Strona poświęcona Włodzimierzowi Bączkowskiemu
Włodzimierz Bączkowski - Nie jesteśmy ukrainofilami


W stosunkach pomiędzy pewnymi ukraińskimi kołami politycznymi a gronem osób, skupionych wokoło "Biuletynu Polsko-Ukraińskiego" od dawna istnieje pewne nieporozumienie. Owe koła ukraińskie (a zapewne i analogiczne koła polskie) chcą w nas widzieć tradycyjnych ukrainofilów, którzy z jakichś bliżej nieokreślonych powodów rozmiłowali się we wszystkim, co jest ukraińskie i dziś, w zależności od temperamentu i stopnia odwagi cywilnej, gotowi są kruszyć kopie w obronie tych właśnie Ukraińców, zewsząd i przez wszystkich uciskanych i prześladowanych.

Nic fałszywszego pod słońcem!

Nie jesteśmy ukrainofilami. Nie podoba się nam bynajmniej obecny stan rzeczy w społeczeństwie ukraińskim, nie roztkliwiamy się nad historią ukraińską, nie rozrzewniamy się nad obrazem stepu, futoru czy sadu wiśniowego i nie nadstawiamy piersi w obronie abstrakcyjnej sprawiedliwości, z jakiegoś powodu identyfikowanej przez Jeremiaszów ukraińskich ze ślepą Fortuną, obdarzającą jednych niesłusznie (m.in. Polskę) i krzywdzącą drugich (m.in. Ukrainę). Raczej przeciwnie. Potrafilibyśmy w sposób może bardziej jaskrawy, a zapewne od pewnych ugrupowań ukraińskich bardziej obiektywny, skrytykować sytuację wewnętrzną w społeczeństwie ukraińskim, pracę jego niektórych reprezentantów i instytucji, sens pewnych posunięć.

Stoimy na tym stanowisku nie dlatego, abyśmy, wpadając w jaskrawy utylitaryzm i w skrajny egoizm narodowo-polski, nie wierzyli w możliwość istnienia (bardzo rzadką!) miłości bezinteresownej, w "dobro bez Boga", w sprawiedliwość stratosferyczną. Rzeczy te, wbrew wszystkiemu, istnieją i istnieć będą.

 

***

Nie jesteśmy ukrainofilami z następujących względów. Ukrainofilizm, jako zjawisko powstał w specyficznych warunkach, w okresie wyjątkowym i na terenie szczególnym. Ukrainofilstwo zrodziło się na Wielkiej Ukrainie Naddnieprzańskiej w wieku XIX. Jego psychologiczne podłoże jest niezwykle jasne i proste - lud, opuszczony przez własne warstwy wyższe zrusyfikowane lub spolszczone, lud bez głosu politycznego. Obok niego trwa w swym zdeklasowanym odłamie radykalnym, wolnościowa przede wszystkim i ludofilska i dlatego również ukrainofilska cienka warstwa ziemiańsko-szlachecka, polska, pełna świadomości spokrewnienia z Ukraińcami i dawnego stanu posiadania Rzeczypospolitej na tych terenach. Zasymilowanie się tej szlachty ze stepem, jej pewna orientalizacja, reperkusje dawnego kozakofilstwa, wzmocnione przez szkołę ukraińską poezji polskiej, dały w sumie właśnie ukrainofilstwo. Czynniki uboczne w postaci wspólnej platformy antymoskiewskiej, a przy tym aktualny brak jakichkolwiek tarć polsko-ukraińkich, ułatwiały rozwój tego prądu. Głównym jednak kamieniem węgielnym ukrainofilstwa polskiego była polityczna i poniekąd kulturalna niemota masy ukraińskiej.

Łatwo zrozumieć, że zapewne nie obserwowalibyśmy ukrainofilizmu jako zjawiska na Ukrainie Naddnieprzanskiej, gdyby lud ukraiński był zorganizowany i posiadał swe własne sformułowane postulaty polityczne, gdyby do ziemian polskich kierował swe żądania "antyobszarnicze", chociażby nawet bardzo umiarkowane i bynajmniej nie ekspropriacyjne, a jednocześnie zmierzał do majoryzacji życia kulturalno-społecznego i naukowego. Dokładnie tak samo jak najprawdopodobniej nie mielibyśmy także chłopomaństwa, występującego w znanej formie, podobnie jak nie mieliśmy analogicznego rozwoju stosunków polsko-ukraińskich na Rusi Czerwonej, gdzie istniała rywalizacja dworu i wsi, Polaka i Rusina, gdzie Rusin już w dobie "trójcy Ruskiej", w pierwszej połowie XIX w., wystąpił do walki o swe prawa. Jeśli więc stwierdziliśmy w jakich warunkach ukrainofilizm zrodził się i rozwijał - to musimy raz jeszcze z całym naciskiem stwierdzić, że podobnych warunków na Rusi Czerwonej nie mieliśmy prawie nigdy, a najmniej możemy się ich doszukiwać dziś. Logicznym więc zjawiskiem, opartym na głębszym rozważeniu przyczyn jest stwierdzenie braku ukrainofilstwa, jako prądu, na Rusi Czerwonej - logicznym i praktycznie cennym jest podkreślenie bezpodstawności i nierealności wszelkich wysiłków zmierzających do tworzenia tego prądu dzisiaj. Gleby odpowiedniej na tego rodzaju zasiew nie mamy tam prawie zupełnie.

W świetle naszych wywodów, staje się teraz zrozumiałym charakter importowy ukrainofilizmu w Polsce współczesnej - jego związek z grupą dawnych działaczy polskich na Ukrainie. Obcość i nieżyciowość ukrainofilizmu w warunkach obecnych widoczna jest w kompletnym prawie (poza paru wyjątkami) marazmie i bierności wobec zagadnienia ukraińskiego w Polsce owych dość licznych ukrainofilów polskich, nieźle na ogół usytuowanych, niejednokrotnie wpływowych i uzbrojonych w znajomość problemu ukraińskiego. Nie znajdziemy ich głośnych nazwisk ani na łamach pism polskich, poruszających kwestie stosunków polsko-ukraińskich, ani w szeregach obrońców bądź oskarżycieli moralnych w licznych procesach politycznych, nie znajdziemy też ich nazwisk w gronie prenumeratorów jedynego w swoim rodzaju w Polsce "Biuletynu Polsko-Ukraińskiego".

Z tego też właśnie braku "warunków obiektywnych" dla wegetacji, już nie mówiąc o rozwoju, ukrainofilizmu w Polsce dzisiejszej, rodzi się tak wiele mówiące zjawisko, jakim jest zupełny brak dopływu nowych młodych ukrainofilów do grona starych. Nawet rodziny starych ukrainofilów, ich synowie i córki, ukrainofilstwo traktują jako objaw dziwactwa ojców (czego by to tam na Ukrainie nie wyprawiano!) i wkraczając w życie czysto polskie, niekiedy unikają nawet wszelkiej styczności z Ukraińcami.

Oto dlaczego nie jesteśmy ukrainofilami, dlaczego skłonni jesteśmy uważać ukrainofilizm za zjawisko w naszych warunkach niepożądane, a jego reaktywowanie w jakiejkolwiek formie, za osłabianie polskich konstruktywnych sił politycznych na terenie zagadnień narodowościowych Rzeczypospolitej.

 

***

Kim wobec tego jesteśmy? Co nas z zagadnieniem ukraińskim wiąże, i ułatwia lub wręcz umożliwia porozumiewanie się z Ukraińcami? Odpowiemy krótko i węzłowato - współczesność. Ta współczesność, która nie socjalistom i demokratom Niemiec przedhitlerowskich, a właśnie Niemcom Hitlera pozwoliła doprowadzić do porozumienia się z młodą piłsudczykowską Polską, ta współczesność, która liczne zbankrutowane hasła zbliżenia międzynarodowego na płaszczyźnie internacjonalizmu Ligi Narodów, sprawiedliwości, klasy czy Rozumu, przez duże "R", czyni przestarzałymi atrybutami śp. XIX wieku i czasów przedwojennych. Ta wreszcie współczesność, której rysem najznamienniejszym jest doktrynerstwo praktyczne i zerwanie z doktrynerstwem abstrakcyjnym, dążenie do oparcia wszelkich porozumiewań się, zwłaszcza politycznych, na surowej bazie interesu rzeczywistego i egoizmu niezasłoniętego listkiem figowym fałszu. Jedynym źródłem naszej aktywności na terenie zagadnień narodowościowych Rzeczypospolitej jest należycie, realnie pojęte Dobro i Honor Polski. I nic w zasadzie więcej.

Należycie realnie pojęte Dobro i Honor Polski. Rozumiemy bowiem dobrze, że dobra i honoru naszego nie utrzymamy w atmosferze tak licznych i tragicznych procesów o "separatyzm", nie utrzymamy w zawoalowanym biernym oporze większości naszych "mniejszości". Wiemy iż Polski Wielkiej nie zbudujemy dywersją polityczną i rozkładem wedle widzi mi się określanego "wroga" wewnętrznego, nie wzniesiemy Jej siłą materialną naszej administracji, policji czy organizacji społecznej. Wiemy, że Polskę Wielką zbudujemy jedynie i tylko wielkimi rzutami wielkiej polityki wewnętrznej i zagranicznej. Wiemy, że moc nasza nie na pomniejszeniu sił ukraińskich (białoruskich czy litewskich) polega, a na wytknięciu wspólnego koryta biegu, we wspólnym wysiłku ekspansywnym, we wspólnym wyniesieniu zamkniętego naszymi granicami narodowymi międzymorza bałtycko-czarnomorskiego, do roli wszechświatowej. Ukrainizm (białorutenizm i litewskość) traktujemy jak swego sojusznika, zaś jego ograniczony i zdrowy rozwój, uświadamiający sobie własny kierunek celów i ekspansji, traktujemy jako potęgowanie sił naszych. I dlatego wołamy "Ukraina wolną być musi!"

I dlatego zagadnienie szczerości naszej czy nieszczerości, problem uczuć naszych wobec Ukraińców jest zagadnieniem akademickim i naiwnym. "Kochamy" Ukrainę, że użyjemy słów Eugeniusza Czykałenki, "do głębi własnej kieszeni" i nikt nam nie zarzuci braku szczerości w dbaniu o jej korzyści.

 

***

Ale jest tu jedno "ludzkie, arcy-ludzkie" ale. Uświadamiając sobie nasz państwowo-polski interes w takim a nie innym rozwoju stosunków polsko-ukraińskich (i narodowościowych w ogóle) zakresem naszych zainteresowań zbliżamy się do bieżącego życia ukraińskiego i zaczynamy go bez apriorycznej niechęci poznawać i zgłębiać. Zaczynamy cenić jego walory, rozumieć i niekiedy tłumaczyć jego wady, szanować aspiracje. Nie może się to odbyć bez udziału wszelkich uczuć, bez sympatii, współczucia, mogącego u niektórych z pośród nas przyjmować formy mocne, tym mocniejsze, że wyrastające na podłożu poczucia wspólnoty naszych dziejów i losów.

Nie stajemy się przez to ukrainofilami, stajemy się najwłaściwszymi ukrainistami, podobnie do dobrych i rzetelnych germanistów, anglistów, japonologów czy sinologów - w pewnym stopniu propagatorami kultury i aspiracji ukraińskich w Polsce. A że kieruje nami w tej pracy nie żaden "filizm" - z tym większym skutkiem i pewnością siebie - to czynimy.

Toteż jeśli chcielibyśmy określić siebie jednak przy pomocy użycia terminu "ukrainofilizmu", to musielibyśmy od treści tego pojęcia odjąć tę jego cząstkę, która zawarta jest w końcówce "filizm", a na jej miejsce dodać element zrozumienia naszego interesu polsko-państwowego w należytym rozwiązaniu problematu ukraińskiego w Polsce i w Europie Wschodniej w ogóle. Oto czym jesteśmy i czym zostać pragniemy.

 

***

A Ukraińcy? Jak się mają wobec takiego dictum acerbum zachować wobec nas Ukraińcy, zapytać może z lekka zaskoczony naszymi wywodami czytelnik?

Przede wszystkim tak, jak im się to żywnie podoba. Jest to problemat ich racji politycznej, nie naszej. Mamy jednak i my dla własnego użytku, zgoła nie tajny, punkt widzenia na treść zapytania powyższego. Uważamy wszystkich Ukraińców orientujących się w jakiejkolwiek pracy politycznej na mohikanów ukrainofilizmu polskiego, za ludzi naiwnych. Zarówno polscy ukrainofile, jak i szukający u nich oparcia politycznego (nie towarzyskiego!) Ukraińcy, już wyraźnie należą do dnia wczorajszego i w epigonizmie swoim wspólnie zasmarowują błotem gnuśności bardzo ładne karty historii udziału polskiej myśli politycznej na Ukrainie Naddnieprzańskiej.

Z punktu widzenia naszej racji uważamy za politycznie celową współpracę z Ukraińcami, wychodzącymi z założeń wyłącznie ukraińskiej, narodowej racji - tzn. z Ukraińcami pełno-aktywnymi i reprezentującymi pełne zrozumienie dla czynu politycznego, a nie dla deklaracji słownej czy papierowej. Tych tylko Ukraińców uważamy za istotnych współtwórców każdorazowej sytuacji politycznej na terenie ukraińskim. Wszyscy inni są jedynie twórcami decorum (bardzo kosztownego), które potrzebne nam było w minionych dniach oglądania się na Ligę Narodów, na petycje parlamentarzystów angielskich, czy innych ajentów imperializmu światowego w rodzaju Lengyela itp.

Ukrainofilów polskich uważamy za siłę nieaktualną. Analogicznie też oceniamy polonofilów ukraińskich, przeżywających bolesne chwile rozczarowań lub wręcz tragedie i już chociażby dlatego pozbawionych woli czynu i jakiejkolwiek wartości w kategoriach istnienia jako czynnik polityczny.

W tym świetle szczególnie głębokiego i wartościowego sensu nabierają słowa pewnego reprezentanta "obozu" niesłusznie zwanego polonofilskim, iż z diabłem sojusz zawarłby, gdyby tego wymagał interes ukraiński. Kto wie, może z ukraińskiego punktu obserwacyjnego, Polska nabiera czasami cech jakiejś bestii apokaliptycznej, jedno jest pewnym, że przede wszystkim na "diabelskim" ogniu polskim mogą Ukraińcy przysmażyć i swoją pieczeń. Królestwo z tego świata jest królestwem "Szatana". Ukraina platońsko-podniebna może być budowana z Mussolinim, z Hitlerem, w Kanadzie z JKM Jerzym V na czele, na Zielonym Kłynie z Japonią, ale Ukrainę ukraińską, można budować tylko z Polską i to tym realniej i rzeczowiej, im Polska będzie bardziej w zagadnieniu ukraińskim zainteresowana "materialistycznie", im będzie bardziej "imperialistyczna", im bardziej będzie zwracała oczy ku swej heroicznej przeszłości jagiellońskiej.

Wszyscy Ukraińcy - Ukraińcy naprawdę, bez filizmów i orientacji - kochający sprawę wyzwolenia ukraińskiego tak, że z "diabłem" gotowi są sojusz zawrzeć byle im było do Ukrainy Wyzwolonej po drodze - zrozumieją nas i pójdą z nami. O innych nam nie chodzi - na rozmowy z innymi szkoda czasu.

 



2005 ©  Ośrodek Myśli Politycznej
http://www.omp.org.pl/