1.
Sens
pojęcia totalitaryzmu.
Totalitaryzm jest pojęciem, które
jest używane na różne sposoby i są to bardziej zastosowania praktyczne
niż wyjaśnianie teoretyczne. Na pierwszy rzut oka, wydaje się, że
totalitaryzm łatwiej rozpoznać, niż poddać go analizie. Friedrich
i Brzeziński podali sześć wyznaczników państwa totalitarnego i dla
celów praktycznych zazwyczaj ujmuje się totalitaryzm w kategoriach
przeciwieństw.
Kiedy w latach trzydziestych nazizm stał się przypadkiem wzorcowym,
jego (obiegowym) przeciwieństwem była demokracja. Kiedy rolę wzorca
począł pełnić Związek Radziecki, na drugim biegunie znalazł się
tak zwany "wolny świat". Współcześnie pojęcie totalitaryzmu
często oznacza narzucenie całej ludności jednego rodzaju norm kulturowych
i dlatego podstawą przeciwieństwa jest dzisiaj "liberalizm".
Odkąd natomiast zagadnieniem tym zajęli się filozofowie - tacy jak
na przykład Karl Popper - totalitaryzm zaczęto rozpoznawać jako
pewną formę "irracjonalizmu". Dlatego też "to, co
rozumne" (reason) i "to, co nierozumne" (unreason)
stają się możliwymi podstawami kontrastowych zestawień.
Dysponujemy zatem materiałem umożliwiającym
przeprowadzenie analizy tego, co zostało uznane za zjawisko ze sfery
życia politycznego. Naszym zdaniem jest to fenomen patologiczny.
Uznajemy go za system - a fakt ten ma tu istotne znaczenie
- w którym ludzie zostają sprowadzeni do roli środków realizacji
jakiegoś politycznego celu. Stwierdzenie to wymaga, byśmy jasno
określili co jest przeciwieństwem totalitaryzmu, a więc tego, co
innymi słowy, stanowi polityczne "zdrowie" lub tego, co
można za pomocą tej metafory wyodrębnić.
W przeszłości problem ten często
dominował w dyskusjach poświęconych totalitaryzmowi. Proponuję zatem
poświęcić mu więcej uwagi w następnych dwóch częściach tego artykułu.
Pragnę przyjrzeć się bliżej poglądowi, iż totalitaryzm jest ze swej
istoty niedemokratyczny lub zasadniczo nieliberalny. Proponuję następnie
przedstawienie argumentacji na rzecz tezy, iż te analityczne rozróżnienia
prowadzą nas w niewłaściwym kierunku, i że naprawdę istotne jest
uznanie totalitaryzmu za fenomen historyczny, który zrodził się
na gruncie nowożytnych państw europejskich.
Po pierwsze jednak, trzeba pozbawić
totalitaryzm melodramatyczności. Idea ta jest naznaczona naszym
liberalnym nastawieniem wobec absolutnie obmierzłej ideologii dwudziestego
wieku. Państwa totalitarne są zatem uznawane za okrutne i opresyjne.
Pogląd taki sprawia, iż państwa te można łatwo odróżnić od pozostałych
dzięki ogólnie przyjętym standardom praw człowieka. Zamiast posługiwać
się rozróżnieniami Friedricha i Brzezińskiego jak papierkiem lakmusowym,
wystarczy iż poślemy tam przedstawicieli Amnesty International,
by przekazywali informacje o ich łamaniu. Nie ma wątpliwości, iż
naszą podstawową odpowiedzią na społeczne i polityczne zmiany we
współczesnym świecie jest często rejestrowanie gołych faktów, zarówno
ohydnych, jak i sympatycznych, lecz daleko im do tego, by mogły
posłużyć jako narzędzia analizy. Jeżeli pojęcie totalitaryzm ma
być w jakikolwiek sposób użyteczne dla zrozumienia współczesnego
świata, trzeba uwolnić je od tych ograniczeń. Zacząć można od zwrócenia
uwagi na fakt, iż jego wcześni zwolennicy i propagatorzy, używając
nazwy "totalitaryzm" potwierdzali w ten sposób, że jest
to system w rzeczywistości górujący nad dekadenckim atomizmem społeczeństw
burżuazyjnych.
Takie było stanowisko Mussoliniego
w jego wczesnych faszystowskich pracach. Program Falangi z kolei
głosił, iż "nasze państwo będzie totalitarnym instrumentem
w służbie zjednoczonej ojczyzny" (un instrumento totalitario
al servicio de la integridad patria). Nie jest to nasz język, podobnie
jak nie nasze są brutalna pyszałkowatość i militarystyczne pozy
reżimów tamtej doby. Ale nie trzeba wprowadzać zbyt dużych zmian,
by odkryć w tej wczesnej idei totalitaryzmu wariant tego, co Michael
Oakeshott uznał za jeden z możliwych rodzajów państwa, czyli "zrzeszenie
celowe" (enterprise association). Może się wydawać, iż jest to
dość łagodna wizja społeczeństwa. Na pewnym etapie częścią tej wizji
stało się marzenie o zrzeszeniu ludzi opartym na współpracy wykraczającej
poza elementy rywalizacji (znane czasem pod mianem "wyścigu
szczurów") związane ze współczesnymi społeczeństwami wolnorynkowymi
(commercial societies). Wczesne marzenie totalitarne składało
się z elementów raczej nostalgicznego socjalizmu, w którym zostałaby
porzucona kapitalistyczna namiętność do nowości i wyższego poziomu
życia. Faszyści włączyli do swego repertuaru perswazji historycystyczną
koncepcję, iż taka przyszłość pozbawiona egoizmu i żądzy zysku będzie
punktem kulminacyjnym poszukiwania przez ludzkość lepszego świata.
Jutro należało do nich.
Idealni mieszkańcy państwa totalitarnego
przypominaliby więc Platońskich strażników: łagodnych dla swych współobywateli,
surowych dla obcych, raczej jak psy obronne, albo jak oprycznicy,
którzy rozwiązali kłopoty Iwana Groźnego z bojarami. We wszystkich
podobnych przypadkach, państwo miało być utworzone na nowo w formie
wspólnoty. Problem jednak polega na tym, iż można tego wyłącznie
dokonać pozbywając się tej części zbiorowości, która nie podziela
określonego ideału, lub tych, którzy nie odpowiadają warunkom nowej
rzeczywistości. Państwo to (w odróżnieniu od naszego) dostosowane
jest do niewielu raczej ograniczonych rodzajów charakterów. Pozbycie
się jednostek będących z rożnych powodów nadwyżką z punktu widzenia
ideologicznych wymagań sprawiło, iż dwudziestowieczny totalitaryzm
okrył się złą sławą. Jednak nowoczesna technologia rozwiązuje wiele
moralnych problemów i sprawia, iż odległy jest moment, w którym
rozwieje się marzenie o dostosowaniu niemoralnego człowieka do moralnego
społeczeństwa. A jeśli ludzi niedostosowanych można poprzez edukację
(tak jak ją pojmują ideolodzy) zmienić w coś właściwego? Terapia
i propaganda potrafią dziś zdziałać niewiarygodne rzeczy.
Nie sądzę, iż ten tok myślenia przekona
któregokolwiek z moich czytelników, że totalitaryzm był wyjątkowo
źle pojmowany. Cała zagadka tej idei polega na tym, iż w niezwykły
sposób łączy ona wysokie ideały z płaskim sprytem. Nawet przedstawiona
na nowo przeze mnie w łagodnej formie nie może być (dla nas) ona
niczym więcej jak tylko polityczną patologią. Ale jeśli tak jest,
to tym bardziej konieczne staje się postawienie zagadnienia elementów
składowych politycznego "zdrowia". I tu powraca pytanie
o to, co stanowi przeciwieństwo totalitaryzmu. Rzecz bowiem w tym,
iż totalitaryzm można opisać na nowo w taki sposób, że stanie się
on znacząco podobny do niektórych głębokich namiętności współczesnego
Zachodu. Socjalistyczny ideał współpracy jako podstawy moralnej
wspólnoty zdradza podobieństwo z propagowanym w totalitaryzmie wizerunkiem
społeczeństwa (totalitarianism's public relations). Można
zapytać, czym jest to, co powinno być przedmiotem naszej troski
i co powinniśmy kultywować, ponieważ jako wartość bez wątpienia
stanowi ono przeciwieństwo tej politycznej patologii?
2.
Totalitaryzm
jako przeciwieństwo demokracji
Nie ma wątpliwości, iż w pierwszej
kolejności powinniśmy poświęcić uwagę demokracji. W państwach Zachodu
na początku XXI w. jest ona traktowana jako najskuteczniejsze lekarstwo
na wszelkie polityczne choroby. "Demokracja" oznacza w
tym wypadku zestaw środków "leczniczych", które obejmują
nie tylko partie polityczne i wybory, lecz także inne urządzenia
uznawane za wartościowe, jakie związane są z demokracją tylko dlatego,
iż zgodne są z europejskimi praktykami, na przykład z praktyką w
sferze uprawnień (rights). Ustroje, które nie spełniają takich
kryteriów demokracji uważane są za ciemiężycielskie, i chociaż rządy
ciemiężycielskie nie są równoznaczne z rządami totalitarnymi, to
jednak pojęcie uciemiężenia zbliża nas do granic totalitaryzmu.
Naziści i komuniści stanowili bez wątpienia elitę ciemiężycieli,
dla których pozbawieni człowieczeństwa ludzie, zwani przez nich
- w sposób obłudnie pochlebny - "masami", stanowili właściwie
wyłącznie przedmiot społecznej inżynierii. Sposoby uprawiania polityki
przez te reżimy zostały wywiedzione z logiki doktryny lub oparte
były na intuicji przywódcy i niewiele miały wspólnego z tym, czego
sami ludzie mogli pragnąć. W rzeczywistości obywateli nigdy nie
pytano o zdanie, chyba że w atmosferze przemocy i strachu. Udział
obywateli był wymagany, ale tylko w formie sparodiowanej w totalitarnym
przymusie miłości do państwa i wszystkich jego poczynań i w obowiązku
wyćwiczenia w sobie zdolności do wyznawania win.
Zatem nie ulega wątpliwości, iż totalitaryzm
różni się od demokracji. Co więcej, demokracja często prowadzi do
konsekwencji zupełnie nieporównywalnych ze wszystkim, co wiążemy
z totalitaryzmem. Jeden z rozpowszechnionych poglądów na temat demokracji
głosi, iż państwa demokratyczne nie prowadzą ze sobą wojen, co można
uznać za generalizację nieźle uzasadnioną indukcyjnie. Pogląd ten
opiera się jednak na znacznie bardziej złożonej koncepcji Kanta
mającej aprioryczny charakter. Kant dowodził, iż określony
ustrój pociąga za sobą określony sposób prowadzenia polityki.
Sądził bowiem, iż narody nie były nigdy zainteresowane w prowadzeniu
walk między sobą i dlatego jedynie monarchowie wywołują wojny. Można
mieć wątpliwości, czy rzeczywiście społeczeństwa można pojmować
w kategoriach uniwersalnej teorii ludzkiej natury, według której
ludzie zawsze kierują się własnym interesem. Uderzające jest, że
wydarzenia roku 1789 jako mające miejsce w dobie demokracji, łączyły
demokrację z ogromem przemocy. To prawda, iż w znacznej mierze przemoc
ta skierowała liberalne i narodowe aspiracje przeciwko despotycznym
i autorytarnym formom polityki. Totalitarne państwa z pewnością
wykazują tendencje militarystyczne, ale problem demokracji jako
drogi do powszechnego pokoju pozostaje otwarty.
Ponadto Amartya Sen argumentował,
iż demokracja rozwiązuje problem głodu, gdyż wedle niego głód nie
jest wywoływany zupełnym brakiem żywności, lecz jej złą dystrybucją
i brakiem politycznej woli do dostarczenia jej tam, gdzie jest potrzebna.
Czy fale głodu w Rosji czasów Stalina miałyby miejsce, gdyby panowała
tam demokracja? Można powiedzieć, że prawie z pewnością nie. Skoro
zaś wojna i głód były tak oczywistymi skutkami ery rewolucyjnego
totalitaryzmu, wymienione zalety demokracji stanowią mocne argumenty
w każdym stanowisku usiłującym wykazać, iż jest ona przeciwieństwem
totalitaryzmu.
Jak dotąd wszystko wydaje się jasne.
Nie ma wątpliwości, że można określić cechy demokracji, a także,
jak widzieliśmy, ustalić jej przypuszczalne konsekwencje, które
stoją w zupełnej sprzeczności z agresywnym i niestabilnym charakterem
ustroju totalitarnego. Pojmowane na różne sposoby demokrację i totalitaryzm
można uznać za całkowicie wykluczające się pojęcia. Tam gdzie jest
demokracja, tam nie ma miejsca na totalitaryzm. Rodzi się jednak
pewien problem. Pomimo, iż demokracja jest ustrojem mającym pełne
poparcie obywateli, to jednak nie wszystkie reżimy cieszące się
właśnie tak powszechną akceptacją są demokratyczne, to znaczy, iż
nie muszą reagować na osąd polityki społecznej przez obywateli.
Tak najprawdopodobniej rzeczy miały się w niektórych "zamkniętych
dla świata królestwach" (hermit kingdoms), zanim stały
się one częścią świata globalnego. Tak jest też z pewnością z muzułmańską
ummą [arab. wspólnota - przyp. tłum.], zjednoczoną
wokół pewnych idei społecznością, która występuje w państwach, gdzie
nie ma żadnej innej religii niż islam. Tego rodzaju reżimy mogą
mieć poparcie rządzonych, lecz nie ma ono charakteru demokratycznego.
Demokracja dla islamu jest herezją, ponieważ oznacza określenie
człowieka względem stworzenia, a nie wobec Stworzyciela. Społeczeństwa
islamskie nastręczają pewnych problemów, gdy idzie polityczną klasyfikację,
a wiele z nich, jak Turcja czy Persja, były traktowane przez zachodnich
obserwatorów jako kraje o ustrojach despotycznych. Trzeba będzie
więc zastanowić się teraz nad użytecznością interpretowania niezachodnich
społeczeństw za pomocą pojęcia totalitaryzmu.
Podstawowy kłopot z uznawaniem państw
o ustroju totalitarnym za z istoty swej niedemokratyczne polega
na tym, iż pewne z nich w określonym czasie cieszyły się bardzo
silnym powszechnym poparciem obywateli. Nie jest to rzecz jasna
stwierdzenie w żadnej mierze prawdziwe w odniesieniu do państw Europy
Wschodniej po 1945 roku, kiedy totalitarne represje były efektem
narzucenia ustrojów w związku z obcą dominacją, ale pod pewnymi
względami jest trafne, gdy weźmiemy pod uwagę Włochy, Niemcy i Rosję.
Nasza zachodnia idea demokracji (czy zresztą istnieje jakaś inna
koncepcja?) obejmuje znacznie więcej niż jedynie wymóg powszechnego
poparcia obywateli. Musi ono bowiem zakładać niczym nieskrępowaną
dyskusję na równych warunkach, a więc to, czego nie można znaleźć
w państwach totalitarnych.
I ostatnia, rozstrzygająca uwaga.
Ustroje totalitarne dwudziestego wieku pragnęły nie tylko uchodzić
za demokratyczne, ale za demokratyczne w najwyższym stopniu i w
najpełniejszej formie. Wykazały one zdumiewającą słabość do składania
tych deklaracji w imię własnych reżimów. Ale my, obyci ludzie Zachodu,
nie mamy wątpliwości, iż na przykład, jeśli coś nazywa się "Koreańską
Republiką Ludowo-Demokratyczną", to nie ma nic wspólnego z
tymi abstrakcyjnymi nazwami. Samo pojęcie "demokracji"
użyte w nazwie państwa w praktyce daje pewność, iż państwo to nie
jest demokratyczne, lecz totalitarne.
3.
Liberalizm
kontra totalitaryzm.
Czy w takim razie mamy posłużyć się
pojęciem "liberalizmu", tego partnera demokracji, jako
przeciwieństwem totalitaryzmu, i uznać go za oznakę politycznego
zdrowia? Demokracja może zawsze zostać sprowadzona do ulotnej kwestii
akceptacji: powszechne odczucia ciągle przecież ulegają zmianom.
Jeżeli jednak zwrócimy uwagę na praktyki, to być może staniemy na
pewniejszym gruncie. Liberalne państwo charakteryzuje się różnorodnością
cech instytucjonalnych, takich jak rozproszona władza, wolna prasa,
wybory i partie opozycyjne. Wszystkie one powstają w znacznej mierze
dzięki spontanicznym zmianom w ramach politycznego życia. Nade wszystko
liberalizm zakłada istnienie praw człowieka. Natomiast uderzający
jest zupełny brak tych instytucji w reżimach nazistowskich i komunistycznych.
Wydając ten osąd, wciąż próbujemy
nałożyć pojęcia liberalizmu i totalitaryzmu na zmieniającą się rzeczywistość.
Nigdy nie będzie ich można w całości dopasować, ani nigdy nie będą
one całkowicie wzajemnie się wykluczać. W każdym razie totalitarne
państwa rodzą się na ogół w wyniku jakiegoś wstrząsu lub rewolucji,
a wydarzenia tego rodzaju nigdy nie są zgodne z ustalonymi marginesami
tolerancji liberalnego państwa. Migawkowe ujęcia z okresu kryzysu
nigdy nie przedstawiają w wiarygodny sposób cech reżimu ujawniających
się w dłuższym czasie. Reżimy takie jak nazistowski nigdy nie osiągnęły
stabilizacji i dlatego można je umieścić po jednej stronie. Jednak
w Związku Sowieckim po gwałtownych i dramatycznych wydarzeniach
w okresie od 1917 r. aż po lata po II wojnie światowej nadeszła
"odwilż". Za czasów Chruszczowa Związek Radziecki stał
się państwem mniej represyjnym, niż był dotychczas. Dysydentów nie
rozstrzeliwano, a organizacje zawodowe uzyskały niewielką swobodę.
Ponieważ istotą ustroju totalitarnego jest władza i dopóki dla wszystkich
pozostaje rzeczą oczywistą, iż władza należy do partii, pewien margines
tolerancji jest dopuszczalny. W niektórych sferach życia sowieckie
represje przypominały grę. Policja i dysydenci bawili się w kotka
i myszkę. Wedle doniesień, w pewnym okresie we wschodnim Berlinie
zezwolono na satyrę i kpiny. Reżim nawet do nich zachęcał, ponieważ
stanowiły one ujście dla niezadowolenia społecznego.
Nikt jednak nie będzie wspominał
tych czasów z sentymentem. Wciąż istniał Gułag, a gospodarka chyliła
się ku upadkowi. Wiele z tego, co tolerowano brało się z powszechnej
świadomości, iż Związek Sowiecki znajduje się pod okiem krytyki
Zachodu. Istotne jest jednak to, iż nie był to reżim, który odpowiadałby
idealnie klasycznemu modelowi totalitarnej irracjonalności. W związku
z tym stajemy przed alternatywą. Z jednej strony, można całkowicie
odrzucić pojęcie totalitaryzmu dlatego, iż jest zbyt melodramatyczne,
odzwierciedlające tylko pewne okoliczności historyczne, i ograniczone
do wyjątkowych okresów politycznych przewrotów. Z drugiej strony,
można wziąć pod uwagę możliwość "zliberalizowanego" totalitaryzmu,
w którym po odwilży mogły nastąpić roztopy. W takim świecie, można
byłoby sobie wyobrazić, iż blade imitacje liberalnych praktyk są
w stanie złagodzić najbardziej jaskrawe przejawy barbarzyństwa totalitaryzmu
w czystej postaci.
Istnieją oczywiście w społeczeństwie
poddawanym represjom granice "liberalizacji", a znaczna
jej część będzie pozorna. Może to mieć miejsce, o ile jasne będzie
dla wszystkich uczestniczących w procesie liberalizacji, jak daleko
mogą się posunąć na przykład redaktor czy satyryk. Jednak w kraju,
w którym wynaleziono wsie potiomkinowskie rozumie się różnicę pomiędzy
pozorem a rzeczywistością. Dozwolone, lecz poddane kontroli są ograniczone
partie opozycyjne, a większość rządzących jest zbyt inteligentna,
by podawać absurdalne wyniki wskazujące na 97% poparcia w wyborach
w państwach, gdzie rządy sprawuje jedna partia. Co więcej, skoro
może istnieć totalitarne państwo, które nie jest niekompetentne
pod względem gospodarczym, to można sobie przynajmniej wyobrazić,
iż ludziom mogą być nadane tak zwane "prawa społeczne i gospodarcze".
Sowieci zawsze twierdzili, iż niedociągnięcia w sferze praw obywatelskich
były u nich rekompensowane (a nawet więcej) przez ich hojną pomoc
socjalną.
Zgadzam się, iż wymaga to sięgnięcia
wyobraźnią aż do granic jej możliwości, i że każde takie złagodzenie
społecznej kontroli byłoby bardzo trudne do osiągnięcia. Ale co
by było, gdybyśmy podeszli do naszego zagadnienia od innej strony?
Co by było, gdyby - jak tego często obawiają się obywatele liberalnych
demokracji - odziedziczone liberalne praktyki w jakimś zachodnim
państwie miały ulec rozkładowi w rezultacie stopniowego narzucania
przez rząd kontroli nad gazetami, opozycyjnymi partiami, rozrywką
i nad pozostałymi instytucjami, z którymi wiążemy liberalne swobody?
Czy dysponowalibyśmy wówczas pojęciem czegoś, co można byłoby nazwać
"miękkim totalitaryzmem", którego istotą byłaby daleko
idąca zgodność co do tego, w jaki sposób ludzie powinni żyć i zarazem
powszechna obojętność lub nawet pogarda wobec tych, którzy chcieliby
żyć inaczej. Odwoływanie się do terroru mogłoby przy tym być bardzo
ograniczone.
To oczywiście prawda, że zagraniczni
obserwatorzy podjąwszy gorączkowe poszukiwania znajdą wkrótce liczne
dowody na to, iż wyniki wyborów były wątpliwe, że opozycyjne wiece
niewiele różniły się od przedstawień, a wolność prasy jest tylko
fasadą. Lecz wówczas krytycy wrodzy państwu amerykańskiemu i europejskim
państwom zaczną głosić pogląd, iż wolność w zachodnich demokracjach
jest fasadą skrywającą represyjną tolerancję znajdującego się za
nią totalitaryzmu. W polityce można znaleźć wiele opisów przedstawiających
taką rzeczywistość.
4.
Czy
możemy uniknąć abstrakcji?
Problem z przyjętą dotychczas linią
argumentacji jest taki, iż zakłada ona istnienie świata bez historii,
składającego się z abstrakcyjnych jednostek całkowicie zamkniętych
w obrębie różnych systemów. Jest tu sekwencja, ale nie ma rozwoju.
Przyglądanie się temu, jak zbudowane są instytucje bez zważania
na motywy i na moralne podstawy, dzięki którym one funkcjonują,
nieuchronnie rodzi zadowolenie z tego, co zewnętrzne i powierzchowne.
Błąd ten jest tym bardziej zdradliwy, iż współczesny świat składa
się z pewnej liczby państw europejskich, często wyraźnie różniących
się między sobą, które stanowiły model dla państw niezachodnich,
tworzących instytucje pozwalające im nawiązać relacje z resztą świata.
Imitacje mogą nie mieć prawie nic wspólnego z wzorami. Większość
z państw ma parlamenty, wybory, gazety, nadaje programy radiowe
i telewizyjne, posiada uniwersytety, związki zawodowe, cywilnych
ministrów i całą resztę, ale ich nazwy z pewnością nic nie mówią
o ich funkcjonowaniu. Państwo jest zasadniczo europejską formą obywatelskiego
stowarzyszenia, a to oznacza, iż przyjmuje ono za oczywiste składniki
europejskiego życia, często tak subtelne, że my sami ich sobie nie
uświadamiamy. Przenoszenie takiego państwa na grunt innych cywilizacji
rzadko kiedy pozbawione jest cech potiomkinowskich.
Nasuwa się w tym miejscu dość istotna
uwaga. Nieobecność wspomnianych praktyk, takich jak demokracja czy
wolność w nieeuropejskich państwach ma zupełnie inne znaczenie w
wypadku ustrojów posiadających prawdziwą historię życia politycznego.
Kryterium to pozwalałoby odróżnić doświadczenia totalitaryzmu w
Niemczech, we Włoszech i może w Hiszpanii (choć rządy Franco można
by raczej zaklasyfikować jako ustrój autorytarny niż totalitarny)
od doświadczeń Chin, Kambodży, Północnej Korei czy innych komunistycznych
reżimów XX wieku. Czy należy przyjąć, iż w Chinach abstrakcyjna
idea zwana "totalitaryzmem" została - przy zachowaniu
analogii z chorobą - przywleczona z zagranicy i doprowadziła do
powstania reżimu Mao i jego następstw? Czy posługujemy się tu kontrfaktycznym
wyjaśnieniem następujących po sobie wydarzeń zakładając, iż - o
ile pewne "przyczyny" byłyby inne - mogłyby one prowadzić
do powstania jakiegoś rodzaju demokracji liberalnej? Innymi słowy,
czy Chiny stały się "ofiarą" okoliczności, czy też może
ich rozwój wynikał z politycznej tradycji ustroju despotycznego,
który jest pod pewnymi względami podobny do totalitaryzmu, lecz
jednak powstaje w innych warunkach? Czy oznacza to, że należy maoistyczne
Chiny traktować jako reżim, w którym okoliczności doprowadziły do
odrodzenia się starej tradycji, polegającej na kontrolowaniu przez
potężnych władców zasobów despotycznie rządzonego państwa i wykorzystywaniu
ich do wspierania strasznych, zbiorowych przedsięwzięć nie bacząc
(jak zwykle) na związane z tym cierpienia narodu Bez wątpienia maoizm
można łączyć z ideą totalitaryzmu, ale z jego określonej, historycznej
perspektywy można zasadniczo przyjąć, iż był on kontynuacją własnej
przeszłości.
Jeśli nałożymy abstrakcyjne pojęcie
na wydarzenia mające miejsce w Chinach w XX w., będziemy pod bardzo
silnym wrażeniem niewystępowania rozmaitych praktyk, którym brakło
historycznego zakorzenienia w chińskiej tradycji. Interpretowanie
maoistycznego ustroju w kategoriach braku wolności i demokracji
jest mylące. Nigdy nie były one bowiem elementami tamtej cywilizacji,
i chociaż my, ludzie z zewnątrz, z pewnością chętnie widzielibyśmy
ich rozwój w Chinach i w innych państwach, którym obca jest nasza
tradycja wolności i szacunku dla drugich, to jednak powinniśmy zdawać
sobie sprawę z tego, iż inne narody żyją w inny sposób, i że na
przykład Chiny są wielką cywilizacją posiadającą własne zalety,
a pragnienie, by pozostali ludzie żyli w taki sam sposób jak my,
jest właściwie tylko intelektualną przywarą, choć dominującą w naszych
czasach.
5.
Indywidualizm
jako przeciwieństwo totalitaryzmu
Jeśli charakterystykę nas samych
wywodzimy z historii, musimy wówczas uznać, iż demokracja i liberalizm
są ze swej istoty zachodnimi praktykami i wyrastają ze specyficznego
sposobu życia. W tym miejscu muszę dokonać przeskoku w wywodach,
który dla wszystkich będzie jasny, a mianowicie, że podstawowa wyjątkowość
europejskiej cywilizacji bierze się z faktu, iż jej moralne życie
wyraża się poprzez indywidualizm. Zakładam tu, że zarówno demokracja,
jak i liberalizm są jedynie politycznymi praktykami, które stanowią
odpowiedź na tę fundamentalną cechę naszej cywilizacji. Chcę bronić
tezy, iż prawdziwym przeciwieństwem totalitaryzmu jest indywidualizm.
Przez "indywidualizm" rozumiem
to samo, co David Riesman
określił mianem charakterów "wewnątrzsterownych" i w jakim
Jacob Burckardt posługuje się tym terminem mówiąc,
iż w epoce renesansu "Europa roiła się od indywidualności".
Indywidualizm jest teorią i praktyką moralnego życia usprawiedliwiającą
indywidualne pragnienia, o ile są one zgodne z jakąś abstrakcyjną
strukturą zasad. Jest to świat, w którym jednostki cieszą się pewną
wolnością w podejmowaniu własnych decyzji (co do małżeństwa, kariery,
ubioru, a także - i chyba przede wszystkim - co do wyznania) pod
warunkiem, iż zaakceptują konsekwencje swoich decyzji. Istotą indywidualizmu
nie jest sam wybór (ponieważ każdy dokonuje wyborów nawet wtedy,
gdy staje przed najmniejszą do wyobrażenia liczbą możliwości), lecz
wybór odpowiedzialny. Indywidualizm jako moralną praktykę można
scharakteryzować jako odchodzenie od przekonania, iż właściwe postępowanie
to postępowanie zgodne ze stabilnym i tradycyjnym porządkiem życia,
często skodyfikowanym w kategoriach praktyk kastowych, hierarchicznych
lub plemiennych. Zamiast tego, uznaje się, iż jednostki posiadają
prawo do podejmowania kluczowych decyzji dotyczących ich samych.
Nie oznacza to, iż zwyczajowe zasady i oczekiwania zostają pominięte,
ale jedynie, że jednostki mają więcej przestrzeni, w ramach której
mogą wprowadzać innowacje. Moralne życie w takim świecie polega
na podtrzymywaniu spójności zobowiązań, które jednostki podejmują:
od małżeństw do umów handlowych, od wstępowania do klubów do umawiania
się z przyjaciółmi.
Trudno się dziwić, iż tego rodzaju
porządek moralny niesie zagrożenie dla jakiejkolwiek cywilizacji
bądź kultury, której trwałość i ład opierają się na założeniu, iż
to, co właściwe i to, co dobre, zależy od kształtowania zachowań
jednostek według zwyczajowego wzorca. Brzmi to jak zaproszenie do
anarchii. Stanowisko to można ująć syntetycznie porównując zachodnie
pojęcie "wolności", która zależy od odwagi i wytrwałości
w obliczu pokus, z koncepcją chińską, gdzie "wolny" oznacza
nieuczciwość i nierzetelność. Z chińskiego punktu widzenia ujęciu
bycie osobą uczciwą i taką, na której można polegać, wiąże się z
dostosowaniem się do ideału ojca, matki, starszej siostry i tak
dalej; a więc istnieje wzór. W indywidualistycznym świecie nie ma
wzorca, a społeczeństwo powinien ogarnąć chaos. Ale tak się nie
dzieje, i właśnie ten fakt ukształtował współczesny świat.
Indywidualizm bez wątpienia zdominował
zachodni tryb życia, ale wytworzył także wielką wrogość i napięcia.
Z jednej strony, jest tak dlatego, iż osobista odpowiedzialność
jest swego rodzaju ciężarem. Z drugiej strony, indywidualizm daje
swobodę w kierowaniu się podstawową ludzką skłonnością, jaką jest
poszukiwanie przewagi nad innymi. Potężna siła zachodniej technologii
zrodziła marzenie, o tym, że wystarczy tylko odkryć odpowiednie
społeczne i polityczne rozwiązania instytucjonalne, a ludzkość będzie
mogła żyć w idealnym świecie. Technologia obiecuje obfitość materialnego
zaspokojenia. Niesie ze sobą obietnicę zniesienia obciążeń, jakie
indywidualizm nakłada na jednostkę, ciężarów, które można określić
jednym słowem - "nierówność". W zachodnich społeczeństwach
panuje silne przekonanie, że w jakimś momencie w przeszłości obraliśmy
zły kierunek. Mogło to się wydarzyć na początku ery nowożytnej,
albo wówczas, gdy przyjęliśmy chrześcijaństwo. Niektórzy momentu
tego upatrują w czasach panowania klasycznej filozofii greckiej,
a jeszcze inni w upadku pierwotnego komunizmu. W swoich najbardziej
wpływowych wersjach doktryna ta sugeruje, iż zły kierunek nie był
do końca taki, ponieważ pozwolił ludzkości zdobyć kontrolę nad przyrodą,
ale teraz nadszedł jednak czas - jak głosi doktryna - by użyć tej
władzy w celu udoskonalenia człowieka.
Oto jak pojmuję konflikt pomiędzy
kapitalizmem a socjalizmem. "Kapitalizm" oznacza świat,
w którym jego mieszkańcy realizują własne plany w nadziei na uzyskanie
z nich dla siebie korzyści. Większość z tych planów ma charakter
ekonomiczny, ale wiele z nich nie ma takiej natury. W ramach instytucji
w społeczeństwie obywatelskim ludzie tworzą życie rodzinne, rozwijają
artystyczne zainteresowania, snują sportowe projekty i budują własne
nadzieje. Indywidualistyczna cywilizacja sama uzasadnia ten świat
osobistych planów i decyzji. Jest to jednak świat pełen ryzyka:
wiele jednostek ponosi klęskę, a ci, którym się powiodło, sprawiają,
iż ich współobywatele na mocy porównania czują się przegrani. Ludzi
na Zachodzie zajmuje obecnie fakt, iż szczęście i długowieczność
są statystycznie związane z sukcesem w życiu, a więc ze zdobywaniem
majątku i ze wspinaniem się na szczyt drabiny prestiżu. Można z
tego wyciągnąć wniosek, i rzeczywiście dochodzi się do takich konkluzji,
że skutkiem ubocznym powodzenia niektórych członków społeczeństwa
jest pogorszenie stanu zdrowia i odebranie szczęścia innym, tak
jak zanieczyszczenie atmosferyczne jest "efektem zewnętrznym"
wpływającym negatywnie na płuca ludzi mieszkających w pobliżu. Już
można zauważyć, że ten "problem społeczny" będzie niedługo
wymagał politycznego rozwiązania, które będzie swego rodzaju państwową
regulacją ludzkich przedsięwzięć.
Indywidualistyczny świat jednym odpowiada
a drugim nie, i to z różnych powodów, takich jak temperament, talent,
szczęście lub jego brak. Europa, a w szczególności Stany Zjednoczone,
są jak magnes przyciągający ludzi innych kultur, którzy czują się
ograniczani w swoich państwach i poszukują nowych możliwości. Nienawiść
do społeczeństwa, jakie powstało dzięki indywidualizmowi jest ciągle
żywa nawet w świecie postkomunistycznym. Skupia się ona głównie
na różnych grupach takich jak "burżuazja", "klasa
średnia", "nieznośni indywidualiści" i tym podobne.
Ich przedstawiciele są często oskarżani o dbałość o własne interesy
kosztem robotników i innych uciskanych grup. W pewnych państwach
wrogość ta skupiła się na określonych zbiorowościach, takich jak
Żydzi czy kułacy. Zasadniczą cechą ludzi tych kategorii jest to,
iż na ogół odstają oni od totalitarnego społeczeństwa. W sensie
historycznym totalitaryzm pojawił się bowiem w Europie jako wyraz
marzenia o nowoczesnym państwie mającym charakter zrzeszenia opartego
na współpracy ludzi w równej mierze oddanych realizacji tego samego
planu. Podporządkowany takiej zasadzie musi siebie pojmować jako
instrument ochoczego osiągnięcia większego i podniosłego celu społecznego.
Totalitaryzm jest zatem formą pokrętnego idealizmu.
6.
Indywidualizm
a zachodnia tradycja.
Moim zdaniem totalitaryzm jest skrajną
wersją takiego marzenia, a związane z nim pogwałcenie zasad demokracji
i liberalizmu, choć poważne i istotne, w gruncie rzeczy wyraża zasadnicze
odrzucenie całości europejskiego dziedzictwa indywidualizmu. Dziedzictwo
to zrodziło się z chrześcijańskiej idei duszy i wskutek wezwania
do odróżniania tego, co boskie od tego, co cesarskie. Zarysowany
w prawie rzymskim podział na sferę życia prywatnego i publicznego
został rozwinięty na podstawie tych elementów. To właśnie dlatego
teoretycy totalitaryzmu o intelektualnym zacięciu darzyli większym
uznaniem idee starożytnych Greków, niż ich odrzucenie przez chrześcijaństwo.
Idea człowieka jako racjonalnego zwierzęcia jest pociągająca dla
teoretyków kolektywizmu, ponieważ oznacza, że właściwość bycia człowiekiem
nie jest tajemnicza, lecz pozostaje w pewnej proporcji do czegoś
innego, co teoretycznie (ideally) jest wymierne i poddające
się kontroli. Dla Greków była to racjonalność, ale dla wielu totalitarnych
myślicieli - solidarność.
Totalitarne społeczeństwo można określić
jako takie, w którym każdy uczestniczy we wspólnym przedsięwzięciu,
jakie musi być źródłem wszelkich wartości. Odnosi się to zarówno
to komunizmu, jak i do faszyzmu, doktryny, którą Mussolini rozwinął
wychodząc od marksizmu, pochłaniającego go we wczesnym okresie życia.
Czasami traktujemy nazizm jako biegunowe przeciwieństwo komunizmu,
ale dzieje się tak tylko dlatego, że podchwyciliśmy taktyczne samoobjaśnienie
komunizmu w latach trzydziestych, kiedy nie zawsze dostrzegano opozycję
pomiędzy totalitaryzmem a indywidualizmem, ale zastanawiano się
nad tym, który z kolektywistycznych projektów zostanie narzucony
nieszczęsnemu narodowi niemieckiemu. Wszelkie ruchy tego typu łączy
to, co Michael Oakeshott nazwał "zrzeszeniem celowym".
W zrzeszeniach celowych reguły służą
zarządzaniu i osiągnięciu celu zrzeszenia. Wymagają one od ludzi
podporządkowania swej istoty wspólnemu celowi. Jedyną wartością
jest użyteczność. Z tego właśnie powodu Orwell i inni krytycy uważali
wojnę za paradygmat totalitaryzmu.
Przeciwieństwem totalitaryzmu jest
zatem indywidualizm, ponieważ jest on źródłem liberalnych i demokratycznych
praktyk i - w odróżnieniu od tych praktyk - nie może on być fałszywy
i fasadowy.
Z drugiej strony jednak, może on
podlegać erozji, i w istocie możemy mieć współcześnie do czynienia
z tym procesem. Przedstawiając europejskie państwa jako indywidualistyczne
od zarania współczesności, sam indywidualizm ujmowałem tak, jakby
był on pojedynczą, abstrakcyjną cechą ludzkiego postępowania. W
rzeczywistości jednak jest on tak samo podatny na zmieniające się
okoliczności, jak wszystko w ludzkim życiu. Zmienia się z każdym
pokoleniem i podlegał widocznym zmianom w ostatnich czasach. Wspomnę
tu o dwóch z nich.
Pierwsza bierze się z bogactwa i
technologii współczesnego świata, który umożliwił tanie zaspokajanie
pragnień w wielu dziedzinach. Mam tu na myśli wielorakie dokonania
technologii medycznej, jakie pozwoliły zmieniać nasze nastroje i
umożliwiły seks prawie bez żadnego ryzyka. Moralne problemy samokontroli
zostały sprowadzone do technologicznych zagadnień, które można rozwiązać
za pomocą odpowiednich środków farmaceutycznych. Dłuższe życie jest
jednym z wielu powodów, dla których ludzie mają skłonność do rozwiązywania
małżeństw i zawierania nowych związków. W świecie tym jednostki
mają mniejszą skłonność do traktowania własnych decyzji jako dożywotnich
zobowiązań. Życie jako pasmo doznań może rozpoczynać się każdego
dnia.
Druga zmiana zaszła w dziedzinie
gustów, które podlegają większym zmianom, niż kiedykolwiek przedtem.
Poważanie i reputacja ustąpiły możliwości "kreowania siebie
na nowo" jako osoby zupełnie nowego rodzaju.
Jest to więc świat, w którym zinternalizowane
reguły klasycznego indywidualizmu straciły wiele ze swej mocy. Indywidualizm
stał się kwestią odbierania zaszczytów. Każdy chce się wybić z tłumu,
ale jest to na ogół osiągane przez hołdowanie modzie, a nie dzięki
nierzucającemu się w oczy rozwojowi wewnętrznemu. W klasycznym indywidualizmie
człowiek słuchał Boga lub sumienia. W dzisiejszym społeczeństwie
społeczeństwo słucha samo siebie. Indywidualizm w tym klasycznym
znaczeniu jest przeciwieństwem totalitaryzmu, ale sam indywidualizm
zmienia swoją postać.
tłumaczył Tomasz Kuniński