[w:] Dzieła, t.4,
Pisma pomniejsze, cz.II, Kraków 1894, ss.81-86.
Nic u nas zwyczajniejszego, a nic zarazem
bardziej popularnego, jak skargi na Zachód, na jego względem nas niesprawiedliwość,
na jego lichotę i poziomość, że nas ocenić nie umie. Trwają one od
lat trzydziestu. Czas rozpatrzeć się: zkąd się wzięły i co są warte.
Jużto w ogólności, żale i wyrzekania nie
dowodzą, bynajmniej silnej woli i zdolności znoszenia trudów a niesienia
prawdziwych ofiar. W kimkolwiek jest siła zaradzenia sobie, ten z
klęk doznanych wyciągnie naprzód dla siebie naukę, w czem nie dopisał,
gdzie głową lub charakterem zawinił, a tylko niedołężność sama, lub
zgrzybiała miłość własna, wszystko złe uchybieniami drugich lub fatalnym
zbiegiem okoliczności tłumaczy.
Złej woli Europy i fatalizmu dziejowego
używaliśmy i nadużyliśmy w opowiadaniu wszystkich naszych, od lat
stu, publicznych usiłowań. Rozdzielano Polskę po razy trzy; "hańba
Europie, wołamy, ze takiej zbrodni dopuściła!" Zgoda, ma się
czego Europa wstydzić. Lecz większy podobno wstyd tym, którzy ani
jednemu z trzech podziałów z orężem w ręku nie przeszkodzili, i po
prawdzie nawet przeszkodzić własnem wysileniem nie starali się; większy
wstyd narodowi, gdzie jedynymi obrońcami całości kraju byli mówcy sejmowi, Rejtan i Korsak. Niechaj
nucą poeci, że Polska wolała zstąpić do grobu, niźli być obecną szkaradom
XVIII wieku; my, którym nie o poklaski, ale o przyszłość idzie narodu,
przypomnimy raczej, ze dla obrony jednej prowincyi, Szwajcarya sto
tysięcy wystawiła; a my, dwudziesto-milionowy naród, i razu jednego
podówczas, na pięćdziesiąt tysięcy nie zdobyliśmy się. Dla ocalenia
konstytucyi, w której cały kraj widział zbawienie, stanęło dwadzieścia
tysięcy w armii koronnej, dwanaście w armii litewskiej, i sześć tysięcy
rezerwy pod Warszawą. A i ci nawet jak się bili! "Bo król zdradził",
wołamy. Prawda jest, król zawinił; stokroć więcej zawinili, klątwą
publiczną na wieki obrzucone, herszty Targowicy; ale też nie powiemy,
aby silny duch, aby patryotyzm był
wówczas w narodzie, który tak łatwo odstępcom i zdrajcom dał się powodować.
Kilka tysięcy żołnierza polskiego zebrało
się w legionach, i to jedna z najpiękniejszych w nowych czasach dla
nas karta. "Ah! Ileż to krwi polskiej, wołają, przelano we Włoszech!"
Nie bez korzyści dla nas, odpowiemy. Pod koniec XVIII wieku, wstyd
powiedzieć, na polach elizejskich w Paryżu, dla zabawy pospólstwa,
przedstawiano zwykle szlachcica polskiego jako pijaka, kłótnika, zawadyakę.
Świetne czyny rycerstwa polskiego we Włoszech przywróciły nam dopiero
u obcych cześć, której nie mieliśmy, a którą do dziś dnia żyjemy.
I, stosunkowo za małe posługi, czyż nie hojnie Francya nam odpłaciła?
W r. 1806 i 1807 wystawilismy trzydzieści tysięcy żołnierza; te, że
od razu na polu bitwy stanęły, że w nich była żywa krew i wola narodu,
chociaż niemi nie byliśmy zdolni odeprzeć armii moskiewskiej, przyniosły
nam Księstwo Warszawskie. Kto zaś zna stan prowincji polskich przed
rokiem 1807, ten snadnie uzna wielkość dobrodziejstw i usług, które
nam to małe Księstwo, na drodze podniesienia i udojrzalenia ducha
narodowego, oddało.
Wyrzucają Napoleonowi, że trzy pułki nadwiślańskie
zabrał do Hiszpanii. Prawda jest; lecz ileż pułków francuskich prowadziło
kampanią dopiero co wspomnianą, której rezultatem dla nas było Księstwo
Warszawskie! W roku 1809, wyznajmy szczerze, nie bylibyśmy pewno odparli
armii austryackiej, gdyby postępy Napoleona w Austryi nie przymusiły
jej do opuszczenia ziemi polskiej. Nie rozbiliśmy arcyksięcia Ferdynanda,
aleśmy się z nim bili, ale korzystaliśmy ze zwycięstw francuskich,
ale pod ich wpływem czrodziejskim rosły u nas pułki bez pieniędzy
i bez zapasów: i za to jedno, za to, że nie oglądając się na pomoc
obcych, w własnej dzielności szukaliśmy ratunku, odzyskaliśmy połowę
austryackiego zaboru. Gdzież tu jest niewdzięczność Zachodu?
W 1812 r. zdobyliśmy się na siedemdziesiąt
tysięcy żołnierza zgórą. Obwiniają Napoleona, że choć mógł, nie odbudował
Polski. Słuszny żal, i ciężko tej winy Napoleon przypłacił. Lecz ileż
sroższy zarzut spaść musi na naród, który, przy takich, jak miał wóczas,
pomocach, sam siebie nie odbudował? Gdyby były prowincye zabrane,
z taką dzielnością jak Księstwo Warszawskie w r. 1806 i 1809, powstały,
bylibyśmy i siebie zbawili, i Napoleona ocalili. Ale nie! Sejm Warszawski
półgębkiem, nieśmiało, wyglądając aprobacyi Francyi, ogłosił wskrzeszenie
Polski, i sam temu wskrzeszeniu pierwszy nie uwierzył, i jedna cesarska
przemowa, może zbyt ostrożna, zbyt zapału naszego probująca, odjęła
jemu moc ducha. Dość było zatem obecności Pradta w Warszawie, aby
nasz patryotyzm, energia i wola rozstroiły się, i właśnie kiedy trzeba
było najwyższego natężenia, po staremu zniedołężniały. Czy nie miał
Napoleon powodu wahać się, ażali ten naród już dojrzał do niepodległości?
To też z pierwszem pośliźnieniem się Napoleona,
jakoby mgła za podmuchem wiatru, rozwiała się nasza dzielność. Po
wstrząśnieniu strasznem, Którego Moskwa w r. 1812 doznała, mogłybyły
resztki armii polskiej, w r. 1813 wzmocnione gotowanemi podczas wojny
szeregami, zatrzymać się w Księstwie, nad Bugiem, czy jak
wówczas projektowano w Krakowskiem. " czyż podobna, rzekną
nam, tak wiele wymagać od kraju, sześcioletnią wojną, tyloma dostawami
zmęczonego?" My odpowiemy, przypominając ofiary, które po dwudziestoletnim
boju Francyja, jeszcze w 1813 r. czyniła. Ona, dla uratowania swej
przewagi w Europie, raz jeszcze trzykroć sto tysięcy żołnierza wystawiła;
a my, ażaliż nie mieliśmy nierównie silniejszych niż Francya do wytrwania
powodów? Wojna zaś, z jakiembądź szczęściem w Polsce prowadzona, ale
przez nas, na własną rękę, i z energią, która nam tych lat i zawsze
tak bardzo przystała, bo byliśmy, i jesteśmy, jako majtkowie na okręcie
tonącym; wojna Polaków samych z Moskwą rozbitą i przed nami wówczas
tak nieśmiałą, byłaby zwolniła Napoleona od stanowczego w Niemczech
nieprzyjaciela, byłaby zatrzymała Austryą w wierności,
i dałaby mu może czas poszukać odwetu i nam przyjść na pomoc.
Ale my wtedy (jak i dziś) pożyczanem światłem posługiwaliśmy się,
i skoro nam brakło jasności fortuny napoleońskiej, ciemno się przed
nami zrobiło! Poszliśmy więc pod Lipsk, dokąd nas prowadził mniemany
honor, bo nas w kraju nie zatrzymała ani miłość Ojczyzny, ani rozum
polityczny.
A jednak to honorowe, choć nie dość patryotyczne postąpienie rycerstwa polskiego,
to jego męztwo i te wysilenia, które przez sześć lat, nie cały wprawdzie
kraj, lecz Księstwo Warszawskie czyniło, sprawiły, że się nami Europa,
choć potrochu na kongresie wiedeńskim zajęła. "Co znaczy to Królestwo
Kongresowe?" powiedza nam, może zuśmiechem bliskim pogardy. Przyznajemy,
że nie jesteśmy tak absolutnej opinii. My, w każdym wypadku, nie powiemy: wszystko albo nic (jak świeżo dziwaczna książka naucza); bo temu co nic nie ma,
nie przystoi lekkomyślnie gardzić częściowem dobrem narodu. Nie od
razu Kraków zbudowany, i nie jeden raz Polskę rozdzielano! - Teoretykom
wreszcie naszym, którzy nas na błędnych rycerzy politycznych kierując,
wmawiają w nas i Zachód, żeśmy w r. 1794 i 1830 zerwali się do broni
dla ochronienia Francyi od koalicyi, odpowiemy, że sami temu wymysłowi
nie wierzą. Żaden naród dla ocalenia drugiego nie rzucił się jeszcze
nigdy w przepaść, a Francya straszniejsze też, niż te co jej w roku
1831 groziły, bez nas odparła zastępy. Nie bez przyczyny przeważnej
i bardzo naglącej, przed oczyma czytelników robimy te krwawą historyi
naszej dysekcyą. Bo fałsz w poglądzie historycznym prowadzić musi
do fałszu w polityce. Od r. 1830, tyle nam napowiedziano o naszych
poświęceniach dla Zachodu, o jego dla nas niesprawiedliwości, że,
chociaż na Zachodzie nikogo nie przekonaliśmy, sami siebie oszukaliśmy
dostatecznie. Wymysłami historycznemi, które, mówmy otwarcie, próżność
nasza nam podsunęła, okopaliśmy się jakoby w twierdzy zbudowanej dla
"przestrzegania krwi i dumy polskiej", a która Zachodowi
pomnikiem grobowym naszego życia narodowego wydała się. "Tyle
razy was zawiedziono (mówili w r. 1854 ostrozni między nami politycy),
tyle razy nadużyto poświęceń polskich! Pozwolicież się jeszcze dłużej
oszukiwać, i będziecież pobłażali tym niecnym frymarkom krwi polskiej?
Czekajcie, aż czarno na białem nie zobowiążą się odbudować Polskę
od morza do morza! Wszak bez Moskwy nie zwyciężą! Bez was nie zmuszą
jej do pokoju!" Tak wielu mówiło; i ów ton fałszywy, co w ciągu
wojny radził nam - nie dzielności naszej dowodzić, ale tej nieruchawej
godności, którą ma i w trumnie leżący, odezwie się jeszcze z całą
jego oktawą negatywnych uczuć w chórze narodowym, za każdą razą, kiedy
własnem wysileniem coś trzeba będzie wykonać; odzywać się będzie dopóty,
póki z historyi i błędów naszych nie zedrzemy maski, w którą chełpliwość
nasza je ubrała. Mniejsza o to, że zdejmując ją, oderwiemy od kości
niejedno złudzenie, które się z niem zrosło. Tylko prawdą
a pracą naród żyje i dźwiga się; kłamstwo jak opium upaja, jak
opium truje i usypia!
Nie masz tak rozpaczliwego położenia,
mówiliśmy to nieraz i mówić nie przestaniemy, w któremby silne a poczciwe
uczucie nie znalazło pola do pracy dla kraju. Służmyż więc, jak kto
może; ale pamiętajmy, że skargi lub nieczynne oczekiwanie służbą nie
są; że jak całego narodu, tak każdego z nas, w jego powinności, żadna
pomoc obca wyręczyć nie może. Niechaj Europa widzi, że w nas duch
publiczny nie do wojny tylko się budzi, lecz że każdej chwili żyje
i jawi się w działaniu gromadnem, w instytucyach, zgoła w tem wszystkiem,
co jest wyraźnym dowodem narodowego życia. Jeżeli raz z danego położenia
potrafim wyciągnąć wszystkie dla kraju korzyści, to już snadniej niż
dotąd poznamy się na ważności czasu, kiedy on nadejdzie, i dzielniej
odpowiemy obowiązkowi, który na nas włoży. A jak w europejskich od
pół wieku toczonych wojnach nie mieliśmy prawa utyskiwać na niewdzięczność
Zachodu, tak i nadal jego własny interes jest rękojmią, że nam zawsze,
miarą naszych dla ojczyzny poświęceń, odpłacać się będzie.