrywać w całej nagości grzech, przedstawi słuchaczom w pełnym blasku wprost przeciwną mu cnotę. Tak powstało porywające kazanie „O miłości ojczyzny”.

Niełatwym było zadanie, aby społeczeństwu, w którym pożytek jednostki górował bezwzględnie nad pospolitym dobrem, wytłumaczyć pojęcie miłości ojczyzny.

Jako najmilejszej matki swej miłować i onej czcić nie macie, która was urodziła i wychowała, nadała i wyniosła?

Od tego zapytania zaczyna Skarga[5], a rozwiązując je, kreśli wszystkie dobrodziejstwa tej matki — ojczyzny, kreśli wspaniały obraz ówczesnej zewnętrznej wielkości Polski, która „skupiła wam do jednego ciała Rzeczpospolitej tak szerokie i zacne narody! rozszerzyła państwo swe od morza do morza i sąsiadom was straszliwe poczyniła, iż oburzyć się na was nie śmieją!..." Pytanie rzucone wymownie na zamknięcie tego obrazu[6]: „Cóż wam więcej uczynić mogła” — znajdujemy w trzysta lat później w psalmach naszego wieszcza: „Wszystko nam dałeś, co dać mogłeś, Panie!”

„Czemuż więc - ciągnie wymowny kaznodzieja dalej — ojczyzny serdecznie miłować i onę w całości zatrzymywać i dla zdrowia jej wszystkiego tracić, gdy tego jest potrzeba, nie macie? Onę miłując, sami siebie miłujecie: onej nie życząc i wiary nie dochowując, sami siebie zdradzacie”. Wzniosłymi przykładami zapala więc Skarga umysły słuchaczów do miłości ojczyzny, tego, jak powiada, okrętu, który wszystkich nas niesie.

Gdy się z okrętem źle dzieje, gdy dziur nie zatykamy, gdy wody z niego nie wylewamy, gdy dla bezpieczności jego wszystkim, co w domu jest, nie pogardzamy, — zatonie i z nim my sami poginiemy.

Kazanie to, wybitne prawdziwym czarem słowa, posiada nadto w szeregu kazań swe odrębne znaczenie. Mając przystąpić do obrazu wewnętrznego upadku Polski, mając go w wielkich, w strasznej goryczy i nagiej prawdzie kąpanych rysach rozbierać, pragnął Skarga natchnąć słuchaczów duchem miłości ojczyzny, przejąć uczuciem, którym sam pałał, bez którego — jak to dzisiaj zbyt często widzimy — krytyka naszej przeszłości zamienia się w chełpliwe naigrywanie, w godną tylko politowania wzgardę.

Prawdziwym jednak mistrzem okazuje się Skarga, że umie skorzystać z wrażenia, jakie kazaniem o miłości ojczyzny wywołał, że nie czeka z przepowiednią upadku, którą właściwie dopiero na samym końcu, po wyliczeniu wszystkich chorób Rzeczpospolitej, powinien był podnieść. Przepowiednia ta spada na nas, jak grom, zaraz w następnym kazaniu: „O niezgodzie domowej”. Za nic sobie ważąc przykazania Chrystusowe, zapominając o tym, że jeden pan i król, jedne prawa i wolności, jedne sądy i trybunały, jedne sejmy koronne, jedna wspólna matka ojczyzna miła, — jedno ciało z rozmaitych języków i narodów skupione, że wszystko to do zgody wiązać i zniewalać powinno, wystawiają się Polacy na straszne niezgody swojej następstwa. W miarę jak Skarga piękne te myśli rozwija, rośnie potęga jego słowa, wznosi się polot ducha i przechodzi na koniec w zgrozą przejmującą przepowiednię upadku[7]:

Drogi sobie wszystkie prawie zagrodzicie do poratowania tak nachylonej do upadku ojczyzny swej i królestwa tego. Bo jako o nim w niezgodzie i waśniach radzić, jako się z rozumami waszymi i sercy znieść i składać do tego możecie, gdy niezgoda nic do kupy nie niesie, ale wszystko rozprasza i różnymi wiatry roznosi...

Nastąpi postronny nieprzyjaciel, jąwszy się za waszą niezgodę, i mówić będzie: „Rozdzieliło się serce ich, teraz poginą” i czasu tak dobrego do waszego złego a na swoje tyraństwo pogodnego nie omieszka. Czeka na to ten, co wam źle życzy, i będzie mówił: Euge! Euge! teraz je pożerajmy, teraz pośliznęła się noga ich, odjąć się nam nie mogą.

I ta niezgoda przywiedzie na was niewolą, w której wolności wasze utoną i w śmiech się obrócą...

Ziemie i księstwa wielkie, które się z koroną zjednoczyły i w jedno ciało urosły, odpadną i rozerwać się dla waszej niezgody muszą...

Język swój, w którym samym to królestwo między wielkimi onemi słowiańskimi wolne zostało, i naród swój pogubicie i ostatki tego narodu tak starego i szeroko po świecie rozkwitnionego potracicie i w obcy się naród, który was nienawidzi, obrócicie, jako się inszym przydało.

Będziecie nie tylko bez pana krwi swojej i bez wybierania jego, ale też bez ojczyzny i królestwa swego, wygnańcy wszędzie nędzni, wzgardzeni, ubodzy, włóczędzy, które popychać nogami tam, gdzie was pierwej ważono, będą...

Poruszywszy w ten sposób całą skalę uczuć, przeprowadziwszy je mistrzowskim stopniowaniem aż do najwyższego szczytu, zmienia Skarga kierunek słów swoich, uderza do rozwagi narodu. Kaznodzieja, który dotychczas polotem swego zapału unosił, kruszy teraz siłą swego rozumowania. Wywody, próżne wszelkiej erudycji książkowej, w całym piśmiennictwie współczesnym nużącej, wzięte z etyki chrześcijańskiej, a więcej jeszcze z doświadczenia i spostrzeżenia codziennego, z historii, i przetrawione nawskróś w umyśle Skargi, wychodzą z ust jego z całą dojrzałością wewnętrzną, z ogromnym ciepłem i życiem.

Wyliczywszy jeszcze w trzecim kazaniu jako przyczyny niezgody domowej rozszczepienie religijne, lekkie uważanie zwierzchności królewskiej, chciwość i pychę, poświęca Skarga dwa następne kazania trzeciej chorobie, trawiącej społeczeństwo polskie, — herezji. Przykładami z historii wywodzi najpierw, że religia nawet u pogan fundamentem jest władzy świeckiej, a „co jeno było królestw chrześcijańskich, wszystkie się na religii pobudowały”[8].

To także królestwo Polskie na tejże się religii św. osnowało i już sześćset lat i dalej blisko stoi, nigdy jej nie odmieniając. Teraz przed lat kilkadziesiąt nastąpiły herezje, na katolicką św. wiarę, na której to królestwo zasiadło, i na kapłaństwo, do którego ta Rzeczpospolita przywiązaną jest, jady i ostre nieprzyjaźni swoje podnosząc, chcąc, aby ustąpiła, a ich nową i gościnną religią znowu osadzone to królestwo zostało. Ale proszę, czujcie się, jako źle inne i obce fundamenta pod budowanie stare podkładać... ruszcież jeno tych fundamentów religii starej i kapłaństwa, ujrzycie wielkie zrysowanie murów królestwa i ojczyzny naszej, a zatem i upadek, obroń Boże, nastąpi.

Przekonanie to, na historii oparte, stara się Skarga uzasadnić w kazaniu piątym, w którym przeprowadza porównanie, "jaką moc w sobie ma katolicka wiara do zachowania i rozmnożenia świeckich królestw, a jaki jad mają w sobie heretyctwa do zguby i wywrócenia ich". Porównanie to, nader szczegółowe, obraca się około jednego głównego argumentu[9]:

Gdy się u katolików bracia powadzą, wnetże się zgadzać muszą. bo jednego sędziego mają, na którego rozsądku przestają. Lecz u heretyków, wedle nauki i zwyczaju ich, takiego do jedności i zgody niemasz sposabiania, bo nigdy z jedną wiarą i nauką nie idą, ale z wielą wiar i nauk. Mówią: pismo nas i statut niechaj sądzi, jakoby swary bez żywego sędziego skończyć się mogły.

A gdzie około wiary i rzeczy Boskich zgody nie masz, tam w rzeczach świeckich i w policei [t j. w państwie] być nie może, gdyż... kto inaksze ma duchowne, inaksze też i o świeckich rozumienie mieć musi.

Herezje ojca mają odstępstwo, matkę nieposłuszeństwo.

Rozprósz więc, Panie Boże nasz! — woła na końcu Skarga[10] — wszystkie zaraźliwe sekty, aby przez nie nie tylko dusze okupione krwią Syna Twego, ale i to nasze królestwo świeckie nie ginęło, a Twego błogosławieństwa nie traciło.

Jest to dopiero połowa programu, jaki Skarga w kazaniach sejmowych zakreślił, drugą czytamy w kazaniu szóstym: „O monarchiej i królestwie”.

W ciele ludzkim — od tego zaczyna się to sławne kazanie — dwa są przedniejsze członki, którymi się ciało ożywia i umacnia: serce i głowa. Wesołe serce a głowa zdrowa czynią człowieka mocnego i do wszystkiego sposobnego; a smutne serce, jako mówi Izajasz, i głowa chora ciało wszystko osłabia, iż od stopy nogi aż do wierzchu nic w nim potężnego nie będzie. Religia i stan duchowny w ciele Rzeczpospolitej jest jako serce zakryte i wnętrzne, z którego żywot wieczny pochodzi; a stan królewski jest jako głowa, w której są do rządu członków wszystkich: oczy, uszy i inne zmysły powierzchne, do tych widomych dóbr Rzeczpospolitej należące. Gdy wiara katolicka i duchowny stan naruszony jest, jako same serce, prędko Rzeczpospolitej śmierć przywodzi. Gdy też stan królewski słabieje i boleje, jako głowa chora, władza członków wszystkich ginie i królestwo wszystko upada. Mówiliśmy o pierwszej chorobie Rzeczpospolitej na serce, już o drugiej za pomocą Bożą mówmy, która jest na głowę to jest o królewskiej władzy osłabionej i nadwątlonej.

Najpierw uzasadnia nasz kaznodzieja potrzebę królewskiego jedynowładztwa. Jedność wszędzie jest doskonałością. Widzimy ją w ciele łudzkim, gdzie jedna tylko jest głowa, w rodzinie jeden mąż, w kościele katolickim jeden papież, a w całym świecie jeden tylko Bóg.

Nasza polska monarchia — mówi dalej[11]przed chrześcijaństwem stała kilka set lat; po świętej wierze chrześcijańskiej stoi już blisko lat siedem set, o żadnym rządzie, jedno królewskim pod jednym panem, nigdy nie wiedząc. Pod dwunaścią wojewód doznali Polacy, jako był zły rząd, i prędko się do pierwszego i przyrodzonego sposobu wrócili, mówiąc: Mala est pluritas principum, sit ergo unus rex (zła jest wielość panów, niech jeden będzie więc królem). Przed stem lat najznaczniej poczęła się nachylać do innych, królestwu przeciwnych rządów, ta. Rzeczpospolita polska. Z jakim pożytkiem naszym, sami na tych sejmach doznawamy.

Słabieje dostojność i władza królewska tymi boleściami: wolnością przebraną i zbytnią, z której idzie nieposłuszeństwo poddanych; rozprószeniem dochodów i imion stołu królewskiego, i koła poselskiego wykraczaniem z porządku zamierzonego.

Spostrzeżenie to historyczne rozwija Skarga szeroko, a kreśląc w jaskrawych barwach obraz sejmowego zamętu i szlacheckiej swawoli, wznosi się na stanowisko, któremu, niestety! dopiero bolesne doświadczenie kilku następnych stuleci zupełną oddało słuszność. Słuchajmy[12]:

Przez wiele set lat bez posłów królowie polscy z samym senatem i radą swoją potrzeby koronne i sejmy odprawowali. Dla poborów samych przyzywano posłów od szlachty z powiatów, z którymi za trzy albo cztery dni sejmy się kończyły, i były krótkie sejmy ale pożyteczne królestwu i dzielne. Gdy się poselski on urząd dalej szerzył, do tego przyszło, iż z niego teraz wielkie się dobrym radom przeszkody dzieją, i jeżeli co do upadku koronie tej pomaga, jako sami między sobą często mówicie, tedy to samo koło najrychlej ją przewróci i zgubi... Najprzód obieranie posłów na sejmikach takie jest, iż możniejsi a śmielsi czynią, co chcą: albo się sami obierają i drudzy mało nie dożywotni sobie ten urząd czynią, albo takie wystawiają, którzy ich myślom i przedsięwzięciu służą. A szlachta w prostocie nie wiedząc, co się dzieje, pozwala i wrzaskiem wszystko odprawuje. Ci co się sami obierają, ze swymi złymi chciwościami a nie z powinnem ku dobremu Rzeczpospolitej sercem do tego urzędu przystępują... A gdy ich obieranie minie, takie artykuły napiszą, którymi myślom swoim służyć i sejmowe sprawy zatrudnić usiłują... burząc towarzysze, którzy o ich myślach nie wiedzą, nie to, co im prości bracia poruczają i co Rzeczpospolitej pożyteczne, czynią, ale z głowy swej i serca na urzędy obostrzonego, albo z głodu na swe dobre mienie, albo z waśni na duchowne, rozterki sieją i dobrym, pożytecznym Rzeczpospolitej radom przeszkadzają.

Uderzywszy na nieporządek w obradach, zamyka Skarga pogląd swój:

To najszkodliwsza, iż moc sobie tak wielką przyczytają, którą królewskiej i senatorskiej przeszkodę czynią, a monarchia chwalebną i ludziom zbawienną, jako się rzekło, w demokracją, która jest w rządach ludzkich najgorsza i najszkodliwsza i tu w tym królestwie tak szerokim niepodobna, obracają. To jest, iż chcą, aby szlachta albo lud pospolity przez posły swe rządził, a bez nich król z radą swoją nic nie czynił, a na ich konkluzję patrzył. Gzem się wszystka natura korony tej mienić i zatem ginąć musi. która jest królestwem a nie miastem greckim albo szwajcarskim ani Wenecją. A musiałaby się wszystka szlachta w jednych murach i w jednym mieście zamknąć i tam mieszkać, aby o sobie wszyscy zaraz radzić mogli...

Taki rząd popularitatis [tłumów] musi przecie mieć swoje króliki. Bo populus [tłum] na dwu językach albo na trzech polega, którzy królikowie, z sobą się wadząc i jeden drugiemu zajrząc, wszystko nogami wzgórę obrócą...

Dalszy ciąg tego smutnego obrazu znajdujemy w kazaniu siódmym: „O prawach niesprawiedliwych”. Czytając je dzisiaj, podziwiać musimy Skargę, który lepiej od wszystkich współczesnych prawników skreślił w nim pojęcie prawa, uzasadnił jego etyczną i społeczną podstawę, wykazał jego konieczne przymioty i warunki, i podniósł zasadę, o której u nas najczęściej zapominano[13]:

Lecz do praw urzędu zawżdy potrzeba, któryby od praw mówił i żywym był statutem... Prawo też to żadnego pożytku nie niesie, które się dobrą egzekucją i pilnym wykonaniem nie opatrzy i potężnością do przymuszenia nie przyprawi. //Piszem prawa, a więcej tych, które żadnego wypełnienia nie mają, papier mażem a karty ukazujem, a po staremu w nierządzie żyjem... Niemasz pilnych, niemasz ostrych, niemasz porządnych, niemasz nieodproszonych urzędników. Lada czym się od egzekucji odwiedzie, ustraszy, przedaruje. Urzędy mocy nie mają, któraby ludzie złe uzdała i do dobrego przymuszała... 1 tym wszystko słabieje i prawa na kartach, a na ludzkich obyczajach złość i swawolność zostaje.

A dalej:

A tak nie ladajako do stawienia praw przystępujcie, nie lada komu pisać ich zlecajcie. Nie pospólstwu, nie oraczom, nie prostym i nieuczonym, nie złym i podejrzanym w cnocie, nie oziębłym w nabożeństwie ku Bogu, ale tym, którzyby wszystkie potrzeby umiejętności praw mając i pobożność miłując, godnymi byli przybytkami Ducha św.

Czyliż to nie głęboka, nie wzniosła a sprawiedliwa uwaga? Pominięcie jej wykazuje Skarga przykładem kilku praw tak dalece niesprawiedliwych, że dla królestwa są prawdziwą zarazą[14]:

Naprzód w tym królestwie jest szkodliwe i jednej odrobiny sprawiedliwości w sobie nie mające ono prawo, które jurysdykcję duchowną kościoła Bożego psuje: gdy sądom duchownym żadnej egzekucji świeckiej ręce królewskiej czynić zakazuje...

Ono drugie jeszcze daleko gorsze, które konfederacją zowiecie roku pańs. 1573, w dziesięć lat potem od niektórych heretyków z oszukaniem prostych katolików uczynione, aby każdemu wolno było wiarę sobie jaką chce tworzyć i odmiany w kościele czynić, a za to żadnego karania nie odnosić...

I owoć niedobre prawo, które pojmać największego złoczyńcę nie każe, by i ojczyznę zdradził i majestat królewski obraził i sto głów zabił i domy wyłupił i najechawszy nazabijał ile chciał. Nie pojmajgo, aż się z nim prawo przetoczy po kilkanaście i 30 albo 40 lat.

Dotknąćby i onego złego prawa, którym kmieci i wolne ludki Polaki i wierne Chrześcijany poddane ubogie niewolnikami czynią, jakoby m a n c i p i a [rzeczy], kupieni albo na wojnie niesprawiedliwej pojmani byli, i czynią z niemi drudzy, co chcą, na majętności i na zdrowiu i gardle, żadnej im obrony i sądu żadnego na krzywdy ich nieznośne nie dając i na nich supremum dominium [panowanie nad życiem i śmiercią], na które się sami wzdrygamy, stawiąc. Co jeśli się godzi j jeśli to prawo ma jaką odrobinę sprawiedliwości, spytaćby praw i obyczajów wszystkiego chrześcijaństwa, duchownych i świeckich.

Jeśli nie kupni ani pojmańcy, jeśli Polacy tejże krwi, nie Turcy ani Tatary, jeśli chrześcijanie, czemuż w tej niewoli stękają? Czemu ichnie jako niewolników, ale jako najemników używać nie mamy? Na twej roli siedzi a źleć się zachowa, spędź go ze swej roli, u wrodzonej i chrześcijańskiej wolności mu nie bierz i nad jego zdrowiem i żywotem panem się najwyższym sam bez sędziego nie czyń. Starzy chrześcijanie, którzy za pogaństwa niewolnika i kupne mieli, wszystkim wolność dawali jako braciej w Chrystusie, gdy się świętym chrztem z niewoli diabelskiej wyzwalali. A my wierne i święte Chrześcijany Polaki tegoż narodu, którzy nigdy niewolnikami nie byli, bez żadnego prawa mocą zniewalamy i jako o kupione bydło — gdy dla swej nędzy uciekać muszą — pozywamy, i gdy żywności swej indzie ubodzy i znędzeni szukają, okup na nich jako Turcy za więźnie wyciągamy. Czego we wszystkim chrześcijaństwie nie słychać! Acz wiem. iż tego nie wszyscy u nas czynią, ale według złego i dzikiego jakiegoś a niesprawiedliwego prawa czynić na swoje potępienie, uchowaj Boże, mogą! Jakoż się z takim prawem wszystkiego na świecie chrześcijaństwa nie wstydzić? jako się o taką tyrańską krzywdę na oczy Boskie ukazać? jako się nie bać, aby nad nami na pomstę od Boga poganie takiej mocy i absolutum dominium nie używali.

Krzywda wołająca o pomstę, rana w narodzie polskim na straszliwsza, niewola ludu, zbudziła w Skardze szlachetne uczucie oburzenia, które go ponad wszystkich współczesnych postawiło wysoko.

Zadanie, które sobie postawił, było już zupełnie skończonym: podał wielki obraz upadku Rzeczpospolitej, wykrył jej choroby i ich polityczne następstwa, ale wielki kaznodzieja nie chciał słuchaczów swoich z wrażeniem, jakie stąd odnieśli, rozpuście. Wykazawszy narodowi, ile sam wobec siebie zawinił, postanowił jeszcze postawić go wobec Boga i zapytać: jak ten najcięższy z Bogiem załatwi rachunek. W kazaniu ósmym, ostatnim, wydobywa też Skarga jeszcze raz na jaw wszystkie grzechy narodu, „herezje, bezkarność, krew albo pot poddanych i kmiotków, lichwę, oszustwa, prywatę”. woła, czy sprawiedliwość Boża, obrażona tak srodze, może bez pomsty pozostać! Jeszcze raz wraca nasz kaznodzieja do proroctwa upadku, na to jednakże, ażeby zakończyć wszystko słowy[15]:

Umie Pan Bóg odmienić wyroki swoje, jeśli my odmienim złe życie nasze. Pokutujmy a wracajmy się do Pana Boga naszego, a on sam uleczy jako począł, zrani serce nasze prawą za grzechy skruchą i samże one rany zleczy.

3

Starając się w ten sposób streścić kazania sejmowe Skargi o ile możności własnymi jego słowami, — nie wątpiłem na chwilę że kto inny lepiej ode mnie zdołałby wytłumaczyć talent wielkiego kaznodziei wyjaśnić, dlaczego Kazania sejmowe takim są arcydziełem formy. Uwaga moja zapewne zbyt wyłącznie skierowaną: była na ich treść, na ocenienie doniosłości ich politycznej. Zrozumieć pomysły polityczne Skargi, a tym samem ocenić, wtedy dopiero zdołamy, jeśli wskażemy miejsce ich w współczesnym życiu politycznym narodu, jeśli je zestawimy ze współczesną polityczna literaturą.

Otóż literatura ta XVI stulecia, której wybitną cechą, jak to już powiedzieliśmy, jest świadomość wewnętrznego rozstroju Rzeczpospolitej zdaje się zrazu zasługi Skargi w wielkim stopniu umniejszać. Nie pierwszy Skarga — musimy powiedzieć — poruszył choroby Rzeczpospolitej i gorzkie narodowi wypowiedział prawdy. Po głębszym dopiero rozmyśle spostrzegamy, jaka to Skargę od wszystkich ówczesnych polityków odgranicza przestrzeń.

Pomijamy zupełnie ową grupę polityków, którą reprezentuje (Górnicki, ludzi bez stanowczych zasad, którym złe nie przedstawiało się w tak groźnej postaci, aby do uleczenia wymagało zupełnego przeobrażenia Rzeczpospolitej i heroicznych środków. Z tymi trudno nawet porównywać Skargę.

Zastanówmy się za to bliżej nad pisarzami, jak Stanisław Orzechowski i Krzysztof Warszewicki, którzy zarówno na polu religijnym jako i politycznym do jednych z nim przyznawali się zasad. Siłą wymowy, pięknością stylu, odwagą cywilną zbliża się Orzechowski niewątpliwie do Skargi. A jednak trudno ich siebie postawić. Kiedy bowiem Orzechowski w walce religijno - politycznej uderza zwykle do namiętności tłumów, chwyta się anarchicznych środków, brnie co chwila w skrajne utopie, a rzucając się na celibat, wszystko interesem swym osobistym mąci, to Skarga, nie schodząc nigdy z wyżyny zasad, trzyma się zawsze ścisłej rzeczywistości, a nieskazitelnością uczucia i charakteru świeci. Toteż do Orzechowskiego nikt otwarcie nie chciał się przyznać, a Skarga około sztandaru, którego bronił, skupiał coraz to większe i silniejsze stronnictwo.

Warszewicki widzi wprawdzie, tak samo jak Skarga, zbawienie kraju w katolicyzmie i absolutnym rządzie. Możnaż atoli jurgieltnika obcych dworów, człowieka bez iskry uczucia i polotu, Polaka, który, wynarodowiwszy się prawie, stawiał ojczyźnie swojej monarchię Filipa II jako ideał ku szyderstwu i wzgardzie, — możnaż człowieka takiego równać ze Skargą, który program swój opierał na głębokim zbadaniu stosunków Rzeczpospolitej i istotnych jej potrzeb, któremu gorzkie słowa wyciskała rozżarzona do szału miłość ojczyzny? Kazania sejmowe były też dla narodu balsamem, a pisma łacińskie Warszewickiego niemal paszkwilem ku uciesze nieprzyjaznej nam zagranicy.

W gruncie więc rzeczy, jakkolwiek się to może wydawać dziwnym, zbliżają się do Skargi najwięcej ci, którzy stoją od niego najdalej, pisarze reformacyjni — Modrzewski, Przyłuski, oraz wieloletni marszałek izby poselskiej, głośny z wymowy parlamentarnej Mikołaj Siennicki. Wszyscy podnoszą silnie konieczność religijnej jedności, kościoła panującego, oczywiście w swym duchu, wszyscy narzekają wymownie na nierząd, a kiedy Siennicki przez dwadzieścia lat na sejmach i sejmikach za silnym rządem królewskim przemawia, to Modrzewski, więcej moralista jak polityk, sięga głębiej i odkrywa rany społeczne, chłosta bezkarność i uderza patriotycznie na niewolę ludu. W miarę zaś, jak usiłowania reformy rozbijają się jedno po drugim o anarchię zbyt już zakorzenioną, z piersi tych ludzi wydobywa się coraz to częściej, coraz to rozpaczliwiej krzyk: zginęliśmy!

Im lepiej jednak badamy, im więcej i słuszniej podnosimy zasługi te polityczne naszych reformacyjnych pisarzy i mówców, tym wyżej stawić musimy katolickiego Skargę.

Skarga skupił w sobie te wszystkie przymioty, które mi tamtych kilku rozdzieliła Opatrzność, programem swym politycznym objął zarówno społeczeństwo jak i państwo, jasnością, ścisłością i przetrawieniem pojęć oraz mistrzostwem formy zwyciężył nad chwiejną nieraz i niepewną erudycją całej reformacyjnej literatury. Zważmy nadto, że taki Przyłuski lub Siennicki czuli za sobą niemal cały naród — szlachtę, a tłumacząc i popierając jej polityczny program, mieli z góry zapewniony poklask. Skarga natomiast nie tyle był reprezentantem swego stronnictwa, ile tłumaczem wyższych zasad, które stronnictwo to wzbraniało się w całej rozciągłości uznać i przeprowadzić, którym, o ile były niedogodnymi, do umysłów swoich wprost broniło przystępu. Kazania sejmowe przypadają właśnie na czasy rozprzężenia politycznego, które się około tak zwanego sejmu inkwizycyjnego z r. 1592 obraca.

Nie wyjaśniła dotychczas historia ówczesnego zamętu: wiemy zaledwie, że wywołała go niezręczność Zygmunta III, zaślepienie jego dworskiej partii, zawiść prymasa i Stanisława Górki ku osobie kanclerza i górująca ponad wszystkim a urażona ambicja Zamojskiego. Jedna i druga strona przenosi walkę w tłumy szlachty, na bezprawne samowolne zjazdy, oligarchia odsłania najwstrętniejsze swe strony. Król oskarżony o zdradę, zmuszony do upokarzającej dlań deprekacji, rozerwane węzły łączące dotychczas z narodem, zburzone zaufanie, a złota wolność szlachecka podniesiona do dogmatu politycznego, tak jak go jeszcze w roku 1573 sformułował Zamojski: „Najpierw obieramy królów każdy osobiście po wtóre nad poddanymi naszymi mamy nie tylko moc zupełną, ale nawet prawo życia i śmierci bez apelacji, po trzecie sami tak jesteśmy wolni, że ani król, ani żaden urzędnik żadnej nad nami władzy nie mają, jeno tę, jakąśmy im sami nad sobą nadali”. W takiej zaś chwili stanąć wobec narodu i rzucić mu w twarz prawdę, że owa mniemana złota wolność jest swawolą i bezkarnością, jest źródłem niezgody a podwaliną prywaty, że rozterki i wszechwładztwo sejmowe są wywróceniem rządu, że nie chcąc jednego króla, naród oddaje się pod władzę królików, że niewola ludu grzechem jest wołającym o pomstę do Boga, — na to potrzeba było mieć tę głęboką miłość ojczyzny i tę odwagę cywilną, jaką jaśnieje Skarga, jego talent niezrównany, który znienawidzoną prawdę umiał tak na dłoni wykazać, tak przekonywająco uzasadnić, że w obecności swojej tłumił wszelki szmer zawiści i gniewu.

Nie znalazł się też po dziś dzień nikt, kto by skreślonemu przezeń obrazowi upadku ośmielił się czynić zarzuty, chciał w nim wynajdywać błędy i braki. Mnóstwo natomiast takich, którzy — jedni z głębokim jadem, drudzy z pogardą i lekceważeniem — rzucają się na drugą część wywodów Skargi, na te ustępy kazań, w których wielki kaznodzieja – polityk bada przyczyny upadku i wskazuje sposoby ratunku. Strząśnijmy jad, sformułujmy rozsądne zarzuty.

Oto najpierw twierdzenie, że jedyną przyczyną wszystkich innych chorób i upadku Rzeczpospolitej była reformacja czyli, jak ją Skarga nazywa, herezja, wobec historii w całej swej rozciągłości utrzymać się nie da. Nowinki, jak wiadomo, wtargnęły do Polski pod koniec panowania Zygmunta Starego, a dopiero za Zygmunta Augusta wystąpiły jako czynnik stanowczy. A jednak rozprzężenie społeczeństwa polskiego i brak silnej władzy rządowej objawił się znacznie już przedtem w ruchu, który się wojną kokoszą zakończył. Składało się na to od dawna wiele przyczyn historycznych i ekonomicznych, które nie tu miejsce wyliczać. Reformacja zaś w pierwszym swoim występie, w czasie kiedy stanęła u steru, działała, jak wszędzie gdzie indziej tak również i w Polsce, nie treścią swoją, ale samym gwałtownym zapędem ku zjednoczeniu umysłów, ku stworzeniu silniejszego królewskiego rządu. Reformacja i jej najwybitniejsi szermierze dążyli do kościoła wyłącznie panującego, a za swoje najwyższe hasło przyjmowali i w Polsce zasadę: Cuius regio, illius religio (Panujący ma rozstrzygać o wierze).

Zarzut ten, chociaż w zasadzie słuszny, możemy jednak zwycięsko dla Skargi odeprzeć. — Skarga, wstępując na kazalnicę sejmową, nie przemawiał jako polityk ekonomista, przemawiał jako kapłan katolicki, walczył tylko tą bronią, jakiej mu dostarczyła nauka katolicka, a oświecając położenie polityczne z tego jednego stanowiska, musiał wszelkie inne względy pozostawić do ocenienia politykom z zawodu, jakich szerokie grono widział właśnie przed sobą. — Stanowisko to swoje określa też Skarga wymownie[16]:

Rzecze kto, ksiądz się wdawa w politykę. Wdawa i wdawać się winien, nie w rządy jej, ale w zatrzymanie, aby jej grzechy nie gubiły a wykorzenione z niej były, a dusze ludzkie w niej nie ginęły. My na złe prawa i niesprawiedliwości wasze narzekamy, a wy politykę waszą naprawujcie, jeśli z nią zginąć nie chcecie.

Wstępując na kazalnicę, nie wykładał Skarga jako historyki profesor, który z powołania swego bada przeszłość i przedstawia historyczną prawdę bez względu na jej chwilową doniosłość, nie oglądając się na wnioski, które z niej wyprowadzić się dadzą. Chcąc Kazania sejmowe sprawiedliwie ocenić, nie zapominajmy na chwilę, że jest to pocisk rzucony wśród najgorętszej walki na przeciwników, na żywioły, z którymi Skarga walczyć musiał z zawodu i przekonania. W walce takiej nikt zaś drugiemu nie będzie przyznawał częściowej nawet słuszności. A nadto — czyż to Skargą miał do czynienia z tym pokoleniem, o którym można jeszcze przypuszczać, że chwyciło się reformy religijnej z przekonania, z zapału religijnego, po części nawet z patriotyzmu, że widziało w niej naprawę kościoła i ratunek ojczyzny? — Bynajmniej! Pokolenie to dawno już zstąpiło do grobu z gorzkim rozczarowaniem, z zwątpieniem. Sobór trydencki, zakończony w r. l564, całej walce religijnej inny już nadał zwrot i postać. W Polsce reformacja pokonana, stała się już żywiołem zniszczenia. Pozbawiona ogólnego wpływu i poparcia, rozpadła się na kilkadziesiąt sekt o potwornych nieraz zasadach, które rozterki swe religijne wniosły pole politycznego życia, które w rozbiciu społeczeństwa i rządu widziały nieraz warunek swojego istnienia i bytu. Taki zaś protestantyzm, taką herezję widział Skarga przed sobą, z taką walczył jako polityk i kapłan, taką trafnie jako przyczynę złego scharakteryzował.

Wytępienie herezji postawił też Skarga narodowi jako pierwszy, kardynalny warunek ratunku. Do celu tego zalecał dążyć przede wszystkim łagodnymi środkami, i pewien był. że środki te na zbłąkany ogół najlepszy wywrą skutek.

Starać się ich [heretyków] przyciągnąć uprzejmością, posługa sąsiedzkimi a najwięcej dobrymi naszymi cnót świętych przykłady. A oni się zawstydziwszy powiedzą: Dobra wiara, co ma takie wyznawce dobra matka kościół ich, która takie dzieci rodzi.

Do żadnych rozruchów i pomsty nieprawnej katolicy przywieść się nie dali, ho rozumieli, iż to, co się urzędownie [tj. kościół panujący narodowy] nie utrzymało, to za czasem samo ustać się, jako ojcowie nasi mówili, miało bez przykrych i niebezpiecznych Rzeczpospolitej środków. I teraz widzim, iż się ta rada nieźle powiodła, gdy pilność duchownych przystąpiła a trochę się po onem pijaństwie luterskich drożdży ludzie przetrzeźwili. zwłaszcza Polacy nasi, którzy w łaskawych i cichych naturach, nie tak jako inne narody jadowite serca nosząc, łatwo przywieść się do dobrego łaskawością dają.

Żeby atoli heretykom wolność wyznania miała być prawnie zagwarantowaną, na to Skarga nigdy nie mógł się zgodzić i dlatego też przeciw konfederacji z r. 1573 z niezwykłą stanowczością i żarliwością nieustannie przemawiał.

Inna rzecz cierpieć i znosić herezje, gdy się ukarać bez tumultów i szkody katolickiej nie mogą. Inna rzecz wolność im dawać i one w pszenicy podsiewać. Insza rzecz jest, gdyby kto do czasu przypuścił...

Przeciw zatwardziałym nie zawahał się też doradzać przymusu:

Wyklinaj go [heretyka], wyobcuj go, zakazuj mu, aby z tobą i twymi nie spółkował, a on się z ciebie wyśmieje, ustąpić ci nie chce, nauką zaraźliwą dusze zabija. I nie musiszże dalej z nim postąpić? pewnie musisz go i z kościoła i ze wsi i z miasta twego wygnać, a jeśli się wracać chce, musisz mu pogrozić, a na osła co słowom nie rozumie, co twardego podnieść.

Był więc Skarga w całym słowa tego znaczeniu nietolerantem. Faktu tego nie przekręcą ci, którzy Skargę z zarzutu tego starają się oczyścić, sądząc, że mu przez to oddają przysługę. Naszym zdaniem, obrony takiej Skarga nie potrzebuje.

Tolerancja religijna, zdobycz nowszej cywilizacji, dobrą jest. gdzie społeczeństwo dojrzało już politycznie i bez względu na różność wyznań gotowe jest wspierać rząd i godność narodu i państwa. Gdzie atoli niema silnej władzy rządowej, gdzie rozliczne sekty burzą porządek społeczny i polityczny, liczą na jego zamęt a w zaślepieniu swoim gotowe są knować nawet z zewnętrznym nieprzyjacielem, tam wolność wyznania staje się tylko prawnym uświęceniem anarchii. Tak jednak było w ówczesnej Polsce, tak było w całej Europie w XVI stuleciu. Dlatego też żadne z państw ówczesnych nie uznało zasady wolności wyznania, nie przyłożyło ochoczo ręki do swej własnej ruiny. — Dla tego samego Polska w czasie, kiedy reformacja religijna w niej zapanowała, w latach między r. 1550 a 1560, zasady takiej jeszcze zupełnie nic znał Nikt też lepiej nie broni i nie tłumaczy Skargi jak koryfeusze naszej reformacji, Modrzewski i Przyłuski, którzy zwycięstwo reformacji w Polsce widzą tylko w postaci panującego kościoła narodowego. — Tolerancja powstała u nas dopiero po upadku reformacji, w czasie kiedy sekty protestanckie utraciły już nadzieję zdobycia sobie przewagi, a odradzający się katolicyzm nie czuł się jeszcze dość silnym, aby im wszystkim razem stawić skutecznie czoło.

Wówczas to powstała ustawa z roku 1563 i 1565, znosząca brachium saeculare dla wyroków sądów duchownych, a następnie sławna konfederacja inter dissidentes z r. 1573. Ustawa ta, zabezpieczająca swobodę i równość wszystkim wyznaniom, nie mogła się jednak dłużej utrzymać, jak tylko do czasu, póki katolicyzm nie odzyska pierwotnej swej siły, i upadła też zaraz w pierwszej połowie XVII wieku. Był to fakt dający się z góry przewidzieć. Widzi go naprzód Skarga.

Jeżeli więc Skarga żądał nietolerancji, to czynił to nie tyle jako kapłan, na rzecz kościoła katolickiego, którego zwycięstw i bez tego było już zapewnionym, ile raczej jako gorący patriota jako polityk myślący trzeźwo o zbawieniu ojczyzny. Przewidywał że nietolerancja przyjdzie później, a wtedy wyzyskiwać ją będą na szkodę dla narodu ciemne, bezmyślne tłumy, pragnął więc uczyni ją narzędziem w ręku panującego dla zbudowania silnej w rządowej. Był to środek uniwersalny, bez którego żaden rząd nowożytny w Europie, zarówno protestancki jak katolicki, nic powstał. Jest najgłębszym moim przekonaniem, że w Polsce ówczesnej tylko nietolerancja religijna uchwycona przez króla zdolną była zapewnić mu stanowcze poparcie choćby jednego stronnictwa, skupić w jego ręku polityczną siłę a obalić nierząd. Król, któryby raz pozbawił urzędu kilku senatorów dlatego, że nie uznali panującej religii, byłby następnie pozbawiał urzędu każdego, któryby jego politycznym rozkazom śmiał stawić opór, byłby stworzył silną, jednolitą maszynę rządową, której dożywotność urzędów stawiała nieprzepartą inaczej zaporę. Król, któryby w kwestii kościelnej, oparłszy się na fanatyzmie jednego stronnictwa, przeprowadził na sejmie jedną i drugą i trzecią ustawę, mimo oporu przeciwnego stronnictwa, jego krzyków, secesji, protestów, byłby tym samem uchylił zgubną zasadę jednomyślności i dokonał w podobny sposób społecznej i politycznej reformy. Byłoby przyszło zapewne do starcia i zawieruchy, ale władza królewska mogła z niej wyjść tylko wzmocnioną, bo tam, gdzie zasady ostro i stanowczo naprzeciw sobie stanęły, kompromis kosztem zasad, jaki np. Zygmunt III zawarł z rokoszem Zebrzydowskiego, był niepodobnym. Myśl ta, jakkolwiek ze stanowiska nowszej cywilizacji ją potępić należy, to ścisłe zespolenie kwestii religijnej z rządową, to oparcie silnego królewskiego rządu na pokonaniu anarchii, mającej wówczas niezdobytą fortecę w herezji, jest też najrealniejszym pomysłem politycznym Skargi.

Odrodzony i powracający w Polsce katolicyzm miał przed sobą dwie drogi otworem. Jedna polegała na tym, ażeby się przechylić na stronę anarchii, nie przeszkadzać namiętnościom politycznym tłumów, schlebiać im, ogłosić się za nieprzyjaciela wszelkiej reformy, za tarczę i obronę złotej wolności. Była to droga łatwiejsza, nie naruszała pozornie zasad i interesu religii a zdobywała popularność kościołowi i jego hierarchii. Druga droga była ciernistą, chwycić jej się mógł tylko ten, kto o zwycięstwie wiary katolickiej tak był przekonanym, że chciał iść wprost choćby na otwartą walkę, narazić na niepopularność kościół, a postawić i przeprowadzić w imię kościoła i jego bronią zasadę polityczną, silny królewski rząd, na jakim Polsce dotychczas zbywało. Kiedy zaś duchowieństwo polskie, osobliwie od czasu rokoszu Zebrzydowskiego, chętniej się ku drodze pierwszej, jako łatwiejszej, skłaniało, to polityce katolickiej a głęboko patriotycznej postawił Skarga niespożyty pomnik w Kazaniach sejmowych.

r. 1876



[1] Wyd. Bibl. polskiej Turowskiego, w Krakowie 1857. Kaz. I, str. 1.

[2] I, 6.

[3] I, 13.

[4] II, 15.

[5] II, 18.

[6] II, 21.

[7] III, 34 i n.

[8] IV. 51, 52.

[9] V, 57.

[10] V, 67.

[11] VI, 73.

[12] VI, 78.

[13] VII, 87, 90, 92.

[14] VII, 92, 94, 95.

[15] VIII, 109.

[16] Wzywanie do pokuty str. 130.

.: Powrót do działu Strony tematyczne :: Powrót do spisu działów :.

 
Wygląd strony oparty systemie tematów AutoTheme
Strona wygenerowana w czasie 0,262129 sekund(y)