Nad
budzącym się ze snu Krakowem rozległ się spiżowy dźwięk dzwonu Zygmunta. Jego
głos oznajmiał miastu żałobną wieść. Książę metropolita kardynał Adam Stefan
Sapieha nie żyje! Przed arcybiskupim pałacem zaczęły gromadzić się rzesze
wiernych. Jeszcze nie wszyscy uwierzyli, że ich arcypasterz zakończył swą
ziemską drogę. Był ranek
23 lipca 1951 roku.
Napisałem
nekrolog i zaniosłem do redakcji “Dziennika Polskiego”, ale odmówiono jego
druku. Nigdzie nie mogła się ukazać wiadomość o terminie pogrzebu, mimo to
przybyło prawie dwieście tysięcy osób. Ludzie byli przygnębieni, zmarł ich
opiekun, obrońca. Teraz zostawali sami wobec obcego komunizmu – mówił ksiądz infułat, profesor Bolesław Przybyszewski,
ówczesny kanclerz krakowskiej Kurii Metropolitalnej.
Ostatni hołd
Byłem
wtedy na urlopie, z grupą księży, nad morzem. Na wiadomość o śmierci księcia
metropolity natychmiast wróciliśmy. Uroczystości pogrzebowe, w środku
stalinowskiej nocy, stały się manifestacją przywiązania społeczeństwa do
Kościoła i hołdem złożonym wielkiemu zmarłemu. Pamiętam wzruszające słowa
Prymasa Stefana Wyszyńskiego mówiącego nad trumną o “sapieżyńskim ziarnie” – wspomina biskup krakowski, Albin Małysiak.
Kondukt
kroczył ulicami pokrytymi dywanem kwiatów. – Ludzie szli w zupełnym
milczeniu i przejmującej ciszy. Tej atmosfery nie było, trzydzieści lat
później, na pogrzebie Prymasa Wyszyńskiego. Tłumy równie wielkie, ale już
rozmowy, gwar – dodawał ks. prof. Przybyszewski.
Gdy
trumnę wniesiono na Wzgórze Wawelskie zabrzmiał dzwon Zygmunta. Przed samą
katedrą trębacz zagrał hejnał mariacki. Książę kardynał Adam Stefan Sapieha
spoczął u stóp konfesji św. Stanisława, kończąc swą 84-letnią, ziemską drogę.
Tak żegnano człowieka o niepodważalnym autorytecie. Jego
pozycja w społeczeństwie wywoływała bezsilność wrogów. W arcybiskupim pałacu
nawet gestapo nie odważyło się przeprowadzić rewizji, UB zrobiło to dopiero po
śmierci księcia kardynała. Był on arystokratą nie tylko z urodzenia, ale także
z ducha i charakteru. Człowiekiem niezwykle żarliwej modlitwy, wielkiej serdeczności,
dobroci, skromności. Nigdy nie przeszedł obojętnie wobec ludzkiej krzywdy i
biedy. Stanowczy i nieugięty w swych poglądach. Łączył godność z prostotą.
Kochany przez lud.
Książęco-ludzki.
Chrześcijański humanista. Pomimo środowiska, z którego wyszedł, swej błękitnej
krwi, tak charakterystycznej w wyrazie twarzy, w rysach – był w całym
zachowaniu się wolny od ostentacji, od pozy, prosty w czynach
i w całym zachowaniu wśród szablonu i form – tak zapamiętał go Prymas Wyszyński, który zawsze zwracał się do
krakowskiego biskupa “ojcze”.
Syn “czerwonego księcia”
Książę
Adam Stefan Sapieha dobre imię odziedziczył już po swych przodkach. Dziadkowi
Leonowi, kawalerowi orderu Virtuti Militari, uczestnikowi powstania
listopadowego, carskie władze skonfiskowały majątek. Rodzina przeniosła się do
Galicji i osiadła w Krasiczynie. Patriotyczne tradycje podtrzymywał ojciec
kardynała, Adam Stanisław. Za udział w powstaniu styczniowym trafił do austriackiego
więzienia. Jego niepodległościowe sympatie prowadziły niekiedy do współpracy z
radykalnymi ugrupowaniami. Zyskał więc miano “czerwonego księcia”. Wkrótce
został wpływowym politykiem galicyjskim o doskonałych znajomościach w rzymskiej
kurii. Jan Matejko uwiecznił twarz księcia Adama Stanisława na obrazie “Bitwa
pod Grunwaldem”, portretując go jako wielkiego księcia litewskiego, Witolda.
Z
Jadwigą z Sanguszków miał siedmioro dzieci – Adam Stefan był najmłodszym.
Zgodnie z tradycją, narodziny piątego już syna Sapiehów upamiętnił kolejny dąb
zasadzony w krasiczyńskim parku. Rodzice pragnęli widzieć syna w stanie
duchownym, dlatego posadzili dąb “Adam” tuż obok baszty Boskiej, aby Pan Bóg
szczególnie opiekował się chłopcem. Okazałe drzewo rośnie do dzisiaj.
Młody
książę otrzymał staranne wykształcenie prawnicze, teologiczne i dyplomatyczne
studiując w uniwersytetach Wiednia, Krakowa, Innsbrucku, Rzymu. Święcenia
kapłańskie przyjął
w 1893 roku z rąk krakowskiego biskupa Jana Puzyny.
Podczas
rzymskich studiów nawiązał wiele cennych kontaktów, poznał watykańskie
zwyczaje. Już wtedy zyskał opinię orędownika i nieoficjalnego reprezentanta
spraw polskich. Dyplomacja państw zaborczych prowadziła aktywną politykę wobec
Kurii Rzymskiej, przedstawiając patriotyczne dążenia narodu w fałszywym
świetle. W takiej sytuacji zrodził się pomysł, aby w najbliższym otoczeniu
Piusa X umieścić Polaka. Misja ta przypadła księdzu Adamowi Stefanowi. W 1906
roku objął stanowisko “cameriere segreto partecipante…”, jednego z czterech duchownych
zawsze towarzyszących papieżowi. Znalazł się więc w najbliższej, “papieskiej
rodzinie”. Na biurko Piusa X trafiały rzeczowe memoriały, co zaowocowało
niekiedy konkretnymi decyzjami uwzględniającymi już polskie interesy.
“Tanto… tanto… buono”
Zakończeniem tego okresu była nominacja biskupia i
objęcie diecezji krakowskiej w 1911 roku. Będziecie mieć biskupa “tanto… tanto… buono!” (bardzo, bardzo, dobrego!) – powiedział wtedy papież. W swe godło biskup
Sapieha wpisał “Crux mihi foederis arcus” (Krzyż mi łukiem przymierza).
W
Watykanie książę Sapieha pracował zawsze do późna w nocy i lubił rano dłużej
pozostać w łóżku. Pewnego razu Pius X zapytał go, o której wstaje, bo sam czyni
to o piątej. Trzy minuty po piątej – odpowiedział książę. Proszę
zatem rozpoczynać służbę o dowolnej porze, gdyby się zaś zdarzyło, że nie
byłoby ani Was, ani adiutanta, to sam otworzę sobie drzwi – stwierdził Pius
X. Gdy jeden z kardynałów zobaczył ks. Sapiehę schodzącego w sandałach do
papieskich pokoi zwrócił mu uwagę: Nie wypada pełnić służby w sandałach.
Odpowiedź była natychmiastowa: Jeśli
papież nosi pantofle, ja mogę nosić sandały.
“Nasze książątko”
Już
podczas studiów w rzymskiej akademii, co niedzielę, odwiedzał ubogich owczarzy
mieszkających w najbiedniejszych przedmieściach. Kiedyś przez 30 godzin czuwał
w nędznym szałasie u boku umierającego pasterza. Tę wrażliwość na ludzką
krzywdę zachował przez całe życie.
W
Jazłowcu, swej pierwszej parafii, nie opuścił wiernych podczas epidemii
cholery, ale skutecznie zorganizował i kierował akcją pomocy. Wdzięczni
parafianie nazwali go wtedy “naszym książątkiem”.
Obejmując
krakowskie biskupstwo, od razu przystąpił do organizowania parafialnych komitetów
pomocy ubogim. Wybuch I wojny światowej powiększył obszary nędzy. Biskup Sapieha
natychmiast rozwinął akcję charytatywną powołując Krakowski Biskupi Komitet Pomocy
dla Dotkniętych Klęską Wojny, potocznie zwany Książęco-Biskupim Komitetem
(KBK). Bożonarodzeniową odezwę księcia Sapiehy, informującą o powstaniu
Komitetu, przedrukowała prasa w wielu krajach Europy i Ameryki. Dary zaczęły
napływać z całego świata. Efekty sapieżyńskiej akcji były imponujące, a
zaangażowanie się tysięcy Polaków w dzieło miłosierdzia niewymierne. KBK
organizował szpitale, kolumny sanitarne, dożywianie ludności, pomoc
wysiedlonym, sierotom, jeńcom. Akcja szczepień ochronnych przybrała masowy
charakter, tylko przeciwko ospie zaszczepiono 2 miliony osób. Przyznaną w 1915
roku nagrodę Fundacji im. Jerzmanowskich Sapieha w całości przeznaczył na
potrzeby komitetu.
KBK
pełnił wtedy faktycznie rolę ministerstwa opieki społecznej. Książe uczynił
służbę miłosierdziu dziełem swego życia – podkreśla ks. infułat Przybyszewski.
Wiele
powstałych wtedy instytucji działało nadal po wojnie. Wobec nowych wyzwań
książę biskup inicjował komitety: pomocy biednym, bezrobotnym, głodnym,
dotkniętych klęską głodu, mrozów… Wspierał tworzący się “Caritas”. Podczas
spacerów Plantami często wstępował do jadłodajni dla ubogich i zasiadał do
posiłku razem z nimi. Podchodził do żebrzących na ulicy, pytał o potrzeby,
często obdarowywał drobną sumą. Na stałe przylgnęło do niego określenie –
Wielki Jałmużnik. W swej rodzinie nie był wyjątkiem, jego brat Paweł został
pierwszym prezesem Polskiego Czerwonego Krzyża.
Wawelskie
“Te Deum…”
Podczas
I wojny światowej książę biskup nie angażował się politycznie. W wielu
kwestiach jego poglądy pokrywały się z głoszonymi przez endecję. Wiązanie go
jednak z tą formacją wydaje się nieusprawiedliwione. Niechętnie patrzył na
proaustriacki Naczelny Komitet Narodowy (NKN) i podległych mu legionistów
Piłsudskiego. Miał kiedyś powiedzieć: chcecie budować socjalistyczną i
żydowską Polskę – ja do tego ręki nie przyłożę. Krytykował biskupa
Władysława Bandurskiego, będącego faktycznie legionowym kapelanem.
Na
księcia Sapiehę skarżył się Ignacy Daszyński. W pierwszych tygodniach swego
założenia miał NKN nadzwyczaj niespokojne życie […] wreszcie swary
wewnętrzne w społeczeństwie przy gorliwym poparciu księcia biskupa krakowskiego
Sapiehy, to wszystko zatruwało życie wedle znanych wzorów endeckiej “akcji”
– pisał krakowski socjalista.
Książę
krytycznie oceniał akt 5 listopada w 1916 roku i budowę, w oparciu o Niemcy i
Austro-Węgry, kadłubowego państwa polskiego. Odmówił uroczystego nabożeństwa z
tej okazji, odprawił jedynie mszę w katedrze wawelskiej. Wtedy też po raz
pierwszy doszło do dość niefortunnego spotkania z przyszłym marszałkiem.
Piłsudski zajął miejsce przeznaczone dla dziekana kapituły, co spowodowało
konsternację zebranych. Dopiero kapelan Sapiehy zwrócił mu delikatnie uwagę. Komendant
wstał i przesiadł się nie zachowując urazy.
Dziad
i ojciec księcia Adama Stefana zbrojnie walczyli o niepodległą Polskę. On jej
doczekał. 11 listopada 1918 roku odprawił uroczyste nabożeństwo. W wawelskiej
katedrze zabrzmiało podniosłe “Te Deum…”. Z biskupim błogosławieństwem
wyruszały na odsiecz Lwowa żołnierskie oddziały. Rok później mówił: chwila
obecna dana nam przez Boga po to, aby w niej budować gmach Ojczyzny naszej.
Zmarnować nam tej chwili nie wolno, jesteśmy za nią przed Bogiem
odpowiedzialni. Wyrzec się nam trzeba siebie, a ofiarą z osobistych interesów
kłaść podwaliny pod państwowość polską.
Biskup ze szpadą
Aktywnie
zaangażował się w sprawę udziału duchowieństwa w plebiscycie na Śląsku. Dekret
biskupa wrocławskiego wyraźnie dyskryminował polskich kapłanów, czemu nie
przeciwstawił się plebiscytowy komisarz kościelny, były nuncjusz w Warszawie,
Achille Ratti. Akcja m.in. księcia biskupa spowodowała jego dymisję. Sapieha
publicznie wyrażał swą krytyczną opinię o ówczesnym nuncjuszu, a późniejszym
papieżu – Piusie XI. Ten znów usłyszał o polskim biskupie w związku z pracami
nad konkordatem z 1925 roku.
Książę
uważał, że jego zawarcie jest ustępstwem Kościoła wobec państwa. Wystarczą
regulacje konstytucyjne, a pewne kwestie można rozstrzygnąć uchwalając odrębne
ustawy. W swym stanowisku pozostał osamotniony, a nawet jeżeli byli biskupi
zgadzający się z nim jak zwykle nic już na konferencji nie mówili –
pisał z wyrzutem. Nie poparł go także papież. Sapieha nie rezygnował. Krytykował
pośpiech w dyskusji nad dokumentem, prawne nieścisłości. W czasie rokowań o
konkordat chcieli przyjechać do papieża arcybiskup Teodorowicz i biskup
Sapieha. Grabski zagroził wyjazdem, wobec czego Watykan zakazał im przyjechać
– pisał ówczesny marszałek sejmu Maciej Rataj.
Pius
XI chciał szybkiego zawarcia konkordatu i popierał wysiłki rządowego
negocjatora, Stanisława Grabskiego. Równie samotną batalię stoczył krakowski
biskup o kształt podziału terytorialnego Kościoła w Polsce. Nie chciał utworzenia
metropolii
w Krakowie, nie przekonał jednak biskupów, a wkrótce sam został metropolitą
krakowskim. Niektórzy w tej “niepokorności” księcia dopatrują się faktu, że na
kardynalski kapelusz musiał czekać aż do 1946 roku.
Pius
XI zapamiętał go jako tego niezwykłego biskupa zawsze chcącego siedzieć na
koniu z obnażoną szpadą, a konno Sapieha jeździł dobrze. Zdarzyło mu się w
ten sposób wizytować niejedną odległą, wiejską parafię.
Ojciec diecezji
Tego
obowiązku nie zaniedbał nigdy, nawet w czasie choroby. Słodko i zaszczytnie
jest biskupowi umrzeć podczas wizytacji – żartobliwie trawestował słowa
wyryte na grobowcu hetmana Stanisława Żołkiewskiego.
Po
obiedzie, zawsze na chwilę, odpoczywał. Nigdy się nie kładł, ale siadał w swym
fotelu i palił jedyne cygaro. Niekiedy czytał. Lubił dzieła św. Katarzyny ze
Sieny. O 15.00 czekał samochód i wtedy wyjeżdżał na krótki spacer do Lasku
Wolskiego. Często jednak właśnie wtedy, bez zapowiedzi, odwiedzał parafie – wspomina infułat Przybyszewski.
Zawsze
chciał być blisko swych księży. Poznawał każdego seminarzystę, dbał o
wykształcenie swych podopiecznych.
Osobiście
spotkałem się z księciem metropolitą zaledwie przez pięć minut, ale było to
ogromne przeżycie. Miał niezwykły dar łączenia prostoty, serdeczności. Potrafił
wytworzyć ojcowską atmosferę. Wychował całe pokolenia kapłanów, których
potrafił w szczególny sposób przywiązać do siebie. Wyrazem tego były lata
powojenne. Inspirowany przez komunistów ruch księży-patriotów prawie tutaj nie
zaistniał – podkreśla biskup Albin
Małysiak.
Lista
działań duszpasterskich księcia Sapiehy wydaje się nie kończyć. Powoływał nowe
parafie, budował kościoły, sprowadzał zakony, erygował nowe. Wspierał
instytucje naukowe i prasę katolicką. Zaangażowany był w tworzenie struktur
Akcji Katolickiej przywiązując duże znacznie do jej działalności.
Lewicy “dialog” z księciem
W
1922 roku został senatorem z ramienia Chrześcijańskiego Związku Jedności
Narodowej. Szukajcie za wszelką cenę porozumienia z ludem wiejskim – wzywał.
Wielokrotnie występował w obronie strajkujących włościan. W odróżnieniu, od
biskupa tarnowskiego Wałęgi, szukał porozumienia z wsią. Przyjmował nawet
lewicujących “Wiciowców”. Sam mówił, że tylko wśród ludu naprawdę czuje się
biskupem – mówił ks. prof. Przybyszewski.
PPS
i komuniści z księciem rozmawiać już nie chcieli. Słowa zastąpiły kamienie. Po
straceniu zabójcy Narutowicza, Eligiusza Niewiadomskiego, w jednym z kościołów
odprawiono mszę za duszę zamachowca. W odpowiedzi członkowie PPS wybili szyby
w pałacu biskupim. Kilka miesięcy później na ulicach Krakowa polała się krew. W
związku z trudną sytuacją gospodarczą socjaliści zorganizowali manifestację.
Jej uczestnicy rozbroili oddział policji, rozpoczęto grabież sklepów.
Przybyłych żołnierzy 8 pułku ułanów powitały strzały, padli zabici. Zginęło 31
osób. Wydarzenia te miały być początkiem bolszewickiego powstania.
Biskup
Sapieha poprowadził pogrzeb poległych ułanów, jednocześnie zakazał katolickiego
pochówku manifestantom. Nawet po tych smutnych wypadkach wielu nie mogło
zrozumieć, że pogrzeb katolicki nie może być prowadzony pod czerwonym
sztandarem, bo sztandar ten jest godłem wzajemnej walki, pieśń zemsty i
nienawiści nie może łączyć z modlitwą o wieczny w Bogu spoczynek –
wyjaśniał swą decyzję.
Ataki
środowisk lewicowych, na czele ze Związkiem Nauczycielstwa Polskiego,
wywoływała działalność oświatowa Sapiehy, przewodniczącego Komisji Szkolnej
Episkopatu. Wychowanie religijne dla Boga jest najskuteczniejszym
wychowaniem dla narodu i państwa – uważał.
Opinię
kręgów lewicowej inteligencji wyraził już po wojnie
w londyńskich “Wiadomościach” Wacław A. Zbyszewski. Nie odznaczał się
wybitnym umysłem, reprezentował całą tradycję polskiego katolicyzmu,
antyintelektualnego i opierającego się na wierze maluczkich.
“Sapieha do Berezy”
Latem
1937 roku biskup Krakowa trafił na czołówki niemal wszystkich gazet. Po śmierci
marszałka Piłsudskiego, jego kryształowa trumna spoczęła w wawelskiej krypcie
św. Leonarda. Mszę żałobną odprawił książę Sapieha. Wkrótce z całej Polski
zaczęły przyjeżdżać zorganizowane grupy, aby oddać hołd zmarłemu. Tysiące osób
przechodziło przez wilgotną i nie przewiewną kryptę. Część młodzieży nie
potrafiła uszanować narodowej świątyni. Pozostawiała po sobie śmieci, butelki
po wódce i niedopałki, niektórzy załatwiali nawet potrzeby fizjologiczne. W
sprawę zaangażowały się najwyższe władze, prezydent, nuncjusz. Ostatecznie,
latem 1937 roku, książę biskup przeniósł trumnę pod Wieżę Srebrnych Dzwonów,
posiadającą wejście spoza katedry. Wiele środowisk odebrało to jako zniewagę.
Premier Felicjan Sławoj-Składkowski podał się do dymisji, prezydent zwołał
nadzwyczajną naradę. Sapieha zwariował – skomentował minister Józef
Beck. Wacław Sieroszewski, prezes Polskiej Akademii Literatury żądał aresztowania
biskupa, inni chcieli pozbawić go stanowiska, wygnać z kraju. Do Kościoła!
Modlić się a nie politykować – krzyczał socjalistyczny “Naprzód”. Precz
z dyktaturą kleru w Rzeczpospolitej!, Zmienić konkordat – wzywały
rządowe i lewicowe gazety zagrzewające do walki z “krakowskim feudałem”.
Ulicami Warszawy i Krakowa przeszły demonstracje. Sapieha do Berezy –
pisano na transparentach. Tłum spalił kukłę “feudała”, a w jego pałacu wybito
szyby. Z czasem emocje opadły, a marszałek do dzisiaj spoczywa pod Wieżą
Srebrnych Dzwonów.
Środowisko
piłsudczykowskie zorganizowało potężną kampanię, przeciwko księciu
metropolicie, wspieraną przez część prasy. Ogół społeczeństwa nie przyłączył
się do niej. Pojawiły się też liczne głosy solidaryzujące się z biskupem. Echa zbliżającej
się wojny zakończyły tę sprawę –
mówi dr Antoni Franaszek.
Metropolita
pozostał niechętny sanacyjnym rządom. Podczas jednego z wyjazdów do Watykanu
powiedział na dworcu: Pamiętajcie dać mi znać do Rzymu, gdyby na moje
miejsce zamierzano przysłać jakiegoś majora.
Skrawek wolnej Polski
Od
pierwszych dni niemieckiej okupacji książę Sapieha zaangażował się w pomoc
społeczeństwu. Po wyjeździe prymasa Augusta Hlonda, to on stanął na czele
polskiego Kościoła w kraju. Przyczynił się do zwolnienia krakowskich profesorów
wysłanych do obozów koncentracyjnych. Wielokrotnie
interweniował w sprawach aresztowanych, domagał się zwiększenia racji
żywnościowych, protestował przeciwko terrorowi okupanta. Pisał listy,
memoriały, angażował zagraniczne środowiska, zabiegał o pomoc dla wysłanych na
roboty do Niemiec. Słynne stało się odrzucenie, w dniu urodzin Hitlera,
zaproszenia gubernatora Hansa Franka. Niemcy nie mieli złudzeń co do roli
Sapiehy, Frank nazwał go głową idei niepodległości narodowej. Opowiadano
jak książę metropolita przyjął gubernatora podając na stół – suchy chleb i
marmoladę
z brukwi. W rzeczywistości Frank nigdy nie przestąpił progów pałacu przy ulicy
Franciszkańskiej, będącego wtedy miejscem szczególnie żarliwej modlitwy
księcia.
Pałac
przy ulicy Franciszkańskiej był skrawkiem wolnej Polski. Pewnego razu przyszło
gestapo i zażądało listy ochrzczonych Żydów. Odpowiedziałem, że ma ją książę
Sapieha. Tu kończyła się ich władza. Wstali i wyszli. Za słowa jakie wypowiadał
książę szło się do Oświęcimia, on mówił je wprost hitlerowskim dostojnikom – podkreślał ks. prof. Przybyszewski.
Po
wyjeździe Prymasa Hlonda to Sapieha stał na czele polskiego Kościoła,
organizując i przewodnicząc zwoływanym z jego inicjatywy konferencjom
Episkopatu. Stale kontaktował się
z przedstawicielami Polskiego Państwa Podziemnego.
Pod
duchowym przewodnictwem i wsparciem Sapiehy działała Rada Główna Opiekuńcza,
jedyna polska organizacja dobroczynna uznana przez okupanta.
W
czasach okupacji książę był dla nas jedynym oparciem. Do pałacu arcybiskupiego
zawsze można było pójść po pomoc. Gdy kogoś dotknęło najgorsze tam szukał
nadziei. Ta świadomość pozwalała przetrwać beznadziejny czas, dodawała otuchy,
wspierała w działaniu – podkreśla
prof. Roman Ciesielski, w latach wojny żołnierz Armii Krajowej
O
sytuacji w Polsce książę szczegółowo informował papieża. Niemcy nie odkryli, w
jaki sposób do Watykanu docierała jego korespondencja. Dziwili się, skąd kuria
rzymska ma tak dokładne wiadomości.
Książę
metropolita nie umiał dobrze kaligrafować, pisał bardzo niewyraźnie, dlatego
listy do Piusa XII przepisywałem osobiście. W papieskiej korespondencji nie
używano maszyny do pisania. Następnie jechaliśmy na dworzec w Płaszowie i ks.
Julian Groblicki, późniejszy biskup, przekazywał dyskretnie kopertę, wracającym
z frontu wschodniego, włoskim maltańczykom, którzy zawozili je do Watykanu – opowiadał ks. prof. Przybyszewski, od 1942 roku
notariusz kurii.
W fałszywym świetle
W
okres rządów komunistycznych książę metropolita wkraczał dysponując ogromnym
autorytetem. Z nową władzą rozmawiał, spotykał się, niektórzy odczytali to jako
wsparcie dla niej.
Metropolita
Sapieha, wytrzymując długoletni nacisk okupacji niemieckiej z godnością,
udziela zupełnego poparcia Rządowi Tymczasowemu, biorąc udział w bankiecie w
salach “Feniks”. Na salę wprowadza go pod rękę rosyjski generał Jurkin przy
dźwiękach hymnu generalskiego –
pisano w raporcie Biura Informacji i Propagandy Okręgu Kraków AK.
To
nieprawda. Opisywane wydarzenie nigdy nie miało miejsca. Być może powstało na
podstawie plotki kolportowanej przez UB. Każdy dzień spędzałem wtedy z księciem
i wiem, że nie uczestniczył w żadnym bankiecie. Informację tę pisał ktoś, kto
nie znał kardynała. On wprowadzany pod rękę przez Sowietów! Nigdy nie
pozwoliłby na takie traktowanie. Jego stosunek do komunizmu był zdecydowanie
negatywny, czego nie zmienią rozmowy z przedstawicielami PPR – podkreślał ks. infułat Przybyszewski.
Cios w “Caritas”
W
marcu 1945 roku Sapieha podpisał pierwszy memoriał do Bolesława Bieruta domagający
się zaprzestania represji wobec żołnierzy AK. Wtedy też założył “Tygodnik
Powszechny”. Wkrótce powstały kolejne listy. W coraz ostrzejszym tonie
napominał, żądał przestrzegania deklarowanych praw. Kontaktował się z
przedstawicielami antykomunistycznej opozycji, w kraju i zagranicą. Rozmawiał
ze Stanisławem Mikołajczykiem i gen. Władysławem Andersem. W sierpniu 1948 roku
spotkał się z byłym amerykańskim ambasadorem w Moskwie, Averellem Harrimanem.
Przedstawił mu sytuację w Polsce, oczekiwania wobec państw demokratycznych.
Zapytany o własne perspektywy odpowiedział: no cóż, komuniści będą
najprawdopodobniej unikać, w każdym razie jeszcze przez jakiś czas,
bezpośrednich ataków na mnie. W społeczeństwie będą różnymi sposobami podrywać
zaufanie do mnie. […] Komuniści wiedzą, że nie mogą kupić ani mnie, ani
żadnego biskupa, więc każdy chwyt jest przydatny do podrywania zaufania i
siania podejrzeń. Być może słowa te tłumaczą treść raportu krakowskiego
BIP-u.
Po
1945 roku Sapieha odbudowywał “Caritas”. Sam nadzorował rozdział darów,
sprawdzał potrzeby. Często zagraniczna pomoc nadchodziła po prostu na adres: Archibishop
Sapieha, Cracow, Poland. W styczniu 1950 roku komuniści odebrali
organizację Kościołowi. Bagno “Caritasu” trzeba wyczyścić – głosiły
wielkie, prasowe tytuły.
Kardynał
był wtedy na leczeniu w Rabce. Pojechałem go zawiadomić. Bardzo przeżył tę
informację. Natychmiast zaczął pisać protest do Bieruta – wspominał
ówczesny kanclerz kurii, ks. Przybyszewski.
W
prasie pojawiły się obrzydliwe informacje o nadużyciach, trwonieniu funduszy.
Książę kardynał przygotował dokument stwierdzający, że gdy znajdzie się w
rękach UB, wszystkie jego oświadczenia nie będą wolne i nie należy ich
przyjmować jako jego. Wkrótce ciężko zachorował. Były to jego ostatnie miesiące.
Skazany po śmierci
Władza
dopiero po śmierci kardynała uderzyła w krakowską kurię, biorąc odwet za lata
bezsilności. W pałacu arcybiskupim UB przeprowadziło pierwszą rewizję. W
styczniu 1953 roku odbył się tzw. proces kurii krakowskiej. Trzech oskarżonych
skazano na śmierć, kilku na długoletnie więzienie. Faktycznie był to pośmiertny
proces księcia Sapiehy.
Jakże
straszliwie nadużył zaufania wiernych ks. kardynał Sapieha […] profanując kościół w Krakowie. Jego
wizyty miały charakter wywiadowczy, kontaktował się z amerykańskimi
imperialistami, twórcami nowego Wehrmachtu w czasie, gdy
o stosunku księcia metropolity do dawnych hitlerowców rosły w Krakowie nowe
legendy – atakował “Dziennik Polski”. Książę nie potrzebował legendy, jego
broniły czyny i ludzka o nich pamięć, a tej komunistom nie udało się odebrać.
Na
rok przed wyborem na Stolicę Piotrową, kardynał Karol Wojtyła, który zawsze
wspominał tę postać, napisał: Wielkość Kardynała uwydatniała się nade
wszystko w czasach trudnych, w sytuacjach krańcowych. Miał wtedy duszę
miłosiernego Samarytanina, a równocześnie odziedziczoną po całych pokoleniach
świadomość, że “Bóg mu powierzył honor Polaków…”
Artykuł
ukazał się w książce „Operacja: zniszczyć Kościół” (Kraków 2007) w serii
Ośrodka Myśli Politycznej i Instytutu Pamięci narodowej „Z archiwów bezpieki.
Nieznane karty PRL” pod redakcją Filipa Musiała i Jarosława Szarka.
Pierwodruk:
Jarosław Szarek, Biskup z obnażoną szpadą, “Gazeta Polska”, 18 VIII
1999.
Jarosław Szarek
ur. 1963, historyk, pracuje w Instytucie Pamięci Narodowej Oddział
w Krakowie. Autor książki: Czarne Juwenalia. Ludzie Studenckiego
Komitetu Solidarności. Współautor kilkunastu książek, między innymi: Czy
ktoś przebije ten mur? Sprawa Stanisława Pyjasa; Komunizm w Polsce; Ofiara Sprawiedliwych. Rodzina Ulmów – oddali życie
za ratowanie Żydów; Polska. Historia 1943-2003; Stan wojenny w Małopolsce w relacjach świadków;
Stan wojenny w Małopolsce. Relacje i dokumenty.