Fragmenty z: Państwo chrześcijańskie a państwo pogańskie.
Kazanie wypowiedziane w Kościele Mariackim w Krakowie na zjeździe Sodalicji całej Polski dnia 12.IV.1931 r.
Arcybiskup ormiański, prawnik,
polityk i publicysta. Urodził się 24 lipca 1864 r. w Żydaczowie
(obecna Ukraina). Studiował prawo w Czerniowcach,
następnie teologię i filozofię na Uniwersytecie Jana Kazimierza
we Lwowie. Dzięki jego inicjatywie zaczęto wydawać "Ruch Katolicki"
od 1897 r., oraz "Przedświt" od 1900 r. W 1901 r. otrzymał
sakrę biskupią obrządku ormiańskiego we Lwowie. W latach 1902-1918
był posłem na sejm galicyjski i członkiem wiedeńskiej Izby Panów.
Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości związał się z Narodową
Demokracją, będąc w latach 1919-1922 posłem na Sejm. Po zamachu
majowym w 1926 r. dał się poznać jako zdecydowany przeciwnik sanacji
i zwolennik Romana Dmowskiego, starający
się o poparcie Episkopatu dla Obozu Wielkiej Polski. Aktywnie uczestniczył
w pracach Konferencji Episkopatu, od 1919 r. zasiadał w Komisji
Biskupów, a od 1928 r. w Komisji Prawnej. W latach 1928-1936 pełnił
funkcję przewodniczącego Komisji Prasowej i Duszpasterskiej. Opublikował
m.in. Z dziejowej chwili (1918),
Na przełomie. Przemówienia
i kazania narodowe (1923), Okruchy ewangeliczne (1923), Myśl religijna
w narodzie (1934), Z Chrystusem
Jezusem. Rozważania (1947). Zmarł 4 grudnia 1938 r. we Lwowie.
Wybrane fragmenty pochodzą z:
Państwo chrześcijańskie a państwo pogańskie.
Kazanie wypowiedziane w Kościele Mariackim w Krakowie na zjeździe Sodalicji całej Polski dnia 12.IV.1931 r., Lwów 1931, s. 14-18.
Pośród narodów wstaje
państwo, którego cele i rządy są tak potworne i straszne, że na
samo ich wspomnienie krew się ścina w żyłach narodów
- to sowiety.
Państwo - bożyszcze odsłoniło swe oblicze w całej
potwornej grozie. Rzym, obwołując swych Cezarów bogami, nigdy nie
wypędził bóstw innych, owszem, przygarniał je i wprzęgał w rydwan
boskiego Cezara. Najradykalniejsze nawet idee materialistyczne czasów naszych przedstawiają jednak,
chociaż nieszczerze, religię jako sprawę osobistą każdego, o którą
się państwo nie troszczy. Ale nigdy nie podniesiono tak jak tam
do wyżyn dogmatu walki z wszelką religią, nigdy i nigdzie nie wszczepiano
przez szkołę i publiczne wychowanie oficjalnie ateizmu i nienawiści
Boga. Rzymowi cześć państwa pozwalała jednak głosić zasadę lex fundamentum regnorum i pozwalała
też rozwinąć zmysł i poczucie prawa. Ale publiczna proklamacja bezprawia
jako fundamentu państwowej mądrości i zasady, ta ogłoszoną została
po raz pierwszy. Stary Rzym mimo swej tezy o państwie rozwijał w
duchu wolności obywatelskie cnoty, które wszczepione w miłość ojczyzny,
podniosły to państwo do olbrzymiej potęgi. Ta potęga dopiero wówczas
kruszyć się poczęła, gdy senat i lud zrzekli się wszelkiej samodzielności,
a nawet praw do myślenia na rzecz Cezara,
który jako boski i tajemniczy wszystko wie i o wszystkim myśli.
Ale i wtedy, i później
aż po dziś dzień nigdy wolność osobista obywatela nie przemieniła
się w takie straszliwe, okropne widmo niewoli jak tutaj. Nigdy dotąd
nie pogaszono tylu świateł ducha, nigdy tylu gwiazd nie zrzucono
z widnokręgu ludzkości, by je podeptać i poniszczyć jak tam; nigdy
noc ciemniejsza nie rozpięła szerzej i groźniej swych czarnych skrzydeł
nad cywilizacją i kulturą ludzkości, jak tam właśnie; nigdzie orgia
nienawiści nie dopuściła się wyuzdańszych
i straszliwszych zbrodni jak w tym państwie. Nigdzie nad najszumniejszymi
hasłami dobra proletariatu nie dopuszczono się większego fałszerstwa
tych haseł jak tam właśnie; nigdzie despotyzm i tyrania nie deptała
cyniczniej prawa, nie była przemyślniejszą w okrucieństwach, dzikszą
w nienawiści, rozrzutniejszą w zbrodni jak tam. Nigdzie do dogmatu państwowego
wyniesiony ateizm nie kojarzył się z większym, bardziej cynicznym
ubóstwieniem człowieka, jak w tym państwie, gdzie poniszczono wszystkie
świętości i wszystkich Świętych wygnano, aby zniewolić naród do
oddawania czci religijnej zabalsamowanym zwłokom władcy Kremla i
duchowemu twórcy tego państwa, zbudowanego na okrucieństwie, krwi
i zbrodni. Nigdy też i nigdzie nie pałała nienawiść taką żądzą niszczenia
jak tutaj. Wezbrała niby morze, żądna zatopić w sobie wszystko,
co jest bogactwem i rozwojem duszy. Na odwrót barbarzyństwo najokrutniejsze
i najdziksze stało się jedynym przedmiotem pragnień i państwowych
aspiracji. Widowisko to było dotąd niebywałe. Bo i najbardziej materialistyczne
tezy nowoczesnego państwa szukały jednak ostoi dla siebie w pierwiastkach
moralnych i kulturze, ale teraz wstrząsnęła i ugięła się ziemia
pod straszliwym hasłem, by zburzyć i zniszczyć wszystko, co było,
a na gruzach cywilizacji "dopiero wybudujemy państwo nowe i
stworzymy porządek nowy".
Zadrżała Europa. I
miała czego się lękać i miała o co drżeć.
Bo sowiety, ten istny kościół szatana, ślą swoich apostołów do
podpalania i niszczenia kultury świata. Ale kiedy drżąca Europa
pyta, skąd się bierze tyle niszczącego, groźnego i palącego
żywiołu, jak i czym wytłumaczyć powstanie tego źródła światowego
pożaru, otrzymuje odpowiedź od twórców i budowniczych tego państwa:
"Ależ to od was myśmy wszystko wzięli! Z waszych dogmatów społecznych
i państwowych myśmy wyrośli; to wasze tezy o materialistycznym państwie
i materialistycznym jego ustroju myśmy przemienili w nasze dogmaty.
Myśmy z was wyszli! Tylko wyście stanęli w połowie drogi, a my wasze
doktryny doprowadziliśmy do końca, myśmy dobiegli do mety! Ale to
wy i jeszcze raz wy znosiliście cegły i budulec pod gmach nasz,
wyście naszymi byli architektami i mistrzami, my wam oddajemy tylko
to, cośmy od was wzięli".
Czy słowom tym mogła
zaprzeczyć Europa i świat? Te słowa położone pod gmach tej straszliwej
struktury państwowej stały się tak wymownym oskarżeniem i osądzeniem
doktryn dzisiejszych o państwie i z tym związanych doktryn socjalnych,
że już wszelkie dalsze złudzenia tu prysły. Nad światem rozpostarła
się groza. Poczęto rozumieć, na co się zanosi. Nie darmo tłumaczą
dziś "Nieboską komedię" polskiego wieszcza na obce języki
i grać ją poczęto na zagranicznych deskach teatralnych. Wszystko
stało się proroctwem w tej wieszczej księdze i dla czasów naszych
i wszystko się w niej do nich dostraja, prócz chyba tylko jednego
tytułu. Bo "Nieboska komedia" zmieniła się w tytule poematu
w rzeczywistość, w Nieboską tragedię.
Groza zniszczenia
całego skarbca pierwiastków duchowych
i tradycji, złożonych w poemacie w Okopach św. Trójcy, krwawa łuna
pożarów i śmierć cywilizacji i kultury, zapowiedziane
w proroczym poemacie, zawisły dziś nad światem. Pankracy
staje się mistrzem, apostołem i wodzem, a losy jego są wyrazem tego,
co czeka świat, jeżeli idea Antychrysta zwycięży. Dziś potworny
Pankracy szturmuje zwycięsko do Okopów
św. Trójcy, do których się skryła cała kultura Zachodu. Otwierają
się one i poddają. Lecz na gruzach okopów Pankracy niczego nie zbuduje i niczego nie stworzy; przeciwnie,
w chwili swojego zwycięstwa sam zginie. Przez zaprzeczenie wszelkich
pierwiastków duchowych Pankracy pogrąża
własną duszę i duszę tych, których zatruł, w tak bezbrzeżną i nieskończoną
pustkę i próżnię, iż w pierwszym zetknięciu się ze wszechpełnią
życia duszy Chrystusa pada niby gromem rażony.
Niezdolny on już jest
do wchłonięcia w siebie Chrystusa tak, jak Go wchłonęło dawne pogaństwo
i dlatego paląc i niszcząc wszystko, choć zwycięski materialną siłą,
duchowo pogrąża się sam w zniszczeniu i śmierci. Bo w tym pustkowiu
bezdennym duszy nie zdołał on jednak uśpić zupełnie gwałconego przez
się głosu sumienia. Posiadało ono jeszcze w sobie tyle żywotności,
iż gdy Chrystus wpuścił w nie promień swej świętości i prawdy, w
świetle tym uświadomiło sobie to sumienie bezmiar swych zbrodni
i własnej nicości tak żywo, że tego naporu Pankracy
więcej wytrzymać nie zdoła i dlatego blaskiem Jezusa rażony, pada
nieżywy.
Dzisiaj Pankracy jest żywym symbolem tego, co światu zagraża. Dotąd
utrzymywały państwa pomiędzy Okopami św. Trójcy a obozem Pankracego
kompromisowy stosunek. Lecz dopiero teraz, gdy ideały bóstwa-państwa
i bóstwa-ludu przeszczepiono żywcem na dziczkę Wschodu, wszczął
się pożar nie do ugaszenia. Mówił mi pewien myśliciel Polak, dawny
socjalista: "Teraz dopiero widzimy, cośmy uczynili. To przecież
my własnymi rękoma podłożyliśmy płonące żagwie pod kurtynę świata.
Byliśmy dobrej myśli i wiary, nie chcieliśmy tego, ale przeoczyliśmy
jedno, mianowicie to, że usunięty przez nas ideał chrześcijański
uczynił wyrwę olbrzymią w strukturze świata, przez którą weszły
duchy zniszczenia". To widzi dziś Europa i świat cały.
Dokądże się teraz schroni Europa przed straszliwym upiorem,
demonem zniszczenia? Dokąd się schronić zdoła, skoro jego wyziewy
trujące we własnej nosi piersi? Czyżby więc
była dziś skazaną na zagładę i zniszczenie?
Słuchajcie, Najmilsi!
Były to czasy, kiedy wielki św. Augustyn czarował świat swym geniuszem.
Straszliwa wieść wstrząsnęła wówczas starożytnym światem. Oto Rzym,
to sanktuarium tego świata, ten przybytek wielkiej kultury, niezdobyta
twierdza starożytnej potęgi, symbol jej i wyraz, pada pod zalewem
barbarzyńskiego najeźdźcy - Alaryka.
Ludzie szaleli. Jedni
wołali, że dzieje kultury skończone i zamknięte; inni głosili, że
koniec świata się zbliża. I sam św. Augustyn
wielki ból w sercu swym nosi; łzy żalu ustawicznie z oczu jego płyną.
Ale wznosi się on nad siebie samego, nad swoją miłość do Rzymu,
wznosi nad stopą najeźdźcy deptaną Romę, wznosi nad hordy barbarzyństwa i woła głosem proroczym:
To nie koniec świata, to tylko nowa era się zbliża i oto jej zapowiedź!
Koniec pogaństwa oznacza brzask chrześcijaństwa. I wziął Augustyn
pióro do ręki i wykazał przyczyny, dla których świat stary, w pogaństwie
spowity, zginąć musi; a dla nowej epoki i nowej karty świata pisze
wielką konstytucję w wielkim pomnikowym dziele Civitas Dei.
Czy można dziś to
proroctwo powtórzyć? Jeśli dzisiaj pochodnia zniszczenia, rzucona
do sanktuarium kultury, nie ma wprowadzić istnego końca świata,
jeśli szczytnej karty jego dziejów nie mają zamknąć zgliszcza i
gruzy, to zagrożona kultura cywilizowanego świata sama ogłosić musi
nowy rzeczy porządek. Niechże ona, zagrożona potopem, sama tworzy
i pisze nową konstytucję i położy na niej nazwę dzieła św. Augustyna:
Civitas Dei!
Nie ma dla świata dziś innego wyboru: albo zginąć
w uścisku demona sowietów, albo powstać i odrodzić się w sokach
chrześcijańskiej kultury.
Chrystus lub Antychryst
stają dziś przed światem i między tymi dwoma on wybrać musi.