Strona główna | Czytelnia | Publikacje | Informator | Zarejestruj się | Zaloguj | Odzyskiwanie hasła | English Version
OMP

Główne Menu

Nasi autorzy

Strony tematyczne

Sklep z książkami OMP

Darowizny na rzecz OMP

Księgarnie z książkami OMP
Lista księgarń - kliknij

Eliza Orzeszkowa - Patriotyzm i kosmopolityzm
.: Data publikacji 06-Sty-2007 :: Odsłon: 2626 :: Recenzja :: Drukuj aktualną stronę :: Drukuj wszystko:.

I tu właśnie jest punkt zetknięcia się patriotyzmu z kosmopolityzmem; punkt, na którym kosmopolityzm, zrozumiany jako przyznanie każdej z odrębnych grup ludzkości praw do indywidualnego bytu, jako solidarność, współpraca i wzajemne dla siebie współczucie ludów, przynieść może patriotyzmowi ważne udoskonalenia, przez samo unicestwienie psujących go przyczyn. Dziś, wobec pewnych położeń i zawikłań, ci nawet, którzy najprzeciwniejsi są wzniecaniu w patriotyzmie ogni nienawiści, widzą się przeciw nim bezsilnymi. Siła rzeczy, nieprzeparta moc natury ludzkiej pokonywa usiłowania ich; w smutne, bo pełne srogich wątpień, zadumy wprawiają ich zadawane im pytania: azali nie istnieją cele, pamięć o których podtrzymywaną być winna kosztem wszelakich? Azali nie ma rzeczy tak wielkich, iż chronić je od upadnięcia w gruzy godzi się za pomocą podpór, z zatrutych choćby żełazców sporządzonych? Daremnie głoszą oni, że nienawiść, czymkolwiek by natchnionymi były posługujące się nią dłonie i jakimikolwiek byłyby ostateczne żądania rozpłomienionych przez nią serc, posiada w sobie zawsze coś niebezpiecznego, coś trującego, coś, co społeczeństwa zawraca daleko wstecz... Panująca, w położeniach podobnych, niezmierna przewaga namiętności nad refleksją i osłabiające umysł nieustanne wpatrywanie się w jeden punkt wyłączny, z pominięciem wszystkich innych punktów umysłowego i etycznego horyzontu, wprawia społeczeństwo w stan rozjątrzenia i krótkowidztwa takiego, iż tych, którzy odradzają mu nienawiść, posądza ono i oskarża o nienawidzenie, co najmniej, o lekceważenie praw jego i dążeń. Tu więc, jak wszędzie, kędy panują przyczyny wyższego rzędu, indywidualne usiłowania zdziałać mogą niewiele, poprawy zaś w zwichniętym ustosunkowaniu wewnętrznych władz społeczeństwa oczekiwać można tylko od zniesienia samychże owych przyczyn.

Z tego samego źródła pochodzi też najpospoliciej i samouwielbienie narodowe, ów fałszywy też, a niezmiernie zgubny kierunek patriotyzmu; pochodzi on ze źródła tego przez to panujące w naturze prawo oddziaływania, które w upokorzonym wznieca niezmierną żądzę wywyższenia się, a doświadczającego złej doli popycha do składania światu przeróżnych dowodów, że zasługuje na dolę lepszą. Zresztą, widok cierpień i upokorzeń potęguje, w indywiduach pewnych, współczucie do stopnia tak wysokiego, że przenoszących je widzieć już one nie mogą inaczej, jak w aureoli świętości, na piedestałach bohaterstwa, w obłokach apoteozy. Potężne to współczucie rodzi niekiedy natchnienia twórcze, płody których dopomagają z kolei wzrostowi samouwielbienia; kieruje też ono piórem historyków i zmusza je niejako do malowania obrazów, w których światła skupiają się na plan pierwszy, a cienie nikną w niedojrzalnych prawie głębiach perspektywy. Względem drugiego tego, z pomiędzy fałszywych kierunków patriotyzmu, czynnikami udoskonalenia mogą być nowe zwroty, przyjęte przez sztukę i dziejopisarstwo. Zwrot sztuki ku realizmowi, mającemu przede wszystkim za zadanie: poszukiwanie i ukazywanie prawdy w naturze i życiu, — prawdy wszelkiej, tak jasnej, jak ciemnej, tak pocieszającej, jak smutnej, utrudnia w sposób szczególny bezwzględne idealizowanie tak przeszłości narodowej, jak współczesnego stanu społeczeństwa, a na lutnie wieszczów samych, obok strun chwalby, naciąga struny surowych upomnień. Dziejopisarstwo znowu, poddane w czasach najnowszych krytyce, badającej źródła dziejowe i porównującej je pomiędzy sobą, wzbogacone zresztą wielkim rozmnożeniem się źródeł tych, przez ułatwiony przystęp do zawierających je zbiorów, a także przez sprawiedliwszą wartości ich ocenę, ściślej niż kiedykolwiek liczyć się musi z prawdą, lepiej niż kiedy widzialną, i samo więcej zabezpieczone od złudzeń, coraz mniejszą ich dozę w umysł społeczny wlewać może.

Takimi są modyfikacje i czynniki społeczne, od których udoskonalenia patriotyzmu i uniemożliwienia fałszywych kierunków jego spodziewać się należy. Łudziłby się przecież srodze, ktokolwiek by mniemał, iż niezmierne a wielostronne postępy te, szybko i łatwo osiągniętymi być mogą. Szybkość i łatwość osiągania celów i pełnienia prac wewnętrznych, nie są bynajmniej udziałem ludzkości. Tu szczególniej, wszystko rozwija się wśród mnóstwa przeszkód, w tysiącznych perypetiach cofania się i mozolnego znowu wybijania się naprzód. Nauka powstaje, potężnieje, wytwarza pojęcia umysłowe i oddziaływa przez nie na psychiczny ustrój ludzkości bardzo powoli. Dlaczego? Określa to w sposób następny jeden z najpoważniejszych jej przedstawicieli. „Nauka wzrasta powoli i stopniowo, bo zadanie jej nie ma nic wspólnego z samorzutnością ludzkiego ducha, cierpiącego wszystko z samego siebie, lub z pierwszego spojrzenia na całość wszechrzeczy; zadaniem jej są: spostrzeżenia, metody, teorie. I wtedy dopiero, gdy zdobędzie ona stałość i potęgę bytu, a jasność widzenia, czynność jej istotna rozpoczyna się i staje bardzo poważną, nie tylko względem zastosowań, które umożliwia, ale także w dziedzinie umysłowości, a przez to i w dziedzinie etyki. Podówczas, w bezgranicznej otchłani wszechświata, wyznacza ona ziemi i ludzkości miejsce im właściwe; wskazuje człowiekowi świat, poddany wiekuistej prawidłowości, wytworzonej przez niewzruszone prawa; zadawalnia namiętność jego do cudów, przez danie mu nad przyrodą mocy panowania, a łagodząc względem niego żywioły zewnętrzne, łagodzi też własną jego istotę. Podówczas to wpływ nauki rozlewa się na wszystkie rzeczy wielkie: na religię, politykę, filozofię, wtedy to staje się ona zwieńczeniem cywilizacji, która bez niej pozostaje w wiecznym dzieciństwie, a zatrzymuje się w rozwoju swym wraz z jej zastojem. Nauka ukazuje się późno i postępuje powoli; wszystko też zaczyna się bez niej, a nic się bez niej nie kończy” (Littré, Fragments de philosophie positive). Nauka powoli rozlewa na ludzkość kształcące swe wpływy, nie tylko jeszcze dlatego, że tworzyć musi spostrzeżenia, metody i teorie, zanim dosięgnie zwieńczenia swego, którym są pojęcia umysłowe, ale i dlatego jeszcze, że wtedy nawet, gdy pojęcia umysłowe wytworzonymi już są i na silnych podstawach opartymi, społeczeństwa przyswoić je sobie mogą tylko wtedy, gdy posiądą dostatecznie gruntowną i szeroką podstawę naukowych wiadomości. Gruntowność i szerokość podstawy tej zostaje w stosunku do przeniknięcia wiadomości naukowych we wszystkie klasy społeczeństwa, czyli: do oświaty nie tylko zwierzchnich i płytkich warstw społecznych, ale całego ludu. Dlatego to zapewne, oświecanie ludu, czyli prowadzenie go przez wiadomości naukowe do umysłowych pojęć, najwyższą posiada wagę w oczach wszystkich prawie społeczeństw nowożytnych, uwiadomionych już do pewnego stopnia o wpływie, który na szczęście ich i doskonalenie się wywrzeć może sprowadzenie lepszej, niż dotąd, równowagi pomiędzy różnymi władzami psychicznej istoty ogółu. Dlatego też, oświecanie ludu poczytywanym być powinno za najważniejszy może obowiązek patriotyzmu. Z jednej bowiem strony, zabezpieczając uczucia patriotyczne od fałszywych kierunków i zgubnych wybuchów, a z drugiej, rozniecając i utrwalając uczucia te przez rozprzestrzenienie odpowiednich pojęć, uchronić ono może społeczeństwa od dwu klęsk przeciwnych sobie, lecz zarówno im wrogich: od szału i apatii, od samouwielbienia i samozatraty. Lecz oświecanie ludu wszędzie, w tych nawet krajach, które zwą się najoświeceńszymi, przedstawia dzieło zaledwie i od niedawna rozpoczęte. Droga przed nim długa i trudności pełna, wobec szczególniej plątaniny interesów, namiętności i dążeń różnych, które stawią przed nim sztuczne zapory. Cóż jednak z wyższymi warstwami społeczeństwa? Tym także doścignięcie i należyte przejęcie się pojęciami umysłowymi niezmiernie jest trudnym, dla przyczyn innych, z których przeważnymi są: głęboko wkorzenione a nauce przeciwne, wyobrażenia i wierzenia, i rozleniwiające umysł, a krąg widzenia ścieśniające, wpływy bogactw lub dostojeństw.

Niemniej powoli od sposobów kształcenia społeczeństw postępować i wyższej doskonałości dosięgać mogą sposoby ich wychowywania. Obie zresztą czynności te są tak ściśle związanymi z sobą i wyniki, sprowadzane przez każdą z nich, tak bardzo wpływają na wartość wyników, sprowadzonych przez drugą, że wszelkie skrzywienie lub zatamowanie czynności kształcenia krzywić i powstrzymywać musi najlepsze choćby skądinąd wpływy wychowawcze; i na odwrót — ze złych wpływów wychowawczych wytwarzają się, dla najgorliwszego choćby kształcenia, kruche i krzywe podstawy. Skoro zaś odmiany nieprawidłowych stosunków międzyspołecznych oczekiwać można tylko od rozpowszechnienia się pojęć i uczuć zdrowego kosmopolityzmu, — pojęć i uczuć, rozwój i postęp których zależnym też jest od rozwoju i postępu kształcenia się i wychowywania ludów, rzecz prosta, iż to także źródło fałszywych kierunków patriotyzmu wielce tylko powoli wysychać i znikać może.

Wszystko tu więc, w obecnej fazie życia ludzkiego, zostaje w stanie zaczątkowym; wszystko jeszcze poddanym jest pracy wyrabiania się, wybijania się naprzód, wywalczania sobie odpowiednich dróg i narzędzi. Wszystko tu jeszcze, owinięte w tęczowe pieluchy pragnień i nadziei, na skłonie widnokręgu jaśnieje światłem wschodzącej jutrzenki. Południe jeszcze daleko, a tym bardziej ten uroczysty moment dnia, w którym żeńcy usiądą w ciszy i szczęściu, aby spożywać owoce prac i boleści, lecz czy tylko własnych? O! kędyż, w jak niezliczonych a zapomnianych mogiłach, w jak bezpowrotnej, nieścignionej rozsypce będą podówczas ogromne tłumy tych, którzy na glebę ludzkości, przez długie wieki, potokami leli krew, pot, łzy i myśli!...

Lecz mocą niezłomnych, a tym razem dobroczynnych właściwości natury ludzkiej, oddalona przyszłość ta, to według potężnego określenia poetki:

 

„Świt słoneczny, świt daleki,

Do którego wszystkie wieki

Wyciągają swe ramiona.

Czyn zwinięty, jak zawiązek

W tajemniczym myśli kwiecie,

Prąd, co ruchy budzi w świecie,

Wznosząc sztandar: obowiązek,

Sny narodów, ludów hasła,

Zapał walki — klęsk pociecha,

Wiara ziemi nie wygasła"...

(M. Konopnicka, „Przeszłość i przyszłość")

 

Dla czegóż więc przyszłość nie ma być świtem słonecznym, prądem ruchy budzącym, sztandarem obowiązku, zapałem walk i klęsk pociechą, w stosunku swym do idei jednej, skoro wszystkim tym jest, dla wszystkich na ziemi uczuć i spraw, idei i ideałów? Dla wszystkich. Któż bowiem, w dzisiejszym stanie społecznym wskazać zdoła jedno choćby skończone w sobie i kluczem mądrości zamknięte pojęcie, albo wyrosłe do naturalnego wzrostu swego i koroną doskonałości zwieńczone uczucie? A czyliż ludzkość jest dość bogatą, aby ze skarbca swego bezkarnie wyrzucać mogła klejnoty, dlatego, iż oczyszczenie ich ze wszelkiej rdzy i skazy długiego czasu i wielkich trudów wymaga? Nie; gdyby nawet, co jest nieprawdopodobnym, wskutek umowy jakiejś i zbiorowego postanowienia, uczynić to chciała i zamierzała, chęci jej i zamiary unicestwionymi byłyby przez instynkt zachowawczy, stojący na straży wszystkiego, co byt jej utrwalać i udoskonalać może i przez nieśmiertelny ów pociąg ku oddalonym czasu perspektywom, który rozkazuje jej dla przyszłości pracować i cierpieć, przyszłością pocieszać się i skrzepiać.

Tu jednak zmieńmy ustawienie obrazu, aby przypatrzyć się mu ze strony przeciwnej, aby przez chwilę choćby utopić wzrok w bijących od niego blaskach, gdyśmy na skazach jego tak długie zatrzymali spojrzenia. Zobaczmy, jakie usługi wszechstronnie pojętej cywilizacji oddają uczucia i pojęcia, zawarte w patriotyzmie, jak i o ile dopomagają one jednostkom i społeczeństwom do wdzierania się ku szczytom, zamieszkiwanym przez szczęście i doskonałość. Wpływy i przysługi patriotyzmu zapisane są na kartach dziejowych imionami całego rzędu bohaterów i wieszczów. Lecz na szlak ten gwiaździsty przelotne tylko rzucimy wejrzenie. U najbliższego nam już krańca jego, pokłonem, czci pełnym, powitamy tak czarowną, że aż przez wieki za cud uznawaną, postać Orleańskiej Dziewicy; z podziwem nad wielkością natury ludzkiej, gdy dosięga ona pełni wzrostu swego, spojrzymy na oblicze Wilhelma Orańskiego, tego nieustraszonego szermierza sprawiedliwości, którego współcześni nazwali ponurym, bo cały żywot jego okryty był jako chmurą, niedolą milionów; przesuniemy wzrok nasz po galerii wielkich mężów, którzy, jak; Waszyngton, Jefferson, Franklin, u końca z. w. rozświecili drugą półkulę ziemi światłem niezmiernych zasług, połączonych z idealną bezinteresownością; przychylimy ucha ku rozpaczliwym, a jednak podniebieskim dźwiękom, wychodzącym z lutni Roberta Moora; na mgnienie oka choćby wciągniemy w pierś naszą oddech geniuszu wraz z pieśnią Adama. I jeszcze, pełne szacunku i wdzięczności wspomnienie poślemy tym wszystkim, którzy, poczynając od Herodota i Tacyta aż do Macauleya, Thiersa, Riegera, Palackiego, Lelewela itd., istnienia całe spędzili w pyłach księgozbiorów, w nocach bezsennych, w trudach umysłu, a umartwieniach ciała, dla tego, żeby wyświetlić i z fałszów oczyścić jakąś kartę dziejów ojczystych, mającą być dla społeczeństw ich nauką lub pociechą, przestrogą lub zachętą, a dla ludzkości całej — ziarnkiem, do zbiornika wiedzy wrzuconym; i tym także, którzy wielkie mienia swe i ogromne trudy święcili wznoszeniu zakładów i tworzeniu instytucji, mających pchnąć naprzód oświatę, moralność lub dobrobyt rodzinnego ich kraju; i tym, którzy o interesach ogólnych myśląc wtedy jeszcze, gdy nad głowami ich wybijała godzina śmierci, obumierającą dłonią darzyli społeczeństwa swe plonami, zebranymi przez pracę całego życia; i tym na koniec, a może najbardziej, którzy na rzecz poprawy, bezpieczeństwa i szczęśliwszej przyszłości krajów swych, zrzekali się dobrowolnie przywilejów, odziedziczonych po przodkach, a w stosunki społeczne wprowadzali reformy, przeciwne osobistym ich korzyściom i chlubom. Spojrzenie to przecież krótkie i wzmianka pobieżna; jakkolwiek bowiem, wobec tych olbrzymów ludzkości, dziwnie maleją bezimienne gromadki, protestujące przeciw temu, co było żywotów ich rdzeniem, mocą i ognistym skrzydłem, to jednak, w zapatrywaniach się socjologicznych, z powodu wyjątkowości swej, za typy, a więc i za dostateczne dowody uchodzić oni nie mogą. Były to bez wątpienia organizacje wyjątkowe, charaktery wielkie i wielkie talenty, wspomagane przy tym, w większości wypadków, szczęśliwymi warunkami wielkich położeń i bogactw. Były to najwspanialsze zapewne, lecz też i najmniej liczne wcielenia tych uczuć i pojęć, które, gdyby ich tylko istnienie sprawiały, już by przez to samo zasługiwały na cześć i straż obronną, lecz których waga cała przechyla się owszem w inną stronę, w tę mianowicie stronę, kędy, na rozległych przestrzeniach społecznych, zapanował człowiek przeciętny. Tu są przestrzenie najrozleglejsze, a na nich zamieszkuje ogromna liczebnie większość ludzkości. Tu charaktery składanymi są ze skłonności niewyraźnych, mieszanych i toczących z sobą leniwe walki; tu, na łonie powszednich trosk i drobiazgów, umysły usypiają łatwo, wielkie natchnienia przybywają rzadko, suche i ciasne samolubstwo, w pogoni za rojem drobnych interesików i zachcianek, wypracowuje odpowiednie naturze swej namiętności i przyzwyczajenia; tu też niebezpieczeństwo zastoju i rozkładu jest najgroźniejszym, a wszystko, co służyć może za bodziec do doskonalenia się i zmężniania, najbardziej potrzebnym i pożądanym. Otóż, zdaniem naszym, w sferach tych, tłumnie napełnionych ludźmi miernego wzrostu, patriotyczne uczucia i pojęcia spełniają czynności niezmiernej wagi i w których pełnieniu nic ich zastąpić nie może. Pierwszą i najważniejszą może z czynności tych jest: rozszerzanie widnokręgów umysłowych i moralnych przed oczami, które, inaczej, skłon niebios za kraniec świata poczytywać by musiały. Pod przewodnictwem uczuć tych i pojęć ogromna większość ludzi zaprawia się do spoglądania w rozległą dal, do zataczania myślą, pragnieniem i dążnością, szerszych nierównie kręgów w przestrzeni i czasie, niż ciasny kąt ich rodzinny i krótki moment osobistego ich istnienia. Są one, dla niezmiernej większości ludzi, owym bajecznym kobiercem, który porywa ich z niziutkiego szczytu rodzinnej dzwonnicy, lub z powszedniego zamętu najosobistszych spraw i wzmocnionych, rozgrzanych, niesie w strony dalekie i w czasy dalekie, tam, kędy bogacą oni umysły swe poznaniem mnóstwa zjawisk i stosunków, kędy na sercach ich przeszłość wiekowa gra czcią i wdzięcznością, a przyszłość odległa — najwznioślejszymi z trwóg i żądań ludzkich. Przez to rozszerzanie widnokręgów umysłowych i moralnych, czyli: przez wzbogacanie umysłów i potęgowanie pierwiastku współczucia, nie tylko rozszerzają się i ulepszają psychiczne wnętrza istot ludzkich, ale także zwiększa się summa i polepsza się gatunek ludzkiej pracy. Summa pracy powiększa się przez udzielenie jej podpory i bodźca obowiązku, a gatunek jej ulepszonym jest przez wrzucenie w nią iskry miłości i zapału. Wiedząc o celach i przyczynach, dla których pracować powinien, człowiek miernej woli mężniej boryka się z pociągającą go ku bezczynności sennością ducha i ciała i łatwiej je przezwycięża; płonąc zaś miłością ku celom tym i żądzą, aby osiągniętymi one zostały, wlewa on w pracę całą możliwą gorliwość swą, składa w jej dokonaniu najwyższe swoje ambicje. Obywatelskie tylko, więc patriotyczne, uczucia i pojęcia zdolne są najniższemu nawet pracownikowi udzielić tej siły ożywiającej i tej uszlachetniającej dumy, którą daje myśl o uczestnictwie w jakimś zbiorowym dziele, o rzetelnym spłaceniu zaciągniętych długów, o wiernym a usilnym służeniu czemuś — ukochanemu. Siła ta, rozszerzająca umysł i serce, a wzmagająca gorliwość ku pracy i ułatwiająca rzetelne jej wykonanie, jest zarazem siłą porządkującą wewnętrzne popędy, żądze i namiętności ludzi, kierownictwu jej poddanych. Przywiązanie tylko do zbiorowej całości i znajomość natury jej i położenia udzielić może członkom jej takiego stopnia panowania nad sobą samymi, ażeby, na widok gróźb lub pożytków ogółu, powściągać i trzymać na wodzy umieli osobiste pociągi swe i wstręty. Jest to źródło i szkoła tej karności moralnej, która, wśród najgwałtowniejszych uniesień, nakazuje ostrożność i baczność, z uśpienia budzi, z omdlenia trzeźwi, bojaźni i żałości milczeć rozkazuje. Wszystkie zaś razem wpływy te i oddziaływania uczuć i pojęć obywatelskich, nadają im moc szczególną budzenia i wyzyskiwania w istotach ludzkich wszystkich, istniejących w nich, zaczątków męstwa, wspaniałomyślności, wierności, wytrwania. Przez budzenie to i wyzyskiwanie, czyli: przez nieustanne ich ćwiczenie, słabe zrazu i o niepewnym istnieniu zaczątki nabywają częstokroć wielkiej potęgi, a ludzie, którzy inaczej nie przerośliby miary średniej, poskramiają się i wyrzekają tak niezłomnie, a tak wytrwale stoją przy tym, co z jednej strony umiłowali, a z drugiej jako obowiązek swój pojęli, że w ciszy i cieniu rozwija się długi szereg owych Wielkich Nieznanych, o których współcześni nie wiedzą i potomni wiedzieć nie będą, lecz z których w łono społeczne leją się przecież życiodawcze i lecznicze zdroje. Patriotyzm poczytywanym bywa przez wielu za jedną z form, w jakich objawia się pierwiastek egoizmu; i w istocie, o ile zawierają się w nim samozachowawczość i miłość własna zbiorowego ciała, o tyle mniemanie to jest słusznym. Lecz, możnaż z mniemania tego wytwarzać zarzut? Wejdźmy w głąb rzeczy. Czyliż tzw. obywatelstwo świata, którym niektórzy patriotyzm zastąpić pragną i usiłują, mając na względzie jeden tylko ród ludzki, nie byłby też formą egoizmu, wobec zamieszkujących kulę ziemską innych organizmów żyjących? A gdyby, pomiędzy rodem ludzkim i innymi rzędami żyjących stworzeń, na podstawie podobieństw i sympatii, wytwarzanych przez tę wielką a wspólną cechę, jaką jest życie, zawiązał się nierozerwalny węzeł miłości i solidarności, nie byłażby to znowu pewna forma egoizmu, względnie do zjawisk świata nieorganicznego, tuż przecie sąsiadującego z istotami organicznymi? Przypuścimy jednak, iż ród ludzki dosięgnie tak wysokiego stopnia współczucia, że zdolny będzie pokład kwarcu lub bryłę granitu kochać, jak siebie samego, — miłość ta wyniknie ze wspólności miejsca istnienia ludzi i kruszców i będzie znowu formą, w jakiej egoizm mieszkańców ziemi objawi się, względem Marsa, Wenery, Jowisza i innych ciał niebieskich, do wspólnego systemu słonecznego należących. W wypadku przecież zjednoczenia się i wzajemnego ukochania planet, do jednego systemu słonecznego należących, pozostaną jeszcze niezliczone śród przestrzeni ciała niebieskie, wobec których....

Powstrzymujemy się; bo spotkać nas tu może oskarżenie o. zwalczanie twierdzeń przeciwnych, przez doprowadzanie ich do absurdów. Oskarżenie to przecież nie byłoby sprawiedliwym. Twierdzenia, dokonywane bez zapoznania się z naturą ludzką, bez uwzględnienia koniecznych jej właściwości i rozsądnego pogodzenia się z nimi, same, prostą drogą i szybkim pędem zmierzają tam, kędy, w orszaku marzeń jałowych i śmieszności, rodzących nieszczęścia, króluje - absurd. Egoizm! Niech, kto może, wyrzuci go z natury ludzkiej, a ujrzy przed sobą; zamiast ludzkiego rodu, poczet istot jakichś, całkiem innych a nowych, których przyrodzenia, ani stosunków, ani sposobów organizowania się, ani przeznaczeń, w przybliżeniu najmniejszym określić, lub pojąć choćby, nie jesteśmy w stanie. Lecz, nikt uczynić tego nie zdoła, a każdy, kto o tym marzy, zawiesza się w próżni. Iść nam nie powinno o niemożliwe rdzenne przetwarzanie natury ludzkiej, lecz tylko o stopniowe modyfikowanie jej i ulepszanie; o modyfikowanie i ulepszanie, które nie polega wcale na całkowitym wytrąceniu z natury ludzkiej pierwiastku egoizmu, lecz na unicestwianiu, o ile to jest możliwym, najostrzejszego i najzgubniejszego spotęgowania jego, jakim jest nienawiść i zaprowadzeniu pomiędzy oczyszczonym z nienawiści egoizmem a współczuciem ustosunkowania takiego, które by pierwiastki oba w przynależnych im zamknęło granicach. W procesie takiego właśnie modyfikowania i ulepszania natury ludzkiej, uczucia i pojęcia patriotyczne odgrywają rolę ważną a dobroczynną. Są one egoizmem o tyle, o ile popychają indywidualności zbiorowe ku przechowaniu i wszechstronnemu polepszaniu własnego bytu, co, jeśli staje się z pokrzywdzeniem lub lekceważeniem indywidualności innych, jest nienawiścią, która zwalczaną być powinna; lecz, jeśli odbywa się za pomocą rozwijania zdolności zbiorowych na drogach pracy, nie szkodzącej nikomu, owszem — wspomagającej wielki trud powszechny, przedstawia sobą najdobroczynniejszy i najniezbędniejszy wynik egoizmu. Z tej strony przecież, egoizmem będąc, lecz egoizmem koniecznym i dobroczynnym, z drugiej, sprzyjają one czynnie rozwojowi współczucia, dla wspinania się jego ku coraz wyższym szczytom, stanowiąc jeden z najszerszych i najtrwalszych szczebli. Jest to szczebel, którego ominąć niepodobna bez zapadnięcia w duszącą ciasnotę, lub roztopienia się w mgle złudzenia. Patriotyzm bowiem stoi pomiędzy osobistymi, drobniutkimi sprawami człowieka, które dławią go i zwężają, a ogromem wszechludzkich prac i interesów, które wyjątkowo tylko umysłowi, sercu i dłoniom jego przystępnymi być mogą. Stoi on też, jako pośrednie stadium w rozwoju uczuć człowieka, pomiędzy rodziną a ludzkością, poprawiając to, co rodzina posiada w sobie ciasnego i samolubnego, i to, co w ludzkości zbyt ogromnym jest, dalekim, niejasnym i abstrakcyjnym. W ściany domowe, pośród których z powszednimi troskami walczy lub na łonie zadowolenia leniwieje i usypia życie rodzinne, wnosi on nieustanny a potężny bodziec do wychylania się myślą, sercem i czynem na zewnątrz, dalej, wyżej; ludzkości zaś daje przedstawicielstwo bliskie sercu człowieka, a umysłowi i ramionom jego - przystępne; przedstawicielstwo, które udziela mu perspektywy i narzędzi, przez którą patrzeć na wszechludzkość i którymi dla wszechludzkości pracować on może.

Nie przeczymy tedy bynajmniej, że patriotyzm jest jedną z form, w jakich objawia się pierwiastek egoizmu, dodajemy tylko, że jest on zarazem jednym z nąjpotężniejszych czynników w rozwoju współczucia. Twierdzimy także, iż forma egoizmu tak szeroka, że mieścić się w niej może miłość nie tylko dla milionów współcześnie żyjących, lecz pokoleń, które przeszły i przyjść mają, — a tak wyniosła, że w niej geniusz i bohaterstwo pełni wzrostu swego dosięgać mogą; że forma egoizmu, w której rozlega się bogata w tony gamma uczuć ludzkich i długim szeregiem jaśnieją słoneczne idee obowiązku, pracy, prawdy, odwagi; — iż taka forma egoizmu, wysokiego poszanowania i gorliwego udoskonalania jest godną.

 

Eliza Orzeszkowa (1841–1910) – powieściopisarka, publicystka, działaczka społeczna. Urodziła się 4 czerwca 1841 r. w Milkowszczyźnie koło Grodna w majątku adwokata Benedykta Pawłowskiego, przedstawiciela zamożnego rodu ziemiańskiego herbu Korwin. W latach 1852–57 pobierała nauki u sakramentek w Warszawie, gdzie m.in. poznała Marię Wasiłowską, później Konopnicką. Poślubiwszy Piotra Orzeszkę przeniosła się na cztery lata do jego majątku w Ludwinowie pod Kobryniem, gdzie prowadziła pracę oświatową, zakładając m.in. szkołę wiejską. W tym czasie nawiązała również kontakty z przedstawicielami stronnictwa białych. Wzięła udział w pomocniczych akcjach powstania styczniowego; m.in. ukrywała w swoim domu R. Traugutta. Do doświadczeń powstańczych nawiązała po latach w cyklu nowel Gloria victis (1910). W 1869 roku, po unieważnieniu małżeństwa, przeprowadziła się do Grodna. W tym czasie, inspirując się determinizmem H.T. Buckle`a i ewolucjonizmem H. Spencera, tworzyła literaturę zaangażowaną w walkę z problemami społecznymi, przeważnie bardzo schematyczną, podporządkowaną tezie (Na prowincji 1870, Pan Graba 1872). Stała się – jako jedna z pierwszych - rzeczniczką emancypacji kobiet (Marta 1873), piętnowała antysemityzm (Meir Ezofowicz 1878). W swoich pismach programowych potępiała romantyzm. Następnie w latach 1879-82 prowadziła w Wilnie księgarnię wydawniczą, popularyzującą myśl pozytywistyczną. Po jej zamknięciu została na pięć lat internowana w Grodnie. Prowadziła liczne akcje filantropijne, m.in. organizowała pomoc dla tysięcy mieszkańców w wielkim pożarze Grodna w 1885 roku. Lata te stanowiły okres jej dojrzałej twórczości, charakteryzującej się realizmem skupiającym się na zagadnieniach społecznych (Widma 1881, Nad Niemnem 1888, Cham 1888, rozprawa Patriotyzm i kosmopolityzm 1880). W ostatnim okresie twórczości skupiła się na problematyce etycznej i religijnej, swego ideologicznego przeciwnika upatrując w ideach narodnictwa i socjalizmu oraz w modernistach i dekadentach, których obarczała winą za „argonautyzm” – masowe wyjazdy z ziem polskich w poszukiwaniu kariery. W 1894 r. poślubiła swego wieloletniego przyjaciela Stanisława Nahorskiego. Przez większość życia prowadziła obszerną korespondencję z wieloma pisarzami, naukowcami, działaczami społecznymi. W latach 1905 i 1909 kandydowała do nagrody Nobla. Zmarła 8 maja 1910 roku w Grodnie.

 

Fragment książki Elizy Orzeszkowej Patriotyzm i kosmopolityzm, Wilno 1880, s. 167-183.

 

.: Powrót do działu Teksty źródłowe :: Powrót do spisu działów :.

 
Wygląd strony oparty systemie tematów AutoTheme
Strona wygenerowana w czasie 0,069354 sekund(y)