Geneza pacyfizmu
Pacyfizm - trzeba zacząć
od tego stwierdzenia - jest zjawiskiem oryginalnie chrześcijańskim.
Co prawda wśród stoików oraz w starożytnych Chinach, czy też Indiach,
można znaleźć wysoką ocenę wartości związanych z pokojem i krytycznie
się odnoszących do przemocy. Jednakże nawet pojawiające się już w VII w. przed Chrystusem i rozsławione współcześnie przez Mahatmę Ghandiego,
pojęcie ahimsy, wspólne dla hinduizmu, buddyzmu i dżainizmu,
oznaczające nieczynienie krzywdy i zła, primo i najważniejsze,
nie zawiera w sobie zakazu udziału w wojnie, ani pełnienia służby wojskowej,
secundo rozciąga się na całą przyrodę, tertio nie jest
wartością centralną i wymieniane bywa w długim katalogu zaleceń ascetycznych.
Jest to - jak pisze ks. Mroczkowski - "raczej łagodność, nieszkodliwość,
niewinność, pewien rodzaj powstrzymania się od działania".
Powstanie pacyfizmu jest więc ściśle związane z nowością, jaką w dzieje ludzkości
wzniosło nauczanie Jezusa Chrystusa. Było to efektem, po pierwsze nieznanego
w innych społecznościach, rozdzielenia porządku politycznego i sakralnego,
i w konsekwencji odebrania władzy atrybutów boskości, przy czym Boga
bardziej należało słuchać niźli ludzi, po drugie radykalnego poszerzenia
zasady miłości bliźniego, aż po czynnie wyrażaną miłość nieprzyjaciół,
po trzecie wreszcie bardzo silnego wyakcentowanej zasady indywidualnej,
osobistej odpowiedzialności za swoje czyny. Nie oznacza to jednak, że
pacyfizm cechował całą społeczność chrześcijan pierwszych wieków, jak
to niekiedy próbowano sugerować, opisując starożytny Kościół. Zalecenie Jana Chrzciciela, by żołnierze byli wierni
swej profesji i jedynie - wbrew ówczesnym obyczajom - nie dopuszczali
się rozbojów, lecz poprzestawali na swoim żołdzie, czy też przykład
setnika z Kafarnaum i setnika Korneliusza z Cezarei, pomijając nawet
liczne przykłady starotestamentalne z biografią króla Dawida na czele,
sprawiały, że większość chrześcijan pierwszych wieków ani nie potępiała
wojny jako takiej, ani nie uznawała żołnierskiej profesji za niegodną,
a tym bardziej za przymuszającą do idolatrii, gdyż zarówno wojskową
przysięgę, jak i noszone insygnia interpretowano wówczas w sposób świecki.
"W czasach apostolskich - pisze J. Dauviller - widziano w tej przysiędze
naturalny gest obywatelski, a na cesarskie orły nie patrzono wcale jak
na symbole bałwochwalcze, podobnie jak na signaculum, ową metalową
plakietkę, którą żołnierz nosił na swej piersi." Trzeba przy tym pamiętać, że z jednej strony był
to czas pacis romanae, wojny więc były lokalne i nader rzadkie, ale z drugiej strony
wojsko, w którym obowiązywał co najmniej dwudziestoletni okres służby
oraz zasada bezżenności, miało reputację zbieraniny rozpustnych i okrutnych
pasożytów. Jan Chryzostom pisał o żołnierzach: "Są raczej wilkami
niż ludźmi. Cóż widzimy pośród nich poza grabieżą, gwałtem, oszczerstwem,
haniebnym kłamstwem, nikczemnym i służalczym pochlebstwem". Z tych też względów początkowo chrześcijanie służyli
w armii cesarskiej nader rzadko, co poświadcza na przykład - niezdementowany
przez Orygenesa - zarzut Celsusa (ok. 178 roku), że powszechne przyjęcie
chrześcijaństwa uczyniłoby cesarstwo bezbronnym, gdyż chrześcijanie
nie służą w wojsku. W czasie, gdy Celsus zapisywał te słowa, był to
już jednak dość anachroniczny stereotyp. Sytuacja, wraz z dynamicznym
wzrostem liczby uczniów Chrystusa, zmienia się bowiem na tyle, że Tertulian, a za nim Euzebiusz z Cezarei,
przypisują sukces kampanii naddunajskiej Marka Aureliusza w 173 roku
modlitwom chrześcijańskich żołnierzy, które miały sprowadzić gwałtowną
ulewę, umożliwiającą zwycięstwo cesarskiej armii.
Paradoksalnie o coraz większej
liczbie chrześcijan służących w wojsku świadczą kolejne fale prześladowań
chrześcijan w III stuleciu. Euzebiusz z Cezarei w swojej Historii
Kościelnej odnotowuje, że prześladowania rozpoczęte w 250 roku z
rozkazu Decjusza objawiły, jak wielu chrześcijan służyło w armiach na
Wschodzie, a Acta sanctorum podają, że - podczas kolejnej fali
prześladowań - za Dioklecjana w samej Armenii stracono 1004 żołnierzy
chrześcijan. To podczas tych prześladowań, w 295 roku, odmawia nałożenia
signaculum i złożenia przysięgi cesarzowi św. Maksymilian
z Numidii, którego dzisiejsi przeciwnicy służby wojskowej powołują na
swego patrona. Trzeba jednak pamiętać, że jego odmowa przysięgi oraz
noszenia signaculum ma sens wyłącznie religijny. Dotychczasowy
neutralny charakter przysięgi oraz signaculum został bowiem naruszony przez fakt, że w 286 roku Dioklecjan
nazwał się Iovius (posiadający władzę od Jowisza), a współrządzącego
z nim Maksymiana Heraclius. To dlatego
włożenie signaculum staje się dla Maksymiliana aktem bałwochwalstwa:
"Nie przyjmę znaku ziemskiego - oświadcza namiestnikowi cesarskiemu
- a jeśli mi go zawiesisz zerwę go, bo mi na nim nie zależy. Jestem
chrześcijaninem, nie wolno mi nosić na szyi medalionu cesarskiego, skoro
już otrzymałem zbawienny znak Pana mojego, Jezusa Chrystusa." Drastyczność zmiany polityki cesarzy i brzemienność
jej religijnych implikacji dla chrześcijan najlepiej ilustruje postawa
św. Maurycego, który dowodząc liczącym ponad 6000 żołnierzy-chrześcijan
legionem tebańskim długo unikał wszelkich form idolatrii i zgodnie z
sumieniem mógł twierdzić, że chrześcijańskiego żołnierza wiążą dwie
przysięgi, Bogu i cesarzowi, a pierwsza jest rękojmią szczerości tej
drugiej. Gdy jednak cesarze zaczęli sobie przypisywać atrybuty boskie
wypowiedział im posłuszeństwo i - wedle starożytnego, choć zapewne zgodnie
z ówczesną konwencją nieco ubarwionego przekazu - podjął nierówną walkę
z armią Maksymiana, w czasie której wszyscy
jego żołnierze zginęli.
Sytuacja zmieni się znacząco,
gdy cesarze przyjmą chrześcijaństwo i służba wojskowa zostanie oczyszczona
z naleciałości pogańskich (dotąd np. dowódca legionu był jednocześnie
kapłanem celebrującym składanie ofiar oraz tzw. auspicje, które miały
pomóc poznać wolę bogów i zapewnić ich przychylność). Nie oznacza to
jednak wypracowania jednolitego stanowiska chrześcijan wobec służby
w wojsku i uczestniczenia w wojnach skoro około roku 356 Marcin, późniejszy
święty biskup Tours, w przededniu bitwy opuszcza armię oznajmiając:
"Jestem żołnierzem Chrystusa, nie mogę walczyć."
Stanowisko pacyfistyczne
reprezentują bez wątpienia niektórzy pisarze wczesnochrześcijańscy,
szczególnie Tertulian, zwłaszcza w ostatnim okresie życia, oraz Laktancjusz,
a także Orygenes, choć można się u niego dopatrzyć także początków teorii
wojny sprawiedliwej. W Contra Celsum formułuje on postulat, by
wszystkich chrześcijan, tak jak kapłanów pogańskich, zwolnić od służby
wojskowej, by nie zbrukali się krwią. Jest to jednak stanowisko mniejszościowe.
Trafnie rekapituluje stanowisko Kościoła pierwszych wieków Georges Minois:
"Czy chrześcijanie mogą wstępować do wojska? Praktyka ma tutaj
pierwszeństwo przed prawem: chrześcijanie służą w wojsku, jest ich nawet
coraz więcej, co wskazuje, że przynajmniej po cichu pogodzono się z
tą sytuacją. Ten fakt ma bez wątpienia większe znaczenie, niż zastrzeżenia
podnoszone przez paru chrześcijańskich intelektualistów, z których prawie
wszyscy - zauważmy - są na marginesie Kościoła."
W tej konstatacji francuskiego
historyka zawarte są dwa stwierdzenia: pierwsze, że w starożytnym Kościele
nie wypracowano jednolitej doktryny obejmującej tematykę militarną,
drugie, że stanowisko pacyfistyczne pojawiło się na obrzeżach Kościoła.
Tak było w istocie. Ludzie Kościoła, pamiętając o perspektywie eschatologicznej,
zajęli się przede wszystkim życiem eklezjalnej społeczności, mniej angażując
się na forum publicznym. Jeżeli już, to starają się oni podnosić wartość
pokoju w życiu społecznym, krytykując okrucieństwo wojny, dążąc do złagodzenia
jej przebiegu i ulżenia doli jeńców (są to wśród najwybitniejszych np.
Ireneusz, Cyprian, Arnobiusz, Atanazy, Ambroży, Augustyn). Podobnie
będzie w wiekach średnich, acz tworzenie christianitas skieruje
znacznie więcej energii ku społecznościom ziemskim, co w nauczaniu zaowocuje
m.in. wypracowaniem teorii wojny sprawiedliwej czy też doktryny praw
człowieka.
Pacyfizm natomiast, aż
do XIX wieku, będzie zjawiskiem wyłącznie religijnym, lecz raczej marginalnym,
gdyż będzie on praktykowany przez elitarne grupy chrześcijan oraz przez
sekty. Począwszy od montanistów do których
wstąpił Tertulian, przez katarów i waldensów, anabaptystów i mennonitów,
arian i amishy, po kwakrów i tunkersów, adwentystów Dnia Siódmego i
świadków Jehowy.
Definicja i rodzaje pacyfizmu
Przy tak wielkiej złożoności
materii nie można się dziwić, że typów i definicji pacyfizmu jest bez
liku. Możemy zatem mówić o pacyfizmie absolutnym,
a więc i radykalnym oraz o pacyfizmie relatywistycznym mającym selektywny
charakter (A.J.P. Taylor), czy też za Bertrandem
Russellem (Droga do pokoju) o pacyfizmie częściowym i integralnym.
Max Scheler będzie mówił o "pacyfizmie w potrzebie"
(Notpacifismus), bazującym na obawie przed kosztami wyścigu zbrojeń
i stąd dążącym do eliminacji wojny oraz "pacyfizmie chrześcijańskim"
(acz jego związki z religią są pośrednie), który ma dążyć do nowego
porządku prawnego Europy, budując "pozytywny pokój" na bazie
wspólnych wartości (a potem w broszurce Die Idee des Friedens und
der Pacifismus podzieli pacyfizm na osiem pododmian). Analizujący
zasady non-violance Gene Sharp (w Types of Principled Nonviolence)
będzie w ramach pacyfizmu specyfikował: nieprzeciwstawianie się, aktywne
pojednanie, moralny sprzeciw, satyagrahę oraz rewolucję bez użycia
przemocy. Raymond Aron (Paix et Guerre entre les Nations) podzieli
pacyfizmy na pacyfizm wypływający z postawy psychicznej, moralnej lub
religijnej, lecz nie posiadający teorii przyczyny wojny ani doktryny
budowania pokoju oraz na posiadający teorię wojny i pokojową doktrynę
realizowaną przez budowanie międzynarodowego ładu prawnego (lub - co
sam odrzuca - przez
budowanie ogólnoświatowego mocarstwa). Peter Brock, najwybitniejszy
chyba współczesny badacz pacyfizmu, dzieli go na trzy podstawowe grupy: separacyjny -
ukierunkowany na odseparowanie się od otoczenia społecznego i pielęgnowanie
własnych wartości i norm (w tym pacyfistycznych); integracyjny - łączący
pacyfistyczną etykę z partycypacją w istniejącym systemem politycznym,
dążąc do jego zreformowania oraz pacyfizm ukierunkowany przez cel (goal-directed
pacifism) będący formą walki bez użycia przemocy, aby osiągnąć konkretny
cel (np. u Ghandiego - niepodległość Indii, u M.L. Kinga - zniesienie
segregacji rasowej). Do tego dodaje Brock jeszcze trzy kolejne, incydentalne,
typy pacyfizmu, których powyższa klasyfikacja nie ujmuje, gdyż nie roztrząsa
ona przyczyn postaw pacyfistycznych: pacyfizm płynący z powołania (vocational
pacifism) - pacyfizm duchownych, jeśli zobowiązani są oni do powstrzymywania
się od przelewu krwi i udziału w wojnie; pacyfizm soteriologiczny -
powstrzymywanie się od przelewania krwi ludzi (rzadziej: i zwierząt),
gdyż kwestionowałoby to moje zbawienie (niektóre religie pierwotne,
początkowo katarzy); pacyfizm eschatologiczny - odmowa służby wojskowej
i powstrzymywanie się od wszelkiej przemocy ze względu na rychłe nadejście
czasów ostatecznych (adwentyści Dnia Siódmego, Plymouth's Brothers,
chrystadelphianie).
Już samo to krótkie scharakteryzowanie
różnorakich typologii pacyfizmów pokazuje jak bardzo wielobarwnym i
różnorodnym, a zarazem trudnym do opisania są one zjawiskiem. Jednakże
- wystarczy zauważyć - że do istoty pacyfizmu
należy zaliczyć bezwarunkowe potępienie wszystkich wojen. W innym
bowiem wypadku, każdą krytykę wojny oraz poparcie dla pokoju
można nazwać pacyfizmem, co czyni ów termin nieostrym i bezużytecznym
poznawczo. Dlatego dla dalszego ciągu naszych rozważań przyjmijmy stosunkowo
prostą i powszechnie przyjmowaną, słownikową definicję terminu "pacyfizm"
uznając, że jest to "ruch społeczno polityczny uznający pokój za
wartość najwyższą i potępiający wszystkie wojny bez względu na ich charakter."
Pozytywne skutki pacyfizmu
Szlachetność idei - służenie
sprawie pokoju oraz wrażliwość na zło jakie
niesie ze sobą każda wojna - sprawia, że działalność pacyfistów wiąże
się z wieloma pozytywnymi skutkami w życiu społecznym.
W wymiarze etyki życia
społecznego uwrażliwia ona ludzi na gwałt i zło, które są integralnie
wpisane w każdą wojnę. Przeciwstawia się opiniom militarystycznym, wedle których wojna jest czymś heroicznym i szlachetnym, będąc
zarazem naturalnym lub przynajmniej nieuchronnym, przedłużeniem działalności
politycznej. W swych działaniach łączą też pacyfiści niekiedy problem
pokoju z problemem sprawiedliwości społecznej.
W wymiarze etyki indywidualnej
pacyfizm podnosi wymiar konkretnej osobistej odpowiedzialności etycznej
za zło, które dzieje się wokół nas. Przeciwstawia się postawie obojętności
i bierności.
W wymiarze edukacyjnym,
poprzez inicjowanie i organizowanie publicznych debat oraz działalność
wychowawczą, pacyfizm sprzyja przełamywaniu wrogości pomiędzy różnymi
grupami społecznymi, zwłaszcza przezwyciężaniu nacjonalizmów, a także
wspiera budowanie poczucia ponadnarodowej wspólnoty i solidarności.
Działacze pacyfistyczni prowadzą też niekiedy szkolenia dotyczące pokojowego
rozwiązywania sporów międzynarodowych, w tym prowadzenia negocjacji
i mediacji. Ich działalność przyczyniła się też do ustanowienia
pokojowej nagrody Nobla.
W wymiarze politycznym
pacyfizm, poprzez uwrażliwianie opinii publicznej oraz organizowanie
akcji protestacyjnych i różnorodnych form kontroli rządów, podnosi polityczne
koszty wywoływania konfliktów i zmusza przedstawicieli władz do uznawania
innych racji oraz poszukiwania kompromisów, a w razie wybuchu wojny
do dążenia ograniczenia rozmiarów zła, które wojna ze sobą niesie.
Negatywne efekty pacyfizmu
Pomimo tych niewątpliwych
i znaczących osiągnięć ruchów pacyfistycznych ogólny bilans pacyfizmu
jako takiego nie wygląda - jak sądzę - pozytywnie. To
bowiem dobro, które zostało osiągnięte, ani nie jest wyłączną
zasługą pacyfistów, ani też dążenie do eliminacji przemocy i budowania
pokoju w życiu społecznym nie domaga się wyznawania pacyfistycznych
poglądów.
Nie bez
powodu bowiem tradycja katolicka zarówno w
antyku i średniowieczu, jak i czasach nowożytnych i nam współczesnych
odnosiła się do myśli pacyfistycznej z dużym dystansem. Nie bez powodów
także poglądy pacyfistyczne związane były w ciągu wieków z powstawaniem
różnego rodzaju sekt oraz herezji. W teorii bowiem
stanowisko pacyfistyczne zawiera w sobie wiele uproszczeń intelektualnych,
etycznych i teologicznych. Natomiast w praktyce społecznej stanowisko
to nie tylko często było nieskuteczne, ale bywało niekiedy wręcz przeciw-skuteczne
wzmagając zło i represje dotykające niewinnych ludzi.
Dlatego Katechizm Kościoła
Katolickiego, acz uznaje prawo do odmowy służby wojskowej z pobudek
sumienia, pozytywnie jednak odnosi się do służby w wojsku. I choć z uznaniem odnosi się do postawy non-violance
(jednakże ze znamiennym dodatkiem: "pod warunkiem, że nie przynosi
to szkody prawom i obowiązkom innych ludzi i społeczeństw"), to
uznaje też prawo ludzkich społeczności do "obrony z użyciem siły
militarnej", przytaczając warunki tzw. wojny sprawiedliwej. Trzeba przy tym zauważyć istotową ciągłość, ale też
i znaczącą ewolucję nauczania Kościoła w ostatnich
dziesięcioleciach od Soboru Watykańskiego II przez pontyfikaty
Jana XXIII, Pawła VI i Jana Pawła II. Z jednej strony możemy odnotować
pewne ograniczanie możliwości stosowania doktryny wojny sprawiedliwej, co wynika zarówno z rozwoju broni masowej zagłady
i totalizacji wojen w XX stuleciu, jak też rozwoju antropologii teologicznej
i wrażliwości na transcendentną godność każdego człowieka. Ze strony
drugiej trzeba zarazem zauważyć coraz ściślejsze powiązanie problematyki
pokoju z tematem poszanowania praw człowieka
oraz prawa, a nawet obowiązku do "ingerencji humanitarnej"
przy użyciu siły, gdy zagrożona jest ludność cywilna.
Nauczanie społeczne Kościoła
cechuje więc humanistyczny realizm - dążenie
do budowania pokoju i unikania wojen, które nie rozwiązują żadnych ludzkich
problemów, a zarazem uznanie prawa do obrony ludzi i narodów oraz konieczności
chronienia praw człowieka, ze szczególną troską o najsłabszych i bezbronnych.
Pacyfizm natomiast, rozumiany
jako potępienie wszelkich wojen, który nie potrafi zniuansować oceny
złożonej rzeczywistości ludzkiej, staje się ideologią niosącą ze sobą
wiele uproszczonych założeń i prowadzącą do niebezpiecznych skutków.
Antropologiczny problem
pacyfizmu. Pacyfizm zakłada jednowymiarowy model człowieczeństwa. Przyjmuje bowiem
- co dotyczy zdecydowanej większości tego ruchu - że człowiek jest z
natury dobry, a więc zapobieżenie wojnom możliwe jest poprzez odpowiednią
pomoc i wychowanie (pacyfizm integracyjny), albo też, że jest on z natury
zły i w związku z tym należy stworzyć własną rzeczywistość w oddaleniu
od świata (pacyfizm separacyjny). Nie przyjmuje on
zatem pęknięcia natury człowieka, istoty zdolnej zarówno do czynienia
dobra jak i zła, a także realności i racjonalnej niepojętości misterium
iniquitatis.
Łączy się z tym polityczny
problem pacyfizmu. Starając się wszelkimi pokojowymi metodami wpłynąć
na politykę państw, formułuje on cel wykraczający poza politykę - zaprzestanie
wszelkich wojen. Aktywność pacyfistów może jednak odnosić sukcesy tylko
w państwach w których szanowane są prawa człowieka. Ich zaangażowanie,
aby państwa te wyrzekały się wszelkich form nacisku i przemocy wobec
państw, w których prawa człowieka są łamane, osłabia możliwości działania
państw praworządnych, wspierając zarazem dyktatury. W efekcie realna
możliwość politycznego działania zmierzającego do powszechnego poszanowania
praw człowieka zostaje wyparta przez aktywne wspieranie status
quo łączonego z utopijną nadzieją powszechnego pokoju. "Te
zwodnicze nadzieje prowadzą wprost do pseudopokoju reżimów totalitarnych"
- napisze Jan Paweł II.
Intelektualny problem pacyfizmu polega zaś na tym, że jeżeli każda wojna jest z natury
zła, to nie trzeba analizować ani jej przyczyn, ani sposobów jej prowadzenia,
ani jej konsekwencji. Prowadzi to nieuchronnie do wniosku, że wszyscy,
którzy ją prowadzą są równie moralnie źli. Zanika
więc różnica pomiędzy prawowitą władzą, posiadającą społeczną
legitymacje do ochrony dobra wspólnego, a dyktatorem dbającym jedynie
o swe interesy, pomiędzy przywódcą demokratycznego państwa prawa, a
stojącymi ponad prawem przywódcami państw totalitarnych, pomiędzy państwami,
które starają się zachowywać zarówno ius ad bellum jak i ius
in bello, a państwami wzniecającymi wojny agresywne i dopuszczające
się ludobójstwa, zmniejsza się też, a niekiedy wręcz zanika różnica
pomiędzy agresorem i ofiarą.
Ponieważ wojny rozgrywają
się pomiędzy państwami, położenie ludności wewnątrz państwa przestaje
mieć istotne znaczenie. Różnica pomiędzy organizacją społeczeństwa,
w którym poszanowane są prawa człowieka, a sterroryzowanym społeczeństwem,
w którym opozycja pozbawiona jest prawa do istnienia, staje się nieuchwytna.
Ściśle wiąże się z tym
moralny problem pacyfizmu. Nie uwzględniając ani motywów i intencji,
ani też nie biorąc pod uwagę żadnych okoliczności, stawia on znak moralnej
równości pomiędzy wszystkimi, którzy w niej uczestniczą. Analizę etyczną
zastępują wtedy równania Bush=Hitler, Reagan=Stalin etc. Moralne potępienie
konfliktów międzynarodowych i równoczesna niewrażliwość na los ludzi
zamkniętych w granicach państw prowadzi w efekcie do etyki "podwójnego
standardu". Jak z goryczą zauważył J. Woroniecki OP: "hipokryzja
tego nurtu wychodzi na jaw, gdy występuje on przeciw wojnom, a nie śmie
protestować przeciw krwawym rewolucjom i prześladowaniom".
Z teologicznego punktu
widzenia, możemy więc mówić o odrzuceniu -
rzecz jasna, implicite - przez pacyfizm koncepcji dobrej w swej
istocie, lecz realnie skażonej przez grzech natury człowieka, o negacji
eschatologicznego wymiaru kondycji ludzkiej oraz o indyferentyzmie moralnym.
Równie krytycznie trzeba
odnieść się do pobudek, które kierują ludźmi przyznającymi się do pacyfizmu.
Jeżeli ich deklaracje są szczere, to - jak słusznie zauważa Jacek Woroniecki
OP - u ich podłoża leży indywidualistyczna koncepcja człowieka oraz
sentymentalizm.
Św. Tomasz przecież nie
bez powodu pisze o wojnie sprawiedliwej, gdy roztrząsa problem miłości
bliźniego i sytuuje w Sumie Teologii swe rozważania o wojnie
w traktacie De Caritate. Doktryna pacyfistyczna może zachować swoją spójność
jedynie wtedy, jeżeli nie odczuwam głębszych więzów z innymi ludźmi
- z rodziną, z przyjaciółmi i sąsiadami, z rodakami, z duchowymi wspólnotami
Kościoła i Ojczyzny, z najsłabszymi - tymi, którzy sami nie mogą się
bronić. W praktyce tak skrajnie bezduszna postawa zapewne zdarza się
rzadko, ale potwierdza to tylko drugą część stwierdzenia O. Woronieckiego,
że racjonalna, etyczna analiza jest w pacyfizmie wyparta przez sentymentalizm.
Poruszenia emocjonalne - nieobce w myśleniu o wojnie żadnemu uczciwemu
człowiekowi - zastępują realistyczną ocenę.
Trzeba przy tym pamiętać,
że doświadczenie historyczne poucza, iż pacyfistyczne deklaracje często
nie są zbyt szczere, że w szaty pacyfizmu często ubiera się zwykły egoizm:
nacjonalistyczne resentymenty do innych narodów, interes polityczny
bądź ekonomiczny, albo też zwykły lęk przed podjęciem trudnych decyzji,
którego świetną ilustracją były ongiś szeroko społecznie nośne hasła
"nie będziemy umierać za Gdańsk!", czy
better red than dead (ew. besser rot als tod). Na to niebezpieczeństwo
realistycznie zwraca uwagę Jan Paweł II: "Chrześcijanin wie, że
na ziemi społeczeństwo ludzkie całkowicie pacyfistyczne jest złudzeniem
i że ideologie, które ukazują je jako łatwe do zrealizowania, budzą
nadzieje niemożliwe do spełnienia, mają bowiem błędną koncepcję ludzkiej kondycji, nie ujmują
problemu w jego całości, stosując ucieczkę, ażeby zagłuszyć lęk, lub
w innych przypadkach kierując się własną korzyścią." Dlatego w innym miejscu napisze Papież: "Ten,
kto naprawdę pragnie pokoju, odrzuci wszelki pacyfizm, za którym kryłoby
się tchórzostwo czy zwykła chęć zapewnienia sobie spokoju."
Rekapitulacja
Czas na konkluzje. Pomimo
niewątpliwej szlachetności wielu osób wyznających pacyfistyczne poglądy
oraz idealizmu, który łatwo może budzić ludzką sympatię, a także mimo
pozytywnych osiągnięć, o których wspomniano w tym tekście, pacyfizm
może być społecznie pożyteczny jedynie jako zdecydowanie mniejszościowy
pogląd w praworządnym państwie. Natomiast ogólna ocena pacyfizmu musi
być wyraźnie krytyczna. Nieład intelektualny i etyczny, utopijna wizja
człowieka i polityki oraz kombinacja idealizmu i oportunizmu jako pobudek
do pacyfistycznych działań czyni zeń wygodne narzędzie do wykorzystania,
do prowadzenia swej własnej polityki przez ludzi bez hamulców etycznych.
W ten sposób pacyfizm potrafi wspierać militaryzm, co świetnie przeanalizował
w swej książce sowiecki dysydent Władymir Bukowski pod znamiennym tytułem
Pacyfiści kontra pokój. Takim ludziom, jak Hitler i kolejni sowieccy
przywódcy, Kim Ir Sen i Ho Szi Min, czy Fidel Castro i Saddam Hussajn,
ruchy pacyfistyczne w znacznej mierze ułatwiły realizację ich politycznych,
często militarnych, a zawsze totalitarnych oraz nieludzkich zamierzeń,
a ich własnym rządom w znacznym stopniu utrudniły adekwatną na nie reakcję.
Dlatego nie sposób nie zgodzić się z tezą, n. b. związanego z ruchem
pacyfistycznym, wybitnego politologa Kennetha E. Bouldinga: "Tak,
jak wojna jest zbyt poważną sprawą, by pozostawić ją generałom, tak
pokój jest zbyt ważną sprawą, by pozostawić go pacyfistom."
Katolikom powinno natomiast
pozostać przekonanie, że nie tylko militaryzm, ale i pacyfizm źle służą
sprawie pokoju, a także pełna wewnętrznego napięcia i tragizmu konstatacja,
że niekiedy wojna jest nie uniknięcia, choć nigdy nie jest ona dobra.
"Są sytuacje w których walka zbrojna jest
złem nieuniknionym, od którego, w tragicznych okolicznościach, nie mogą
się uchylić chrześcijanie - mówił w Wiedniu z okazji 300. rocznicy
odsieczy wiedeńskiej Jan Paweł II - Nade wszystko jesteśmy jednak świadomi,
że mowa oręża nie jest mową Jezusa Chrystusa, ani też mową jego Matki,
którą wówczas, podobnie jak dziś, wzywano jako ‘Wspomożenie wiernych'."
Maciej Zięba OP, przełożony
polskiej prowincji OO. Dominikanów, założyciel Instytutu Tertio Millennio, autor wielu publikacji z zakresu katolickiej
nauki kościoła. Częsty komentator wydarzeń z życia religijnego i społecznego.