Remigiusz Witkowski
Podróż na wschód.
O „Myśli w
obcęgach” Stanisława Mackiewicza
Człowiek Zachodu - przedstawiciel świata, który jest sumą różnych, ale
charakterystycznych czynników - religii, kultury, norm prawnych i
społecznych oraz postaw politycznych ujętych w formę cywilizacji, spoglądając
na wschód kontynentu, na rosyjskiego molocha (niezależnie czy to carskiej Rosji
czy też jej rewolucyjnej, a potem komunistycznej postaci) zbyt często widział
to, co chciał zobaczyć, a nie to, co kłóciło się z jego „ustalonymi”
przekonaniami.
Stanisław Mackiewicz (Cat), jeden z najwybitniejszych polskich dziennikarzy i
publicystów, wyjeżdżając w 1931 roku do sowieckiej Rosji miał zamiar odbyć
klasyczną dziennikarską podróż do jednego z sąsiednich krajów, na swój sposób
„egzotycznego”, a swoje obserwacje i spostrzeżenia ogłaszać w postaci bieżących
korespondencji prasowych.
I jak na rasowego dziennikarza przystało Mackiewicz wyruszał dobrze pod każdym
względem do tej wyprawy przygotowany, ale wyjeżdżał także jako człowiek, który
darzył kulturę rosyjską i jej osiągnięcia ogromnym szacunkiem, ulegając
momentami szczerej fascynacji. Uzyskując po dłuższych staraniach zgodę władz
sowieckich na wyjazd nie miał jednak zamiaru poprzestać na oglądaniu tylko tego,
co mu usłużnie polecano, ani na rozmowach tylko z tymi ludźmi, których
oficjalnie mu wskazano, bowiem powinności wobec prawdy i etyka zawodu wymagały
aby skonfrontować nową rosyjską rzeczywistość pod każdym, nawet
najdrobniejszym, względem, a nie opierać się tylko na utartych myślowych
schematach i suflowanej państwowej propagandzie. Stąd też w książce Mackiewicza
„Myśl w obcęgach. Studia nad psychologią społeczeństwa sowietów” (wydanej po
raz pierwszy w 1931 r.; parokrotnie później wznawianej, w okresie powojennym
także w II obiegu, a ostatnio oficjalnie w 1998 r.) jest wiele niezwykłych
obrazków z życia codziennego, mnóstwo niepowierzchownych obserwacji, wreszcie
prób wnikliwej analizy sowieckiej polityki i przewidywania rozwoju sytuacji.
Stanisław Mackiewicz jeszcze przed swoim wyjazdem ułożył pewien kwestionariusz
- klucz pytań, na które chciał znaleźć w miarę możliwości wyczerpujące
odpowiedzi. Pytań, które tylko z pozoru mogły wydawać się typowym
dziennikarskim dociekaniem sensu oglądanego świata, ale jak miała wkrótce
pokazać nieodległa przyszłość były niezwykle istotne dla Polski i jej
najbliższych sąsiadów. I ponieważ nie były to banalne pytania, stąd i
oczekiwania wobec odpowiedzi nie mogły być małe. Jakie zatem znaki zapytania
postawił Mackiewicz przed sobą i czytelnikami ? Przede wszystkim była to próba
stwierdzenia czy w razie wojny w Rosji nastąpi przebudzenie rosyjskiego
patriotyzmu państwowego, który albo zacznie pomagać sowieckiemu rządowi albo
przeciwnie - przyłączy się do kontrrewolucji antybolszewickiej, następnie -
która z „opcji” zwycięży w zmaganiach pomiędzy bolszewickim centralizmem a „siłami
decentralistyczno - nacjonalistycznymi”; wreszcie jakie są aktualne wpływy Azji
na porewolucyjne państwo sowieckie, jaka jest młodzież, na ile silnie
identyfikuje się z ustrojem i czy w tej nowej Rosji można jeszcze odnaleźć
wpływy tradycyjnego, rosyjskiego „palimpcestu” pod zwałami czerwonego pokostu.
I od razu wyjaśniał, że zależało mu szczególnie na odkryciu tych elementów
bolszewickiej codzienności, tak państwa, jak i jego społeczeństwa, które
zawierałyby w sobie pewną statyczność, niezmienność i trwałość, będąc
jednocześnie jakimiś formami zasad obowiązujących u wschodniego sąsiada
Rzeczypospolitej. Mackiewicz zastrzegał również, że nie ma najmniejszego
zamiaru pisać tekstów z założenia wymierzonych w ZSRS, ale nie wynikało to
bynajmniej z jakiegoś faryzejskiego ukrywania własnych przekonań i poglądów;
chciał opisać tylko to, co sam zobaczył, czego doświadczył, aby uniknąć
propagandowej bujdy i frazesów. Uważał zresztą, i można to przyjąć za swoiste
credo jego relacji, szerzenie nieprawdy o państwie bolszewickim za zbędne,
szkodliwe i niepotrzebne „bo książki antybolszewickie, oparte na przesądach,
jednakże nie są w stanie oddać tego koszmaru życia, jak się on tam przedstawia.
Wyjeżdżając do Bolszewii i budując sobie obraz stosunków tam panujących na
podstawie propagandowych książek, byłem jednak rozczarowany in minus, to znaczy
życie w Rosji wydało mi się o wiele gorsze, nieznośniejsze,
piekielniejsze, niż mogłem sobie wyobrazić. Aby więc odrysować ciężar życia w
Bolszewii, zupełnie jest niepotrzebne uciekać się do przesady, trzeba tylko
dokładnie, precyzyjnie odrysować właściwy obraz stosunków. Przesada, blaga,
kłamstwo są także szkodliwe, bo przeinaczają, a często zmniejszają nam niebezpieczeństwo
tkwiące w bolszewizmie”. A tak na marginesie, mimo upływu kilkudziesięciu
lat od napisania tych słów, nie straciły one prawie nic na swej niepokojącej
aktualności, nieprawdaż ?
Przedstawiony przez Mackiewicza obraz sowieckiej rzeczywistości był zgodny z
tymi deklaracjami, zanim udzielił odpowiedzi wprost na nurtujące go pytania,
chciał pokazać tło w jakim osadzone były obserwowane przez niego
zagadnienia. Właściwa dla publicystyki i pisarstwa Cat-Mackiewicza była
umiejętność oglądania wielu rzeczy i zjawisk
z nieustannym badaniem ich wpływu na polskie interesy i na polską rację stanu.
A za ważne dla bezpieczeństwa Polski należało bez wątpienia uznać wiedzę o
bolszewickiej Rosji i o tym wszystkim, co wiązało się z jej polityką
wewnętrzną i zagraniczną. Zresztą, jak zastrzegał już wcześniej - zamierzał
pokazać sowieckiego kolosa (inną sprawą pozostaje czy faktycznie na glinianych
nogach...) nie przez pryzmat fobii i uprzedzeń, ale poprzez opis
rzeczywistości, który jednak z owymi fobiami czy przeinaczeniami mógłby
spokojnie sam z siebie, w swej potworności i nierealności, skutecznie
konkurować, nie wymagając przy tym żadnych przerysowań obrazu.
Jednak już wkrótce po przyjeździe stało się dla Cat-Mackiewicza jasne, że
przygotowane przez niego pytania są dobre, logiczne i trafiające w sedno, ale...
nie w Sowietach. Tam każdy dzień, każda chwila pobytu druzgotały jego
wcześniejsze założenia, stawiały te pytania w zupełnie innym świetle,
unicestwiały cały porządek rzeczy z jakim człowiek z kraju cywilizowanego się
stykał i jakimi się otaczał. Dlaczego ? Otóż uczciwy obserwator nie mógł nie
zauważyć, że ma do czynienia z jakimś niezwykłym eksperymentem dokonywanym na
jego oczach na żywym organizmie społeczeństwa i że Rosja bolszewicka nie jest
tylko państwem powstałym w wyniku już dokonanej rewolucji, lecz jest państwem,
w którym ta rewolucja i przeorywanie ustalonych porządków ciągle się dokonuje
- jednym słowem, iż jest to wielki bulgocący kocioł i wsypywani są do niego
żywi ludzie, mający nieszczęście znaleźć się w niewłaściwym miejscu i w
najzupełniej niewłaściwym czasie. Relacja Mackiewicza pokazuje po prostu świat
permanentnej rewolucji będący spełnieniem najbardziej koszmarnych snów,
pokazuje świat naznaczony piętnem szaleńczej ideologii i codzienności
przymusowej udręki milionów ludzi wprzęgniętych w system nowego
dwudziestowiecznego niewolnictwa, świat tak naprawdę okaleczony i napiętnowany,
w którym do rangi zbrodni stanu zaliczona może być odmienność, tak wydawałoby
się banalna i arcyludzka, jaką jest inne myślenie, inne niż panujące dookoła
stadne „opiekowanie się” własnymi i cudzymi przemyśleniami. Jest to w sumie
świat bez wartości i bez Boga, zanegowany i sprowadzony do kultu najniższych
instynktów wymierzonych przeciwko drugiemu człowiekowi - bo tym w istocie było
prześladowanie wszystkich niedopasowanych, nieustępliwych, w jakikolwiek sposób
niewygodnych dla nowego ustroju. Prześladowani w sowieckiej Rosji, na przykład
tzw. „liszeńcy” czy „wrieditiele” służyli jako obiekty wyładowywania całej
propagandowej złości, było to celowe utrzymywanie poddanych w obłędzie
zagrożenia i wyolbrzymianie tego zagrożenia jako elementu psychologicznego
związywania ich z panującym ustrojem, bo codzienność „w Bolszewii potrzebuje
podniety, potrzebuje morfiny politycznej. Liszeńcy są instytucją , na której
wyładowuje się temperament rewolucyjny. (...) bolszewicy nie mogą tłumaczyć
tłumom, że głód, nędza, brak wszystkiego, katastrofy powstają dlatego, że ich
system gospodarczy jest idiotyzmem. Więc coś należy znaleźć takiego, aby tłumom
wytłumaczyć, dlaczego są katastrofy na każdym kroku. I to najłatwiejsze,
najprzystępniejsze (...) tak łatwo trafiające do przekonania tłumaczenie (...)”.
Istotnym elementem relacji polskiego dziennikarza jest próba analizy
psychologii zniewolonych, ale i rządzących nimi oraz odkrycie mechanizmów
władzy odartych z blichtru i pudru propagandy, a Mackiewicz w
sugestywnych skrótach pokazuje obraz chwili, na uchwycenie której inni tracili
kilogramy zapisanego papieru.
Zagadnienie, które w bolszewickiej Rosji zaskakiwało już od pierwszego
spojrzenia to pokoleniowy podział na zwolenników i przeciwników komunizmu. Z
nowym ustrojem było związane niestety prawie w całości młode pokolenie, w
starszym zaś tylko ideowi komuniści, wszelkiej maści oportuniści
i pogardzani nawet przez samych bolszewików „pożyteczni idioci” - „poputczicy”.
Główny nacisk wszechobecna propaganda i indoktrynacja bolszewików kładły na
każdy nerw żyjącego społeczeństwa aby przeorać jego poglądy, przekonania,
sposób patrzenia na nową rzeczywistość, a wreszcie - rzecz nie bez znaczenia -
jego przeszłość i pamięć. W walce z tą ostatnią zyskiwali bolszewicy, jak
zwykle w takich przypadkach, potężnych sojuszników w postaci nieustępliwości
biologii i czasu. Ogromna bowiem większość tych, którzy mieli „nieszczęście”
żyć i pamiętać „stare, złe czasy” albo odchodziła w sposób naturalny, albo była
do takiego odejścia zmuszana przez skazanie na nieistnienie w oficjalnym życiu
państwa, bądź też była dosłownie i fizycznie likwidowana. Natomiast młodzież
sowiecka nie mając właściwie punktów odniesienia była od najmłodszych lat
wychowywana w kulcie partii i idei komunistycznych, bolszewicy wykorzystali
umiejętnie konflikty pokoleniowe kierując młodzież na wiele stanowisk, ponad to
skutecznej indoktrynacji miały służyć żłobki, przedszkola, szkoły i
uniwersytety. Wielce charakterystyczne były spostrzeżenia Mackiewicza ze
zwykłego sklepu z zabawkami, gdzie miał okazję oglądać zabawki z tak bardzo
„dziecinnymi” nazwami jak „sierp i młot”, „politlotto”, „kołchoz” czy „dopędzić
i przegonić”; dzieci w szkołach wypełniały, często w dobrej wierze, liczne
ankiety, z których potem korzystała policja polityczna. Nie ma wątpliwości, że
komunistom chodziło o stworzenie nowego społeczeństwa młodych janczarów
bezwzględnie posłusznych i bezgranicznie oddanych ustrojowi i partii. Podobnie
wyglądała sytuacja robotników jako części społeczeństwa - to zwłaszcza oni byli
forowani, nawet wbrew zdrowemu rozsądkowi, kosztem innych - wielokrotnie
zresztą pokazuje Mackiewicz w swojej książce przykłady takiego postępowania, z
jednym szczególnym, który początkowo może sprawiać wrażenie celowo
przerysowanego, mimo iż Mackiewicz znalazł później nie raz potwierdzenie tej
wyjątkowości traktowania robotników w różnych sytuacjach. Przykład propagandowo
nośny tym bardziej, że była to scena z jednej ze sztuk teatralnych; otóż występująca
w niej grupa młodzieży robotniczej ubiega się o przyjęcie na studia i
egzaminujący profesor pyta o to, czym jest rewolucja długo nie uzyskując żadnej
odpowiedzi, wreszcie jedna z robotnic odpowiada, że „wtedy, kiedy
proletariat burżuazję... ”. I na podstawie tej jednej odpowiedzi ci młodzi
ludzie zostają studentami. Niesamowite i absurdalne, możliwe jednak w państwie
bolszewickim.
Mackiewicz za największego sojusznika bolszewików uważał czas. Czas, który
wybitnie pracował na ich korzyść, i to nie tylko dlatego, iż wymierało starsze
pokolenie, ale także dlatego, że każdy dzień umacniał Rosję, jej armię,
wtłaczał ludzi w masową industrializację kraju kosztem olbrzymich poświęceń i
zdrowego rozsądku, wreszcie przeorywał mentalność, tak by nie było już żadnego
powrotu do dawnego, przedrewolucyjnego sposobu egzystencji. Mackiewicz trafnie
dostrzegał, że całe życie w Sowietach postawione było do góry nogami. Prawie
każda norma cywilizowanego świata rozumiana była tam opacznie - nauka, sztuka,
kultura, prawo nie służyły ludziom, lecz jedynie realizacji zadań partii i komunistycznych
przywódców. A bliższe poznanie życia w Rosji przekonywało - jak pisał - „że
o ile u nas uczeń się uczy, aby umieć, robotnik pracuje, aby zarobić, o tyle w
Rosji do każdej pracy zapędza indywiduum ludzkie nie wzgląd na własny
indywidualny interes, lecz dwa czynniki, z których jednym jest terror, drugim
systematyczne wprowadzanie tego ludzkiego indywiduum w stan histerii
rewolucyjnej, w stan aktora deklamującego najbardziej patetyczną ze swoich ról.
I tym codziennym, rewolucyjnym haszyszem społeczeństwo co dzień jest
histeryzowane!”. Czyli stan nieustannej mobilizacji, rywalizacji i właśnie
histerii zmagań z pracą, ale bez większych efektów - bo czymże innym, jak nie
absurdem była komunistyczna gospodarka licznych planów i gigantomanii
skrzyżowanej z nędzą ulicy, permanentnymi brakami w zaopatrzeniu i
niewydolnością produkcji. A stan ten dobitnie potwierdził nawet eksperyment z
NEP-em. Równocześnie w państwie bolszewików panował niepodzielnie
„terror myśli”, mający za zadanie wychować posłuszną i gotową na wszystkie
wyrzeczenia ludzką „wspólnotę strachu”. Przez wiele lat to się bolszewikom
udawało, ludzka złość, odraza wobec komunistów i ich poronionych idei nie
znajdowały jednak ujścia poza głuchym milczeniem, zaciskaniem pięści i
codzienną niemożnością.
Do najbardziej wzruszających stron książki Stanisława Cat-Mackiewicza należą
te, na których opisuje on bolszewicką walkę z religią. Oficjalnie żadnej
religii w Rosji nie prześladowano, ale przeczyła temu w jawny sposób
rzeczywistość. Masowe aresztowania księży i popów, zsyłki, prześladowania i
szykany wiernych, zamykanie, burzenie i bezczeszczenie świątyń i relikwii to
powszednia praktyka likwidowania „opium dla ludu”.I znamienna rozmowa
Mackiewicza z jednym z bolszewickich przywódców, w której ten ostatni przyznał,
że oni wybaczają „tylko bogom umarłym, a Chrystus jest żywym Bogiem”,
paradoksalnie więc właśnie to stwierdzenie w ustach zagorzałego komunisty było
przyznaniem na czym polegała walka z religią. Zresztą, czyż komunizm ze swoimi „rytuałami”,
„świętymi księgami”, „prawdami objawionymi” do wierzenia, zabalsamowanymi
zwłokami Lenina nie chciał być właśnie jakąś quasi - religią ? Otóż był, był
zaprzeczeniem chrześcijaństwa i tego wszystkiego co ono uosabiało, był
pogańskim i szatańskim wcieleniem tęsknot umysłu „wyzwolonego” z dawnych „przesądów
i wierzeń”, a konkurentów do panowania nad umysłami eliminował dostępnymi
środkami. Stąd prześladowanie religii i męczeństwo wiernych Kościoła
rzymskokatolickiego i prawosławnego, tych XX - wiecznych bezimiennych świętych
i męczenników za wiarę.
Stałym wątkiem publicystyki Cat-Mackiewicza były zagadnienia polityki
zagranicznej i stosunków międzynarodowych. Również i pod tym kątem starał się
oceniać politykę sowieckiej Rosji. Dostrzegał zarazem, że polityka zagraniczna
ZSRS obejmuje w pierwszej mierze wyznaczanie kierunków ekspansji i problem
zagadnień narodowościowych wewnątrz państwa. Stąd też pytania o wpływy Azji na
Rosję i vice versa oraz stosunek bolszewików do podbitych przez nich narodów.
Trzeba jednak od razu przyznać, że w niektórych przewidywaniach Mackiewicz się
mylił ulegając być może zbytnio swej publicystycznej werwie - na przykład
uważając, że komunizm groźniejszy jest na terytorium azjatyckim niż w
Europie, ale nawet mackiewiczowskie błędy i dziennikarskie szarże mają pewne
walory poznawcze, choćby w sposobie myślenia i argumentacji.
Mackiewicz pisząc o bolszewickim eksperymencie miał nadzieję, że nie stanie się
on nigdy udziałem Polski, wierzył w siłę cywilizacji zachodniej w starciu z
barbarzyństwem ze wschodu, mimo, że go przecież nie lekceważył. Podsumowując
swoje wrażenia, przypuszczenia i obserwacje z odbytej podróży Mackiewicz
pokusił się o skonstruowanie trzech najbardziej jego zdaniem prawdopodobnych
scenariuszy przyszłości dla państwa sowietów. Pierwszym miał być upadek tego
nienormalnego państwa z powodu jakiegoś (choć trudnego do przewidzenia)
kataklizmu, uważał bowiem, że nie może długo „istnieć społeczeństwo karmione
wyłącznie morfiną (...) to zabija, a nie usposabia do życia”. Drugą
ewntualnością mogło być zwycięstwo komunizmu nad całym światem z powodu
niezrozumienia bolszewizmu przez państwa i społeczeństwa zachodnie i uleganie
infekcjom, jak je nazywał - „krótkowzrocznością kupiecką, a która zatruwa
defensywę naszego świata wobec bolszewickiej agresji i infekcję (...) ideową, a
która ułatwia bolszewikom ofensywę ideową w głąb naszego świata”. I
wreszcia możliwość trzecia, czyli współistnienie, współżycie świata
kapitalistycznego i bolszewickiego - przewidywał, że stan taki może potrwać
nawet kilkanaście lat, a w końcu i tak zakończy się agresją ze strony
komunistów.
Stanisław Cat-Mackiewicz nie był żadnym nawiedzonym prorokiem, ale w swoich
przewidywaniach co do przyszłości Rosji, opartych na podstawie dostępnych
informacji i logicznego myślenia, właściwie niewiele się pomylił. Patrząc z
naszego brzegu minionych lat możemy potwierdzić, że trafnie przewidział
możliwości „reakcji” bolszewizmu ze światem, a niewielka korekta przez nas
wprowadzona dotyczyć może jedynie kolejności realizacji scenariuszy
Mackiewicza. Kilkadziesiąt lat komunizmu w XX wieku, z jego niestety jeszcze istniejącymi
enklawami, to faktycznie sekwencje współistnienia ze światem kapitalistycznym,
agresja wobec niego, zwycięstwo w znacznej części Europy i na niektórych
obszarach świata (przy jednoczesnej zdradzie Zachodu wobec dotychczasowych
sojuszników) i wreszcie upadek komunizmu, jeśli nie całkowity, to przynajmniej
w wielu jego wcieleniach. Trudno oczywiście pominąć milczeniem fakt, że z
powodu krótkowzroczności niektórych polityków to aberacyjne doświadczenie
objęło także Polskę i Polaków. Mackiewicz przestrzegał, i mimo usłyszenia jego
ostrzeżenia, nie został tak naprawdę wysłuchany, a cena jaką przyszło zapłacić
za tę głuchotę była wielka. Czy będzie to nauka na przyszłość, pokaże czas...
tym bardziej, że pisanie i czytanie dzisiaj o prawdziwym obliczu komunizmu,
opisywanie w sposób kronikarski życia w tzw. „realnym socjalizmie” nie jest
zbyt powszechne i przypomina, i tak jest też często odbierane, raczej baśń o
żelaznym wilku, przywoływanym bardziej dla uspokojenia niezbyt grzecznych
dzieci, niż dla nauki i zrozumienia przeszłości.
Zapyta ktoś, czy warto dzisiaj zajmować się jeszcze relacją Cat-Mackiewicza i
czy nie lepiej potraktować ją tylko jako historyczny zapis jednej z licznych w
końcu dziennikarsko - literackich podróży do Rosji ? Uprzedzając takie zarzuty
odpowiadam, że ciągle warto, i więcej nawet - trzeba poznać ten tekst, aby
dostrzec niektóre z dzisiejszych rosyjskich posunięć. Natomiast nie da się
rzeczywiście ukryć, że książka Mackiewicza w jednym ze swoich wymiarów jest książką
przynależną stricte do historii, do czasu minionego i może być z powodzeniem
traktowana jako historyczne źródło, choć ma jednocześnie wartość urokliwego
anachronizmu przebrzmiałego już sposobu pisania - innego języka, stylu, znaczenia
słowa, roli porównań, ma także dostrzegalną delikatną nutkę nostalgii,
wetkaną w tekst przez autora, za pewnymi wartościami i zasadami carskiej
Rosji, którą przecież Cat-Mackiewicz znał od najmłodszych, petersburskich lat.
Relacja Mackiewicza miała wreszcie niebagatelne znaczenie dla wszystkich jego
współczesnych; każdy kto się z nią zetknął i zapoznał (nota bene pierwotnie
była regularnie publikowana w macierzystym dzienniku Mackiewicza - wileńskim
„Słowie”, nieco później doczekała się w latach trzydziestych trzech wydań
książkowych i przekładu na język angielski) nie mógł, oczywiście niezależnie od
przekonań i oceny wartości samego tekstu, twierdzić, że nie wiedział nic o
komunizmie za wschodnią granicą Rzeczypospolitej, o państwie, w którym na
najwyższy piedestał wyniesiono „myśl w obcęgach”. Mackiewicz po prostu nie zostawiał
sumień i umysłów w jeszcze wolnym świecie obojętnymi. Co ciekawe, niektórzy
krytycy zarzucali mu ni mniej ni więcej... tylko propagowanie komunizmu, inni
natomiast gromili go za „oczernianie” bolszewizmu, chociaż łatwo wykazać, że w
ustach części adwersarzy Mackiewicza brzmiało to nie tyle śmiesznie, co wręcz
żenująco. Jednak to historia na zupełnie już inną opowieść. Opowieść o infekcji
komunizmem.
Pierwodruk: R.
Witkowski, Podróż na wschód, [w:] J. Parada, P. Waingertner, R. Witkowski,
Widziane z prowincji, Zduńska Wola 2001, s. 34-40