Przedruk za: Dziesięciolecie Przeglądu
Wszechpolskiego (red. Roman Dmowski), Kraków 1905)
Zygmunt Balicki (1858-1916) – współtwórca i ideolog
polskiego ruchu narodowego, jeden z twórców Stronnictwa
Demokratyczno-Narodowego, wydawca i dziennikarz.
W okresie, w którym się kształtowały stopniowo
dzisiejsze kierunki polskiej myśli politycznej, panowało powszechne niemal
przekonanie, że zachowawczość — konserwatyzm, jak zazwyczaj z cudzoziemska prąd
ten nazywano — z istoty swej wyklucza pojęcie twórczości w dorobku narodowym,
że twórczość wszelkiego rodzaju i na wszystkich polach jest wyłącznie
własnością tak zwanej ogólnikowo „postępowości”. Opierano się przy tym na
następującym sylogizmie: ponieważ każda twórczość jest z istoty swej postępem,
a postępowość stanowi tylko świadomy jego wyraz, wszystko, co jest tej
postępowości przeciwne, a więc tym samym konserwatywne, nie może być w żadnym
razie twórczym.
Opinia ta była daleko szerzej rozpowszechniona i
głębiej utrwalona, niż się zazwyczaj sądzi, a i dziś jeszcze, gdy już myśl
polityczna zaczyna rozpatrywać zjawiska pod innym kątem widzenia, szeroki ogół
teoretyzujących umysłów w gruncie rzeczy podziela ten pogląd. Genezy jego
szukać trzeba na gruncie Królestwa: tam, przy braku wszelkiego życia
politycznego w okresie popowstaniowym, konserwatyzm i postępowość obracały się
wyłącznie w dziedzinie tradycji, wierzeń religijnych i narodowych, obyczajowości,
nauki i w części sztuki. Zagadnienia polityczne i społeczne wysuwało na
porządek dzienny nie życie, ale naukowo-polityczne zainteresowanie się tym, co
pochłaniało uwagę społeczeństw zachodnich, starcia zaś, które na tym tle
powstawały, były to starcia nie prądów rzeczowych, ale poglądów mniej lub
więcej oderwanych od życia.
Z dwóch walczących ze sobą obozów, jeden bronił
dawnych wierzeń i tradycji, ale po wielkiej przegranej bardzo już okrojonych,
uproszczonych i zwulgaryzowanych. Przy braku wszelkiego życia publicznego,
konserwatyzm, atakowany u podstaw, broniący się tylko od zalewu z zewnątrz i z
wewnątrz, z natury rzeczy kurczyć się musiał, zwyrodniał i przestał być
twórczym. Pod tym względem podnoszone przeciwko niemu zarzuty były słuszne,
słuszne w danym wypadku, bo na obalenie zbyt pośpiesznego uogólnienia,
powstałego w umyśle przeciwników, że konserwatyzm z istoty swej twórczym być
nie może, nie miał już ani sił, ani nawet czasu. Co gorsza, sam w to
uogólnienie uwierzył i wiądł w tym przeświadczeniu, że konserwatyzm jest
rzeczywiście bezwzględnym stróżem przeszłości, rzecznikiem unieruchomienia
stosunków, form i pojęć.
Czy brak twórczości w obozie konserwatywnym znalazł
przynajmniej kompensatę w twórczości obozu postępowego? W mniemaniu tego
ostatniego — tak, i to w całej pełni, w rzeczywistości — nie, i fakt ten rzuca
właśnie jaskrawe światło na zapoznaną i zaciemnioną istotę postępu twórczego.
Cały arsenał myśli, pojęć i sądów, którymi prąd
nowy uderzał w tradycję pod wszelkimi jej postaciami, był bezpośrednio
zapożyczony od społeczeństw obcych. Zapożyczono zaś bynajmniej nie to, co
stanowiło rzeczywistą treść życia tych społeczeństw, ale przede wszystkim to,
co się rzucało najsilniej w oczy powierzchownemu spostrzegaczowi, a więc to, co
najdalej odbiegało od panujących na miejscu pojęć i stosunków. Wwóz obcych
wytworów życia i ducha odbywał się nie tyle bez wyboru, ile właśnie z wyborem
tego, co było najnowszym, co nie weszło w krew i w ciało zachodnich
społeczeństw, nie zostało wypróbowane, sprawdzone i zasymilowane, ale co było
pomysłem zakwestionowanym jeszcze i spornym, wzbudzającym na miejscu starcia i
walki. Nazywano „ostatnimi wynikami” to, co zaledwie «pierwszymi hipotezami»
nazwać się godziło. Otóż przenoszenie żywcem takich nabytków na grunt zgoła
odmienny, nie jest pod żadnym względem pracą twórczą, bo ani zdolności
twórczych nie wymaga, ani wyższych form życia nie stwarza. Nie próbowano nawet
poznawać zachodnio-europejskich społeczeństw i uczyć się od nich, ale
zadawalano się naśladowaniem tego, co tylko w suchej i spaczonej formie
naśladowanym być mogło, jako wyrosłe na innym gruncie, w odmiennych warunkach
kultury i położenia kraju.
Nie wszystko nowe jest twórczym: będzie ono nim
wtedy tylko, gdy zapładnia duchowo i społecznie formy istniejące, nieruchome,
już skostniałe, gdy jest wielkim bodźcem do dalszego, organicznego ich rozwoju,
nie może przeto typem swym zbyt daleko od nich odskakiwać, ani być czymś
zasadniczo im obcym i odmiennym. Zapłodnienie pomiędzy gatunkami różnymi, o ile
w ogóle jest możliwe, wydaje formacje potworne, niezdolne do życia. To samo w
dziedzinie duchowej. Idee, teorie i pojęcia tak różne od panujących, że
stanowić mogą tylko ich negację, niszczą co najwyżej dorobek dotychczasowy, ale
same, niezdolne zapuścić korzeni w głąb społeczeństwa, pozbawione soków
prawdziwie żywotnych, przeżywają tylko własne swe zasoby, jałowieją i
kostnieją. Tak zwany prąd postępowy, który co najwyżej nowatorskim nazwać by
można, podkopał uczucia narodowe i religijne wśród znacznej części naszej
inteligencji, zastępując pierwsze kosmopolityzmem, a więc prostą negacją uczuć
narodowych, drugie — pseudo-naukowością przystosowaną specjalnie do negacji
religii; swym materializmem filozoficznym powstrzymał rozwój naukowej myśli,
swym materializmem historiozoficznym i dogmatyczną teorią Marksa zabił rozwój
myśli społecznej, swą propagandą walki klas utrudnił wewnętrzną konsolidację
narodu.
Radykalizm formalny i negacyjny drogą
przeciwieństwa rodzi konserwatyzm formalny, również negacyjne zajmujący
stanowisko wobec wszystkiego, co go wyprowadza z zastoju. Niepodobna zrozumieć
naszego obozu konserwatywnego w Królestwie przez pierwsze dwudziestopięciolecie
po powstaniu bez tego oświetlenia. Kurczył się on pod ciosami, karlał i sam nie
wiedząc kiedy schodził na grunt przeciwników: przyjął indywidualistyczną i
apolityczną ich teorię pracy organicznej, przesiąkł narodowym i religijnym
sceptycyzmem, słowem zatracił narodową stronę swego konserwatyzmu, która
początkowo nadawała mu pewną żywotność.
A jednak naród, jak w Królestwie, pozbawiony przez
lat dziesiątki wszelkiego życia publicznego, wynaradawiany, niszczony,
dezorganizowany, a nawet wprost tępiony mechanicznie i duchowo, jeżeli chciał
przetrwać i żyć, musiał być przede wszystkim zachowawczym wobec samego siebie.
Na pierwszym planie powinien był stawiać wszystko, co wiązało go z przeszłością
dziejową, z tradycyjnymi podstawami organizacji społecznej, skoro
teraźniejszością żyć nie mógł, ani zadzierzgać nowych węzłów tej organizacji;
powinien był dążyć do utrwalenia wszystkich istniejących ogniw społecznych i
rozszerzania spoistości wewnętrznej; powinien był na koniec budzić zachwiany
swój instynkt samozachowawczy oraz nabyte zdolności do kierowania własnym
losem; wszystkie zaś te, otrzymane w spuściźnie zadatki powinien był rozwijać i
doskonalić stopniowo, drogą narastania i organicznego rozwoju, unikając
wstrząśnień, eksperymentów, dezorganizacji wewnętrznej i radykalnych
przeobrażeń, bo wszystkiego tego wróg choć cokolwiek czujny, nie mógłby nie
obrócić i nie wyzyskać natychmiast na swoją korzyść; Naród w tym położeniu musi
być zachowawczym, ale zachowawczość jego winna być twórczą i zwróconą przede
wszystkim ku utrwaleniu i rozwojowi bytu narodowego. Powiem więcej, droga ta
jest drogą normalnego rozwoju, z której nie może schodzić żaden naród, nawet
państwowo niezależny, a nam narzucać się ona była powinna z podwójną siłą
dogmatu polityki narodowej.
Wymaga to bliższego uzasadnienia i rozwinięcia.
Społeczeństwo, jako organizm żywy, czy jak kto woli, jako organizacja narodu, w
której wszystkie części trzymać się muszą w harmonijnym połączeniu, a wszystkie
funkcje dostrajać do siebie wzajemnie, rozwija się czy postępuje jedynie i
wyłącznie przez doskonalenie i wzbogacanie swej organizacji fizycznej i
duchowej. Co się ma rozwijać i doskonalić musi przede wszystkim istnieć i byt
swój utrwalić, ale i odwrotnie — organizm, który ma przetrwać, musi również
wciąż się rozwijać i doskonalić. Zachowawczość przeto i twórczość w życiu
narodu są ze sobą jak najściślej związane, przenikają się wzajemnie tak, że
rozdzielone być nie mogą bez istotnej szkody dla samej jego żywotności.
Doskonalenie odbywa się przez narastanie form nowych, drogą rozwoju już
istniejących, a w społeczeństwie normalnym dokonywające się przeobrażenia nie
mają nawet dla pokoleń współczesnych charakteru czegoś nowego; na zewnątrz
tylko, w perspektywie czasu i przestrzeni, wyrastają formy rzeczywiście nowe,
przyczyniające się do wzbogacenia dorobku ludzkości. Japonia, która przez
ostatnio lat 30 odbyła niesłychany w dziejach postęp, przyswoiła sobie na
wszystkich polach nowe rzeczy, jedynie pozostawiając niewzruszoną tradycyjną
swą narodową organizację, wierzenia, obyczaje i rdzeń form swego bytu. Francja
w okresie wielkiej rewolucji, przeciwnie - zburzyła całą swą dotychczasową
organizację, ale równie silnej a nowej utrwalić nie zdołała, przeniosła tylko
na swój grunt zapożyczony z Anglii parlamentaryzm, a zachowała z dawnych
urządzeń to, co najbardziej domagało się reformy — centralizację biurokratyczną
i rutynę administracji; od tego też przewrotu datuje się stopniowy, choć
powolny jej upadek. Przykład twórczości zachowawczej w Europie daje nam Anglia,
która przez całe swoje dzieje nie łamała nigdy ani swej organizacji, ani zasad
swego ustroju, ale wciąż rozwijała je organicznie, nie naśladowała nikogo, była
zawsze sobą, zawsze w zgodzie ze swą przeszłością. Tylko takie narody nie
starzeją się i nie upadają.
Dążąc ustawicznie do utrwalenia bytu narodu i jego
organizacji wśród zmieniających się warunków wewnętrznych i zewnętrznych,
przystosowuje się ciągle i rozwija formy dawne, rozgałęzia je, wzbogaca i
przeobraża, ale czyni się to pod naciskiem z wewnątrz płynącej potrzeby, nie
przez naśladownictwo, nowatorstwo lub doktrynę postępu.
U nas w okresie popowstaniowym zapanowały poglądy
wprost przeciwne.. Starano się, jak gdyby zapomnieć o tym, żeśmy wchodzili
dopiero w okres prawdziwej niewoli i zamiast organizować opór przeciwko niej,
wzięto się do przedyskontowywania i kwestionowania wszystkich podstaw
narodowego bytu. Upowszechniło się mniemanie, że społeczeństwo nasze, ażeby
sobie lepszą przyszłość zgotować, winno przeciąć wszystkie swe tradycje
przeszłości a stać się przede wszystkim „postępowym”, i to nie w znaczeniu
pracy twórczej na zalegających polach, ale jak najpostępowszym i jak
najradykalniejszym w pojęciach, odbiegać uczuciem i myślą jak najdalej od tego,
co było i jest, a gotować mniemane formy przyszłości. Realne atoli warunki bytu
nie pozwalały na wcielanie tych nowych form w życie publiczne, a sami
postępowcy nie umieli i nie próbowali nawet ich realizować, zamiast więc
postępu rzeczywistego, zamiast rozwoju i doskonalenia organizacji
społeczeństwa, mieliśmy istną pogoń za postępem teoretycznym, ideowym, któremu
nie odpowiadały żadne zjawiska w życiu, otrzymaliśmy więc w rezultacie tylko
dezorganizację narodowego ducha. Przez każdy wyłom w nim uczyniony wciskały się
obce wpływy i pojęcia, stosunki obcego nam typu, kult obcych, często wrogich
narodowi dążeń, a władze wyzyskiwały zręcznie to osłabienie odporności
wewnętrznej i, wchodząc w grę obiegających pojęć, obracały hasła postępu na
rzecz wynaradawiania lub choćby wynaturzania żywiołów bardziej im podatnych.
Przykłady lepiej twierdzenie to wyjaśnią. Od 25 lat
prowadzą socjaliści propagandę swych zasad wśród robotników naszych ognisk
przemysłowych, wbijają im w głowę wszelkie «najnowsze» teorie socjalistyczne,
szerzą antagonizm klasowy, tępią w nich poczucie i dążenia narodowe w imię
międzynarodowej solidarności proletariatu. Przez taki sam okres czasu, od 1800
do 1825, a więc na pół stulecia przed „najnowszymi teoriami socjalistycznymi”,
robotnicy angielscy, pozbawieni podobnie jak nasi, prawa zmów i związków,
tropieni i prześladowani, postawili na nogi całą sieć tajnych bractw
robotniczych, które walczyły o interesy swoje i swego zawodu i szerzyły zasadę
samopomocy. Uznanie prawa koalicji w 1825 r. odbyło się bez przewrotu jako
sankcja faktycznego stanu rzeczy, a tajne bractwa wystąpiły od razu jako jawne
związki zawodowe, które stanowią dziś potęgę i chlubę ruchu robotniczego w
Anglii. Co nasi socjaliści w analogicznych warunkach zrobili? Przerabiali duszę
robotnika i w zakresie swego wpływu przerobili ją tak, że dziś nie rozumie on
nie tylko interesu narodowego, ale nawet swego własnego, że nie posiada żadnej
organizacji prócz partyjnej, że pierwszy lepszy członek „Bundu” lub Moskal z
Rosji może mu narzucić strajk chroniczny, leżący, być może, w interesie Żydów
lub Rosjan, ale niewątpliwie nie w jego własnym; nie zrobili nawet nic dla
podniesienia jego kultury i oświaty, tak, że w Zagłębiu np. daje posłuch
agentom rządowym rosyjskim.
Inny przykład: jednym z najpierwszych postulatów
postępowości było wyzbycie się „szowinizmu” wobec Rosjan i bratanie się
żywiołów rewolucyjnych. W imię tej zasady zerwano tamę, wzniesioną
instynktownie, a utrzymywaną świadomie przez społeczeństwo polskie, która jedna
mogła zabezpieczyć nas od rusyfikacji rządowego, czy radykalnego pokroju; to
też literatura rosyjska zalała nasze szkoły, młodzież przyjmować zaczęła
obyczaje i pojęcia idące ze Wschodu, język rosyjski uzyskał obywatelstwo na jej
zgromadzeniach, domagano się na nich „praw” dla młodzieży rosyjskiej, a
nauczyciele rządowi szkół średnich wyzyskiwali szeroko i skutecznie te prądy liberalnego
humanitaryzmu w calach rusyfikacyjnych i robili prawdziwe spustoszenie wśród
młodego pokolenia. Dziś widzimy owoce tego „postępu”: cały obóz, stojący pod
jego sztandarem, postawił dążenia konstytucyjne rosyjskie ponad dążenia
narodowe i urządza krwawe rozruchy na komendę rosyjską lub głośno je popiera.
Prąd postępowości już dlatego nie mógł być pod
żadnym względem twórczym, że nie brał za punkt wyjścia narodu jako całości
organicznej, którą rozwijać i doskonalić należy, ale różne grupy i odłamy z zachwianym
poczuciem narodowym lub wręcz go pozbawione, które same się kształtowały według
wzorów obcych i mechanicznie przenieść usiłowały te wzory na grunt
społeczeństwa polskiego. W takich warunkach importowane nabytki nie tylko nie
mogły odegrać roli twórczej, ale stawały się czynnikami rozkładu, nawet
niezależnie od swej treści, już dla tego samego, że były obce. Żydzi są
niewątpliwie największymi konserwatystami w swoim środowisku, skoro wszakże
tylko schodzą ze swego odosobnienia na arenę życia tego narodu, wśród którego
przebywają, stają się od razu najzagorzalszymi rzecznikami postępowości we
wszystkich jej formach. Jak to wytłumaczyć? Tak samo, jak fakt, że Żydzi,
wychowani w pojęciach o „narodzie wybranym”, będąc więc z natury swej
największymi szowinistami na świecie, występują nie tylko jako najzawziętsi
wrogowie wszystkiego, co u innych szowinizmem mianują, ale wprost rozkładają
nasze uczucia narodowe. W obu wypadkach stają w roli czynnika obcego
miejscowemu społeczeństwu, w roli grupy posiadającej własne interesy, odmienne
od jego interesów, często z nimi sprzeczne. Będą hołdowali konserwatyzmowi, o
ile on dotyczy zachowania ich właściwości religijnych i plemiennych, ale będą
rzecznikami postępowości w zastosowaniu do społeczeństwa, wśród którego żyją,
bo tego rodzaju postępowość, rozluźniająca organiczną spójnię narodu, leży w
całości w ich własnych interesach. Wnoszone przez nich pierwiastki, obce
narodowi, a przez to dla niego nowe i zrywające radykalnie z przeszłością,
łatwo dają się przedstawić jako ostatni wyraz postępu. Z wyjątkiem wypadków
szczegółowych i specjalnych, taki właśnie charakter ogólny nosił cały prąd
postępowy u nas, czy był pochodzenia żydowskiego, rosyjskiego, czy
niemieckiego.
Obóz konserwatywny w Królestwie, jak widzieliśmy,
nie umiał nic przeciwstawić temu prądowi prócz biernego obstawania przy
przeszłości, której obraz w jego własnych oczach zmąciły ostatnie wypadki. Już
od r. 1876, od czasu odczytów, wygłaszanych przez Stanisława Tarnowskiego w
Warszawie, ulegał on wzrastającemu wciąż wpływowi konserwatyzmu
zachodnio-galicyjskiego. Wpływ ten, chociaż niósł w sobie zaczyn myśli
politycznej, nie tylko go nie odrodził, ale stał się sam mimowolnym czynnikiem
przytępionych już instynktów zachowawczych, i to dzięki właściwościom
stańczykowskiego programu.
Program ten zaczął od podkopania i przerwania
tradycji narodowej. Opozycja przeciwko taktyce powstańczej doprowadziła go do
tego, że zwrócił się całą siłą przeciw pojęciom, którymi od lat stu karmiło się
i zasilało uczucie narodu. Zamiast pogłębić i rozszerzyć tę tradycję na
budujące okresy pracy obywatelskiej w czasach Księstwa Warszawskiego i
Królestwa Kongresowego, a zarazem uznać to, co było zachowawczego pod względem
narodowym w ruchach zbrojnych i nie-zbrojnych, postawił on na jej miejsce
wskazania na wskroś nowe — program Wielopolskiego. Wskazania te przedstawiał
ogółowi nie jako nową taktykę w polityce narodowej, ale jako łamiące samą
istotę narodu dążenie do rozbicia go na trzy odrębne organizmy, szukające
nowych form bytu w zespoleniu z państwami obcymi, a zachowujące tylko łączność
kulturalno-plemienną. Był to najsilniejszy, bo z wewnątrz pochodzący cios,
jakiego doznał od rozbiorów instynkt samozachowawczy narodu. W trójlojalizmie
rozpłynąć się miał nasz własny lojalizm polski, a zachowawczość narodowa zejść
do poziomu zwykłego konserwatyzmu klasowo-partyjnego. Religijność nowego obozu,
pozbawiona organicznego związku z gruntem narodowym, stała się czysto
wyznaniową i zamiast wzmacniać poczucie polskie, zaczęła je raczej osłabiać;
obrona stałości form społecznego ustroju zamieniła się w obronę wąskich,
klasowych interesów warstwy ziemiańskiej, a potrzeby i wymagania państwowości
obcej wzięły górę nad potrzebami i wymaganiami własnego społeczeństwa.
Konserwatyzm w Królestwie dostrajał się według możności do nadanego mu z
Galicji, a rozszerzonego na Poznańskie schematu, ale szło mu to niezręcznie, bo
było nieszczerym, toteż gdy doszedł do szczytu swych wpływów w r. 1897, zdobył
się tylko na wielką manifestację style='letter-spacing:2.5pt'> rosyjskiej raczej
niż polskiej zachowawczości i lojalności. Ciągnęła go w tym kierunku od dawna
inna jeszcze grupa, posiadająca fizjognomię własną — grupa petersburskich
Polaków. Ta nie miała żadnych zachowawczych ani narodowych przesądów: dobry jej
był każdy wstecznik, postępowiec czy socjalista, byle się zgodził stanąć
niepodzielnie i nieodwołalnie na gruncie państwowości rosyjskiej i traktować
kwestię polską w zaborze rosyjskim jako kwestię wewnętrzną państwa. Za tym
poszła wielka akcja zbliżenia i przenikania się społeczeństwa polskiego i
rosyjskiego na wszystkich polach, przemycana pod firmą politycznego zbliżenia
narodów. Oczywiście mogło się to odbywać jedynie na gruncie i w imię haseł
liberalnych, którym Kraj petersburski hołdował zawsze, a które stanowiły
zarazem pomost pomiędzy nim a postępowcami i socjalistami. Wpływ Kraju na
konserwatystów w Królestwie zatarł do reszty ich program w sprawach
wewnętrznych i narodowych, postawił zaś na jego miejscu „ugodę” w czystej
niejako swej formie, która miała starczyć za program i wypełniać sobą aspiracje
narodowe.
Jak widzimy, zarówno obóz konserwatywny jak i
postępowy, jeden na pół świadomie, drugi z całą samowiedzą, biły taranem w
instynkt samozachowawczy narodu, poddawały wątpliwości i krytyce wszystkie jego
składniki, rzucały na pastwę rozumowania i rezonowania to, co tylko jako siła
bezwiedna jest potęgą. Wypowiedziano walkę samej zasadzie zachowawczości
narodowej, toteż o wydobyciu z niej sił twórczych nie mogło być mowy.
W tym stanie rzeczy zależało wprost od społeczeństwa,
od jego żywotności i zdolności do dalszego narodowego rozwoju, czy miał się
zrodzić kierunek, któryby z jednej strony stanął na straży rozkładającego się
instynktu samozachowawczego narodu, z drugiej — podjął zadanie wzmocnienia
wewnętrznej jego spójności i organizacji, tudzież nakreślenia wskazań
zachowawczej a zarazem twórczej polityki narodowej, zadanie, które inne
kierunki nie tylko zostawiły odłogiem, ale wprost zepchnęły z widowni myśli
publicznej. Kierunek ten powstał zrazu jako bezpartyjny i przez ten właśnie
swój charakter był instynktownym wyrazem potrzeby odbudowania zrębów
zachowawczości narodowej. Mówię — instynktownym, gdyż działalność, którą
rozpoczął, była daleką od uświadamiania sobie tej swojej roli, odbywała się
raczej pod popularnym, jedynie dostępnym dla ówczesnego młodego pokolenia
hasłem narodowego, ale właśnie narodowego postępu, każdy atoli krok jego
stawiany w tym kierunku, był w istocie rzeczy mozolnym odbudowywaniem
zachowawczości narodowej, ale odbudowaniem twórczym.
Zaczęto od nawiązania do tradycji narodowej,
przerwanej na ostatnim powstaniu. Powstanie było wystąpieniem całego narodu w
obronie swego bytu, a przeto — błędną czy nie z punktu widzenia polityki — nie
mogło być z tej tradycji skreślone bez podkopania jej ciągłości. Ale z tradycji
powstańczej nowy kierunek wziął bezpośrednio to, co miało znaczenie budujące na
chwilę bieżącą, mianowicie organizację narodową, pośrednio zaś objął
pozostawiony przez nie spadek, nie zlikwidowany pomimo uwłaszczenia — sprawę
uobywatelenia ludu.
Praca nad zbliżeniem kulturalnym trzech zaborów,
zapoczątkowanie ogólno-polskiego ruchu narodowego i jednolitej dla całej Polski
polityki były pierwszym krokiem na drodze zespolenia w jedną całość, zachwianą
już w sposób zastraszający wzrastającą rozbieżnością charakterów i dążeń trzech
dzielnic. Była to pierwsza od rozbiorów próba świadomej ich konsolidacji w
jeden zwarty naród.
Walka, którą kierunek narodowy rozpoczął na dwa
fronty, z jednej strony z kosmopolityzmem socjalistycznym, z drugiej — z
abdykacją lojalistyczną, miała początkowo za punkt wyjścia jedynie i wyłącznie
zachowawczość narodową: pierwszy zbijał nie z punktu widzenia konserwatyzmu
ekonomicznego, ani interesów klas posiadających, drugą — nie w imię taniego
antylojalistycznego liberalizmu, ale oba prądy zwalczał ze stanowiska
patriotyzmu polskiego i polskiej myśli narodowej.
Rozkładowy radykalizm szedł od młodzieży, na nią
więc przede wszystkim zaczęto oddziaływać, by wychować nowe pokolenie, stojące
mocno na gruncie narodowym, jednolite pod względem swego typu na całym obszarze
Polski, silne charakterem, wolne od grasującego doktrynerstwa. Od tej młodzieży
zaczął się pierwszy odpór dany zalewowi kosmopolityzmu, z niej wyszedł zastęp
ludzi, zaprawionych w zorganizowanym działaniu, zdolnych całe życie poświęcić
sprawie publicznej, umiejących „żyć dla Ojczyzny a nie tylko ginąć dla niej”,
trzeźwych w polityce i nawykłych do mierzenia jej przy pomocy jedynego
najwyższego sprawdzianu — interesu narodowego.
Praca oświaty narodowej, prowadzona w jednej
wielkiej organizacji, obejmującej zarówno lud wiejski, jak robotników i
inteligencję, przyczyniła się do zatarcia uprzedzeń, wyłączności i niechęci
klasowych, uchroniła włościan przed propagandą rządową i demagogiczną polityką
waśni wewnętrznej, sianej w imię carskiej opieki nad ludem, dała temu ludowi
narodową tradycję, narodowe poczucie, na koniec wprzęgła go do pracy
obywatelskiej w jedynej organizacji samorządu, jaką posiadamy — w gminie i na
tym polu wydala w czasach ostatnich znakomite owoce. Działalność na Unii
przywróciła polskości znaczną większość tej ludności kresowej, którą do
niedawna za straconą uważano.
Kierunek demokratyczno narodowy zwrócił się do ludu
wiejskiego, jako do warstwy najsilniejszej, z której wypłynąć może odrodzenie
narodu, która dostarczy mu nowych zastępów, silnych, zdrowych w swych
instynktach, zdolnych do organizacji, a zarazem bardziej od innych warstw
odpornych na wszelką demoralizację, skądkolwiek by pochodziła, zwrócił się więc
do ludu w imię zachowawczości narodowej, w rezultatach zaś swej pracy dziś już
osiągnął znaczny i realny postęp w samodzielności tej warstwy, w jej
obywatelskim i narodowym wyrobieniu.
Całą tę różnostronną działalność przeciwnicy z
innych obozów, zarówno z konserwatywnego jak z postępowego, nazywali
«kulturalną», z tym dodatkiem, że w życiu politycznym naszego społeczeństwa
praca ta w grę nie wchodzi. Świadczy to, że poza obozem
demokratyczno-narodowym, żaden inny nie posiada nawet koncepcji budującej pracy
narodowej i nie zdaje sobie zupełnie sprawy z ważności, z konieczności
wypełniania tego rodzaju zadań dla zapewnienia bytu i zabezpieczenia
przyszłości narodu.
Nie była to praca kulturalna, jak oświata
elementarna, instytucje gospodarcze lub propaganda wstrzemięźliwości, choć i
tej nie zaniedbywano, jeno praca na wskroś narodowa, narodowo-zachowawcza, ale
w najwyższym stopniu twórcza zarazem. Nie stała ona na straży tego co jest, ale
tego co być powinno, ażeby zachować byt narodu, jego charakter, jego organiczną
spójnię, jego zdolność do życia i do pełnego rozwoju w przyszłości. To, co
kierunek dem.-narodowy wniósł tytułem dorobku do zasobów narodu, były rzeczy
wysoce płodne i twórcze, których społeczeństwo, pozostawione naturalnemu swemu
biegowi lub wyłącznym wpływom pozostałych kierunków, nigdy by nie osiągnęło.
Już z tego jednego względu rozwijany przezeń program nie był bynajmniej
odbiciem tego, co już w społeczeństwie istniało, przeciwnie, dawał on mu raczej
to, czego mu brakło, a co zdobyć i posiąść musiało pod grozą zwyrodnienia i
stopniowego zaniku instynktu zachowawczego i samowiedzy narodu, jako żywej
organicznej całości. Powstał w ten sposób ośrodek myśli publicznej, troszczący
się o całokształt spraw i potrzeb narodu, poczuwający się do moralnej
odpowiedzialności za wszystko, co się w społeczeństwie dzieje, i w miarę sił,
środków i wpływu, regulujący stosunki narodu, a przynajmniej jego samowiedzę,
przez budzenie poczucia grożących mu niebezpieczeństw i hamowanie rozkładowych
skłonności, rozwijanie natomiast tych, które są konieczne dla utrzymania jego
odporności i zdolności do dalszego rozwoju.
Wychodzący z tych założeń kierunek rozwinął się
stopniowo w stronnictwo polityczne, które nie goniąc pod żadnym względem za
oryginalnością i nowością, przeciwnie, trzymając się przede wszystkim gruntu
zachowawczości narodowej, wprost dzięki szczególnym warunkom naszego bytu,
stworzyło z siebie typ stronnictwa oryginalny i nowy, odbiegający swym
charakterem daleko od szablonu stronnictw współczesnych. Jeden przykład więcej,
mówiąc nawiasem, że zachowawczość twórcza prowadzi siłą rzeczy do oryginalności
form społecznych, jest przeto najsilniejszym czynnikiem postępu, zasługującego
istotnie na to miano.
Nie można się dziwić, że istota charakteru
stronnictwa tak niewspółmiernego z innymi nie tylko była przekręcaną na punkcie
wszystkich swych dążeń, ale rzeczywiście niezrozumianą ze strony przeciwników,
przykładających do niego swą własną miarkę wartości politycznych. Czy można
nawet wymagać, by inne stronnictwa, urobione na uproszczoną modłę stronnictw
zachodnich, rozumiały jego demokratyzm, polegający na organizacji samorzutnej
społeczeństwa, odpornej na wszelką ingerencję obcego państwa, powołujący
najszersze warstwy społeczeństwa, przede wszystkim do pełnienia obowiązków
narodowych, z których dopiero wypływają ich prawa, jako legalna forma pełnienia
tych obowiązków; jego demokratyzm antyliberalny, oparty na hierarchii
powszechnych funkcji społecznych, a nie na równości zatomizowanych jednostek,
poddanych jedynej hierarchii rządowej; jego demokratyzm na koniec, wykluczający
zarówno panowanie tłumów, jak i panowanie nad tłumami. Czy mogli go zwłaszcza
rozumieć ci, których rzekomy demokratyzm jest tylko zamaskowanym liberalizmem,
dającym się wyczerpać prawami oderwanego od społeczeństwa „człowieka i
obywatela”, wykonywanymi za pomocą powszechnego głosowania? Czy mogli oni
również pojąć jego stanowisko narodowe, pozbawione wszelkich frazesów
patriotycznych, przechowujące tradycje ruchów narodowych, a nie przygotowujące
powstania, gotowe nawet wszelkie niewczesne porywy zwalczać, krytyczne wobec
przeszłości, na której się opiera, nie apelujące ani do humanitaryzmu, ani do
sprawiedliwości państw zaborczych, tłumaczące nawet fatalną konieczność tej ich
polityki; jego pojęcie niepodległości, jako wytycznej w dziejowej polityce
narodu, która każdy jego krok dzisiejszy oświeca, chociaż sama może nie być w
danej chwili przedmiotem bezpośrednim polityki realnej, na koniec jego pojęcie
narodu, jako żywego, realnego organizmu, a nie zbiorowości jednostek, mówiących
jednym językiem i posiadających z tego tytułu wspólną kulturę. Wszystko to były
pojęcia zbyt złożone dla tych, których cały wysiłek myśli był skierowany na
upraszczanie pojęć politycznych, na stosowanie w szczegółach do własnego
społeczeństwa, gotowego już wszech-narodowego szablonu, obróconego w puste
hasła symboliczne bez treści.
Program wychodzący z zachowawczości narodowej musi
być integralny, skoro bowiem obejmuje całość istniejących stosunków,
powiązanych ze sobą w jeden organiczny kompleks, musi uwzględniać wszystkie
strony życia, rozwijać je równomiernie, kładąc szczególny nacisk na luki i
niedobory, które wypełnić lub nadrobić trzeba. Program, biorący za punkt
wyjścia postęp, tak jak go u nas rozumieją, pozostanie zawsze fragmentarycznym,
będzie się ubiegał o różne postulaty, jak głosowanie powszechne, ośmiogodzinny
dzień roboczy, prawa polityczne kobiet itp., nie patrząc na to, w jakim
stosunku stoją te postulaty do całości życia narodowego, jak się ich
urzeczywistnienie na tym życiu odbije. Istnieje kilka takich «koników» postępu
bezwzględnego, równie zbawczych po wszystkie czasy i miejsca, a w gruncie
rzeczy dających społeczeństwu tylko złudzenie i blichtr postępu, jak system
jednoizbowy lub głosowanie powszechne Bułgarii. Przypomina to kulturę
małomiasteczkowej panienki, która żadnego wychowania ani wykształcenia nie
odebrała, ale którą nauczono grać na fortepianie i malować kwiaty.
O kulturę właśnie polityczną, o wychowanie i
wykształcenie społeczeństwa, na wszystkich polach równomierne, troszczy się
przede wszystkim kierunek demokratyczno-narodowy. Stąd pochodzą niektóre jego
rysy znamienne, poczytywane przez postępowców za konserwatywne. Rozpowszechniło
się u nas mniemanie, oparte zresztą na spostrzeżeniach z niedawnej przeszłości,
że kultura i realizm w dziedzinie polityki stanowią nieodłączną cechę
zachowawczości. Kultura polityczna przejawia się w charakterze programu, w
ścisłości politycznego myślenia, w poziomie prasy, w taktyce walki z
przeciwnikami, w tonie polemiki, słowem we wszystkich tych właściwościach,
których się nabywa tylko w długiej praktyce poważnego życia publicznego;
realizm polityczny polega przede wszystkim na trafnej ocenie faktów i
położenia, na unikaniu złudzeń i przesady, na braniu w rachubę tego jedynie, co
osiągniętym być może, na koniec na ścisłym obrachunku każdego kroku i zupełnej
jego celowości, a więc na takich celach, które daje tylko głębokie poczucie
odpowiedzialności za swe czyny. Niewątpliwie, nie są to żadne znamiona
zachowawczości, ale wyrobienia politycznego, pewnego wyższego poziomu praktyki
życia publicznego, powiedziałbym wprost — znamiona postępu na tym polu. Nasze
kierunki postępowe atoli zdołały związać ściśle w umysłach ogółu pojęcie
postępowości z pojęciem o brutalności w wystąpieniach, o demagogicznej
argumentacji, o ujmowaniu programu w formę żądań, często zupełnie nierealnych,
o naciąganiu i przeinaczaniu faktów, o nie rachowaniu się z celowością i
następstwami własnych czynów — słowem z pojęciem o pewnej pierwotności politycznej.
Pierwotność tę przedstawia się chętnie jako gorący temperament, zapał, siłę
przekonań, wiarę w siebie, na koniec jako idealizm, brzydzący się wszelkim
oportunizmem. W ten sposób odwrócono role tych dwóch czynników w życiu
narodowym i zaliczono do objawów wszetecznictwa ten, który jest czynnikiem
rzeczywistego postępu i który jedynie nosi w sobie zadatki twórczości
politycznej, mianem zaś postępowości ochrzczono pierwotność i brak kultury w
polityce.
Konflikt pomiędzy zachowawczością narodową a postępowością
wszelkich odcieni ujawnił się najsilniej w ostatnich czasach na tle ruchu
politycznego.
Jeżeli, jak to widzieliśmy wyżej, grupa
petersburskich ugodowców traktowała kwestię polską jako sprawę wewnętrzną
państwa rosyjskiego, a więc mówiąc popularnie, wprowadzała Polskę do środka
Rosji, postępowcy chwili obecnej posunęli się o krok dalej, nie tylko bowiem
nie traktują stosunków polsko-rosyjskich jako sprawy naszej zewnętrznej
polityki, ale nadto uważają kwestię swobód obywatelskich i reform konstytucyjnych
w państwie jako naszą sprawę wewnętrzną, potrzebną nam jako obywatelom państwa
rosyjskiego, nie jako uciskanemu narodowi, i w ten sposób wprowadzają Rosję do
środka społeczeństwa polskiego.
Stanowisko podobne da się pomyśleć tylko wtedy, gdy
się nie uważa narodu za żywy organizm, obdarzony strukturą wewnętrzną z
podziałem i wzajemną zależnością funkcji, ale za zbiorowisko równych sobie pod
względem wartości społecznej jednostek, obdarzonych jednakowymi prawami,
niezależnych od siebie i nie poczuwających się do żadnych obowiązków wobec
całości, a co za tym idzie, nie obarczonych wobec niej żadną
odpowiedzialnością.
Jest to koncepcja narodu na wskroś rosyjska, przy
której cała struktura społeczna przenosi się w dziedzinę organizacji
państwowej, obywatele zaś mają w stosunku do niej tylko prawa, których im
odmawiają. Tam, gdzie tego rodzaju zasada przenika cały ustrój, jak w Rosji,
wytwarza się niezgłębiony antagonizm między społeczeństwem a rządem, a w
chwilach krytycznych, jak obecna, nawet między narodem a rządem. Ten ostatni
przez wieki całe tępił wszelką wewnętrzną strukturę i organizację
społeczeństwa, by mieć z niej jedną rozdrobnioną na atomy masę poddanych, a
wziąć w monopol państwowy całą odpowiedzialność polityczną i całą troskę o byt
Rosji. Z chwilą gdy organizacja państwowa, zawieszona niejako w powietrzu na
rusztowaniu biurokratycznym przestaje należycie spełniać swe zadania, a w
społeczeństwie budzi się poczucie praw, pomiędzy tymi dwiema siłami powstaje
przepaść niezgłębiona, a ponieważ są to siły niewspółmierne na różnych zupełnie
funkcjach wychowane, ponieważ biurokracja z dynastią na czele nie jest zdolna
wejść do społeczeństwa i zlać z nim machiny państwowej, społeczeństwo zaś nie
jest zdolne do wyłonienia z siebie organizacji rządowej, następuje fatalny
nieunikniony stan chronicznej anarchii, której końca przewidzieć trudno, gdyż
wiekowych potworności nie prostuje się na poczekaniu.
I taką to koncepcję społeczeństwa, narodu i państwa
przenoszą z Rosji nasi postępowcy na grunt własny, przenoszą w tych warunkach,
gdy rząd nie zdołał jeszcze rozbić do szczętu naszej wewnętrznej organizacji
społecznej i gdy jest rządem obcym i wrogim. Według nich prawa narodowe dają
się rozłożyć na prawa ludzkie i obywatelskie, obie więc kwestie są organicznie
ze sobą związane, i należy dobijać się pierwszych na gruncie walki o
konstytucję rosyjską. Niewątpliwie prawa narodowe dają się rozłożyć na prawa
człowieka i obywatela, ale tylko w ten sposób, w jaki żywy organizm można
rozłożyć chemicznie na pierwiastki (ten stan właśnie przedstawia społeczeństwo
rosyjskie wobec swego rządu), ale syntezy tych pierwiastków nikt nie dokona i z
sumy uprawnionych pod każdym względem jednostek — narodu nie stworzy. Bo brak
im będzie dwóch rzeczy: tradycyjnej spójni wewnętrznej i organizacji.
Wpływy ruchu opozycyjno-rewolucyjnego w Rosji
działają rozkładająco na nasz organizm narodowy, rozbijają część jego na atomy
i wciągają w orbitę równie zatomizowanego społeczeństwa rosyjskiego. Już ruchy
demonstracyjne i strajkowe nie tylko były zorganizowane pod tymi wpływami, ale
typem swym naśladowały zupełnie ruchy rosyjskie, ich bezplanowość, żywiołowość
tłumu, wywołaną sztucznie, ich polityczną bezcelowość, brak wszelkiego planu
działania i wszelkiej odpowiedzialności za swe czyny. Ruch ten, zwrócony w
całości ku Rosji, powstał dla niej, trwa w jej interesach, na nią też wyłącznie
liczy. Obóz postępowy stanął już de facto zupełnie na gruncie prowincji
państwa rosyjskiego, co gorsza — związał wszystkie swe interesy i wszystkie swe
nadzieje z niepewnymi losami zwycięstwa ruchu rosyjskiego. Wierzy w nie ślepo,
wierzy w rewolucję w Rosji, w jej odrodzenie polityczne i tylko tą przyszłością
żyje. Na wiarę we własny naród i jego siły nie ma tu już miejsca, może on być
co najwyżej narzędziem celów style='letter-spacing:2.5pt'> wspólnych.
I to stanowisko dopiero rzuca należyte światło na
jego postulat autonomiczny. Autonomię taką dzisiaj już stworzył: Królestwo
urządza na własnym gruncie, według własnego planu we własnej administracji i
kosztem najżywotniejszych interesów własnego społeczeństwa, chroniczne rozruchy
miejscowe, składające się na obraz powszechnych rozruchów w całym państwie.
Jest w tym niewątpliwie autonomia, tylko nie ma w tym narodu, ani jego
interesów, ani celów i dążeń odrębnych.
Tam, gdzie takie grozi niebezpieczeństwo narodowi,
instynkt jego zachowawczy, ujęty w formę świadomą, stać się musi punktem
wyjścia wskazań politycznych. Nie może się on wylać w formę negacyjną, jak
negacyjnym jest prąd postępowy w stosunku do panującego systemu, bo negacja
negacji dałaby tylko stwierdzenie tego, co jest dzisiaj; nie może być również
konserwowaniem tego, co było, bo była od stu lat prowadzona dezorganizacja
naszego życia narodowego i społecznego, płynąca z państwowości obcych; musi być
na wskroś twórczym i budującym, ale za cel swej budowy brać naród i tworzyć
własne swe formy bytu przezeń i dla niego.