Strona główna | Czytelnia | Publikacje | Informator | Zarejestruj się | Zaloguj | Odzyskiwanie hasła | English Version
OMP

Główne Menu

Nasi autorzy

Strony tematyczne

Sklep z książkami OMP

Darowizny na rzecz OMP

Księgarnie z książkami OMP
Lista księgarń - kliknij

Stanisław Starzyński - W obronie praw podmiotowych
.: Data publikacji 27-Wrz-2005 :: Odsłon: 1358 :: Recenzja :: Drukuj aktualną stronę :: Drukuj wszystko:.

[1]My zajmiemy się tutaj tylko jednym z pojęć, rzekomo obalonym przez autora [tj. Jaworskiego - przyp. red.], tj. pojęciem praw publicznych podmiotowych. Autor uważa je, jak również wiele innych pojęć, za "pomocnicze", tj. "używane dla ujęcia właściwego materiału", i za będące "rezultatem sposobu myślenia naszej epoki", czyli "nowożytnego sposobu myślenia w dziedzinie prawa". W subtelnym filozoficznym wywodzie, [...] charakteryzuje autor ten sposób myślenia jako najostrzejsze przeciwstawienie podmiotu, tj. jednostki, przedmiotowi tj. społeczeństwu, obywatela państwu z jej wszystkimi życiowymi siłami i potęgami z "ustawodawstwem jako światem", z czego wynika, że "myślenie nasze widzi w państwie także osobę, która z jednostką prowadzi walkę, a jednostka z nią". To myślenie opiera się na relatywistycznym poglądzie na świat, w przeciwstawieniu do absolutnego (którego brak zarzuca autor H. Kelsenowi), i "tylko na tle takiego właśnie myślenia mogło powstać pojęcie prawa podmiotowego", prawo to nie jest bowiem niczym innym, jak dążeniem każdego "ja" do zdobycia pewnej dozy przymusu państwowego dla siebie, i to ma znaczyć, "że moje prawo podmiotowe równa się mojej normie". Autor zgadza się z definicją A. Thona, iż prawo podmiotowe jest roszczeniem, tj. mocą obudzenia imperatywów, nakazujących sędziemu dostarczenia pomocy prawnej, ale równocześnie twierdzi, że prawo podmiotowe jest tylko przetworzeniem prawa przedmiotowego w naszym umyśle. Ten wytwór naszego myślenia będzie zawsze miał cechę fikcji (w znaczeniu filozoficznym), gdyż on polega na wspomnianym już dualizmie (pogląd racjonalistyczny względnie relatywistyczny, indywidualistyczny, a pogląd kolektywistyczny, absolutny), z chwilą jednak, w której by "ja" poczuło się jednością ze światem zewnętrznym (w zastosowaniu do dziedziny prawa, gdyby się jednostka poczuła jednością z porządkiem prawnym, tj. z państwem), pojecie prawa podmiotowego stałoby się zbędnym. Autor kończy uwagą, że potrzebujemy wprawdzie jakiejś definicji prawa podmiotowego, ale materiałem nauki prawa są tylko normy (tj. wedle niego zdania, łączące z pewną sytuacją faktyczną pewien skutek prawny), że "pojęcie prawa przedmiotowego należy do nauki prawa o tyle, o ile prawo podmiotowe jest także normą, normą przetworzoną przez jednostkę, ale normą", nauka prawa zaś jest tylko nauką o przepisach prawnych, o normach.

Zgadzamy się z autorem, gdy on konstatuje, że bez istnienia pewnego prawa podmiotowego nie może zaistnieć podmiotowe w ścisłym prawniczym znaczeniu, ale nie sądzimy, żeby można uważać prawo podmiotowe tylko za przetworzenie prawa przedmiotowego w umyśle jednostki, i tylko za pojęcie pomocnicze dla nauki o normach. Przez prawo podmiotowe czyli regułę prawną w znaczeniu słowa materialnym rozumiemy linię demarkacyjną, pociągniętą pomiędzy wolą jednej jednostki a wolą drugiej jednostki w ich wzajemnym dom siebie stosunku (prawo prywatne), tudzież taką samą linię pomiędzy wolą jednostki a wolą państwa jako organizmu zwierzchniczego, względnie pomiędzy sferą prawnych wpływów jednostki w stosunku do państwa, a sferą, do której te wpływy nie sięgają (prawo publiczne). Co się po jednej stronie tej drugiej linii rozgraniczającej znajduje, jest prawem organizującym państwo, nadającym mu pewien ustrój, oraz określającym sumę praw przysługujących mu wobec jednostek, po drugiej stronie tej linii zaś znajdują się, między innymi, prawa podmiotowe jednostek wobec państwa. Mniemam więc, że dla znalezienia genezy praw podmiotowych nie potrzeba aż konstruowania antytezy dwóch światopoglądów i wypowiadania walki państwu przez każde "ja", jak również, że pojęcie praw podmiotowych nie jest ani jedynie "pomocniczym", ani też rezultatem "nowożytnego" sposobu myślenia w dziedzinie prawa; wszakże w średniowieczu i w pierwszej połowie wieków nowożytnych aż się roiło od najrozmaitszych podmiotowych praw jednostek i stanów wobec państwa, a przy ówczesnym braku pojęcia osobowości państwa, oraz rozbiciu władzy państwowej pomiędzy kilka samoistnych podmiotów, pozostawało po "państwowej" stronie linii rozgraniczającej bardzo mało. W drugiej połowie wieków nowożytnych, wraz ze wzmocnieniem pojęcia osobowości państwowej oraz rozszerzeniem zakresu działania państwa i sprecyzowaniem jego kompetencji, ustaliło się też i skrystalizowało pojęcie podmiotowych praw wobec niego. Teoria umowna powstania państwa, najwięcej ze wszystkich doktryn o naturalnej i rozumowej racji bytu państwa, licząca adeptów, a snująca się od starożytności aż do neokantystów, widziała prawa podmiotowe we wszystkich tych uprawnieniach, których się jednostki na rzecz państwa, celem umożliwienia współżycia, nie zrzekły. [...]

Punkt ciężkości argumentacji autora polega w tezie, że prawo podmiotowe jest wyrazem tego, że "ja" rozporządza pewną dozą przymusu państwowego dla siebie, i że "to właśnie znaczy, że moje prawo podmiotowe równa się mojej normie", przy czym autor dodaje, że cała waga tego określenia tkwi w zaimku "mojej". Na pierwszą część powyższej tezy każdy zgodzić się musi. [...] W każdym z tych uprawnień tkwi pewne ograniczenie przymusu państwowego na korzyść jednostki, względnie wywarcie przymusu na państwo. Natomiast nie jest nam zrozumiałym - i tu przechodzimy do drugiej części tezy autora - dlaczego to ma znaczyć, "że moje prawo podmiotowe równa się mojej normie". Norma nie jest pojęciem podmiotowym, ale przedmiotowym, norma nie jest ani moja, ani państwową, ani niczyją, ona pochodzi tylko od państwa, jako uprawnionego do jej wydawania, ale nie jest przedmiotem posiadania ani własności w żadnym tego słowa rozumieniu. A jeżeli autor chciał przez ten zaimek "moją" powiedzieć po prostu "na korzyść jednostki istniejącej" normą, to szkoda, że zamiast uczynić to tymi prostymi słowami użył niezbyt jasnej przenośni. A nawzajem, prawo podmiotowe nie jest "normą" jak się autor przy końcu wyraża, tylko jest wynikiem normy czyli prawa przedmiotowego. Że nauka prawa jest "nauką o przepisach prawnych, o normach", temu nikt nie przeczy, ale też właśnie dlatego jest ona i nauką o prawach podmiotowych, które z tych norm płyną. W tych prawach bowiem wyraża się ustosunkowanie jednostki do państwa, ujęte w słowa normy, rozgraniczającej obie sfery; kto studiuje normę, ten studiuje tym samym uprawnienia, które i jednej i drugiej stronie (i państwu i obywatelom w formie ich praw podmiotowych) na podstawie tej formy przysługują. I nie są te prawa jedynie "fikcją". [...]

Są one natomiast bardzo ustępliwe wszędzie tam, gdzie mogłaby zachodzić, względnie gdzie zachodzi kolizja między interesem osobistym a interesem zbiorowości, punktem widzenia indywidualistycznym a kolektywistycznym. Ma to miejsce przede wszystkim w dziedzinie praw wolnościowych. Prawa te przysługują jednostkom w całej pełni tylko o tyle, o ile jednostka nie wejdzie w kolizję z ustawą karną, o ile nie wejdzie w stosunek specjalnej zależności od państwa, o ile spełnianie obowiązków publicznych nie jest przez to narażone na szwank, o ile konieczne wymogi współżycia społecznego i równości wobec prawa nie wymagają ich ograniczenia. Jeżeli zaś wytworzy się którakolwiek z powyższych sytuacji, prawa podmiotowe schodzą na drugi plan, ustępując miejsca wyższym wymogom państwowo-społecznym, które każą je ograniczyć. Nie stają się one przez to li cieniem albo pojęciem pomocniczym w metodyce myślenia, lecz odżywają natychmiast z chwilą ustalenia tej sytuacji, która ich ograniczenie wywołała.

 


[1] /W:/ Księga pamiątkowa ku czci Oswalda Balzera, t. II, Lwów 1925, s. 2 [504] - 7 [509].

.: Powrót do działu Pozostałe teksty źródłowe :: Powrót do spisu działów :.

 
Wygląd strony oparty systemie tematów AutoTheme
Strona wygenerowana w czasie 0,151305 sekund(y)