Zygmunt Miłkowski - Rzecz o obronie czynnej i skarbie narodowym


Po upadku powstania r. 1863 naród nasz upadł na duchu. Było to zjawisko moralne całkiem naturalne. Upadanie na duchu wspólne jest wszystkim niepowodzeniami dotkniętym i klęskami przygniecionym społeczeństwom. Sprowadzanie takowego nie stanowi pewnego rodzaju spraw właściwości wyłącznej. Plagi elementarne, jakimi są głód, mór, ogień i powodzie; niedobory ekonomiczne, wystawiające na cierpienia przemysł i handel; zarówno jak niepowodzenia polityczne, wyrażające się pod postacią złego na polu zapasów wojennych obrotu: wywierają na umysły i na moralność narodów wpływ przygnębiający. Świadkami żywymi jesteśmy stanu, w jakim się znalazła Francja w r. 1871, pomimo, że klęska, co ją dotknęła, w porównanie iść nie może z tą, jaka spadła na Polskę na lat siedem przedtem. Francję, na teatrze wojennym pokonaną, zwycięzca wskazał na okup tylko — na okup pieniężny. Polska okupować się musiała i pieniędzmi i wszystkim, co stanowi dobro narodowe. Powtórzyło się dla niej to samo w roku 1864, co w r. 1794 zaznaczył Zajączek: „Przyrodzona dzikość moskali brała górę nad ich obłudą... Każda prowincja była teatrem ich łupiestw, ich okrucieństw, ich zbrodni wszelkiego rodzaju” (Hist. de la Révol. de la Pologne en 1794, par un témoin occulaire, Paris, An V.). Powtórzyło się to w spotęgowaniu. Politykę zaborczą podszyła polityka zemsty i ze wściekłością drapieżną rzuciła się na ofiarę. Nie dziw przeto, że pod naciskiem takim naród, w nadziejach jakie żywił, gdy walkę rozpoczynał, srodze zawiedziony, doznał tego, co się na polu bitew często hufcom pokonanym przytrafia: opanowany został przez postrach paniczny. Zwyciężeni karki w jarzmo uchylali; broń ciskając i wyrok losu za nieodwołalny przyjmując, nie tylko się myśli samej obrony zrzekali, ale wtórowali zwycięzcom w złorzeczeniu tym, co podawani byli za głównych powstania sprawców. Na barki ich winę i odpowiedzialność zwalali zwycięzcy, celem oczyszczenia siebie przed opinią publiczną Europy; winę i odpowiedzialność na nich zwalali i zwyciężeni, celem oczyszczenia siebie przed sądami, prezydowanymi przez Murawiewów. W pierwszych chwilach nie myślano o czym innym, jak o jakim takim osłanianiu się przed zemstą. Była to nie obrona, ale ucieczka, dokonywana na oślep. Uciekano od zsyłki, od katorgi, od szubienicy i uciekano się do spospoliciałego w razach podobnych wybiegu. „To nie ja, wasze priewoschoditielstwo — tłumaczyli się obwinieni oprawcom — to tamten, wasze wysokopriewoschoditielstwo, winien, — tamten! tamci!... emigracja!... emigracja!!... emigracja!!!...” — „Zaiste, emigracja, nie zaś nasza władza ojcowska bunty te wywołała” — sentencjonalnie potwierdzali Murawiewy, podpisując wyroki na zsyłkę, na katorgę i na szubienicę.

Ucieczka ta moralna, służąc ku bałamuceniu opinii publicznej, bynajmniej nie służyła ku obronie. Ta ostatnia, wymagająca dyrektywy pewnej, szykować się poczęła później i wysnuwała się z tego wrażenia pierwiastkowego, w którym postrach był doradcą jedynym. Wywiązywały się stąd poglądy i doktryny rozliczne, na których panika wyciskała piętno swoje. Postrach jest doradcą jednym z najgorszych — jest zarazą, co się udziela od człowieka do człowieka i krew zakaża. Przedsiębranie pod wpływem onego obrony wydało adwokatów bojaźni, zszeregowanych następnie w zastęp stańczyków, którzy z upływem czasu i z rozwojem doktryny rozpadli się na różnice i odcienia: wsteczne i postępowe, arystokratyczne i demokratyczne, klerykalne i bezwyznaniowe, wszystkie nacechowane tego rodzaju instynktem samozachowawczym, którego wzór dają nam strusie, broniąc się za pomocą chowania głów, gdy im niebezpieczeństwo zagraża. Obrona, na drodze takiej urabiana, urobiła się na bierną — na ultra bierną — na tak dalece bierną, że Polacy, wynajdując postrachy na siebie samych w teraźniejszości, w przeszłości i w przyszłości, zrzekali się nie tylko praw, ale i aspiracji wszelkich i dochodzili drogą rozumowania do wniosków niegodnych narodu, szanującego nieszczęścia własne. Do wniosków tego rodzaju zaliczają się same przez się: wywody przeciwko liberum conspiro, wykazy potrzeby „straży pożarnej” i „denuncjacji szlachetnej”, wreszcie, bukiet wywodów i wykazów: ofiara zasłaniania cara piersiami polskimi przeciwko zamachom nihilistów i anarchistów moskiewskich. Obrona bierna drogą utylitarnych z czci i godności ustępstw, doszła do poniżenia ostatecznego. Na szczęście poniżenie nie wyszło ze sfery intencjonalnej. Car tej, na piasku oportunizmu zbudowanej, ofiary nie przyjął, uważając dla siebie za rzecz bezpieczniejszą, zamiast za piersi polskie, chować się za mury dworca gatczyńskiego. Car wie bardzo dobrze, że ofiara tego rodzaju wyjść mogła z łona pewnej warstwy czy klasy społecznej, ale nie z łona narodu krzywdzonego.

Obrona bierna, wnioskami i intencjami takimi zilustrowana, miała na celu rozbrojenie zemsty. Czy celu tego dopięła? Czy, bodaj, ku dopięciu onego się zbliżyła ?

Na zapytanie to odpowiadają potęgujące się w przeciągu lat dwudziestu trzech z godziną niemal każdą moskiewskie i pruskie prześladowania. Na pokorę w słowach i pokorę w czynach, na wypieranie się głośne pretensji i potępianie usiłowań polskich, na podporządkowywanie interesów Polski interesom mocarstw co się nią podzieliły, na zaręczanie „stania i chcenia stać” przy Austrii, a zatem przy Moskwie i przy Prusach, na fałszowanie dziejów ojczystych i polityczno-historyczne wywody „Czasów” krakowskich i „Chwil” warszawskich: Prusy zadekretowały gromadne z ziemi polskiej Polaków wyganianie, Moskwa zaostrza ukazy, mające na celu doszczętne żywiołu polskiego zgniecenie, Austria coraz to łaskawiej i gruntowniej rujnuje Polskę ekonomicznie i intelektualnie. Pod wszystkimi trzema zaborami, obrona bierna do tego doprowadziła, że mocarstwa zaborcze sprzymierzyły się przeciwko narodowi, co broń im pod nogi cisnął i toczą z nim, jedne tak, drugie inaczej, walkę dalej, nie o to już, ażeby go do schylenia się po broń tę nie dopuście, ale ażeby go wytępić (ausrotten). Jest to objaw całkiem naturalny. Skoro się Polacy na tępienie oddają sami — czemuż ich nie tępić? Oddają się i zarazem w sposób insynuacyjny błagają o pozostawienie im tylko języka i wiary, to znaczy: o niedobijanie ich do reszty, kiedy w tej reszcie właśnie tlą iskry, zdolne przy okazji zdarzonej w ognisko rozgorzeć. „Nieintrygaż-to! głosem wielkim woła moskiewska i niemiecka prasa. Nie!... bić ich, bić należy i słuchać, czy nie dyszą”. Niemcy historycznie, etnograficznie, politycznie i filozoficznie tłumaczą, że Polaków wytępić potrzeba dlatego, ponieważ słowianami są; moskale dlatego, że słowianami nie są; jedni i drudzy za zbrodnię im katolicyzm poczytują; trzeciej zaś odmianie politycznej, przeciwko nim nastawionej, nie wydają się oni dostatecznie skatoliczonymi, ujmuje więc ich w popręgi klerykalne i, za pomocą rozwijania i gruntowania w nich gorliwości katolickiej, przerabia na wiernych poddanych galicyjskich. Pod wszystkimi trzema zaborami przerabianie Polaków na to, czym nie są i czym być nie mogą, na szeroką odbywa się skalę. Moskwa i Prusy czynią to brutalnie, uciekając się do prześladowań dzikich, przy akompaniamencie obelg, jakimi ich zasypuje prasa przez rządy inspirowana. Austria ku temuż samemu celowi podąża drogą łagodności względnej, w następstwach swoich nie mniej jak brutalność szkodliwej. Dzieje się to nie pomimo, ale z powodu obrony biernej.

Potrzeba, ażebyśmy sobie z położenia naszego jasno sprawę zdawali.

Dla czegośmy przez zaborców ojczyzny naszej na wytępienie wskazani?

Mężowie stanu, których obrona bierna wyhodowała, wskazując na Królestwo Polskie, któremu Aleksander I konstytucję nadał i na też same Królestwo, któremu Mikołaj I administracji narodowej i używalności mowy ojczystej nie odjął, wskazując na Aleksandra II dobre intencje a przy tym i na Finlandię, konserwowaną pod kloszem autonomicznym, tłumaczą, że nawołaliśmy na głowę naszą biedę dla tej racji, żeśmy się szanować nie umieli. Reasumując tłumaczenia publicystów, uczonych i mężów stanu tej szkoły, wypada, że Polskę na brzeg przepaści popchnął burzliwy mieszkańców jej temperament — temperament, który się kiełznać nie dawał, ani takim głębokim umysłom, jak Lubecki, ani takim genialnym mężom, jak margrabia Wielopolski. Głębokość jednego, genialność drugiego złamał szał. W r. 1830 studenci, w r. 1863 znów studenci, no — i emigranci — zgwałcili (prof. hr. St. Tarnowski „samogwałtem” to nazwał) naród i — „wielkim rzeczom przeszkodzili na świecie”.

„Mój czytelniku, powiem coś na ucho:

I sam Paszkiewicz — domyślaj się reszty”

Publicystów, uczonych i mężów stanu obrony biernej Słowacki z góry wyśmiał — za co? — za płytkość. Wszystkie te, od lat dwudziestu paru pism krakowskich, warszawskich poznańskich bibułę zaczerniające rozumowania niby głębokie, są niesłychanie, rozpaczliwie płytkie, snują się one bowiem, snują a pomijają rzecz jedną, która w narodzie, każdym stanowi punkt środkowy ciężkości moralnej, mianowicie: charakter narodowy — ów wytwór fermentacji dziejowej pierwiastków psychicznych i fizycznych — charakter, któremu istnienie przyznaje nauka poważna i którego temperament taki lub inny jest objawem. Należy w przyczynę wglądać i liczyć się z nią. W przyczynie tkwi waga wypadków historycznych. Charakter definiuje naturę narodów. Dzięki naturze swojej Polska przypasować się nie daje, ani do Moskwy, ani do Prus, ani do Austrii, które nie tępiłyby żywiołu polskiego, gdyby żywioł ów nadawał się do ich celów i widoków. Polska w dziejowym sensie przyszła na świat z zaczynem wolności przeciwnej państwom, co ją rozebrały — a rozebrały nie dla czego innego, nie dla racji żadnej innej, jeno dla zaczynu onego. Zadanie ich polegało i polega na cofaniu ludzkości wstecz ku pierwocinom absolutyzmu państwowego. Pomiędzy nimi przeto a nią zachodzi nierównomierność zasadnicza, której wyrazem musi być walka. Walka też wyobraża stosunek jej do mocarstw zaborczych. Bytowanie Polski, w stanie nawet narodu ujarzmionego, przechowuje zaczyn w istocie jej tkwiący i przez to samo daje rękojmię wolności politycznej, warunkującej wolność społeczną. Z niepodległością jej, dzięki zajmowanemu przez nią stanowisku międzynarodowemu, łączy się i z niej wynika pokój świata i swoboda rozwoju postępowego. Jest to prawdą uznana, przez wszystkie umysły wyższe a nieuprzedzone, przez pierwszorzędne z rozmaitych obozów w dziedzinie polityki, dyplomacji i nauki powagi, przez najpoważniejszych socjalistów niemieckich nawet (Marks, Bebel, Liebknecht). Z bytowaniem Polski łączą się wielkie zadania ludzkościowe i dlatego — nie zaś dla samej burzliwości temperamentu — zaborcy, nie poprzestając na wykreśleniu jej z karty geograficznej, usiłują usunąć ją jeszcze faktycznie, zneutralizować, zobojętnić żywioł polski na kształt tego, jak się neutralizują i zobojętniają pierwiastki chemiczne, celem otrzymania ciała nowego. Wynika to z ich charakteru, z ich natury, przeciwnej naturze polskiej. Polska jest dla nich trucizną, czynią więc wszystko, co im położenie ich czynić pozwala, gwałcą sprawiedliwość, ludzkość, przyzwoitość nawet, celem zgaszenia w łonie swoim „zarzewia anarchii”, będącego zarzewiem zupełnie takim samym, jak to, z którego wykwitła Szwajcaria, na podstawie którego powstały Stany Zjednoczone Ameryki Północnej, które się wszczepiło w fundamenta wielkiej rewolucji francuskiej, stanowiącej w pochodzie dziejowym ludzkości punkt zwrotny od niewoli do wolności. Czynią one przeto, co im interesy ich żywotne czynić nakazują; że zaś są w posiadaniu siły, więc przemocą, bez względu na nic, czy by się Polska buntowała, czy nie, gaszą zarzewie, ścigają żywioł polski we wszystkich onego przejawach, na wszystkich polach; wyrzucają go z urzędu, z kościoła, ze szkoły, z pożycia domowego, ze sfery pańskiej, ze sfery chłopskiej, z gniazd rodzinnych, z kołysek dziecinnych, zewsząd słowem. Żywioł ten bruździ im — pozbyć się go muszą, albo same zginą. Wyznał to otwarcie książę Bismarck w parlamencie pruskim, kiedy się o prawa antypolskie dyskusja toczyła; wyznaje to codziennie niemal prasa moskiewska, oskarżająca nas, denuncjująca, szyderstwami obsypująca a przemawiająca nie inaczej, jak „za pozwoleniem lub z rozkazu rządu” (Russkaja Impieria, Berlin, 1882). Jako Polacy, potomkowie posłów sejmów naszych dawnych, twórców unii lubelskiej, twórców konstytucji 3-go maja, Koperników, Kościuszków, autorów napisu na sztandarach „Za naszą i waszą wolność”, autorów Manifestu Towarzystwa Demokratycznego Polskiego, autorów Manifestu Rządu Narodowego i Złotej Hramoty (1863), powstańców i męczenników, jako spadkobiercy ich dążności i zasad tych samych, które wyraz swój znalazły w federacji szwajcarskiej, w unii amerykańskiej, w rewolucji francuskiej, jako tacy — stoimy wobec potrzeby politycznej mocarstw zaborczych, nieubłagalnie i bez względu na nic żywioł polski na pohybel wskazującej. Wobec tego — czymże jest obrona bierna? Nie jest że ona ułatwianiem rządom zaborczym zadania? Rozpatrzmy się w owocach, jakie wydała.

O poczęcie jej spierać się pomiędzy sobą mogą Kraków i Poznań, skąd zabrzmiały najpierwsze „Dziennikowi Warszawskiemu” i „Nord'owi” wtóry w ich powstania oskarżeniach i wyszydzeniach. Rzecz to zresztą mniejszej wagi, komu należy się zaszczyt w zapoczątkowaniu nawoływania do ucieczki spod sztandaru polskiego; dość, że obrona owa poczęła się w sześćdziesiątych wieku naszego latach i wyraziła pod postacią hasła: „pracy organicznej”, ograniczającej obronę do uprawiania dobrobytu materialnego i narodowości „w granicach prawem przepisanych”. Cóż to znaczyło? Przyjęcie granic tego rodzaju było, z jednej strony, podpisaniem się z góry na blankiecie bez względu na to, co się na nim zaborcom kreślić podoba, z drugiej, zobowiązaniem się do odgadywania upodobań zaborczych. Wyniknąć stąd musiały trudności i nieporozumienia pomimo zadatku szczerości, jaki przede wszystkim złożyć należało, zadatku, który się mógł wyrazić nie inaczej, jak pod postacią rdzennej najprzód przeciwko emigracji i sprawom jej, następnie przeciwko wszelkim przeszłym i przyszłym powstaniom polskim, dalej przeciwko historii polskiej kampanii. Należało, celem ujęcia nieprzyjaciela na rzecz obrony biernej, pole z chwastów niepoprawności oczyścić. W kampanii tej Polacy z Moskalami i Niemcami się prześcigali i osiągnęli rezultaty świetne zaiste. Przez zahukanie siłami wspólnymi emigracji pozbawili się jednego z ważniejszych w położeniu, w jakim się Polska obecnie znajduje, czynnika - pozbawili się bowiem czynnika politycznego w zakresie spraw międzynarodowych, a oraz i swobodnie omawiać mogącego sprawy polskie głosu, który pod panowaniem austriackiem zależy od komisarzy (Dr. K. Lewakowski wobec wyborców swoich) i prokuratorów (postępowanie obiektywne w sprawach prasowych), pod pruskim — również od komisarzy i trybunałów, pod moskiewskim — od dowolności cenzuralnej; przez budowanie ad hoc polityczno-historycznych teorii i nałamywanie takowych do widoków utylitaryzmu zaściankowego, rozrywali wspólność Polski i wyszrubowali patriotyzmy: najprzód polsko-austriacki, następnie polsko-moskiewski. Ten ostatni wysnuł się z tamtego i zohydził patriotyzm do tego stopnia, że w łonie społeczeństwa polskiego zatracił się w ogóle duch inicjatywy, ustępując miejsca apatii; wśród młodzieży zaś, pozbawionej wytycznej własnej i zniewolonej przez to chwytać się wytycznych obcych, wyrodził się kierunek wręcz anty-patriotyczny. Innego nicowanie dziejów ojczystych i wskazań politycznych ad usum obrony biernej owocu wydać nie mogło, na to bowiem, ażeby potrzeby i pożyteczności owej dowieść, potrzeba było przekonywać Polaków o absolutnym sił do działalności samoistnej braku. Zadania tego podjęła się szkoła krakowska. Dzięki jej kwestia postawioną została wyraźnie. Streścić się ona da tak: „Polska w porządku politycznym przedstawia nagromadzenie żywiołów surowych, z których Polacy sami przez się nic zrobić nie są w stanie, a które prosperować i znaczyć coś mogą w ręku jedynie obcych. Bytowanie państwowe Polski było omyłką dziejową. Stąd wypada, że nad nią historia wyrzekła słowo ostatnie i przeszła do porządku dziennego. Nic przeto nie pozostaje innego, jak z wyrokiem losu się zgodzić i o niepodległości niemożliwej Polski nie marzyć. Marzenie o czymś podobnym, jest romansem, — patriotyzm, w kierunku tym zwracany, jest romansem, — cała działalność Polski, od początku istnienia jej do r. 1863 włącznie, jest romansem, przydatnym na podkład do epopei i opowieści szlacheckich, ale na nic innego; romantyzm Polskę począł, prowadził i zgubił: precz z romantyzmem!.. Ponieważ romantyzm we wszystkich objawach życiowych, bo nawet i w literaturze, prawo bytu stracił, więc i w polityce miejsca dla niego nie ma. Zgoda z losem — oto dla nas droga pochodu, na której, pod warunkiem akomodowania się zaborcom, zachować jeszcze możemy narodowość” (w obozie stańczykowskim rozumianą nie inaczej, jak w ramach kościoła katolickiego).

Rzecz jasna, że drogą rozumowania takiego dowieść łatwo, że i narodowość — w ramach, czy bez ram — jest także romansem, o który troszczyć się nie warto: cóż bowiem znaczy ona wobec wyroków losu? Czyż jest w stanie ostać się wobec takowych?...

Dla zaborców, dla ich interesów i widoków, nie sposób chyba gruntu przysposabiać lepiej. To też nie omieszkali oni siania na tak przysposabianej roli ziarna swego. Pewni, że się im Polacy opierać nie będą, coraz to bardziej ścieśniali te granice, które prawa przepisują. Od nich to zależało. A śpieszyli się, ażeby z bezoporności korzystać, i oporność, jeżeli nie uniemożliwić, to mocno utrudnić. Stopniowanie ścieśniania, jako też pośpiech najwyraźniej widzieć się dają na prawach, tyczących się nauczania w szkółkach ludowych w Kongresówce. Dnia 11 września 1864 r., car, pod naciskiem potrzeby zamanifestowania troskliwości o oświatę ludową, wydał ukaz, dozwalający gminom zakładać szkółki wiejskie z językiem wykładowym polskim; podpisany d. 2 grudnia 1871 r., ukaz nowy wprowadza do szkółek tych obowiązkową czytania i pisania po rosyjsku naukę; ukazem następnym z d. 5 marca 1885 r. język polski został wykluczony i przez moskiewski zastąpiony. Tak we wszystkim i ze wszystkim — ucisk wzmaga się w odwrotnym do obrony stosunku: w miarę jak ona biernie słabnie. Środki przez rząd moskiewski niezwłocznie po poskromieniu powstania przeciwko żywiołowi polskiemu przedsiębrane, uważać można było za objaw rozdrażnienia strony, co łącząc w sobie atrybucje strony, sądu i egzekucji, wymierzała karę dowolnie. Vae victis! W sposób ten wyraża się swego rodzaju sprawiedliwość. Pomiędzy środkami wszakże znajdowały się takie, które z jakiego bądź rodzaju sprawiedliwością nic nie mają wspólnego, jak na przykład: zakaz nabywania na Litwie i w krajach zabranych własności ziemskiej ludziom pochodzenia polskiego. Co pochodzenie do rzeczy ma? Co sprawiedliwości, a nawet państwu do tego, kto kogo rodzi? Na podstawie tej należałoby i Moskalom, z powodu że ludzie pochodzenia moskiewskiego Aleksandra II zamordowali, nabywania własności ziemskiej zabronić. Absurd atoli pod postacią ukazu pierwotnego, tyczącego się własności ziemskiej na Litwie i Rusi, tłumaczy się i usprawiedliwia do pewnego stopnia rozdrażnieniem zwycięzcy, wywołanym obroną czynną, która mu wprawdzie wydrzeć Polski nie zdołała, ale go w obliczu świata srodze skompromitowała. Tak krok ten tłumaczyły organy publicystyczne polskie, zalecające obronę bierną. „Gdyby — perswadowały one — nie bunty, nie spiski, nie nasze wybryki romantyczne, Polska, traktowana jak Finlandia, spokojnie by pod berłem carów bytowała”. Mimo, że Finlandia, zajmująca stanowisko postronne i tym samym nie ogrywająca w politycznych imperii rosyjskiej rachubach roli żadnej, na przykład dla Polski się nie nadaje, przyjąwszy przykład ów, pozostaje kwestia: dla czegóż w epoce obrony biernej, podczas kiedy się Polacy nie buntowali, nie spiskowali i wybryków romantycznych nie czynili, kiedy się nawet od tych ostatnich wielkim odżegnywali krzyżem, dla czegóż w epoce tej Aleksander III nie tylko ukazem nowym obostrzył ukaz, zabraniający nabywania ziemi, ale wymyśla ukazy inne, skierowane specjalnie przeciwko ludziom pochodzenia polskiego, na Litwie, na Rusi, w Kongresówce nawet? Dla czegóż w epoce tej Moskwa rozjada się coraz to mocniej w zawziętości ścigania narodowości polskiej? Dla czegóż w epoce tej właśnie prześladowania spotęgowały Prusy, przeciwko którym się Polacy nie buntowali? Dlaczego?... — Odpowiadamy: Obrona bierna zadanie im ułatwiła i one z ułatwienia korzystają. […]

Obrona czynna — na czym ona polega?

— „Na powstaniu ?!...” — słyszymy okrzyk trwogi, z akcentami różnymi wydany w Krakowie, we Lwowie, w Poznaniu i w Warszawie, a także we Wiedniu, w Berlinie i w Petersburgu, przez różnobarwnych straży pożarnych różnogatunkowych hetmanów, gdy nasze do czynu wezwanie do wiadomości ich dojdzie. Tyle oni na wymotywowanie dogodności i na upiększenie uciekinierii politycznej argumentów i dowcipu przez lat dwadzieścia parę wyekspensowali, że ich to wysoce oburzy i przerazi. Na uspokojenie mężów tych odpowiadamy:

Obrona czynna polega nie na powstaniu, ale też i nie na zarzekaniu się powstania.

Czemu: nie na zarzekaniu się?

Z obserwacji uważnej stanów, w jakich się w momencie obecnym państwa, co Polskę rozebrały, znajdują, wynika, że przewidywać się dają okoliczności, przy których nasze o prawa i byt z orężem w ręku upomnienie się stać się może nie tylko możliwym, ale koniecznym. Moskwę przegryza rdza anarchii, wszczepianej przez doprowadzone do ukrywania się po dziurach samodzierżawie; Prusy, nurtowane przez socjalizm, połknąwszy Niemcy, do strawienia ich aplikują przyrządzane przez absolutyzm kwasy konstytucyjne — co spokoju bynajmniej nie rokuje; w Austrii zaprowadzony z przymusu, in extremis, federalizm podkopuje władzę centralną i otwiera perspektywy rewolucyjne. We wszystkich tych trzech mocarstwach powszechny służby wojskowej obowiązek uzbraja ludy i narody i przysposabia w sposób ten armie na użytek rewolucji, przyszłych. Pomijając przeto zawikłania polityki zewnętrznej, zniewalające państwa rujnować się ekonomicznie i przybliżać przez to moment psychiczny konflagracji ogólnej, sam stan wewnętrzny w Moskwie, Prusach i Austrii tego jest rodzaju, że dopuszcza nie już możliwość, ale niechybność katastrofy, którą nam przezorność najprostsza spodziewać się i na uwadze mieć każe, wkładając na nas obowiązek pogotowia moralnego i materialnego. Mamyż myśleć o sobie wówczas dopiero, gdy nas wypadki zaskoczą?... We względzie tym do naśladowania przykład się nam nastręcza — przykład Prus. Prusy znajdują się wobec możliwości wojny bądź z jednym z sąsiadów, bądź też z koalicją graniczących z niemi mocarstw i wobec możliwości tej sztab główny w Berlinie w pogotowiu ustawicznym trzyma plany mobilizacji i ruchów wojennych, poprawiając i modyfikując takowe stosownie do zmian, jakie na przypuszczalnych teatrach wojny zachodzą. W kierunku tym odbywa się na chwilę nie ustająca praca, mająca za podnietę i punkt wychodni nie co innego, jak: możliwości przypuszczalność. Jeżeli przeto mocarstwo takie możliwość i przypuszczalność do rachub politycznych wciąga i czuwaniem je specjalnym a troskliwym otacza, świadczy to, że są to dane pozytywne, na które baczną zwracać należy uwagę. Dane tego rodzaju obchodzą nas tym bardziej, że w przysposabiających się przewidywanych przewrotach ukrywają się ewentualności, które nas sobie samym pozostawić mogą. Nie wiemy, jakiej mianowicie ewentualności te będą natury; nie jest jednak rzeczą niemożliwą, ażeby się w następujący — dajmy na to — nie wyraziły sposób. Moskwa dała w Bułgarii przykład, jak postąpić sobie należy z monarchą, którego drobne jakieś stronnictwo pozbyć się pragnie. Na rewolucję tej miary i tego znaczenia, co rewolucja francuska, Rosja się nie zdobędzie; zdobyć się wszelako może na to, co się u niej już praktykowało; na pałacowy lub wojskowy zamach, wymagający kilkunastu a nawet kilku ludzi zdeterminowanych i polegający nie na zamordowaniu, lecz na skonfiskowaniu cara, celem zmuszenia go do podpisania ukazu na konstytucję, na republikę, czy na coś podobnego. Pod przymusem, czegóż Aleksander III nie podpisze? — w Rosji zaś na ludziach determinowanych nie brak — dowiedli tego na śmierć i męczarnie idący heroicznie anarchiści i nihiliści. Prawdopodobny tego rodzaju wypadek, gdyby zaszedł, sprowadziłby powikłania, śród których powinnibyśmy móc umieć słowo nasze rzec, przybierając postawę, prawa Polski wyraźnie ubezpieczającą. Czy z łona obrony biernej, wyrzekającej się bezwzględnie i bezwarunkowo akcji orężnej, postawę taką wyprowadzić zdołamy? Czy pod skrzydłem onej ewentualność powyższa nie wprawiła by nas w rozstrój, zasłaniający przed nami drogę właściwą? Przypuszczenie, któreśmy wytknęli, zaznacza jedną z tysiąca możliwych i prawdopodobnych, przy obecnym spraw politycznych nastawieniu się, ewentualności. Nad nami wiszą wojny i rewolucje, którymi od czasu ostatniego powstania naszego, brzemienny jest uszczęśliwiający Europę pokój zbrojny. Wojna pomiędzy Niemcami a Moskwą; wojna z racji kwestii wschodniej, na włosku wisząca a w orbitę swoją wciągająca Anglię, Włochy, Francję; fermentujący w Niemczech duch rewolucyjny z dziś na jutro wybuchnąć i nas ogarnąć może. Cóż w razie takim a takim począć mamy? Czy nas we względzie tym bodaj trochę obrona bierna uświadomiła? — Czy nam wskazówki jakie dała?... Czy nam zarzekanie się powstania zbrojnego, zamykanie oczów na możliwe i przypuszczalne wypadki i zdawanie się na losy, srogie zazwyczaj dla tych co z nadarzających się okazji korzystać nie umieją, z góry z rąk oręża, w danym razie przydatnego, nie wytrąca?

Powtarzamy przeto: obrona czynna nie polega na powstaniu, ale nakazuje nie odżegnywać się od onego i mieć je na widoku. Chodzi o powstanie nie „romantyczne”, ale racjonalne, zastosowane do szans przewidywać się dających i przysposabiane na wzór i podobieństwo tego, jak sztab główny pruski sposobi się do możliwych i przypuszczalnych wypadków, zarysowujących się na politycznym horyzoncie Europy. […]

Najmniejsza przeto nie pozostaje wątpliwość we względzie ogromnej obrony czynnej nad bierną wyższości. Bierna do zgniłego prowadzi rozkładu; czynna życie podtrzymuje, energię pielęgnuje, siły urabia i hartuje. Dla utrzymania sił w skupieniu koniecznym jest zogniskowanie takowych. Nic się ku temu nie nadaje lepiej, jak taka, jak Skarb narodowy, instytucja. Skarb narodowy, będąc dotykalnym żywotności patriotyzmu polskiego świadectwem, byłby zarazem rękojmią, działalności onego na dziś i powodzenia na przyszłość. Ileż to okazji przyjaznych opuszcza się dla tej jeno przyczyny, że braknie środków do korzystania z takowych! Ileż to sił żywych marnuje się dlatego, że, zasobom własnym pozostawione, działać nie mogą! Na dziś, na przykład, skarb narodowy udzielać by mógł premii stosownych tym z pomiędzy nauczycieli wiejskich, którzy by w dzieci polskie pojęcia i uczucia obywatelskie wszczepiali. To samo już, gdyby skarb ów na nic innego nie służył, niosłoby korzyści ogromne, we wszystkich bowiem dawnej Polski dzielnicach zniewoliłoby nas do wytworzenia organizacji narodowej, mającej obowiązek czuwania nad edukacją publiczną, celem: zachęcania nauczycieli, wskazywania im sposobów odpowiednich i wyszukiwania w gronie ich takich, co za trudy i poświęcenie swoje na wynagrodzenie zasługują. Byłby to kit, któryby do spojenia obrony czynnej, za pomocą prostego rozszerzania onej posłużył. […]

Zygmunt Fortunat Miłkowski (1824-1915), pisarz i działacz polityczny. Urodził się 23 marca 1824 r. w Saracei na Podolu. Ukończył uniwersytet w Kijowie. Wziął udział w powstaniu węgierskim w czasie Wiosny Ludów. Już we wczesnej młodości zaangażował się w niepodległościową działalność konspiracyjną. Należał do Centralizacji Towarzystwa Demokratycznego Polskiego, z której wystąpił w 1859 r., gdy nie zdołał przekonać innych jej działaczy, że przywództwo polityczne sprawy narodowej emigracja powinna scedować na środowiska krajowe. W 1862 r. podjął współpracę z Komitetem Centralnym Narodowym, a cztery lata później ze Zjednoczeniem Emigracji Polskiej. W 1863 r. próbował dotrzeć ze sformowanym przez siebie oddziałem na teren południowej Rosji, by wziąć udział w powstaniu styczniowym, ale został aresztowany przez władze austriackie. Kolejne lata spędził w Belgradzie (1864-1866), Brukseli (1866-1872) i Szwajcarii (od 1872). W 1887 r. ukazała się słynna broszura Miłkowskiego Rzecz o obronie czynnej i skarbie narodowym, która - jak w Rodowodach niepokornych pisał Bohdan Cywiński - stała się „hasłem do odrodzenia polskiego patriotyzmu i nowej ideologii irredentystycznej”. Jednym z jej postulatów było powołanie Skarbu Narodowego, gromadzącego fundusze na cele narodowe. Miłkowski był założycielem tajnej Ligi Polskiej (1887), która w 1893 r. przekształciła się w Ligę Narodową. W nowej organizacji prym wiedli młodzi działacze: Roman Dmowski, Zygmunt Balicki i Jan Ludwik Popławski. Miłkowski pozostał cenioną postacią ruchu, współpracę z nim kończąc dopiero pod koniec pierwszej dekady XX w., gdy obóz narodowo-demokratyczny przyjął zbyt ugodową – jego zdaniem - postawę wobec caratu. Miłkowski opublikował około osiemdziesięciu powieści (m.in. Asan, Uskoki, Za króla Olbrachta, Wasyl Hołub) – najczęściej pod pseudonimem Teodor Tomasz Jeż. Zmarł 11 stycznia 1915 r. w Lozannie.

Wybrane fragmenty broszury Rzecz o obronie czynnej i skarbie narodowym, przytaczane są za wydaniem paryskim z 1887 r.



2007 ©  Ośrodek Myśli Politycznej
http://www.omp.org.pl/