Historyk, socjolog
i myśliciel polityczny, ur. 30 stycznia 1869 r. w Rożenku
(k. Opoczna), profesor, prorektor (1921-22) oraz rektor Uniwersytetu
Warszawskiego (1920-21), członek Polskiej Akademii Umiejętności
(1920), założyciel i prezes Towarzystwa Naukowego w Warszawie (1907-25),
w 1922 r. wyróżniony doktoratem honoris causa uniwersytetu
w Padwie. Piastował funkcję redaktora naczelnego "Przeglądu
Historycznego" (1905-16) i "Książki" (1907-13). W
latach 1928-30 był posłem wybranym z listy BBWR. W latach trzydziestych
wycofał się z życia społecznego i politycznego. Autor m.in.: Tłum
i jego przywódcy (1906),Nad Renem i nad Wisłą, antyteza dziejowa
(1913), Postęp ludzkości jako wyraz praw
rozwoju psychicznego (1918), Polska w świetle psychiki własnej
i obcej. Rozważania (1920), Wśród zagadnień naszej doby.
Rozważania moralne (1934), Humanizm a człowiek. Spostrzeżenia
i drogowskazy (1937). Zmarł 6 października 1949 r. w Widawce
(koło Radomska).
Wybrane fragmenty pochodzą z: Wśród zagadnień
naszej doby. Rozważania moralne, Warszawa 1934,
s. 403-407, 433-434 i 442-446.
Trudności coraz
to wyższego rozwoju dziejowego świata nie płyną bynajmniej z wyczerpywania
się źródeł inwencji ludzkiej, lecz głównie z powodu coraz to bardziej
powszechnego i stałego zawieszania w świecie bata na kołku, co ma
na celu osiąganie coraz wyższych szczebli człowieczeństwa zarówno
przez batożących, jak botożonych, a co
nazywa się - cywilizacją... Dąży
ona do możliwie jak najpowszechniejszego i najwyższego uszczęśliwienia
ludzkości, a jeżeli z jednej strony nie realizuje tego jeszcze w
stopniu ,,doskonałym" - to z drugiej w każdym bądź razie sprawia,
że człowiek, który nauczył się cenić istotę cywilizacji naszej -
wygnany z jej krain, nie uczuje się nigdy już poza nią szczęśliwym...
Jednem słowem - w myśl powiedzenia: szukajcie a znajdziecie,
kołaczcie a będzie wam otworzono - cywilizacja, jako kultura
człowieczeństwa, usiłując dać ludziom szczęście - daje im je nieraz
już rzeczywiście... Nic dziwnego, że wobec tego postępu czasów naszych
- nie może darzyć ludzkości szczęściem - żadna, a zwłaszcza przeciwna
człowieczeństwu - najistotniejszemu już skarbowi dusz ludzkich -
doktryna bata.
Może ona wprawdzie wznosić - ,,piramidy":
zwłaszcza - jak dziś w Rosji - przy pomocy ,,zgniłych" narzędzi
cudzych - ale nie jest już zdolna uszczęśliwić naprawdę - nikogo.
,,Piramidy" te podziwia dzisiaj nieraz zdezorientowany w sprawach
rosyjskich świat, dopatrując się nawinie w najdziwaczniejszych nawet
,,wyczynach'' bolszewizmu, plonu tchnień magicznych nieznanego objawienia
- a tymczasem są to proste - nieraz aż nazbyt trywialne wyniki bata,
który, unicestwiwszy w Bolszewii człowieczeństwo, zamienił je na
zmechanizowaną wegetację zbiorową istot ex-ludzkich, a stawszy się
alfą i omegą ich ,,życia'' - sprowadzonego do poziomu strachu, nie
uszczęśliwił ani bitych, ani - bijących.
A zatem wszystko to - cui bono? Chamstwo,
będące w swej istocie scharakteryzowanym tu amoralnym i antykulturalnym
uproszczeniem życia - dobre było może, jak i zwierzęca nagość człowieka
- w okresach przedcywilizacyjnych świata. Dziś jednak ani nagość
ta, ani to chamstwo, życia ludzkości wypełnić już nie potrafią.
Toteż, gdybyśmy nawet idąc śladem nie byle jakim Coudenhove'a-Kalergiego
- jęli stwierdzać i podziwiać różne ,,piramidy" Bolszewii,
a na ich czele - posiłkując się określeniami tego autora - stanowisko
przepotężne, niemal mistycznie potrójne, dyktatora Moskwy, jako
,,papieża", ,,cesarza" i ,,dyrektora trustu" olbrzymiego
tego państwa - winnibyśmy bodaj - w obliczu rzeczywistości rozwoju
powszechnego - zapytać mimo wszystko, a z naciskiem tem większym:
Cui bono?
Albowiem - jak świat ludzki niczym nie jest w
zestawieniu z wiecznością, a fantazyjne igraszki dziecięce niczym
również w obliczu życia realnego - tak zaprawdę i ,,piramidy",
o jakich mowa, przypominają w istocie swej coś ,,na niby" wobec
rodzaju sensu, typu i... morału - a przeto wobec zasady przyrodzonej
wszechdziejowego rozwoju ludzkości... Toteż, gdy wymieniony autor
twierdzi, że ,,bolszewizm stanowi dziś największy i najbardziej
zwarty system mocarstwowy na kuli ziemskiej, bo łączy w sobie Kościół
(komunizmu), Państwo (bolszewickie) i Trust" (wszechrosyjski)
- trzeba nadmienić, że ponieważ, a przedewszystkiem łączy on z tym
wszystkim bezwzględne drwiny z człowieka - przeto - w myśl nieomylnego
przysłowia o nosie i tabakierze - służyć ludzkości poważnie i na
długo nie jest w stanie: podobnie, jak błąd na tle prawdy, a wszak
bolszewizmu siłą jest żerowanie na niedoskonałości ludzkiej - na
błędach świata cywilizowanego...
Nie jest też najniewątpliwiej bolszewik - mimo
pozorów -,,człowiekiem przyszłości" w stylu l'homme qui
vient kreacii Georges Valoi - ,,nadczłowieka" Nietschego, ,,Wilka Morskiego" Londona, czy jakiegokolwiek
bądź innego Tytana, mającego przeobrazić świat w znaczeniu skierowania
go na nowe - zwycięskie tory rozwoju... Natomiast, jest on z niemniejszą
pewnością superlatywem dziejowym przysłowiowego chama-barbarzyńcy,
zdolnego skupić wokół siebie stek niebywały wszelakiego barbarzyństwa,
ciemnoty i ,,nadchamstwa" całego świata... Nie znaczy to, oczywiście,
iżby masa olbrzymia tego chamstwa, spuszczonego z łańcucha, nie
była w swej potworności zjawiskiem przerażającym; nie znaczy również,
iżby urabiający się wśród tchnień jego ohydnych człowiek przyszłości,
nie miał im wiele, w znaczeniu negatywnym, do ,,zawdzięczenia...".
Już np. J Rousseau zdawał się twierdzić, że człowiek-dziecko to
(w edukacyjnym znaczeniu szkolnym raczej, niż państwowym czy społecznym)
- niezapisana tabula rasa... Podobnie w praktyce rzeczy, ale bez
ograniczenia kierunków czy dziedzin, zdają się pojmować człowieka
na ogół Lenin, a zwłaszcza Stalin. Wszyscy oni są tedy antropotechnikam,
ale o odmiennym kącie widzenia swych zadań, oraz możności i skali
ich realizacji. Gdyby jednak byli oni byli na równi (przysłowiowymi)
Tamerlanami, to obraz ludzkości, leżący dawniej w jej poczuciu poza
mocą i planem człowieczym, a uważany za wynik zrządzeń Bożych, tj.,
podobnie jak świat cały, za wyraz sił, w stosunku do człowieka nadrzędnych
- stałby się był po dziś dzień już a istotnie wielorako innym, jako
owoc zmiennej przypadkowości bezwzględnych pomysłów ludzkich, których
w toku dziejów żadnej bodaj epoce ani żadnemu środowisku nie brakło...
Tymczasem istnieje wciąż, zawsze i wszędzie niezaprzeczalna ciągłość
rozwoju ludzkości, wyrażająca się nie tylko w zjawiskach antropologicznych,
ale i - równolegle do nich - w niemniej aksjomatycznej historycznie,
stałej i ciągłej, dziejowej zawisłości ewolucyjnej pokoleń zstępnych
od wstępnych...
Idzie tedy o to, iżby wśród oceny plonów ilościowych
bolszewizmu - nie dać się otumanić nowej rzekomo ich jakości, dopatrując
się w nich takich czynników, oraz walorów ideowych czy realnych
życia, jakich w nich zgoła nie było, nie ma - a co najważniejsze
- być by zgoła nie mogło... Otóż, wychodząc z założenia, że doktryna
społeczna bolszewizmu, to przede wszystkim zjawisko typowo rosyjskie;
że typowa rosyjskość to - oczywiście - nie żaden wykwint kultury
ludzkiej, lecz - ludowość rosyjska; że wreszcie bolszewizm odbił
się - mimo swej zbrodniczości - echem naogół nad podziw sympatycznem
wśród nizin świata - możemy na ślepo niemal stwierdzić zgóry, nie
mnożąc przytoczonych tu przesłanek - że rdzeniem bolszewizmu: że
istotą jego i duszą, nie jest świat jednostki, lecz - masy ludzkiej.
Innymi słowy, ujmując z wymienionego punktu widzenia
idee i fakty, zwane bolszewizmem, dochodzimy do wniosku, że z ducha
swego odpowiadają one precyzyjnie na tle historycznej przeszłości
świata tej grupie przejawów ,,ciemnych mocy", występujących
z różnym natężeniem w dziejach ludzkości od prawieków aż po dziś
dzień - które za czasów starożytnych, jako przeciwstawiające się
cywilizacji, zwane były na ogół barbarzyństwem; nieco później furorem
normańskim, albo - w ustach Grzegorza VII-go - (krwiopijstwem) ,,synów
Nemrowa"; potem - (sit venia verbo!) ,,Saracenami"
- tatarskimi ,,synami piekieł", a wreszcie ,,wrogami Krzyża
Świętego" czy - ,,antychrystem"...
Obok tysiąca analogii - różnica istotna między
dziejowym ,,wczoraj" a ,,dzisiaj" polega tu jednak na
okoliczności, że gdy wczoraj świat europejski dzielił się wyraźnie
na reprezentujące cywilizację Chrześcijaństwo i zwalczające ją wraz
z nim - pogaństwo, to dzisiaj - w przeciwieństwie do stanu rzeczy
u progów historyi naszej - Chrześcijaństwo, wcielone już w rdzeń
cywilizacji, staje się udziałem szczytów kulturalnych świata - pogaństwo
zaś reprezentujące wciąż w tych dziejach prądy antycywilizacyjne,
wzmaga się, tężeje i rozlewa po świecie, jako dusza mas... [...]
Żądamy zazwyczaj - i to na serio - ścisłego wykonywania przez rządy
widzimisię bezkrytycznych mas ludzkich na drodze parlamentarnej
- niepomni, że jest to przecież absurd, niemal nie zasługujący na
uwagę - o ile dojrzałość, doświadczenie i inne walory cywilizacyi,
nie mają być chimerą!
W stosunku do pajdokracii, chronią nas od jej
ekscesów prawa boskie i ludzkie, ale gdyby pajdokracii umożliwiono
czyny, przemożne w życiu, to jakąż przybrałoby ono postać? Najpewniej
zbliżoną do tej - jaką byłby zdolny wytworzyć w świecie dzisiejszym
wolny powszechnie parlamentaryzm - nie hamowany zgoła przez rządy
i faktyczną ich władzę...
Na cisnące się tu na myśl pytanie: gdzież jednak
wolność ludów i ich szlaki górne? - nasuwa się odpowiedź - że w
krainie marzeń, albowiem logiczniejszym od wolności tej w praktyce
życia wydać się musi sam bodaj bolszewizm - choć niepodobna, zaiste,
nie nazwać go absurdem nad absurdami! A nazwać go tak godzi
się choćby dlatego, że zmierza on do zbudowania
kultury ludzkiej na fundamencie rozwojowym przebrzmiałego w świecie
od wieków komunizmu, - przy pomocy najbardziej nowożytnej techniki
- co samo już najlepszym jest dowodem wielowiekowej luki ewolucyjnej
między Rosją a Zachodem, a co tak tragicznie przypomina żabę przysłowiową,
domagającą się podkucia na równi z koniem...
Toteż, choć bolszewizm jest w zasadzie przede wszystkim rosyjskością
rdzenną - można podkreślić tu trafność spostrzeżenia, że bez powojennego
rozstroju politycznego Rosji, trudno wyobrazić sobie, nawet w jej
dziejach barbarzyńskich, faktu, iż w ramy jej przeznaczeń ,,historycznych"
zdołał wtargnąć jako czynnik decydujący - nie kto inny, lecz właśnie
wytwór specyficzny dna jej nędzy: bosiak-brodiaga, który
wniósł w ramy te swój świat swoisty, jako podstawę życiową bolszewizmu...
Nietrudną jest wobec wszystkich tych przesłanek
odpowiedź na poruszone już wyżej pytanie: czemu to ,,specjalnością"
inteligencji bolszewickiej jest prowadzona przez nią tak ,,bezwzględnie"
- walka z Bogiem? Oto, gdy kamieniem węgielnym bolszewizmu, na którym
wznosi się logicznie cały gmach jego doktryny - jest wyzuty ze swego
świata wewnętrznego człowiek masy, odduchowiony doskonale - przeto
w wyniku psychologicznym takiego założenia musiał powstać niemniej
bezwzględny ateizm, boć najniklejszy nawet pierwiastek teistyczny,
któryby doktrynalnie w sferę bolszewizmu przeniknął - musiałby zburzyć
do gruntu jego budowę... [...]
Bolszewizm jest więcej niż nieszczęściem, jest
tragedią piekielną dla zastanawiających się nad nim dusz europejskich
- a bodaj wogóle dla dusz człowieczych... Bo i jakże? Świat dzisiejszy
jest dla swobodnego rozwoju jednostki ludzkiej - z której natchnień
zrodziły się podstawy cywilizacyi naszej - wielorako przepełniony,
na co - w imię ideałów najwyższych człowieczeństwa - niezbędnie
szukać należy ratunku. Szukając go, dostrzega się z przerażeniem,
że światu temu - (człowiek jest ułomny!) - nastręczają się dwie
przedewszystkiem drogi: albo (grzeszne, boć ludzi uduchowionych
jest mało!) zaprzestanie nadmiernego mnożenia się - co postawi go
w sprzeczności z moralnością chrześcijańską, a poprze pośrednio
bolszewików; albo - popierające ich nie mniej silnie - przetworzenie
przezeń gruntowne stosunków społeczno-moralnych masy ludzkiej pod
kątem widzenia jej potrzeb elementarnych, tj. nie jednostki, lecz
stada, którego cząstki składowe istotne - gromadowcy - nie wykazują
zgoła tendencji do opanowania swej prokreacji.
Bolszewizm obrał sobie, jak wiadomo, tę ostatnią
drogę - i w jej konsekwencji bezwzględnej stał się ateistycznym
- bo: odduchowionym, jak wszelka, bytująca ślepym odruchem życia,
wpatrzona w siebie wyłącznie, masa ludzka, co - par dépis
- nie przeszkadza mu, jako przewrotnemu satanizmowi, stawać się
w zakresie pewnych, mniej fortunnie przez ,,przeciwnika" rozwijanych,
cywilizacyjnych zabiegów altruistycznych iście a obleśnie ,,arcychrześcijańskim"...
Roi się też w Bolszewii od typowo potemkinowskich ,,muzeów przymusowych",
,,szkół postępowych" i ,,mieszkań wzorowych", gdy my -
czarni jak noc w porównaniu z owemi ,,piramidami" dobra - ,,grzesznicy"
z przeciwka - tolerujemy z jednej strony baraki bydlęce dla nędzarzy,
a z drugiej - pałace dla ,,ich wyzyskiwaczy"... Wszystko to
razem tworzy przebolesne błędne koło, z którego wyzwolić może świat
tylko i jedynie Chrześcijaństwo prawdziwe, posiadające-niestety-
w życiu tak mało wyznawców... Znaczy to jednak, że na wyznawcach
tych ciąży tym bardziej obowiązek mocarnej jakości ducha. Inaczej
musi zalać cywilizację bezmiar prokreacji pospólstwa ogromem swej
ślepej materii...
W wyniku okropnych tych rozważań, wiodących do
łaknienia cudu - nie widać zgoła już - poza Chrześcijaństwem - wyjścia
realnego, zdolnego ocalić cywilizację. Oto bilans ,,działalności"
prokreantów obecnych i minionych, którzy - mnożąc bez rachuby materię
człekokształtną na zgubę ducha - zagrozili istnieniu człowieczeństwa.
Jest to wyraźny już zmierzch bogów - stan, na który człowiek pełny
odpowiedzieć może tylko cierpieniem!
Obyż - cierpieniem płodnym - w myśl słów św. Teresy:
,,cierpieć-albo nie żyć!"... Obyż - najgorętszym uczuciem duchowym,
które by wieszczonego nam dzisiaj przez losy władcę przyszłości
- masę materialistyczną - natchnęło nieodpartą potrzebą uduchawiania
się - aż do pogardzenia rajem pogan!
Mniemać wolno, że stać się to może z chwilą opanowania
przez istotę człekokształtną swych żądz - gwoli zostania człowiekiem!
Jest to tym konieczniejsze, że bolszewizm może stać się nie tylko
w Rosji, ale na całym bodaj globie, najprzemożniejszym wykładnikiem
interesów stada, które - wskutek nadmiernego w danym środowisku
przerostu liczebnego ludności w stosunku do jej potrzeb cywilizacyjnych
- zwykło nie tylko przez usta swych ideologów, lecz wprost odruchowo,
mechanicznie, paraliżować nie tylko przeciętną działalność życiową
jednostek - ale wręcz nawet i samą celowość ich najwyższych wzlotów!
Nie mówiąc już o niepojętych dla mas odkryciach ideologicznych -
rzućmy okiem choćby na kwestię wynalazków technicznych...
Wciąż przecież dochodzą nas wieści o niszczeniu,
lub unieruchamianiu maszyn, grożących redukcją robotników... Jest
jasne, co to znaczy. Mniej jasnymi atoli, a przede wszystkim bardziej
może groźnymi z punktu widzenia człowieczeństwa i cywilizacji, okażą
się tu coraz częstsze dziś wnioski barbarzyńskie, zalecające ludziom
powstrzymywanie się od wynalazczości - bo ta, tworząc wyręczycieli
mechanicznych człowieka, sprzeciwia się zapowiedzi Biblii o spożywaniu
chleba w pocie czoła...
Z jednej strony tedy - zakaz moralny ograniczania
prokreacji; z drugiej - takiż nakaz tępienia twórczości ludzkiej...
Quosque tandem? Tym bardziej, iż coraz jaskrawiej występuje
dziś w życiu ponury curculus vitiosus, sprawiający, że np.
dana maszyna, dopuszczona do produkcji, wytwarza zbyt wiele towaru:
więcej, niż można go sprzedać, stwierdzając pośrednio - wbrew prawdzie
pospolitej, lecz zgodnie z danym przypadkiem - że ludzi, a przedewszystkiem
ich sił płatniczych, jest w danem środowisku za mało...
I w rezultacie zjawia się komunizm - nie jako
wynik przekonań ludzkich, lecz - co na jedno wyjdzie - jako płód
ich nędzy. Zdaje się też, że we wszelakich warunkach czasu i miejsca
- tj. poza chronologją i określonym środowiskiem - wykładnikiem
naturalnym stada, nie mogącego, wskutek przerostu swej liczebności,
bytować w danych warunkach cywilizacyjnych - stać się musi koniec
końców zawsze i wszędzie komunizm jako ultimum remedium stworzeń
ludzkich (a może i nie tylko ludzkich?!), zagrożonych w swej egzystencyi
elementarnej...
Jako wyjście jedyne, powstaje tu tedy alternatywa
,,cywilizacyjna": rzeź, albo - geniusz zbawczy. Jaki? Jest
oczywistym, że tylko chrześcijański! Całe w tym dla ludzkości szczęście,
bo inaczej zawisłoby nad nią bezapelacyjnie to tylko, co ideologiczny
przodek bolszewizmu, nihilista Nieczajew, głosił był w jednym ze
swych statutów przewrotu:
,,Rewolucjonista jest człowiekiem poświęconym:
nie posiada ani interesów, ani woli, ani uczucia, ani przywiązania,
ani własności, ani nazwiska. Pomiata on dobrodziejstwami nauki,
pozostawiając ich korzyści pokoleniom przyszłym. Zna jedynie naukę
zniszczenia i w tym celu studiuje mechanikę i chemię. Pogardza opinią
publiczną i nienawidzi dzisiejszej moralności mieszczańskiej".
W ponurym tym wyznaniu programowem dźwięczy jednak mimo wszystko,
acz negatywnie, nuta człowieczeństwa cywilizowanego.
O wiele gorzej przedstawia się bolszewizm obecny,
w którym chamstwo duchowe i intelektualne, uwikłane w splot obcych
jego duszy wpływów cywilizacyjnych - nie poprzestając na swej tragicznie
groteskowej roli faktycznej młodego słonia w sklepie z porcelaną,
rolę tę - bez uzasadnienia, a naprzekór wszelakim dorobkom historycznym
ludzkości - podnosi do wyżyn podstawy zarówno życiowej, jak moralniej!
Jakże żywo przypomina się tu legendowy już niemal, a tak wydatnie
na tle początków rewolucji rosyjskiej typowy, ,sołdacik" moskiewski,
opłakujący rzewnie ,,dobrego" swego oficera, którego ,,zmuszony"
był zamordować, doszedłszy do wniosku, że inaczej nie dałby się
,,wyrównać" ów przedział kulturalny, jaki między nimi zachodził!!...
Czy li autentyczne to wydarzenie - z pewnością jedno z wielu w Rosji
czasów ostatnich - nie potrąca o czasy, wyobrażenia, pojęcia i obyczaje
- nie tyle może anty - co przedcywilizacyjne?!
Choć Rosja leży - niestety - w Europie, można,
znając jej dzieje, niebardzo zjawiskom takim się dziwić; niepodobna
atoli przyjąć z aplauzem do wiadomości faktu, że zjawiska tego pokroju
zamierza ona, przy pomocy bolszewizmu i jego metod - narzucić całej
ludzkości, jako wzór do naśladowania! Podniesieniu do wyżyn zasady
obowiązującej - chamstwa, które, istniejąc zawsze, było jednak zawsze
w poczuciu powszechnym, nie wyłączając chamów samych, czemś niższym
od zwalczającej go cywilizacyi, musi się ludzkość przeciwstawić,
o ile nie ma przekreślić własnego swego sensu człowieczego...
Cóż bowiem
może być straszniejszym nad owo wyrwanie stworzeń ludzkich przemocą
z łożyska - całego od a do z - rozwoju historycznego
ludzkości?! Pomijając wszystko inne - jest to przecież otchłań upokorzenia
moralnego, nie znająca sobie równych! Wprawdzie Rosjanin nie przebył
w toku swego rozwoju dziejowego całości tych przeżyć, jakie stały
się udziałem i dorobkiem ludów cywilizowanych, oraz fundamentem
ich kultury, ale mógł był bądź co bądź do niedawna jeszcze żywić
nadzieję, że i jemu będzie kiedyś danem wstąpić na górne, nietylko
patologicznie, ale i cywilizacyjnie, ścieżki człowiecze...
Perspektywy
te, dostępne na ogół dla najdzikszych nawet ludów, odroczył atoli
nieskończenie bolszewizm - i to nie tylko przez potworną swą zbrodniczość,
lecz - przez potworniejsze od niej, jeśli to być może - zawodowe naigrawanie się z człowieczeństwa, związane
ściśle z doktryną bolszewicką.
|