I tu właśnie jest punkt zetknięcia się patriotyzmu
z kosmopolityzmem; punkt, na którym kosmopolityzm, zrozumiany jako przyznanie
każdej z odrębnych grup ludzkości praw do indywidualnego bytu, jako
solidarność, współpraca i wzajemne dla siebie współczucie ludów, przynieść może
patriotyzmowi ważne udoskonalenia, przez samo unicestwienie psujących go przyczyn.
Dziś, wobec pewnych położeń i zawikłań, ci nawet, którzy najprzeciwniejsi są
wzniecaniu w patriotyzmie ogni nienawiści, widzą się przeciw nim bezsilnymi.
Siła rzeczy, nieprzeparta moc natury ludzkiej pokonywa usiłowania ich; w
smutne, bo pełne srogich wątpień, zadumy wprawiają ich zadawane im pytania:
azali nie istnieją cele, pamięć o których podtrzymywaną być winna kosztem wszelakich? Azali nie ma rzeczy tak
wielkich, iż chronić je od upadnięcia w gruzy godzi się za pomocą podpór, z
zatrutych choćby żełazców sporządzonych? Daremnie głoszą oni, że nienawiść,
czymkolwiek by natchnionymi były posługujące się nią dłonie i jakimikolwiek
byłyby ostateczne żądania rozpłomienionych przez nią serc, posiada w sobie
zawsze coś niebezpiecznego, coś trującego, coś, co społeczeństwa zawraca daleko
wstecz... Panująca, w położeniach podobnych, niezmierna przewaga namiętności nad
refleksją i osłabiające umysł nieustanne wpatrywanie się w jeden punkt
wyłączny, z pominięciem wszystkich innych punktów umysłowego i etycznego
horyzontu, wprawia społeczeństwo w stan rozjątrzenia i krótkowidztwa takiego,
iż tych, którzy odradzają mu nienawiść, posądza ono i oskarża o nienawidzenie,
co najmniej, o lekceważenie praw jego i dążeń. Tu więc, jak wszędzie, kędy
panują przyczyny wyższego rzędu, indywidualne usiłowania zdziałać mogą
niewiele, poprawy zaś w zwichniętym ustosunkowaniu wewnętrznych władz
społeczeństwa oczekiwać można tylko od zniesienia samychże owych przyczyn.
Z tego samego źródła pochodzi też najpospoliciej i
samouwielbienie narodowe, ów fałszywy też, a niezmiernie zgubny kierunek
patriotyzmu; pochodzi on ze źródła tego przez to panujące w naturze prawo
oddziaływania, które w upokorzonym wznieca niezmierną żądzę wywyższenia się, a
doświadczającego złej doli popycha do składania światu przeróżnych dowodów, że
zasługuje na dolę lepszą. Zresztą, widok cierpień i upokorzeń potęguje, w
indywiduach pewnych, współczucie do stopnia tak wysokiego, że przenoszących je
widzieć już one nie mogą inaczej, jak w aureoli świętości, na piedestałach
bohaterstwa, w obłokach apoteozy. Potężne to współczucie rodzi niekiedy
natchnienia twórcze, płody których dopomagają z kolei wzrostowi
samouwielbienia; kieruje też ono piórem historyków i zmusza je niejako do
malowania obrazów, w których światła skupiają się na plan pierwszy, a cienie
nikną w niedojrzalnych prawie głębiach perspektywy. Względem drugiego tego, z
pomiędzy fałszywych kierunków patriotyzmu, czynnikami udoskonalenia mogą być
nowe zwroty, przyjęte przez sztukę i dziejopisarstwo. Zwrot sztuki ku
realizmowi, mającemu przede wszystkim za zadanie: poszukiwanie i ukazywanie
prawdy w naturze i życiu, — prawdy wszelkiej, tak jasnej, jak ciemnej, tak
pocieszającej, jak smutnej, utrudnia w sposób szczególny bezwzględne
idealizowanie tak przeszłości narodowej, jak współczesnego stanu społeczeństwa,
a na lutnie wieszczów samych, obok strun chwalby, naciąga struny surowych
upomnień. Dziejopisarstwo znowu, poddane w czasach najnowszych krytyce, badającej
źródła dziejowe i porównującej je pomiędzy sobą, wzbogacone zresztą wielkim
rozmnożeniem się źródeł tych, przez ułatwiony przystęp do zawierających je
zbiorów, a także przez sprawiedliwszą wartości ich ocenę, ściślej niż
kiedykolwiek liczyć się musi z prawdą, lepiej niż kiedy widzialną, i samo
więcej zabezpieczone od złudzeń, coraz mniejszą ich dozę w umysł społeczny
wlewać może.
Takimi są modyfikacje i czynniki społeczne, od
których udoskonalenia patriotyzmu i uniemożliwienia fałszywych kierunków jego
spodziewać się należy. Łudziłby się przecież srodze, ktokolwiek by mniemał, iż
niezmierne a wielostronne postępy te, szybko i łatwo osiągniętymi być mogą.
Szybkość i łatwość osiągania celów i pełnienia prac wewnętrznych, nie są
bynajmniej udziałem ludzkości. Tu szczególniej, wszystko rozwija się wśród
mnóstwa przeszkód, w tysiącznych perypetiach cofania się i mozolnego znowu
wybijania się naprzód. Nauka powstaje, potężnieje, wytwarza pojęcia umysłowe i
oddziaływa przez nie na psychiczny ustrój ludzkości bardzo powoli. Dlaczego?
Określa to w sposób następny jeden z najpoważniejszych jej przedstawicieli. „Nauka
wzrasta powoli i stopniowo, bo zadanie jej nie ma nic wspólnego z
samorzutnością ludzkiego ducha, cierpiącego wszystko z samego siebie, lub z
pierwszego spojrzenia na całość wszechrzeczy; zadaniem jej są: spostrzeżenia,
metody, teorie. I wtedy dopiero, gdy zdobędzie ona stałość i potęgę bytu, a
jasność widzenia, czynność jej istotna rozpoczyna się i staje bardzo poważną,
nie tylko względem zastosowań, które umożliwia, ale także w dziedzinie umysłowości,
a przez to i w dziedzinie etyki. Podówczas, w bezgranicznej otchłani
wszechświata, wyznacza ona ziemi i ludzkości miejsce im właściwe; wskazuje
człowiekowi świat, poddany wiekuistej prawidłowości, wytworzonej przez
niewzruszone prawa; zadawalnia namiętność jego do cudów, przez danie mu nad
przyrodą mocy panowania, a łagodząc względem niego żywioły zewnętrzne, łagodzi
też własną jego istotę. Podówczas to wpływ nauki rozlewa się na wszystkie
rzeczy wielkie: na religię, politykę, filozofię, wtedy to staje się ona
zwieńczeniem cywilizacji, która bez niej pozostaje w wiecznym dzieciństwie, a
zatrzymuje się w rozwoju swym wraz z jej zastojem. Nauka ukazuje się późno i
postępuje powoli; wszystko też zaczyna się bez niej, a nic się bez niej nie
kończy” (Littré, Fragments de philosophie positive). Nauka powoli
rozlewa na ludzkość kształcące swe wpływy, nie tylko jeszcze dlatego, że
tworzyć musi spostrzeżenia, metody i teorie, zanim dosięgnie zwieńczenia swego,
którym są pojęcia umysłowe, ale i dlatego jeszcze, że wtedy nawet, gdy pojęcia
umysłowe wytworzonymi już są i na silnych podstawach opartymi, społeczeństwa
przyswoić je sobie mogą tylko wtedy, gdy posiądą dostatecznie gruntowną i
szeroką podstawę naukowych wiadomości. Gruntowność i szerokość podstawy tej
zostaje w stosunku do przeniknięcia wiadomości naukowych we wszystkie klasy
społeczeństwa, czyli: do oświaty nie tylko zwierzchnich i płytkich warstw społecznych,
ale całego ludu. Dlatego to zapewne, oświecanie ludu, czyli prowadzenie go
przez wiadomości naukowe do umysłowych pojęć, najwyższą posiada wagę w oczach
wszystkich prawie społeczeństw nowożytnych, uwiadomionych już do pewnego
stopnia o wpływie, który na szczęście ich i doskonalenie się wywrzeć może
sprowadzenie lepszej, niż dotąd, równowagi pomiędzy różnymi władzami
psychicznej istoty ogółu. Dlatego też, oświecanie ludu poczytywanym być powinno
za najważniejszy może obowiązek patriotyzmu. Z jednej bowiem strony,
zabezpieczając uczucia patriotyczne od fałszywych kierunków i zgubnych
wybuchów, a z drugiej, rozniecając i utrwalając uczucia te przez
rozprzestrzenienie odpowiednich pojęć, uchronić ono może społeczeństwa od dwu
klęsk przeciwnych sobie, lecz zarówno im wrogich: od szału i apatii, od
samouwielbienia i samozatraty. Lecz oświecanie ludu wszędzie, w tych nawet
krajach, które zwą się najoświeceńszymi, przedstawia dzieło zaledwie i od
niedawna rozpoczęte. Droga przed nim długa i trudności pełna, wobec
szczególniej plątaniny interesów, namiętności i dążeń różnych, które stawią
przed nim sztuczne zapory. Cóż jednak z wyższymi warstwami społeczeństwa? Tym
także doścignięcie i należyte przejęcie się pojęciami umysłowymi niezmiernie
jest trudnym, dla przyczyn innych, z których przeważnymi są: głęboko
wkorzenione a nauce przeciwne, wyobrażenia i wierzenia, i rozleniwiające umysł,
a krąg widzenia ścieśniające, wpływy bogactw lub dostojeństw.
Niemniej powoli od sposobów kształcenia
społeczeństw postępować i wyższej doskonałości dosięgać mogą sposoby ich
wychowywania. Obie zresztą czynności te są tak ściśle związanymi z sobą i
wyniki, sprowadzane przez każdą z nich, tak bardzo wpływają na wartość wyników,
sprowadzonych przez drugą, że wszelkie skrzywienie lub zatamowanie czynności
kształcenia krzywić i powstrzymywać musi najlepsze choćby skądinąd wpływy
wychowawcze; i na odwrót — ze złych wpływów wychowawczych wytwarzają się, dla
najgorliwszego choćby kształcenia, kruche i krzywe podstawy. Skoro zaś odmiany
nieprawidłowych stosunków międzyspołecznych oczekiwać można tylko od
rozpowszechnienia się pojęć i uczuć zdrowego kosmopolityzmu, — pojęć i uczuć,
rozwój i postęp których zależnym też jest od rozwoju i postępu kształcenia się
i wychowywania ludów, rzecz prosta, iż to także źródło fałszywych kierunków
patriotyzmu wielce tylko powoli wysychać i znikać może.
Wszystko tu więc, w obecnej fazie życia ludzkiego,
zostaje w stanie zaczątkowym; wszystko jeszcze poddanym jest pracy wyrabiania
się, wybijania się naprzód, wywalczania sobie odpowiednich dróg i narzędzi.
Wszystko tu jeszcze, owinięte w tęczowe pieluchy pragnień i nadziei, na skłonie
widnokręgu jaśnieje światłem wschodzącej jutrzenki. Południe jeszcze daleko, a
tym bardziej ten uroczysty moment dnia, w którym żeńcy usiądą w ciszy i
szczęściu, aby spożywać owoce prac i boleści, lecz czy tylko własnych? O!
kędyż, w jak niezliczonych a zapomnianych mogiłach, w jak bezpowrotnej,
nieścignionej rozsypce będą podówczas ogromne tłumy tych, którzy na glebę
ludzkości, przez długie wieki, potokami leli krew, pot, łzy i myśli!...
Lecz mocą niezłomnych, a tym razem dobroczynnych
właściwości natury ludzkiej, oddalona przyszłość ta, to według potężnego
określenia poetki:
„Świt słoneczny, świt daleki,
Do którego wszystkie wieki
Wyciągają swe ramiona.
Czyn zwinięty, jak zawiązek
W tajemniczym myśli kwiecie,
Prąd, co ruchy budzi w świecie,
Wznosząc sztandar: obowiązek,
Sny narodów, ludów hasła,
Zapał walki — klęsk pociecha,
Wiara ziemi nie wygasła"...
(M. Konopnicka, „Przeszłość i przyszłość")
Dla czegóż więc przyszłość nie ma być świtem
słonecznym, prądem ruchy budzącym, sztandarem obowiązku, zapałem walk i klęsk
pociechą, w stosunku swym do idei jednej, skoro wszystkim tym jest, dla wszystkich
na ziemi uczuć i spraw, idei i ideałów? Dla wszystkich. Któż bowiem, w
dzisiejszym stanie społecznym wskazać zdoła jedno choćby skończone w sobie i
kluczem mądrości zamknięte pojęcie, albo wyrosłe do naturalnego wzrostu swego i
koroną doskonałości zwieńczone uczucie? A czyliż ludzkość jest dość bogatą, aby
ze skarbca swego bezkarnie wyrzucać mogła klejnoty, dlatego, iż oczyszczenie
ich ze wszelkiej rdzy i skazy długiego czasu i wielkich trudów wymaga? Nie;
gdyby nawet, co jest nieprawdopodobnym, wskutek umowy jakiejś i zbiorowego
postanowienia, uczynić to chciała i zamierzała, chęci jej i zamiary
unicestwionymi byłyby przez instynkt zachowawczy, stojący na straży
wszystkiego, co byt jej utrwalać i udoskonalać może i przez nieśmiertelny ów
pociąg ku oddalonym czasu perspektywom, który rozkazuje jej dla przyszłości
pracować i cierpieć, przyszłością pocieszać się i skrzepiać.
Tu jednak zmieńmy ustawienie obrazu, aby
przypatrzyć się mu ze strony przeciwnej, aby przez chwilę choćby utopić wzrok w
bijących od niego blaskach, gdyśmy na skazach jego tak długie zatrzymali
spojrzenia. Zobaczmy, jakie usługi wszechstronnie pojętej cywilizacji oddają
uczucia i pojęcia, zawarte w patriotyzmie, jak i o ile dopomagają one
jednostkom i społeczeństwom do wdzierania się ku szczytom, zamieszkiwanym przez
szczęście i doskonałość. Wpływy i przysługi patriotyzmu zapisane są na kartach
dziejowych imionami całego rzędu bohaterów i wieszczów. Lecz na szlak ten
gwiaździsty przelotne tylko rzucimy wejrzenie. U najbliższego nam już krańca
jego, pokłonem, czci pełnym, powitamy tak czarowną, że aż przez wieki za cud
uznawaną, postać Orleańskiej Dziewicy; z podziwem nad wielkością natury
ludzkiej, gdy dosięga ona pełni wzrostu swego, spojrzymy na oblicze Wilhelma
Orańskiego, tego nieustraszonego szermierza sprawiedliwości, którego
współcześni nazwali ponurym, bo cały żywot jego okryty był jako chmurą, niedolą
milionów; przesuniemy wzrok nasz po galerii wielkich mężów, którzy, jak;
Waszyngton, Jefferson, Franklin, u końca z. w. rozświecili drugą półkulę ziemi
światłem niezmiernych zasług, połączonych z idealną bezinteresownością;
przychylimy ucha ku rozpaczliwym, a jednak podniebieskim dźwiękom, wychodzącym
z lutni Roberta Moora; na mgnienie oka choćby wciągniemy w pierś naszą oddech
geniuszu wraz z pieśnią Adama. I jeszcze, pełne szacunku i wdzięczności
wspomnienie poślemy tym wszystkim, którzy, poczynając od Herodota i Tacyta aż
do Macauleya, Thiersa, Riegera, Palackiego, Lelewela itd., istnienia całe
spędzili w pyłach księgozbiorów, w nocach bezsennych, w trudach umysłu, a
umartwieniach ciała, dla tego, żeby wyświetlić i z fałszów oczyścić jakąś kartę
dziejów ojczystych, mającą być dla społeczeństw ich nauką lub pociechą,
przestrogą lub zachętą, a dla ludzkości całej — ziarnkiem, do zbiornika wiedzy
wrzuconym; i tym także, którzy wielkie mienia swe i ogromne trudy święcili
wznoszeniu zakładów i tworzeniu instytucji, mających pchnąć naprzód oświatę,
moralność lub dobrobyt rodzinnego ich kraju; i tym, którzy o interesach
ogólnych myśląc wtedy jeszcze, gdy nad głowami ich wybijała godzina śmierci,
obumierającą dłonią darzyli społeczeństwa swe plonami, zebranymi przez pracę
całego życia; i tym na koniec, a może najbardziej, którzy na rzecz poprawy,
bezpieczeństwa i szczęśliwszej przyszłości krajów swych, zrzekali się
dobrowolnie przywilejów, odziedziczonych po przodkach, a w stosunki społeczne
wprowadzali reformy, przeciwne osobistym ich korzyściom i chlubom. Spojrzenie
to przecież krótkie i wzmianka pobieżna; jakkolwiek bowiem, wobec tych olbrzymów
ludzkości, dziwnie maleją bezimienne gromadki, protestujące przeciw temu, co
było żywotów ich rdzeniem, mocą i ognistym skrzydłem, to jednak, w
zapatrywaniach się socjologicznych, z powodu wyjątkowości swej, za typy, a więc
i za dostateczne dowody uchodzić oni nie mogą. Były to bez wątpienia
organizacje wyjątkowe, charaktery wielkie i wielkie talenty, wspomagane przy tym,
w większości wypadków, szczęśliwymi warunkami wielkich położeń i bogactw. Były
to najwspanialsze zapewne, lecz też i najmniej liczne wcielenia tych uczuć i pojęć,
które, gdyby ich tylko istnienie sprawiały, już by przez to samo zasługiwały na
cześć i straż obronną, lecz których waga cała przechyla się owszem w inną
stronę, w tę mianowicie stronę, kędy, na rozległych przestrzeniach społecznych,
zapanował człowiek przeciętny. Tu są przestrzenie najrozleglejsze, a na nich
zamieszkuje ogromna liczebnie większość ludzkości. Tu charaktery składanymi są
ze skłonności niewyraźnych, mieszanych i toczących z sobą leniwe walki; tu, na łonie
powszednich trosk i drobiazgów, umysły usypiają łatwo, wielkie natchnienia
przybywają rzadko, suche i ciasne samolubstwo, w pogoni za rojem drobnych
interesików i zachcianek, wypracowuje odpowiednie naturze swej namiętności i
przyzwyczajenia; tu też niebezpieczeństwo zastoju i rozkładu jest
najgroźniejszym, a wszystko, co służyć może za bodziec do doskonalenia się i
zmężniania, najbardziej potrzebnym i pożądanym. Otóż, zdaniem naszym, w sferach
tych, tłumnie napełnionych ludźmi miernego wzrostu, patriotyczne uczucia i
pojęcia spełniają czynności niezmiernej wagi i w których pełnieniu nic ich
zastąpić nie może. Pierwszą i najważniejszą może z czynności tych jest:
rozszerzanie widnokręgów umysłowych i moralnych przed oczami, które, inaczej,
skłon niebios za kraniec świata poczytywać by musiały. Pod przewodnictwem uczuć
tych i pojęć ogromna większość ludzi zaprawia się do spoglądania w rozległą
dal, do zataczania myślą, pragnieniem i dążnością, szerszych nierównie kręgów w
przestrzeni i czasie, niż ciasny kąt ich rodzinny i krótki moment osobistego
ich istnienia. Są one, dla niezmiernej większości ludzi, owym bajecznym
kobiercem, który porywa ich z niziutkiego szczytu rodzinnej dzwonnicy, lub z
powszedniego zamętu najosobistszych spraw i wzmocnionych, rozgrzanych, niesie w
strony dalekie i w czasy dalekie, tam, kędy bogacą oni umysły swe poznaniem
mnóstwa zjawisk i stosunków, kędy na sercach ich przeszłość wiekowa gra czcią i
wdzięcznością, a przyszłość odległa — najwznioślejszymi z trwóg i żądań
ludzkich. Przez to rozszerzanie widnokręgów umysłowych i moralnych, czyli:
przez wzbogacanie umysłów i potęgowanie pierwiastku współczucia, nie tylko
rozszerzają się i ulepszają psychiczne wnętrza istot ludzkich, ale także
zwiększa się summa i polepsza się gatunek ludzkiej pracy. Summa pracy powiększa
się przez udzielenie jej podpory i bodźca obowiązku, a gatunek jej ulepszonym
jest przez wrzucenie w nią iskry miłości i zapału. Wiedząc o celach i
przyczynach, dla których pracować powinien, człowiek miernej woli mężniej boryka
się z pociągającą go ku bezczynności sennością ducha i ciała i łatwiej je
przezwycięża; płonąc zaś miłością ku celom tym i żądzą, aby osiągniętymi one
zostały, wlewa on w pracę całą możliwą gorliwość swą, składa w jej dokonaniu
najwyższe swoje ambicje. Obywatelskie tylko, więc patriotyczne, uczucia i
pojęcia zdolne są najniższemu nawet pracownikowi udzielić tej siły ożywiającej
i tej uszlachetniającej dumy, którą daje myśl o uczestnictwie w jakimś
zbiorowym dziele, o rzetelnym spłaceniu zaciągniętych długów, o wiernym a
usilnym służeniu czemuś — ukochanemu. Siła ta, rozszerzająca umysł i serce, a
wzmagająca gorliwość ku pracy i ułatwiająca rzetelne jej wykonanie, jest
zarazem siłą porządkującą wewnętrzne popędy, żądze i namiętności ludzi,
kierownictwu jej poddanych. Przywiązanie tylko do zbiorowej całości i znajomość
natury jej i położenia udzielić może członkom jej takiego stopnia panowania nad
sobą samymi, ażeby, na widok gróźb lub pożytków ogółu, powściągać i trzymać na
wodzy umieli osobiste pociągi swe i wstręty. Jest to źródło i szkoła tej karności
moralnej, która, wśród najgwałtowniejszych uniesień, nakazuje ostrożność i
baczność, z uśpienia budzi, z omdlenia trzeźwi, bojaźni i żałości milczeć
rozkazuje. Wszystkie zaś razem wpływy te i oddziaływania uczuć i pojęć
obywatelskich, nadają im moc szczególną budzenia i wyzyskiwania w istotach
ludzkich wszystkich, istniejących w nich, zaczątków męstwa, wspaniałomyślności,
wierności, wytrwania. Przez budzenie to i wyzyskiwanie, czyli: przez nieustanne
ich ćwiczenie, słabe zrazu i o niepewnym istnieniu zaczątki nabywają częstokroć
wielkiej potęgi, a ludzie, którzy inaczej nie przerośliby miary średniej,
poskramiają się i wyrzekają tak niezłomnie, a tak wytrwale stoją przy tym, co z
jednej strony umiłowali, a z drugiej jako obowiązek swój pojęli, że w ciszy i
cieniu rozwija się długi szereg owych Wielkich Nieznanych, o których
współcześni nie wiedzą i potomni wiedzieć nie będą, lecz z których w łono
społeczne leją się przecież życiodawcze i lecznicze zdroje. Patriotyzm
poczytywanym bywa przez wielu za jedną z form, w jakich objawia się pierwiastek
egoizmu; i w istocie, o ile zawierają się w nim samozachowawczość i miłość
własna zbiorowego ciała, o tyle mniemanie to jest słusznym. Lecz, możnaż z
mniemania tego wytwarzać zarzut? Wejdźmy w głąb rzeczy. Czyliż tzw.
obywatelstwo świata, którym niektórzy patriotyzm zastąpić pragną i usiłują,
mając na względzie jeden tylko ród ludzki, nie byłby też formą egoizmu, wobec
zamieszkujących kulę ziemską innych organizmów żyjących? A gdyby, pomiędzy
rodem ludzkim i innymi rzędami żyjących stworzeń, na podstawie podobieństw i
sympatii, wytwarzanych przez tę wielką a wspólną cechę, jaką jest życie,
zawiązał się nierozerwalny węzeł miłości i solidarności, nie byłażby to znowu
pewna forma egoizmu, względnie do zjawisk świata nieorganicznego, tuż przecie
sąsiadującego z istotami organicznymi? Przypuścimy jednak, iż ród ludzki
dosięgnie tak wysokiego stopnia współczucia, że zdolny będzie pokład kwarcu lub
bryłę granitu kochać, jak siebie samego, — miłość ta wyniknie ze wspólności
miejsca istnienia ludzi i kruszców i będzie znowu formą, w jakiej egoizm
mieszkańców ziemi objawi się, względem Marsa, Wenery, Jowisza i innych ciał
niebieskich, do wspólnego systemu słonecznego należących. W wypadku przecież
zjednoczenia się i wzajemnego ukochania planet, do jednego systemu słonecznego
należących, pozostaną jeszcze niezliczone śród przestrzeni ciała niebieskie, wobec
których....
Powstrzymujemy się; bo spotkać nas tu może
oskarżenie o. zwalczanie twierdzeń przeciwnych, przez doprowadzanie ich do
absurdów. Oskarżenie to przecież nie byłoby sprawiedliwym. Twierdzenia,
dokonywane bez zapoznania się z naturą ludzką, bez uwzględnienia koniecznych
jej właściwości i rozsądnego pogodzenia się z nimi, same, prostą drogą i
szybkim pędem zmierzają tam, kędy, w orszaku marzeń jałowych i śmieszności,
rodzących nieszczęścia, króluje - absurd. Egoizm! Niech, kto może, wyrzuci go z
natury ludzkiej, a ujrzy przed sobą; zamiast ludzkiego rodu, poczet istot
jakichś, całkiem innych a nowych, których przyrodzenia, ani stosunków, ani
sposobów organizowania się, ani przeznaczeń, w przybliżeniu najmniejszym
określić, lub pojąć choćby, nie jesteśmy w stanie. Lecz, nikt uczynić tego nie
zdoła, a każdy, kto o tym marzy, zawiesza się w próżni. Iść nam nie powinno o
niemożliwe rdzenne przetwarzanie natury ludzkiej, lecz tylko o stopniowe
modyfikowanie jej i ulepszanie; o modyfikowanie i ulepszanie, które nie polega
wcale na całkowitym wytrąceniu z natury ludzkiej pierwiastku egoizmu, lecz na
unicestwianiu, o ile to jest możliwym, najostrzejszego i najzgubniejszego
spotęgowania jego, jakim jest nienawiść i zaprowadzeniu pomiędzy oczyszczonym z
nienawiści egoizmem a współczuciem ustosunkowania takiego, które by pierwiastki
oba w przynależnych im zamknęło granicach. W procesie takiego właśnie
modyfikowania i ulepszania natury ludzkiej, uczucia i pojęcia patriotyczne odgrywają
rolę ważną a dobroczynną. Są one egoizmem o tyle, o ile popychają
indywidualności zbiorowe ku przechowaniu i wszechstronnemu polepszaniu własnego
bytu, co, jeśli staje się z pokrzywdzeniem lub lekceważeniem indywidualności
innych, jest nienawiścią, która zwalczaną być powinna; lecz, jeśli odbywa się
za pomocą rozwijania zdolności zbiorowych na drogach pracy, nie szkodzącej
nikomu, owszem — wspomagającej wielki trud powszechny, przedstawia sobą
najdobroczynniejszy i najniezbędniejszy wynik egoizmu. Z tej strony przecież,
egoizmem będąc, lecz egoizmem koniecznym i dobroczynnym, z drugiej, sprzyjają
one czynnie rozwojowi współczucia, dla wspinania się jego ku coraz wyższym
szczytom, stanowiąc jeden z najszerszych i najtrwalszych szczebli. Jest to
szczebel, którego ominąć niepodobna bez zapadnięcia w duszącą ciasnotę, lub
roztopienia się w mgle złudzenia. Patriotyzm bowiem stoi pomiędzy osobistymi,
drobniutkimi sprawami człowieka, które dławią go i zwężają, a ogromem
wszechludzkich prac i interesów, które wyjątkowo tylko umysłowi, sercu i
dłoniom jego przystępnymi być mogą. Stoi on też, jako pośrednie stadium w
rozwoju uczuć człowieka, pomiędzy rodziną a ludzkością, poprawiając to, co
rodzina posiada w sobie ciasnego i samolubnego, i to, co w ludzkości zbyt
ogromnym jest, dalekim, niejasnym i abstrakcyjnym. W ściany domowe, pośród
których z powszednimi troskami walczy lub na łonie zadowolenia leniwieje i
usypia życie rodzinne, wnosi on nieustanny a potężny bodziec do wychylania się
myślą, sercem i czynem na zewnątrz, dalej, wyżej; ludzkości zaś daje
przedstawicielstwo bliskie sercu człowieka, a umysłowi i ramionom jego - przystępne;
przedstawicielstwo, które udziela mu perspektywy i narzędzi, przez którą
patrzeć na wszechludzkość i którymi dla wszechludzkości pracować on może.
Nie przeczymy tedy bynajmniej, że patriotyzm jest jedną
z form, w jakich objawia się pierwiastek egoizmu, dodajemy tylko, że jest on
zarazem jednym z nąjpotężniejszych czynników w rozwoju współczucia. Twierdzimy
także, iż forma egoizmu tak szeroka, że mieścić się w niej może miłość nie
tylko dla milionów współcześnie żyjących, lecz pokoleń, które przeszły i
przyjść mają, — a tak wyniosła, że w niej geniusz i bohaterstwo pełni wzrostu
swego dosięgać mogą; że forma egoizmu, w której rozlega się bogata w tony gamma
uczuć ludzkich i długim szeregiem jaśnieją słoneczne idee obowiązku, pracy,
prawdy, odwagi; — iż taka forma egoizmu, wysokiego poszanowania i gorliwego
udoskonalania jest godną.
Eliza
Orzeszkowa (1841–1910) – powieściopisarka, publicystka, działaczka społeczna.
Urodziła się 4 czerwca 1841 r. w Milkowszczyźnie koło Grodna w majątku adwokata
Benedykta Pawłowskiego, przedstawiciela zamożnego rodu ziemiańskiego herbu
Korwin. W latach 1852–57 pobierała nauki u sakramentek w Warszawie, gdzie m.in.
poznała Marię Wasiłowską, później Konopnicką. Poślubiwszy Piotra Orzeszkę
przeniosła się na cztery lata do jego majątku w Ludwinowie pod Kobryniem, gdzie
prowadziła pracę oświatową, zakładając m.in. szkołę wiejską. W tym czasie
nawiązała również kontakty z przedstawicielami stronnictwa białych. Wzięła
udział w pomocniczych akcjach powstania styczniowego; m.in. ukrywała w swoim
domu R. Traugutta. Do doświadczeń powstańczych nawiązała po latach w cyklu
nowel Gloria victis (1910). W 1869 roku, po unieważnieniu małżeństwa,
przeprowadziła się do Grodna. W tym czasie, inspirując się determinizmem H.T.
Buckle`a i ewolucjonizmem H. Spencera, tworzyła literaturę zaangażowaną w walkę
z problemami społecznymi, przeważnie bardzo schematyczną, podporządkowaną tezie
(Na prowincji 1870, Pan Graba 1872). Stała się – jako jedna z
pierwszych - rzeczniczką emancypacji kobiet (Marta 1873), piętnowała
antysemityzm (Meir Ezofowicz 1878). W swoich pismach programowych
potępiała romantyzm. Następnie w latach 1879-82 prowadziła w Wilnie księgarnię
wydawniczą, popularyzującą myśl pozytywistyczną. Po jej zamknięciu została na
pięć lat internowana w Grodnie. Prowadziła liczne akcje filantropijne, m.in.
organizowała pomoc dla tysięcy mieszkańców w wielkim pożarze Grodna w 1885
roku. Lata te stanowiły okres jej dojrzałej twórczości, charakteryzującej się
realizmem skupiającym się na zagadnieniach społecznych (Widma 1881,
Nad Niemnem 1888, Cham 1888, rozprawa Patriotyzm i kosmopolityzm
1880). W ostatnim okresie twórczości skupiła się na problematyce etycznej i
religijnej, swego ideologicznego przeciwnika upatrując w ideach narodnictwa i
socjalizmu oraz w modernistach i dekadentach, których obarczała winą za
„argonautyzm” – masowe wyjazdy z ziem polskich w poszukiwaniu kariery. W 1894
r. poślubiła swego wieloletniego przyjaciela Stanisława Nahorskiego. Przez
większość życia prowadziła obszerną korespondencję z wieloma pisarzami,
naukowcami, działaczami społecznymi. W latach 1905 i 1909 kandydowała do
nagrody Nobla. Zmarła 8 maja 1910 roku w Grodnie.
Fragment książki Elizy Orzeszkowej Patriotyzm i
kosmopolityzm, Wilno 1880, s. 167-183.