Stanisław Mackiewicz - Myśl w obcęgach. Studja nad psychologją społeczeństwa Sowietów


Pseudonim "Cat", publicysta, polityk i pisarz historyczny. Urodził się w Petersburgu 18 grudnia 1896 r. (st. stylu). Studiował w uniwersytetach w Krakowie, Warszawie i Wilnie, gdzie ukończył prawo w 1924 r. Redaktor wychodzącego w Wilnie konserwatywnego dziennika "Słowo" (1922-1939). Uczestnik zjazdu w Nieświeżu (1926). Poseł na sejm II i III kadencji (1928-1935). W latach 1931-1935 pełnił funkcję sekretarza Komisji Konstytucyjnej Sejmu RP. W 1929 r. odbył podróż do ZSRR, rezultatem której była książka (z pogranicza reportażu i eseju) pt. Myśl
w obcęgach poświęcona "psychologii społeczeństwa Sowietów" (1930). Był premierem rządu emigracyjnego w Londynie z nominacji prezydenta Augusta Zaleskiego od 7 czerwca 1954 r. do 8 sierpnia 1955 r. Powrócił do kraju w czerwcu 1956 r., był sygnatariuszem "Listu 34". Zmarł
w Warszawie 18 lutego 1966 r. Publicystykę z okresu międzywojennego zebrano w tomie Książka moich rozczarowań (Warszawa 1939).

Wybrane fragmenty pochodzą z: Myśl w obcęgach. Studja nad psychologją społeczeństwa Sowietów, Nakładem Księgarni F. Hoesicka: Warszawa 1931, s. 12-16, 39-41, 44-47 i 50-53.

 

[...] dzisiejsza Rosja, nie jest państwem zbudowanym przez rewolucję, nie jest państwem, które kilkanaście lat już ma nowy ustrój, lecz jest państwem, w którym dziś odbywa się rewolucja, płonie rewolucja, dziś ma miejsce wielkie, straszne trzęsienie ziemi wszelkich pojęć, wszelkich poglądów. Nie chodzi tu
o rozstrzeliwania (których zresztą nie brak), nie chodzi tu nawet o to, że walka z "kułakami" i "podkułacznikami" na całym olbrzymim obszarze Rosji rolniczej, więcej dziś dotyka ludzi niż walka z oficerami i szlachtą w latach 1918 i 1919. Dziś młot rewolucyjny wali w głowy o wiele większej liczbowo gromady ludzi, niż w czasach wojennego komunizmu. Nie trzeba też myśleć, że walka z kułakiem i podkułacznikiem ma jakiś charakter bardziej praworządny, mniej rewolucyjny, niż miały owe w roku 1918 i 1919 szeroko praktykowane wyrąbywania dawnych żandarmów i policjantów. Wtedy, gdy byłem w Rosji, i w chwili, kiedy to piszę i jutro i pojutrze, na całym obszarze Rosji, są setki, tysiące wypadków, że biedota i batracy napadają na kułaka, zabierają mu siano, krowy, konie, łamią mu płoty, burzą mu chałupę,
a władze sowieckie po takich ekscesach jeszcze biorą poszkodowanego kułaka za łeb i osadzają go w izolatorze. Więzienia są zapełnione kułakami, chłopami prostymi, a największą herezją jest powiedzieć wyraz "włościanin" - "Nie ma włościanina", wrzasną ci w odpowiedzi, to tylko "prawi ukłoniści" używają pojęcia "włościanin". W każdej wiosce najbiedniejszej musi się znaleźć "kułak i podkułacznik", jak również "sieredniak" i "biedota". Broszury sowieckie, jako curiosum, świadczące o przestępczych nastrojach niektórych wiejskich sowietów, przynoszą wiadomości, że niektóre sowiety odpowiedziały oficjalnie: "u nas nie ma kułaków".

Powiedziałem jednak, że to przeoranie socjalno-rewolucyjne, którego dziś świadkami jesteśmy na wsi bolszewickiej, wraz
z jego licznymi ekscesami w postaci grabieży, więzień i nawet krwi, nie jest dla mnie najwyraźniejszym momentem, świadczącym o tym, że Rosja przedstawia się dziś jako wielki kocioł, kipiący rewolucją. Nawet tym, tak niedawno jeszcze aktualnym wywożeniom całej ludności pociągami na północ i wyrzucaniom ich tam na lesozagotowki (tak postąpiono z polską szlachtą zagrodową na Białej Rusi) nie przypisuję znaczenia istotnego. Istotne jest to, że obywatel sowiecki od rana do nocy jest pobudzany
i podniecany nastrojem rewolucyjnym, nastrojem walki i wojny
z rzeczywistością, ze wszystkimi cechami, towarzyszącymi nastrojom rewolucyjno-wojennym, to znaczy poczuciem konieczności wyładowania maksimum energii i poczuciem, "teraz lub nigdy" akcentami histerycznej rozpaczliwości przy zabieraniu się do każdej pracy, akcentami tymczasowości itd. itd. Nie tylko czerwone płachty z łozungami (hasłami) wiszące na ulicach, dworcach, półstankach, tramwajach, w muzeach, szkołach, fabrykach, kuchniach etc. etc. wyrażają te podniety rewolucyjne. Dopiero bliższe poznanie życia w Rosji, przekonuje cię, że o ile u nas uczeń się uczy, aby umieć, robotnik pracuje aby zarobić, o tyle
w Rosji do każdej pracy zapędza indywiduum ludzkie nie wzgląd na własny indywidualny interes, lecz dwa czynniki, z których jednym jest terror, drugim systematyczne wprowadzanie tego ludzkiego indywiduum w stan histerii rewolucyjnej, w stan aktora deklamującego najbardziej patetyczną ze swoich ról. I tym codziennym, rewolucyjnym haszyszem społeczeństwo co dzień jest histeryzowane!

Wszystko jest płynne, wszystko jest względne, wszystko ulega prądowi walki rewolucyjnej, która płynie naprzód, jak rzeka podczas powodzi. Później dowiodę i wykażę, że w państwie sowieckim nie istnieje żadna norma jurydyczna w naszym europejskim pojęciu "istnienia", działania normy, tak dobrze prawa cywilnego, jak karnego i konstytucyjnego. Dziś jest powiedziane, że państwo jest oddzielone od partii, jutro najbardziej zasadniczy dekret finansowy, z mocą obowiązującą, podpisuje generalny sekretarz partii. Każda sprawa cywilna czy karna rozpatrywana jest w sądzie pod kątem widzenia walki klas. W tym państwie przedziwnym nie ma też nauki, bo obiektywizm w badaniach naukowych jest wzbroniony, każde dociekanie naukowe musi się opierać na doktrynie marksistowskiej. Z tego wszystkiego widać więc, że poszukiwanie stałych, statycznych elementów w dzisiejszej Rosji sowieckiej jest tym samym, czym byłoby mierzenie żelaznym metrem wysokości drewnianej chałupy, objętej płomieniem pożaru od pierwszej do ostatniej belki. [...]

Prawowierna interpretacja bolszewicka tłumaczy, iż mylnym jest pojęcie, jakoby mogłaby istnieć rzecz artystycznie piękna, wyrażająca tendencje przeciwne walce proletariatu z burżuazją. Sztuka sceniczna, która by apoteozowała burżuja, walczącego
z ludem - twierdzą bolszewicy - nie może być "artystycznie piękna". Taka sztuka jest wstrętna, a więc i "artystycznie" jest wstrętna, a nie piękna. Bolszewicy zwalczają te nieśmiałe głosy poputczików, którzy gotowi są powiedzieć, że "aczkolwiek Aleksy Tołstoj, czy karamzin, czy carlyle byli wrogami proletariatu - to jednak rzeczy ich są piękne pod względem literackim, artystycznym, pod kątem widzenia sztuki". Tego rodzaju głosy są uznawane za nieprawowierne, drobnomieszczańskie, kontrrewolucyjne. Również zupełnie przez bolszewików jest potępione hasło "sztuka dla sztuki". Wartość sztuki, wartość artystyczna jest oceniana i może być według ideologii bolszewickiej oceniana jedynie na podstawie tego pożytku, który dane dzieło sztuki sprawie rewolucji socjalnej przynosi.

Pamiętajmy, że pożytek przynieść może nie tylko sztuka bolszewicka. Dramat kryminalny, przedstawiający życie burżuazji
w esach-floresach zbrodni, podejrzeń, erotycznych zboczeń, kradzieży, jest sztuką dla bolszewików pożądaną, chociażby był
napisany nie przez bolszewika. Nasza sentymentalno-romantyczna literatura, w której panicz uwodzi dziewczynę, jest dziełem dla bolszewików wymarzonym, chociażby autorem jego był Stanisław Moniuszko lub katolik i konserwatysta Lucjan Rydel. Ktoś mnie się zapyta, jak można w "artystycznym ujęciu" przedstawić walkę bolszewików z mienszewikami i jak się to robi, że codziennie zagadnienia ekonomiczno-polityczne, ta codzienna treść życia sowieckiego staje się też treścią ekspresji artystycznej. Odpowiem na to, że w ogóle to co nazywamy na Zachodzie "życiem prywatnym", ogromnie jest w Bolszewii zwężone. Człowiek, poza szklanką herbaty, którą rano ugotowaną na prymusie żłopnie, wtłoczony jest w tryby życia publicznego. Jego obiad już zależy od jego stosunku do partii, od orientacji na ten czy inny kierunek wśród najwyższych władz sowieckich. [...]

Nie mam żadnego zamiaru pisania rzeczy propagandowej, anty-bolszewickiej. Raz jeszcze zaznaczę, że piszę rzeczy, które widziałem na własne oczy i dopiero gdy wyładuję swoje spostrzeżenia, gdy odpowiem na swoje pięć pytań, wypowiem w końcu i swoją ocenę bolszewizmu i jego przyszłościowego rozwoju. teraz jednak na wstępie chcę podkreślić swój obiektywizm i powiedzieć, że w tym, co się czyta w antybolszewickiej literaturze, jest mnóstwo blagi i bujdy wszelkiego rodzaju. Szerzenie nieprawdy o Bolszewii jest zbędne i szkodliwe. Zbędne, bo książki antybolszewickie, oparte na przesadach, jednakże nie są w stanie oddać tego koszmaru życia, jak się on tam przedstawia. Wyjeżdżając do Bolszewii i budując sobie obraz stosunków tam panujących, na podstawie propagandowych książek byłem jednak rozczarowany in minus, to znaczy życie w Rosji wydało mi się o wiele gorsze, nieznośniejsze, piekielniejsze, niż mogłem sobie wyobrazić. Aby więc odrysować ciężar życia w Bolszewii, zupełnie jest niepotrzebne uciekać się do przesady, trzeba tylko dokładnie, precyzyjnie odrysować właściwy obraz stosunków. Przesada, blaga, kłamstwo są także szkodliwe, bo przeinaczają,
a często zmniejszają nam niebezpieczeństwo, tkwiące w bolszewizmie.

Od razu więc zacytuję dwa banalne przykłady nieprawdy, które często się opowiada o Bolszewii, a więc:

1) Opowiada się o wyjątkowej, nieludzkiej rozpuście, która panuje w Bolszewii. To absolutnie nieprawda.

2) Opowiada się chętnie, że robotnik jest wyzyskiwany przez "komisarzy". Robotnik głoduje, a "komisarze" piją szampan. To nieprawda.

Robotnik żyje gorzej niż robotnik w Polsce, nie mówiąc o Anglii, o Niemczech etc. Stwierdziłem, że zecer na linotypie w Moskwie żyje nieskończenie, bez porównania gorzej niż zecer na linotypie w Wilnie. Ale robotnik w Rosji żyje lepiej niż inne warstwy społeczne, jest stosunkowo bardziej uprzywilejowany niż urzędnik sowiecki (sowietskij służaszczyj). Robotnik dobrze żyjący u nas stoi jednak na najniższym szczeblu drabiny społecznej. Robotnik w Sowdepii, którego ubranie, jedzenie, mieszkanie, choroba, urodziny i śmierć podlega koszmarnym warunkom życia ogólnosowieckiego, jednak materialnie prawie, a psychologicznie bezwarunkowo, stoi na najwyższym szczeblu drabiny społecznej w tym państwie, które stoi na głowie.

Zanim jednak przejdę do prostowania naszej o bolszewikach blagi, muszę powiedzieć, że ich blaga, ich kłamstwa mówione
o nas, przechodzą wszelkie możliwe granice. Nie można powiedzieć, że są monstrualne, potworne, należy mówić, że są humorystyczne. Tak np. w oficjalnie wydawanym (wszystko jest zresztą oficjalnie wydawane) zbiorku charakterystyk cudzoziemców, pisze się o Piłsudskim, że prawdopodobnie służyłby on chętnie carowi, lecz obraził się na Cara za to, że nie zatwierdził mu tytułu książęcego, do którego rodzina Piłsudskich pretendowała. Na każdym rogu można spotkać tablice statystyczne, przedstawiające, jak źle, jak strasznie żyje człowiek w ustroju kapitalistycznym. Zwłaszcza cieszą się bolszewicy z liczby bezrobotnych we wszystkich państwach. Gdy się zaś młodzieńcowi bolszewickiemu powie, że bezrobotny w Anglii żyje na pewno nie gorzej, niż pracujący robotnik w Bolszewii, to ten się śmieje i patrzy ci
w oczy z głębokim i bezwzględnie szczerym przekonaniem, że rozmawia z bezczelnym łgarzem.

dziwne społeczeństwo zahipnotyzowane, zsolidaryzowane
w kłamaniu w oczy cudzoziemcom, w kłamaniu naiwnym, rozbrajającym, tak że się czasami myśli, że doprawdy ma się do czynienia z jakimś obłędem masowym. [...]

Wracam jednak do prostowań naszych błędnych o Bolszewii wyobrażeń. Zacznijmy od rozpusty erotycznej. Uważam, co najmniej za grubą przesadę twierdzenie: w Rosji panuje rozpusta. Prawda, prawo nie stawia żadnych ograniczeń rozwodowi i rozwody są o wiele częstsze niż w naszych społeczeństwach. Zdarza się, że rozwiedzione małżeństwo pozostaje w tym samym pokoju, bo prawo przyznaje każdemu tylko 6 m2 mieszkania (w niektórych miastach więcej) a znaleźć nowe lokum jest trudno. Kwestia alimentów jest przeprowadzona bardzo rygorystycznie, zabezpiecza kobiecie alimenty także w tym wypadku, gdy ona sama nie wie, kto jest ojcem dziecka.

należy jednak zaznaczyć, że propaganda bolszewicka, teatr, kino, najwyraźniej się zwraca przeciwko częstym rozwodom. Ludzie często się rozwodzący są wyśmiewani, ośmieszani, podobnie jak ci letuni i letunki - "latacze" i "lataczki" tj. robotnicy
i robotnice, które chcą często zmieniać fabryki. [...]

Kwestia spędzania płodu jest rozwiązana radykalnie. Tutaj więc zachodzi wielka różnica pomiędzy moralnością bolszewicką a katolicką. Porównując jednak społeczeństwo bolszewickie do wszystkich społeczeństw niebolszewickich pamiętajmy, że o ile stanowisko Kościoła naszego jest dogmatycznie konsekwentne
i jasne, o tyle stanowisko wyznań protestanckich, a między innymi Kościoła anglikańskiego w tej sprawie wcale wyraźne nie jest. Nie tu więc należy szukać tej cechy, która by pozwalała nam mówić o różnicy pomiędzy naszym światem, a ich światem. Zresztą, skoro mówimy o sprawach spędzania płodu, nie mówmy zbyt głośno, aby się nam nie przypomniały te stronice Ewangelii, które piszą o faryzeuszach.

Rozpustą, we właściwym tego słowa znaczeniu, nazywamy rozwiązłość obyczajów, ekscesy seksualne itd. Otóż prostytucji
w Rosji sowieckiej nie ma, a jeśli gdzieś się tuła i kryje, to jednak mowy nie ma o prostytucji tak jawnej, widocznej, jak nie tylko
w Paryżu, Berlinie, Warszawie, lecz w Londynie. Poza tym całe nastawienie aparatu państwowego, skierowane jest na walkę
z jakąkolwiek bądź podnietą erotyczną.



2005 ©  Ośrodek Myśli Politycznej
http://www.omp.org.pl/