(tekst ukazał się w pracy zbiorowej Przeklęte
miejsce Europy? Dylematy polskiej geopolityki, OMP 2009)
Wielka erudycja
historyczna, doskonała znajomość kilku języków obcych i studia w paryskiej
Szkole Nauk Politycznych ukończone ze złotym medalem czyniły Adolfa
Bocheńskiego świetnym kandydatem do kariery dyplomatycznej. Według Jerzego
Giedroycia Bocheński miał o niej marzyć i dlatego w roku 1936 z polecenia
naczelnego „Polityki” wyjechał na praktykę konsularną do Pragi czeskiej[1]. Już pierwsze
kroki w dyplomacji ukończyły się jednak niepowodzeniem. Absolwent Science Po
okazał się zbyt samodzielnym praktykantem. Jego publiczna krytyka działań
rządu, konkretnie tego, że zmuszono Wincentego Witosa do udania się na
emigrację polityczną, spotkała się z negatywną reakcją konsula[2].
W okresie
późniejszym Bocheński jeszcze dwukrotnie wyjeżdżał za granicę jako oficjalny
stypendysta MSZ. Pisali o tym w swoich wspomnieniach Jan Meysztowicz i Wojciech
Wasiutyński. Ten ostatni opisuje wspólny wyjazd na MSZ-owski dziennikarski staż
w Lidze Narodów, gdzie znów „prorządowy” konserwatysta przysparza administracji
dyplomatycznej więcej kłopotów, niż endecki opozycjonista Wojciech Wasiutyński[3]. Indywidualizm
Bocheńskiego kłócił się z koniecznością podporządkowania rygorom służby
dyplomatycznej. Być może właśnie rodzaj niespełnienia leżał u źródeł świetnej
publicystyki międzynarodowej jego autorstwa.
Pierwsze publikacje
autora Ustroju a racji stanu na ten temat ukazują się w latach
1933-1935. Jest to czas wyraźnego wzrostu znaczenia politycznego Polski na
arenie międzynarodowej i okres istotnych działań podejmowanych przez ministra
spraw zagranicznych Józefa Becka, wyznaczonego do tej roli przez marszałka
Józefa Piłsudskiego. Beck usiłował prowadzić politykę zbliżenia z sąsiadami, a
zwłaszcza z Niemcami, nawet kosztem relacji z zachodnimi sprzymierzeńcami. W
lipcu 1932 roku Polska podpisała pakt o nieagresji z ZSRR, a dwa lata później
pakt z Niemcami, który oddalał niebezpieczeństwo grożące od strony zachodniego
sąsiada. Bocheński wysoko oceniał politykę Becka, widząc w niej przede
wszystkim walor samodzielności, wyrażający się między innymi w nieuleganiu
naciskom Francji[4].
Wysunął tezę, że dzięki polityce ostatniego ministra spraw zagranicznych II
Rzeczypospolitej Polska uzyskała wyższy stopień niepodległości – przez co rozumiał
praktyczną niezależność od czynników zewnętrznych, a co za tym idzie większy
prestiż na arenie międzynarodowej. Dobra koniunktura polityczna stanowiła
rezultat antagonizmu niemiecko-radzieckiego, który otworzył „najświetniejszy
okres w pałacu bruehlowskim” – ministerium Becka[5].
W latach tych Adolf
Bocheński poddawał krytycznej analizie „wielkie iluzje” polityki polskiej,
które wydawały mu się najbardziej groźne dla bezpieczeństwa Rzeczypospolitej.
Jego artykuły stanowiły w wysokim stopniu krytykę koncepcji wypracowanych przez
Narodową Demokrację. W pierwszym rzędzie chodziło o znaczenie wielostronnych umów
międzynarodowych dla bezpieczeństwa Polski, ze szczególnym uwzględnieniem znaczenia
traktatów z Locarno. W artykule Dlaczego nie chcemy bronić Locarna autor
wskazywał na słabość gwarancji lokarneńskich i rzeczywiste nastawienie polityki
francuskiej[6].
Bocheński decydował się burzyć jeden z kanonów polityki zagranicznej II Rzeczypospolitej
Polskiej, jakim była wiara w moc gwarancji francuskich i siły III Republiki na
arenie europejskiej. W jego opinii Francja była krajem do tego stopnia
przeżartym „ideologią pacyfistyczną”[7],
że użycie sił wojskowych wchodziło w rachubę tylko w razie fizycznej agresji na
jej terytorium. Konkludując, pisał:
„Opinia
polska musi nareszcie zdać sobie sprawę, że nie możemy liczyć w przyszłości na
bagnety i karabiny maszynowe francuskie czy angielskie, a jedynie na własne
wojsko. Jedynie własna samodzielna polityka może sprowadzić przedłużenie
błogosławionego dla nas antagonizmu niemiecko - rosyjskiego. Jedynie własna
polityka może nas uchronić od wiązania się z organizacjami politycznymi, które
w chwili niebezpieczeństwa nie przyjdą nam z pomocą”[8].
Bocheński był
kulturowym frankofilem; Józef Czapski wspomina go recytującego wiersze
Baudelaire’a[9],
przyjaciele ze studiów pisali o znakomitej znajomości języka Moliera[10]. „Francja jest
wielkim krajem, reprezentantem wielkiej i wspaniałej, najwspanialszej dziś w
Europie kultury” – pisał w jednym z tekstów, wyrażając sąd i uczucia, które
dominowały wśród wykształconej części społeczeństwa[11]. Dominowało także
przekonanie, że sojusz z Francją jest podstawą bezpieczeństwa narodowego
Polski. Linię tę najwyraźniej prezentowała Narodowa Demokracja i Front Morges z
Władysławem Sikorskim i Ignacym Paderewskim na czele. Adolf Bocheński uważał to
stanowisko za produkt ideologizacji polityki zagranicznej, która przecenia
sympatie historyczne[12].
W pasjonujących
fragmentach Między Niemcami a Rosją autor dowodził istnienia
nieuchronnej sprzeczności między interesem Rzeczypospolitej a polityką Paryża.
Poddawał analizie stosunki polsko-francuskie na przestrzeni ostatnich trzech
stuleci, charakteryzujące się tym, że Francja, poszukując najsilniejszego
partnera do zrównoważenia zagrożenia ze strony Niemiec, dokonywała wyboru na
rzecz Szwecji i Rosji kosztem Polski:
„Od
szeregu wieków Francja jest zagrożona od wschodu. Bądź to obrona Francji od
strony Renu, bądź to jej agresja w tym kierunku wymagały poszukiwania
sprzymierzeńców przeciw Niemcom. Polska przez swe położenie geograficzne była
często możliwym sprzymierzeńcem. Ale francuska racja stanu nakazywała
poszukiwać nie tylko sprzymierzeńca, ale także sprzymierzeńca możliwie
najpotężniejszego i jego interesom poświęcać aliantów mniej wartościowych. Otóż
Polska w ciągu dziejów była bardzo rzadko tym możliwie najpotężniejszym
sprzymierzeńcem. Co więcej, była prawie zawsze w zatargach z tymi cennymi,
potężniejszymi sprzymierzeńcami, których poszukiwała Francja”[13].
Pacyfizm i
poszukiwanie przez Francję najsilniejszego partnera na wschodzie kosztem
Rzeczypospolitej obniżały realne znaczenie sojuszu polsko-francuskiego. W
opinii Adolfa Bocheńskiego Polska mogła liczyć na dyplomatyczne poparcie w
razie konfliktu z Niemcami i to poparcie stanowiło górną granicę francuskiego
zaangażowania.
Druga iluzja to
niemalże jednomyślna wiara polskiej opinii publicznej w „ostateczne unormowanie
stosunków polsko-rosyjskich” i „bezwzględną trwałość pokojowego nastawienia
sowietów do Polski”[14].
Pogląd ten został ukształtowany przez długoletnią pracę polityczną Romana
Dmowskiego, który panował w tej dziedzinie nad przekonaniami znacznej części
społeczeństwa. Zdaniem autora Wytycznych polskiej polityki
zagranicznej wiara w trwałe ułożenie stosunków z Moskwą nie znajduje
uzasadnienia w historii polityki rosyjskiej[15].
Niejednokrotnie już po falach zainteresowania problemami Dalekiego Wschodu,
okresach koncentracji na polityce wewnętrznej, przychodził etap zwrócenia się
rosyjskich dążeń imperialistycznych na zachód, w kierunku Polski.
Przekonanie o
dynamice stosunków międzynarodowych prowadziło Bocheńskiego do wysunięcia tezy,
że siła państwa jest funkcją osłabienia jego głównego w danej chwili rywala.
Publicysta „Buntu Młodych”, w przeciwieństwie do Stanisława Cata-Mackiewicza i
przedstawicieli młodego pokolenia narodowców, uznawał imperializm terytorialny
za zamkniętą kartę historii z uwagi na wzrost tendencji nacjonalistycznych.
„Imperializm po imperializmie” miał oznaczać demontaż sił głównego rywala przy
wykorzystaniu silnej tendencji do tworzenia nowych państw na arenie
międzynarodowej. Jak zdołamy się za chwilę przekonać, „relatywistyczne” ujęcie
pozycji Rzeczypospolitej na arenie międzynarodowej miało charakter teoretycznej
racjonalizacji ofensywnej polityki wschodniej, mającej na celu osłabienie Rosji
sowieckiej.
Zanim ukaże się
główne dzieło Adolfa Bocheńskiego, poświęcone geopolityce i strategii
międzynarodowej Polski, publicysta odbywa podróż na Bałkany i do Turcji. Towarzyszy
mu Mieczysław Pruszyński, z którym dwa lata później wyjedzie do Niemiec. Plonem
tej podróży stało się kilka tekstów poświęconych sprawie tureckiej, między innymi
Gdzie jest ambasador Lechistanu i Na śmierć Kemala Attaturka[16]. Drugi z tych
artykułów stanowił pochwałę polityki aktywistycznej, stawiającej na własne siły
i przeciwstawiającej się niekorzystnemu układowi zewnętrznemu. Wysoka oceny
polityki pokonującej „bezwład stosunków międzynarodowych” była stałym motywem publicystyki
Bocheńskiego[17].
Z tych też względów jego sympatia dla linii Becka była bardzo wyraźna. Jednak,
gdy Jerzy Giedroyc zamierzał uzyskać dotację z biura prasowego MSZ na wydanie
przygotowanej przez Bocheńskiego rozprawy zatytułowanej Między Niemcami a
Rosją, autor zażądał wycofania dotacji pod groźbą rezygnacji z wydania
książki. Nie chciał zaciągać zobowiązań, które stwarzałyby wrażenie zależności
od ministerstwa. Książka ukazała się bez wsparcia środków rządowych i była
wyrazem zwartej koncepcji obrony bezpieczeństwa państwa polskiego[18].
W Między
Niemcami a Rosją Adolf Bocheński sformułował dwa teoretyczne założenia,
które jego zdaniem decydowały o stosunkach międzynarodowych i ich mechanice.
Pierwsze z nich kwestionowało znaczenie czynników ideologicznych w polityce
zagranicznej. Autor dowodził wyższości racji stanu nad względami
ideologicznymi, sympatiami historycznymi czy ustrojowymi, pisząc:
„Polityka
zagraniczna państw jest niewątpliwie wypadkową całego szeregu
najsprzeczniejszych i najbardziej skomplikowanych motywów. Niektóre z nich
posiadają jednak stałą i niewątpliwą przewagę. W pierwszej mierze należy do
nich tak zwana racja stanu, dążenie do potęgi państwa, do której pcha samo istnienie
mechanizmu państwowego. Doświadczenie dziejowe wykazuje, że na ogół państwowa
racja stanu wychodziła zwycięsko z konfliktów ideologicznych, czy to z motywami
religijnymi czy też z sympatiami ustrojowymi. Najsilniejszym jej przeciwnikiem
był niewątpliwie raczej interes dynastyczny. Od czasu pojawienia się na arenie
dziejowej nowoczesnego nacjonalizmu i państw narodowych, potęga państwa jako
cel polityki zagranicznej uzyskała potężny emocjonalny podkład ideologiczny.
Dzięki temu w ciągu XIX wieku przewaga racji stanu nad innymi możliwymi celami
polityki zagranicznej występuje jeszcze o wiele silniej jak dawniej”[19].
Argumentacja ta
skierowana była przeciwko iluzji sojuszu z Francją i, szerzej, iluzji
solidarności demokracji europejskich w polityce międzynarodowej. Istotniejsze
było jednak przekonanie Bocheńskiego w kwestii możliwości sojuszu
niemiecko-radzieckiego. Wbrew stanowisku przeważającemu w polskiej myśli
politycznej uważał, że odmienność ideowych systemów nie wyklucza skierowanego
przeciw Polsce sojuszu obu państw: „nie sposób liczyć na względy ideologiczne,
które mają w nieskończoność przedłużać tak wygodny dla nas stan antagonizmu
niemiecko-rosyjskiego. Za Pomorze warto Niemcom nawet dotknąć dłoni p.
Dżugaszwilego”[20].
Druga teza książki opierała
się na sprzeciwie wobec statycznego ujęcia układu relacji międzynarodowych
Polski, reprezentowanego przez Narodową Demokrację. Teoria o wiecznym
zagrożeniu Polski ze strony Niemiec i bezpieczeństwie polskiej granicy
wschodniej pomijała doświadczenie historyczne i dynamizm stosunków
międzynarodowych. Błąd szkoły Romana Dmowskiego polegał na uznaniu
niezmienności stosunków Polski z sąsiadami, co stanowiło źródło fałszywego
sądu, iż Niemcy są zawsze złym sąsiadem Polski, Rosja zaś zawsze dobrym[21]. Bocheński wskazywał
na liczne przykłady zwrotów w polityce obu sąsiadów i zmieniające się stany
dobrych bądź złych relacji Polski z Niemcami i Rosją. Zauważał, że wewnątrz obu
państw ścierały się konkurencyjne wizje polityki zagranicznej. Statyczne ujęcie
pozycji międzynarodowej Polski demobilizuje opinię publiczną, przeświadczoną,
że istotne zagrożenie płynnie jedynie ze strony Niemiec, zaś czynnikom
państwowym sugeruje jednostronność działań na arenie międzynarodowej. Tymczasem
uznanie zmienności relacji polsko-niemieckich i polsko-rosyjskich stanowi
warunek prowadzenia polskiej polityki zagranicznej:
„Polska
opinia publiczna powinna się liczyć ze zmianami zarówno w polityce niemieckiej,
jak i w polityce rosyjskiej. Możliwe i, prawdopodobne są zarówno dobre, jak i
złe stosunki między tymi państwami a Polską. Nie ma jakichś stałych i
koniecznych stosunków, ale należy się liczyć z nawrotami zarówno ekspansji
niemieckiej, jak i ekspansji rosyjskiej przeciw Polsce. Z tych konkluzji
wynikają możliwości całego szeregu konstelacji politycznych”[22].
W roku 1907 ukazało
się fundamentalne dzieło Romana Dmowskiego zatytułowane Niemcy, Rosja i
kwestya polska, w którym przywódca Narodowej Demokracji poddawał analizie
politykę niemiecką i rosyjską, wskazując na Rosję jako państwo, które powinno
stać się sojusznikiem polskich aspiracji niepodległościowych[23]. Dmowski uważał działania
rewolucyjne skierowane przeciwko Rosji za szkodliwe, bo prowokujące antypolski
sojusz niemiecko-rosyjski. Ciekawe, że jego strategia była w roku 1905 wysoko
oceniana przez ludzi, którzy odnosili się krytycznie do endecji wraz z jej
ideami i działaniami podejmowanymi przez ten obóz[24].
Pozostający
pod wpływem całkowicie odmiennej tradycji ideowej Adolf Bocheński szanował zasługi
Romana Dmowskiego dla rozwoju polskiej myśli politycznej i nie wahał się
nazywać go najwybitniejszym żyjącym pisarzem politycznym w Polsce. W opinii
publicysty „Polityki” główną zasługą Dmowskiego było sformułowanie reguły, że
pozycja Polski jest funkcją relacji niemiecko-rosyjskich. Antagonizm niemiecko-rosyjski
jest korzystny dla Polski, jego wygaśnięcie oznacza ryzyko sojuszu niemiecko-rosyjskiego
skierowanego przeciwko Polsce. Idąc za regułą Dmowskiego stwierdzał: „niezbitym
bowiem faktem, dominującym nad położeniem Rzeczpospolitej jest „związek między
nieistnieniem bezpośredniego niebezpieczeństwa niemieckiego i rosyjskiego i
antagonizmem tych dwu państw”[25].
Publicysta
„Polityki” był przekonany o nietrwałości dobrych relacji z Niemcami i Rosją
Radziecką po 1934 roku. Zakładał, że ekspansjonizm niemiecki wróci poprzez
podniesienie kwestii Śląska i Pomorza, a jeszcze silniej przekonany był o
nawrocie rosyjskiego imperializmu przeciwko Rzeczypospolitej[26].
Dlatego też, poddawał krytyce teorię równowagi zakładającej utrzymywanie
pozytywnych relacji z oboma sąsiadami ze wskazaniem na mocniejsze wsparcie dla
słabszej w tym czasie i chcącej uniknąć konfrontacji Rosji. W oczach
Bocheńskiego strategia ta miała pasywny charakter i nie oddalała w czasie
ponownego sojuszu niemiecko-rosyjskiego. Zakładała również implicite, że
Polsce zostanie udzielona realna pomoc w wypadku agresji któregoś z sąsiadów[27].
Według Bocheńskiego
Polska miała znajdować się w pozycji kraju rewizjonistycznego, w pozycji
państwa, które powinno być zainteresowane zasadniczą zmianą układu
międzynarodowego wokół siebie przez osłabienie jednego z dwu potężnych
sąsiadów:
„Otóż
musimy sobie dobrze uświadomić, że konserwacja za wszelką cenę obecnego układu
sił w Europie zawiera w sobie dla nas bardzo poważne niebezpieczeństwa na przyszłość.
Musimy się liczyć z powrotem ekspansji niemieckiej i ekspansji rosyjskiej na
terytoria Rzeczypospolitej... Polska nie jest państwem zainteresowanym w
utrzymaniu status quo europejskiego. Polska jest typowym państwem
rewizjonistycznym. Jeżeli trudno przypuścić, abyśmy zmiany mogące utrwalić
nasze stanowisko mocarstwowe mogli sami spowodować, to w każdym razie jest
pewne, że ich zapowiedź z innej strony musimy witać z najwyższym zadowoleniem.
Konieczność zmiany stosunku sił Niemiec i Rosji z jednej strony, a Polski z
drugiej, jest dla nas podstawowym aksjomatem i dlatego musimy uważać
Rzeczypospolitą za państwo rewizjonistyczne. O ile te zmiany nie nastąpią, to
nowy okres porozumienia niemiecko-rosyjskiego może być dla Rzeczypospolitej
połączony z największym niebezpieczeństwem”[28].
W myśl tej koncepcji
„relatywizacja” otoczenia międzynarodowego Polski miała być zrealizowana
poprzez osłabienie Rosji i doprowadzenie do powstania nowych organizmów
państwowych, przede wszystkim niepodległej Ukrainy. Autor Między Niemcami a
Rosją sądził, że ze względu na narastającą siłę nacjonalizmów istnieje
prawdopodobieństwo zajścia procesów dezintegracji Rosji sowieckiej. Uważał
również, iż kardynalnym obowiązkiem Rzeczypospolitej jest sprzyjanie
wytworzeniu nowych organizmów państwowych w Europie Środkowej. Specjalny
rozdział pracy poświęcony był „polityce naddunajskiej”, stawiając wyraźną tezę
o pożytkach płynących z poparcia państwowych aspiracji Słowaków i doprowadzenia
do wspólnej granicy polsko-węgierskiej – co, jak wiemy, stało się faktem z
chwilą zajęcia przez Węgry Rusi Zakarpackiej[29].
„Proniemieckość” koncepcji zagranicznych Adolfa
Bocheńskiego miała zatem czysto funkcjonalny charakter. Jego polityka zbliżenia
z Niemcami w jego ujęciu charakteryzowała się pewną intencją zaczepną,
zmierzającą do podsycania ich konfliktu z Rosją. Bocheński odrzucał sojusz z
Niemcami „w każdych warunkach”; miał ostrą świadomość niebezpieczeństwa
ekspansji niemieckiej[30], nie dostrzegał też silnych motywów ekonomicznych, które
miały przemawiać za ścisłą współpracą polsko-niemiecką. Tym jego postawa
różniła się od bezkrytycznie germanofilskich poglądów, jakie głosił na przykład
Władysław Studnicki – zwolennik polsko-niemiecko-węgierskiego wspólnego obszaru
celnego.
Adolf Bocheński był
przeciwnikiem imperializmu terytorialnego i federalizmu zakładającego
hegemonialną rolę Polski. Błędem jest zatem lokowanie przez profesora Krzysztofa
Kawalca środowiska „Polityki” w gronie anachronicznych rzeczników „naiwnego”
imperializmu[31].
W Dziejach polskiej myśli politycznej 1918-39 r. młodzi konserwatyści
postawieni zostali na jednej płaszczyźnie z publicystami narodowo-radykalnymi,
którzy w drugiej połowie lat trzydziestych wznawiali program imperialny poza
obszarem wskazań Romana Dmowskiego.
Kwalifikacja ta nie
znajduje podstaw w analizie myśli politycznej Bocheńskiego. Wprawdzie w Między
Niemcami a Rosją cieszył się on z doktrynalnego rozkładu „dmowszczyzny”, którego
wyrazem miało być odchodzenie młodego pokolenia ruchu narodowego od
geopolitycznych wskazań założyciela obozu politycznego[32], ale książka wyraźnie
zwracała się przeciw „nierozumnemu imperializmowi” młodych narodowców.
Imperializm młodej endecji stanowił jeden z wielu efektów kryzysu ideowego tej
formacji. Program imperialny wysuwał między innymi Jędrzej Giertych, który na
łamach „Polityki Narodowej” przedstawił plan ofensywy mającej na celu objęcie
przez Polskę regencji opolskiej, kilku powiatów dolnośląskich i znajdujących
się na Pomorzu[33].
ONR „Falanga” Bolesława Piaseckiego przyjęła radykalny program imperializmu,
który stawiał przed państwem polskim cel objęcia „swoim zasięgiem kulturowym i
politycznym i swemi granicami wszystkie ziemie, zamieszkałe zwartą masą przez
Polaków, oraz pozostające pod wpływem polskiej cywilizacji”[34]. W imię specyficznie
pojmowanego imperializmu należało pokonać Niemcy i oprzeć granicę państwa na
Odrze, co było niewątpliwie powtórzeniem postulatu endeckiego, zaś w wojnie z
drugim sąsiadem stworzyć narodowe państwa buforowe związane z Polską[35].
Rafał Matyja, autor
pracy poświęconej wątkom imperialistycznym w polskiej myśli politycznej lat
trzydziestych, słusznie zauważył, że oenerowcy dokonali „nieskomplikowanej
operacji, uzupełniając maksymalistyczny program narodowców najśmielszymi
postulatami Piłsudczyków”[36].
Te właśnie koncepcje spotkały się z ostrą krytyką Adolfa Bocheńskiego,
sądzącego, iż tego rodzaju propaganda imperialna pozostaje „bezsensowną
tromtadracją”, a „imperializm na wszystkie strony” jest szkodliwy z punktu
widzenia państwa i dodatkowo kompromituje ofensywny program polskiej polityki
zagranicznej[37].
W przeciwieństwie
do Stanisława Cata Mackiewicza[38]
i młodych narodowców, Bocheński uważał, że w momencie wzrostu tendencji
nacjonalistycznych i tworzenia państw na narodowej podstawie świat wszedł w
fazę postimperialną. „Z powodu wzrostu znaczenia idei narodowych, epoka
imperializmu terytorialnego na terenie Europy właściwie należy do przeszłości”
– stwierdzał publicysta „Polityki”, wskazując na komunizm jako jedynego
realnego konkurenta idei narodowej. W tej sytuacji doktryna „relatywizmu”
politycznego jest jedyną realną formą osiągnięcia zasadniczej poprawy pozycji
Rzeczypospolitej przy wykorzystaniu dezintegrującej funkcji nacjonalizmów.
Odrzucenie
imperializmu terytorialnego i koncepcji federacyjnej
z hegemonialną pozycją Polski nie oznaczało wygaśnięcia sympatii do tradycji
Polski jagiellońskiej ani pogodzenia się z ideą państwa jednolitego pod
względem narodowym. Trafnie zauważył Józef Czapski, że idea Polski w myśli
Adolfa Bocheńskiego związana była z myślą o „wielkim wielonarodowym państwie”[39] Jednakże jako
dojrzały pisarz polityczny Bocheński miał świadomość, że prymitywny imperializm
może zniszczyć ofensywne perspektywy polityki polskiej. Dlatego też trudno
zgodzić się z surową oceną jego twórczości dokonaną przez Krzysztofa Kawalca[40].
Wspomniany
pogląd Bocheńskiego legł u podstaw doktryny „neofederalizmu”, czyli
dobrowolnego wiązania z Polską aspiracji państwowych narodów Europy Środkowo-Wschodniej.
Neofederalizm Bocheńskiego był opcją państwa nowoczesnego, które chce
współpracować ściśle i na partnerskich zasadach z narodami o bliskich
tradycjach kulturowych i wspólnych politycznych interesach. „Dzięki
federacyjnemu połączeniu dwu narodów ich rzeczywista potęga wzmaga się
nieproporcjonalnie w stosunku do istotnej siły każdego z osobna i obu razem” – pisał
w świetnym tekście Niepodległość czy samoistność, który z powodzeniem
mógłby wzbogacić współczesną dyskusję o znaczeniu państwa suwerennego w Unii
Europejskiej[41].
Bocheński
uważał, że pojęcie niepodległości państwa jest stopniowalne i zależy od tego, w
jakim stopniu określony naród może narzucać swą wolę innym narodom. Rzecznicy
państwa samoistnego sądzą, że niepodległość tożsama jest z suwerennością
państwa narodowego, która rozwiązuje wszelkie związki z innymi państwami.
Tymczasem pogląd ten zarówno pomija całą gamę ustrojowych form dochodzenia do
suwerenności, jak i przecenia samą formalną suwerenność, która częstokroć
skrywa polityczną zależność od jakiegoś zewnętrznego ośrodka. W tej optyce nie
ma miejsca na Królestwo Kongresowe, „częściowo niepodległe”, a przesadnie
zawyżona jest ocena suwerenności państwa czysto narodowego[42]. Według
Bocheńskiego samoistność dyktowała politykę defensywną, przeciwną rozwiązaniom
federacyjnym, dzięki którym państwo nie tylko nie traci niepodległości, ale
może pomnożyć jej zakres awansując w międzynarodowej hierarchii.
„Samoistność państwa ma dla stopnia niepodległości narodu wtedy
wpływ dodatni, gdy zwiększa jego siłę, czyli możność narzucania woli innym
narodom. Jeżeli natomiast wprowadzenie samoistności, koniec federacji z jakimś
innym narodem czy państwem, nie tylko danego narodu nie wzmacnia, ale jeszcze
go osłabia, wtedy możemy mówić, że samoistność jest sprzeczna z
niepodległością”[43].
Neofederalizm
zwracał się zarówno przeciwko „samoistności państwa” oraz kultowi asymilacji
narodowej, jak i przeciw politycznemu eksponowaniu idei jagiellońskiej[44]. W pierwszym
przypadku polska polityka zostaje zamknięta w okowach etnicznych; w drugim
zniechęca sąsiednie narody, wywołując wspomnienia hegemonii politycznej Polski
i jej przytłaczającej atrakcyjności kulturowej. Bocheński przekonywał, że
polska polityka zagraniczna potrzebuje dodatkowego oręża w postaci idei
moralnej o międzynarodowym znaczeniu. Kult centralizmu i polityka asymilacji
narodowej nie dają się pogodzić z dążeniem do uzyskania wysokiego miejsca w
Europie Środkowo-Wschodniej. Kartą wizytową polskiej polityki miała być idea
federacyjna, połączona z praktycznym liberalizmem w stosunku do zamieszkujących
Polskę mniejszości:
„Jeżeli pragniemy,
aby małe państwa i małe narody uważały nas za puklerz przed imperializmem
niemieckim i rosyjskim, musimy najpierw udowodnić, że potrafimy żyjącym z nami
pod jednym dachem państwowym narodom dać pełny rozwój kulturalny, polityczny i
gospodarczy”[45].
„Neofederalizm świadomie odrzucał stare formy i powrót do idei jagiellońskiej,
która dla małych narodów jest >>największym straszakiem<< i >>symbolem
imperializmu polskiego<<”[46].
„Twierdzę, że posługiwanie się terminem >>idea jagiellońska<<
ożywia i odnawia nadzieję na powtórzenie tych procesów, które we własnym
interesie powinniśmy jako zupełne mrzonki czym prędzej zlikwidować” – pisał
polemizując w tej kwestii z Stanisławem Catem Mackiewiczem i Włodzimierzem
Bączkowskim[47].
Neofederalistyczna
koncepcja Adolfa Bocheńskiego zwrócona była ku perspektywom niepodległości
Ukrainy, kwestię białoruską przedstawiając jako znacznie mniej realną[48]. Publicysta uważał,
że dążenie Ukraińców do posiadania własnego państwa oraz interes
Rzeczypospolitej polegający na radykalnym osłabieniu Rosji powinny działać w
tym samym kierunku: „Polska musi mieć wielkie cele – jedne zamykające się w
granicach państwa, drugie daleko poza nie wybiegające. Te cele zagraniczne
muszą iść na wschód, bo tędy tylko wiedzie droga do naszej wielkości. Na tę
drogę możemy wejść jedynie w sojuszu polsko-ukraińskim”[49]. Zdania te oznaczały
poparcie dla utworzenia niepodległego państwa ukraińskiego nad Dnieprem.
Bocheński miał świadomość wielorakich konsekwencji uformowania się nowego
państwa ukraińskiego. Nie pomijał zagrożeń związanych z ewentualnym sojuszem niemiecko-ukraińskim
oraz z roszczeniami nowego państwa do Galicji Wschodniej i Wołynia. Dowodził
jednak, że powstanie niepodległej Ukrainy wydatnie osłabia Rosję i tworzy
wielopodmiotowy układ relacji międzynarodowych, który obniża niebezpieczeństwo
sojuszu niemiecko-rosyjskiego: „Myśląc o tych zmianach, które mogłyby nastąpić
na terenie Europy wschodniej, musimy mieć ciągle na uwadze koalicję niemiecko-rosyjską,
do której zaistnienia automatycznie prowadzi obecne status quo”[50]. Bocheński uznawał
Ukraińców za pełnowartościowy naród, a nacjonalizm ukraiński – za jedyną siłę
zdolną do powołania niezależnego państwa ukraińskiego. W istocie jego
propozycja oznaczała poszukiwanie sojuszu dwóch nacjonalizmów, czy – jakbyśmy
dziś powiedzieli – patriotyzmów: polskiego i ukraińskiego.
Federacja
polsko-ukraińska pomyślana była jako optymalny model relacji między oboma
narodami. Bocheński zastrzegał jednak, że musi ona być związkiem dobrowolnym i
akceptowanym przez dwa narody. W tekście Niepodległość czy samoistność
pisał, iż federacja między Polską a Ukrainą „będzie tym łatwiejsza, im bardziej
silny i pełnowartościowy czuć się będzie naród ukraiński”[51]. Neofederalizm zakładał
zatem odrzucenie imperializmu terytorialnego i wszelkich planów asymilacji
narodowej Ukraińców. Chodziło o związek dobrowolny, ukonstytuowany „celem
wspólnej obrony, bez panowania jednego państwa i jednego narodu nad drugim”[52]. Autor stawiał więc
znak równości między „relatywizacją” międzynarodowego otoczenia Polski a nowym
ujęciem idei prometejskiej, podnoszącej kwestię samostanowienia narodów
sąsiadujących z Polską.
Historia odgrywała
w myśli politycznej Bocheńskiego rolę ogromną. Józef Czapski twierdził, że
„korzenie konserwatyzmu Adolfa Bocheńskiego tkwiły w pragnieniu przeskoczenia
dwustu lat upadku Polski”[53].
W myśli autora Między Niemcami a Rosją historia nie spełniała jednak funkcji
sentymentalnej, choć sam sądził, że taką właśnie rolę odgrywała w historii
narodów europejskich. Wskazywał na znaczenie dziewiętnastowiecznej
historiografii niemieckiej i na prace Heinricha von Treitschkego, które
przyczyniły się w dużym stopniu do poparcia opinii publicznej w Niemczech dla
polityki kanclerza Bismarcka. Podawał przykład wpływu Ernesta Renana i Hipolita
Taine’a na ukształtowanie się nowoczesnej francuskiej myśli politycznej[54]. Wreszcie
przypominał znaczące oddziaływanie polityczne krakowskiej szkoły historycznej oraz
polityczne konsekwencje pojawienia się Polsce historiografii zrywającej z
historycznym pesymizmem stańczyków[55].
Wszystko to stanowiło wyraz przekonania o silnym wpływie historii na
zapatrywania opinii publicznej i elity rządzącej: „Nie tyle jest tu ważna
historia jaka była w istocie, ile taka jaką ją widzą ludzie znajdujący się u
steru rządów w danym państwie” – pisał w tekście poświęconym argumentacji
historycznej w polityce[56].
Bocheński rozumiał
rolę historii, ale nie traktował jej jako czynnika, który powinien tworzyć
pozytywne programy polityczne. Największe znaczenie przywiązywał do analizy
aktualnego położenia państwa i „do rozumowań logicznych opartych na tym
położeniu”, nie zaś do analogii historycznych, które „mogą być traktowane
raczej jak ilustracje niż argumenty”[57].
Analogie historyczne napotykają bowiem na trudność polegającą na wysokim
stopniu złożoności stosunków międzynarodowych. Duża liczba czynników zmiennych
wyklucza ich prostą aplikację w procesie formowania myśli politycznej. Również
ogólne prawa relacji międzynarodowych, jak „relatywistyczna” reguła wzrostu
znaczenia państwa na skutek osłabienia przeciwnika, nie powinny znajdować
bezwzględnego zastosowania. Tak więc argumentom przypadałaby raczej rola
negatywna, falsyfikująca uproszczone tezy polityczne. Tego typu rozumowanie odnajdywaliśmy
w myśli politycznej Adolfa Bocheńskiego, gdy wskazywał on na zmienność w czasie
polityki narodowej poszczególnych głównych państw europejskich. Doświadczenie
historyczne legło u podstaw dynamicznego spojrzenia na politykę międzynarodową,
które uchylało tezy o niezmiennych kierunkach strategii zagranicznej głównych
aktorów międzynarodowej sceny. Bocheński zwracał uwagę na konkurencyjność
różnych kierunków polityki zagranicznej wewnątrz narodów i państw, wskazując na
potrzebę odpowiedniego kierowania akcją propagującą stanowisko państwa
polskiego zagranicą.
Historia pozwalała wreszcie
uchwycić główne tendencje epoki, wobec których polityka, abstrahując do ocen
moralnych, pozostaje bezbronna i bezsilna. Dotyczyło to między innymi
nacjonalizmu, czyli coraz silniejszego udziału czynnika narodowego w polityce
państw, dezawuującego skuteczność asymilacji narodowej i imperializmu
terytorialnego.
„Historyczne
nachylenie” myśli politycznej Adolfa Bocheńskiego nie uchroniło jej od pewnych
słabości. Podobnie jak inni przedstawiciele szkoły konserwatywnej definiował on
rację stanu w kategoriach militarno-dyplomatycznej pozycji państwa, a
pomniejszał znaczenie czynników cywilizacyjnych czy gospodarczych w ukształtowaniu
ich międzynarodowej pozycji. W Rewizji polityki narodowej stwierdzał
kategorycznie: „Korzystam z okazji by w tym miejscu stwierdzić, że jedynie los
i wielkość polityczną narodu wiążemy tak bezwzględnie z interesem państwa,
natomiast nie odnosi się to bynajmniej do dziedziny ekonomicznej czy
kulturalnej”[58].
Zdanie to zawiera bardzo daleko idącą redukcję definicji racji stanu, która to
definicja w dobie ekonomizacji polityki zagranicznej odchodziła do historii.
Wypada zauważyć, że rówieśnicy autora Między Niemcami a Rosją, Stefan
Kisielewski i Wojciech Wasiutyński, mieli świadomość wieloaspektowości interesu
narodowego współczesnego państwa i zagadnieniom cywilizacyjnym poświęcili
niejedną stronę swej powojennej publicystyki[59].
Pewna
staroświeckość analizy historycznej Bocheńskiego przeszkadzała mu w zrozumieniu
„nadzwyczajności” systemów totalitarnych i logiki ich działania na arenie
międzynarodowej. Wprawdzie widział w komunizmie żywotną doktrynę, która jest w
stanie nadać nową dynamikę imperializmowi rosyjskiemu, wciąż jednak Rosja
sowiecka pozostawała w jego oczach kontynuacją białego caratu, by przywołać
terminologię z tytułu słynnej pracy Jana Kucharzewskiego[60]. W ogóle zadziwia słaba
obecność tematyki komunizmu w konserwatywnej myśli politycznej. Mamy wprawdzie
katastroficzne i dotykające istotnych elementów bolszewizmu pisma Mariana
Zdziechowskiego[61],
ale prac analizujących totalizm komunistyczny jako system jest bardzo niewiele.
Wypada wskazać na pisma Ignacego Czumy i Wiktora Sukiennickiego[62]. W przypadku Adolfa
Bocheńskiego pewną rolę mogła odegrać niechęć do rosyjskiej kultury i jej
nieznajomość, o której wspominał Jerzy Giedroyc[63]. Więcej znaczenia
przyznałbym jednak intelektualnemu zaniechaniu konserwatystów, którzy
traktowali marksizm i komunizm jako skrajną postać dziewiętnastowiecznego
socjalizmu, nie zdając sobie sprawy z „nadzwyczajności” systemu radzieckiego[64].
W jeszcze większym
stopniu komentarza wymagają wypowiedzi Adolfa Bocheńskiego odnoszące się do
nazizmu i polityki hitlerowskich Niemiec. Publicysta „Polityki” nie stosował
taryfy ulgowej wobec polityki wewnętrznej Adolfa Hitlera i ostro oceniał
pojawiające się reakcje sympatii pod adresem nazistowskich Niemiec. Wciąż
jednak nazizm był w jego oczach skrajnym niemieckim nacjonalizmem, który nie
wypadnie z torów „starego imperializmu”[65].
Po aneksji Sudetów pisał, że imperializm nowoczesnego państwa nie jest
nieograniczony i że błędem jest przypuszczenie, „jakoby państwo współczesne
mogło się zwiększać ad infinitum”[66].
Nie był to pogląd odosobniony; w innej wersji wyrażał go reprezentujący endecję
Stanisław Kozicki, który twierdził w roku 1938, że Hitler zaniecha planów
dalszych zmian terytorialnych w Europie ze względu na potrzebę długotrwałego
pokoju[67].
Bocheński nie dostrzegał „nadzwyczajności” nazizmu, mimo że już wtedy pojawiły
się prace widzące w nim rewolucję nihilizmu, zjawisko jakościowo odmienne od dziewiętnastowiecznego
narodowego imperializmu. Tak ujmował nazizm Herman Rauschning, autor Rewolucji
nihilizmu, widzący w tym zjawisku niszczycielską i rewolucyjną władzę
partii państwa. Niemiecki konserwatysta pisał, że państwo w tradycyjnym sensie
przestaje istnieć, a polityka zagraniczna państwa totalnego stanie się domeną
irracjonalnych żywiołów, burzących dotychczasowe formy międzynarodowych konfliktów[68].
Doświadczenie
historyczne sugerowało Bocheńskiemu tradycyjne rozumienie imperializmu. Jednak
logika działania państw totalitarnych całkowicie temu zaprzeczyła. Dziewiętnastowieczny
świat dyplomacji odszedł do lamusa wraz z wybuchem II wojny światowej. W latach
1938 i 1939 młodzi konserwatyści bronili polityki Józefa Becka, w czasie, w
którym spotykał się on z coraz większą krytyką swojej linii postępowania, nawet
w środowiskach konserwatywnych[69].
Adolf Bocheński poparł aneksję Śląska Cieszyńskiego i uznał za korzystne
stworzenie granicy polsko-węgierskiej.
Trzeba jednak
przyznać, że Bocheński był uważnym i trzeźwym obserwatorem nowych faktów. W
roku 1938 przebywał w Niemczech wraz z Mieczysławem Pruszyńskim, który
wspominał, że obaj byli pod wrażeniem impetu gospodarczego i zbrojeniowego
Niemiec[70].
Coraz poważniej liczył się z możliwością agresji Niemiec przeciwko Polsce. W
roku 1939 pisał, że „polityka ustępstw wobec żądań niemieckich byłaby dla
Polski samobójstwem”[71].
W czasie odnowienia gwarancji brytyjskich i francuskich zwracał uwagę na to, by
ich nie przeceniać; uwagi te dotyczyły zwłaszcza militarnego zaangażowania Francji.
Opublikował również artykuł poświęcony propagandzie polityki polskiej na
Zachodzie, domagając się przedstawienia odmowy oddania Gdańska jako kroku,
który oddalił w czasie niemiecką agresję na Zachód[72].
W opinii historyka
myśli politycznej Krzysztofa Kawalca opinia publiczna, jak i większość polskich
publicystów, żywiła przekonanie o zachowaniu przez ZSRR neutralności na wypadek
agresji Niemiec. Adolf Bocheński ponownie wskazywał na to, że sprzeczność
ideologiczna między komunizmem
a nazizmem nie powstrzyma Związku Radzieckiego od agresji na Polskę[73]. W ostatnim
numerze „Polityki”, cztery dni przed wybuchem wojny, postulował traktowanie
wojny jako konfrontację z nazizmem, a nie całym narodem niemieckim[74]. Ta dystynkcja
miała ułatwiać w przyszłości polską akcję propagandową. Z chwilą wybuchu wojny
Bocheński porzucił pióro dla broni. Znakomity polski historyk Piotr Wandycz
pisał, że Polska, chcąc zachować niepodległość państwową, a nie będąc
mocarstwem, była zdana na prowadzenie polityki „jak gdyby mocarstwowej”[75]. Koncepcje
autora Między Niemcami a Rosją stanowiły jedną z najciekawszych
prób przezwyciężenia tego napięcia.
[1] J. Giedroyc, Autobiografia
na cztery ręce, Warszawa 1994, s. 67.
[2] A. Kosicka-Pajewska,
Adolf Bocheński o ustroju i racji stanu Rzeczpospolitej. Wybór
tekstów ze wstępem, Warszawa 2000, s. 11. Odmienną opinię wyraził Józef
Czapski pisząc, że Adolf Bocheński został usunięty z dyplomacji za publiczną
obronę oskarżonego w tzw. sprawie myślenickiej Adama Doboszyńskiego, za którym
ujął się mimo głębokiej różnicy poglądów politycznych. J. Czapski, Ppor.
Adolf Bocheński, „Orzeł Biały”, 23 lipca 1944 r.
[3] „We wrześniu z inicjatywy
profesora Strońskiego otrzymałem zaproszenie na tzw. staż dziennikarski w Lidze
Narodów. MSZ postawiło Lidze warunek, że musi być z Polski drugi stażysta,
prorządowy. Został nim Adolf Bocheński. Mieli z nim więcej kłopotu niż ze mną.
Musiałem go np. odwodzić od całkiem poważnego zamiaru spoliczkowania Litwinowa”.
W. Wasiutyński, Prawą stroną labiryntu, Gdańsk 1996, s. 164. Znajomość z
Wasiutyńskim nabrała bardziej bliskiego charakteru: latem 1938 roku odwiedził on
Adolfa Bocheńskiego w Ponikwie. Patrz także: J. Meysztowicz, Czas przeszły
dokonany, Warszawa 1989.
[4] A. Bocheński, Niepodległość
czy samoistność, „Bunt Młodych” 1935, nr 19-20.
[5] Tegoż, Co to jest
polityka?, „Polityka” 1939, nr 7. Adolf Bocheński był zdecydowanym
przeciwnikiem polityki ministra Augusta Zaleskiego ze względu na jej zależność
od Francji: „kiedy w okresie p. Zaleskiego całość granic Polski była zbyt
silnie uzależniona od pomocy francuskiej, odczuwaliśmy to w formie zbyt
protekcyjnego stanowiska naszego sojusznika. Podobnie zresztą było i za czasów
Napoleona i Księstwa Warszawskiego”. Tegoż, Niepodległość czy samoistność,
dz.cyt. Polityka Augusta Zaleskiego została poddana gruntownej analizie
w pracy Piotra Wandycza, Z Piłsudskim i Sikorskim. August Zaleski minister
spraw zagranicznych w latach 1926-32 i 1939-1941, Warszawa 1999.
[6] A. Bocheński, Dlaczego
nie chcemy bronić Locarna, „Bunt Młodych” 1936, nr 5.
[7] „Francja jest
niewątpliwie państwem tak przeżartym ideologią pacyfizmu, że nie zdolnym do >>recours
aux armes<< aby użyć lokarneńskiego eufemizmu, innym wypadku jak w razie
bezpośredniej agresji na jej własne terytorium, jest to dla nas rzecz
najzupełniej niewątpliwa. Jakie wobec tego znaczenie może mieć dla nas sojusz z
Francją i czegóż możemy się po niej spodziewać, gdy wskutek antyniemieckiej
polityki staniemy znów przed żądaniami koalicji obu sąsiadów”. Tegoż, Dlaczego
nie chcemy…
[10] Wspomnienia Romana
Czartoryskiego, [w:] A. Majewski, Zaczęło się w Tobruku, Lublin 1980, s.
27.
[11] A. Bocheński, Dlaczego
nie chcemy…
[13] Tegoż, Między
Niemcami a Rosją, Warszawa 1937, s. 68.
[15] Tegoż, Wytyczne
polityki polskiej, „Bunt Młodych” 1934, nr 3.
[16] Tegoż, Od Envara
do Karachana, „Polityka” 1937, nr 6; Gdzie jest ambasador Lechistanu?,
„Polityka” 1937, nr 7; Na śmierć Kemala Attaturka, „Polityka” 1938, nr
27.
[17] Tegoż, Na śmierć
Kemala Attaturka, dz.cyt.
[18] J. Giedroyc, dz.cyt.,
s. 67.
[19] A. Bocheński, Między
Niemcami a Rosją, dz.cyt., s. 28.
[23] R. Dmowski, Niemcy,
Rosja, kwestia polska [w:] tegoż, Wybór pism, t. 1, Nowy
Jork 1988.
[24] S. Kisielewski, Polityka
i sztuka, Kraków-Warszawa 1949.
[25] A. Bocheński, Między
Niemcami a Rosją, dz.cyt.
[29] A. Bocheński, Imperializm
i obrona w polityce dzisiejszych Węgier, „Polityka” 1939, nr 20; Czy
Polska może zawrzeć pakt o nieagresję z Węgrami, „Polityka” 1939, nr 21.
[30] Elżbieta Kaszuba
zwróciła uwagę na to, że Adolf Bocheński nie kierował się złudzeniami co do
polityki Niemiec w przyszłości. W tekście Adolf Bocheński o III Rzeszy w
polityce polskiej pisała: „Uważał wręcz za aksjomat, że Polska prędzej czy
później będzie musiała liczyć się z powrotem tego państwa do ekspansji wzdłuż
Bałtyku i próbami połączenia na nowo Prus Wschodnich z resztą Rzeszy”. E.
Kaszuba, Adolf Bocheński o III Rzeszy w polityce polskiej, „Sobótka”
1984, nr 2. Wypada zwrócić uwagę na różnicę zachodzącą między koncepcją Adolfa
Bocheńskiego a poglądami przywoływanego już Jana Bobrzyńskiego, który sądził,
że ze względu na bliskość cywilizacyjną Polski „walka z Niemcami choćby
najbardziej zacięta musi mieć jako cel ostateczny porozumienie”. J. Bobrzyński,
Na drodze walki. Z dziejów odrodzenia myśli zachowawczej w Polsce,
Warszawa 1928, s. 158. Trudno zatem akceptować pogląd Janusza Farysia, że
polityczne koncepcje Adolfa Bocheńskiego tłumaczyć należy jego aksjomatyczną
antyradzieckością. J. Faryś, Konserwatyści a polityka zagraniczna,
„Zeszyty Naukowe Akademii Rolniczej”, Szczecin 1979.
[31] K. Kawalec, Spadkobiercy
niepokornych. Dzieje polskiej myśli politycznej 1918-1939, Wrocław i in.
2000.
[32] A. Bocheński, Między
Niemcami a Rosją, dz.cyt., s. 45. W innym miejscu, w artykule Szlaki
grunwaldzkie pisał: „Z radością spostrzec można, że młode pokolenie polskie
staje się coraz to bardziej rewizjonistyczne. Nasi rówieśnicy rozumieją coraz
to lepiej, że Polacy muszą dążyć do gruntownego przekształcenia mapy Europy
wschodniej, gdyż inaczej zostanie ona przekształcona na naszą niekorzyść”. Tegoż,
Szlaki grunwaldzkie, „Polityka” 1937, nr 9.
[33] J. Giertych, Regiony
polskie w Niemczech, „Polityka narodowa” 1939, nr 4-6.
[34] ONR Falanga, Deklaracja
z 15 kwietnia 1934 r.
[36] R. Matyja, Wizje
mocarstwowości Polski w programach środowisk młodego pokolenia prawicy w
ostatnich latach II Rzeczpospolitej, Warszawa 1992.
[37] A. Bocheński, Aktualność
idei jagiellońskiej, „Bunt Młodych” 1937, nr 2.
[38] Na różnicę
zachodząca między Stanisławem Catem Mackiewiczem a młodymi konserwatystami
zwrócił uwagę biograf redaktora „Słowa” Jerzy Jaruzelski: „Należy chyba
powiedzieć, że ekspansjonizm terytorialny głoszony przez >>Słowo<<
nie miał popleczników. Grupa >>Buntu Młodych<< wiązała ideę
mocarstwową z wewnętrznym wzmocnieniem państwa”. J. Jaruzelski, Stanisław
Cat-Mackiewicz, Warszawa 1987, s. 201. Dla pełnego obrazu zagadnienia
wypada dodać, że w pierwszym okresie istnienia środowiska wypowiedzi niektórych
jego reprezentantów świadczyły o imperializmie terytorialnym. Warto jednak
podkreślić, że w przeciwieństwie do Cata odrzucano program asymilacji
narodowej. Trzeba w tym kontekście wymienić teksty, które ukazały się jeszcze
przed rokiem 1930. R. Piłsudski, Myśl Mocarstwowa, „Myśl Mocarstwowa”
1927, nr 1. K. Troczyński, Zagadnienie elementów polskiej racji stanu,
„Myśl Mocarstwowa” 1927, nr 7. A. Bocheński, Imperializm państwowy a
imperializm nacjonalistyczny, „Myśl Mocarstwowa” 1928, nr 7.
[40] K. Kawalec, Spadkobiercy
niepokornych..., s. 257.
[41] A. Bocheński, Niepodległość
czy samoistność, dz.cyt.
[42] „Państwo suwerenne
jest tylko jednym z etapów na drodze do idealnej niezależności – nie jest zaś
ani jedynym, ani nawet jej etapem końcowym. Na przykład autonomia jest
wprawdzie etapem znacznie mniejszym, ale jednak etapem na drodze do
zmniejszenia niezależności. Pełna niepodległość i niezależność nie da się
właściwie pomyśleć”. Tegoż, Rewizja polityki narodowej, „Droga” 1934, nr
7-8. Adolf Bocheński uważał, że Polska przed zamachem majowym znajdowała się w
stanie częściowej zależności od Francji. Dopiero polityka Józefa Becka uwolniła
politykę zagraniczną i państwo ze stanu tej zależności.
[43] Tegoż, Niepodległość
czy samoistność, dz.cyt.
[45] Tegoż, Polski
imperializm ideowy, „Polityka” 1938, nr 3.
[48] „Polska racja stanu
winna raczej skłaniać się ku równoległości rozwiązania sprawy ukraińskiej i
białoruskiej”. Tegoż, Między Niemcami a Rosją, dz.cyt.
[49] Tegoż, Zagadnienie
polsko-ukraińskie (tekst odnaleziony w CAW i opracowany przez Jana Kęsika).
[51] Tegoż, Niepodległość
czy samoistność, dz.cyt.
[54] W publicystyce
Adolfa Bocheńskiego znajdziemy znacznie więcej przykładów wpływu, jaki prace
historyczne wywarły na kształt polityki narodów. Wskazywał na przykład Golli
Pekarza w Czechach. W artykule Historia i polityka pisał: „Polemika o
Tabor i jego przywódcę Żiżkę ciągnąca się od czasów Palackiego poprzez Pekarza
stała się niejako kamieniem probierczym polityki czeskiej, a stosunek do niego
stanowił tę linię podziału, według której rozgraniczały się przez lat
kilkadziesiąt dwa wielkie prądy czeskiej ideologii politycznej”. A. Bocheński, Duch
dziejów Polski, [w:] M. Król, Historia i polityka. Adolf
Bocheński, Warszawa 1989.
[56] A. Bocheński, Argumenty
historyczne w polityce zagranicznej, „Polityka” 1939, nr 3-4.
[58] Tegoż, Rewizja
polityki narodowej, dz.cyt.
[59] S. Kisielewski, dz.cyt.
W. Wasiutyński, Źródła niepodległości, Warszawa 1987.
[60] J. Kucharzewski, Od
białego do czerwonego caratu, Warszawa 1935.
[61] M. Zdziechowski, W
obliczu końca, Warszawa-Ząbki 1999. Tegoż, Widmo przyszłości, [w:]
tegoż, Wybór pism, Kraków 1993.
[62] I. Czuma, Państwo
sowieckie, [w:] Antykomunizm polski. Tradycje intelektualne, red. B.
Szlachta, Kraków 2000. W. Sukiennicki, Marksowsko-leninowska teoria prawa,
„Wileński Przegląd Prawniczy” 1935, [w:] Antykomunizm polski...
[63] „Bardzo różnił nas
stosunek do Rosji, której Adzio nie znał i nie lubił. Zarzucał Czapskiemu i
mnie, że jesteśmy pod zbyt wielkim wpływem Rosji i języka rosyjskiego, co on
jako Europejczyk uznawał za nieporozumienie. Nie było to tak skrajne jak u
Wacka Zbyszewskiego, ale jego nastawienie było pełne nieufności i niechęci
wobec Rosji”. J. Giedroyc, dz.cyt., s. 68-69.
[64] O źródłach tego
stanu rzeczy pisał Michał Jaskólski w pracy poświęconej krakowskim konserwatystom:
„konserwatysta krakowski, gotowy sprawnie parować argumenty socjalistyczne na
forum parlamentarnym, zwłaszcza wtedy gdy dotyczyły one problematyki
ekonomiczno-politycznej, wykazywał słabą znajomość pryncypiów socjalizmu”. M.
Jaskólski, Kaduceus polski. Myśl konserwatywna konserwatystów krakowskich
1866-1934 r., Warszawa-Kraków 1990, s. 98.
[65] A. Bocheński, Niemcy-Polska-Rosja,
„Polityka” 1939, nr 13.
[67] O stanowisku
Stanisława Kozickiego pisze Rafał Matyja w pracy Wizje mocarstwowości Polski
w programach środowisk młodego pokolenia prawicy w ostatnich latach II RP, dz.cyt.
[68] H. Rauschning, Rewolucja
nihilizmu, Warszawa 1938.
[69] A. Bocheński, Bilans
zysków i strat polskiej polityki zagranicznej, „Polityka” 1939, nr 6.
[70] M. Pruszyński, Migawki
wspomnień, Warszawa 2002.
[71] „Przykład
Schuschinga i Chwalkowskiego jest tak wymowny, że nie ma w Polsce nikogo, kto
by pragnął wejść na tę drogę w stosunkach do naszego zachodniego sąsiada. Na
wszelką próbę pomniejszenia naszego terytorium możemy odpowiedzieć tylko
zbrojnie”. A. Bocheński, Wyjaśnienie, „Polityka” 1939, nr 8.
[72] Tegoż, Propaganda
polska w Europie Zachodniej, „Polityka” 1939, nr 25.
[73] „Natomiast iluzją
byłby przypuszczenie, że słynne >>różnice ideologiczne<< mogłyby
powstrzymać ZSRR od prób, przejściowych zresztą, porozumień z III Rzeszą.
Pochlebiamy sobie, że nie przywiązywaliśmy przesadnego znaczenia owym >>różnicom
ideologicznym<<. Stanowią one doskonałe narzędzie propagandowe dopóki
względy ideologiczne pokrywają się z państwowa racją stanu, taką jak ją pojmują
kierownicy odnośnych państw”. Tegoż, Niemcy-Polska-Rosja, dz.cyt.
[74] Tegoż, Z kim
prowadzimy walkę, „Polityka” 1939, nr 27.
[75] P. Wandycz, Z
dziejów dyplomacji, Londyn 1988.
|
|