Po
upadku powstania r. 1863 naród nasz upadł na duchu. Było to zjawisko moralne
całkiem naturalne. Upadanie na duchu wspólne jest wszystkim niepowodzeniami
dotkniętym i klęskami przygniecionym społeczeństwom. Sprowadzanie takowego nie
stanowi pewnego rodzaju spraw właściwości wyłącznej. Plagi elementarne, jakimi
są głód, mór, ogień i powodzie; niedobory ekonomiczne, wystawiające na
cierpienia przemysł i handel; zarówno jak niepowodzenia polityczne, wyrażające
się pod postacią złego na polu zapasów wojennych obrotu: wywierają na umysły i
na moralność narodów wpływ przygnębiający. Świadkami żywymi jesteśmy stanu, w
jakim się znalazła Francja w r. 1871, pomimo, że klęska, co ją dotknęła, w
porównanie iść nie może z tą, jaka spadła na Polskę na lat siedem przedtem.
Francję, na teatrze wojennym pokonaną, zwycięzca wskazał na okup tylko —
na okup pieniężny. Polska okupować się musiała i pieniędzmi i wszystkim, co
stanowi dobro narodowe. Powtórzyło się dla niej to samo w roku 1864, co w r.
1794 zaznaczył Zajączek: „Przyrodzona dzikość moskali brała górę nad ich
obłudą... Każda prowincja była teatrem ich łupiestw, ich okrucieństw, ich
zbrodni wszelkiego rodzaju” (Hist. de la Révol. de la Pologne en 1794,
par un témoin occulaire, Paris, An V.). Powtórzyło się to w spotęgowaniu.
Politykę zaborczą podszyła polityka zemsty i ze wściekłością drapieżną rzuciła
się na ofiarę. Nie dziw przeto, że pod naciskiem takim naród, w nadziejach
jakie żywił, gdy walkę rozpoczynał, srodze zawiedziony, doznał tego, co się na
polu bitew często hufcom pokonanym przytrafia: opanowany został przez postrach
paniczny. Zwyciężeni karki w jarzmo uchylali; broń ciskając i wyrok losu za
nieodwołalny przyjmując, nie tylko się myśli samej obrony zrzekali, ale
wtórowali zwycięzcom w złorzeczeniu tym, co podawani byli za głównych powstania
sprawców. Na barki ich winę i odpowiedzialność zwalali zwycięzcy, celem
oczyszczenia siebie przed opinią publiczną Europy; winę i odpowiedzialność na nich
zwalali i zwyciężeni, celem oczyszczenia siebie przed sądami, prezydowanymi
przez Murawiewów. W pierwszych chwilach nie myślano o czym innym, jak o jakim
takim osłanianiu się przed zemstą. Była to nie obrona, ale ucieczka, dokonywana
na oślep. Uciekano od zsyłki, od katorgi, od szubienicy i uciekano się do spospoliciałego
w razach podobnych wybiegu. „To nie ja, wasze priewoschoditielstwo
— tłumaczyli się obwinieni oprawcom — to tamten, wasze
wysokopriewoschoditielstwo, winien, — tamten! tamci!... emigracja!...
emigracja!!... emigracja!!!...” — „Zaiste, emigracja, nie zaś
nasza władza ojcowska bunty te wywołała” — sentencjonalnie
potwierdzali Murawiewy, podpisując wyroki na zsyłkę, na katorgę i na
szubienicę.
Ucieczka
ta moralna, służąc ku bałamuceniu opinii publicznej, bynajmniej nie służyła ku
obronie. Ta ostatnia, wymagająca dyrektywy pewnej, szykować się poczęła później
i wysnuwała się z tego wrażenia pierwiastkowego, w którym postrach był doradcą
jedynym. Wywiązywały się stąd poglądy i doktryny rozliczne, na których panika
wyciskała piętno swoje. Postrach jest doradcą jednym z najgorszych — jest
zarazą, co się udziela od człowieka do człowieka i krew zakaża. Przedsiębranie
pod wpływem onego obrony wydało adwokatów bojaźni, zszeregowanych następnie w
zastęp stańczyków, którzy z upływem czasu i z rozwojem doktryny rozpadli się na
różnice i odcienia: wsteczne i postępowe, arystokratyczne i demokratyczne,
klerykalne i bezwyznaniowe, wszystkie nacechowane tego rodzaju instynktem
samozachowawczym, którego wzór dają nam strusie, broniąc się za pomocą chowania
głów, gdy im niebezpieczeństwo zagraża. Obrona, na drodze takiej urabiana,
urobiła się na bierną — na ultra bierną — na tak dalece bierną, że Polacy,
wynajdując postrachy na siebie samych w teraźniejszości, w przeszłości i w
przyszłości, zrzekali się nie tylko praw, ale i aspiracji wszelkich i
dochodzili drogą rozumowania do wniosków niegodnych narodu, szanującego
nieszczęścia własne. Do wniosków tego rodzaju zaliczają się same przez się:
wywody przeciwko liberum conspiro, wykazy potrzeby „straży
pożarnej” i „denuncjacji szlachetnej”, wreszcie, bukiet
wywodów i wykazów: ofiara zasłaniania cara piersiami polskimi przeciwko
zamachom nihilistów i anarchistów moskiewskich. Obrona bierna drogą
utylitarnych z czci i godności ustępstw, doszła do poniżenia ostatecznego. Na
szczęście poniżenie nie wyszło ze sfery intencjonalnej. Car tej, na piasku
oportunizmu zbudowanej, ofiary nie przyjął, uważając dla siebie za rzecz
bezpieczniejszą, zamiast za piersi polskie, chować się za mury dworca
gatczyńskiego. Car wie bardzo dobrze, że ofiara tego rodzaju wyjść mogła z łona
pewnej warstwy czy klasy społecznej, ale nie z łona narodu krzywdzonego.
Obrona
bierna, wnioskami i intencjami takimi zilustrowana, miała na celu rozbrojenie
zemsty. Czy celu tego dopięła? Czy, bodaj, ku dopięciu onego się zbliżyła ?
Na
zapytanie to odpowiadają potęgujące się w przeciągu lat dwudziestu trzech z
godziną niemal każdą moskiewskie i pruskie prześladowania. Na pokorę w słowach
i pokorę w czynach, na wypieranie się głośne pretensji i potępianie usiłowań
polskich, na podporządkowywanie interesów Polski interesom mocarstw co się nią
podzieliły, na zaręczanie „stania i chcenia stać” przy Austrii, a
zatem przy Moskwie i przy Prusach, na fałszowanie dziejów ojczystych i
polityczno-historyczne wywody „Czasów” krakowskich i „Chwil”
warszawskich: Prusy zadekretowały gromadne z ziemi polskiej Polaków wyganianie,
Moskwa zaostrza ukazy, mające na celu doszczętne żywiołu polskiego zgniecenie,
Austria coraz to łaskawiej i gruntowniej rujnuje Polskę ekonomicznie i
intelektualnie. Pod wszystkimi trzema zaborami, obrona bierna do tego
doprowadziła, że mocarstwa zaborcze sprzymierzyły się przeciwko narodowi, co
broń im pod nogi cisnął i toczą z nim, jedne tak, drugie inaczej, walkę dalej,
nie o to już, ażeby go do schylenia się po broń tę nie dopuście, ale ażeby go
wytępić (ausrotten). Jest to objaw całkiem naturalny. Skoro się Polacy
na tępienie oddają sami — czemuż ich nie tępić? Oddają się i zarazem w
sposób insynuacyjny błagają o pozostawienie im tylko języka i wiary, to znaczy:
o niedobijanie ich do reszty, kiedy w tej reszcie właśnie tlą iskry, zdolne
przy okazji zdarzonej w ognisko rozgorzeć. „Nieintrygaż-to! głosem
wielkim woła moskiewska i niemiecka prasa. Nie!... bić ich, bić należy i
słuchać, czy nie dyszą”. Niemcy historycznie, etnograficznie, politycznie
i filozoficznie tłumaczą, że Polaków wytępić potrzeba dlatego, ponieważ
słowianami są; moskale dlatego, że słowianami nie są; jedni i drudzy za
zbrodnię im katolicyzm poczytują; trzeciej zaś odmianie politycznej, przeciwko
nim nastawionej, nie wydają się oni dostatecznie skatoliczonymi, ujmuje więc
ich w popręgi klerykalne i, za pomocą rozwijania i gruntowania w nich
gorliwości katolickiej, przerabia na wiernych poddanych galicyjskich. Pod wszystkimi
trzema zaborami przerabianie Polaków na to, czym nie są i czym być nie mogą, na
szeroką odbywa się skalę. Moskwa i Prusy czynią to brutalnie, uciekając się do
prześladowań dzikich, przy akompaniamencie obelg, jakimi ich zasypuje prasa
przez rządy inspirowana. Austria ku temuż samemu celowi podąża drogą łagodności
względnej, w następstwach swoich nie mniej jak brutalność szkodliwej. Dzieje
się to nie pomimo, ale z powodu obrony biernej.
Potrzeba,
ażebyśmy sobie z położenia naszego jasno sprawę zdawali.
Dla
czegośmy przez zaborców ojczyzny naszej na wytępienie wskazani?
Mężowie
stanu, których obrona bierna wyhodowała, wskazując na Królestwo Polskie,
któremu Aleksander I konstytucję nadał i na też same Królestwo, któremu Mikołaj
I administracji narodowej i używalności mowy ojczystej nie odjął, wskazując na
Aleksandra II dobre intencje a przy tym i na Finlandię, konserwowaną pod
kloszem autonomicznym, tłumaczą, że nawołaliśmy na głowę naszą biedę dla tej
racji, żeśmy się szanować nie umieli. Reasumując tłumaczenia publicystów,
uczonych i mężów stanu tej szkoły, wypada, że Polskę na brzeg przepaści
popchnął burzliwy mieszkańców jej temperament — temperament, który się
kiełznać nie dawał, ani takim głębokim umysłom, jak Lubecki, ani takim
genialnym mężom, jak margrabia Wielopolski. Głębokość jednego, genialność
drugiego złamał szał. W r. 1830 studenci, w r. 1863 znów studenci, no — i
emigranci — zgwałcili (prof. hr. St. Tarnowski „samogwałtem”
to nazwał) naród i — „wielkim rzeczom przeszkodzili na świecie”.
„Mój
czytelniku, powiem coś na ucho:
I
sam Paszkiewicz — domyślaj się reszty”
Publicystów,
uczonych i mężów stanu obrony biernej Słowacki z góry wyśmiał — za co?
— za płytkość. Wszystkie te, od lat dwudziestu paru pism krakowskich,
warszawskich poznańskich bibułę zaczerniające rozumowania niby głębokie, są
niesłychanie, rozpaczliwie płytkie, snują się one bowiem, snują a pomijają
rzecz jedną, która w narodzie, każdym stanowi punkt środkowy ciężkości
moralnej, mianowicie: charakter narodowy — ów wytwór fermentacji
dziejowej pierwiastków psychicznych i fizycznych — charakter, któremu
istnienie przyznaje nauka poważna i którego temperament taki lub inny jest
objawem. Należy w przyczynę wglądać i liczyć się z nią. W przyczynie tkwi waga
wypadków historycznych. Charakter definiuje naturę narodów. Dzięki naturze
swojej Polska przypasować się nie daje, ani do Moskwy, ani do Prus, ani do
Austrii, które nie tępiłyby żywiołu polskiego, gdyby żywioł ów nadawał się do
ich celów i widoków. Polska w dziejowym sensie przyszła na świat z zaczynem
wolności przeciwnej państwom, co ją rozebrały — a rozebrały nie dla czego
innego, nie dla racji żadnej innej, jeno dla zaczynu onego. Zadanie ich
polegało i polega na cofaniu ludzkości wstecz ku pierwocinom absolutyzmu
państwowego. Pomiędzy nimi przeto a nią zachodzi nierównomierność zasadnicza,
której wyrazem musi być walka. Walka też wyobraża stosunek jej do mocarstw
zaborczych. Bytowanie Polski, w stanie nawet narodu ujarzmionego, przechowuje
zaczyn w istocie jej tkwiący i przez to samo daje rękojmię wolności
politycznej, warunkującej wolność społeczną. Z niepodległością jej, dzięki
zajmowanemu przez nią stanowisku międzynarodowemu, łączy się i z niej wynika
pokój świata i swoboda rozwoju postępowego. Jest to prawdą uznana, przez
wszystkie umysły wyższe a nieuprzedzone, przez pierwszorzędne z rozmaitych
obozów w dziedzinie polityki, dyplomacji i nauki powagi, przez
najpoważniejszych socjalistów niemieckich nawet (Marks, Bebel, Liebknecht). Z bytowaniem
Polski łączą się wielkie zadania ludzkościowe i dlatego — nie zaś dla
samej burzliwości temperamentu — zaborcy, nie poprzestając na wykreśleniu
jej z karty geograficznej, usiłują usunąć ją jeszcze faktycznie,
zneutralizować, zobojętnić żywioł polski na kształt tego, jak się neutralizują
i zobojętniają pierwiastki chemiczne, celem otrzymania ciała nowego. Wynika to
z ich charakteru, z ich natury, przeciwnej naturze polskiej. Polska jest dla
nich trucizną, czynią więc wszystko, co im położenie ich czynić pozwala, gwałcą
sprawiedliwość, ludzkość, przyzwoitość nawet, celem zgaszenia w łonie swoim „zarzewia
anarchii”, będącego zarzewiem zupełnie takim samym, jak to, z którego
wykwitła Szwajcaria, na podstawie którego powstały Stany Zjednoczone Ameryki Północnej,
które się wszczepiło w fundamenta wielkiej rewolucji francuskiej, stanowiącej w
pochodzie dziejowym ludzkości punkt zwrotny od niewoli do wolności. Czynią one
przeto, co im interesy ich żywotne czynić nakazują; że zaś są w posiadaniu
siły, więc przemocą, bez względu na nic, czy by się Polska buntowała, czy nie,
gaszą zarzewie, ścigają żywioł polski we wszystkich onego przejawach, na
wszystkich polach; wyrzucają go z urzędu, z kościoła, ze szkoły, z pożycia
domowego, ze sfery pańskiej, ze sfery chłopskiej, z gniazd rodzinnych, z
kołysek dziecinnych, zewsząd słowem. Żywioł ten bruździ im — pozbyć się
go muszą, albo same zginą. Wyznał to otwarcie książę Bismarck w parlamencie
pruskim, kiedy się o prawa antypolskie dyskusja toczyła; wyznaje to codziennie
niemal prasa moskiewska, oskarżająca nas, denuncjująca, szyderstwami obsypująca
a przemawiająca nie inaczej, jak „za pozwoleniem lub z rozkazu rządu”
(Russkaja Impieria, Berlin, 1882). Jako Polacy, potomkowie posłów sejmów
naszych dawnych, twórców unii lubelskiej, twórców konstytucji 3-go maja,
Koperników, Kościuszków, autorów napisu na sztandarach „Za naszą i waszą
wolność”, autorów Manifestu Towarzystwa Demokratycznego Polskiego,
autorów Manifestu Rządu Narodowego i Złotej Hramoty (1863), powstańców i męczenników,
jako spadkobiercy ich dążności i zasad tych samych, które wyraz swój znalazły w
federacji szwajcarskiej, w unii amerykańskiej, w rewolucji francuskiej, jako
tacy — stoimy wobec potrzeby politycznej mocarstw zaborczych,
nieubłagalnie i bez względu na nic żywioł polski na pohybel wskazującej. Wobec
tego — czymże jest obrona bierna? Nie jest że ona ułatwianiem rządom
zaborczym zadania? Rozpatrzmy się w owocach, jakie wydała.
O
poczęcie jej spierać się pomiędzy sobą mogą Kraków i Poznań, skąd zabrzmiały
najpierwsze „Dziennikowi Warszawskiemu” i „Nord'owi”
wtóry w ich powstania oskarżeniach i wyszydzeniach. Rzecz to zresztą mniejszej
wagi, komu należy się zaszczyt w zapoczątkowaniu nawoływania do ucieczki spod
sztandaru polskiego; dość, że obrona owa poczęła się w sześćdziesiątych wieku
naszego latach i wyraziła pod postacią hasła: „pracy organicznej”,
ograniczającej obronę do uprawiania dobrobytu materialnego i narodowości „w
granicach prawem przepisanych”. Cóż to znaczyło? Przyjęcie granic tego
rodzaju było, z jednej strony, podpisaniem się z góry na blankiecie bez względu
na to, co się na nim zaborcom kreślić podoba, z drugiej, zobowiązaniem się do
odgadywania upodobań zaborczych. Wyniknąć stąd musiały trudności i
nieporozumienia pomimo zadatku szczerości, jaki przede wszystkim złożyć
należało, zadatku, który się mógł wyrazić nie inaczej, jak pod postacią
rdzennej najprzód przeciwko emigracji i sprawom jej, następnie przeciwko
wszelkim przeszłym i przyszłym powstaniom polskim, dalej przeciwko historii
polskiej kampanii. Należało, celem ujęcia nieprzyjaciela na rzecz obrony
biernej, pole z chwastów niepoprawności oczyścić. W kampanii tej Polacy z Moskalami
i Niemcami się prześcigali i osiągnęli rezultaty świetne zaiste. Przez
zahukanie siłami wspólnymi emigracji pozbawili się jednego z ważniejszych w
położeniu, w jakim się Polska obecnie znajduje, czynnika - pozbawili się bowiem
czynnika politycznego w zakresie spraw międzynarodowych, a oraz i swobodnie
omawiać mogącego sprawy polskie głosu, który pod panowaniem austriackiem zależy
od komisarzy (Dr. K. Lewakowski wobec wyborców swoich) i prokuratorów
(postępowanie obiektywne w sprawach prasowych), pod pruskim — również od
komisarzy i trybunałów, pod moskiewskim — od dowolności cenzuralnej;
przez budowanie ad hoc polityczno-historycznych teorii i
nałamywanie takowych do widoków utylitaryzmu zaściankowego, rozrywali wspólność
Polski i wyszrubowali patriotyzmy: najprzód polsko-austriacki, następnie
polsko-moskiewski. Ten ostatni wysnuł się z tamtego i zohydził patriotyzm do
tego stopnia, że w łonie społeczeństwa polskiego zatracił się w ogóle duch
inicjatywy, ustępując miejsca apatii; wśród młodzieży zaś, pozbawionej
wytycznej własnej i zniewolonej przez to chwytać się wytycznych obcych,
wyrodził się kierunek wręcz anty-patriotyczny. Innego nicowanie dziejów
ojczystych i wskazań politycznych ad usum obrony biernej owocu wydać nie
mogło, na to bowiem, ażeby potrzeby i pożyteczności owej dowieść, potrzeba było
przekonywać Polaków o absolutnym sił do działalności samoistnej braku. Zadania
tego podjęła się szkoła krakowska. Dzięki jej kwestia postawioną została
wyraźnie. Streścić się ona da tak: „Polska w porządku politycznym
przedstawia nagromadzenie żywiołów surowych, z których Polacy sami przez się
nic zrobić nie są w stanie, a które prosperować i znaczyć coś mogą w ręku
jedynie obcych. Bytowanie państwowe Polski było omyłką dziejową. Stąd wypada,
że nad nią historia wyrzekła słowo ostatnie i przeszła do porządku dziennego.
Nic przeto nie pozostaje innego, jak z wyrokiem losu się zgodzić i o
niepodległości niemożliwej Polski nie marzyć. Marzenie o czymś podobnym, jest
romansem, — patriotyzm, w kierunku tym zwracany, jest romansem, —
cała działalność Polski, od początku istnienia jej do r. 1863 włącznie, jest
romansem, przydatnym na podkład do epopei i opowieści szlacheckich, ale na nic
innego; romantyzm Polskę począł, prowadził i zgubił: precz z romantyzmem!..
Ponieważ romantyzm we wszystkich objawach życiowych, bo nawet i w literaturze,
prawo bytu stracił, więc i w polityce miejsca dla niego nie ma. Zgoda z losem
— oto dla nas droga pochodu, na której, pod warunkiem akomodowania się
zaborcom, zachować jeszcze możemy narodowość” (w obozie stańczykowskim
rozumianą nie inaczej, jak w ramach kościoła katolickiego).
Rzecz
jasna, że drogą rozumowania takiego dowieść łatwo, że i narodowość — w
ramach, czy bez ram — jest także romansem, o który troszczyć się nie
warto: cóż bowiem znaczy ona wobec wyroków losu? Czyż jest w stanie ostać się
wobec takowych?...
Dla
zaborców, dla ich interesów i widoków, nie sposób chyba gruntu przysposabiać
lepiej. To też nie omieszkali oni siania na tak przysposabianej roli ziarna
swego. Pewni, że się im Polacy opierać nie będą, coraz to bardziej ścieśniali
te granice, które prawa przepisują. Od nich to zależało. A śpieszyli się, ażeby
z bezoporności korzystać, i oporność, jeżeli nie uniemożliwić, to mocno
utrudnić. Stopniowanie ścieśniania, jako też pośpiech najwyraźniej widzieć się
dają na prawach, tyczących się nauczania w szkółkach ludowych w Kongresówce.
Dnia 11 września 1864 r., car, pod naciskiem potrzeby zamanifestowania
troskliwości o oświatę ludową, wydał ukaz, dozwalający gminom zakładać szkółki
wiejskie z językiem wykładowym polskim; podpisany d. 2 grudnia 1871 r., ukaz
nowy wprowadza do szkółek tych obowiązkową czytania i pisania po rosyjsku
naukę; ukazem następnym z d. 5 marca 1885 r. język polski został wykluczony i
przez moskiewski zastąpiony. Tak we wszystkim i ze wszystkim — ucisk
wzmaga się w odwrotnym do obrony stosunku: w miarę jak ona biernie słabnie.
Środki przez rząd moskiewski niezwłocznie po poskromieniu powstania przeciwko
żywiołowi polskiemu przedsiębrane, uważać można było za objaw rozdrażnienia
strony, co łącząc w sobie atrybucje strony, sądu i egzekucji, wymierzała karę
dowolnie. Vae victis! W sposób ten wyraża się swego rodzaju
sprawiedliwość. Pomiędzy środkami wszakże znajdowały się takie, które z jakiego
bądź rodzaju sprawiedliwością nic nie mają wspólnego, jak na przykład: zakaz
nabywania na Litwie i w krajach zabranych własności ziemskiej ludziom
pochodzenia polskiego. Co pochodzenie do rzeczy ma? Co sprawiedliwości, a nawet
państwu do tego, kto kogo rodzi? Na podstawie tej należałoby i Moskalom, z
powodu że ludzie pochodzenia moskiewskiego Aleksandra II zamordowali, nabywania
własności ziemskiej zabronić. Absurd atoli pod postacią ukazu pierwotnego,
tyczącego się własności ziemskiej na Litwie i Rusi, tłumaczy się i
usprawiedliwia do pewnego stopnia rozdrażnieniem zwycięzcy, wywołanym obroną
czynną, która mu wprawdzie wydrzeć Polski nie zdołała, ale go w obliczu świata
srodze skompromitowała. Tak krok ten tłumaczyły organy publicystyczne polskie,
zalecające obronę bierną. „Gdyby — perswadowały one — nie
bunty, nie spiski, nie nasze wybryki romantyczne, Polska, traktowana jak
Finlandia, spokojnie by pod berłem carów bytowała”. Mimo, że Finlandia,
zajmująca stanowisko postronne i tym samym nie ogrywająca w politycznych
imperii rosyjskiej rachubach roli żadnej, na przykład dla Polski się nie
nadaje, przyjąwszy przykład ów, pozostaje kwestia: dla czegóż w epoce obrony
biernej, podczas kiedy się Polacy nie buntowali, nie spiskowali i wybryków
romantycznych nie czynili, kiedy się nawet od tych ostatnich wielkim
odżegnywali krzyżem, dla czegóż w epoce tej Aleksander III nie tylko ukazem
nowym obostrzył ukaz, zabraniający nabywania ziemi, ale wymyśla ukazy inne,
skierowane specjalnie przeciwko ludziom pochodzenia polskiego, na Litwie, na
Rusi, w Kongresówce nawet? Dla czegóż w epoce tej Moskwa rozjada się coraz to
mocniej w zawziętości ścigania narodowości polskiej? Dla czegóż w epoce tej
właśnie prześladowania spotęgowały Prusy, przeciwko którym się Polacy nie
buntowali? Dlaczego?... — Odpowiadamy: Obrona bierna zadanie im ułatwiła
i one z ułatwienia korzystają. […]
Obrona
czynna — na czym ona polega?
—
„Na powstaniu ?!...” — słyszymy okrzyk trwogi, z akcentami
różnymi wydany w Krakowie, we Lwowie, w Poznaniu i w Warszawie, a także we
Wiedniu, w Berlinie i w Petersburgu, przez różnobarwnych straży pożarnych
różnogatunkowych hetmanów, gdy nasze do czynu wezwanie do wiadomości ich
dojdzie. Tyle oni na wymotywowanie dogodności i na upiększenie uciekinierii
politycznej argumentów i dowcipu przez lat dwadzieścia parę wyekspensowali, że
ich to wysoce oburzy i przerazi. Na uspokojenie mężów tych odpowiadamy:
Obrona
czynna polega nie na powstaniu, ale też i nie na zarzekaniu się powstania.
Czemu:
nie na zarzekaniu się?
Z
obserwacji uważnej stanów, w jakich się w momencie obecnym państwa, co Polskę
rozebrały, znajdują, wynika, że przewidywać się dają okoliczności, przy których
nasze o prawa i byt z orężem w ręku upomnienie się stać się może nie tylko
możliwym, ale koniecznym. Moskwę przegryza rdza anarchii, wszczepianej przez
doprowadzone do ukrywania się po dziurach samodzierżawie; Prusy, nurtowane
przez socjalizm, połknąwszy Niemcy, do strawienia ich aplikują przyrządzane
przez absolutyzm kwasy konstytucyjne — co spokoju bynajmniej nie rokuje;
w Austrii zaprowadzony z przymusu, in extremis, federalizm podkopuje
władzę centralną i otwiera perspektywy rewolucyjne. We wszystkich tych trzech
mocarstwach powszechny służby wojskowej obowiązek uzbraja ludy i narody i
przysposabia w sposób ten armie na użytek rewolucji, przyszłych. Pomijając
przeto zawikłania polityki zewnętrznej, zniewalające państwa rujnować się
ekonomicznie i przybliżać przez to moment psychiczny konflagracji ogólnej, sam
stan wewnętrzny w Moskwie, Prusach i Austrii tego jest rodzaju, że dopuszcza
nie już możliwość, ale niechybność katastrofy, którą nam przezorność
najprostsza spodziewać się i na uwadze mieć każe, wkładając na nas obowiązek
pogotowia moralnego i materialnego. Mamyż myśleć o sobie wówczas dopiero, gdy
nas wypadki zaskoczą?... We względzie tym do naśladowania przykład się nam
nastręcza — przykład Prus. Prusy znajdują się wobec możliwości wojny bądź
z jednym z sąsiadów, bądź też z koalicją graniczących z niemi mocarstw i wobec
możliwości tej sztab główny w Berlinie w pogotowiu ustawicznym trzyma plany
mobilizacji i ruchów wojennych, poprawiając i modyfikując takowe stosownie do
zmian, jakie na przypuszczalnych teatrach wojny zachodzą. W kierunku tym odbywa
się na chwilę nie ustająca praca, mająca za podnietę i punkt wychodni nie co
innego, jak: możliwości przypuszczalność. Jeżeli przeto mocarstwo takie
możliwość i przypuszczalność do rachub politycznych wciąga i czuwaniem je
specjalnym a troskliwym otacza, świadczy to, że są to dane pozytywne, na które
baczną zwracać należy uwagę. Dane tego rodzaju obchodzą nas tym bardziej, że w
przysposabiających się przewidywanych przewrotach ukrywają się ewentualności,
które nas sobie samym pozostawić mogą. Nie wiemy, jakiej mianowicie
ewentualności te będą natury; nie jest jednak rzeczą niemożliwą, ażeby się w
następujący — dajmy na to — nie wyraziły sposób. Moskwa dała w Bułgarii
przykład, jak postąpić sobie należy z monarchą, którego drobne jakieś
stronnictwo pozbyć się pragnie. Na rewolucję tej miary i tego znaczenia, co
rewolucja francuska, Rosja się nie zdobędzie; zdobyć się wszelako może na to,
co się u niej już praktykowało; na pałacowy lub wojskowy zamach, wymagający
kilkunastu a nawet kilku ludzi zdeterminowanych i polegający nie na
zamordowaniu, lecz na skonfiskowaniu cara, celem zmuszenia go do podpisania
ukazu na konstytucję, na republikę, czy na coś podobnego. Pod przymusem, czegóż
Aleksander III nie podpisze? — w Rosji zaś na ludziach determinowanych
nie brak — dowiedli tego na śmierć i męczarnie idący heroicznie
anarchiści i nihiliści. Prawdopodobny tego rodzaju wypadek, gdyby zaszedł,
sprowadziłby powikłania, śród których powinnibyśmy móc umieć słowo nasze rzec,
przybierając postawę, prawa Polski wyraźnie ubezpieczającą. Czy z łona obrony
biernej, wyrzekającej się bezwzględnie i bezwarunkowo akcji orężnej, postawę
taką wyprowadzić zdołamy? Czy pod skrzydłem onej ewentualność powyższa nie
wprawiła by nas w rozstrój, zasłaniający przed nami drogę właściwą?
Przypuszczenie, któreśmy wytknęli, zaznacza jedną z tysiąca możliwych i
prawdopodobnych, przy obecnym spraw politycznych nastawieniu się,
ewentualności. Nad nami wiszą wojny i rewolucje, którymi od czasu ostatniego
powstania naszego, brzemienny jest uszczęśliwiający Europę pokój zbrojny. Wojna
pomiędzy Niemcami a Moskwą; wojna z racji kwestii wschodniej, na włosku wisząca
a w orbitę swoją wciągająca Anglię, Włochy, Francję; fermentujący w Niemczech
duch rewolucyjny z dziś na jutro wybuchnąć i nas ogarnąć może. Cóż w razie
takim a takim począć mamy? Czy nas we względzie tym bodaj trochę obrona bierna uświadomiła?
— Czy nam wskazówki jakie dała?... Czy nam zarzekanie się powstania
zbrojnego, zamykanie oczów na możliwe i przypuszczalne wypadki i zdawanie się
na losy, srogie zazwyczaj dla tych co z nadarzających się okazji korzystać nie
umieją, z góry z rąk oręża, w danym razie przydatnego, nie wytrąca?
Powtarzamy
przeto: obrona czynna nie polega na powstaniu, ale nakazuje nie odżegnywać się
od onego i mieć je na widoku. Chodzi o powstanie nie „romantyczne”,
ale racjonalne, zastosowane do szans przewidywać się dających i przysposabiane
na wzór i podobieństwo tego, jak sztab główny pruski sposobi się do możliwych i
przypuszczalnych wypadków, zarysowujących się na politycznym horyzoncie Europy.
[…]
Najmniejsza
przeto nie pozostaje wątpliwość we względzie ogromnej obrony czynnej nad bierną
wyższości. Bierna do zgniłego prowadzi rozkładu; czynna życie podtrzymuje,
energię pielęgnuje, siły urabia i hartuje. Dla utrzymania sił w skupieniu
koniecznym jest zogniskowanie takowych. Nic się ku temu nie nadaje lepiej, jak
taka, jak Skarb narodowy, instytucja. Skarb narodowy, będąc dotykalnym żywotności
patriotyzmu polskiego świadectwem, byłby zarazem rękojmią, działalności onego
na dziś i powodzenia na przyszłość. Ileż to okazji przyjaznych opuszcza się dla
tej jeno przyczyny, że braknie środków do korzystania z takowych! Ileż to sił
żywych marnuje się dlatego, że, zasobom własnym pozostawione, działać nie mogą!
Na dziś, na przykład, skarb narodowy udzielać by mógł premii stosownych tym z
pomiędzy nauczycieli wiejskich, którzy by w dzieci polskie pojęcia i uczucia
obywatelskie wszczepiali. To samo już, gdyby skarb ów na nic innego nie służył,
niosłoby korzyści ogromne, we wszystkich bowiem dawnej Polski dzielnicach
zniewoliłoby nas do wytworzenia organizacji narodowej, mającej obowiązek
czuwania nad edukacją publiczną, celem: zachęcania nauczycieli, wskazywania im
sposobów odpowiednich i wyszukiwania w gronie ich takich, co za trudy i
poświęcenie swoje na wynagrodzenie zasługują. Byłby to kit, któryby do spojenia
obrony czynnej, za pomocą prostego rozszerzania onej posłużył. […]
Zygmunt Fortunat Miłkowski (1824-1915), pisarz
i działacz polityczny. Urodził się 23 marca 1824 r. w Saracei na Podolu.
Ukończył uniwersytet w Kijowie. Wziął udział w powstaniu węgierskim w czasie
Wiosny Ludów. Już we wczesnej młodości zaangażował się w niepodległościową działalność
konspiracyjną. Należał do Centralizacji Towarzystwa Demokratycznego Polskiego,
z której wystąpił w 1859 r., gdy nie zdołał przekonać innych jej działaczy, że
przywództwo polityczne sprawy narodowej emigracja powinna scedować na
środowiska krajowe. W 1862 r. podjął współpracę z Komitetem Centralnym
Narodowym, a cztery lata później ze Zjednoczeniem Emigracji Polskiej. W 1863 r.
próbował dotrzeć ze sformowanym przez siebie oddziałem na teren południowej
Rosji, by wziąć udział w powstaniu styczniowym, ale został aresztowany przez
władze austriackie. Kolejne lata spędził w Belgradzie (1864-1866), Brukseli
(1866-1872) i Szwajcarii (od 1872). W 1887 r. ukazała się słynna broszura
Miłkowskiego Rzecz o obronie czynnej i skarbie narodowym, która - jak w Rodowodach
niepokornych pisał Bohdan Cywiński - stała się „hasłem do odrodzenia
polskiego patriotyzmu i nowej ideologii irredentystycznej”. Jednym z jej
postulatów było powołanie Skarbu Narodowego, gromadzącego fundusze na cele
narodowe. Miłkowski był założycielem tajnej Ligi Polskiej (1887), która w 1893
r. przekształciła się w Ligę Narodową. W nowej organizacji prym wiedli młodzi
działacze: Roman Dmowski, Zygmunt Balicki i Jan Ludwik Popławski. Miłkowski
pozostał cenioną postacią ruchu, współpracę z nim kończąc dopiero pod koniec
pierwszej dekady XX w., gdy obóz narodowo-demokratyczny przyjął zbyt ugodową
– jego zdaniem - postawę wobec caratu. Miłkowski opublikował około
osiemdziesięciu powieści (m.in. Asan, Uskoki, Za króla
Olbrachta, Wasyl Hołub) – najczęściej pod pseudonimem Teodor
Tomasz Jeż. Zmarł 11 stycznia 1915 r. w Lozannie.
Wybrane fragmenty broszury Rzecz o obronie
czynnej i skarbie narodowym, przytaczane są za wydaniem paryskim z 1887 r.
|