Od dłuższego czasu toczy się w Polsce
dyskusja na ten temat. Z właściwą sobie odwagą cywilną i ze szczerością, z jaką
wyrażać zwykł swoje zapatrywania, zabrał w tej sprawie głos na szpaltach
"Czasu" p. dr Jan Hupka, wieloletni nasz towarzysz i dzielny
sprzymierzeniec, i określił swoje stanowisko w tej sprawie jak następuje:
Bat jest jednym z koniecznych
instrumentów każdego rządu. Bez bata nie można rządzić żadnym narodem, a
zwłaszcza, tak rozwichrzonym i warcholskim, jakim jest naród polski.
Moskale rządzili Polakami przez
półtora wieku i to mimo powstań — z wielkim powodzeniem — przy pomocy bata i
pozostawili nawet, w wielu polskich sercach coś na kształt tęsknoty za batem.
Bat jest niezawodnie potrzebny. Cały
tylko sekret w tym, by go nie uważać za główny instrument, tylko za jeden z
pobocznych i by pamiętać, że bat może być skutecznym lekarstwem na warcholstwo,
nie pomoże jednak nic przeciw zrozpaczeniu.
Toteż tylko aktywny w stosunkach
politycznych i gospodarczych rząd, rząd który robi wszystko co może, by ludność
z nędzy wydźwignąć, niesprawiedliwości i nierówności usunąć i nie dopuścić w
żadnej grupie ludności dozwątpienia i rozpaczy
— tylko taki rząd może z powodzeniem i pożytkiem posługiwać się w razie
potrzeby nawet batem.
Bat musi się wreszcie znajdować w
rękach ludzi mądrych i zrównoważonych. Powinien być używanym sprawiedliwie i
beznamiętnie. Bo gdy tylko raz zawładnie batem namiętność i mściwość, zmieni
się on wcześniej czy później w zwyczajny kij — a kij, jak wiadomo — ma dwa
końce.
Korzystam z tych uwag, zdaniem moim
niesłusznych, aby określić moje stanowisko w tej mierze. Od wielu lat bronię na
tych szpaltach idei silnego rządu w Polsce. Broniłem jej w latach 1919—1921,
gdy "Czas" był w tej mierze w całej Polsce zupełnie osamotniony i bronię
jej teraz, gdy Polska posiada na swym czele rząd "silnej ręki", Ale zawsze
zwalczałem i będę zwalczać ideę rządów batem. Rząd silnej ręki powinien być bowiem
moim zdaniem legalny, jeśli ma rządzić dobrze; a rządy "batem" to silne
rządy środkami nielegalnymi. Jeśli Dr J. Hupka, do którego słów nawiązać pragnę
dalsze uwagi, inaczej rządy "batem" rozumiał, to w każdym razie różnicy tej
nie uwydatnił — dlatego też właśnie piszę niniejszy artykuł, aby tę kwestię
jasno i ostro postawić.
Przede wszystkim więc należy ustalić,
co rozumiemy przez rządy "batem"?
"Moskale rządzili Polakami (pisze
autor) przez półtora wieku i to mimo powstań z wielkim powodzeniem przy pomocy
bata". Jeżeli to jego wyrażenie weźmiemy za punkt wyjścia dla ustalenia
rządów batem, to przez rząd batem możemy tylko rozumieć rządy na wzór rosyjski,
a więc rządy oparte na policyjnych represjach, skierowanych przeciwko ludziom,
których się tylko podejrzewa o "nieprawomyślność" wobec rządu, ale którym
się w drodze legalnej nie może żadnej konkretnej winy udowodnić — albo też
rządy posługujące się ustawami ad hoc, czyli ustawami wyjątkowymi,
prześladującymi pewne osoby lub pewne grupy osób. inaczej mówiąc rządy
policyjne, kwitnące we Francji w połowie wieku XVIII (Bastylia, lettres de
cachet), a w Rosji praktykowane przez cały wiek XIX w przeciwstawieniu do
europejskiego liberalizmu. Tą policyjnością — w ujemnym tego słowa znaczeniu —
odznaczały się rządy rosyjskie nie tylko u nas (tzn. w Królestwie i na Kresach),
ale nawet i we właściwej Rosji. Opierały się one na elastycznym pojęciu
"nieprawomyślności" i wypowiedziały bezwzględną walkę każdemu, kto
słusznie lub niesłusznie mógł być zaliczany do nieprawomyślnych. Stworzyły
osobną armię urzędników i żandarmów szukających za nieprawomyślnymi i stworzyły
osobno metody śledzenia osób o nieprawomyślność podejrzanych za pomocą szpiegów
i prowokatorów, opłacanych z funduszów policyjnych. Doszły w tym do ogromnej
perfekcji. Nie było w obozie "nieprawomyślnym" niemal żadnego zebrania,
niemal żadnej akcji, w której by nie znalazł się szpieg rządowy. Co więcej:
niemal żaden z opozycyjnych działaczy nie przeszedł pewnej chwili zwątpienia i
załamania się, w której wypierał się własnych towarzyszy, kajał się przed
policją i przed sądem, albo też wysyłał listy na ręce cara jako ojca narodu — i
potępiał w nich całą swoją dotychczasową działalność. U nas działo się to
wyjątkowo, ale w Rosji należało do reguły. Niemal wszyscy opozycjoniści
rosyjscy zostali w pewnej chwili prześladowania w ten sposób złamani i
zdemoralizowani. Niektórym udało się potem uciec zagranicę i wznowić tam swoją
opozycyjną działalność, odzyskując na nowo zaufanie swych dawnych towarzyszy;
niektórzy jednak zostali na zawsze prowokatorami i zdrajcami. Ale wszystkich
tych ten system walki za pomocą represji policyjnych, za pomocą prześladowań i
tortur więziennych, głęboko demoralizował. A tym samym demoralizował on całe
życie polityczne rosyjskie, jak to po mistrzowsku w swoich długich, nieraz
nawet nużących, bo w najgłębsze szczegóły wchodzących tomach przedstawił w
ostatnich latach Jan Kucharzewski.
Akcja prześladowania podjęta przez
rząd demoralizowała i kruszyła stronnictwa opozycyjne. To jest niewątpliwe i to
występuje wszędzie, gdzie rząd oddziaływa na społeczeństwo za pomocą
"bata". Opozycję jawną może on istotnie uniemożliwić, ale tym silniej
prowadzi to do opozycji tajnej, wyrażającej się w spiskach i konspiracjach. A
nie ma chyba bardziej niezdrowej formy życia politycznego, jak ta, która wyraża
się w konspiracji. Jest u nas teraz moda, aby apoteozować konspiracje, jakie
myśmy sami tworzyli przeciwko zaborcom; a nawet odmawiać zasług oraz
patriotyzmu tym wszystkim, którzy w konspiracjach nie brali udziału i starali
się w inny sposób, to znaczy jawnie i legalnie, pracować dla przyszłości.
Uważam tę modę za rzecz przejściową i szkodliwą, gdyż sądzę, że konspiracje,
nawet w najszlachetniejszej myśli podjęte, wyrządziły nam w epoce porozbiorowej
więcej szkody aniżeli pożytku. Ich twórcy bywali niewątpliwie nieraz bohaterami
i płacili za to bohaterstwo Sybirem, długoletnim więzieniem, złamaniem swojej
kariery lub utratą majątku. Nie mam ani na chwilę zamiaru ubliżać ich pamięci,
ale muszę to powiedzieć, że wedle mego zdania w ogromnej większości wypadków
więcej zdziałali dla ówczesnego życia polskiego i dla przyszłości narodu ci
wszyscy, którzy nie wchodząc do konspiracji, podnosili oświatę narodu,
rozbudowywali jego przemysł i rolnictwo, wzmacniali fundamenta jego wiary,
słowem siali ziarno, z którego wzrastał powoli ale tym pewniej patriotyzm,
religia i kultura narodowa.
Spiski i zdrada są bronią niewolników.
Biada społeczeństwu, które chwyta się tej broni i do niej ogranicza swoje życie
polityczne. A bat w ręku rządu, choćby nawet najmędrszego, zawsze ostatecznie
do tego celu doprowadza. Dr Hupka z pewnością to rozumie i nie pod jego adresem
muszę to podkreślać, skoro powiedział: "bat nie powinien być jedynym
instrumentem rządzenia". Cóż, kiedy bat — a mam ciągle na myśli policyjne
represje rządu — jest najłatwiejszą i najprymitywniejszą formą rządzenia, a
ekonomia psychiki ludzkiej mając do wyboru między łatwymi i trudnymi środkami
rządzenia popychała zawsze i popychać będzie wszelki rząd do chwytania środków
łatwych, tam gdzie racja państwowa nakazuje używać środków trudnych.
Ten łatwy środek rządzenia —
stanowiący dla rządu taką pokusę jak morfina dla cierpiącego — demoralizuje
zresztą sam rząd. Choćby zamierzał używać "bata" tylko w rzadkich, wyjątkowych
wypadkach!
Choćby to nawet nie był instrument
główny rządzenia, ale tylko jeden z pomocniczych środków rządzenia, musi on
zawsze demoralizować dzierżycieli tego bata. Rząd, który wie, że może się
pozbyć niewygodnego dla siebie opozycjonisty i może przygłuszyć każdą,
powiedzmy nawet niesłuszną, w danym wypadku krytykę, za pomocą brutalnego,
policyjnego (w ujemnym tego słowa znaczeniu) postąpienia wobec krytykujących —
rząd taki ma za wiele pokus, aby tej broni we wszelkim trudnym dla niego
położeniu nie użyć. Zamiast wysłuchać krytyk, zwłaszcza niesprawiedliwych, i
zamiast odpowiedzieć na nie bądź to wyjaśnieniem, bądź to swoimi czynami,
okazującymi dobrą wolę i rozum rządu, będzie wolał rząd w przeważnej liczbie
wypadków pójść drogą łatwiejszą tzn. używając bata. Zacznie on wtedy pokrywać w
ten oto sposób nawet swoje błędy i co gorsza nawet nadużycia swoich
przedstawicieli; a przecież każdy rząd nawet najdoskonalszy popełnia pewne
błędy. I wśród każdego rządu obok osób ideowych i rozumnych muszą się trafić od
czasu do czasu jednostki popełniające nadużycia. Tylko naiwni partyjniacy,
tylko entuzjaści półbogów politycznych i otoczonych legendą przywódców, mogą
wierzyć, że ich rząd składa się z samych ludzi idealnych i żadnego błędu
nawet mimowolnego nigdy nie popełniających. Takich polityków i takich
przywódców dotąd ludzkość nie wydała.
Ale cóż robić z opozycją warcholską,
demagogiczną, ze złą wiarą szkodzącą państwu, a nie tylko rządowi, podburzającą
społeczeństwo do anarchii, pozbawioną wszelkiej myśli państwowej? Czy i
przeciwko niej nie wolno użyć bata tzn. surowych represji policyjnych,
zamykania w więzieniu, zatykania ust, konfiskat itp. środków karnych? Czyż
można ścierpieć spokojnie jej działalność nieraz nielegalną i czy należy się
jedynie ograniczyć do spokojnego wyjaśniania, ufając w rozum społeczeństwa,
który sam rozróżni ziarno od plew? Czyż nie byłoby to narażeniem interesu
państwowego, gdyby rząd okazywał cierpliwość i wyrozumiałość wobec
bezwzględności i kłamstwa?
W działaniu takiej opozycji należy
odróżnić czyny legalne i nielegalne. Przeciwko nielegalnym powinna nastąpić
szybka i ostra reakcja, ale na podstawie praw. Powinny w tym celu istnieć w
państwie ustawy jasno i wyraźnie zabraniające działalności antyrządowej przechodzącej
w antypaństwową. Im mniej dojrzałe społeczeństwo (a nasze społeczeństwo należy
niestety do najmniej wyrobionych politycznie) — tym ostrzejszymi powinny być
przepisy zawarte w ustawie prasowej przeciwko nadużywaniu wolności prasy; w
ustawie o zgromadzeniach publicznych czy nawet zamkniętych; w ordynacji
wyborczej i w innych ustawach odnoszących się do agitacji politycznej. Nie
mówiąc już o ogólnym kodeksie karnym i o jego przepisach regulujących występki
skierowane przeciw państwu! Nie jest wcale ani uzasadnionym ani pożądanym, aby
ta sama miara swobody agitacyjnej obowiązywała w państwach, które praktykują od
długich wieków system parlamentarny, i których ludność przyzwyczaiła się już
krytycznie i trzeźwo oceniać wszystko, co słyszy i co czyta — oraz wśród
społeczeństw, których ludność chłopska lub robotnicza wierzy ślepo we wszystko,
co jej na wiecach zostanie do wierzenia podane, a tzw. inteligencja wierzy
ślepo we wszystkie plotki, kursujące po kawiarniach i salonach, wymyślane
tendencyjnie przez agitatorów lub kierowników stronnictw, choćby nawet te
plotki uwłaczały zwykłemu rozsądkowi. Wiem doskonale o tym, że Polska rządzona
jest w tej chwili, a raczej od samego swego wznowienia, plotką polityczną; a ci
co mówią, że rządzona jest "batem", zapominają przy tym najczęściej, że
najpopularniejszym instrumentem politycznym jest nie bat ale plotka. Ona to w
chwili wojny potrafi głosić, że Naczelnik państwa jest zaprzedany bolszewikom i
z nimi konferuje w Belwederze; ona to głosi, że Prezydent państwa jest żydem i
że należy go zabić; ona to szerzy tysiące potwornych kłamstw i drobnych
kłamstewek — a tak zwana inteligencja, nie mówiąc nawet o masach
niewykształconych, poddaje jej się biernie i niekrytycznie. Żyję w sferach
profesorów uniwersytetu; cóż się musi dopiero dziać w kołach krytycznie myśleć
niewzwyczajonych!
Znając brak krytycyzmu i naiwność
polityczną naszego społeczeństwa wobec plotek, oszczerstw i posądzeń, powtarzam
też z głębokim przekonaniem: przepisy o nielojalnej agitacji prowadzonej słowem
czy piórem powinny być u nas z pewnością surowsze jak gdzieindziej. A już
zwłaszcza nadużywanie szpalt dziennikarskich dla szerzenia oszczerstw, dla
znieważania przeciwników politycznych, dla obrzucania obelgami osób rządzących
i odpowiedzialnych za rządy, powinny być tak skonstruowane, aby mogły temu
wszystkiemu skutecznie przeszkodzić. Niepodobna oszczędzić dzisiejszemu rządowi
zarzutu, że tę sprawę zaniedbał, a w szczególności nie doprowadził do końca
reformy ustawy prasowej i patrzy neutralnie, gdy sejm zniósł dekret prasowy,
stanowiący niewątpliwie na tym polu bardzo wielki postęp, pomimo pewnych
braków, które łatwo było usunąć.
Przemawiam więc za umożliwieniem
zwalczania tak daleko idącej agitacji, lecz tylko w drodze rozbudowania
ustawodawstwa; a przemawiam właśnie dlatego, iż uważam jej zwalczanie na wzór
rosyjski — za pomocą "bata" policyjnego— za rzecz szkodliwą i dla ogólnego
życia politycznego i dla rządu. Zwalczanie niesumiennej agitacji na gruncie
ustaw istnieje wszędzie i wszędzie jest ujęte w pewien system środków, będących
koniecznym ograniczeniem obowiązującego w zasadzie liberalizmu. Ale to nie są
ani "ustawy wyjątkowe", przeciwko pewnym osobom lub grupom osób skierowane
(na wzór niemieckich ustaw ekspropriacyjnych lub rosyjskich antypolskich czy
antykatolickich), ani tym mniej nie są to środki represji uprzedniej przeciwko
"podejrzanym", ani w ogóle żadne środki policyjne. Droga ustaw
ograniczających nadużycia "wolności", to droga używana przez wszystkie
rządy na świecie, nawet najliberalniejsze. Jest to zarazem droga edukująca
społeczeństwo w duchu poszanowania praworządności i umiaru w wolności. Może
ktoś zarzucić, że środki takie nie zwalczą całej opozycji bez reszty, bo mogą
zahamować tylko jawną i udowodnioną działalność przeciw rządowi, ale nie są w
stanie przeciwdziałać konspiracjom i nie dającym się wykryć metodom działania.
Na to odpowiem, że metody spiskowe kwitną najwięcej tam, gdzie po
stronie rządu nie ma kultu dla prawa; zaś wszędzie tam, gdzie kult ten
istnieje, spisek obumiera, staje się niepotrzebny i nie odgrywa w życiu
publicznym większej roli. Im więcej legalizmu po stronie rządu, tym więcej
legalizmu po stronie opozycji. Jest to jedno ze "spiżowych" praw życia
politycznego.
Prawda! chętnie to przyznaję, że
wszelkich objawów opozycji złośliwej, plotkarskiej i państwu szkodliwej, walka
oparta jedynie na ustawach — choćby bardzo nawet rygorystycznych — nie
zahamuje. Ale trzeba pamiętać, że nie może być nawet mowy o tym, aby
jakikolwiek rząd mógł nie być narażony na złośliwą krytykę; nie ma w ogóle
środków skutecznych, mogących taką krytykę z życia publicznego wyeliminować. A
"bat" także jest pod tym względem nieskuteczny. Złośliwość jest wrodzona
naturze ludzkiej i mało jest ludzi tak dobrodusznych, którzy by się nią nigdy
nie posługiwali. Należy to do przykrości rządzenia, że mąż stanu musi nieraz
spokojnie patrzeć, jak jego działalność bywa zjadliwie komentowana i
niesłusznie przekręcana. Kto nie ma nerwów na tyle opanowanych, aby na to
spokojnie patrzał i obojętnie nad wielu złośliwościami przechodził do porządku
dziennego, ten nie powinien się brać do tak trudnego rzemiosła, jakim jest
sztuka rządzenia. Jeżeli będzie nerwowo reagował na wszelkie niesprawiedliwe
zarzuty i przekraczał przy swojej obronie miarę zakreśloną ustawami, to siebie
nie obroni, a sprawie publicznej wyrządza szkodę. Chwytanie za bat wtedy, gdy
rząd usłyszy o sobie bądź to jakiś złośliwy dowcip, bądź to jakiś
nieusprawiedliwiony zarzut, choćby nawet zarzut wymyślony ze złą wiarą, jest
satysfakcją doraźną dla uczucia doznanej krzywdy, ale nie jest zapobieganiem
chorobie w sposób skuteczny.
Wielce szanowny mój przeciwnik
przewiduje ten zarzut, mówiąc o beznamiętnym i sprawiedliwym używaniu bata — co
znaczy, pragnie je ograniczyć do wypadków szczególnej wagi, a represję utrzymać
w granicach proporcjonalnych do wielkości złośliwej przewiny. Cóż kiedy "nemo
judex in causa sua", a pokrzywdzonemu zawsze się zdaje, że reaguje
sprawiedliwie i beznamiętnie. Beznamiętnie i sprawiedliwie może działać tylko
ten, kto reaguje w granicach określonych ustawą, a sam osobiście nie jest
dotknięty krzywdą.
Jakże bowiem trudno odróżnić samemu
dotkniętemu krytykę przekraczającą granice dozwolone od krytyki dla państwa
nieszkodliwej. Jak długo krytyka nie wyrządza państwu ujmy, to choćby była dla
rządu dotkliwą, należy jej zostawić dużo wolności. Nawet niesłuszna krytyka
bywa wprawdzie nieraz przykrą, ale jest bardzo skuteczną szkołą dla rządu; cóż
dopiero krytyka słuszna! Niemal w każdej krytyce choćby nawet niesłusznej tkwi
czasem pewne ziarno prawdy. Rząd, który żadnej krytyki nie chce słyszeć, zamyka
sobie sam drogę przed usłyszeniem niejednej trafnej wskazówki i naraża się na
to, że może łatwo pobłądzić. Toteż żaden rząd arbitralny i despotyczny nigdy
nie rządził dobrze, nawet wówczas, gdy na jego czele stał chwilowo jakiś
geniusz. Zawsze po pewnym czasie siła geniuszu słabła, geniusz zatruwał się
dymem kadzideł, psuł sobie żołądek połykanymi pochlebstwami, a w rezultacie
tracił zdrowy sens i zdolność krytyczną. Ziarno gorczycy jest bardzo zdrowym
dodatkiem od czasu do czasu do tego, czym się rząd karmi. Należy o tym pamiętać
i nie każdą krytykę nawet zjadliwą brać od razu tragicznie i nerwowo. Jestem
zwolennikiem "silnego rządu", ale jestem dlatego właśnie przeciwnikiem wszystkiego,
co utrudnia temu rządowi krytyczne spojrzenie na swą własną działalność. Im ma
rząd więcej siły, tym więcej mu potrzeba autokrytyki.
Tak próbuję określić moje stanowisko
wobec tez dra Hupki — a zarazem stanowisko wobec wszelkich prób usprawiedliwiania
rządów "batem", choćby nawet jako instrumentu wyjątkowego. Patrzę więc na
to inaczej jak dr Hupka, ale w jednym z nim się zgadzam — i to pragnę podkreślić
na zakończenie: Pierwszym, głównym, zasadniczym zadaniem rządu nie jest
zwalczanie opozycji; to jest tylko drugorzędne pole bitwy. Polem, na którym
rząd wygrywa lub przegrywa tę batalię o przyszłość państwa, jakiej kierownictwo
przy poparciu naszym objął — jest to pole społecznej i gospodarczej twórczości
rządu. Rząd na tym polu aktywny i to rozumnie aktywny — oto prawdziwie rząd
"silnej ręki". Wszelki zaś rząd, któryby rozumnie tworzyć nie umiał, byłby
to rząd slaby i niedołężny, tak jak był nim rząd carskiej Rosji (na ogół
biorąc). Mógłby taki rząd bić i zamykać, prześladować i rozbijać stronnictwa,
mimo to historia osądzi go rządem słabym. Nasz rząd dzisiejszy ma za główne
zadanie w obecnej a tak groźnej chwili spełnić dwa twórcze zadania:
przeprowadzić społeczeństwo bez rozbicia go przez najstraszniejszy kryzys
gospodarczy, przez jaki świat nowożytny kiedykolwiek przechodził — oraz
przeprowadzić Polskę od złego, sejmokratycznego ustroju do ustroju
odpowiadającego naszym warunkom politycznym i naszym właściwościom psychicznym.
Jeśli te dwa zadania rząd spełni, będzie mógł z lekceważeniem patrzeć na
wszelką warcholską opozycję; a nikt chyba nie zaprzeczy, że nasza opozycja
rzadko bywa inną.